Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 

Od paru tygodni cały świat wprost szaleje i zwiastuje rychły koniec Tygrysa Wschodu, rzecz jasna starannie przy tym pomijając kwestię zasadniczą, jaką jest powód załamania na chińskiej giełdzie. Nie jest to oczywiście jedyny temat tabu, gdyż choć byłem przez ten czas starannie wsłuchany w głos nie jednego polskiego dziennikarza, to żaden z nich nie zająknął się na temat wspólnoty państw rozwijających się – BRICS. To zadziwiające, iż ścisłą współpracę krajów takich jak Chiny, Rosja, Indie, Brazylia i RPA w celu skończenia z dominacją grupy G7 i Międzynarodowego Funduszu Walutowego, zwyczajnie pomija się, jakoby to te państwa stanowiły jedynie oddzielne byty, niepowiązane z sobą żadnymi szczególnymi interesami, a już tym bardziej nie tworzą one alternatywy dla lichwiarskiego systemu monetarnego i pożyczek uzależnionych od widzimisię MFW i Banku Światowego, które jak do tej pory nie pomogły swymi planami reform jeszcze żadnemu państwu.

BRICS w ocenie polskich mediów to jedynie fikcja, byt równie realny co duchy. Skoro tak, to nic dziwnego, iż nikt nie potrafi także udzielić sensownej odpowiedzi na pytanie, co tak właściwie dzieje się obecnie na chińskiej giełdzie.

Sytuacja ta, wbrew opinii dziennikarzy TVNu czy niemieckiego Onetu, nie jest wcale katastrofą dla Państwa Środka, a jest jedynie katastrofą dla spekulantów i panikarzy, których w Chinach jest nie mniej niż we Frankfurcie, w London City, a także na Wall Street. Katastrofą można nazwać obecny system monetarny i funkcjonowanie rynków finansowych, opartych jedynie na umowach społecznych i na oderwaniu ich kompletnie od jakiejkolwiek rzeczywistości.

Tym wielkim wydarzeniem, które jest od paru tygodni na ustach całego świata, nie jest wcale żadna gospodarcza tragedia, a jedynie płacz tzw. „inwestorów”, w innych sytuacjach zwanych dobitnie spekulantami, których wirtualne zyski zamienione zostały w równie wirtualne straty. Sam obrót nieistniejącymi pieniędzmi, a także opieranie gospodarki jakiegokolwiek kraju na istniejących jedynie w komputerze akcjach i obligacjach, jest istotnie ogromną katastrofą i konsekwencją postanowień grupki zasiedlonych w Ameryce bankierów.

Nie jest to jednak katastrofa dla gospodarki Chin, a także nie powinna to być katastrofa dla podatników niezainteresowanych giełdą, choć niestety, ci ostatni mogą to z pewnością poczuć. Skoro gospodarka takich krajów jak Polska jest ściśle powiązana z czymś nie posiadającym obiektywnej wartości i uzależnia się od plotek oraz pogłosek zwyczajnych hazardzistów nie kierujących się logiką czy rachunkiem ekonomicznym, oczywistym jest, że podatnicy w naszym kraju, a także część dużych przedsiębiorstw może odczuć ten kolejny już kryzys. Wielka Szulernia jaką są światowe rynki finansowe trafiła jednak kulą w płot, gdyż dla gospodarki Chin w dłuższej perspektywie czasu nie będzie to miało wielkiego znaczenia, a głównym punktem jej zainteresowania będzie eksport do Afryki i Ameryki Południowej, a także ogromne inwestycje na tych kontynentach, nie straty spekulantów nad Niemnem i Tamizą.

Chiny szybko wygrzebią się z bagna w jakie wpakowała je międzynarodowa lichwa, o wiele szybciej niż wygrzebanie się z kryzysu zajęło Europie i Stanom Zjednoczonym. Panika na giełdach wzrośnie, a później opadnie i powoli wszystko zacznie wracać do (nie)realnej normy. Są jednak inne zagrożenia, które spędzają sen z powiek polskim dziennikarzom i politykom, a którymi straszą oni Polaków. Nieustannie największym z nich jest oczywiście Rosja.

