Drukuj
Kategoria: Pamięć Walka i Męczeństwo
Odsłony: 12420

Ocena użytkowników: 3 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

     Fragmenty powstającej nowej książki Stanisława Żurka.
    Księżka będzie miała prawdopodobnie tytuł "Zagłada Polskich Kresów południowo -wschodnich".

    1 Szatański dekalog
    Agresję Niemiec w dniu 1 września 1939 roku Polacy przyjęli z niepokojem i wiarą w zwycięstwo. Rozczarowanie słabością polskiego wojska, zawód z postawy sprzymierzonej Francji i Anglii uświadomiły, że bitwa jest przegrywana, ale wojna trwa i wymagać będzie większej daniny krwi, niż wydawało się to na początku.
    Dzień 17 września dla Polaków na Kresach był prawdziwą tragedią. Od zachodniej granicy atakowali Niemcy, od południa z wojskami niemieckimi szły wojska słowackie oraz dwa bataliony Legionu Ukraińskich Nacjonalistów, na wschód od Bugu wrogów było kilku. Na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej byli to Sowieci, Ukraińcy, Żydzi oraz w wielu miejscowościach grupki komunistów polskich. Na Wileńszczyźnie do Sowietów, a potem do Niemców dołączyli Litwini. Na Grodzieńszczyźnie i Polesiu do Sowietów dołączyli Żydzi i białoruscy chłopi, tworzący bojówki komunistyczne.
    Zdarzały się przypadki lojalności Żydów, Ukraińców czy Litwinów wobec Polaków, jednak w większości ludność polska na Kresach znalazła się w sytuacji wrogości swoich sąsiadów należących do innych narodowości.
    Samo spotkanie z Armią Czerwoną nie było szokujące, wyglądem i mentalnością nie różniła się od tej sprzed 19 lat, maszerującej na Warszawę, aby „po trupie białej Polski” rozwłóczyć zarazę bolszewicką po Europie Zachodniej. Szokował terror NKWD oraz sowieckiej administracji, wzmacniany kłamstwami i obłudą. Paraliżował on nie tylko odruchy obrony ale czynił spustoszenie w sferze moralnej i intelektualnej.
    Niemożliwe stało się dla Polaków ukrywanie swojej dotychczasowej pozycji społecznej, pełnionych funkcji, wykształcenia. Zasługi owych „sąsiadów” dla służb NKWD w rozpracowaniu społeczności polskiej były ogromne i w istotny sposób przyczyniły się do eksterminacji jej elit poprzez aresztowania i zsyłki. Nikt ich do tej zdrady nie zmuszał, była to kolaboracja z okupantem sowieckim ochotnicza, spontaniczna, dokonywana często z satysfakcją.

    Zdumiewa, że przeciwko społeczności polskiej zjednoczyli się wówczas Żydzi i Ukraińcy. Tworzyli wspólnie „czerwoną milicję”, „komitety selrady”, razem napadali na domy i gospodarstwa Polaków, rabowali, zabijali, aresztowali, więzili, „rozkułaczali”. Zasługą ich „internacjonalistycznej” współpracy było skuteczne aresztowanie polskich elit oraz deportacje na Sybir. Już za trzy lata Żydzi zostaną wymordowani przez tych swoich ukraińskich i litewskich „towarzyszy broni” z czasów okupacji sowieckiej.
    W wielu miejscowościach na Polesiu, a także chociażby w Szumsku i we wsi Chodak na Wołyniu , Żydzi zabronili używania języka polskiego.
    A gdy nadszedł czas holokaustu, to właśnie Polacy nieśli im pomoc i ratunek kosztem śmierci swoich rodzin, a nawet pacyfikacji całych wsi polskich, począwszy od pierwszego masowego mordu mieszkańców wsi Obórki w dniu 13 listopada 1942 roku, gdzie policjanci ukraińscy zamordowali 50 Polaków i wieś spalili, jako karę za „przechowywanie Żydów”.

    W wyniku ataków ukraińskich we wrześniu 1939 roku straciło życie około 5 - 7 tysięcy Polaków. Ofiarami byli zarówno zamieszkali tutaj sąsiedzi Polacy, żołnierze Wojska Polskiego usiłujący przedostać się za granicę bądź powracający do swoich domów po rozbiciu ich oddziałów, jak i cywilni uciekinierzy z Polski centralnej, których pod okupacją sowiecką znalazło się ponad pół miliona, głównie kobiet i dzieci.
    Był to skutek roznieconego nacjonalizmu ukraińskiego, ale także „zwykłej” zachłanności ukraińskich chłopów rabujących Polakom dobytek. Zarówno z przyzwoleniem „swobody 3 dni” danym przez wkraczających Sowietów, jak i bez tego przyzwolenia, w warunkach anarchii w miażdżonym i deptanym przez dwóch agresorów Państwie Polskim. W poczuciu bezkarności znajdowały ujście najciemniejsze instynkty mordu, gwałtu i grabieży.
    Ponad 10 tysięcy Polaków stała się ofiarą wkraczających wojsk sowieckich, zabitych żołnierzy, policjantów i osób cywilnych oraz rozstrzelanych oficerów po wzięciu do niewoli, często przy współudziale Ukraińców i czasami Żydów.
    Sowieci zagarnęli 51,6% terytorium II Rzeczypospolitej zamieszkałego przez 12. 325 tys. ludności. Białorusini i Ukraińcy stanowili 45% tej ludności, Polacy 43%, Żydzi 11%, natomiast Litwini, Niemcy, Czesi i Rumuni – 1%.. Polacy stanowili większość w przyłączonych do ZSRR województwach: białostockim (66,9%}, wileńskim (57,9%), lwowskim (57,7%), nowogródzkim (52,4%), oraz niewiele mniej w tarnopolskim (49,4% - gdzie Ukraińcy stanowili 45% ludności). Mołotow wymienił liczbę 230 tys. żołnierzy Wojska Polskiego wziętych do niewoli. „Krasnaja Zwiezda” z 17 września 1940 roku pisała o 181 tysiącach polskich jeńców wojennych, w tym: 12 generałów, 55 pułkowników, 72 podpułkowników oraz 9 227 oficerów niższych stopni.
    Zbrodnie dokonane na Kresach na Polakach od września 1939 roku do końca ekspatriacji ludności polskiej w 1946 roku nigdy nie zostały rozliczone. Nauka polska (PAN, wydziały historyczne uniwersytetów, IPN) nie zrobiła tego przez 20 lat „wolnej Polski” (1989 – 2009) nawet na płaszczyźnie opracowań historycznych, dokumentalnych, aby dać świadectwo prawdzie i chociaż w ten sposób uczcić pamięć ofiar.

    Ludobójstwo dokonane przez Ukraińców na Polakach w okresie od września 1939 roku, aż do zakończenia Operacji „Wisła” w 1947 roku, miało charakter niebywale okrutny, stąd prof. Ryszard Szwłowski wprowadził termin „genocidium atrox” – czyli „ludobójstwo straszliwe, okrutne”. Dokonali go nie tylko „nacjonaliści ukraińscy”, ale także chłopi ukraińscy, często niepiśmienni, z udziałem kobiet i dzieci ukraińskich, nie mający pojęcia o „nacjonalizmie”. Stąd nie do końca miał rację Wiktor Poliszczuk twierdząc, że to nie „Ukraińcy” mordowali Polaków, ale banderowcy, czyli ukraińscy faszyści. Niestety, mordercami byli także zwykli „sąsiedzi Ukraińcy” otumanieni propagandą działaczy OUN, dowódców UPA, oraz popów ukraińskich, zarówno prawosławnych jak i greckokatolickich. Ich „walka narodowo-wyzwoleńcza” polegała na zrabowaniu dobytku sąsiadów Polaków, po ich wymordowaniu.
    To ludobójstwo było przygotowane przez działaczy Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, a ich ideologiczną podstawę stanowiła doktryna integralnego nacjonalizmu ukraińskiego opracowana przez Dmytra Doncowa oraz „dekalog ukraińskiego nacjonalisty”.
    Najbardziej kompetentnym znawcą założeń ideologicznych i wynikających z nich skutków praktycznych był mieszkający w Kanadzie historyk o korzeniach polsko-ukraińskich dr Wiktor Poliszczuk.

    Faszyzm włoski, nazizm niemiecki i integralny nacjonalizm ukraiński w sensie lingwistycznym stanowią szereg synonimiczny. Między nimi, gdy chodzi o ideologię, politykę i praktykę, można stawiać znak równości, różnice wynikają z uwarunkowań historycznych i znajdują zastosowanie tylko w taktyce. Co nie oznacza, że nazizm niemiecki, czy nacjonalizm ukraiński jest bezkrytycznym naśladowaniem włoskiego faszyzmu, każdy z tych ruchów ideologiczno-politycznych jest ruchem samoistnym, jednak opartym o te same zasady.

    Integralny nacjonalizm ukraiński.

