Ocena użytkowników: 4 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywna
 
Jarosław Kaczyński konsekwentnie torpedował próby wzmocnienia prawnej ochrony życia nienarodzonych dzieci. A co więcej, ostatecznie stwierdził, iż sytuacja, w której niektóre mordy popełniane na poczętych są prawnie bezkarne, jest stanem normalnym i pożądanym.
fot. Czy taki ma być Prezydent RP?
Wszystko wskazuje na to, iż w nadchodzących wyborach prezydenckich zdecydowana większość konserwatywnych katolików zdecyduje się oddać własny głos na Jarosława Kaczyńskiego, jeszcze w pierwszej turze. Istnieje wiele powodów by uważać tą postawę za poważny błąd. Jakie są to powody? Poniżej postaram się wymienić najważniejsze z nich.
POSTAWA I POGLĄDY JAROSŁAW KACZYŃSKIEGO (ORAZ PIS) W WIELU PIERWSZORZĘDNYCH KWESTIACH MORALNYCH SĄ BŁĘDNE LUB CO NAJMNIEJ DWUZNACZNE.
Jednym z haseł wypisanym na sztandarach PiS w wyborach parlamentarnych 2005 roku była obrona zasad chrześcijańskich w życiu publicznym. W liście do wszystkich proboszczów, jaki został wystosowany przez kierownictwo Prawa i Sprawiedliwości, zapewniano, iż partia ta jest przeciwna aborcji, pornografii i prawnej legitymizacji homoseksualizmu. Szczegółowe deklaracje o sprzeciwianiu się prawnej bezkarności zabijania nienarodzonych dzieci (także w wypadku, gdy dzieci zostały poczęte w wyniku gwałtu lub też są one obciążone ciężkimi wadami zdrowotnymi) oraz pornografii, były też wysyłane przez wielu z polityków PiS w odpowiedzi na wyborczą ankietę SKCH im. Piotra Skargi. Te ortodoksyjne deklaracje PiS okazały się jednak stać w niemałej rozbieżności do praktyki działania tej organizacji. Odpowiedzialność za rozchodzące się drogi teorii i praktyki tego ugrupowania, ponosi zaś jego ścisłe kierownictwo na czele z Jarosławem Kaczyńskim. Przypomnijmy kilka znamiennych faktów w tym zakresie.

1. Jarosław Kaczyński konsekwentnie torpedował próby wzmocnienia prawnej ochrony życia nienarodzonych dzieci. A co więcej, ostatecznie stwierdził, iż sytuacja, w której niektóre mordy popełniane na poczętych są prawnie bezkarne, jest stanem normalnym i pożądanym. Lider i kandydat PiS na prezydenta sprzeciwił się wprowadzeniu poprawki do 30 art. Konstytucji, która rozszerzała zasadę nienaruszalności ludzkiego życia, także na nienarodzone dzieci. Praktycznie identyczną postawę Jarosław Kaczyński przyjął także względem projektu nowelizacji ustawy o ochronie życia poczętego, która likwidowała bezkarność przerywania ciąży, wówczas, gdy była ona owocem przestępstwa (tzn. zgwałcenia lub kazirodztwa). Swoją postawę w tej kwestii, uzasadniał on w następujący sposób:

"Żeby było jasne, ja w ogóle nie jestem za zaostrzeniem przepisów antyaborcyjnych. Jestem za pełnym konstytucyjnym zagwarantowaniem obecnego stanu prawnego. Inaczej mówiąc, jestem za tym, by aborcja była zakazana z wyjątkiem zupełnie szczególnych sytuacji związanych ze stanem zdrowia matki lub przestępstwem. Jest to pogląd wynikający z kilku przesłanek. Najważniejsza z nich dotyczy charakteru państwa. Otóż państwo współczesne oparte na legitymacji demokratycznej napotyka pewne granice dotyczące jego uprawnień wobec obywateli. Można je różnie definiować, ale użycie przymusu państwa wobec kobiety, której życie lub zdrowie (oczywiście w poważnym stopniu) jest zagrożone ciążą albo też wobec kobiety zgwałconej, przekracza te granice. Państwo może i według mnie powinno podać rękę, pomóc, ale nie może zmuszać. Decyzja należy do kobiety. To argument zasadniczy, w niczym niepodważający mojego i innych negatywnego nastawienia do aborcji, jako takiej wynikającego z wiary. Z wiary wynika też negatywny stosunek do rozwodu (zakaz ma tu ewangeliczny charakter), ale nie wyciągajmy z tego wniosku, by rozwodów w państwie zakazać. Sprawa aborcji jest oczywiście odmienna, gdyż chodzi o życie, ale i tu wchodzi w grę oddzielenie boskiego od cesarskiego".

