Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 
Piszemy to, co inni boją się nawet pomyśleć
Z okazji urodzin Galerii Miejskiej rządząca Gdańskiem Platforma Obywatelska zorganizowała występ artystki, która w metaforyczny sposób zaprezentowała model obywatelskiego działania w życiu publicznym środowiska byłej Unii Wolności, czyli z grubsza biorąc obecnej PO, w całym 20-leciu niepodległości. Jak opisał „Fakt”, tarzała się ona po podłodze usłanej dolarami, prężyła nagi biust i ocierała się o rurę. Według gazety było to „ohydne przedstawienie, które zamiast zachwycać, wzbudzało odrazę!”. A tam, zaraz odrazę. Może za Mazowieckiego budziło. Ale nie po 20 latach oglądania. Dawno przywykliśmy.

Już wiemy, dlaczego Platforma zorganizowała usypiającą debatę Komorowski–Sikorski. PR-owcy tej partii mocno obawiają się, że myśliwemu Komorowskiemu zaszkodzić może fakt, iż zabija on zwierzęta dla przyjemności. A tu widzowie mogli przekonać się na własne oczy: nie zabił nawet Muchy.
Zmiana wizerunku PO z miłującego Tuska na zabijającego Komorowskiego rzuca się w oczy. Każde dziecko łatwo zapamięta, że Lech Kaczyński to ten dobry starszy pan głaszczący kotka, który to zwierzak w Wigilię zwierza mu się ludzkim głosem. Natomiast Komorowski czai się w tym samym czasie na wiozącego prezenty Świętego Mikołaja i bez litości, wśród tryskających strumieni krwi, rozszarpuje żelastwem wnętrzności wiozących go saniami milutkich reniferków.

Jako wybitny analityk sceny politycznej wywnioskowałem, kiedy zapoczątkowała się przyjaźń między Komorowskim a Palikotem. Oczywiście wtedy, kiedy Komorowski, cały zalany krwią, zarżnął świnię, by Palikot mógł przynieść jej ryj do studia.
Z informacjami o sadyzmie Komorowskiego zbiegły się czasowo wieści z Komendy Głównej Policji. Poinformowała ona, że policjanci nie będą już ignorować wezwań w sprawie maltretowanych zwierząt. „Instrukcje są po to, aby już więcej nie dochodziło do sytuacji” – powiedziała radiu TOK FM aspirant Małgorzata Gołaszewska. Coś brzydko śmierdzi mi to prowokacją wymierzoną w kandydata. Robota niedorżniętego Sikorskiego?

Agnieszka Kublik o wywiadzie rzece z Ludwikiem Dornem: „To lektura pasjonująca”. Książki nie czytałem, ale nie potrafię sobie wyobrazić, bym mógł pasjonować się czymkolwiek, czym pasjonuje się Agnieszka Kublik. Matury z matematyki nie zdawałem, ale pamiętam, że zbiory rozłączne to takie, których część wspólna jest zbiorem pustym.
Potężny cios w kampanię prezydencką Marka Jurka! U jego żony Kornelii Marek, biegaczki narciarskiej, wykryto niedozwolone środki dopingujące, co zniszczyło jej wizerunek jako kandydatki na pierwszą damę. W tych trudnych chwilach jesteśmy razem z państwem Markami. Kornelio, Jurku – trzymajcie się, wierzymy w Waszą niewinność.

Na forum strony Kibice.net w dziale dotyczącym polityki ktoś przeprowadził ankietę na temat prezydenckich preferencji kibiców (niereprezentatywną, na niewielkiej próbie, coś jak te wszystkie CBOS-y). Wyszło z niej, że do drugiej tury wchodzą Janusz Korwin-Mikke i Lech Kaczyński. Donald Tusk (było to jeszcze przed jego wycofaniem się) zdobył 8 proc. poparcia, plasując się tuż za Markiem Jurkiem. Od Jerzego Szmajdzińskiego i Tomasza Nałęcza – obaj po około 0,5 proc. – czterokrotnie więcej głosów uzyskał natomiast Roman Włos, kandydat niezależny obiecujący Polakom po samolocie oraz zatrudnienie bezrobotnych przy zalesianiu osiedli iglakami.