    Doktrynę nacjonalizmu ukraińskiego zamieścił Dmytro Doncow w książce Nacionalizm (Lwów 1926). Sformułował ją w oparciu o darwinizm społeczny. Integralny nacjonalizm ukraiński należy do nurtu ideologii faszystowskich.
    Dla zdrowych species („gatunek” – co w rozumieniu Doncowa znaczy: naród, nacja – zgodnie z teoria darwinowską) instynkt wolicjonalny niczym nie jest ograniczony. Utwierdzenie prawa do życia, przedłużenia rodu posiada aksjomatyczny charakter. To samo aracjonalne prawo nacji do życia stawia się tam ponad wszystko doczesne, fenomenalne, dające się uchwycić: ponad życie danej jednostki, ponad krew i śmierć tysięcy, ponad dobrobyt danej generacji, ponad rozumowe kalkulacje, ponad „ogólnoludzką” etykę, ponad wykombinowane pojęcia dobra i zła . Teoria Darwina wyjaśnia postęp zwycięstwem mocniejszego nad słabszym w nieustannej walce o istnienie. Co pada, należy popchnąć! Wszystko, co nie jest zdolne do życia musiało sczeznąć z niego, gdy swoją siłą nie mogło udowodnić prawa do niego. Siła w historii jest jedyną miarą znaczenia, rację ma silniejszy. Na tej woli (nie na rozumie), na dogmacie, aksjomacie (nie na dowiedzionej prawdzie), musi być zbudowana nasza narodowa idea .Głównym motorem naszych uczynków jest własne chcenie. Wola, którą Schopenhauer nazywa ślepą działalnością, chceniem, tęsknotą, porywem, żądzą, złością, gniewem, nienawiścią – stanowi pierwszą gałązkę życia. Egoizm, miłość, nienawiść, poryw, złość, dążenia do podbojów – są to zasady, które ożywiają świat. W walce o rozrost i przewagę rozróżniamy ekspansję jako cel, walkę jako środek. Aby organizm mógł żyć, mnożyć się, potężnieć i wytrzymywać konkurencje z innymi „species”, warunkiem niezbędnym jest ekspansja. Dążenie do owładnięcia obcych terytoriów właściwe jest wszystkim organizmom. Ród ludzki, chociaż jest gatunkiem stadnym, jest jednocześnie gatunkiem drapieżnym. Ekspansja jest nie tylko samoutwierdzeniem własnej woli do życia, ale też zaprzeczeniem jej u innych. Każdy posiada tyle, ile wydrze innemu. Społeczeństwo, które odrzuca agresję, znajduje się stanie upadku. Umacnianie woli nacji do życia, do władzy, do ekspansji – jest pierwszą podstawą nacjonalizmu. Drugą jest dążenie do walki, świadomość jej konieczności, bez niej niemożliwe są uczynki bohaterstwa, ani intensywne życie. Fanatyzm jest nieodwołalnym stanem ducha wszystkich działaczy i uczestników wszystkich epok. Ten fanatyzm zwolenników wielkich idei wypływa z ich „religijnego” charakteru. Fanatyk od razu uznaje swoją prawdę za objawioną, którą muszą przyjąć inni. Stąd jego agresywność i nietolerancja wobec innych poglądów. Do emocyjności i fanatyzmu wielkich idei, które uaktywniają masy, trzeba dodać jeszcze inną cechę: amoralność, Z jej punktu widzenia musi się odczuwać nienawiść do wroga nawet wtedy, gdy on nam niczego złego nie zrobił. Odrzuca ona to człowieczeństwo, które zabraniało szkodzić innym, które ceniło życie ponad wszystko, które nienawidziło drapieżne instynkty. Nie miało znaczenia przykazanie Kanta: „nie rób innemu, co tobie niemiło”. Tylko filistrzy mogą odrzucać i moralnie potępiać wojny, zabójstwa, gwałt, filistrzy oraz ludzie z obumarłym instynktem życia. Te moralne idee są dobre, które są korzystne w konkurencyjnej walce i byt. Dobre postępowanie to takie, które jest korzystne dla rodu, złe, które jest dla niego niekorzystne. Te przymioty właściwe są każdej nacjonalnej idei, i to, a nic inne, daje taką siłę wybuchową w historii. Zwycięstwo mocniejszych i zdolniejszych leży w interesie postępu. Usunięcie (słowo „usunięcie” w języku ukraińskim oznacza „doprowadzenie do nieistnienia”; znajduje się ono także w uchwałach I Kongresu OUN) słabszych też jest w interesie postępu i też nie może obejść się bez gwałtu, tego wielkiego czynnika w historii. Przyroda nie zna humanizmu ani sprawiedliwości. Bez gwałtu i bezwzględności niczego nie stworzono w historii. Gwałt – to jedyny środek, którym rozporządzają narody, zbydlęciałe przez humanizm. Pragnienie wielkości swego kraju oznacza pragnienie nieszczęścia dla swoich sąsiadów.
    Z doktryny Doncowa wynika, że nacja, w tym nacja ukraińska, jest gatunkiem w przyrodzie i jako taka pozostaje w permanentnej walce o byt i przestrzeń z innymi nacjami. Wewnętrzna struktura nacji ma charakter hierarchiczny, na czele nacji (narodu) ma stać „wódz” nacji, podobnie jak we Włoszech Il Duce, a w Niemczech der Führer. „Wodzem” nacji ukraińskiej w rozumieniu OUN do 1938 r. był Jewhen Konowalec, po nim Andrij Melnyk, a od 1940 roku za „wodza” narodu ukraińskiego w oczach większości nacjonalistów uchodził Stepan Bandera. Członkowie OUN stanowili „gwardię”, nazywaną przez Doncowa „mniejszością inicjatywną”, która wobec reszty narodu ukraińskiego, zwanego przez tegoż Doncowa „czernią”, „bydłem”, stosowała „twórczą przemoc”.
    W 2006 roku z okazji 80 rocznicy pierwszego wydania, ukazało się na Ukrainie, kosztem OUN, kolejne wydanie Nacjonalizmu. Na Ukrainie frakcje OUN organizują „naukowe konferencje” poświęcone Doncowowi i jego doktrynie. Świadczy to o aktualności sformułowanych przez Doncowa zasad faszystowskich w nacjonalizmie ukraińskim. . Przedwojenne prace Doncowa wydane zostały przez OUN Bandery w Kanadzie w zbiorze pt. Chrestom i meczem (Toronto 1967). w przedmowie do którego napisano: Czytając książkę „Chrestom i meczem” każdy będzie mógł przekonać się, na ile są żywe i aktualne umieszczone w niej twory, na ile każde słowo przemyślane, zważone i prawidłowe. W tej książce Doncow pisał: Drakońskimi metodami podtrzymywano w zbiorowości „myśl i wolę jedyną”, a nie przekonywaniem, nie pobłażliwością, nie tolerancją. Dobro naszej ojczyzny i karząca ręka sprawiedliwości na wyrodków i odszczepieńców – oto były sposoby, tak kardynalnie zapomniane przez liberalizm. A jak Mussolini zjednoczył Włochy? On rzucił swoją ideę, zebrał wokół niej czarne koszule i oni postawili partiom ultimatum. Gdzie w nacji dojrzewa przełom, musi pojawić się grupa – aby zachwycić jednych, porwać drugich i – usunąć trzecich. W jaki sposób można zespolić zbiorowisko? Przede wszystkim przez ustalenie szeregu dogmatów, ustanawiając prawdę jedyną, nieomylną. Przez natchnięcie tą prawdą, zapalenie ogółu wiarą ... wbić tę wiarę i tę prawdę w zbałamucone przez chwiejne czasy i obce wpływy mózgi, bez żalu zwalczać niedowiarków. Nie jest wadą przywódcy, gdy czasem musi on spuścić przegniłą krew, aby zmusić żywioł do pokornego zgięcia karku. Kto nie z nami, ten przeciwko nam. Zakony dążą do stworzenia nowego autorytetu, w nich, jak w żadnej partii, rozwinięty jest kult przywódcy wódz światowego proletariatu – Włodzimierz Lenin, Il duce – Benito Mussolini, der Führer – Adolf Hitler ... Będąc swego rodzaju brygadą uderzeniową, oddziałem wybrańców, zakon musi też swoich członków ulepiać z innego ciasta.
    Tak sformułowaną doktrynę Doncow nazwał czynnym nacjonalizmem.
