Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Czy wynik wyborów do Bundestagu wpłynie na stosunki polsko-niemieckie? Rozmowa korespondenta radia Sputnik Leonida Sigana z politologiem i historykiem profesorem Adamem Wielomskim.

Znamy już wstępne dane wyborów do Bundestagu. Czy ich wynik zmieni polityczny pejzaż Niemiec?

— Polityczny pejzaż Niemiec zmienił się już wczoraj. Zmienił się w tym sensie, że cechą charakterystyczną niemieckiej sceny politycznej było to, że od lat w Bundestagu nie funkcjonowały, lub funkcjonowały w niewielkim stopniu, partie antysystemowe. Teraz mamy dwie takie partie – Alternatywę dla Niemiec i Die Linke. Partie te zdobyły około 20 %, a to oznacza, że po wielu latach, żeby nie powiedzieć po dziesięcioleciach, w niemieckim parlamencie pojawiły się siły polityczne, które kontestują podstawy, na których zbudowana jest Republika Federalna Niemiec i istniejące kierunki polityczne.

To jest duża zmiana, choćby z tego powodu, że Niemcy przez te wszystkie lata pouczali, jak należy zwalczać tzw. populistów, pokazując siebie jako państwo, gdzie wszyscy akceptują istniejące porządki i istniejącą politykę. Tymczasem te wybory pokazały, że wcale tak nie jest, i że w Niemczech pojawiła się autentyczna, rzeczywista opozycja wobec obecnego establishmentu.

Co dla Pana profesora było niespodzianką w wyborach parlamentarnych u zachodniego sąsiada Polski?


— Niespodzianką zdecydowanie był wynik AfD. Ja się spodziewałem, że, biorąc pod uwagę całe zamieszanie wokół migrantów, ta partia może zdobędzie więcej głosów i być może wejdzie do parlamentu, ale nie spodziewałem się, że zdobędzie około 12-13 % przy równoczesnym niezwykle dużym spadku wyników SPD. SPD osiągnęła, z tego, co się orientuje, chyba swój najgorszy wynik w całej historii Republiki Federalnej Niemiec. A to jest coś, co z polskiej perspektywy jest o tyle znaczące, że Martin Schulz, prominentny polityk tej partii, ciągle Polskę pouczał na temat europejskości, jak ma się zachowywać, a tu okazało się, że właśni wyborcy dali mu chyba nawet nie żółtą, lecz czerwoną kartkę.

Co według Pana profesora łączy i co dzieli Alternatywę dla Niemiec z głównymi siłami politycznymi w Polsce?

— Myślę, że wszystko dzieli. Ja nie widzę żadnych związków pomiędzy Alternatywą dla Niemiec a jakimiś polskimi koncepcjami głównych partii politycznych dlatego, że Alternatywa dla Niemiec jest zdecydowanie partią antysystemową, która chce dokonać na przykład głębokich zmian w konstrukcji Unii Europejskiej i głębokiej przebudowy również stosunków wewnętrznych. W Polsce dla tego typu zmian sympatii nie ma. Polska jest w tej chwili państwem hałaśliwie antyunijnym, ale tylko i wyłącznie w sferze deklaratywnej.

Z kolei Alternatywa dla Niemiec jest to partia, o ile się orientuję, zbliżona do Frontu Narodowego Marine le Pen we Francji, a więc postulująca radykalną reformę struktury Unii Europejskiej. Nie jest przypadkiem, że wczoraj minister Błaszczak skomentował, że jest to partia prorosyjska. Jeżeli w ustach polityka PiS-u mamy stwierdzenie, że ktoś jest prorosyjski, to znaczy, że to jest ktoś, z kim PiS-owi nie jest po drodze. Proszę zwrócić uwagę, że w tych środowiskach również Front Narodowy jest traktowany jako partia prorosyjska, a to oznacza, że jakakolwiek współpraca pomiędzy tym ugrupowaniem a rządem polskim jest wykluczona.

A podejście do problemu imigrantów?