Jest to kraj, który nie ma żadnych roszczeń terytorialnych wobec Polski. Mają je z kolei Niemcy i Ukraina, choć także Litwini i Czesi są pod tym względem wyjątkowo nieprzewidywalni. Szczególnie nasi koledzy z Wilna, którzy już tradycyjnie od dziesiątek lat, każdą swoją porażkę, wymieranie własnego Narodu i nieudacznictwo swych władz, widzą jako skutki działań Polski i Polaków sprzed wieków. Pocieszające jest chociaż to, że nie stanowimy jedynego społeczeństwa, jakim rządzą ogromne kompleksy.

Wracając jednak do nieustającego zagrożenia ze strony prezydenta Putina, który ma chociaż jakiś wpływ na decyzje podejmowane w swoim własnym kraju (w porównaniu do amerykańskiego prezydenta, który nie wygra wyborów bez złożenia rozmaitych obietnic dziesiątkom sponsorów z podejrzanych branż), to Rosja nie wydaje się być szczególnie zainteresowana Polską, ani drżącą ze strachu Estonią bądź Mołdawią. Po aneksji Krymu, co nie pozwoliło NATO na zniszczenie resztek Syrii pozostających jeszcze pod kontrolą Baszara Al-Asada walczącego z Państwem Islamskim, Rosja skupiła się na negocjacjach z Ukrainą i na rozwiązywaniu swoich problemów wewnętrznych, których ma nadzwyczaj sporo.

Nie widać z jej strony żadnych militarnych ruchów świadczących o przygotowywaniu tego kraju do aneksji jakiejkolwiek części Europy. Urojone wizje pseudo-prezydenta Poroszenki o rosyjskich czołgach na Ukrainie, czego nie są w stanie potwierdzić setki satelit w innej sytuacji zdolnych do zajrzenia każdej stojącej na ulicy kobiecie w dekolt, pozostawię tutaj bez komentarza. Mimo wszystko nie ma dnia, by w wieczornym wydaniu polskich wiadomości nie podawano informacji z Moskwy, jak na przykład sensacyjne i ogromne odkrycie drogich zegarków rzecznika Pieskowa, czy też wyrzucanie żywności z Europy, która dziwnym trafem znajduje się tam mimo sankcji, a nikt nie wspomina o marnowaniu milionów ton jedzenia w Europie w związku z restrykcjami Unii Berlińskiej.

Urojona wizja zagrożenia jest w dodatku podsycana przez nowego polskiego prezydenta, który za nic mając wcześniejsze ustalenia i traktaty, chciałby przesuwać bazy wojskowe NATO jeszcze dalej na wschód. Polscy generałowie wielce się z tego powodu cieszą, gdyż będą mieli okazję do kolejnych zakupów niepotrzebnego nam i całkowicie ofensywnego sprzętu wojskowego. Jak to jest, że kraj, który nie potrafiłby w razie wojny zabezpieczyć choćby 3% swojego terytorium i nie ma zdolności obronnych, wydaje tyle miliardów na drogie zabawki ofensywne? Świadczy to jedynie o tym, iż Polska jest w sojuszu państw atakujących, a nie broniących się, jak mylnie mówi nam nazwa tegoż sojuszu i że będziemy w gronie tych, którzy nie tylko staną na pierwszym froncie, lecz również doprowadzą do samego wojny wybuchu.

