Ocena użytkowników: 3 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Armatorzy coraz częściej omijają polskie porty i wybierają te, które są dużo tańsze i wymagają mniej formalności: niemieckie, belgijskie czy holenderskie

W niemieckich portach na większość usług wykonywanych na potrzeby morskich jednostek pływających oraz prac związanych z przeładunkiem obowiązuje zerowa stawka podatku VAT. W Polsce tylko na te świadczone na rzecz armatorów morskich. Skutek? Szczecin, Świnoujście, Gdynia i Gdańsk już przegrywają nie tylko z wielkimi portami, jak Rotterdam czy Hamburg, ale też z dużo mniejszymi.

Izba Handlowa w Hamburgu potwierdza, że usługi portowe w Niemczech nie są automatycznie zwolnione z podatku od wartości dodanej (czyli VAT), ale zgodnie z dyrektywą Unii Europejskiej z listopada 2006 r. na świadczenie wszystkich usług morskich na bezpośrednie potrzeby statków oraz ich ładunków stawka tego podatku - poprzez stosowanie licznych ulg i zwolnień - jest w tej branży praktycznie zerowa. - Istnieje wiele dyrektyw sygnowanych w Brukseli dotyczących opodatkowania usług portowych, usług spedycyjnych czy innych z nimi związanych - zaznacza specjalizująca się w sprawach podatkowych Suzanne Kuechmeister, rzecznik prasowy Izby. O tym, które usługi powinny być zwolnione z podatku VAT, i tak decyduje urząd finansowy w danym kraju.

Również Klaus Bueltjer, sekretarz generalny Stowarzyszenia Hamburskich Maklerów Okrętowych (Vereinigung Hamburger Schiffsmakler und Schiffsagenten), należącego do ogólnoniemieckiego Centralnego Związku Niemieckich Maklerów Okrętowych (Zentralverband Deutscher Schiffsmakler), w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" przyznał, że większość usług wykonywanych na rzecz branży portowej od wielu lat jest zwolniona z podatku VAT. - Owszem, istnieje ogólna dyrektywa unijna, aby odpowiednie jednakowe regulacje przyjęte zostały w poszczególnych państwach Unii Europejskiej w kwestii podatku VAT od usług świadczonych na obszarze portów morskich dotyczące ładunku - powiedział Bueltjer, jednocześnie zastrzegając, że jest też bardzo wiele wyjątków, które powodują, iż nie można w tym wypadku mówić o jednolitym rozwiązaniu. - Zresztą wszystkie sprawy podatkowe i tak regulują ostatecznie poszczególne kraje odpowiednimi ustawami i dlatego inaczej to wygląda w Niemczech, a inaczej np. w Belgii czy Francji - dodał Bueltjer.

Komu wychodzi zero
Upraszczając tę kwestię, można powiedzieć, że naliczanie podatku VAT jest w gruncie rzeczy uzależnione od tego, do jakiego kraju skierowany jest ładunek.
Klaus Bueltjer podał przykład: jeżeli statek towarowy (np. kontenerowiec) przypłynął z Indii do niemieckiego Hamburga i w tym porcie został rozładowany, przeładowany, a następnie towar został składowany, aby później trafić do jakiejś niemieckiej firmy na terenie Niemiec - to za te wszystkie usługi stawka VAT wynosi zero.
Zapytaliśmy niemieckiego eksperta, czy jeżeli statek przypłynie do portu w Hamburgu np. z Indii lub Brazylii (nie ma to w tym przypadku znaczenia) i także w niemieckim porcie zostanie rozładowany, składowany, a później tirami przetransportowany do Polski, to ile wyniesie podatek VAT: dla armatora, który towar przywiózł do hamburskiego portu; na usługi wykonane w porcie; i dla firmy spedycyjnej, która towar ten będzie przewozić do Polski.
- Armator, który towar przywiózł drogą morską do Hamburga, będzie zwolniony z podatku VAT, podobnie usługodawcy portowi, ale jak to będzie w kwestii podatku od wartości dodanej dla spedytora, tego niestety nie wiem - odpowiedział Bueltjer. Jak zaznaczył, system ten jest tak skomplikowany, że w zasadzie każdy przypadek należy opisywać oddzielnie, choć faktycznie powszechnie uwzględniana jest dyrektywa, która zezwala na stosowanie zerowej stawki VAT na usługi portowe. Również rzecznik prasowy Centralnego Związku Niemieckich Przedsiębiorstw Morskich (Zentralverband der Deutschen Seehafenbertriebe) przyznał, że zgodnie z dyrektywą unijną na wiele usług portowych stosuje się w Niemczech zerowy podatek VAT.