Można być wdzięcznym panu Kaczyńskiemu, iż po okresie swych nieco pokrętnych uzasadnień i tłumaczeń w sprawie prawnego statutu zabijania nienarodzonych, jasno wyjawił swój pogląd. Postawę lidera PiS względem prób wzmocnienia i poszerzenia prawnej ochrony poczętego życia, nie można zatem streścić w słowach: "Owszem, należy całkowicie zakazać aborcji, ale jeszcze nie w tym momencie, gdyż trzeba poczekać w tej sprawie na odpowiedni czas". Wedle niego, władze cywilne nie powinny i nie mają prawa zakazywać aborcji, wówczas gdy jest ona przeprowadzana w ściśle określonych, wyjątkowych sytuacjach (nadmienionych wyżej). Tego rodzaju poglądy nie są jednak zgodne z nauczaniem Kościoła na ten temat. By to udowodnić pozwolę sobie zacytować kilka dokumentów Magisterium:

„Nic i nikt nie może dać prawa do zabicia niewinnej istoty ludzkiej, czy to jest embrion czy płód, dziecko czy dorosły, człowiek stary, nieuleczalnie chory czy umierający. Ponadto nikt nie może się domagać, aby popełniono ten akt zabójstwa wobec niego samego lub wobec innej osoby powierzonej jego pieczy, nie może też bezpośrednio ani pośrednio wyrazić na to zgody. Żadna władza nie ma prawa do tego zmuszać ani na to przyzwalać (...)Przerywanie
ciąży i eutanazja są zatem zbrodniami, których żadna ludzka ustawa nie może uznać za dopuszczalne" - Jan Paweł II, "Evangelium vitae", n. 57, 73.

"Życie ludzkie od chwili poczęcia powinno być szanowane i chronione w sposób absolutny. Już od pierwszej chwili swego istnienia istocie ludzkiej powinny być przyznane prawa osoby, wśród nich nienaruszalne prawo każdej niewinnej istoty do życia" - Katechizm Kościoła Katolickiego, n. 2270.

"Niezbywalne prawo do życia każdej niewinnej istoty ludzkiej stanowi element konstytutywny społeczeństwa cywilnego i jego prawodawstwa (...) W chwili, gdy prawo cywilne pozbawia obrony pewną grupę ludzi, których ze swej natury powinno bronić, państwo przez to samo neguje równość wszystkich wobec prawa. Gdy państwo nie używa swej władzy w obronie praw każdego, a w szczególności najsłabszych, zagrożone są podstawy praworządności państwa... Wyrazem szacunku i opieki należnej mającemu się urodzić dziecku, począwszy od chwili jego poczęcia, powinny być przewidziane przez prawodawstwo odpowiednie sankcje karne za każde dobrowolne pogwałcenie jego praw" - Katechizm Kościoła Katolickiego, n. 2273.

Warto też przypomnieć, iż w punkcie 73 "Evangelium vitae" Jan Paweł II nazwał prawo czyniące bezkarnymi aborcje dokonywane choćby tylko w wyjątkowych sytuacjach; "niesprawiedliwymi" oraz "szkodliwymi".

Przy okazji warto zauważyć, że pogląd J. Kaczyńskiego o tym, iż z faktu niemoralności rozwodu nie należy wnioskować powinności jego prawnego zakazania, także nie jest zgodny z nauczaniem magisterium Kościoła. Nie wspominając już o nauce innych Papieży na ten temat, to sam Jan Paweł II niejednokrotnie ubolewał nad tym, iż rozwody zostały zalegalizowane lub też w przypadku krajów, gdzie toczyła się batalia o ich prawne uznanie, apelował o przeciwstawienie się tym zmianom. Poprzednik Benedykta XVI dawał temu wyraz choćby w swym przemówieniu do członków Roty Rzymskiej wygłoszonym w dniu 28. 01. 2002 roku:
"Pośród tego rodzaju przedsięwzięć nie może zabraknąć inicjatyw, które przyczyniają się do publicznego uznania nierozerwalności małżeństwa przez prawodawstwo cywilne. Zdecydowanemu sprzeciwowi wobec wszelkich środków prawnych i administracyjnych, które wprowadzają rozwód lub zrównują z małżeństwem wolne związki, nawet homoseksualne, powinny towarzyszyć postawy konstruktywne, wyrażające się w promowaniu rozwiązań prawnych zmierzających do udoskonalenia społecznego uznania prawdziwego małżeństwa w ramach prawodawstwa, które niestety dopuszcza rozwód".

