Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 
O. Zdzisław Klafka, CSsR
Wobec żadnego krzyża nikt nie może przejść obojętnie - ani ten, kto wierzy, ani ten, kto - zapewne nie do końca świadomie - mówi, że nie wierzy. Nigdy nie może pozostać zapomniany krzyż na mogile umęczonego Polaka w katyńskich lasach i żaden nawet pomnik nie zastąpi krzyża postawionego z inspiracji duszy Narodu Polskiego przed Pałacem Prezydenckim po tragicznym 10 kwietnia 2010 roku.

Jakiś czas temu, kiedy zwiedzałem w Rzymie pewną wystawę, moją uwagę przykuł nieduży obraz, którego autorem jest Marc Chagall, malarz żydowskiego pochodzenia. Obraz ten był lekko ukryty za jedną z kolumn. Przypominam sobie, że przedstawiał on pośpiesznie przejeżdżającą dorożkę tuż przed progiem wiejskiej chaty. Nagle zza tej chaty wynurzał się krzyż w dziwnej pozycji horyzontalnej. W twórczości tego żydowskiego malarza często obecny był krzyż. Wydaje się, że jest on dla niego wręcz pewnego rodzaju obsesją: na wielu dziełach pojawia się on w najmniej spodziewanym momencie. Dziwnym trafem - pragnę dodać - ten niewielki obraz, który zwrócił moją uwagę na wystawie w Rzymie, nosi tytuł "Obsesja". Sam autor tłumaczy: "Dla mnie Chrystus zawsze był symbolem żydowskiego męczennika. Tę właśnie prawdę zrozumiałem w 1908 roku, kiedy po raz pierwszy posłużyłem się tym obrazem... Byłem pod wpływem pogromu. Potem malowałem i szkicowałem krzyż na płótnach ukazujących getta pełne cierpień Żydów, z przestraszonymi uciekającymi żydowskimi matkami, trzymającymi na rękach swoje dzieciątka". Który z malarzy potrafiłby się oprzeć zachwytowi, misterium, dramatowi szaleństwa Tego, który obarczył się cierpieniem całego świata, dzieląc je z osobami najbardziej poniżonymi i przeżywającymi istne piekło na ziemi? A kto z nas, Polaków, mających jeszcze żywe wspomnienie piekła reżimu komunistycznego, za które do dzisiaj nikt nie przeprosił i chyba nie przeprosi... spodziewałby się, że oficjalny malarz włoskiej partii komunistycznej namaluje szalenie poruszający obraz ukazujący scenę Ukrzyżowania? Dlaczego właśnie ten malarz, Renato Guttuso, obok tematyki świata proletariatu przedstawianej za pomocą wielu kolorów, namalował także ukrzyżowanego? Niezależnie od tego, że namalował ten obraz na zamówienie, niewątpliwie uwidacznia się na nim osobiste zaangażowanie autora, o czym świadczy chociażby fragment z jego "Dziennika": "Mam namalować na zamówienie obraz: dwa na dwa metry. Zamawiający chce obrazu ze sceną ukrzyżowania, by móc go zawiesić u wezgłowia łóżka. Jak on będzie mógł znosić scenę męczarni zawieszoną nad swoim snem? Obecny czas jest czasem wojny: Abisynia, gaz, szubienice, ścięte głowy. Hiszpania i inne miejsca. Pragnę namalować tę okrutną mękę jako scenę z dzisiejszej epoki. Oczywiście nie w tym sensie, jakoby Chrystus umierał każdego dnia na krzyżu za nasze grzechy... ale jako symbol tych wszystkich, którzy muszą znosić zniewagi, więzienie, męczarnie za wyznawane poglądy... krzyże (szubienice) postawione w środku pokoju. Żołnierze i psy, kobiety z potarganymi włosami, rozchełstane, płaczące przy świetle świeczki". Skądinąd wiemy, że obraz ten wzbudził szereg polemik, zarówno ze strony kościelnej, jak i faszystowskiej, ponieważ malarz ukazał na nim dwuznaczność obecności Magdaleny i obnażył okrucieństwo wojny. Należy w tym miejscu dodać, że na jednym ze wstępnych szkiców oprawca na koniu miał rysy twarzy Hitlera. Guttuso świadom był reakcji, jakie wzbudzi ten obraz, ale mimo to nie mógł oprzeć się urokowi tej sceny.