    Zaliczany do czołowych teoretyków nacjonalizmu ukraińskiego Mykoła Sciborśkyj pouczał: Twórczość nacji określa i realizuje mniejszość, nazywana arystokracją ducha. Żadna zdrowa nacja nie pójdzie na samoograniczenie: ona dąży do poszerzenia na zewnątrz, i tutaj na swej drodze napotyka na inne nacje ... w ten sposób powstaje zjawisko, które nazywamy imperializmem ... nacjonalizm ukraiński traktuje własną nację jako najwyższą ideową i realną wartość, wysuwając hasło: Nacja ponad wszystko! Ideologia nacjonalizmu ukraińskiego jest całościowa, niepodzielna, wojownicza i nieprzejednana ... Dlatego swoją ideologię nacjonalizm buduje na maksymalizmie, zdrowym egoizmie, na miłości do swego, nietolerancji wobec wrogiego i na aktywności zdolnej być żelaznym taranem dla zrujnowania obcej siły, która zechce stanąć nacji na przeszkodzie. W wyborze środków wyzwolenia Nacji Ukraińskiej nacjonalizm nie ogranicza siebie żadnymi ogólnoludzkimi przepisami sprawiedliwości, miłosierdzia i humanizmu. Wszystko to jest dobre, co dobre dla pomyślności, siły i rozwoju swojej nacji; wszystko to jest złe, co tę siłę i rozwój osłabia – oto podstawowe przykazanie ideologii nacjonalizmu ukraińskiego.
    To jest właśnie ukraińska odmiana faszyzmu!
    Dziś na Ukrainie działa banderowski Kongres Ukraińskich Nacjonalistów (KUN), w którego „Programie” napisano: Kongres Ukraińskich Nacjonalistów jest spadkobiercą narodowo-wyzwoleńczych zmagań narodu ukraińskiego i jego najlepszych przedstawicieli: J.Konowalca, S. Bandery, R. Szuchewycza, S. Łenkawśkiego, J. Stećki i innych.
    Stepan Łenkawśkyj jest autorem „Dekalogu nacjonalisty ukraińskiego”. Jarosław Stećko w 1941 r. w swym życiorysie napisał on, że jest zwolennikiem przeniesienia na Ukrainę hitlerowskich metod eksterminacji Żydów. Po śmierci Bandery Stećko był „wodzem” OUN- B. Jego sekretarz, Roman Zwarycz, został ministrem sprawiedliwości Ukrainy, doradcą prezydenta Wiktora Juszczenki i jego przedstawicielem w Radzie Najwyższej Ukrainy.
    Na Ukrainie działa Młodzieżowy Kongres Nacjonalistyczny, który w preambule „Ideologicznej platformy” ma zapisane: Młodzieżowy Kongres Nacjonalistyczny stoi na ideologicznych zasadach nacjonalizmu ukraińskiego i jest częścią składową ukraińskiego ruchu nacjonalistycznego pod przewodem rewolucyjnej OUN.
    Uchwała I założycielskiego Kongresu z 1929 r. OUN zakłada całkowite usunięcie wszystkich okupantów, tj. wszystkich nie-Ukrainców z ziem ukraińskich, które obejmą wszystkie ukraińskie etnograficzne tereny, tj. także z ziem obecnej Polski na tzw. Zakurzonii.
    Z uchwały II (krakowskiego) WZOUN z kwietnia 1940 r.: Ziemia ukraińska – dla chłopów ukraińskich, fabryki i zakłady – dla ukraińskich robotników, chleb ukraiński – dla narodu ukraińskiego. OUN zwalcza Żydów jako podporę moskiewsko-bolszewickiego reżymu. OUN używa swego odrębnego, o kolorze czarnym i czerwonym, sztandaru organizacyjnego. Przywitanie organizacyjne ma formę podniesienia ręki w prawo-skos wyżej czubka głowy. Obowiązujące słowa przywitania – „Sława Ukrainie” – odpowiedź – Herojam sława”.
    OUN w okresie międzywojennym była członkiem międzynarodówki faszystowskiej o nazwie „Zjazd Zagranicznych Narodowych Socjalistów” z siedzibą w Stuttgarcie, której opiekunem z ramienia NSDAP był J. Göbbels.
    Udowodniony udział w ludobójstwie brały różne ukraińskie formacje zbrojne: ukraińska policja pomocnicza, bojówki OUN (w tym tzw. „grupy pochidne”), „Służba Bezpeky” OUN-Bandery, bataliony „Nachtigal’ i „Roland” oraz utworzony z nich 201 batalion Schümannschaften, Ukraińska Powstańcza Armia, 31 batalion SD nazywany Ukraińskim (Wołyńskim) Legionem Samoobrony, dywizja SS-Galizien, około 15 tysięcy ukraińskich kursantów szkoły podoficerskiej SS w Trawnikach koło Lublina. Naukowo nie jest opracowany dotychczas udział melnykowskiego „Bukowińskiego kurenia” w rozstrzeliwaniu ludności cywilnej w Babim Jarze pod Kijowem. Kureń ten dotarł w sierpniu 1941 r. do Kijowa i tam został przekształcony w oddział policyjny. Poczynając od września 1941 r. w Babim Jarze rozstrzelano około 200 tys. ludności Kijowa, w większości Żydów. W związku z tym deputowany do Rady Miejskiej w Równem M. Szkuriatiuk oświadczył: „Jestem dumny z faktu, że wśród 1.500 oprawców w Babim Jarze było 1.200 policjantów z OUN i tylko 300 Niemców”.
    Greckokatolicki ksiądz Jurij Fedoriw, doktor filozofii chrześcijańskiej, przed wojną uczestnik ukraińskiego ruchu nacjonalistycznego, w wydanej pod pseudonimem „Jurij Mozil” w 1959 r. w Toronto książce Na Wronkach napisał: Ideologia nacjonalizmu ukraińskiego ... tu wymagało się zaprzeczenia wszystkiego, ojca i matki, Boga i sumienia, prawa i etyki, miłości bliźniego i uczuć osobistych. Uczestnik i świadek wydarzeń na Wołyniu Maksym Borowiec „Taras Bulba”, w listach otwartych do OUN Bandery, pisał w 1943 roku: Co wspólnego z wyzwoleniem Ukrainy mają banderowskie próby, aby już teraz podporządkować masy ukraińskie swojej partyjnej dyktaturze i faszystowskiej ideologii, która jest ohydna dla narodu ukraińskiego i przeciwko której walczy cały świat. O co wy walczycie? O Ukrainę, czy waszą OUN? O Państwo Ukraińskie, czy o dyktaturę w tym państwie?
    Wg wyliczeń dr Wiktora Poliszczuka Służba Bezpieky OUN-UPA zamordowała około 80 tysięcy Ukraińców. Dlatego pisze on, aby nie mówić, że „Ukraińcy” mordowali Polaków, bo Polaków, Ukraińców i innych, mordowali banderowcy, ukraińscy faszyści.
    Obecnie na Ukrainie prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko dąży do uznania OUN-UPA za formację niepodległościową. W dniu 14 X 2006 roku podpisał on dekret zalecający Rządowi Ukrainy przygotowanie aktów prawnych uznających formacje zbrojne OUN, a więc działające po stronie Niemiec hitlerowskich, za takie, które walczyły o wyzwolenie Ukrainy. Tym samym .Juszczenko zmierza do formalnego uznania formacji faszystowskich, a obecnie odradzanie się faszyzmu na Ukrainie jest widoczne. W interesie prawdy historycznej, w interesie sprawiedliwości, konieczne jest oficjalne, dokonane przez władze najwyższe Ukrainy, potępienie nacjonalizmu ukraińskiego, jego formacji zbrojnych, które dopuściły się zbrodni ludobójstwa i zbrodni wojennych, jako ukraińskiego ruchu faszystowskiego.
    Władze Polski, mimo wyraźnych przepisów prawa, w tym konstytucyjnego, nie podejmują żadnych kroków w kierunku potępienia nacjonalizmu ukraińskiego, będącego ukraińską odmianą faszyzmu. Winę za to ponosi przede wszystkim zajmująca się stosunkami polsko-ukraińskimi nauka polska, w tym Instytut Pamięci Narodowej, instytuty historii PAN i uniwersytetów. One właśnie, zamiast ustalania prawdy historycznej, dopuszczają do zakłamywania historii. Powstają tam prace nie tylko rehabilitujące ukraiński ruch nacjonalistyczny, jego formacje zbrojne, ale i nobilitujące je. Na żadnym forum naukowym nie podjęto badań ani zasad ideologicznych, ani założeń programowych nacjonalizmu ukraińskiego, będącego ukraińską odmianą faszyzmu. Do elementarnych wymogów każdej nauki należy badanie przyczyn zjawiska, jego etiologii. Tymczasem nauka polska nie zdobyła się na badanie rzeczywistych przyczyn mordów, a więc zasad ideologicznych i założeń programowych OUN – sprawcy tych wydarzeń. W dużej mierze z winy nauki polskiej, doszło do tego, że prezydent Ukrainy Wiktor .Juszczenko, w obecności prezydenta Polski Lecha Kaczyńskiego, we Lwowie, sławił OUN-UPA.
    W imię sprawiedliwości dziejowej, w imię prawdy historycznej, w imię deklarowanej demokracji, w imię głoszonych zasad chrześcijańskich – nacjonalizm ukraiński, będący ukraińską odmianą faszyzmu, winien być potępiony przez władze najwyższe Polski.
    Przyjazne stosunki Polski z Ukrainą nie mogą być łączone z oceną nacjonalizmu ukraińskiego. Z nauki polskiej winien zniknąć trend nobilitujący faszyzm ukraiński. Władze i ośrodki naukowe w Polsce winny przestrzegać prawa, zgodnie z którym pochwała faszyzmu jest karalna. (Wiktor Poliszczuk, Toronto, grudzień 2006 r.)