2. Kierownictwo PiS nakłoniło część posłów swego ugrupowania do wycofania podpisów spod projektu ustawy mającej zakazywać rozpowszechniania pornografii. Przemysław Gosiewski (tragicznie zmarły), jeden z najbliższych współpracowników J. Kaczyńskiego tak uzasadnił owe posunięcie: "Jestem zwolennikiem bardzo poważnego zastanowienia się, czy w tej sprawie należy używać narzędzi karnych; to jest przecież nowelizacja Kodeksu karnego. Mam świadomość ile zła niesie propagowanie pornografii wśród młodzieży. Być może nad tym należałoby dyskutować w Sejmie, ale wprowadzenie stałego zakazu wydaje się być rozwiązaniem za daleko idącym".

Czy tego rodzaju zgadza się z nauczaniem Katechizmu na ten temat, który jasno stwierdza: "Władze cywilne powinny zabronić wytwarzania i rozpowszechniania materiałów pornograficznych" (tamże, n. 2354)? Czy jest to zgodne z encykliką "Libertas" papieża Leona XIII, gdzie czytamy: "zwodnicze doktryny, najbardziej śmiertelna ze wszystkich zaraza umysłu, a także wady psujące serca i moralność, winny być pieczołowicie represjonowane przez władzę publiczną, w imię sprawiedliwości, by powstrzymać zło przed rozprzestrzenianiem się na zgubę społeczeństwa. Dewiacje rozwiązłego umysłu, które dla nieświadomego tłumu, łatwo stają się prawdziwym uciskiem, winny być karane z całą surowością prawa, nie mniej niż kryminalne zamachy gwałtu skierowane przeciwko słabym"?

W tym punkcie ktoś może podnieść zarzut, iż zasadność całkowitego zakazu rozprzestrzeniania pornografii poddawał w wątpliwość Przemysław Gosiewski, a nie Jarosław Kaczyński. Każdy jednak, kto choć trochę jest zorientowany w realiach polskiej polityki wie, że PiS jest oparty na bardzo silnym przywództwie Kaczyńskiego. Tego rodzaju posunięcia, jak nakłanianie posłów do wycofywania swych podpisów spod projektu konkretnej ustawy, praktycznie rzecz biorąc, nie mogły się odbyć bez aprobaty przywódcy PiS. Zresztą nawet, gdyby jakimś zrządzeniem losu Jarosław Kaczyński nie byłby zamieszany w tą decyzję to fakt, iż nigdy publicznie nie odciął się on od niej, czynią jego postawę co najmniej bardzo dwuznaczną.

3. Postawa PiS względem homoseksualizmu nie była i nie jest konsekwentna.

Owszem, PiS jasno przeciwstawia się prawnej legitymizacji związków homoseksualnych (czyli nadawaniu im przywilejów zbliżonych do tych, które mają prawdziwe małżeństwa). Pod rządami tego ugrupowania, władze cywilne próbowały też zakazywać marszów wojujących homoseksualistów i lesbijek. Z drugiej strony jednak, ów opór zasadzał się raczej na zasadzie, którą zazwyczaj streszcza się w następujących słowach: "Niech sobie homoseksualiści robią w swych domach co chcą. Nic państwu do tego. Ale niech nie propagują tego publicznie". Ta zasada, nie wydaje się być jednak zgodna zarówno z duchem, jak i literą nauczania Kościoła. Przypomnijmy wszak, iż Pius XI w encyklice "Casti connubii" ogłosił następującą regułę postępowania względem niemałżeńskich związków seksualnych: "prawowita władza ma prawo i obowiązek zakazywania takich haniebnych związków, jako sprzeciwiających się rozsądkowi i naturze ludzkiej, zapobiegania im i karania ich". Z kolei papież św. Pius V w swych bullach "Cum primum" oraz "Horrendum illud scelum" postanawiał zaś, iż "praktykujący" homoseksualiści mają być wydawani władzom świeckim w celu wymierzenia im sprawiedliwej kary. Widać zatem, iż nauczanie katolickie nie popiera bezkarności czynów homoseksualnych (a także nierządu i cudzołóstwa) wówczas, gdy dokonywane są one w "czterech ścianach domu".

