Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Na czele państwa muszą stanąć ludzie charakteryzujący się jednocześnie kompetencjami, wolą walki i głębokim - nie mesjanistyczno-rocznicowo-romantycznym – mądrym, racjonalnym patriotyzmem.

Trwa walka wyborcza. Według wszystkich notowań PiS ma nie tylko szanse wygranej, ale również pełnienia rządów samodzielnie. Byłby to pierwszy przypadek rządów jednej partii począwszy od roku 1989 r. Wszystkie dotychczasowe gabinety III RP miały charakter koalicyjny.

Złożone przez Prezydenta Andrzeja Dudę i polityków ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego obietnice idą daleko, bardzo daleko, szczególnie w zakresie rozwiązania nabrzmiałych w ciągu ćwierćwiecza problemów społecznych i socjalnych. Na uwagę zasługuje również deklaracja o odbudowie przemysłu polskiego, zniszczonego lub oddanego obcemu kapitałowi przez kolejne ekipy solidarnościowe. Reindustrializacja bowiem, a nie puste obietnice „walki z bezrobociem” może rozwiązać problem rosnącej nędzy i ucieczki młodych oraz ludzi w wieku średnim zagranicę. Innego sposobu po prostu nie ma.

Aby jednak tak się stało, w Polsce musi funkcjonować silna władza wykonawcza, nieskrępowana sejmowymi targami, zgniłymi kompromisami, awanturami o sprawy drugorzędne i wręcz pyskówkami. Musi zaistnieć władza, która nie pozwoli, by o polskiej gospodarce decydowały czynniki międzynarodowe – we własnym, a nie polskim interesie.

Na czele państwa muszą stanąć ludzie charakteryzujący się jednocześnie kompetencjami, wolą walki i głębokim - nie mesjanistyczno-rocznicowo-romantycznym – mądrym, racjonalnym patriotyzmem. Rozumiejący, że we współczesnym świecie naród bez własności staje się narodem wyrobników u obcych – czy to w kraju czy zagranicą. Inaczej, bez względu na chęci, dobrą wolę ekipy, która dojdzie do władzy, wygaszanie Polski będzie trwać i zakończy się całkiem niedługo. Jeszcze za życia naszych pokoleń.

Tymczasem narzucony nam system polityczny będący autorstwem sił obcych z pomocą polskich kondotierów został tak skonstruowany, aby żadne jednoznaczne decyzje w interesie Narodu Polskiego nie zapadały. Stan ten pogłębiła inkorporacja Polski do Unii Europejskiej.

Pół biedy, jeśli prezydent i większość sejmowa wywodzą się z tego samego obozu politycznego; wówczas prezydent ma silne oparcie w rządzie i może przeprowadzić wiele swoich inicjatyw. I w tym przypadku jednak prezydent nie znajduje się w sytuacji luksusowej, gdyż jego partia musi się liczyć z koalicjantem. Toteż mówienie o ponadpartyjnym charakterze prezydenta (bez względu na jego opcję ideowopolityczną) stanowi mydlenie oczu wyborcom. Dopóki Głowa Państwa nie będzie miała autonomicznych wobec innych organów władzy prerogatyw, dopóty zawsze pierwszy obywatel Rzeczypospolitej będzie „skazany” na partię swojego pochodzenia.

Jeśli więc mamy ponownie wybić się na niepodległość, trzeba per fas et nefas zmienić obecny system polityczny. Jednym z bardzo istotnych elementów tego systemu jest Urząd Prezydenta Rzeczypospolitej. Kompetencje Głowy Państwa w Polsce ewoluowały w dziejach, warto więc przyjrzeć się pokrótce tym zmianom.

Czy chcemy mocnej władzy?

Tu zachodzi pytanie czy Polacy rzeczywiście chcą silnej władzy prezydenckiej. Mimo przypisywanych nam – częściowo słusznie, częściowo nie – tendencji anarchicznych, okazuje się, że zdecydowana większość obywateli opowiada się za wzmocnieniem uprawnień prezydenckich. Według ankiety przeprowadzonej przez CBOS późną jesienią 2005 r., przed II turą wyborów prezydenckich, taką opinię wyraziło aż 59 proc. wyborców, 26 proc. uważało, że są one wystarczające, a tylko 1 proc. chciało ograniczenia kompetencji prezydenta.

Co charakterystyczne, zdecydowana przewaga zwolenników silnej prezydentury występowała we wszystkich elektoratach: wyborcy PiS-u w 65 proc., PO – 61 proc., Samoobrony – 72 proc. (!), LPR – 60 proc., SLD – 60 proc., PSL – 63 proc. Wprawdzie Samoobrona i LPR przestały liczyć się na arenie politycznej, ale ludzie wyrażający poglądy tych partii nie zniknęli.
Podobny rozkład głosów występował w elektoratach ówczesnych rywali do Urzędu Prezydenta. Wyborcy Lecha Kaczyńskiego w 69 proc., a Donalda Tuska – w 61 proc. opowiadali się za szerszymi kompetencjami szefa państwa. Z dużym prawdopodobieństwem można stwierdzić, że obecnie mielibyśmy podobny rozkład opinii w tej materii.