Wracając do „prawyborów” w PO. Przy ich okazji spopularyzowała się wymyślona niegdyś przeze mnie ksywa „RadSik”. Że używać zaczęli jej w internecie Ryszard Czarnecki czy Adam Bielan, to zrozumiałe, ale pojawiła się też na blogach Tomasza Machały, Janusza Palikota, a nawet w „Fakcie”. Znaczy się, skoro wiadomo, kto zarządził, że stawiamy na Komorowskiego, nawet powielanie mojego wstrętnego chamstwa stało się dozwolone. A fe!

No i 32-letni pan Rosół dostał wreszcie to, na co zasługiwał. Dożywocie. Taki wyrok wydał Sąd Okręgowy w Kielcach. Gwałciciel spod Kielc już siedzi. Natomiast Grzegorze Schetyna wciąż znajduje się na wolności.

Wreszcie wiadomo, o czym pisał proroczo, acz tajemniczo Mickiewicz, opisując „obszar gnuśności zalany odmętem”, nad którym wykrył zjawisko następujące: „Patrz, jak nad jej wody trupie / Wzbił się jakiś płaz w skorupie”. Z tym obszarem gnuśności chodziło mu o polską scenę polityczną, a dalej o senatora Skorupę z PiS, co to dostaje z senatu „k... psie pieniądze. Na paliwo dla mnie i na garniturek”.

Patronem ABW ma być generał Stefan Rowecki „Grot”. Decyzja to dość ryzykowna. Teraz to ludzi Macierewicza od harcerzyków wyzywać już nie będzie wypadało, bo Rowecki wywodził się z harcerstwa. Ma też w swoim życiorysie fakty mocno kontrowersyjne z punktu widzenia członka Rady Konsultacyjnej przy ABW – Andrzeja Barcikowskiego z KC PZPR. Mianowicie walczył z formacją Barcikowskiego zbrojnie w 1920 r.

Odwiedziłem zaprzyjaźnione wielkopolskie miasto Konin. Po drodze, w pociągu osobowym, piliśmy z ekipą w przejściu między wagonami wcale nie wódę, lecz dostarczone okazyjnie przez kolegę – znanego pseudokibica Osadnika Myślibórz – wino hiszpańskie z dwulitrowej butli. Wartym odnotowania zjawiskiem były dwie osoby czytające książki Dana Browna, które kolega resocjalizował, zmuszając je do lektury kupionego na dworcu w celach pijacko-happeningowych „Naszego Dziennika”. Zostały one także poinformowane, że Dan Brown to heretyk i spalimy go na stosie. Wysiadamy sobie w Koninie, gdzie oczekują nas gospodarze i na autobus prowadzą. Jeszcze nie zdążyliśmy do niego wsiąść, a tu atakuje nas jakaś gruba baba. Babsztyl fizjonomią idealnie pasujący do bycia urzędnikiem miłościwie panującego tu bolszewickiego prezydenta Pałasza. Zarzut generalny – niemanie biletu, natomiast manie alkoholu (że to kanarzyca, dziewczyny z tyłu autobusu zdążyły nas w czasie wsiadania życzliwie poinformować, ale nie przejęliśmy się tym faktem). Potwór wypycha nas z autobusu, w tym kolegę, co trzymał w ręku pusty kubek, za manie pustego kubka. No to ten jej wygarnia, co sądzi o jej niemoralnym prowadzeniu się. Znalazłem się w części wycieczki, która została z autobusu wypchnięta, więc udała się do pobliskiej Żabki coś dokupić. W Żabce sprzedawczyni poinformowała nas, że do celu naszej wycieczki piechotą dotrzemy w kwadrans. Po drodze zaczepialiśmy młodą ludność miejscową, w charakterze najlepiej poinformowanego GPS-a, która to ludność na pytania o kanarzycę wygłaszała bluzgi. Fakt, że nasi koledzy nie odbierają telefonów, ale też nie mają wyłączonych aparatów, zintepretowaliśmy jako objaw bycia zatrzymanym przez policję, ale – skoro nie kazali im wyłączyć – na krótko. Powrót do Poznania pamiętam kiepsko, wiem, że dostałem szwendacza po pociągu, a po dojechaniu na miejsce sokista pomógł mi – było to dla mnie samodzielnie niewykonalne – odnaleźć przedział, w którym spali koledzy, dzięki czemu nie pojechali oni do Szczecina (dzięki!). Generalne wrażenia z Konina? Ludzie strasznie pozytywni, normalniejsi niż w większych miastach. Tylko system zły.