Zresztą nawet opór PiS względem publicznych przejawów homoseksualizmu po pewnym czasie wyraźnie się osłabł (jeśli wręcz się nie załamał). Widać to na przykładzie (tragicznie zmarłego) Jana Kochanowskiego, pełniącego funkcję Rzecznika Praw Obywatelskich. Kierownictwo Prawa i Sprawiedliwości nie cofnęło swego poparcia temu człowiekowi, nawet wówczas, gdy wykorzystał on pełniony przez siebie urząd do obrony legalności pro-homoseksualnych marszów i parad.

4. Niemal wszyscy posłowie PiS głosowali przeciw prawu, które ograniczało legalność niedzielnego handlu.

I znów trzeba się zapytać, czy było to zgodne z punktem numer 2188 Katechizmu, który głosi, iż "chrześcijanie powinni domagać się uznania niedziel i świąt kościelnych za ustawowe dni świąteczne"? Czy taka postawa nie jest też sprzeczna z nauczaniem bł. Piusa IX, który w encyklice "Quanta cura" mianem bezbożnego nazywał pogląd głoszący, iż "należy znieść prawo, na mocy którego w określonych dniach istnieje zakaz pełnienia prac służebnych ze względu na oddawanie czci Bogu"?

Oczywiście, zarówno Jarosław Kaczyński, jak i PiS mają swoje wyraźne zalety. Do takich pozytywnych stron, zaliczyłbym ich patriotyzm, antykomunizm oraz troskę o oczyszczenie życia społecznego z aury powszechnej nieuczciwości i korupcji. Mimo podniesionych wyżej jawnie błędnych lub bardzo dwuznacznych poglądów i postaw Kaczyńskiego i PiS, nie sądzę też by można było mówić o tym środowisku, jako o stricte liberalnym czy libertyńskim. Z całą pewnością można jednak twierdzić, iż Jarosław Kaczyński podąża drogą, jaką po II wojnie światowej poszła zachodnia chadecja. A jest to ścieżka stopniowej rezygnacji z wcielania wielu ważnych chrześcijańskich zasad do porządku prawnego i społecznego.

RÓŻNICE POMIĘDZY JAROSŁAWEM KACZYŃSKIM A BRONISŁAWEM KOMOROWSKIM (A TAKŻE MIĘDZY PIS I PO) NIE SĄ WIELKIE.

Choć na potrzeby walki o władzę i wpływy, kreowany jest wizerunek J. Kaczyńskiego oraz B. Komorowskiego, jako reprezentujących zupełnie przeciwstawne sobie wizje ideowo-polityczne, to jednak spokojna analiza obu tych postaci i środowisk za nimi stojących, upewnia w przekonaniu, iż obraz ten jest fałszywy. Innymi słowy: fakty, pokazują, iż nie ma powodów by z jednej strony wybielać Jarosława Kaczyńskiego, a z drugiej demonizować Komorowskiego. Oczywiście, Jarosław Kaczyński generalnie rzecz biorąc jest bliższy realizacji pewnych punktów nauczania katolickiego (w sferze prawa i porządku społecznego), aniżeli Bronisław Komorowski. Jednak ani Kaczyński nie reprezentuje "politycznej" ortodoksji, ani Komorowski nie jest jakimś skrajnym liberałem. O tym, iż w ważnych kwestiach moralnych i cywilizacyjnych, postawa obu tych Panów jest sobie bliska, można przekonać się, gdy przyjrzymy się konkretnym faktom.
I tak np. w sprawie bezkarności aborcji, kandydat PO na prezydenta, reprezentował i reprezentuje dokładnie takie samo stanowisko co Jarosław Kaczyński. Różnica polega na tym, iż Komorowski głosował przeciw pełniejszej prawnej ochronie życia nienarodzonych już w 1993 roku, a J. Kaczyński otwarcie poparł to stanowisko w 2007 roku. Obaj kandydaci na prezydenta są zatem z jednej strony przeciw legalności aborcji na życzenie, z drugiej zaś nie zgadzają się na wprowadzenie karalności zabijania nienarodzonych dzieci poczętych w wyniku gwałtu, etc.

Bronisław Komorowski w 2000 roku głosował za przywróceniem prawnego zakazu pornografii. Co prawda, trudno oczekiwać od wspierającego go środowiska PO, iż jednogłośnie i jednoznacznie wspierałoby uchwalenie prawa zabraniającego rozprzestrzeniania pornografii, ale jak dane nam było się przekonać o tym nie tak dawno, takiej postawy nie wykazało też kierownictwo PiS. W sumie zatem wychodzi mniej więcej na to samo. Z jednej strony mamy Komorowskiego który poparł zakaz pornografii z otaczającym go sztabem ludzi PO, po których jasnego stanowiska w tej sprawie trudno jest oczekiwać. Z drugiej zaś strony, mamy do czynienia z Jarosławem Kaczyńskim, który aprobował lub przynajmniej w sposób milczący zezwalał na to, by jego "prawa ręka" (Przemysław Gosiewski) poddawał w wątpliwość sensowność zakazu pornografii i nakłaniał posłów PiS do wycofania swych podpisów pod projektem zabraniającym rozpowszechniania tej obrzydliwości.

