Drukuj
Kategoria: Komentarz polityczny
Odsłony: 2127

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 

Kto wygrał wybory w USA - Putin. Kto stoi za wzrostem cen benzyny - Rosja. Kto kryje się za zamachem w Istambule - Kreml. Potęga Rosji jest niezmierzona, ma dostęp do wszystkich komputerów świata. Jest znowu światowym mocarstwem. Lada moment moskiewskie dywizje ruszą z Krymu i po kilku dniach na warszawskiej Pradze załopoczą ruskie flagi z sierpem i młotem. Putin, nawet w najśmielszych marzeniach, nie przewidział takiego sukcesu. Gazety wyborcze (i „polskie”) roztaczają wizję totalnej infiltracji poczciwych Amerykanów, piszą o wrednych cyberciosach w bezradną Clinton, ostrzegają przed Trumpem „wpisującym się w rosyjską narrację”.

Według „wSieci”, o prezydenturę Francji walczyć będzie dwoje kandydatów jawnie prorosyjskich, obóz opowiadający się w Europie za zbliżeniem z Moskwą znajdzie się w przewadze, i w związku z tym współpraca z Angelą Merkel, jedynym ośrodkiem powstrzymującym rosyjski ekspansjonizm, to geopolityczny wymóg. Prawicowym mediom sekunduje Aleksander Kwaśniewski. Na łamach „Rzeczpospolitej” wylicza: będzie reset USA z Rosją, zapłacą za niego Ukraina, Mołdawia i Gruzja. „Politycznych poglądów Trumpa trzeba się bać” - ostrzega. Obok resetu, bać się trzeba Trumpa broniącego swego kraju przed imigrantami, a nawet muru na granicy z Meksykiem. Krótko mówiąc, Trump nas porzuci, a nawet sprzeda Putinowi. Alarmuje także Waszczykowski. W jednym wywiadzie Rosja jest dla Polski „zagrożeniem egzystencjalnym”, a w drugim „zaczyna przypominać Koreę Północną”, i „rosyjska gospodarka upada”. Tym niemniej podejrzewać można, że teksty jednemu i drugiemu piszą ci sami ludzie.

Przekaz, że hakerzy na polecenie Kremla ułatwili Trumpowi zwycięstwo, poraził. Jeszcze gorzej zrobiło się, gdy sekretarzem stanu został Rex Tillerson, bo „ma powiązania z Rosją”, i to „niektóre złożone” - w 2011 negocjował z Rosneftem wart 50 miliardów dolarów kontrakt. Tillerson szczególnie zdenerwował organizacje żydowskie. „Są poważne powody do niepokoju. Tillerson  nie wypowiadał się publicznie w sprawach związanych z Izraelem” - lamentował Ron Halber, wpływowy działacz waszyngtońskiej gminy żydowskiej. Liderów żydowskich zaniepokoiło szczególnie przychylne nastawienie przemysłu naftowego do państw arabskich. Dla Abrahama Foxmana „ExxonMobil nigdy nie był przyjacielem Izraela”.


Precyzyjniej wyraził to Mort Klein, szef Zionist Organization of America: „generalnie ludzie, którzy kierują kompaniami naftowymi nie są przyjacielsko nastawieni do Izraela, i to mnie niepokoi”. Żaden z cytowanych nie odniósł się do rzeczy oczywistej, że normalnym jest gdy szef dba o dochody swej firmy, że Exxon miliardowe kontrakty z Rosją zrealizuje tylko po zniesieniu sankcji, i że tak duża firma może mieć własną politykę, nie zawsze zgodną z izraelską. Nowojorski „Forwards” niepokoi coś innego: „Trump w Białym Domu to zła wiadomość dla Europy. Pomyślcie o narodach Ukrainy, Bośni, Kosowa, Litwy, Łotwy i Estonii, zmagających się z rosyjską agresją, które wiedzą, że Trump ich nie obroni”. I na tym samym wydechu dodaje: zwycięstwo Trumpa potwierdza obawy, że ruch populistów ogarnia większość świata zachodniego. Zaczęło się od Polski, Węgier, Czech, Słowacji. Orbán był trumpistowską figurą jeszcze przed Trumpem (…) alternatywna prawica jest biała, chrześcijańska i ultranacjonalistyczna, jest ślepa na zbrodnie Asada, wściekle sprzeciwia się imigrantom, islamowi i UE, a Nigel Farage, Marine Le Pen i Geert Wilders nie szczędzą pochwał dla Trumpa. Na koniec przytacza (chyba nieopatrznie) „skandaliczne” słowa Le Pen: „zwycięstwo Trumpa nie jest końcem świata, ale końcem pewnego świata”.  

