Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
Materiał z kanału: Pitoń.TV Zdroworozsądkowe podejście prowadzącego do tego trudnego tematu

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
Bąkiewicz o oddaniu resztek suwerenności w ręce UE i zdradzie interesu narodowego.

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
Polska zagrała razem z Węgrami o dużą stawkę. Jedni twierdza, że tę walkę przegraliśmy, inni, że daliśmy się rozegrać Orbanowi, który miał do załatwienia konkretne sprawy i to mu się udało. Chodzi o to, że Orban obawiał się, że powiązanie praworządności z funduszami unijnymi dotyczy przede wszystkim kwestii ich wydawania, a wobec Węgier wysuwa się zarzuty natury korupcyjnej.

Polski to nie dotyczyło, bo uznaje się, że jesteśmy w tej kwestii bardzo skrupulatni. Skoro tak, to nad nami nie wsiał żaden brukselski miecz, wisiał zaś nad Węgrami. Przy okazji tej rozgrywki obie strony, polska i węgierska, powoływały się na sentymenty historyczne, mocno zakorzenione zwłaszcza u nas. Kult Węgier jest u nas bardzo silny i ma długą historię. Przeze wiele dziesiątków lat polski obóz romantyczno-insurekcyjny uznawał Węgrów za najbliższych przyjaciół (wspólna walka w 1848 czy 1863). Po 1918 roku piłsudczycy, nienawidzący Czechów – usilenie dążyli do osłabienia państw czechosłowackiego i wzmocnienia pozycji Węgier. Jednak problem z Węgrami polegał na tym, że były one od połowy XIX wieku coraz bardziej progermańskie, co skończyło się tym, że w obu wojnach światowych walczyły po stronie Niemiec. Z punktu widzenia myśli geopolitycznej Narodowej Demokracji Węgry były więc państwem znajdującym się we wrogim Polsce obozie. Roman Dmowski zawsze wolał Czechów od Węgrów, a tzw. stara endecja do Węgier podchodziła nader ostrożnie. Dopiero w latach 30. radykalny odłam obozu narodowego ulokował Węgry tam, gdzie sanacja.

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

Dzisiejszy tekst piszę głównie dla siebie, tak ku pamięci, żeby zostawić ślad swojego myślenia o dziejących się wydarzeniach. Mam poczucie jakiegoś dramatycznego momentu. Tym dramatem nie jest nawet epidemia koronawirusa, ale to, co dzieje w związku z nią i obok niej.

Mam wrażenie, że wchodzimy w okres zapaści cywilizacyjnej, która będzie mieć skutki doraźne i takie, które ujawnią się w dłuższym czasie.

Pisałem już, że pierwszymi strukturami państwa, które się posypią będą opieka medyczna i szkolnictwo. I tak się niestety już dzieje. Upadek systemu opieki medycznej widać już gołym okiem. Pewnie nie będzie to miało wymiaru „umierania na ulicy”, ale „umieranie w domach” bez szans na lekarską pomoc już się zaczyna. I mam na myśli głównie ludzi nie chorujących na koronawirusa. Tu skutki są zarówno doraźne, jak i będą długofalowe.

Skutki rozkładu systemu szkolnictwa będą głównie długofalowe. Za kilka lat do szkół średnich, na wyższe uczelnie i na rynek pracy dotrze fala młodzieży i młodych ludzi niedouczona i mająca braki nie tylko w konkretnej wiedzy i umiejętnościach, ale nie mająca tego czegoś, co wynikało z wdrożenia w pewne rygory i zrozumienia czym jest życie w grupie oraz poczucie odpowiedzialności za siebie i tym bardziej za innych. Skutki tego będą tylko złe, a wielu nie jestem w stanie sobie nawet wyobrazić.

Pisałem również, ze każdy kryzys jest jednocześnie szansą. Nie znam się na tyle na systemie opieki zdrowotnej, żeby zobaczyć w obecnym kryzysie jakąś szansę. Może takiej nie ma?