    Gdy Niemcy hitlerowskie i Sowiety napadły pospołu na Polskę, Dmitro Doncow z polskim paszportem w kieszeni wyjechał spokojnie w świat i jako lojalny obywatel RP (tak podczas spotkania z Jerzym Giedroyciem przed polską ambasadą określił sam siebie) przetrwał z tym dokumentem zawieruchę światową, lądując bezpiecznie po wojnie w Kanadzie (Antoni Zambrowski: Polsko-ukraińska kwadratura koła; w: „Gazeta Polska” z 28 maja 2008).

    Aleksander Korman opisał 135 tortur i okrucieństw stosowanych przez terrorystów OUN-UPA na ludności polskiej Kresów Wschodnich. Nie obejmują one pełnego zbioru stosowanych przez terrorystów OUN-UPA metod pozbawiania w męczarniach życia - polskich dzieci, kobiet i mężczyzn. Pomysłowość tortur była nagradzana. Zbrodnia przeciw ludzkości popełniona przez ukraińskich terrorystów powinna być przedmiotem badań nie tylko historyków, prawników, socjologów, ekonomistów, ale także i psychiatrów.

    {wyciąłem spis tortur ponieważ uważam, że nie może pojawić się w necie - Janusz Stankiewicz}

    („Na Rubieży” , nr 35/1999 r.)


   
DEKALOG NACJONALISTY UKRAIŃSKIEGO
    Ja – Duch odwiecznego żywiołu, który uratował ciebie przed tatarskim potopem i postawił na granicy dwóch światów aby tworzyć nowe życie:
    1 Zdobędziesz Państwo Ukraińskie, albo zginiesz w walce o nie.
    2. Nie pozwolisz nikomu plamić chwały ani czci Twojego Narodu.
    3. Pamiętaj o wielkich dniach naszych Walk Wyzwoleńczych.
    4. Bądź dumny z tego, że jesteś spadkobiercą walk o chwałę Włodzimierzowego Tryzuba.
    5. Pomścisz śmierć Wielkich Rycerzy.
    6. O sprawie nie mów z tym, z kim można, a z tym , z kim trzeba.
    7. Nie zawahasz się wykonać największej zbrodni, jeśli tego wymagać będzie dobro Sprawy.
    8. Nienawiścią i podstępem będziesz przyjmować wroga Twojej Nacji.
    9. Ani prośby, ani groźby, ani tortury, ani śmierć nie przymuszą ciebie do wyjawienia tajemnicy.
    10. Będziesz dążyć do poszerzenia siły, chwały, bogactwa i przestrzeni Państwa Ukraińskiego drogą ujarzmiania cudzoziemców.


    Dr Korman nie wymienił wszystkich sposobów torturowania i zabijania Polaków, dzieci, kobiet, mężczyzn i starców. Zbrodniarze ukraińscy najczęściej, zanim uśmiercili ofiarę, stosowali wobec niej kilku wymyślnych sposobów tortur. Czasami trwały one kilka godzin, a w przypadkach uprowadzeń Polaków na banderowskie meliny, nawet kilka dni. Dotyczyło to zwłaszcza uprowadzanych dziewcząt i młodych kobiet. Przed zadawaniem tortur ofiary były odzierane z odzieży, także małe dzieci i starcy. Niezależnie od pory roku. Świadkowie często pomijali masowość dokonywanych gwałtów na dziewczętach i kobietach, ze względu na cześć ofiar. Nie jest tak łatwo ujawniać, że matka, żona, siostra czy córka były w potworny sposób zbiorowo gwałcone przed zamordowaniem. Zresztą ukraińscy oprawcy zacierali te ślady poprzez rozpruwanie narządów rodnych i brzuchów ofiar. Bezkarność, przyzwolenie, a nawet wręcz zachęta, pozwalały wyzwalać każdą formę zboczenia, w tym pedofilię. Trudno jest stwierdzić, czy dzieci nasadzone na kołki w płocie były wcześniej gwałcone.
    Poplecznicy banderowskiego ludobójstwa twierdzą, że barbarzyńskie, okrutne sposoby mordowania ludności polskiej miały zmusić ją do opuszczenia „etnicznych ziem ukraińskich”. Ale Polacy do lata 1945 roku nie mieli gdzie wyjechać. Miejsce to znalazło się dopiero po ucieczce i wysiedleniach ludności niemieckiej z Mazur, Pomorza i Śląska, czyli z tzw. Ziem Zachodnich. Tej tezie przeczą także inne fakty.
    W wielu wsiach Ukraińcy zabronili Polakom opuszczać swoje gospodarstwa, w zamian za co nawet gwarantowali im bezpieczeństwo, w tym w formie pisemnej przez lokalne dowództwa OUN-UPA. Po pewnym czasie (na Wołyniu np. po żniwach 1943 roku) ludność ta została wymordowana. Na polskich uciekinierów „powstańcy ukraińscy” napadali i mordowali ich. Obstawione były wszystkie drogi i przejścia, aby żaden Polak nie mógł opuścić swojej wsi. Często Polacy, którym udało się uciec, namawiani byli przez swoich sąsiadów Ukraińców do powrotu na swoje gospodarstwa, także z gwarantowaniem im bezpieczeństwa. Głód i brak dachu nad głową powodował, że część osób decydowała się na powrót - i osoby te zostały wkrótce zamordowane.
    Od wiosny 1942 roku miały miejsce uprowadzania Polaków, głównie reprezentantów elit cudem pominiętych podczas zsyłek i aresztowań sowieckich, a potem nie wywiezionych na przymusowe roboty do Niemiec. Osoby te najczęściej znikały bez śladu. Tylko przypadkowo znajdowane ich ciała ujawniały, że przed śmiercią stosowano wobec nich przerażające, bestialskie tortury. Większości ciał jednak nigdy nie odnaleziono, nie mogły więc „zachęcać” innych Polaków do opuszczenia swoich domów rodzinnych?
    Prawie wszystkie rodziny mieszkające pojedynczo lub w niewielkich grupach w wioskach ukraińskich znikły bez śladu. Często los taki spotkał całe wsie i kolonie polskie, skąd nie ocalał ani jeden świadek. Tylko poplecznik zbrodni ludobójstwa, albo zwykły głupek, może głosić tezę, że „nacjonaliści ukraińscy chcieli tylko zmusić Polaków do opuszczenia terytorium ukraińskiego”. W 1942 roku, w ideologicznym „przymierzu’ z nazistami niemieckimi do „opuszczenia ziem ukraińskich” zmusili Żydów, od lutego 1943 roku zmuszali Polaków. To „zmuszanie do opuszczenia” tych ziem w skutkach spowodowało, że zarówno Żydzi jak i około 250 tysięcy Polaków na tych ziemiach pozostało na zawsze. W większości przypadków nie jest tylko znane miejsce ich wiecznego pozostania, ich wiecznego spoczynku oraz nie jest ono uświęcone krzyżem. Dzieje się tak za sprawą narodu, który deklaruje, że jest chrześcijański. A także za przyzwoleniem hierarchów cerkwi greckokatolickiej i prawosławnej, może nawet pod ich dyktatem i presją.

