Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 

Pułapki ordynacji - Są rozwiązania dobre ale są i fatalne, złe.

.Coś wręcz tragicznego zostało jeszcze przeforsowane, i to przez Senat, coś, co nie śniło się nawet Leninowi i Stalinowi. Otóż Senat zaproponował możliwość… poprawienia głosu!
Wywiad ukazał się na stronach Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich sdp.pl w dziale "Rozmowa Dnia" Wybory samorządowe Czy znowelizowana ordynacja zapobiegnie ich sfałszowaniu? Nasz gość: Marcin Dybowski Wydawca, opozycjonista antykomunistyczny, inicjator i uczestnik zajęcia siedziby PKW w 2014 roku, inicjator i współtwórca Ruchu Kontroli Wyborów, który w 2015 przyjął formę Stowarzyszenia RKW – Ruch Kontroli Wyborów – Ruch Kontroli Władzy.

http://sdp.pl/wywiady

– Prezydent Andrzej Duda niedawno podpisał uchwaloną przez parlament nowelizację ordynacji wyborczej. Pod koniec ubiegłego roku rozmawialiśmy o niej sub specie wyborów samorządowych, gdy dopiero przygotowywany był projekt zmian. Nasza rozmowa ukazała się w dwóch częściach na Portalu SDP w grudniu 2017 i w styczniu 2018 roku i tam była mowa o postulatach Waszego Stowarzyszenia RKW, o rozmaitych obawach i nadziejach, związanych ze zmianami w ordynacji wyborczej. Teraz już klamka zapadła, ustawa jest i spróbujmy wobec tego pójść tokiem tamtej rozmowy, żeby sprawdzić w ten sposób, po kolei, co zrealizowano, a co nie, jakie i czyje postulaty przeszły, a jakie i czyje zostały odrzucone i jak odpowiemy sobie na pytanie tytułowe. Zacznijmy więc od tego, czy postulat możliwości zaskarżania, w trybie wyborczym, wytycznych Państwowej Komisji Wyborczej, które niejednokrotnie sprzyjają możliwości ich sfałszowania, został w ustawie uwzględniony?

MD: – Tak, to jest jeden z największych naszych sukcesów, jakie odnieśliśmy, że w ustawie znalazł się ten element: umożliwienie zaskarżania przez komitety wyborcze wewnętrznych uchwał Państwowej Komisji Wyborczej, szczególnie tych odnoszących się do pracy obwodowych komisji wyborczych. Zawdzięczamy to współpracy z senatorem Piotrem Łukaszem Andrzejewskim, który bardzo zaangażował się w tę walkę i w ogóle w działalność naszego Stowarzyszenia RKW.

–  Druga rzecz, o której wtedy mówiliśmy, to możliwość udziału w głosowaniu zarówno na podstawie dowodu osobistego, jak i paszportu. Stwarzało to zagrożenie dwukrotnego głosowania przez jednego i tego samego wyborcę. Czy to udało się usunąć?

MD: – Na poziomie ustawy to nie jest uregulowane i nie musi, bo ustawa nie może być taka szczegółowa. Ale jeśli  Państwowa Komisja Wyborcza znów podejmie taką uchwałę, że można głosować legitymując się paszportem i przedstawiając jakiś świstek papieru w obcym języku, że jest się zatrudnionym zagranicą bez możliwości weryfikacji takiego faktu, bez koniczności przetłumaczenia tego „zaświadczenia” i pozostawienia go w komisji wyborczej, to komitety wyborcze  będą mogły taką wytyczną PKW skutecznie zaskarżyć. Ten mechanizm dlatego właśnie został w ustawie zawarty, aby niemądre i sprzyjające fałszerstwom  uchwały PKW mogły być skutecznie przez komitety wyborcze zablokowane.

Kolejna sprawa to organizacja wyborów. Jak wiadomo dotychczas było tak, że organizowali je burmistrzowie, wójtowie, w ogóle samorządy, działając niejako we własnej sprawie, ponieważ im zazwyczaj chodzi o drugą, trzecią czy nawet piątą – bo dotychczas nie było ograniczeń – reelekcję. Był postulat, by wybory były organizowane przez specjalny korpus urzędników do tego powołanych…

MD: – Jeśli chodzi o korpus urzędników to nie był nasz postulat, my po prostu chcieliśmy, by na każdym etapie drabinki komisji wyborczych od obwodowych przez rejonowe do tych komisji najwyższych organizowanie składu komisji było na tej samej zasadzie, co wybór składu obwodowej komisji wyborczej, czyli spośród kandydatów rekrutujących się z obywateli delegowanych do pracy przez komitety wyborcze i takie stowarzyszenia jak nasze. Jednak nasze postulaty zostały tu połowicznie potraktowane. Po zmianach w ordynacji  na najniższym szczeblu mamy to, co było dotychczas, plus wzmocnioną rolę mężów zaufania, którzy będą mogli obserwować pracę komisji każdego szczebla i wykonywać te same czynności, co członkowie komisji z wyjątkiem pisania protokołu wyborczego. Niestety takim stowarzyszeniom jak nasze nie umożliwiono – tak jak to było ustalone ustawowo w przypadku referendów – zwykłego zgłaszania obywateli do pracy w komisjach wyborczych, co by dawało szanse na kandydowanie do funkcji przewodniczącego Obwodowej Komisji  Wyborczej (a ma to kolosalne znaczenie),  lecz wdrożono teraz nowy w ogóle pomysł – funkcję tzw. czynnika społecznego, kontrolującego prace komisji na takich samych zasadach i z tymi samymi uprawnieniami, jak mąż zaufania, tyle że będzie to przedstawiciel takiego stowarzyszenia jak nasze. Nikogo co prawda nie będziemy musieli już pytać o zgodę, by wejść w skład komisji wyborczej, lecz skutecznie sprowadzono nas do tej samej roli, co mężowie zaufania, bez możliwości redagowania protokołów wyborczych. Jeśli idzie o szczeble wyższe to i mężowie zaufania i tzw. czynnik społeczny będą mogli uczestniczyć w pracach tych komisji, lecz nadal nie ma możliwości organizowania naboru kandydatów do tych komisji wyższego szczebla drogą oddolnych wyborów przez lokalną społeczność.