— Powiem szczerze, że jestem zaskoczony tym, że Niemcy potrafili wyrazić swój sprzeciw wobec problemu imigrantów. Od dłuższego czasu Niemcy są zalewane propagandą imigrancką ze strony rządu i wielkich mediów powiązanych ściśle z państwem. Jednak się okazało, że jest grupa Niemców, która potrafi samodzielnie myśleć, przełamać panujące schematy intelektualno-dziennikarskie i wyrazić swoją krytyczną ocenę w stosunku do migrantów, którzy, jakby nie patrząc, rzeczywiście stanowią dla Niemiec wielki problem. Zresztą nie tylko dla Niemiec. W całej Europie permanentne zamachy, problemy społeczne, kwestia tego, że są to osoby żyjące głównie na koszt podatnika. W każdym normalnym kraju pojawienie się tego typu grup społecznych wywołałoby protesty.

Co wyniki wyborów w Niemczech oznaczają dla Polski?

— Myślę, że bezpośrednio niczego nie oznaczają dla Polski dlatego, że będzie rządził ten sam establishment polityczny na czele z Angelą Merkel, który rządził do tej pory. Ich polityka w stosunku do Polski się nie zmieni. Zaletą tego wyniku dla Polski jest bardziej niezręczna sytuacja Niemiec pouczających wszystkich, jak trzeba walczyć z populizmem, nacjonalizmem itd. Niemcy do tej pory stawiali siebie jako przykład wzorcowej demokracji, gdzie takie zjawiska nie istnieją i wszystkich pouczały z wysokości autorytetu. A teraz się okazało, że same mają takie samo zjawisko i ten sam ruch protestu społecznego przeciwko rządzącemu establishmentowi. Myślę, że pouczanie w tej chwili na przykład Polski, Polaków w sprawie uchodźców nie będzie dla Angeli Merkel i dla Niemiec już takie proste.

Wszystkie partie opozycyjne w swoich programach domagały się zniesienia sankcji nałożonych na Rosję i poprawy stosunków z nią. Czy jest to realne w najbliższej przyszłości?

— Nie wiem. Nie znam aż tak dokładnie meandrów polityki niemieckiej. Należy tu jeszcze pamiętać o kwestii relacji Niemiec ze Stanami Zjednoczonymi, gróźb sankcji wobec niemieckich firm, które współpracują z Rosją. Sprawa, moim zdaniem, ma charakter bardziej skomplikowany i więcej będzie zależeć tu nie od partii opozycyjnych, lecz od stanowiska wielkiego biznesu niemieckiego. Powiedzmy sobie szczerze, CDU i SPD są ekspozytorami interesów wielkich niemieckich korporacji i to one zadecydują o sankcjach wobec Rosji, a nie politycy. Oni tylko podejmą formalną decyzję.

Ostatnio zarysowały się zgrzyty między Niemcami a administracją USA. Czy na tym polu możliwe są jakieś zmiany?

— Moim zdaniem zmian w tej dziedzinie nie będzie, bo istnieje zasadnicza sprzeczność interesów ekonomicznych między Niemcami a Stanami Zjednoczonymi. Sprzeczność polegająca na fakcie, że Niemcy mają pewną wadę natury strukturalnej, ekonomicznej. To znaczy siła ich przemysłu znacznie przewyższa możliwości nabywcze niemieckich konsumentów i Niemcy są w stanie prosperować ekonomicznie wyłącznie dzięki eksportowi.

W moim przekonaniu, głównym powodem konfliktu niemiecko-amerykańskiego jest eksport niemieckich samochodów do USA dlatego, że Niemcy nie dość, że eksportują te samochody wyprodukowane w Niemczech, to również zaczęli budować fabrykę samochodów w Meksyku, przy granicy z USA.Wycofanie się USA z porozumień o wolnym handlu, co oznacza nałożenie na te samochody ceł, powoduje śmiertelne zagrożenie dla niemieckiego przemysłu samochodowego, który jest kołem zamachowym dla niemieckiej gospodarki.

Powiem tak: Donald Trump mówi „America first”, w związku z czym musi dbać o amerykański interes ekonomiczny. Niemcy pod pretekstem wolnego handlu światowego głoszą interes swojego przemysłu samochodowego. Tych dwóch interesów nie da się absolutnie połączyć tak, żeby obie strony były zadowolone. W związku z tym wojna handlowa niemiecko-amerykańska, moim zdaniem, dopiero się rozwija i będzie narastać.

https://pl.sputniknews.com

Za: https://marucha.wordpress.com