Wedle przecieków z FBI, do serwera Clintonowej wkradło się co najmniej pięć obcych służb wywiadowczych, w tym Izraela. Przy okazji wyszło na jaw, że Hillary, będąc sekretarzem stanu, kupczyła politycznymi decyzjami, że doszło do buntu agentów FBI przeciw przełożonym blokującym ujawnienie informacji o przekrętach Fundacji Clintonów, że wg asystenta dyrektora FBI „rodzina Clintonów to szambo, i dzięki  Bogu, że nie dorwała się do Białego Domu”. Jest coś z Mrożka w twierdzeniu, że do porażki Clinton doprowadziły maile, a nie ich treść. Jest coś z Kafki w pisaninie amerykańskich gazet, że ujawnione przez Moskwę dokumenty to zapłata „w naturze” dla „najbardziej ostentacyjnie prorosyjskiego kandydata w historii”, przy równoczesnym pomijaniu 100 milionów dolarów, które obce rządy przelały na konto Fundacji Clintonów. To że Rosjanie maile wykradli - jest oczywiste. Ale tak postępują wszystkie normalne służby. I dziwić się tylko można, że nie było wśród nich ludzi Mariusza Kamińskiego. Nonsensem jest hipoteza, że Rosjanie wykradli maile, by nie dopuścić do zwycięstwa kandydatki Demokratów. Clinton to sprawdzony i niezawodny atut w ich rękach, i gdyby została wybrana mieliby z maili duży pożytek. Przy okazji przypomnijmy rzecz oczywistą - jednym z głównych zadań wywiadów na całym świecie jest wpływanie na wynik wyborów w innych państwach. Przykładów tej starej i uznanej praktyki jest bez liku. Czy była sekretarz stanu nie ingerowała w wybory w Rosji, w Egipcie, na Ukrainie, w Polsce? W przypadku Ukrainy udało się jej nawet obalić rząd.

Jeszcze całkiem niedawno media negowały jakikolwiek wpływ tajnych służb Rosji na europejskie elity. Wspominanie o mackach KGB było w złym tonie. Z gniewem odrzucano zarzuty, że b. kanclerz Niemiec bierze pensję z Gazpromu. Nagle, po zwycięstwie Trumpa okazało się, że ludzie Putina są wszędzie - na lewicy, na prawicy, u Le Pen, przy Trumpie i jego ministrach. Dali się na to nabrać publicyści i politycy prawicy (tej laickiej). Mówią o nowej „teorii konwergencji”, którą Putin skroił pod odbiorcę w środowiskach „narodowych”, wśród polityków odwołujących się do „tradycyjnych wartości”, „prawicowców” i „katolików”. W myśl tej teorii wysłużony garnitur światowych lewaków zastępowany jest „menażerią narodowców”, poszerzany o wyznawców „propagowania chrześcijańskich wartości”, a prezydentura Trumpa obfitować będzie w decyzje podyktowane przez Putina. Dowodów brak. Poza jednym: „Wzorcowym przykładem najwierniejszych sojuszników Putina jest Orbán, bo... w trakcie napaści na Donbas domagał się autonomii dla ukraińskich Węgrów”. O tym, że Rosja jest wrogiem Polski przekonywać nie trzeba. Także ocena spaceru Tuska z Putinem na molo w Sopocie nie nastręcza większych problemów. Kłopot w tym, że po stronie prawicowej dominuje zasada „kto przeciw Putinowi, to przyjaciel Polski”, a w ślad za tym przekonanie, że sensem istnienia Polski jest bycie przeciwnikiem Moskwy („w gębie”, bo innych narzędzi nie mamy), popieranie Tatarów, Turków, Czeczeńców, tylko dlatego, że są przeciw Rosji. Oznacza to, że Polska nie ma żadnych własnych interesów na Wschodzie, że ten kto usłyszy na Majdanie „Przemyśl jest ukraiński” to ruski agent, a ten kto nieśmiało napomina, by nie angażować się w gry, których zasad nie znamy i w których prawdziwi gracze ukrywają się w cieniu, bierze ruble z Moskwy.