Co się jeszcze zmieniło w organizacji wyborów? Otóż teraz  już nie PKW będzie nadzorowała wybory przez sieć mianowanych „swoich” sędziów, bardzo często skorumpowanych, gotowych podpisać każdy wynik, lecz nadzór nad procesem wyborczym, przygotowanie wyborów – odebrane samorządom – odbywać się będzie poprzez sieć komisarzy wyborczych i  korpus urzędników wyborczych, którzy zawodowo skupią się tylko i wyłącznie na  organizacji wyborów. Taki był pomysł posłów Prawa i Sprawiedliwości, którzy się jednak z części własnych pomysłów wycofali, bo na przykład miało być  kilkuset komisarzy wyborczych na całą Polskę, ale po dąsach i szantażach ze strony PKW ostatecznie ograniczono się do 100. Szantaż PKW polegał na sugerowaniu opinii publicznej, że według proponowanych przez większość sejmową zmian nie da się przeprowadzić  najbliższych wyborów samorządowych. Ale posłowie PiS, zamiast skorzystać z tej okazji, by zwolnić obecny, nieudolny skład PKW i natychmiast wybrać nowy jej skład, postanowili ulec naciskom i dodatkowo rozłożyć w czasie te zmiany.

Czy z tego wynika, że wybory samorządowe będą nadal organizowane przez bezpośrednio ich wynikiem zainteresowanych, czyli wójtów, burmistrzów itd.?

MD: – Nie, nie, samorządy już nie będą, na szczęście, organizować wyborów, ale w skali całego Kraju wybory nadal będą nadzorowane i co do zasad praktycznych regulowane przez stary, skompromitowany skład PKW, ten sam, który w słynnej uchwale z 2015 roku dotyczącej organizacji i zasad prac obwodowych komisji wyborczych otworzył furtkę nowym sposobom fałszowania wyborów – w tym zakresie zawsze uważaliśmy, że ten obecny skład PKW jest jeszcze gorszy niż „leśni dziadkowie” z 2014 roku, których udało się nam wykurzyć z PKW po tym, jak zajęliśmy siedzibę PKW po sfałszowanych wyborach samorządowych.

Stowarzyszeniu RKW chodziło o to, by w ogóle pozbyć się obecnego składu PKW i wybrać nowych jej członków. Ale to, co przy zmianie prawodawstwa powinno być w naszej cywilizacji normą, nie udało się. Niestety, te wybory samorządowe będą organizowane przez PKW krytyczną wobec dokonanych zmian, dystansującą się w ogóle od nowych zasad wyborczych, co więcej PKW  twierdziła, że w tych warunkach po prostu nie podoła zadaniu! To jest taki rodzaj szantażu, który należało wykorzystać i pozbyć się tych ludzi. Tolerowanie takiej sytuacji jest politycznym samobójstwem – nie dotyczy to zresztą tylko tej kwestii.

Mówiliśmy poprzednio o tym, jak ważna jest kolejność działania komisji wyborczej. Jak ważne jest, aby najpierw powstał ręcznie napisany protokół wyborczy, wywieszony na zewnątrz i aby dopiero później wprowadzano dane do ewentualnego systemu komputerowego.  A nie odwrotnie. Czy ten wymóg znalazł się w ustawie?

MD: – Wiem, że w początkowych propozycjach posłów Prawa i Sprawiedliwości była uwzględniana sprawa protokołu i pierwszeństwa jego sporządzenia przed wprowadzeniem danych do komputera, myśmy to w rozmowach popierali i to było jedno z tych ważnych pozytywnych rozwiązań umieszczonych w projekcie, łącznie z ustawowym określeniem sposobu liczenia głosów, by nie doszło do tworzenia tzw. grupek osobno zliczających głosy i wykradających je sobie, ale ponieważ w wielu sprawach posłowie skapitulowali, to ostatecznie nie wiem, jaki przybrała kształt ta sprawa tworzenia protokołu w ostatecznej wersji ustawy. Do tej chwili nie mamy bowiem całości jej tekstu, a w „Dzienniku Ustaw” są tylko takie enigmatyczne sformułowania, że w paragrafie tym a tym skreśla się słowa takie to a takie i dopisuje słowa takie to a takie, z czego nie da się odczytać pełnego  brzmienia dokumentu. Więc czekamy na razie na tzw. tekst integralny, by porównać go z projektem i przekonać się dokładnie, co weszło, a co nie.