    Nacjonalizm ukraiński zaczął się od zbrodni pojedynczych, a „zaowocował” ludobójstwem. 12 kwietnia 1908 roku, jak w każdą niedzielę, namiestnik Galicji Andrzej Hrabia Potocki udzielał audiencji petentom z całego kraju. O godz. 13.30 przyjął na rozmowę 21-letniego studenta Uniwersytetu Lwowskiego, Mirosława Siczyńskiego. Ten po wejściu do sali przyjęć oddał w kierunku namiestnika cztery strzały. Pierwsza kula drasnęła czoło, druga przeszła przez ucho i mózg, utkwiła w potylicy. Na odgłos strzałów do sali wbiegło dwóch woźnych, którzy obezwładnili zamachowca. Kiedy odprowadzano go do więzienia, czekający już pod bramą studenci ukraińscy urządzili mu owację. Hrabia Potocki, po wyspowiadaniu się i pożegnaniu z rodziną, zmarł o godz. 15.15 (Paweł Sergiejczyk: „Pojednanie” z Siczyńskim?; w: „Nasza Polska” z 15 kwietnia 2008). Dzięki prośbom żony namiestnika nie został skazany na karę śmierci, ale dostał wyrok 20 lat więzienia. Szowiniści ukraińscy, korzystający ze wsparcia administracji zaborców, nie chcieli pogodzić się z faktem, że namiestnikiem został Polak. Siczyński w 1911 roku uciekł z więzienia w Stanisławowie do USA. Po II wojnie światowej popierał reżim sowiecki i w 1966 roku na zaproszenie władz ZSRR odwiedził Lwów, w tym były budynek namiestnictwa, gdzie dokonał zamachu. Zmarł w 1979 roku.
    W zamachach terrorystycznych bojówek ounowskich w czasach II Rzeczpospolitej zginęli m.in.: w 1931 roku naczelnik Wydziału Wschodniego MSZ Tadeusz Hołówka, w 1934 roku minister spraw wewnętrznych Bronisław Pieracki, kilku działaczy ukraińskich nastawionych ugodowo do Polaków (np. Iwana Babija). Ginęli ziemianie polscy, pocztowcy, policjanci. Nieudany zamach przeprowadzili także na Józefa Piłsudskiego.
    W 1938 roku agent sowiecki Mykoła Łebed’ „Orest” (od kwietnia 1941 roku zastępca Stepana Bandery odpowiedzialny za Służbę Bezpeky OUN) umożliwił agentom sowieckim zabójstwo szefa OUN Jewhena Konowalca, który z kolei był agentem hitlerowskim. Agentami hitlerowskimi byli Stepan Bandera i Andrij Melnyk. Roman Szuchewycz „Taras Czuprynka” był oficerem hitlerowskiej SS.
    Każde ludobójstwo wylęgało się najpierw w głowach „mędrców” (filozofów, polityków), przyjmowało formę publicznej prezentacji oraz znajdowało zorganizowaną formę realizacji.. Karol Marks podstawy doktryny komunizmu opublikował w „Manifeście komunistycznym”. „Wdrażała’ go partia bolszewicka, Armia Czerwona , „WCzeKa” („Czierezwyczajka”), później NKWD. Adolf Hitler swój „Mein Kampf” realizował posługując się partią NSDAP, Werhmachtem, SS i Gestapo. Od nazwy partii NSDAP pochodzi nazwa „nazizm”, czyli niemiecka odmiana faszyzmu. Ideologię ukraińskiego nacjonalizmu integralnego Dmytro Doncow opublikował w książce „Nacjonalizm”. Realizowała ją partia o nazwie Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) – stąd ta ukraińska odmiana faszyzmu powinna nosić nazwę „ounizmu” - oraz jej formacja zbrojna Ukraińska Powstańcza Armia (UPA). Nazizm był niemieckim (germańskim) nacjonalizmem integralnym.



    15. Uchwała OUN i jej realizacja



    Fragmenty Uchwały Krajowego Prowidu Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) podjętej 22.VI.1990 r.

    Dr Wiktor.Poliszczuk w książce "Gorzka prawda - zbrodniczość OUN-UPA" (Toronto 1995 - str. 372-379) podaje:
    "Uchwała zawiera 60 stron maszynopisu. Obejmuje różne sprawy współczesne, w tym stosunek OUN jako awangardy narodu ukraińskiego - do Polski i Polaków. Nakazuje szerzenie kultu Stepana Bandery i Romana Szuchewycza - "Czuprynki" oraz metropolity Andrzeja Szeptyckiego przez upamiętnianie w miastach i wsiach pomnikami, jak i nadawaniem ich imienia szkołom, ulicom i placom. W razie oporu lub sprzeciwu obecnej władzy stosować przymus fizyczny, "pozbywając się dużej ilości Moskali, którzy zaśmiecają nasza ziemię". W razie ociągania się stosować nawet "metoda, wypróbowaną przez UPA na Polakach. OUN wykorzystuje jako awangarda narodu wszystkie partie polityczne oraz komitety cerkiewne Ukraińskiej Katolickiej Cerkwi, której księża sprzyjają OUN.

    Sprawy polskie:
    1. na Ukrainie, ze szczególnym uwzględnieniem terenów Ukrainy Zachodniej;
    2. w diasporze;
    3. w Polsce, ze szczególnym uwzględnieniem Ukrainy Zacurzońskiej.

    1. Popieramy gorąco wysiłki wyzwoleńcze narodów bałtyckich, Litwy, Łotwy i Estonii, popieramy wysiłki wyzwoleńcze Mołdawian, Gruzinów i Ormian. Solidaryzujemy się z walką o wolność bratniego narodu białoruskiego, pamiętając jednocześnie, że wywodzi się on z naszego ukraińskiego gniazda - Kijowskiej Rusi i do tego gniazda w przyszłości powinien wrócić.
    Z postkomunistyczną Polską należy utrzymywać stosunki przyjazne i na zasadach wzajemności. Aby nie drażnić Polaków i rządu należy przyznać im na Ukrainie pewne uprawnienia w zakresie wiary, kultury i szkolnictwa, bacząc równocześnie, aby te koncesje nie poszły zbyt daleko. Wykluczyć organizowanie się Polaków pod względem politycznym. Przede wszystkim należy narzucić Polakom nasz punkt widzenia na historię i na stosunki ukraińsko-polskie. Nie dopuścić do głoszenia, że Lwów, Tarnopol, Stanisławów, Krzemieniec i in. kiedykolwiek odgrywały rolę polskich ośrodków kultury. Zawsze były to ośrodki kultury ukraińskiej. Polacy nie odgrywali w nich najmniejszej roli, a to, co o nich głosi się dzisiaj, zaliczyć należy do polskiej szowinistycznej propagandy.
    Młodzież polską wciągać do patriotycznych akcji związanych z rocznicami patriotycznymi - w tym związanymi ze sławnymi dziejami UPA. Pozwoli to nie tylko zachwiać wiarę w polską propagandę państwową, ale także doprowadzić do rychłej ukrainizacji polskiej młodzieży zrażonej kłamstwami polskiej propagandy odnośnie UPA.
    Koncesje w sprawie szkolnictwa polskiego i kultury uzależnić od podobnych koncesji udzielonych Ukraińcom w Polsce. Głosić, że w Polsce mieszka jeden milion Ukraińców, utrudniać Polakom odbudowę cmentarza Orląt, ale niezbyt nachalnie, aby nie dać im do rąk międzynarodowego atutu propagandowego, że nasze starania o wejście do Europy nie są szczere (chodzi o to, że cmentarz Orląt jest cmentarzem wojskowym, tedy zgodnie z konwencją międzynarodową jest pod ochroną prawa międzynarodowego).

    Oddawanie Polakom kościołów uzależniać od oddawania Ukraińcom w Polsce obiektów cerkiewnych a przede wszystkim oddanie przez Polaków Ukraińskiej Katolickiej Cerkwi katedry greckokatolickiej w książęcym grodzie Przemyślu. Nie zaszkodzi tego faktu łączyć ze zwróceniem Polakom kościoła Św. Elżbiety we Lwowie a także obiektów kościelnych w Tarnopolu i Stanisławowie. Nie można pod żadnym pozorem dopuścić do reaktywowana polskiej hierarchii, czyli powrotu na nasze ziemie polskich biskupów. To mogłoby oznaczać na przyszłość niebezpieczeństwo odrodzenia na Ukrainie (zachodniej) niepożądanej polskości i polskiego szowinizmu o ambicjach politycznych. Obrządek łaciński na Ukrainie podporządkować hierarchii Ukraińskiej Cerkwi Katolickiej i jej patriarsze z siedziba na Górze Św. Jura we Lwowie. Sporządzać i systematycznie uzupełniać spisy Polaków mieszkających na Ukrainie a przede wszystkim na Ukrainie Zachodniej. Spisy te (oraz adres) służyć będą sprawie ścisłej kontroli ich poczynań. Znając historię i zdolności konspiracyjne Polaków nie można wykluczyć, że w przyszłości zechcą konspirować przeciwko samostijnej Ukrainie. Nie można też wykluczyć, że znajdą się w Polsce siły rewizjonistyczne, które zechcą odebrać Ukraińcom Lwów. Pomocnymi w tym mogą być właśnie konspirujący Polacy. Dlatego w najbliższej przyszłości, gdy Ukraina pozbędzie się swoich własnych komunistów, ujawniani Polacy powinni złożyć przysięgę lojalności i wierność samostijnej Ukrainie. To samo uczynić winni polscy księża, zakonnicy i zakonnice.
    Nie utrudniać Polakom wyjazdów do Polski na pobyt stały, lecz je ułatwiać. Pamiętajmy, że odwiecznym celem Ukraińców i naczelnym OUN była depolonizacja ziem zasiedlonych od kilku pokoleń przez Polaków. Ułatwiając maksymalnie wyjazdy do Polski, należy równocześnie ułatwiać im czasowe kontakty z krewnymi i znajomymi w Polsce. Młodym, którzy odwiedzają krewnych w Polsce lub znajomych, utrudniać wstęp na wyższe uczelnie. W ogóle ograniczyć studia Polakom i nie dopuszczać do powstania silnej warstwy inteligencji. Przeciwstawiać się wszelkiemu zbliżeniu Polaków i Rosjan zarówno na Ukrainie jak i w Polsce, podsycać wrogość Polaków do Rosjan i odwrotnie, pamiętając, że ścisły sojusz rosyjsko-polski jest poważnym zagrożeniem dla Ukrainy i jej całości terytorialnej...