Bilans polityki wschodniej poprzedniej ekipy był katastrofalny. Wszystko co było do spartaczenia, spartaczono. Uproszczony pogląd świata nadal jednak triumfuje. Widać to choćby w próbach obarczenia winą za wołyńskie ludobójstwo Rosjan, tj. w narracji „sotnie OUN-UPA były przebranymi oddziałami NKWD”. Kropkę nad „i” postawił Antoni Macierewicz na antenie TV Republika: „wrogiem, który rozpoczął, i który użył ukraińskich sił nacjonalistycznych do tej straszliwej zbrodni była Rosja. Operację taką zapoczątkował Komorowski. O ile jednak tamten powiedział „za Wołyń odpowiadają Sowieci”, to minister obrony użył słowa „Rosja”. Dodajmy, że na Ukrainie zadanie „bij Moskala” postawił nam Soros, że  PiS toleruje „rząd polski na wychodźstwie” w Kijowie oraz że nie widzi rosyjskiej agentury wśród potomków KPP, ale w środowiskach narodowych oraz w … Radiu Maryja. Przypomnijmy - niegdyś głosił, że Radio ma anteny na wschodzie, i zamartwiał się (razem z „Wyborczą”), że zakłócają systemy łączności samolotów Luftwaffe. Złowrogi Putin przesłania wszystko. Jest całą treścią myślenia o świecie. Dla „naszych” sojusz z USA ma sens tylko wtedy, gdy jest antyrosyjski. W takiej sytuacji trudno będzie dopasować relacje z Trumpem do tezy, że gdzie nie spojrzeć wszędzie ruski agent, który sypie piasek w szprychy. W związku z tym chce się postawić pytanie - jak to jest, że całe życie polityczne Polski po '89 jest kontrolowana przez tajne służby powiązane z Rosją, a jedynym obszarem wolności i jedyną  „strefą wolnego słowa” to PiS? Pytanie tym bardziej zasadne, że partia ta jest niezwykle podatna na rosyjską propagandę (vide kombinacja z francuskim desantowcem odkupionym od Egiptu za jednego dolara). I strach pomyśleć, jakie jeszcze triki zastosuje Putin.