Co do pilnowania metodyki pracy komisji liczącej głosy – zaznaczmy, że najpierw powinna ona, w pełnym składzie i w tym samym pomieszczeniu, dokonywać wszelkich swych czynności, począwszy od kontroli urny, kart do głosowania, list wyborczych, przeliczenia głosów, poprzez wszystkie inne czynności, aż do przygotowania i wywieszenia protokołu. Jego wprowadzenie do sieci informatycznej powinno następować  pod rygorem surowej odpowiedzialności karnej, gdyż ktoś z gminy mógłby te wyniki wprowadzać do jakiegoś systemu na własną odpowiedzialność. Należy także umieścić fotokopie wszystkich stron protokołu i wyniki na stronach gminy.  W ten sposób zminimalizowalibyśmy możliwość fałszerstwa, gdyż zarówno fotokopie protokołów, jak i wyniki łatwo byłoby porównać i przyłapać ew. oszusta. PKW nie miałaby monopolu na „tajną” wiedzę związaną z przechowywaniem i przeliczaniegłosów w swych dziadowskich oprogramowaniach, na koniec podawaną nam na zasadzie jakiegoś objawienia. Każdy zainteresowany, zarówno kandydujący, jak i jego wyborca, po chwili – odwiedzając lokalne portale społecznościowe lub strony gminy, dokonując porównań – wiedziałby, jakie są faktyczne wyniki. Państwowa Komisja Wyborcza powinna tu być jedynie instytucja służebną i występować w roli rachmistrza tego, co i tak przez wolnych ludzi zostało proklamowane na dole.

W dodatku przed ostatecznym podliczeniem głosów nie powinno być żadnego „wieczoru wyborczego”, działającego na masy na zasadzie medialnego wdrukowywania „wielkiego” emocjonalnego zwycięstwa jednych i ogłaszania jeszcze przed podliczeniem wyników „miażdżącej” smutnej przegranej innych. Taki wieczór mógłby się odbyć wyłącznie po podliczeniu głosów i bez stadnych emocji.

A teraz jeżeli chodzi o Polonię – mówiliśmy o tym, że oni mogą głosować jedynie na podstawie paszportu, którego wielu Polonusów, zwłaszcza starszego pokolenia, nie posiada ze względów ideowych i patriotycznych. Paszportami często nie legitymuje się też ta najnowsza emigracja, korzystająca z układu Schengen i przebywająca za granicą na podstawie dowodu osobistego. I że to trzeba zmienić.

MD: – Na szczęście to rzeczywiście zmieniono. Tutaj wystarczyła nasza jedna rozmowa w Sejmie z posłami PiS zajmującymi się projektem nowelizacji  i zwrócenie im uwagi na ten problem jeszcze przed procedowaniem. Nie można było zostawić takiego ograniczenia, że tylko paszport upoważnia do głosowania.

Czy odrzucono możliwość głosowania korespondencyjnego?

  • Tutaj była duża batalia. Z wielkimi emocjami. I niestety Prawo i Sprawiedliwość ustąpiło. Głosowanie korespondencyjne na przeróżne sposoby umożliwia fałszerstwa wyborcze. Podstawową kwestią jest brak możliwości zapewnienia konstytucyjnych gwarancji tajności i wolności wyborów. Głos oddawany korespondencyjnie może bowiem być tak oddawany, że wprost  złamana jest tajność i wolność wyborów. Po pierwsze może dochodzić do wywierania presji na wyborcę, bo my nie wiemy, co się dzieje na przykład w domu osoby obłożnie chorej, uzależnionej od opiekuna czy opiekunki, w jakim zakresie decyzje takiej osoby są wolne, skoro może dojść do wymuszenia na tej osobie, by zagłosowała tak, jak chce tego otoczenie, od którego bezpośrednio zależy (inaczej na przykład nie dostanie posiłku czy niezbędnego do życia lekarstwa).

Nie ma również spełnionych gwarancji tajności tak oddawanego głosu. Głosowanie korespondencyjne poza tym jest świetną okazją dla tych, którzy chcą kupować głosy, tu też nie mamy żadnej kontroli, czy ktoś w obecności jakiegoś kandydata albo jego przedstawiciela nie oddaje głosu na swoim blankiecie korespondencyjnym w zamian za jakąś gratyfikację. Tak oddany głos może później wrzucić do skrzynki pocztowej, albo też dla pewności może zostawić kandydatowi, który sam to wyśle. Poza tym trzeba pamiętać, że nie ma ŻADNEGO mechanizmu pozwalającego na zweryfikowanie, ilu ludzi w skali gminy lub województwa, czy całej Polski, rzeczywiście wystąpiło o prawo do głosowania korespondencyjnego? Ilu zgłosi się faktycznie, a ilu będzie wygenerowanych spod palca i klawiatury „dzielnego” urzędnika, który chce się przysłużyć swym mocodawcom, bowiem nikt w urzędach, do których zgłaszać się mają chętni, nie zamontuje żadnych systemów, które dawałyby wgląd w to, czy rzeczywiście na danym terytorium  zgłosiło chęć glosowania korespondencyjnego 10 osób, czy też 121 osób. Wszystko, co dotyczy głosowania korespondencyjnego, dzieje się poza lokalem wyborczym, poza zasięgiem wzroku członków komisji, mężów zaufania i czynnika społecznego. Zdawałoby się, że tak oczywiste zastrzeżenia natury konstytucyjnej i technicznej są wystarczające. Ale tutaj był wielki pozamerytoryczny i emocjonalny nacisk ze strony stowarzyszeń ludzi niepełnosprawnych i do tego, w ramach poprawności politycznej,  wykorzystywanych przez partie lewicowe. Osobiście rozumiem – jako badacz technik manipulacji i fałszerstw wyborczych – dlaczego partiom lewicowym tak bardzo zależało na głosowaniu korespondencyjnym, jako świetnym narzędziu wyborczej socjotechniki, ale nie rozumiem, dlaczego Prawo i Sprawiedliwość tak łatwo politycznie uległo i korespondencyjne głosowanie ostatecznie przeszło, pomimo pierwotnego odrzucenia takiej metody głosowania przez Sejm i Senat. Na razie to niekonstytucyjne głosowanie jest ograniczone tylko do osób niepełnosprawnych, ale przecież nie oszukujmy się, w przyszłości ograniczenie to może zostać zlikwidowane. Zatem jeśli w wyborach samorządowych często decyduje parę głosów, albo nawet jeden, wystarczy nakręcić spiralę głosów korespondencyjnych, nad ich dystrybucją, popytem i podażą nie ma żadnej kontroli!

