Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 

Podpisanie Traktatu z Lizbony było błędem śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego – mówi Sergiusz Muszyński, działacz PiS, publicysta Liberum Veto, bloger w rozmowie z Rafałem Staniszewskim.

To jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu – powiedział premier Donald Tusk po uchwaleniu budżetu Unii Europejskiej, w którym Polska ma dostać 303,6 mld złotych. Czy Pan również jest zadowolony z tego wyniku?

Nie mamy się czym zachwycać. Pieniądze z Unii bardziej nam szkodzą, niż pomagają, zatem im więcej ich dostaniemy, tym gorzej dla Polski.

W jaki sposób szkodzą Polsce?

Pieniądze, które "otrzymujemy" w ramach tzw. polityki spójności, są jednym z największych generatorów długu publicznego w naszym kraju. Mechanizm ich przyznawania zmusza samorządy, przede wszystkim gminy i powiaty, do masowego zadłużenia się, bo Unia wymaga aby zdaje się przynajmniej 30% z całości sumy przeznaczonej na daną inwestycję pochodziło z wkładu własnego samorządów. To jest jedna z głównych przyczyn galopującego długu publicznego. Tę ścieżkę ma za sobą Grecja, a także Hiszpania i Portugalia. Dotacje unijne prowadzą do katastrofy, kryzysu zadłużenia. A już niezależnie od tego wszystkiego, nie ma takiej sumy, która byłaby warta niepodległości, możliwości rządzenia własnym państwem.

Mnie najbardziej zastanawia co Donald Tusk obiecał Angeli Merkel w zamian za to, by móc ogłosić sukces propagandowy "300 miliardów" w kraju. Pakt fiskalny? Unię bankową? Szybkie wejście do ERM II? Rezygnacja z resztek suwerenności państwowej nie powinna być na sprzedaż.

Jeśli chodzi o szkodliwość dotacji unijnych, dodam jeszcze, że to samo dotyczy wszystkich innych części gospodarki. Unijne pieniądze zabijają innowacyjność. Jak zauważył prof. Rybiński, wiele firm egzystuje tylko po to, by pobierać unijne pieniądze. Nasza gospodarka staje się zależna od zewnętrznych subsydiów. To bardzo niebezpieczne w długofalowej perspektywie.


Czyli lepiej by było oddać te ponad 300 mld do Unii? Niż je wyciągać i w ten sposób zadłużać bardziej kraj.

Uważam, że znacznie lepiej Polska radziłaby sobie nie tylko bez "300 miliardów z Unii", ale i bez Unii jako takiej. Integracja europejska polega na przekazywaniu przez państwa swoich suwerennych uprawnień, atrybutów przypisywanych wyłącznie państwom, na rzecz nowego bytu politycznego. Uczestniczenie w UE oznacza rezygnację z własnego, niepodległego państwa, za które nasi przodkowie oddawali życie, na rzecz stania się częścią budowanego w Europie nowego państwa. To nie jest warte jakichkolwiek pieniędzy, a już w szczególności nie takich, które bardziej szkodzą, niż pomagają.

Czy to nie Traktat Lizboński, podpisany przez śp. Lecha Kaczyńskiego, zabrał nam naszą suwerenność?

Traktat z Lizbony jest bez wątpienia bardzo szkodliwym dokumentem. Nadaje on Unii rysy federalne, niebezpiecznie upodabnia ją do państwa federalnego. Uważam, że podpisanie Traktatu z Lizbony było błędem śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego i jak pokazało głosowanie w Sejmie, tak samo uznało około 50 posłów PiS, którzy byli przeciw, tak samo uznała prof. Krystyna Pawłowicz, mówiąca o tym publicznie i Antoni Macierewicz skarżący ten traktat do Trybunału Konstytucyjnego. W PiS jest grupa polityków kontestujących bądź podchodzących bardzo sceptycznie do UE. Potwierdził to sam Prezes Jarosław Kaczyński mówiąc już po głosowaniu nad Lizboną, że w każdej dużej europejskiej partii konserwatywnej jest frakcja eurosceptyczna. Od siebie dodam – oby była jak najsilniejsza.