Demokracja i sejmokracja

Pierwsza współczesna konstytucja polska została uchwalona 17 marca 1921 r. Równolegle z Konstytucją Marcową, na mocy przepisów przejściowych uchwalonych przez Sejm Ustawodawczy, obowiązywały postanowienia Małej Konstytucji z 1919 w sprawach ustrojowych związanych z funkcjonowaniem parlamentu i urzędu Naczelnika Państwa jako głowy Państwa Polskiego. Konstytucja Marcowa z 1921 i Mała Konstytucja z 1919 obowiązywały równolegle od 1 czerwca 1921 do 11 grudnia 1922, tzn. do chwili wyboru przez Zgromadzenie Narodowe Prezydenta Rzeczypospolitej i objęcia przez niego urzędu.

Teoretycznie obowiązywała ona do 23 kwietnia 1935 r., kiedy weszła w życie tzw. Konstytucja Kwietniowa. Pierwsza konstytucja II RP wprowadzała system parlamentarno-gabinetowy o zdecydowanej przewadze Sejmu nad egzekutywą. Zawierała także szereg rozwiązań o charakterze demokratycznym i gwarantowała pełną paletę praw obywatelskich. Kadencję parlamentu określała na 5 lat, a prezydenta na 7 lat. Co wówczas istotne, znosiła ona jakiekolwiek przywileje stanowe i herby.

Inicjatywa ustawodawcza przysługiwała Rządowi i Sejmowi; Senat, był jej pozbawiony, posiadał natomiast prawo veta zawieszającego, czyli wstrzymania projektu ustawy na 30 dni, bądź wprowadzenia poprawek. Sejm mógł ponownie uchwalić wstrzymaną przez Senat ustawę bądź odrzucić poprawki kwalifikowaną większością 11/20 głosów. Parlament miał także prawo udzielenia amnestii wyłącznie w drodze ustawowej.

Prezydenta wybierało na 7-letnią kadencję Zgromadzenie Narodowe bezwzględną większością głosów. Jego uprawnienia były wręcz symboliczne. sprawował on władzę wykonawczą „przez odpowiedzialnych przed Sejmem ministrów i podległych im urzędników” (art.43). Podpisywał ustawy wraz z odpowiednimi ministrami i zarządzał ogłoszenie ich w Dzienniku Ustaw (art.44) . Miał prawo „wydawać rozporządzenia wykonawcze, zarządzenia, rozkazy i zakazy i przeprowadzenie ich użyciem przymusu zapewnić”. Każdy akt prezydenta wymagał dla swej ważności podpisu premiera i właściwego ministra, „którzy przez podpisanie aktu biorą zań odpowiedzialność” (art. 44) . Zgodnie z art.45.mianował i odwoływał Prezesa Rady Ministrów, a na jego wniosek powoływał i odwoływał ministrów. Na wniosek Rady Ministrów obsadzał urzędy cywilne i wojskowe zastrzeżone w ustawach.

Nawet nominacje urzędników Kancelarii Cywilnej Prezydenta Rzeczypospolitej kontrasygnował premier i ponosił za ich działania odpowiedzialność przed Sejmem (art. 45). Art.46. przyznawał Głowie Państwa funkcję najwyższego zwierzchnika sił zbrojnych, ale nie naczelnego dowódcy w czasie wojny. Prezydent mógł wypowiedzieć wojnę i zawrzeć pokój tylko za uprzednią zgodą Sejmu.

Nie przyznano mu żadnych uprawnień ustawodawczych. W razie popełnienia przestępstwa, mógł być sądzony tylko na wniosek Sejmu przez Trybunał Stanu. Jako ciekawostkę, jakże aktualną obecnie, przypomnę, że bez zgody prezydenta obywatelom RP nie wolno było bez zezwolenia prezydenta „przyjmować tytułów ani orderów cudzoziemskich” (art. 96).

Omawiana Konstytucja miała charakter, jak na tamte czasy, nowoczesny i na wskroś demokratyczny oraz uwzględniała wielonarodowościowy skład społeczeństwa polskiego. Ale pełnię władzy składała w ręce Sejmu, co oczywiste - podzielonego. Mimo to pełną parą szła odbudowa państwa, scalano skutecznie byłe zabory, wprowadzano reformy, w tym rolną, dokonano wiekopomnej reformy walutowej (ustanowienie złotego polskiego za rządów premiera Władysława Grabskiego), rozpoczęto budowę portu w Gdyni, postępowała budowa kolei, powstawały pierwsze zakłady państwowe. Ten niebywały postęp zawdzięczaliśmy dwu czynnikom: niebywałemu patriotyzmowi Polaków oraz kompetencjom większości kierowników nawy państwowej. Natomiast brak uprawnień głowy państwa spowodowany był obawami prawicy przed objęciem dyktatorskich rządów przez marszałka Józefa Piłsudskiego, co okazało się w kilka lat później przewidywaniem trafnym.