Moskwie zależy, by ludzie Zachodu żyli w strachu. Pokazuje, że jest wielkim mocarstwem, z którym należy się liczyć. By wywołać takie wrażenie wysyła zdezelowany lotniskowiec na M. Śródziemne, raz po raz zapowiada instalację mitycznych Iskanderów w Kaliningradzie, maluje wizję nowej Jałty, rosyjskie media świętują propagandowe zwycięstwa, a Żyrinowski w Dumie zaprasza na szampana. Ich radość nie podzielają jednak eksperci wojskowi. Rosja ciągle jest bowiem tylko - jak mawiał Obama - „regionalnym mocarstwem”. Głównym celem Putina było zdyskredytowanie amerykańskiej demokracji, sianie medialnego chaosu, i pod tym względem udało się. Co jeszcze zrobi? Będzie dalej rozrabiał, bo na propagandowym łobuzerstwie opiera swą politykę. A my mu w tym pomagamy. Pomagamy także przy okazji Niemcom i lobby żydowskiemu. Jedną z kombinacji operacyjnych służb Putina jest oskarżanie Polaków o antysemityzm. Odczuł to na własnej skórze Macierewicz, gdy pewne nowojorskie lobby oskarżyło go o „głęboki  i jadowity antysemityzm”, bo uznał kilku ministrów za sowieckich agentów, bo jest przekonany, że katastrofa w Smoleńsku to rosyjski zamach, bo czyścił WSI z komunistycznych i rosyjskich złogów. Weźmy najnowszy przykład - dziennikarz „Russia Today” Chris Hedges pisze o „dyktaturze w Polsce”, o „nowych europejskich faszystach”, że Muzeum Powstania Warszawskiego wybudowano w reakcji na książkę Grossa i że nie ma w nim żadnych śladów upamiętniających polski antysemityzm. Nawiasem mówiąc, to b. reporter „New York Times”, czyli żydowskiej gazety dla Amerykanów. Po kilku kurtuazyjnych słowach Trumpa pod adresem Putina media amerykańskie (skądinąd w 100-procentach zainfekowane trockizmem) były przeciw. Wrzeszczały, że „skandal”, że „postkomunistyczna” Rosja dostarcza Trumpowi amunicji. „Washington Post” lamentował: to koniec NATO, to koniec demokracji. Autorka tych słów, Anne Applebaum, której przodkowie - jak sama twierdzi - pochodzą z Rosji, i którzy odegrali ważną rolę w rewolucji bolszewickiej, w swej książce „Żelazna kurtyna” wybiela rolę ziomków w montowaniu komunizmu w Polsce i czynnika żydowskiego w stosunkach polsko-sowieckich. „Poznałem Radosława Sikorskiego w połowie lat 90., kiedy jego małżonka zbierała materiały do swojej książki. Wtedy byłem w Rosji. Sikorski towarzyszył wtedy małżonce” - zeznawał w sądzie Tomasz Turowski. Materiały do książki podrzucili więc Rosjanie, z archiwów NKWD, przy pomocy rosyjskiego szpiega. I jeszcze jedno - dla zarządzających tematem „ruscy hakerzy i polski faszyzm” jest wyborem idealnym: Żydówka o rosyjskich korzeniach, publikująca także w prasie niemieckiej, wsparta autorytetem b. marszałka polskiego Sejmu. I może warto zastanowić się, czy to nie tacy jak ona są większym zagrożeniem dla Polski niż propaganda Putina. A propos, czy koordynator służb nie widzi potrzeby wyjaśnienia (z podejrzeniem o zdradę stanu), dlaczego Sienkiewicz kazał Tuskowi z sejmowej trybuny wykazać, że scenariusz afery podsłuchowej pisany był cyrylicą; i czy centrum antypolskiej propagandy, z macherami od „polskich faszystów” nie jest pod kontrolą jakiegoś wywiadu?  Pamiętamy przecież dramatyzm sytuacji po ujawnieniu taśm z knajpy „Sowa i Przyjaciele”. Gdy skrajnie zdesperowany, z wilczymi ślepiami i wysuniętą szczęką Tusk lamentował: „Czy polskie dzieci pójdą we wrześniu do szkoły? Gdy w obronę „tego kraju” włączyła się „Wyborcza”, badała międzynarodowe wątki ataku, wiedziała, że kelnerzy nie działali sami, że kucharz jest ruskim agentem, a Sienkiewicz, ten od „państwa teoretycznego” zdiagnozował - „Spisek pisany jest w niepolskim alfabecie”. W ślad za tym pojawiła się opinia, że Sikorski „Putinowi się nie kłania”. Wygłosił ją szkolony w Moskwie gen. Dukaczewski, który wraz z innymi autorytetami WSI wmawiał telewidzom, że za nagraniami stoi Putin, że oburzanie się na władze to kolaboracja z KGB-istą, a domaganie się rozliczania Sikorskiego (z rachunków za ośmiorniczki) to działanie ramię w ramię z Ruskimi. Na zapytania, dlaczego rząd nie chce odejść, odpowiedzią było: najpierw musi bronić ojczyzny przed obcą intrygą.