Grupa Józefa Orła, jak Pan mówił, postulowała, by ustawowo 5 proc. głosów nieważnych powodowało automatyczne unieważnianie wyborów w danym obwodzie. Prowadziłoby to do ponawiania aktu wyborczego a w tym samym czasie, z powodu braku nowych władz, nadal rządziłaby dawna ekipa.

MD: – Na szczęście nie przeszedł ten absurd, przecież pogrążyłby Polskę w anarchii i chaosie ciągle ponawianych wyborów, bo wystarczyłby jakiś dowolny zgrany elektorat, który oddawałby głosy nieważne, by rządziła dotychczasowa szajka w jakiejś gminie lub powiecie, czy nawet w skali Polski, gdyby takie anarchizujące działanie zostało zastosowane w całym kraju. Na szczęście nie przeszło też i kilka innych szalonych a sprzyjających fałszerstwom propozycji tej grupki – propozycji niestety nie tylko ich kompromitujących, ale i nas dotykających, ponieważ samozwańczo nagłaśniają się jako jakieś społeczne RKW, a więc propagowanie przez nich tych pomysłów uderza w naszą ogólnopolską strukturę RKW i powoduje osłabienie naszego potencjału przed wyborami. Musimy się lokalnie tłumaczyć, że z tymi rozwiązaniami nie mamy nic wspólnego. Powinniśmy się cieszyć, że posłowie wnioskodawcy nie dali się na wszystkie podpowiedzi tej grupki nabrać, czyli na dwudniowe wybory, przewożenie urn z lokali wyborczych do „centr obliczeniowych”. Niestety na niektóre się dali nabrać!

Czy tak samo, jeśli chodzi o głosowanie przez Internet?

– To oraz głosowanie korespondencyjne postulowała ta grupka dla zagranicy, ale to także na szczęście nie przeszło. Trzeba wiedzieć, że Internet i w ogóle systemy informatyczne są jeszcze lepszym sposobem fałszowania wyborów niż  głosowanie korespondencyjne! Ten doskonały do fałszowania wyborów sposób byłby po oswojeniu nas z tą metodą zaserwowany później całej Polsce. Trzeba mieć tupet, by to proponować w tym samym czasie, gdy potężniejsze i poważniejsze od nas państwa rezygnują z systemów informatycznych, obawiając się rosyjskich hakerów. Nawiasem mówiąc obrona przed bezmyślną komputeryzacją, informatyzacją, cyfryzacją procesów społecznych, politycznych, aktów wyborczych powinna być priorytetem ruchów wolnościowych, a już na pewno ruchów zajmujących się kontrolą wyborów. W ostatnich wyborach w Holandii w ogóle zrezygnowano z systemów komputerowych, wszystko przeliczono ręcznie, we Francji ograniczono użycie systemów i oprogramowania sieciowego, obecnie w USA już rozpętała się wokół tych zagrożeń burza przed zbliżającymi się wyborami 2018 roku. A tu występuje samozwańcza grupka, po części zawodowo, a po części rodzinnie mocno związana z systemami IT, programami informatycznymi, bazami danych, towarzyszącymi im biznesami, która – podając się jako Ruch Kontroli Wyborów, czyli szafując mandatem oddolnego działania – nagle pragnie, by właśnie nasze wybory „dobrze” zinformatyzować, a po części dopuścić głosowanie przez Internet oraz korespondencyjne. Według mnie każdy wynik wyborów, na jaki byśmy się z wysiłkiem zdobyli, by pchnąć Polskę ku niepodległości i wielkości, może być dowolnie kontrowany i korygowany poprzez systemy, oprogramowania, sieci komputerowe.  

Jak wyglądała Państwa późniejsza praca w ramach procedowania tej nowelizacji w komisji sejmowej i senackiej?

MD: Z posłami PiS dobrze przebiegły spotkania przed skierowaniem nowelizacji ustawy do specjalnej komisji sejmowej. Jedyną sprawą, wokół której doszło do istotnej rozbieżności i sprzeciwu z naszej strony, była kwestia nonsensownego zapisu w nowelizacji, że wyborca miałby prawo wkładać głos/głosy do koperty i w tej formie wrzucać go/je do urny. Żadne argumenty z naszej strony nie były w stanie przekonać posłów, że przecież to będzie klasyczny sposób na fałszowanie wyborów, tym bardziej że użycie liczby mnogiej w stosunku do określenia zawartości koperty umożliwi fałszerzom włożenie do koperty więcej niż jednego głosu. Będzie sposobem na przeźroczystą urnę, która w sytuacji zastosowania kopert straci cały swój sens. Byliśmy zdecydowani tę sprawę przenieść na teren debaty w komisji. I tu stała się rzecz zdumiewająca. Gdy powołana została komisja sejmowa, nie wiem, czy w wyniku błędu sekretariatu, czy może jakiejś intrygi, stało się tak, że zamiast przedstawicieli legalnego i zarejestrowanego Ruchu Kontroli Wyborów, z którym przecież toczone były dotychczasowe rozmowy i z którego strony wpływały do posłów pomysły i postulaty, zaproszono nie nas, lecz tę radosną „społeczną” grupkę Józefa Orła.  Było to bardzo dziwne i zupełnie nas zaskoczyło.  A moim zdaniem, miało to niestety fatalny wpływ na dalszy przebieg prac nad ustawą i przyczyniło się do największej wady tego prawa, które właśnie zmieniono.