Jak Pan by dokończył zdanie: Unia Europejska to…

… projekt polityczny, mający za swój podstawowy cel likwidację 27 tożsamości narodowych państw członkowskich na rzecz czegoś nowego, zastąpienie 27 flag i hymnów nowym, pstrokatym niebieskim proporcem z gwiazdkami oraz nowym hymnem. Jest czymś bardzo niebezpiecznym, odzierającym nas z demokracji, samorządności. A to wszystko dzieje się ponad głowami ludzi, bez uzyskania ich zgody. We wszelkich możliwych referendach, pytających o zacieśnienie integracji, czy to dotyczących waluty euro, czy traktatów (powtórzone referendum w Irlandii nie powinno być brane pod uwagę, bo właśnie było powtórzone), zawsze przegrywają fanatycy unijni.

Przed wstąpieniem do Unii Europejskiej również miało miejsce ogólnopolskie referendum, które nie było powtórzony. Więc właściwie to my – Polacy zadecydowaliśmy o wejściu do UE.

Jeśli mówimy o tym fatalnym referendum, to warto mieć na uwadze dwie kwestie. Po pierwsze, było ono fundamentalnie nieuczciwe, z uwagi na niedopuszczenie do debaty publicznej dwóch stron na równych zasadach. W kampanię na rzecz UE zaangażował się rząd, przeznaczając na to olbrzymie pieniądze z budżetu państwa, z podatków, które płacą przecież też przeciwnicy UE. W sytuacji, w której władza bierze pieniądze publiczne i przeznacza je na nachalną agitację, propagandę, a jednocześnie nie dopuszcza drugiej strony do głosu, wynik nie mógł być inny. Przeciwnicy rezygnowania z niepodległości nie mieli takich środków finansowych, jak rząd. Z inną sytuacją byśmy mieli do czynienia, gdyby Leszek Miller, Aleksander Kwaśniewski i Donald Tusk przeznaczali na tę agitację tylko własne pieniądze. Po drugie, obecna UE jest już zupełnie innym tworem, niż ta z 2004 r. Wtedy nikt nam nie mówił o federacji, nikt nam nie mówił, że wejście do strefy euro będzie "obowiązkiem". Polacy zostali oszukani. Przedstawiono nam taką sytuację, jakoby UE była tylko strefą wolnego handlu i strefą swobodnych podróży. Tymczasem można to sobie zapewnić bez uczestniczenia w UE.

Obecna UE nie ma żadnej legitymizacji demokratycznej. Traktat lizboński został przez Irlandczyków odrzucony, tak samo jak wcześniej w Holandii i Francji zawierający bliźniacze postanowienia do niego Traktat Konstytucyjny. UE nienawidzi demokracji.

Wielu chciało stworzyć jedno europejskie państwo. Od Ottona III, przez Napoleona do Hitlera. Czy nie jesteśmy właśnie świadkami tworzenia tego państwa? Tylko teraz nie podbojami, lecz traktatami.

Jak najbardziej, jesteśmy. Unia Europejska już dzisiaj niepokojąco przypomina państwo. W doktrynie prawa międzynarodowego przyjmuje się, pisał o tym chociażby prof. Gilas, że aby uznać dany byt za państwo, musi on posiadać trzy atrybuty. Ludność, terytorium i tzw. władzę najwyższą. UE bez wątpienia wszystko to już posiada. Ludność, czyli obywateli UE, którymi jesteśmy wszyscy. Przypomnę, że obywatelstwo jest i zawsze było związane z państwem. Nie można być obywatelem organizacji międzynarodowej, jak np. NATO, czy OBWE. UE posiada też terytorium. Traktaty tworzą "granice wewnętrzne", a także w wielu miejscach bezpośrednio używają zwrotu "terytorium Unii", zamiast "terytorium państw członkowskich". Władza najwyższa w UE objawia się natomiast w tzw. państwowości instytucjonalnej, czyli przewodniczącym Rady Europejskiej jako "głowie państwa", czy Wysokim Przedstawicielu jako "ministrze spraw zagranicznych" z podległym sobie korpusem dyplomatycznym w postaci Europejskiej Służby Działań Zewnętrznych. UE, chociaż nie ma na to podstawy traktatowej, faktycznie ma flagę, hymn i dewizę. Ma też własną walutę – euro. Ma bank centralny i politykę zagraniczną. Tworzy prawo, nierzadko stosowane bezpośrednio, które zgodnie z praktyką stworzoną przez Trybunał Sprawiedliwości, ma pierwszeństwo nawet przed konstytucjami narodowymi. UE tworzy też o wiele więcej prawa, niż nasz Sejm, czy jakikolwiek inny parlament narodowy. Czego jeszcze chcieć od państwa?