Co tak właściwie składa się na bezpieczeństwo Polski? Wbrew pozorom, nie jest to tylko armia czy mechanizmy pozwalające na przetrwanie cyklicznie pojawiających się w tym systemie kryzysów finansowych. Jednym z podstawowych elementów bezpieczeństwa każdego kraju, jest jego zaopatrzenie w wodę. Składa się to nie tylko na zapewnienie ludności wody pitnej, lecz także na rozsądną politykę środowiskową i infrastrukturalną. Polska pod tym względem jest w sytuacji niemalże tragicznej, gdyż od wielu dziesiątek lat nikt nie dba o wały przeciwpowodziowe, o zbiorniki retencyjne, śluzy czy kanały, a zarówno MSW jak i MSZ informują co jakiś czas o „strategicznej” współpracy z Izraelem… nie tylko cierpiącym na niedostatki wody pitnej, lecz także wysoce zainteresowanym w kontroli (poprzez spółki zarządzane przez oficerów wywiadu) wszelkich wodociągów i na sprywatyzowaniu światowych zasobów wodnych.

Na bezpieczeństwo państwa składa się sprawiedliwe i surowe prawo, a także sprawnie działające sądy i policję. Obecnie złamanie palca złodziejowi w trakcie jego włamania do naszego domu, kończy się większym wyrokiem dla osoby, która starała się bronić swoje życie i dobytek, niż dla samego przestępcy. Sądy zabierają dzieci pod byle pretekstem, a handel nimi stał się intratnym biznesem. Ponad to sędzia przejeżdżający pieszego na pasach i będący przy tym wpływem alkoholu nie traci stanowiska i jest chroniony przez kolegów, kiedy w każdym kraju prawa choćby posiadanie przez niego kochanki skończyłoby się w najlepszym razie wykopaniem go ze stanowiska. W kraju z takim wymiarem sprawiedliwości obywatel nie czuje się bezpiecznie, szczególnie wiedząc, że dziesiątki ustaw wykluczają się wzajemnie i wszystko zależeć będzie od interpretacji pana w todze, którego coraz rzadziej obchodzi zarówno duch, jak i litera prawa.

Na bezpieczeństwo kraju składa się liczba łóżek szpitalnych, dostęp do podstawowej i zaawansowanej opieki zdrowotnej, a także liczba śmigłowców ratunkowych i wyszkolenie ratowników medycznych. Obecnie ratownictwo to, wbrew liberalnej zasadzie „co prywatne to działa” nie funkcjonuje jak powinno, a w karetkach ma się do często do czynienia z dentystami i osobami bez odpowiedniego przeszkolenia w zakresie ratowania życia i zdrowia pacjentów. Ponad to przyjęcie do lekarza stanowi już nie konstytucyjne prawo, a jest zwyczajną ruletką i coraz więcej Polaków zarabiających nawet poniżej średniej krajowej jest zmuszonych do opłacenia prywatnych lekarzy, mimo odprowadzanych przez nich składek do NFZ.

Przykłady można mnożyć. Bezpieczeństwo kraju i jego obywateli to wiele czynników wpływających na siebie. To także wiedza o tym co czynić w przypadku zakażenia chemicznego bądź nalotu, to ilość schronów, przeszkolenie cywili, sprawność działania służb specjalnych czy też pozostająca w posiadaniu Państwa energetyka, wodociągi i infrastruktura. Mimo sporego budżetu, bezpieczeństwa Polakom nie zapewnia się w żadnym zakresie, a prawo łamie się na każdym kroku, czego najlepszym przykładem są legalne sklepy z dopalaczami mimo przyjętego prawa antynarkotykowego. Istotnie zatem, Polacy winni się bać, ale swojego ratownika medycznego, lekarza, powodzi, braku wody pitnej, ataku terrorystycznego, braku pracy, zakażenia żywności i powietrza, skażenia środowiska odpadami i zniszczenia resztek dóbr narodowych. Nie Rosji, Iranu. ani kryzysu spekulantów, którym nie udał się kolejny już atak na grupę BRICS.

Robert Grunholz

Za: http://kronikanarodowa.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=2634:o-niebezpieczestwie