Ku wzmocnieniu egzekutywy

Po zamachu majowym nowa ekipa nie ukrywała swoich autorytarnych dążeń. Początkowo Piłsudski i sanacja posługiwali się argumentem wzmocnienia siły państwa poprzez nadanie większych prerogatyw władzy wykonawczej tj. rządowi i prezydentowi. W rzeczywistości chodziło o zakamuflowanie niepodzielnej, dyktatorskiej władzy Piłsudskiego, który zresztą nie miał żadnego programu. „Bić k…y i złodziei” - odpowiadał samozwańczy marszałek na pytania dziennikarzy o program. Nie ukrywał zresztą swojej wrogości do Sejmu jako takiego, a posłów lżył najgorszymi wyzwiskami.

Mimo to problem wzmocnienia egzekutywy pozostawał. Został on rozstrzygnięty poprawką do Konstytucji Marcowej wprowadzoną ustawą z 2 sierpnia 1926 r., zwaną popularnie nowelą sierpniową. Kwestię tę widziały podobnie również ugrupowania opozycyjne wobec sanacji, które złożyły własne projekty. Związek Ludowo-Narodowy, Stronnictwo Chrześcijańsko-Demokratyczne, Chrześcijańska Demokracja i PSL „Piast” postulowały znaczne rozszerzenie uprawnień władzy wykonawczej, a ponadto uprawnień Senatu wobec Sejmu oraz zmiany w ordynacji wyborczej ograniczające mniejszości narodowe. Ostatecznie ustawa przeszła głosami parlamentarzystów od prawicy do lewicujących silnie - Stronnictwa Chłopskiego i PSL „Wyzwolenie”. Przeciwko głosowały: PPS, komuniści i mniejszości narodowe. Zmiany zawarto w ośmiu artykułach wprowadzonych do sześciu artykułów Konstytucji. Ustalono ścisły terminarz prac parlamentu nad uchwaleniem budżetu. Rząd zobowiązano do składania projektu budżetu najpóźniej na pięć miesięcy przed końcem danego roku budżetowego. W przypadku niedotrzymania terminu budżet miał obowiązywać w formie przedstawionej w projekcie rządowym lub w formie, w jakiej został opracowany przez izbę we właściwym jej terminie.

Prezydent uzyskał prawo rozwiązywania obu izb parlamentu na wniosek Rady Ministrów, umotywowanym orędziem, z kolei Sejm utracił możliwość rozwiązania się własną uchwałą. Nadto prezydent mógł wydawać rozporządzenia z mocą ustawy „w razie nagłej konieczności państwowej”, gdy Sejm i Senat były rozwiązane. Rozporządzenia te nie mogły wprowadzać zmian w Konstytucji, ordynacjach wyborczych, traktatach międzynarodowych ratyfikowanych przez Sejm, budżecie, stanie liczebnym wojska oraz ustawach dotyczących samorządu terytorialnego, gospodarki finansowej państwo, parlamentarnej kontroli nad długiem państwowym i konstytucyjnej odpowiedzialności ministrów. Uprawnienie to wzmocniono przepisem upoważniającym głowę państwa do wydawania rozporządzeń z mocą ustawy na podstawie specjalnej ustawy, w której określano zakres podlegający regulacji przez prezydenta. Oba rodzaje tych rozporządzeń musiały być podpisane przez premiera i wszystkich ministrów oraz złożone w Sejmie w ciągu 14 dni. Sejm mógł je uchylić mocą własnej uchwały, czyli bez udziału Senatu. Wreszcie wniosek o wotum nie mógł być poddany pod głosowanie na tym samym posiedzeniu, na którym został zgłoszony.

Nowela sierpniowa rozpoczęła prawne kształtowanie przewagi władzy wykonawczej nad ustawodawczą, zmniejszała kontrolę parlamentarnej nad rządem, nadawała wyłączne prawo Prezydentowi do rozwiązania parlamentu. Jej postanowienia miały jednak charakter umiarkowany, gdyż wynikały z licznych kompromisów, także wewnątrz obozu rządzącego. Ocena noweli nie może być jednoznaczna. Z jednej strony wzmacniała władzę wykonawczą, co niewątpliwie było potrzebą państwa (konieczność taką widziała również Narodowa Demokracja), ale z drugiej strony stanowiła początek drogi piłsudczyzny do praktycznie nieograniczonej władzy.

20 sierpnia 2015 r.
Zbigniew Lipiński
Myśl Polska, nr 35-36 (30.08-6.09.2015)
fot. profil fb Andrzeja Dudy.

Za: http://mysl-polska.pl/592