    2. Mamy wiele dobrych przykładów z przeszłości wspólnej walki ukraińsko-polskiej prowadzonej przeciwko komunizmowi. Te dobre tradycje należy kultywować, zacieśniając więzy z tymi organizacjami, które mają realistyczne podejście do stosunków ukraińsko-polskich. Wykazywać, że we wspólnej walce z komuną Ukraińcy byli stroną aktywną i inspirującą. Innymi słowy, aby Polacy uznawali przywódczą rolę Ukraińców. Eliminować wszelkie polskie próby zmierzające do potępienia UPA za rzekome znęcania się jej na Polakach. Wykazywać, że UPA nie tylko nie znęcała się nad Polakami, ale przeciwnie, brała ich w obronę przed hitlerowcami i bolszewikami. Polacy byli też w UPA. Mordy, którym zaprzeczać nie można, były dziełem sowieckiej partyzantki lub luźnych band, z którymi UPA nie miała nic wspólnego, pomniejszanie roli wyzwoleńczej UPA w skali europejskiej jest niedopuszczalne. Wszelkimi siłami dążyć do tego, żeby w różnych naszych kontaktach z Polakami strona polska przyznawała, iż były to przykłady palenia wsi ukraińskich i mordowania Ukraińców przez AK, wykazywać podobieństwo między UPA i AK, podkreślając wyższość pod każdym względem UPA nad AK. Wymuszać na Polakach przyznawanie się do antyukraińskich akcji, potępienia przez nich samych pacyfikacji i rewindykacji przed wojną i haniebnej operacji „Wisła” po wojnie. Wszystkie te akcje przyniosły wiele cierpień i krwi narodowi ukraińskiemu. Podkreślać to w komunikatach, które koniecznie muszą być publikowane w językach obcych, zwłaszcza w angielskim, niemieckim, francuskim, hiszpańskim i rosyjskim.
    Zmierzać do tego, aby miarodajne czynniki polskie na emigracji zrzekły się wszelkich zamiarów i myśli rewindykacji względem Ukrainy a sprawę Ukrainy Zacurzońskiej (Zasanie, Chełmszczyzna, Podlasie i Łemkowszczyzna) pozostawić otwartą, sugerując, że zostanie ona załatwiona z korzyścią dla obu stron przez narodowe rządy w pełni suwerennych państw samostijnej Ukrainy i postkomunistycznej Polski. Na takim stanowisku stoi już obecnie Konfederacja Polski Niepodległej. Tę organizację i jej ludzi należy wspierać. W takim też duchu należy urabiać polską opinię publiczną na obczyźnie, za pośrednictwem polskich organizacji i będących w polskich rękach środków informacji. W tym celu należy przenikać do polskich organizacji tam, gdzie jest to możliwe i lansować nasz punkt widzenia cierpliwie ale uparcie, zyskiwać zwolenników wśród Polaków, a tam, gdzie to najbardziej celowe, nie żałować środków z Funduszu Wyzwolenia Ukrainy. Kupować audycje w polskim radiu oraz miejsca w polskich gazetach. Wchodzić do polskich zespołów redakcyjnych. Dyskusje prowadzić w duchu heroizmu UPA i nie kwestionowanej ukraińskości Ukrainy Zacurzońskiej ze stolicą w książęcym grodzie Przemyślu.