Relacje Rosja-Izrael, wbrew temu co nagadał naszemu prezydentowi Netanjahu, są dalekie od wrogości. Izraelscy przyjaciele mają swoje gierki z Putinem, i warto przy zwalczaniu propagandy złowrogiego Putina to uwzględnić. „Pokłosie” doskonale wyraził techniki takiej propagandy. Współproducentem filmu o Polakach-antysemitach była rosyjska rządowa Fundacja Kina oraz moskiewskie studio filmowe Metrafilms. „Faszyzm, mnożące się przypadki łamania praw mniejszości narodowych i etnicznych, wśród poszkodowanych dominują osoby pochodzenia żydowskiego, co wynika z zakorzenionego w polskim społeczeństwie antysemityzmu” - taki z kolei obraz Polski wyłania się z corocznych raportów rosyjskiego MSZ. Ale to nic nowego - nie kto in­ny jak Stalin kazał agen­tu­rze Kominternu zwalczać Polskę pod hasłem „wal­ki z fa­szy­zmem”. Dziś wdawanie się w gierki rosyjsko-izraelskie, których nie rozumiemy, i w których nie odgrywamy żadnej podmiotowej roli, to polityka przynosząca korzyści tylko Moskwie. Rosyjskim propagandystom nie można odmówić perfidii, ale nic im tak nie ułatwia zadania, jak „nasze” tęgie analityczne głowy. Pół biedy, gdy chodzi o tych z PO i Nowoczesnej. Zaskakuje intelektualna mizeria środowisk prawicowych. Podstawowy błąd poznawczy to koncentrowanie się na tym, co i w jaki sposób próbuje ugrać Rosja, a nie co ma do zyskania Polska. Drugi błąd to rozpowszechnianie, dla usprawiedliwienia nędzy własnej dyplomacji, mitu o genialnych rosyjskich dyplomatach, chociaż w rzeczywistości od 1991, tj. od rozpadu ZSRR ponoszą same klęski, kamuflowane jedynie sprawną propagandą.

23 listopada Parlament Europejski uchwalił rezolucję ws. ruskiej propagandy. Że „jątrzy”, że „dzieli”, że w wielu krajach b. bloku sowieckiego wspiera opozycyjne partie, że finansowane przez Rosję fundacje szerzą zamęt. Ustalenie, że Rosja uprawia propagandę nie było zbyt odkrywcze. Tak jak odkrywcze nie było, że tubą propagandową Kremla są „Russia Today” i „Sputnik”. Ale czy podobnie nie działają CNN i Deutsche Welle? Czy ta ostatnia  nie jest bardziej niebezpieczna? Nawołuje przecież do antyrządowego rokoszu i oskarża, że za sprawą PiS w Polsce „faszyzm podnosi głowę”? O „Sputniku” i fundacjach finansowanych przez Rosję nikt w Polsce nie słyszał. Nie jeden natomiast odczuł na własnej skórze, fundację Adenauera. A czy tubami propagandowymi Kremla nie są przypadkiem „Wyborcza”, Tok FM i „natemat”. To one pisały przecież: „jeszcze kurz bitewny kampanii wyborczej w USA nie opadł, a już Kreml pręży muskuły wobec Polski, która wraz z sukcesem Trumpa traci protekcję Waszyngtonu. Putin pokazuje Polakom, że w USA stracili potężnego sojusznika”. Trochę wcześniej tenże Parlament zorganizował w Warszawie debatę na temat rosyjskiej propagandy. Prowadziła ją Agnieszka Romaszewska-Guzy, dyrektor Biełsat TV, dotowanej przez MSZ 17 milionami złotych rocznie. Co, tak hojnie sponsorowana przez państwo polskie, tuba propagandowa daje w zamian? Otóż daje głos opozycji białoruskiej, która kresowych Polaków określa mianem „opolaczonych” lub „okatoliczonych” Białorusinów, która  sprzeciwiała się (wraz z miejscowym KGB) rozdawaniu Kart Polaka, której nie przychodzi do głowy, że prawa człowieka powinny dotyczyć nie tylko „bojowników o demokrację”, ale także polską mniejszość.


Krzysztof Baliński