Polskie porty dyskryminowane
Rafał Zahorski, członek Rady Interesantów Portu Szczecin (organ doradczy zarządów portów, tworzą go przedsiębiorcy działający na obszarze danego portu), tłumaczy, że takiego samego traktowania jak w Niemczech domagają się przedstawiciele polskich portów. Zgłaszają postulat do rządzących o taką zmianę w ustawie o podatku VAT, aby wszystkie usługi w polskich portach zostały objęte zerową stawką VAT, a nie tylko te świadczone na rzecz armatorów morskich. Tymczasem - jak mówi Zahorski - polski fiskus zażądał od polskich przedsiębiorców zapłacenia zaległego VAT za lata 2008 i 2009.
- Gdy wprowadzono przepisy dotyczące VAT w 2004 r., to wówczas podatek ten wynosił zero, a jak przeprowadzono nowelizację tej ustawy w 2008 r., to nikt nie zakładał w tej nowelizacji, że wejdzie nagle 22-procentowy VAT - stwierdził Zahorski. W jego ocenie, sprawa zaogniła się z końcem 2009 r., kiedy to urzędy skarbowe stwierdziły, że poprzednie interpretacje były błędne i od początku powinien być naliczany VAT w wysokości 22 procent. W przekonaniu Zahorskiego, urzędy błędnie interpretują działanie portów morskich, gdyż uznają, że zarówno transport, jak i usługi składowania nie są związane z usługami portowymi. - Nie pomagają tłumaczenia, że przecież statek zabiera ładunek ok. 40 tys. ton, więc nie ma możliwości za jednym razem przetransportować tego towaru; trzeba go najpierw gdzieś składować, a dopiero później załadować na statek. Usługi składowania i transportu zawsze będą elementem usługi przeładunku w porcie, który do tej pory był zwolniony z podatku VAT - powiedział "Naszemu Dziennikowi" Rafał Zahorski. - Jednak urząd skarbowy myśli inaczej i według najnowszej interpretacji nie uznaje ani transportu, ani składowania jako usług portowych, więc nakłada na nie 22-procentowy podatek VAT. Efektem takich różnic w naliczaniu podatku VAT w polskich i niemieckich portach jest to, że armatorzy coraz częściej omijają polskie porty, wybierając te dużo tańsze i mniej skomplikowane w załatwianiu wszelkich formalności: niemieckie, belgijskie lub holenderskie - dodał.

Dlaczego nie jesteśmy konkurencyjni
- Bardzo często dla armatorów tańszy jest port w Hamburgu, Antwerpii czy w Rotterdamie niż jakikolwiek polski. Ponadto w niemieckich portach wymaga się zdecydowanie mniej formalności niż w polskich, np. jeśli chodzi o liczne kontrole, których w Polsce jest bez liku i które trwają o wiele dłużej (nawet do dwóch tygodni) niż w innych portach europejskich, gdzie kontrolerzy kończą swoją pracę już po jednym, góra dwóch dniach - argumentuje członek Rady Interesantów Portu Szczecin. Ponadto w Polsce kosztami kontroli obciążany jest importer, natomiast w niemieckich portach za tego typu kontrole płaci zarząd portu. W przekonaniu Zahorskiego, sytuacja jest coraz gorsza i coraz mniej statków wybiera polskie porty. - Obecnie Szczecin, Świnoujście, Gdynia i Gdańsk przegrywają nie tylko z takimi wielkimi portami jak Rotterdam czy Hamburg, ale zaczynają też przegrywać z dużo mniejszymi niemieckimi portami. Dowodem na to jest malutki port Hafen Vierow koło Lubmina - zaznacza. Jak tłumaczy, przeznaczone na eksport zboże zebrane z północy Polski omija port w Szczecinie lub Świnoujściu i jest ładowane dopiero w malutkim niemieckim porcie Vierow. - To, co dzieje się w Polsce, jest kuriozalne w skali europejskiej, bowiem taniej jest przywieźć towar z Hamburga samochodem niż ciągnąć towar statkiem - stwierdził Zahorski. Jednym z głównych powodów tego stanu rzeczy jest właśnie naliczanie wysokiego podatku VAT.
Dlatego przedsiębiorcy z polskich portów morskich zwrócili się z listem otwartym do premiera Donalda Tuska o zmiany w ustawie o podatku VAT. Sygnatariusze listu argumentują, że zgodnie z unijną dyrektywą z listopada 2006 r. świadczenie wszystkich usług morskich na bezpośrednie potrzeby statków oraz ich ładunków powinno być zwolnione z podatku od towarów i usług.


Waldemar Maszewski, Hamburg

Za: http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100717&typ=sw&id=sw11.txt