Właściwie to nasze członkostwo w Unii jest wbrew nawet naszej konstytucji, w której jest napisane, że ta ustawa jest najwyższym prawem i nie może stać nad nią żaden inny dokument.

Oczywiście, że tak. Członkostwo w UE jest bez wątpienia niezgodne z polską konstytucją. Wykazał to Antoni Macierewicz w swoim wniosku do Trybunału Konstytucyjnego dotyczącym zgodności Traktatu Akcesyjnego z konstytucją oraz niejeden raz w swoich wystąpieniach i tekstach prof. Pawłowicz. W Traktacie Akcesyjnym zapisano, że Polska przyjmuje "cały wspólnotowy dorobek prawny", na co składa się też orzecznictwo Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. A ten Trybunał już od 1964 r. przyjmuje, że prawo unijne stoi ponad konstytucjami narodowymi w hierarchii aktów prawnych. Znajdziemy też więcej sprzeczności. Jak ma się członkostwo w UE do konstytucyjnej zasady sprawowania władzy przez Naród bezpośrednio lub poprzez swoich przedstawicieli? Władza unijna nie jest władzą sprawowaną przez przedstawicieli Narodu polskiego, bowiem Naród nie wybrał sobie w głosowaniu Komisji Europejskiej, w Radzie UE ma tylko jednego przedstawiciela, czyli może zostać przegłosowany, Parlament Europejski wybiera tylko częściowo. To samo dotyczy wyborów lokalnych, w którym przyznajemy prawa wyborcze obywatelom obcych państw, czego konstytucja nie przewiduje. W konstytucji mamy zamknięty katalog źródeł prawa, w którym nie są wymienione dyrektywy ani rozporządzenia unijne. Mamy do czynienia z wielką, niekonstytucyjna kpiną.

To jak to możliwe, że w ogóle weszliśmy do tej Unii?

Był to proces polityczny, który odbył się z lekceważeniem polskiej konstytucji. Znacznej części klasy politycznej zależało na tym, aby Polskę wciągnąć do UE. Dlaczego? Bo po prostu na tym najbardziej bogaci się właśnie klasa polityczna. To jedyny realny beneficjent Unii. Jest więcej stanowisk do rozdania, więcej pieniędzy do podzielenia, więcej okazji do przyjęcia łapówek. To, jak bardzo niektórym politykom na tym zależało, łatwo to zauważyć w każdym wymiarze. Po bajkach, że Polska bez UE zniknie, albo nastąpi jakiegoś innego rodzaju armagedon. Po tym, ile publicznych pieniędzy przeznaczono na pełną kłamstw propagandę unijną, czy wreszcie po tym, jak zlekceważono nawet polską konstytucję. Przy aprobacie Trybunału Konstytucyjnego. Być może sędziowie po prostu się bali? Łatwo sobie wyobrazić jaki "skandal" by wybuchł, jaka nagonka by się rozpętała, zarówno w naszych mediach, jak i poza Polską, gdyby Trybunał Konstytucyjny zachował się tak, jak trzeba.

Dziękuję bardzo za rozmowę.
Rozmawiał Rafał Staniszewski

prawy.pl

Za:  http://konserwatywnaemigracja.com/?p=431