    3. Obecna Polska przeżywa dobę swojego ponownego odrodzenia, której siłą sprawczą jest ruch znany na świecie pod nazwą Solidarności. Ruch ten zdobył sobie międzynarodową sławę jako rozsadnik komunizmu na świecie. Taka opinia o Solidarności krzywdzi nas i nie jest nam potrzebna. Nasza propaganda powinna iść w kierunku wykazania, że Solidarność nie była tą siłą sprawczą, lecz UPA, która zainspirowała siły antykomunistyczne do działania. UPA walczyła z bolszewią ponad 10 lat a jej duch żywy nigdy nie wygasł. Duch UPA zapłodnił Solidarność do czynu. Tak powinien rozumować każdy Ukrainiec, tak samo powinien rozumować świat i my mamy światu w tym dopomóc, bo inaczej znowu naszą chwałę przypiszą sobie Polacy.
    Stosunek zdrowych sił ukraińskich do obecnej polskiej rzeczywistości powinien być zróżnicowany i uzależniony od naszych interesów. Polska jest Ukrainie potrzebna jako sojusznik do rozbicia ZSRR. W tym celu należy popierać w Polsce wszystkimi siłami wszystko co ma posmak antyrosyjski. Katyń, wywózki na Sybir, zbrodnie NKWD i UB. Taki stan rzeczy odwraca uwagę Polaków od UPA, która polscy komuniści przedstawili narodowi polskiemu kłamliwie nie jako zbrojny ruch narodowo-wyzwoleńczy, lecz jako bandy. Podkreślać z całą mocą, ze pełne wyzwolenie Polski nie jest możliwe bez samostijnej Ukrainy (vide Michnik). Oznacza to pełne zaufanie Polaków do antymoskiewskiej polityki Ukraińców, pozwoli na ich zupełny bezkrytycyzm i na pełne ich zaangażowanie po naszej stronie. Zaangażowanie to ma pomóc do umocnienia pozycji Ukrainy i osłabienia Polski, co pozwoli w przyszłości podporządkować państwo polskie ukraińskim interesom narodowym.
    Najpilniejsze zadanie na najbliższą przyszłość: doprowadzić do tego, żeby władze polskie jednostronnie przyznały (złożyły deklarację), że względem samodzielnej Ukrainy nie wysuwają i nie będą wysuwać w przyszłości żadnych roszczeń terytorialnych, a tym wyrzekają się wszelkich pretensji do ziem utraconych na wschodzie w wyniku sowieckiej inwazji dokonanej na okupowane przez Polskę terytoria ukraińskie 17 września 1939 r. Takie oświadczenie jeżeli będzie, należy silnie rozpropagować w różnych językach obcych. To bardzo ważne dla naszych posunięć przyszłościowych. My ze swej strony przyznamy słuszność takiemu stanowisku oświadczając, że kwestia granic, które wytyczył bez naszego udziału (tj. Polski i Ukrainy) krzywdzący układ jałtański (nie mówić o czyją krzywdę chodzi) powinna być załatwiona w przyszłości przez rządy suwerennych państw Ukrainy i Polski. Gdy zaś do tego już dojdzie, to my odczytamy owo jednostronne oświadczenie: tak, wy nie macie roszczeń terytorialnych i mieć nie możecie, ale my je mamy. Polacy bowiem zdają sobie sprawę, iż dotąd okupują część historycznych i etnograficznych ziem ukraińskich a nie odwrotnie. Zatem będzie rzeczą sprawiedliwą dla ukraińsko-polskiego pojednania zwrócenie Ukraińcom ziem, które są przez nas nazywane Ukrainą Zacurzońską. Wtedy, gdy się te dwa fakty zestawi, to świat nam a nie Polsce przyzna rację.
    Ważne jest także w obecnej chwili postawienie na porządku dziennym tzw. akcji „Wisła”. Dążyć, aby stanęła ona na forum polskiego parlamentu i żeby sami Polacy ją potępili jako ludobójczą. Inicjatorem sprawy nie może być Mokry, lecz ktoś z Polaków. Przeznaczyć na to 15-20 tys. USD. Gdy to już się stanie, to wieść o tym z odpowiednim naszym komentarzem w jęz.. obcych powinna obejść cały świat. Zainicjować wiece potępiające polskie zbrodnie popełnione na narodzie ukraińskim przez różne cudzoziemskie organizacje. Nasz komentarz do tego powinien nawiązywać do ucisku polskiego przed wojną na obszarze polskiej okupacji ziem ukraińskich (Zamojszczyzna, pacyfikacje, likwidacja szkolnictwa i. kultury, ucisk narodowy), sławne działania UPA w walce z Niemcami i komuną w Bolszewii i w Polsce. Podnieść, że sami Polacy oddają hołd bohaterskiej UPA, prekursorki Solidarności, potępiają komunistyczną akcję „Wisła”, znęcania się nad ukraińską ludnością. Wykazywać ukraińskość Zacurzonii zgodnie z granicą nakreśloną przez OUN-UPA.
    W tym duchu prowadzić propagandę na rzecz historyczności i etnograficzności ziem ukraińskich okupowanych obecnie przez Polskę, a o które z taką determinacją z komunistyczną władzą polską walczyła UPA - razem z patriotycznymi siłami polskimi WIN. Wynika z tego, że patriotyczne siły polskie uznawały rolę UPA i jej prawo do ziemi Zacurzonii. Mocno podkreślać, że takie jest stanowisko patriotycznych sił Polski obecnie. Wyciszać wszystko to co nas dzieli, w tym także negatywne patrzenie na UPA. Podkreślać także, iż takie same jest również stanowisko papieża i udowodnić, że gdyby było inaczej to nie przyznałby Mokremu nagrody im. Jana Pawła II za krzewienie przyjaźni między narodami polskim i ukraińskim. Podnosić przyznanie nagrody Ukraińcowi za artykuły zamieszczone na łamach "Tygodnika Powszechnego" oraz "Znak", a w propagandzie światowej głosić, że reprezentują one najzdrowsze siły narodu polskiego, na które tylko Europa może się orientować. Problematyka rewolucyjnej OUN - awangardy narodu ukraińskiego - powinna być tam zawsze obecna. Głosić prawdę bardziej znanych wydarzeń dziejowych (Grunwald, Wiedeń, Warszawa 1920, Monte Cassino) podkreślając, że odniesione tam zwycięstwa były głównie dziełem Ukraińców, a nie Polaków. Polacy odegrali w nich rolę drugorzędną. Stanowczo rozprawiać się z antyukraińskimi poglądami na historię działalności UPA - E. Prusa, W. Hraniewskiegp, J. Sobiesiaka, H. Cybulskiego, ks. Kuczyńskiego, J. Jastrzębowskiego, W. Romanowskiego, J. Popiela, M. Fijałki, ks. Szetelnickiego, J. Gietrycha, Z. Alberta, A. Oliwy, W. Kalabińskiego, J. Węgierskiego, S. Myślińskiego, M. Juchniewicza, W. Szoty, J. Turowskiego, Siemaszki i J. Sereta. Najlepiej to robić piórem samych Polaków, wśród których znajdą się osoby sprzedajne (obiecać wysokie honoraria i stypendia zagraniczne). Wskazane jest opanowanie niektórych polskich pism, w tym "Semper Fidelis", "Tak i nie" i in. Wejść do władz Archiwum Wschodniego, infiltrować Główną Komisję Badania Zbrodni Hitlerowskich (GKBZHwP), przeszkadzać w zbieraniu obciążających Ukraińców materiałów z wydarzeń drugiej wojny światowej, nie dopuszczać do publikowania materiałów obciążających ukraiński nacjonalizm rewolucyjny OUN. Zestawić ściśle poufne listy osób (nazwiska i adresy) nieprzychylnych ruchowi rewolucyjnemu. Zestawić także listę Polaków, którzy są przychylni rewolucyjnej OUN. Listy, jako dokumenty ważnej wagi państwowej dostarczyć Prowidowi Krajowemu.
    Dążyć wszelkimi środkami i sposobami do odbudowania ukraińskiego charakteru Zacurzonii podkreślając, że samostijna Ukraina nigdy z tych ziem nie zrezygnuje i w odpowiednim momencie o nie się upomni. Jeśli Polacy będą się upierać, to Ukraina względem nich bez najmniejszego wahania użyje siły zbrojnej. Doprowadzić do zwrotu przez Kościół Polski katedry ukraińskiej w książęcym grodzie Przemyślu. Tu powinno znaleźć się biskupstwo Ukraińskiej Katolickiej Cerkwi oraz powinny osiedlić się ukraińskie zakony.
    Poprzeć politycznie, moralnie i finansowo fundację im. Św. Włodzimierza Chrzciciela założoną w Krakowie przez Mokrego. Roli Mokrego nie eksponować, aby nie utrudniać mu działalności parlamentarnej. Nas interesuje punkt programu fundacji, który mówi o gromadzeniu dowodów o zbrodniach Polaków popełnionych na ukraińskim narodzie w okresie ostatniej wojny i w pierwszych latach powojennych (Akcja Wisła). W naszej propagandzie wykazywać, ze podstawę Fundacji stanowi dar Watykanu przekazany przez Ojca Św. na działalność duszpasterską greckokatolicką. Jeżeli będą sprzeciwy ze strony pewnych środowisk ukraińskich czy polskich, to wówczas głosić na cały świat, ze Polacy to pseudokatolicy i działają wbrew życzeniom papieża. Posługując się imieniem Ojca Św. doprowadzić stopniowo do przekształcenia Fundacji w Instytut Ukraiński, a z czasem do powołania na bazie tego instytutu Uniwersytetu Ukraińskiego w Krakowie.
    Przed wojną Polacy nie zezwolili na otwarcie Uniwersytetu Ukraińskiego we Lwowie, my zaś przełamiemy wszelkie opory i powołamy Uniwersytet Ukraiński w starożytnej stolicy Polski. Nigdy nie zależało nam na sile Polski i teraz nie zależy, wręcz przeciwnie, na jej osłabieniu wewnętrznym i międzynarodowym. Zależy nam na tym, żeby w Polsce istniała słaba służba wewnętrzna (i kierowana przez ludzi nam życzliwych) i słaba, nieliczna armia. Zależy nam także na rozbiciu narodu polskiego i osłabieniu Solidarności. Należy zatem podsycać w łonie narodu polskiego separatyzmy regionalne: Górnoślązaków, Kaszubów, Górali. Robić to należy w sposób jak to czynili Polacy zaborczej Polski przedwojennej z Ukraińcami, Poleszukami, Hucułami i Łemkami. Podsycać aktywność narodową Ukraińców, Białorusinów, Żydów, Czechów, Słowaków a przede wszystkim Niemców. Próby hamowania ich dynamizmu określać jako ucisk, brak demokracji i polską nieszczerość w głoszeniu haseł równości i wolności. Nie dopuszczać do zbliżenia polsko-niemieckiego. Podkreślać aktualność hasła "Jak świat światem, Niemiec Polakowi nie będzie bratem".

    To wszystko ma służyć osłabieniu Polski, a w przyszłości doprowadzić nawet do zupełnej dekompozycji państwa polskiego - co leży w interesie polityki Ukrainy, w której siłą awangardową jest i będzie rewolucyjna OUN. Obecna Polska nie powinna być zbyt silna, ale też nie może być zbyt słaba. Wobec zupełnego rozprężenia sieci polskiego kontrwywiadu, z którego solidarnościowy rząd wypędził wszystkich fachowców pochodzących z nomenklatury, odbudować tajną sieć OUN i zacząć kontrolować wszystkie dziedziny życia Rzeczypospolitej ."

    "Powyższy tekst po przetłumaczeniu Agencja Konsularna RP we Lwowie, pismem z dnia 20 marca 1991 r. przesłała do Komisji Sejmowej d/s Polski w Warszawie, do Ministerstwa Spraw Zagranicznych dep. Prasy i Informacji w Warszawie, do Instytutu Historii PAN w Warszawie i kilku innych miejsc. Poza tym materiał został wydrukowany dnia 12-14 kwietnia 1991 r. w gazecie "Polska Zbrojna", organie Ministerstwa Obrony Narodowej".

    Jak pisze dalej W. Poliszczuk "Po przeanalizowaniu tekstu fragmentów "uchwały", po skonfrontowaniu ich z innymi publikacjami, doszedłem do wniosku, że "uchwała", a raczej jej fragmenty, jest oryginalną uchwałą OUN-b. Wskazuje na to treść uchwały, która jest adekwatna do strategii, polityki i ideologii OUN-b. Tekst "Uchwały" jest odzwierciedleniem mentalności kierowniczych kół OUN-b ."

