Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

W ponury i deszczowy dzień 10 grudnia 2016 roku w Warszawie odbyła się podniosła uroczystość. Ignacy Matuszewski i Henryk Floyar-Rajchman dziesiątki lat po śmierci wreszcie otrzymują to na co całym swoim życiem zasłużyli: uroczysty pogrzeb na Powązkach Wojskowych z udziałem rządu wolnej Polski. Ludzie ci to przedwojenni ministrowie, żołnierze Legionów oraz wojny z bolszewikami 1920 roku, współtwórcy działającego do dziś Instytutu Józefa Piłsudskiego w USA oraz ludzie, którzy w 1939 roku podjęli się brawurowej misji. W czasie trwającej wojny wywieźli 75 ton polskiego złota w 1208 skrzynkach ze skarbca Banku Polskiego do Francji W ten sposób uratowali polski skarb narodowy przez Niemcami. Cześć i chwała Bohaterom!

Akcja wywiezienia tak wielkiego ładunku złota potajemnie i podczas wojny to historia nadająca się na fantastyczny film przygodowy. Gdyby polska polityka historyczna odnosiła jakiekolwiek sukcesy poza naszymi granicami, ta szalona misja powinna na trwale wejść do historii II Wojny Światowej, uczyć o niej powinny szkoły w wielu krajach. 

Matuszewski i Rajchman to najwyższy wzór polskich polityków i urzędników: żołnierzy, ministrów, ludzi, którzy otrzymując misję niemal niemożliwą do wykonania, nie tylko ją przyjęli ale powierzone zadanie wykonali. Jakkolwiek nieuczciwe jest porównywanie najlepszych do najgorszych, trudno mi jednak powstrzymać się od przypomnienia postawy niedawno przesłuchiwanych przez komisję sejmową prokuratorów. Owi urzędnicy 3RP wogóle nie reagowali na pisma sugerujące istnienie piramidy finansowej Amber Gold, dziś niczego nie pamiętają. Jeden nie ma telewizora więc generalnie nie ogarnia, inny po kilku dniach uruchomił śledztwo, ale potem przez 3 miesiące nie wysłał dokumentów.


Dziś nie pamięta dlaczego. Jeszcze inny, biedaczek, rozchorował się i nie mógł stanąć przed Komisją. Matuszewski i Rejchman w 1939 nie brali zwolnienia lekarskiego, w 1943 roku wbrew woli rządu w Londynie uruchomili Instytut Piłsudskiego w Nowym Jorku, nie mówiąc, że generalnie "co ja mogę, ja nic nie mogę". Nie byli bezradnymi, proszę wybaczyć, baranami, ale postępowali "jak trzeba". Być może dziś w 2016 powinni stać się wzorem dla urzędników państwowych, bowiem udowodnlili w stopniu heroicznym jak powinien postępować Prawdziwy Polski Urzędnik, a nie głupi urzędniczyna. 

75 ton złota dotarło do Francji, potem jego losy toną w mrokach tajemnicy. Ok. 11 ton przejął po wojnie rząd brytyjski, uznając, że to cena za pomoc podczas wojny. Ciekawe jak wyglądała podstawa prawna i czy nie jest to temat, który w ramach rosnącej przyjaźni polsko-brytyjskiej warto omówić. Nie wiadomo ile złota przechwyciła komunistyczna junta PRLu. W 1947 roku gen. Stanisław Tatar wbrew woli rządu RP na uchodźctwie przywiózł złoto do Polski. Problem w tym, że nie wiadomo ile go było, najprawdopodobniej niewiele. Badacze tacy jak Krzysztof Kopeć sugerują, że w 1947 wróciło zaledwie ok 10% całości. Oznaczałoby to, że z 75 ton po odjęciu "brytyjskiej płatności" i owych 10% dla PRL, los blisko 60 ton złota pozostaje nieznany! Ponadto nie wiadomo co stało się z 20 tonami polskiego złota (Banku Polskiego) zdeponowanymi za granicą przed wybuchem II Wojny Światowej. Owe 80 ton złota ma dziś wartość kilkunastu miliardów zł., ciekawe czy część z nich podlegałaby oprocentowaniu? Wówczas dziesiejsza wartość byłaby znacznie wyższa. 

Los zaginionego złota Banku Polskiego to także znakomity scenariusz na sensacyjny film. Ważniejsze pytanie to: czy polskie służby specjalne i wywiad interesują się losem tego majątku? Żaden poważny kraj nie uznałby podobnej historii za niewartej śledztwa. W 3RP można skutecznie nie tylko odzyskiwać, ale także wyłudzać kamienice wykazując roszczenia z lat II Wojny Światowej. Czy sama Rzeczpospolita potrafi odzyskać swój majątek o wielomiliardowej wartości? Czy może wolimy pogodzić się z faktem, że zasilił on majątki innych krajów?

MaSZ

Za: http://naszeblogi.pl/64736-zaginione-dziesiatki-ton-polskiego-zlota


Zobacz jeszcze:
Dzisiaj - Uroczystości pożegnania płk. Ignacego Matuszewskiego i mjr. Henryka Floyar–Rajchmana

Wszystko, co ważne
(...) My Polacy w czasie drugiej wojny stanowiliśmy czwartą, co do wielkości armię aliancką w Europie. Dorobek II RP, który wydawać by się mogło, udało się ocalić przed Niemcami, został nam skradziony przez naszych sojuszników. Rząd wywożąc z Polski 1208 skrzyń czystego złota posiadającego próbę 1000, a więc złota zupełnie czystego, bez domieszki, (jak relacjonował w 1966 r. Władysław Bojarski z eskorty polskiego transportu złota) nie mógł chyba przypuszczać, że ten polski skarb nie pomoże nam, wpłynąć na decyzje naszych sojuszników. Każda ze skrzyń ważyła 60 kilogramów, a więc na dzisiejsze czasy jest to majątek dość spory nawet w skali państwa. Osiemdziesiąt ton polskiego złota nigdy nie wróciło po wojnie do Polski.