Ta najpoważniejsza, dyskwalifikująca zmiany wada dotyczy głosowania w kopercie, o której już wcześniej napomknąłem. Bo proszę sobie wyobrazić, że teraz fałszerz będzie mógł w dniu wyborów od Obwodowej Komisji Wyborczej otrzymać kopertę, po czym za kotarą spokojnie włoży do niej nie jeden głos, lecz więcej (wszystkie na jakiegoś „pożądanego” kandydata) i to wszystko  zgodnie z ustawą, bo w kopercie mogą znajdować się liczne głosy.

W tejże ustawowej kopercie wrzuci je wszystkie do przeźroczystej urny, ponieważ nikt z kontrolujących nie będzie w stanie zobaczyć, ile w kopercie jest głosów. Proste? Proste! Przeźroczyste urny na nic się tu zdadzą! Gdy to tłumaczyłem, protestowałem, gdy był jeszcze czas, by ten absurd zablokować i zmienić, co usłyszałem od odpowiedzialnego za nowelizację posła? Usłyszałem bajkę o tym, że koperta ma uchronić wyborcę przed niechcianym czyimś wzrokiem, gdyby kartka z postawionym krzyżykiem niefortunnie obróciła się tak,  że ukazałaby, na kogo wyborca zagłosował. A gdy zapytałem, co wtedy, gdy okaże się, że w kopercie będzie więcej niż jeden głos oddany na danego kandydata, tłumaczył, że przecież mogą to być głosy oddane przez członków jakiejś rodziny, która przyszła do lokalu wyborczego i zdecydowała się wszystkie swe głosy włożyć do wspólnej koperty.

Na nic zdały się nasze argumenty, że przecież można byłoby kartkę złamać w pół lub nawet więcej razy i tym podobne, by uniknąć podpatrzenia, na kogo był głos. Argumenty trafiały jak groch o ścianę.  Zaczarowaną lub może zadaniowaną ścianę. Pytanie w takim razie, po co w ogóle jest przeźroczysta urna, skoro można wrzucać głosy w kopercie, pozostało bez odpowiedzi lub odpowiedź na nie jest przerażająca. Samozwańcze, rzekome  RKW Orła i w tej konkretnej sprawie koperty niczego nie zwojowało.  Zamiast protestować przeciwko kopercie w czasie prac nad ustawą w komisji, osłonowo podnosili raban, że urna niepotrzebnie jest przeźroczysta i że powinna być matowa, bo przeźroczysta  daje możliwość podglądania, jak kto oddaje głos. I złamana zostanie tajność wyborów!  Nadmierny  hałas w tej sprawie był idealnym przykryciem dla przemycenia możliwości posługiwania się kopertami, pod pozorem, że jest to remedium na podpatrzenie, jak ktoś głosował. A przecież na przykład prościej byłoby nakazać PKW, by dotychczas wykonane urny pokryte zostały folia matową – gdyby komuś zależało na oszczędzeniu wielu milionów złotych, jakie już wydano na urny przeźroczyste i gdyby komuś rzeczywiście zależało na przeprowadzeniu własnego postulatu matowych urn, a nie na działaniu osłonowym. Głosowania w kopercie nie chciano odrzucić ani na etapie prac sejmowych, ani w senacie, chociaż ostrzegaliśmy posłów, alarmowaliśmy senatorów, zwróciliśmy się też z tą sprawą do samego Jarosława Kaczyńskiego – groch o ścianę. Prezes, jak się zdaje, jest kompletne zablokowany przed dopływem informacji niepożądanych lub niechcianych przez otaczającą go grupę działaczy.

- A zatem koperty przeszły?

MD:  -Niestety, tak. Trudno to zrozumieć, ale widocznie likwidacja podziałów między Polakami będzie dokonywana poprzez dopuszczenie do możliwości fałszowania wyborów. By dały one wszystkim mandat do bycia w polskiej przestrzeni publicznej i „zrównoważony” mandat do decydowania o wspólnej „zrównoważonej” przyszłości. Bo przecież tamto zwycięstwo  Zjednoczonej Prawicy w 2015 roku zawdzięczamy działaniom kontrolnych RKW. A było ono „niezrównoważone” i przewróciło Polakom w głowach – teraz te głosy większości trzeba uspokoić, ograniczyć, doprowadzając do jakoby bardziej demokratycznego, „łagodniejszego”, bardziej „zrównoważonego” wyniku wyborów. Jeśli chodzi o jednoczenie Polaków i zasypywanie podziałów uważam, że ktoś myli przestrzenie i linie tych podziałów, które są odwieczne – nie da się wymusić zgody pomiędzy patriotą a aktywnym targowiczaninem, wiernym Polakiem (w znaczeniu Herbertowskim), a czynnym renegatem. To nie są podziały pomiędzy różnymi opcjami politycznymi, czy partiami różnicującymi ludzi dobrej woli. W Polsce po jednej stronie są owszem ludzie o różnych temperamentach i poglądach, często nawet spierający się między sobą i tych należałoby jednać, ale do tego procesu pojednania nie włączać tych, którzy są po diametralnie innej stronie, bo to jest zwykła agentura, obcy słudzy, którzy żyją w innym, obcym i wrogim nam świecie. Złudzeniem dla nas ma być ostatnia rekonstrukcja  rządu propagandowo posługująca się pięknie brzmiącymi hasłami o pojednaniu i uspokojeniu atmosfery, tymczasem, moim zdaniem, chodzi tu o czysto osobiste porachunki i walkę o władzę dla samej władzy. Tylko to nie ma być władza oparta na silnych podstawach i wartościach, tylko to ma być władza wynikająca z porozumienia sił, które tak się rozłożą, by wspólnie i chyłkiem, w spokoju konsumować dorwane „konfitury”, czasem na głos recytując coś, co miło brzmieć ma dla uszu elektoratu – ale to są tylko glosy uspakajające, że jest dobrze i będzie coraz lepiej, tak jednak by nikomu ze swoich nie stała się krzywda. Chociaż brzmi to zgoła absurdalnie, służby specjalne tak chcą rozdać karty w zbliżających się wyborach, by naród niewiele miał do powiedzenia w tej sprawie ponieważ jest narodem „niezrównoważonym”. A fałszowanie będzie możliwe dzięki tym kopertom (a są jeszcze i inne dziwne wady tej ustawy). Owo „kontrolowane” poprawienie wyniku ma zaspokoić te grupy, które w normalnych warunkach zostałyby przez naród odsunięte od władzy.