Zakładając, że polityka zawsze miała (niestety) wpływ na sztukę, przejdźmy od lewicy do prawicy. Obojętny religijnie Francis Bacon w 1965 roku, w taki oto sposób wyjaśnia natarczywą wręcz obecność tematyki krzyża i ukrzyżowania w sztuce Zachodu: "Sztuka europejska zawiera tak wielką ilość znakomitych scen z ukrzyżowaniem, że stanowi ona wspaniałą przestrzeń związaną z każdym rodzajem ludzkich uczuć i poruszeń. Wydaje się rzeczą kuriozalną, że osoba niezwiązana z religią podejmuje temat ukrzyżowania. Myślę jednak, że w tym wypadku nie mamy do czynienia z religią... Do dzisiaj nie znalazłem nic lepszego, co by tak dobrze wyraziło przestrzeń ludzkich uczuć i ludzkich zachowań...".
Sceny ukrzyżowania malowane w XX wieku podejmują nowe tematy. Nie odwołują się one już - poza wyjątkami, takimi jak obraz "Chrystus na krzyżu", którego autorem jest Georges Rouault (1939) - do idei odkupienia i nadziei. Nade wszystko ukazują one sens ludzkiego zagubienia wobec wojen i ludobójstwa. "Ukrzyżowanie" autorstwa słynnego Pabla Picassa, ukończone 17 lutego 1932 roku, jest zapowiedzią okrutnej przemocy uczynionej na ludzkim ciele, ukazanej na obrazie "Guernica". Ten artysta również nie kierował się żadną intencją o charakterze religijnym, ale pragnął jedynie przekazać ideę cierpienia, którego przyczyną są wojny. W śmierci Chrystusa widzi śmierć człowieka (człowieka?). Posłużę się jeszcze jednym przykładem. Gdy w roku 1900 Edward Munch namalował obraz zatytułowany "Golgota", w miejscu Chrystusa umieścił samego siebie. To utożsamienie się z Chrystusem miało stanowić jego duchowy testament, w którym chciał ukazać nie tylko swoje życie pełne cierpienia, ale także bardzo trudną rolę współczesnego artysty podobnego do proroka niezrozumianego we własnej ojczyźnie.
Nie ulega wątpliwości, że dla chrześcijan nic tak wyraziście nie ukazuje, do czego zdolna jest miłość Boga względem stworzenia jak właśnie ukrzyżowany Syn Boży. Ale - jak widzimy w historii ludzkości, chociażby za sprawą wspomnianych wyżej niewierzących malarzy - krzyż nie tylko ukazywał element Boski. Dla tych, którzy nie wierzą, stał się on wołaniem, krzykiem o uszanowanie godności człowieka. A więc, mój bracie socjalisto, liberale, i nie tylko, jeśli trudno Ci uszanować krzyż przed Pałacem Prezydenckim, stanowiący dla chrześcijanina uobecnienie sacrum, to uszanuj w nim przynajmniej - jak uczyniło wielu artystów, którzy nie mieli daru wiary w Boga - godność i sacrum Twojego i mojego człowieczeństwa. Zdobądź się na minimum kultury i bądź zwyczajnie człowiekiem, nie poniżaj swojego człowieczeństwa i przestań mówić, że krzyż nas podzielił. Nic nie łączy nas obu tak bardzo, jak on, bo Ty i ja potrzebujemy zamilknąć przed ludzkim cierpieniem, potrzebujemy pokory i zewnętrznego znaku, który nam zawsze będzie mówił, że nie wolno pogardzać człowiekiem i deptać w człowieku człowieczeństwa. Ile w świecie niemego krzyku? Kto go wyrazi, kto go usłyszy? Twoi bracia niewierzący też nie znaleźli lepszego znaku niż krzyż. Właśnie tam, na krzyżu, została przywrócona Twoja i moja godność, tam staliśmy się rodziną, mój bracie!

Ojciec Zdzisław Klafka był przełożonym Warszawskiej Prowincji Redemptorystów, jest redaktorem Radia Maryja i Telewizji Trwam, wykładowcą etyki w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej.

 

Za: Nasz Dziennik, Sobota-Niedziela, 21-22 sierpnia 2010, Nr 195 (3821)