Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 
„Artyści biznesu” i wielki exodus, czyli jak zapłaciliśmy za żydowską repatriację

Czternastego czerwca 1990 roku w rejs z Okęcia do Tel Awiwu wystartował boeing 747, zabierając około 350 Żydów. Był to początek trwającej do 1992 roku supertajnej Operacji „Most”, w wyniku której do Izraela przeniosło się 100 tysięcy emigrantów ze Związku Sowieckiego. Polska nie tylko stała się punktem tranzytowym, ale i – jak wszystko na to wskazuje – w znacznej mierze sfinansowała akcję.

W osobliwych okolicznościach.

Frapujące kulisy przedsięwzięcia, którego szczegóły miały być podobno tajemnicą przez co najmniej pół wieku, odsłania w opublikowanej ostatnio przez wydawnictwo „Fronda” reporterskiej książce Dariusz Wilczak.

 Scenariusz exodusu sowieckich Żydów kreślił już w połowie lat 80. tygodnik „Time”. Gazeta pisała o moskiewskich wizytach Edgara Bronfmana, prezesa Światowego Kongresu Żydów, który we wrześniu 1985 r. najpierw sondował możliwość otwarcia granic ZSRS dla jego rodaków, a później podjął konkretne kroki na rzecz realizacji planu zakładającego organizację przerzucenia wielu dziesiątek tysięcy osób.


 Krótko potem w rozmowie z prezydentem Mitterandem chęć udziału Polski w ogromnym przedsięwzięciu zadeklarował generał Wojciech Jaruzelski. Operacja miała przynieść polityczne oraz wizerunkowe zyski Moskwy i Warszawy w tak zwanym wolnym świecie. Widząc na horyzoncie zbliżającą się gospodarczą katastrofę obóz sowiecki szykował się już przecież do kolejnej transformacji, a do tego przychylność, czy wręcz wsparcie Zachodu były niezbędne. Przy tym Kreml nie chciał psuć swoich relacji z państwami arabskimi, zaś tak duża operacja wiązała się z ryzykiem zdemaskowania i zamachów terrorystycznych.

 Do konkretów doszło kilka lat później, w okresie premierostwa Tadeusza Mazowieckiego. Otwarcie wzajemnych przedstawicielstw dyplomatycznych Polski i Izraela, wizyta szefa tutejszego rządu w Stanach Zjednoczonych w marcu 1990 r. Podczas spotkania z Amerykańskim Kongresem Żydów Mazowiecki, oprócz złożenia deklaracji przywrócenia polskiego obywatelstwa emigrantom z 1968 r. powiedział: Polska nie uchyli się też przed pomocą osobom narodowości żydowskiej chcącym emigrować do Izraela z terytorium Związku Radzieckiego.

W tym czasie trwały już przygotowania do przedsięwzięcia, któremu miesiąc wcześniej nadano kryptonim Operacja „Most”. Za jej zabezpieczenie ze strony polskiej odpowiadał wówczas major Jerzy Dziewulski i stu ludzi, których miał do dyspozycji. Według ustaleń Wilczaka, logistyką oraz finansowaniem operacji zajmowała się m.in. znana głównie z wydrenowania polskiego systemu bankowego na grube kwoty firma Art-B [„Artyści Biznesu”].

Z punktu widzenia Izraela, ale i państwa polskiego, nie ma powodu, żeby po tylu latach cokolwiek ukrywać. Minęło sporo czasu, nikomu nic już nie grozi. Przynajmniej tak mi się wydaje – powiedział autorowi współwłaściciel przedsiębiorstwa Andrzej Gąsiorowski. Jeszcze niedawno polskie państwo poszukiwało go międzynarodowym listem gończym, obecnie bez przeszkód porusza się on po Warszawie, udziela wywiadów, uczestniczy w rocznicowej półtajnej a półjawnej konferencji poświęconej Operacji „Most”.

 - Art-B powstała po to, żeby w niedalekiej przyszłości mogła dojść do skutku alija? Ten powrót Żydów ze Związku Radzieckiego i twój osobisty powrót? – dopytuje w książce Wilczak.