Trudno odeprzeć ten argument o kopertach, ale ja ocenę politycznej zmiany, jaką była rekonstrukcja rządu,  mam zupełnie inną, pozytywną, mimo zaskoczenia, a nawet pewnych szkód wizerunkowych. Takie postępowanie, tak jak Pan je opisał, należałoby ocenić jako samobójcze…

– Ja uważam, że taka wiara to przejaw naiwności politycznej. A czy w okresie całej polityki ostatnich dziesięcioleci nie dostrzega Pan elementów samobójczych?

– Zostawmy to, bo popadniemy w długą dygresję. Za jakiś czas pogadamy o tym, o całej polityce „dobrej zmiany” i nie tylko, w osobnej rozmowie. Wracajmy à nos moutons.

MD: – Dobrze. Chcę zatem zwrócić uwagę na kolejną rzecz, która będzie sprzyjała fałszowaniu wyborów, a mianowicie na wielkość urn, jakie według mnie z całą premedytacja przygotowała PKW. Otóż są to urny-liliputy, znacząco mniejsze od dotychczasowych. Taka urna po godzinie czy dwóch całkowicie się zapełni. I co wtedy? Co z tymi zapełnionymi urnami będzie się działo, czy będą wynoszone poza lokal i tam będą odbywały się nad nimi czary, czy pozostaną w lokalach i zostaną opróżnione, a ta kupka kart z głosami będzie gdzieś tam leżała, bez kontroli, i znów stwarzała okazje do jakichś bezprawnych działań? Na szczęście, mamy tę możliwość zaskarżania decyzji PKW, jeśli więc ona orzeknie, że taką zapełnioną urnę można wynieść poza lokal wyborczy, lub nie wskaże, że urna wypełniona musi pozostać w lokalu wyborczym, zaskarżymy taką wytyczną. Co jeszcze, że tak powiem, zgoła szalonego udało się przeprowadzić, i inicjatorem tego znów jest grupa Józefa Orła? Otóż podzielenie pracy komisji obwodowej na tych, którzy będą pilnować przygotowania i przebiegu wyborów do czasu zamknięcia lokalu i na tych, którzy przejąwszy od poprzedników całe „dobrodziejstwo inwentarza” zajmą się liczeniem głosów. Ustawodawca, głuchy na argumenty, poszedł w tej kwestii bardzo daleko –obecnie będziemy mieli dwa odseparowane od siebie składy komisji obwodowej, jeden jedynie od przeprowadzenia wyborów, po czym gdy skończy swa pracę, ma się wynieść z lokalu, a drugi skład ma być tylko i wyłącznie od liczenia głosów. Przede wszystkim mamy tu do czynienia z rozbiciem zasady odpowiedzialności, każdy z tych zespołów może teraz kwestię sfałszowania wyborów zrzucać na drugi zespół. Co więcej, gdy są dwa zespoły to dla fałszerzy pojawia się teraz jakby druga szansa: jeśli nie uda się nam „swojakami” obstawić jednego składu, spróbujemy szczęścia w drugim składzie – po co zdwojono taką możliwość? Nie został zrealizowany nasz „ratujący sytuację” postulat, by każdy członek komisji ze składu pierwszego (są to przecież świadkowie wielu kwestii, które działy się podczas całego procesu wyborczego) automatycznie miał prawo uczestniczyć w składzie drugim, powinno to być możliwe na zasadzie kooptacji, a nawet zalecane.

Owszem wiadomo, że członkowie komisji po 12 godzinach pracy są zmęczeni i dlatego należało dopuścić samo zwiększenie liczby członków komisji na czas liczenia głosów, to nie byłoby złe, ale nie można separować zupełnie jednej komisji od drugiej, osoba z pierwszej komisji może zaobserwować coś istotnego i pozostając w komisji liczącej głosy mogłaby swoją obserwację potwierdzić lub na przykład nie dałaby się nabrać na jakieś matactwa z frekwencją, czy listą wyborców, pamiętając, kto głosował, a kto nie. Powoływanie dwóch komisji i konieczność kontrolowania obu stwarza zarazem poważną trudność dla czynnika społecznego, a więc dla nas. Dla stowarzyszeń takich jak RKW będzie to oznaczało albo konieczność podwojenia przedstawicieli do obstawy obu komisji albo – jeśli uda się tej samej osobie dyżurować i w jednej i w drugiej komisji – będzie to dla niej konieczność zwiększenia wysiłku obserwacji nowego zespołu ludzi i poznania zachowań tego nowego zespołu wtedy, kiedy jest już mocno zmęczona. Trzeba pamiętać, że członkowie komisji otrzymują diety, a zarówno mężowie zaufania jak i tzw. czynnik społeczny nie będą diet otrzymywać, może być tak, że koniec pracy jednej komisji będzie dla wolontariuszy wystarczającym pretekstem, by skończyć pracę na tym samym etapie. Ci, którzy będą chcieli sfałszować wybory na pewno sprawdzą, przy której  komisji będzie obecny czynnik społeczny – jeśli nie będzie go w jednej z nich, skupi swe działania właśnie na tej, czyli albo komisja związana z przebiegiem głosowania „przygotuje” już wynik wyborów (widząc brak przedstawiciela RKW) i druga komisja po prostu podliczy wynik i czynnik społeczny zalegalizuje to, co wcześniej zostało „fachowo” spreparowane, albo jeśli się okaże, że czynnik społeczny będzie obecny na etapie komisji do przebiegu wyborów a nie będzie go w tej późniejszej komisji, to pośród „swojaków” fachowcy podliczą głosy zgodnie z zapotrzebowaniem. Naszą przewagą w poprzednich wyborach było to, że nikt za bardzo nie wiedział, kto spośród członków komisji jest z RKW, bo nie musieliśmy się odsłaniać. Tu jako czynnik społeczny będziemy się musieli sami zgłosić. Już na parę tygodni przed wyborami system będzie dokładnie wiedział, gdzie może sobie pohulać, ba, nawet będzie wiedział, gdzie są komisje w ogóle nie obsadzone przez RKW!

