Ocena użytkowników: 3 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

W 1944 r. wkraczająca na tereny dzisiejszej Polski Armia Czerwona nie niosła Polakom wyzwolenia ani pokoju, lecz nową okupację, która tym razem miała potrwać prawie pół wieku. Po początkowym współdziałaniu frontowych jednostek sowieckich z oddziałami Armii Krajowej przeciwko Niemcom, NKWD przystąpiło do działań represyjnych wobec żołnierzy Polskiego Państwa Podziemnego. Eksterminowano przede wszystkim inteligencję, aby jak najbardziej osłabić żywioł polski. Mimo to konspiracja - choć znacznie osłabiona - trwała na straży niepodległości. W 1945 r. w podziemiu, tym razem skierowanym przeciwko komunistom, znajdowało się jeszcze ćwierć miliona ludzi (z tego około 20 tysięcy w oddziałach partyzanckich). Choc nie było przejrzystych rozkazów, żołnierze Polskiego Państwa Podziemnego wybierali walkę przeciwko nowemu okupantowi, zamiast bezwolnego zdania się na łaskę oprawców z UB i ich sowieckich mocodawców z NKWD.

   W latach 1945 - 1947 na terenie prawie całego kraju powstały i działały silne zgrupowania partyzanckie Zrzeszenia "Wolność i Niezawisłość" (WiN), Narodowych Sił Zbrojnych (NSZ), Narodowego Zjednoczenia Wojskowego (NZW), Konspiracyjnego Wojska Polskiego (KWP) oraz kresowe oddziały eksterytorialnego Wileńskiego Okręgu AK (5 i 6 Brygada Wileńska AK) i inne, które staczały walki z grupami operacyjnymi NKWD i UB-KBW, rozbijały katownie UB i uwalniały aresztowanych, rozbrajały szczególnie uciążliwe posterunki MO, likwidowały agenturę komunistyczną i funkcjonariuszy UB, dezorganizowały powstanie kolaboracyjnego aparatu władzy PPR. 


   Dopiero po sfałszowanych wyborach i ogłoszeniu amnestii w lutym 1947 r. większość oddziałów została rozformowana i ujawniła się. Jednak wiarołomstwo nowych okupantów po raz kolejny dało o sobie znać i bardzo szybko nastąpiły masowe aresztowania ujawnionych, pokazowe procesy i wyroki śmierci, zabójstwa byłych żołnierzy podziemia dokonywane przez "nieznanych sprawców". To wszystko powodowało, że wielu konspiratorów ponownie wróciło do lasów, woląc zginąć w walce, w obronie honoru i godności, niż dać się zakatować w lochach UB. Walczyli i ginęli oni jeszcze pod koniec lat 50-tych, a ostatni polski partyzant, akowiec z oddziału kpt. Zdzisława Brońskiego "Uskoka", Józef Franczak "Lalek" poległ w obławie pod Piaskami (woj. lubelskie) 21 października 1963 r. (!)


   Przez 45 lat komuniści próbowali zakłamać i zohydzić pamięć o podziemiu niepodległościowym, a określenie "bandyci" to jeden z delikatniejszych epitetów używanych przez propagandę. W potocznej świadomości nadal pokutują fałszywe stereotypy, będące wytworem komunistycznych oszczerstw. Do ich ugruntowania przyczynili się peerelowscy pseudohistorycy, którzy przez kilkadziesiąt lat nazywali powojenną eksterminację polskich patriotów "epoką walki o utrwalenie władzy ludowej". Stworzony przez nich skrajnie fałszywy obraz historii lat 40-tych i 50-tych trafiał do podręczników, encyklopedii i okolicznościowych artykułów prasowych.


Proceder ten trwał do końca istnienia "Polski Ludowej", jednak mimo to wielu dowódców antykomunistycznego podziemia weszło w chwale do historii, a takie pseudonimy jak "Łupaszka" (mjr Zygmunt Szendzielarz), "Zapora" (mjr cc Hieronim Dekutowski), "Orlik" (mjr Marian Bernaciak), "Uskok" (kpt. Zdzisław Broński), "Zagończyk" (mjr Franciszek Jaskulski), "Ogień" (mjr Józef Kuraś), "Warszyc" (kpt. Stanisław Sojczyński), "Młot" (kpt. Władysław Łukasiuk), "Huzar" (kpt. Kazimierz Kamieński), "Bruzda" (mjr Jan Tabortowski) oraz wiele innych pozostały na zawsze legendą polskiego oporu przeciwko sowietyzacji kraju.


   Polesie Lubelskie ma w tej legendzie również piękną kartę. To właśnie tutaj, na styku powiatów włodawskiego, chełmskiego i lubartowskiego, działał po wojnie duży oddział partyzancki Obwodu WiN Włodawa, dowodzony przez pochodzących z Włodawy braci: Leona Taraszkiewicza ps. "Zawieja", "Jastrząb", a po jego śmierci w 1947 r. przez Edwarda Taraszkiewicza ps. "Grot", "Żelazny". Komuniści bali się ich jak ognia, ale ludzie w nadbużańskich wioskach w okolicach Włodawy uważali za Wojsko Polskie i jedyną prawowitą władzę. To przede wszystkim dlatego grupa "Jastrzębia", a potem "Żelaznego", przetrwała na stosunkowo niewielkim obszarze aż do 1951 roku, do końca przypominając, że nie cały naród poddał się zniewoleniu.
   Przez 45 lat propaganda PRL i inspirowani przez nią "literaci" przedstawiali braci Taraszkiewiczów - podobnie jak innych żołnierzy antykomunistycznego podziemia w całym kraju - jako zwykłych bandytów, lecz także - wykorzystując fakt, że urodzili się w Niemczech - jako volksdeutschów, a nawet esesmanów i oprawców Majdanka. Hołdując goebbelsowskiej zasadzie, że "kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą", komuniści stworzyli tak czarną legendę rodziny Taraszkiewiczów, że jeszcze dzisiaj ciężko przebić się przez mur stereotypów i kłamstw pokutujących od dziesiątków lat. Najwyższa więc pora by opowiedzieć jak było naprawdę.


autor - Grzegorz Makus
współpraca - Kazimierz Krajewski - IPN Wa-wa

Za: http://www.ciechanowiec.xorg.pl/articles.php?article_id=60