Ewa Siedlecka (która skądinąd pisze od czasu do czasu ważne teksty o prawach człowieka), napisała w „GW” o zmianach w IPN oraz liście protestacyjnym przeciwko nim podpisanym przez ponad stu naukowców: „To, że naukowcy nazywają upolitycznianiem rozwiązanie, w którym władze IPN wybierać mają (wskazując politykom kandydatów) naukowcy, a nie partie, jest kuriozalne”. Powyższe zdanie zakłada, że Polacy dzielą się politycznie, powiedzmy, na dziennikarzy, inżynierów i śmieciarzy. Jesteś naukowcem, nie powinieneś być przeciwnikiem politycznym linii „naukowców” światle reprezentowanej przez uczelniany establishment, bo wtedy jest to „kuriozalne”. Co do mnie – piszę to na serio – to jeśli jakiejkolwiek grupie zawodowej miałbym powierzyć wybór Kolegium IPN, to wolałbym dać go robotnikom, dziewczynom siedzącym w marketach na kasie czy też fryzjerom. Że nie najbardziej kompetentni? Może, choć znam absolwentów historii wykonujących każdy z tych zawodów. Rzecz jednak nie w kompetencjach, a w czymś ważniejszym – by były to grupy zawodowe nie mające korporacyjnego interesu w zwalczaniu lustracji. Nie oddaje się policji w ręce kompetentnym mafiozom, banków perfekcyjnym kasiarzom itp. W przypadku IPN musieliby więc być to przedstawiciele zawodów na tyle mało nobilitujących w PRL, by awanse w tych zawodach były możliwie rzadko uzależnione od donoszenia na kolegów. Proste?

Nasz kolega Krzysztof Konieczka stworzył stronę pomniki-hanby.pl, pod patronatem wielkopolskiego klubu „GP” i Akcji Alternatywnej Naszość, na której umieszcza informacje o istniejących wciąż ulicach mających komunistycznych patronów. Najpierw miała ona dotyczyć tylko Wielkopolski, ale internauci zaczęli przysyłać informacje z całego kraju. Strona okazała się skuteczna, gdy chodzi o nieduże miejscowości. No bo skoro ogólnie w internecie o nich mało, a wyskakuje, że są komunistycznym skansenem, to na mieszkańców, a za ich sprawą radnych, działa. Sprawa ma też aspekt zabawny. Ostatnio w pewnej miejscowości pod wpływem owej strony zmieniono nazwy ulic. By nie powodowało to zbyt dużych kosztów, radni, jak w wielu miastach, postanowili pozostawić nazwiska, a zmienić imiona patronów – Janka Krasickiego na Ignacego Krasickiego itp. W ten sposób poradzili sobie ze Świerczewskim – odnaleźli, zapewne w internecie, Władysława Świerczewskiego, co w czasie okupacji chwalebnie dwóch Żydów uratował (zapewne rodzina odważnego pana Władysława może być lekko zaskoczona). Jedynym komunistą, który ostał się jako patron, okazał się niejaki Pietrucha. Bo ni cholery żadnego chwalebnego Pietruchy nie udało się znaleźć.

Byłem na mszy w Niedzielę Palmową w kościele na poznańskich Jeżycach. Mnóstwo ludzi przyniosło do kościoła palmy. Niby to nie moja parafia, a jednak jako wielki grzesznik często tam chodzę. Bo dzielnica nieekskluzywna, więc ludzie jacyś normalniejsi. Ta normalna Polska, mająca swój rozum, wbrew temu, co się wydaje tym ekskluzywnym, wciąż istnieje i nie wydaje się, by jakoś poważnie traciła wpływy. Nie tylko w Wielkanoc.

Piotr Lisiewicz

Za: http://autorzygazetypolskej.salon24.pl/