Ale to jeszcze niestety nie jest wszystko. Nie wyobraża Pan sobie, co tragicznego wręcz zostało jeszcze przeforsowane, i to przez Senat, coś, co nie śniło się nawet Leninowi i Stalinowi. Otóż Senat zaproponował możliwość… poprawienia głosu!

– Na czym to kuriozum polega?

– Sytuacją legendującą ten ustawowo teraz zagwarantowany sposób na fałszerstwo jest proste i czasem występujące w lokalach wyborczych wydarzenie: oto wyborca lamentuje, że postawił krzyżyk nie tam, gdzie chciał. Jak wiadomo nie wolno i nigdy nie można było zrobić tak, żeby w podobnej sytuacji wyborca dostał drugą kartę do głosowania i mógł się ze swego błędu w ten sposób poprawić (właśnie po to, by nie otworzyć bramy do nadużyć, które łatwo sobie wyobrazić) – głosy z urny można byłoby po zamknięciu lokalu i podczas liczenia przez „swojaków” kwalifikować jako oddane przez pomyłkę, a z zapasu kart pobierać nowe, jako niby te wydane „mylącym się” wyborcom. W związku z tym NIGDY ani nie wydawano drugiej karty ani nie uznawano, że dany krzyżyk jest oddany przez pomyłkę i nie pozwalano na postawienie drugiego „ważniejszego” krzyżyka, który czyniłby z poprzedniego nieważny. Takiemu wyborcy, który się pomylił pozostawało albo pogodzenie się z faktem oddania głosu na innego kandydata niż popierany, albo – w przypadku oddania głosu na partię w ogóle przeciwną – dostawienie krzyżyków tak by przynajmniej unieważnić ten głos aby nie był zaliczony na konto niepopieranej partii. Ach, jakże nienowocześni i zacofani byli Lenin i Stalin w stosunku do naszych geniuszy zmian w ordynacji wyborczej – nie byli na tyle odważni i rewolucyjni, by przyjąć takie oto rozwiązanie: dwóch członków komisji wyborczej podpisze się na karcie, na której wyborca się pomylił, a szczęśliwy wyborca będzie mógł już teraz postawić drugi, ten właściwy krzyżyk przy innym nazwisku. Już widzę te rozgrzane do czerwoności długopisy, po zamknięciu lokali wyborczych, pracujące z mozołem w różnych rejonach Polski, by zgodnie z ustawą poprawiać pomylone głosy!  Bo przecież jeśli okaże się, że jakiemuś radnemu zabrakło dwóch czy czterech głosów, to będzie można, jeśli w komisji będą „swoi” ludzie, a wiadomo że nikogo z RKW nie ma, bo się nie zgłosił, poprawić w opisany sposób na dwóch czy czterech kartach głosowanie i sprawa załatwiona. A ponieważ nie będzie nikogo z pierwszego składu komisji w drugim składzie, nikt więc nie będzie mógł stwierdzić, że przecież tylu tych, co się pomylili, wcale nie było.

To wszystko, o czym mówiłem, jest tak jednoznaczne i tak ordynarnie przeprowadzone, że ja tu – proszę mi wybaczyć – czuję smród służb po prostu. Ktoś musiał pomyśleć, jak zaradzić przeźroczystym urnom i wymyślił głosy wrzucane do urny w kopercie, wcześniej też wyprodukowanie urn-liliputów, żeby stworzyć dodatkową możliwość sfałszowania wyborów, i dopuścił metodę „poprawiania” już oddanego głosu. Ci panowie, przyzwyczajeni do tego, że w słusznie minionym czasie można było zrobić z głosowaniem, co dusza zamarzy, a mocodawcy zlecą, zaczęli teraz główkować i wygłówkowali…i koperty, i poprawienie głosu.

Czy w tej sytuacji należy ocenić, że zbyt dużo jest tych możliwości skręcenia wyborów?

MD: – Chwileczkę, to nie koniec jeszcze. Są też kwestie związane z równością czy nierównością wobec  prawa, w tym przypadku chodzi o wybór kandydatów do komisji wyborczych. Otóż nowa ordynacja stanowi, że do komisji okręgowych, a także obwodowych z automatu wchodzą osoby delegowane przez partie polityczne z sejmików wojewódzkich. Tylko reszta miejsc jest losowana. Podczas gdy poprzednio wszystkie miejsca były obsadzane drogą losowania, jeśli kandydatów było za dużo. To jest przepis, który powinien być  rozpatrzony przez Trybunał Konstytucyjny, ponieważ mamy tutaj ewidentną nierówność wobec prawa.