 - To dobra teza. Związana według mnie z przeznaczeniem – pada odpowiedź, po czym Gąsiorowski snuje ni to poważną, ni kpiącą opowieść o spotkaniu z rabinem i podjętej misji udziału w dziejowym wydarzeniu.

 Dowiadujemy się też, że słynny mechanizm oscylatora, dzięki któremu Art-B zgarniała po wielokroć w różnych bankach oprocentowanie na te same czeki, podpowiedział Gąsiorowskiemu i Bagsikowi „ktoś w Izraelu” (rozmówca nie pamięta kto). W okresie „reformy Balcerowicza” Polska znalazła się bowiem w podobnej sytuacji jak ów kraj po oddaniu Egiptowi półwyspu Synaj - ogromna inflacja, wysokie oprocentowanie waluty krajowej, LIBOR w stosunku do dolara, zamrożone płace.

Pieniądze z oscylatora miały dopomóc w odzyskaniu nakładów na Operację „Most” poniesionych przez Art-B, w zarządzie której zasiadał doradca Banku Światowego Walery Amiel. Holding Bagsika i Gąsiorowskiego zamawiał m.in. broń i sprzęt wojskowy potrzebny w operacji, zaś właściciele obracali się w sferach izraelskich służb specjalnych oraz wysoko postawionych polityków.

 Przy okazji wyszedł na jaw szerzej nieznany dotąd fakt, że Bogusław Bagsik i Andrzej Gąsiorowski, uznawani w Polsce za aferzystów (ech, ten polski antysemityzm! Obaj posiadają obywatelstwo Izraela) to w istocie zacni ludzie. Dla swych zasług, które mamy okazję właśnie w tych dniach po części poznawać, obaj cieszą się szczególną opieką „państwa położonego w Palestynie”. Wprawdzie w swoim czasie pierwszy z wymienionych nieopatrznie z protekcji tej zrezygnował, wskutek czego trafił na krótko w Polsce za kratki, ale już drugi uczestnik pamiętnego duetu „artystów biznesu” to niekarany, szanowany, zbierający odznaczenia (także od Rosji), obywatel, niemalże celebryta.

 Nie obyło się bowiem bez profitów za zaangażowanie obrotnych „biznesmenów”. Zostało nam to wynagrodzone miękkim lądowaniem w Izraelu i nietykalnością. Bo potem – opowiadano mi po latach dopiero – polskie służby próbowały wymóc na izraelskich, żeby nas sprowadzić. Zawsze z tamtej strony padała odpowiedź: niemówi dziś bez skrępowania Gąsiorowski.

 Poza wątkiem sensacyjnym, w oparciu o reporterską podróż, liczne rozmowy, dokumenty i cytowane gęsto rezultaty rozmaitych badań Wilczak rysuje też społeczny pejzaż kraju po kolejnej fali aliji, czyli „wstąpienia”, „powrotu” do Izraela Żydów, którzy żyli dotąd daleko – głównie w ZSRS. Od proklamowania niezależnego państwa w 1948 roku kolejnymi falami przyjeżdżają do Izraela nie tylko z powodu etnicznego, czy też sentymentalnego przywiązania do kraju przodków, ale i w nadziei na poprawę losu.

Imigranci z dawnego ZSRS, przybyli w latach 90. w liczbie około miliona osób, mocno zaznaczyli swój wpływ na rozwój starej-nowej ojczyzny, co uwidoczniło się choćby w korzystnych trendach gospodarczych. Nie wszyscy skłonni są przy tym do asymilacji, nauki hebrajskiego. Rosyjski napotkać można na ulicach żydowskich miast na każdym kroku, nie tylko w wersji mówionej, ale i pisanej, w postaci powszechnych tam gazet i książek.

 Roman Motoła

 Za: pch24

Za:  http://dakowski.pl//index.php?option=com_content&task=view&id=15834&Itemid=138438434265