Drukuj
Kategoria: Komentarz polityczny
Odsłony: 11339
Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Bronisław Komorowski chętnie opowiada o swoim katolicyzmie (jak sam go określa – „soborowym”). Jednak w praktyce nie przekłada się on na zaangażowanie społeczne. Może jednak zwodzić niezorientowanych.

Spotkania z biskupami (choćby z kard. Stanisławem Dziwiszem), poparcie (całkowicie oficjalne) części duchownych (by wymienić tu tylko szefa Religia TV ks. Kazimierza Sowy) czy pokazywanie się w czasie uroczystości religijnych (marszałek Sejmu jako jedyny polityk zorganizował spotkanie z dziennikarzami po uroczystościach beatyfikacyjnych ks. Jerzego Popiełuszki) – Bronisław Komorowski bez najmniejszych skrupułów wykorzystuje Kościół do swojej kampanii wyborczej. Jeśli do tego dodać opowieści o pracy w seminarium, zaangażowaniu w Przymierze Rodzin i „katolicyzmie soborowym” – to obraz religijnej części kampanii stanie się w miarę pełny.

Katolik niekatolicki

To wszystko nie przeszkadza Bronisławowi Komorowskiemu nie tylko głosić poglądów całkowicie sprzecznych z nauczaniem Kościoła, ale także podpisywać ustawy groźne dla milionów rodzin czy dla wolności wychowania dzieci w normalnych rodzinach. Marszałek Sejmu otwarcie lekceważy nauczanie Kościoła w sprawie zapłodnienia in vitro, opowiadając, że jest za życiem, więc jest za tą metodą prokreacji, a pomijając całkowicie milczeniem, że aby na świecie powstało trzy miliony dzieci poczętych tą metodą potrzebne było 15 milionów innych dzieci, którym urodzić się nie było dane… Jakby tego było mało swoje odrzucenie jasnego nauczania Kościoła Komorowski przykrywa opowieściami o tym, że jego poglądy wynikają z „katolicyzmu soborowego”…

Obojętność na los dzieci w prenatalnym stanie rozwoju widać również w stosunku Komorowskiego do obecnej ustawy chroniącej życie. Tej ostatniej oczywiście obecny marszałek Sejmu zmieniać by nie chciał, jednakże los ponad 500 dzieci zabijanych zgodnie z polskim prawem nie zaprząta jego uwagi.

Jednoznaczny jest także stosunek Komorowskiego do prawa rodziców do wychowania własnych dzieci. A najlepszym tego dowodem jest niedawne podpisanie przez niego ustawy (czego robić nie musiał), która znacznie ogranicza uprawnienia rodziców, a nawet przekazuje niemałą część tych uprawnień państwu. To zaś oznacza przypisanie instytucjom państwowym uprawnień, których zwyczajnie one nie mają, i odebranie naturalnych praw rodzicom… Wszystko oczywiście w imię walki z przemocą w rodzinie (bo, jak uważają autorzy ustawy, poza nią się ona nie zdarza).

Sztabowcy marszałka (choćby Sławomir Nowak), a także jego główny pomocnik Janusz Palikot, nie wahają się także otwarcie wspominać o potrzebie takiej zmiany polskiego prawa, by pozwalało ono osobom tej samej płci zawierać konkubinaty z częścią uprawnień małżeńskich. I choć obecnie raczej do tego nie dojdzie (za małe poparcie w sondażach), to testowanie opinii publicznej już się odbywa, a jeśli słupki pójdą w górę, to można się spodziewać i takich zmian prawnych, do wprowadzenia których wzywa nieustannie Polskę Unia Europejska czy Europejski Trybunał Praw Człowieka.

Niezrozumiałe poparcie

Już tylko tak krótka analiza poglądów Komorowskiego czyni niezrozumiałym akty poparcia, jakich udziela mu część polskich hierarchów. Nie jest jasne, dlaczego kardynałowie i biskupi spotykają się z nim (i to na kilka dni przed wyborami, tak by kontekst wyborczy był całkowicie jasny), dlaczego KAI publikuje wywiady z prawnikami (zresztą nie kanonicznymi, a rzymskimi), którzy wykazując się nieznajomością orzeczeń Stolicy Apostolskiej przekonują, że polityk deklarujący katolicyzm nie musi być przeciw in vitro, dlaczego wreszcie Konferencja Episkopatu Polski wyrzuca ze swojego oświadczenia jakiekolwiek odniesienia do odpowiedzialności polityków za stanowione prawo bioetyczne, a zasady moralne odnosi jedynie do lekarzy i rodziców dzieci poczętych metodą in vitro.

Trudno nie dostrzec w tym – nieszczególnie skrywane – poparcie dla kandydata PO. I trudno nie zadać sobie pytania, w imię czego to poparcie jest udzielane? Bo przecież nie w imię wierności nauczaniu Kościoła, ani tym bardziej nie w imię jego odważnej obrony na niwie publicznej. Nie jest także w drugiej turze Bronisław Komorowski kandydatem mniejszego zła, bowiem jego poglądy w porównaniu z poglądami Jarosława Kaczyńskiego (któremu też można zarzucić działanie na szkodę inicjatywy Marka Jurka zmiany konstytucji ) są o wiele mniej katolickie, a jego działania pokazują, że stanowisko Kościoła nie ma dla niego w praktycznym działaniu najmniejszego znaczenia, szczególnie gdy media lub słupki sondażowe z owym nauczaniem pozostają w sprzeczności.

Niebezpieczne granie Kościołem

I wreszcie sprawa ostatnia. Unia Demokratyczna, z której wywodzi się Bronisław Komorowski, przez całe lata nie tylko głosowała (w swojej większości) przeciwko nauczaniu Kościoła, ale też robiła wszystko (z pomocą części publicystów „Tygodnika Powszechnego” czy „Gazety Wyborczej”), by udowodnić, że to właśnie poglądy niekatolickie, sprzeczne z nauczaniem Stolicy Apostolskiej, są tak naprawdę zgodne z duchem Ewangelii czy Soboru. I po podobną technikę działania sięga już teraz Bronisław Komorowski. Jego słowa o potrzebie miłosierdzia dla rodziców, którzy nie mogą mieć dzieci, czy o „katolicyzmie soborowym”, który dopuszcza odrzucanie nauczania moralnego Kościoła całkowicie jednoznacznie to pokazują. I rodzą obawy o to, że po wygranej w wyborach Komorowski będzie po taką metodę sięgał za każdym razem, gdy będzie chciał podpisać ustawę całkowicie sprzeczną z nauczaniem katolickim czy z interesami milionów rodziców, którzy chcą mieć możliwość wychowania swoich dzieci w zgodzie z zasadami, które wyznają…

…to zaś oznacza, że jest on kandydatem niebezpiecznym. Także dla zdecydowanego odważnie głosić zasady moralne Kościoła.

Tomasz P. Terlikowski

Za: http://www.bibula.com/?p=23571