Muszę jeszcze zapytać o status mężów zaufania i czynnika społecznego. Czy rozszerzono uprawnienia mężów zaufania tak, jak postulowało RKW?

– Nastąpiło wzmocnienie pozycji męża zaufania. Będzie on miał takie same uprawnienia jak członkowie komisji, poza braniem udziału w pisaniu protokołu po policzeniu głosów. Będzie mógł sprawdzać karty wyborcze, sposób ich liczenia i tak dalej, a także nie uczestnicząc w zasadzie w pisaniu protokołu, będzie mógł, jak to było wcześniej, wnieść do niego swoje uwagi. Jeśli idzie o tzw. czynnik społeczny, to jego udział w komisji wyborczej każdego szczebla, aż po PKW, został zapewniony, stowarzyszenia z naszym na czele mogą delegować do komisji swoich ludzi i oni z automatu wchodzą, ale nie będą wynagradzani i nie mogą zostawać członkami komisji, co postulowaliśmy. Tylko komitety wyborcze, a szczególnie uprzywilejowane są te partyjne, mogą delegować swoich członków do komisji wyborczych i walczyć o stanowisko przewodniczącego komisji, które jest kluczowe ze względu na to, że to on decyduje o pracy zespołu i o stosowaniu się do zapisów ustawy i wytycznych PKW. To pominięcie stowarzyszeń tym bardziej nam się nie podoba, że podczas referendum stowarzyszenia mogą na takich samych zasadach jak komitety wyborcze zgłaszać kandydatów na członków komisji wyborczych.

– Postulowaliście Państwo zmianę siedziby Państwowej Komisji Wyborczej, która mieści się w tym samym budynku, co kancelaria prezydenta.

– Niestety, w tej sprawie, jak też w wielu innych, nie podjęto żadnej decyzji.

Czy nie sądzi Pan, że mimo wszystko dzięki tej znowelizowanej ustawie o ordynacji wyborczej skala fałszerstw wyborczych zmniejszy się znacznie, przynajmniej w stosunku do wyborów samorządowych 2014 roku?

MD: – Sądzę, że wprost przeciwnie, jeszcze się zwiększy, zastosowano bowiem rozwiązania, które temu będą sprzyjać. Przecież takie na przykład „poprawianie głosu” nie jest w ogóle chyba znane w świecie demokratycznym. Zmieni się tylko charakter tych fałszerstw. Bo przecież ta społeczność – nie naród, tylko społeczeństwo, bo to jest pojęcie oznaczające jak gdyby niższą formę wspólnoty niż naród – otóż, to społeczeństwo mafijne, ta jego część, która od dziesiątków lat fałszowała wybory, nagle nie  zniknęło, nie przestało działać! Nie, oni są nadal i najbardziej są liczni w tych lokalnych układach, w wyborach samorządowych to właśnie oni będą korzystać z tych zapisów, sprzyjających wyborczemu bezprawiu.

MD: – Nurtuje mnie wciąż jeszcze sprawa tych kopert, przecież to nie może być stosowane na wielką skalę, a poza tym może wyjaśnijmy dokładniej czytelnikom, jaki to jest mechanizm, żeby dokonać za ich pomocą oszustwa wyborczego?

Wystarczą dwie osoby do sfałszowania wyborów na małą skalę, ale tę metodę można zastosować na wielka skalę, angażując więcej osób. Metoda polega na skoordynowanym działaniu z jednej strony członka komisji wyborczej, a z drugiej strony jakiegoś wyborcy wrzucającego glosy do urny, czyli człowieka z zewnątrz, który przynosi do lokalu umówioną liczbę już gotowych do oddania głosów na Malinowskiego (na przykład 5). Gdy wyborca pojawi się w lokalu i wrzuci umówioną liczbę głosów do urny (tym razem będzie to łatwizna ze względu na kopertę), wtedy ów członek komisji jedyne, co musi zrobić, to odpowiednio „poprawić” frekwencję na liście wyborców, przy której to liście zresztą cały czas siedzi. Aby liczba dorzuconych pięciu głosów nie wyszła na jaw, stawia zygzaki przy nazwiskach tych pięciu osób, o których od lat wiadomo, że nigdy nie głosują, albo że od dawna są w Irlandii czy w Zjednoczonym Królestwie, czy też nie żyją. I wszystko się zgadza. A kandydat na radnego, któremu brakowało tych kilku głosów, czyli rzeczony Malinowski, zwycięża nad rywalem jednym lub dwoma głosami przewagi. I o to chodzi. Jeśli użyje się więcej osób dorzucających głosy, to efekt będzie większy, karty do wyborów są dziecinnie proste do podrobienia, pieczątki wykonuje się dziś w ciągu godziny. Ważne tylko, by stawiający zygzaki przy nazwiskach pamiętał, ile głosów dorzucono w sumie do urny. Są też i inne sposoby, jak posługiwanie się sfałszowanymi zaświadczeniami – to jest łatwa metoda na oszustwo rzędu kilkuset tysięcy głosów w skali kraju, lecz to będziemy teraz tępić, bo są to sposoby od dawna  dopuszczone przez uchwały PKW, które jednak możemy wreszcie zaskarżać do sądu. Obecnie  najgorsze są te sposoby, które wprost dopuszcza ustawa, a tę zmienić będzie można dopiero w 2019 roku.

Mam jednak nadzieję,  że obecność w komisjach wyborczych członków RKW jako czynników społecznych i mężów zaufania wyznaczonych przez Prawo i Sprawiedliwość nie dopuści do powtórzenia się koszmaru wyborczego z 2014 roku. Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał: Jerzy Biernacki


Za: http://dakowski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=22638&Itemid=100