Pozostało ono w bankach zachodnich. W październiku 1944 r. złoto wartości około 150 mln zł znalazło się w Nowym Jorku i Londynie, natomiast niespełna 70 mln zł trafiło do Banku Kanady w Ottawie. Największe części dostali ci, którzy odpowiedzialni są za zdradę swojego „polskiego sojusznika”, to oni podpisali na Konferencji jałtańskiej, oddanie Polski pod panowanie ZSRR. (Naszego komunistycznego wroga).

Wiele współczesnych źródeł podaje, informacje jakoby całe złoto II RP wróciło do PRL i zostało wykorzystane przez komunistów pod zastaw pożyczek. W konsekwencji przepadło, gdy pożyczki nie zostały spłacone. Jest to jednak część prawdy, z badań niezależnych historyków* wynika, że przywłaszczone przez komunistów złoto stanowiło zaledwie ok. 10 procent zdeponowanego w Dakarze skarbu II RP.

Sygnatariusze Konferencji jałtańskiej wiedzieli jak nas sprzedać, nie potrafili tylko zapewnić Polsce należnego wynagrodzenia za poniesione straty wojenne. Reparacje wojenne narzucone Niemcom nie uwzględniły na przykład ponad pięciu ton złota skradzionego przez Niemców z terenów Rzeczpospolitej, o zwrot, którego Polska wystąpiła.

Skradzione polskie złoto okrojone o jedenaście ton, które oficjalnie zabrała nam Anglia. Brytyjczycy otrzymali 3 mln funtów w złocie oraz 10 mln funtów w gotówce. We własnym interesie Londyn pertraktował z komunistami w Polsce. Dzięki temu otrzymał zwrot zaciągniętych pożyczek z września 1939 r. na sumę 75 mln funtów, a drugie tyle (komunistycznej) Polsce umorzono.

Nigdy też Polsce nie zwrócono 20 ton złota Banku Polskiego, które znajdowało się w depozytach zagranicznych przed wybuchem II wojny światowej. (Bank for International Settlements z którego zniknęło polskie złoto zdeponowane przed wojną)

Nie wiadomo, kto przejął 3,8 ton złota, które pozostawiono w 1939 r. w Dubnie do dyspozycji rządu polskiego?

Nie będę tu pisał ledwo wspomnę o przedwojennej pożyczce w wysokości 210 tysięcy przedwojennych złotych, (co współcześnie z procentami stanowi pokaźną sumę) udzielonej przed wojną przez polski Departament Konsularny Ministerstwa Spraw Zagranicznych syjonistom-rewizjonistom, której Izrael nigdy nam nie oddał. Bo takich zaległości znalazłoby się dużo więcej.

Ktoś może mnie zapytać, dlaczego skłonny jestem wierzyć w częściowy tylko zwrot polskiego złota? Jest to dla mnie dosyć logiczną konsekwencją, działań powojennych rządów Anglii, Francji i USA. Kolaboracja z komunistami kosztem naszego narodu przyniosła im znaczące zyski.

Zawierane zaraz po zakończeniu wojny umowy odszkodowawcze z Francją czy z Wielką Brytania miały przede wszystkim charakter polityczny.** A beneficjantami byli rosyjsko-polscy komuniści, którym udało się zalegalizować i uprawomocnić zbrodnicze rządy nad Wisłą i ujarzmić naród Polski za cenę odszkodowań. Umowy zawarte były z 12 krajami, Francja i Wielka Brytania upomniały się o odszkodowanie za resztkowe ocalałe z wojny i znacjonalizowane, zaraz po wojnie mienie ich obywateli i instytucji, jakie przed wojną działały w Polsce i na Ziemiach Odzyskanych.

Zachodni „sojusznicy” odzyskiwali odszkodowania na dyktowanych przez siebie warunkach często o zawyżonej wartości za mienie ocalałe z pożogi wojennej. Te umowy między Polską, Francją i Wielką Brytanią zawierane były w bardzo wczesnym okresie komunizmu w Polsce, bo już w roku 1946 i 1947, te kraje upomniały się o odszkodowanie. Socjalistyczna, powojenna Polska była bardzo wdzięczna za poparcie i powojenne uznanie wschodniej lądowej granicy Rzeczypospolitej na tzw. Linii Curzona, w wyniku czego straciliśmy 278 tys. km kwadratowych wschodniego obszaru przedwojennej Polski, a miliony Polaków znalazło na kilka dekad w niewolniczej i obozowej niewoli, jeżeli w ogóle ją przeżyli.

Nasi „alianci” odzyskali olbrzymie wypłaty od Polski Ludowej kosztem niedoboru węgla w Polsce, który był głównym środkiem płatniczym. Polska „otrzymała” ziemie zachodnie i spłacała odszkodowania za znacjonalizowany majątek na tych terenach. (Polska ustawa nacjonalizacyjna z dnia 3 stycznia 1946 roku).

Na Ziemiach Odzyskanych tylko państwo mogło być właścicielem ziemi, (dzięki narzuconemu Polsce komunizmowi) a Polscy rolnicy mogli tylko posiadać ziemię na zasadzie wieczystego użytkowania. Według wymyślonej w tym celu nowej formuły prawnej.
itd...

Wszystko, co ważne