Nic nie wskazuje też, by obu kandydatów różnił stosunek do homoseksualizmu. Zarówno J. Kaczyński, jak i B. Komorowski sprzeciwiają się nadawaniu semimałżeńskiego statutu związkom homoseksualnym. Za rządów PiS próbowano zakazywać parad wojujących organizacji homoseksualnych, jednak kandydat PO również w swoim czasie sugerował, iż nie powinny się one legalnie odbywać.

Spośród pierwszorzędnych kwestii moralnych i cywilizacyjnych, jedyną co do której można by wskazać na daleko posunięte różnice pomiędzy J. Kaczyńskim a B. Komorowskim wydaje się być kwestia "in vitro". Bronisław Komorowski jednoznacznie opowiedział się za stosowaniem tej niemoralnej metody i zagłosował przeciw jej wprowadzeniu jej ustawowego zakazu. Jarosław Kaczyński głosował zaś za ustanowieniem daleko posuniętego (choć też nie całkowitego i bezwarunkowego) zakazu stosowania "in vitro".

Generalnie rzecz biorąc - obaj kandydaci - na wiele bardzo istotnych spraw, reprezentują zbliżone do siebie poglądy. Nie wyrażają one, ani konsekwentnej wierności nauce katolickiej, ani też bardzo daleko posuniętej jej kontestacji. Raz są to poglądy umiarkowanie liberalne, a innym razem umiarkowanie konserwatywne. Nie ma zatem żadnych podstaw, by z jednej strony kreować J. Kaczyńskiego na reprezentanta konserwatywnych katolików. Z drugiej strony nie ma też uzasadnienia w faktach przedstawianie B. Komorowskiego w roli jakiegoś "polskiego Zapatero" lub gorliwego poplecznika rewolucji obyczajowej.

GŁOSOWANIA NA JAROSŁAWA KACZYŃSKIEGO W PIERWSZEJ TURZE "DE FACTO" OZNACZA WZMACNIANIE "PRAWICY LAICKIEJ" VEL "POWOJENNEGO" MODELU CHADECJI.

Dotychczasowe postępowanie Jarosława Kaczyńskiego wskazuje na to, iż pragnie mieć on poparcie konserwatywnych katolików, przy jednoczesnym lekceważeniu postulatów nauczania Kościoła w sferze prawa i porządku społecznego. Oddawanie zatem na niego głosu już w pierwszej turze może upewnić go, iż niezależnie od jego dotychczasowej linii postępowania, tak czy inaczej, zawsze może liczyć na poparcie konserwatywnych katolików.

W ten sposób wzmacnia się prawicę, w której tradycyjnie chrześcijańskie postulaty będą miały coraz mniej posłuchu i szans na wcielenie w życie. Przy takim obrocie spraw, PiS za jakieś 20 lat ma dużą szansę wyglądać tak jak Partia Ludowa w Hiszpanii czy brytyjscy konserwatyści.

Jarosław Kaczyński oraz władze PiS potrzebują zatem jakiegoś gwałtownego wstrząsu, który pokazałby im, iż konserwatywnym katolikom nie podoba się ich dotychczasowa postawa np. wobec aborcji i pornografii. Takim wstrząsem mogłoby być przerzucenie dużej części głosów konserwatywnych katolików (a tych wśród wyborców jest ok. 20 procent) z Jarosław Kaczyńskiego na Marka Jurka. Gdyby w pierwszej turze J. Kaczyński dostał zamiast 35 procent - 25 procent, a Marek Jurek zamiast 2 procent - 12 procent, to i tak przechodząc do wyborczej dogrywki, musiałby się zastanowić, czy jego dotychczasowa linia postępowania, politycznie mu się opłaca. W innym wypadku J. Kaczyński będzie przekonany, iż poparcie co bardziej konserwatywnych wyborców można uzyskać za kilka miło wyglądających gestów, które nie będą miały większego przełożenia na polityczną praktykę.

Mirosław Salwowski

Za: http://www.konserwatyzm.pl/publicystyka.php/Artykul/5904