    ***

    Gdyby relacje polsko-ukraińskie lat 1939 – 1947 oceniać po czynionym szumie medialnym (prasa, telewizja, radio), publikacjach książkowych, podejmowanych działaniach społeczno-politycznych, to można by dojść do wniosku, że ich istotą była tzw. Akcja „Wisła”, a zwłaszcza związane z nią przesiedlenia ludności. Wokół tego tematu od 1989 roku toczą się debaty, organizowane są sympozja naukowo-historyczne, prowadzone badania przez Instytut Pamięci Narodowej, wydawane opracowania, artykuły, filmy dokumentalne, itd., itp. Do potępienia tej Akcji włączony został Senat i Prezydent Rzeczpospolitej.
    Rządy niepodległej już Ukrainy konsekwentnie odmawiają potępienia zbrodni ludobójstwa dokonanej na cywilnej ludności polskiej przez nacjonalistów z Ukraińskiej Powstańczej Armii będącej zbrojną formacją faszystowskiej Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, która stanowiła jej ideowo-polityczne przywództwo.
    Jednocześnie podejmowane są na Ukrainie działania mające na celu uznanie członków UPA za kombatantów walczących o niepodległość, a „panteony chwały UPA” stawiane są nie tylko na terenie Ukrainy, ale nawet w Polsce! Przyznanie takich uprawnień przez parlament ukraiński jest jednoznaczne z wzięciem pełnej odpowiedzialności za zbrodnie ludobójstwa. Chodzi nie tylko o jej potępienie, ale także o zadośćuczynienie materialne ocalałym członkom rodzin za zagrabiony dobytek, spalenie domów i gospodarstw, głód i poniewierkę.
    Formalnie Operacji „Wisła” mogło nie być, jak nie było specjalnej akcji pod jakimś kryptonimem likwidującej podziemie polskie. Nie zmieniłoby to sposobu rozwiązania problemu rewolty ukraińskiej na ziemiach polskich w 1947 r. Mógł on mieć wręcz formę bardziej drastyczną, gdyby działania przybrały charakter żywiołowy. Dokładne opracowanie zasad i sposobów przeprowadzenia likwidacji oddziałów UPA miało w sumie pozytywne skutki dla ludności ukraińskiej w Polsce, co jaskrawo widać po1989 roku. .
    Operacja „Wisła” nie wynikała w tendencji nacjonalistycznych w Polsce. Od 1944 roku „władza ludowa” była głosicielem „internacjonalizmu’, a polscy patrioci albo siedzieli w więzieniach i łagrach, albo ścigani po lasach setkami posyłani byli „do piachu”. Operacja typu „Wisła” najpierw dotknęła patriotów polskich, z ręki tej samej „władzy ludowej”. Tworzyły ją także osoby narodowości ukraińskiej (Moczaar, Kiryluk, Steca, wielu ubeków i działaczy PPR).
    Operacja „Wisła” nie była akcją odwetową Polaków za Wołyń, Podole, Małopolskę Wschodnią, czy „Zacurzonię”, gdyż Ukraińców nie spotkał los Polaków, czyli nie zostali oni w ramach „rewanżu” także wymordowani, ale przesiedleni. O to mają pretensję?
    Rebelia ukraińska na ziemiach polskich nie mogła obalić władzy komunistycznej, gdyż do 1946 roku czuwało nad nią NKWD, a następnie 300-tysięczna Armia Czerwona stacjonująca w Polsce. Bardziej groźne było podziemie polskie, wykorzystywane propagandowo przez Zachód i USA, wcześniejszych „aliantów”, potem „imperialistów”.
    Wiosną 1947 roku anarchia na części terytorium Polski spowodowana działalnością OUN-UPA stawała się dla komunistów niebezpieczna. Nie zniszczone do końca podziemie polskie mogło w przypadku coraz bardziej realnego konfliktu światowego podjąć wspólne akcje, lub równolegle, z podziemiem ukraińskim. Przykład takiej akcji na Hrubieszów pokazywał, że polskie i ukraińskie podziemie nie wystąpi przeciwko sobie. Przynajmniej do czasu rozgromienia wspólnego wroga - czyli komunistów.
    Operacja „Wisła” przyjęta została pozytywnie przez ogół społeczeństwa polskiego. Nie tylko ze względu na ogrom zbrodni OUN-UPA w województwach kresowych II Rzeczpospolitej. Ludobójcze rzezie dotknęły ludność polską także za Bugiem i za Sanem, chociaż wcześniej Ukraińcy wołali „za Bug Lasze” i „za San Lasze”. Co prawda wołali zwykle już po wyrżnięciu ludności całych wsi, gromad, powiatów, ale kilkaset tysięcy zdołało uciec za Bug i za San. I już w 1944 roku okazało się, że za Bugiem i za Sanem ziemie także nie są „Lasze”, ale „etnograficznie ukraińskie”. Na tych ziemiach ludność polska była mordowana takimi samymi barbarzyńskimi metodami. Mordowana w tak bestialski sposób, że relacje ocalałych świadków porażają i przerażają. Gdyby dotyczyło to narodu żydowskiego, dawno pozbawieni byliby oni czci i moralnie zniszczeni siedzieliby w więzieniach za „kłamstwo wołyńskie”. Tutaj nie było komór gazowych lub szybkiej śmierci od egzekucyjnej kuli. Tutaj śmierć przychodziła po wielogodzinnych, a nawet kilkudniowych gwałtach i torturach. I tylko człowiek nikczemny może ignorować chociażby dzieci nasadzane na kołki w płocie, nadziewane na widły i unoszone do góry jako „polskie orły”, gdyż piszczały z bólu i machały rozpaczliwie rękami i nogami w powietrzu - a wyłącznie rozczulać się nad krzywdą „wyrwanych z korzeni ojcowizny” Ukraińców przesiedlonych na Ziemie Odzyskane, zarzucając Polakom, że akcja ta była „ludobójstwem”.
    Przesiedleń dokonali komuniści sowieccy wspólnie z komunistami polskimi. Bez nakazu Kremla oraz wspólnych ustaleń, Operacji „Wisła” nie byłoby. Jednocześnie operacja ta była zgodna z obowiązującym prawem międzynarodowym.
    W 1947 roku w Polsce komuniści tylko firmowali polską „władzę ludową”. O wszystkim decydował Kreml. Głowni „decydenci”, jak Berman, Minc, Zambrowski, Różański, Fejgin, Światło itp. nie byli zresztą narodowości polskiej.

    W kwietniu 1947 r. odbyła się w Łodzi tajna narada wyższych funkcjonariuszy PPR i UB, podczas której Stanisław Radkiewicz oświadczył, iż nowa wojna jest nieunikniona, że musi ją wygrać ZSRR oraz, że w związku z tym należy przygotować kraj. /.../ Gen. Sierow przekazał wówczas swym podopiecznym z MBP plan aresztowania „w razie kryzysu” dalszych tysięcy Polaków ( Albert /Roszkowski... s. 561).
    W tym okresie istniało około stu obozów pracy, do których kierowano „wrogów klasowych” za szeptaną propagandę, „sabotaż” itp. Specjalne bataliony karne pracowały w najniebezpieczniejszych kopalniach śląskich.
    Reżim komunistyczny w Polsce podjął rozprawę z UPA po to, aby szybko oczyścić zbuntowane tereny w perspektywie bliskiej trzeciej wojny światowej. To, że uzyskał on co najmniej milczącą aprobatę społeczeństwa polskiego, było wyłączną zasługą banderowców. Jeżeli nacjonalistom ukraińskim nie odpowiadała granica na linii Curzona, to przecież wiedzieli, że ustaleń tych nie dokonali polscy mieszkańcy wsi pod Hrubieszowem, Lubaczowem, Przemyślem, w Mucznem czy w Baligrodzie. A to oni padali ofiarą bandyckiej działalności OUN-UPA-SKW. O granicach zdecydowali władcy ZSRR, za zgodą USA i Wielkiej Brytanii. Fakty ustanawiała Armia Czerwona i NKWD. To byli faktyczni przeciwnicy nacjonalistów ukraińskich i ich koncepcji „samostijnej” Ukrainy od Wisły po Ural. Ale był to przeciwnik uzbrojony. Polska ludność wiejska była bezbronna, natomiast uzbrojone oddziały Armii Krajowej toczyły walki z Niemcami na Wołyniu, oraz o Lwów i Sambor. Dopiero na Lubelszczyźnie zatrzymały ludobójczy marsz UPA.

    Od początku 1943 roku z rąk ukraińskich ginęło codziennie od kilku Polaków do kilkunastu tysięcy.


    Nie wiadomo, co bardziej przeraża, czy ilość ofiar ludobójstwa dokonanego na Polakach przez Ukraińców, czy wprost trudne do wyobrażenia sposoby torturowania ofiary zanim ona skonała. Większość kobiet, począwszy od małych dziewczynek, przed śmiercią poddawana była okrutnym gwałtom połączonym z torturami, np. obcinaniem palców, przybijaniem rąk do ław czy podłóg, obcinaniem piersi , uszu, wyłupywaniem oczu itp. Tych faktów się nie podaje motywując to różnymi względami, z jednej strony dbałością o cześć ofiar, z drugiej natomiast w imię „pojednania”. To jakby usunąć z Ewangelii opis biczowania, dźwigania krzyża i ukrzyżowania Jezusa zastępując go zwrotem : „a potem Jezus zginął tragicznie”.
    Podczas podejmowania decyzji o przeprowadzeniu operacji wojskowej pod kryptonimem „Wisła” fakty bestialstwa ukraińskich zbrodniarzy były powszechnie znane. Stanowiły one emocjonalną presję za podjęciem takiej decyzji, presję indywidualną i społeczną. Także każdy schwytany lub wzięty do niewoli milicjant lub żołnierz przed śmiercią przechodził przerażające katusze, co widać było po znajdowanych zmasakrowanych ciałach.
    Żołnierzy natomiast ginęło coraz więcej. I ten fakt najpewniej zadecydował o przeprowadzeniu operacji wojskowej skierowanej przeciwko UPA. Z kolei na decyzję o przesiedleniu ludności wpływ miały informacje pochodzące od organów bezpieczeństwa, polskich i sowieckich, wojskowych i cywilnych. Służby bezpieczeństwa zdołały już częściowo rozpoznać zarówno siatkę OUN, jak też zasięg i masowość tzw. samoobrony, czyli USN i SKW. Wiedziano, że bez oczyszczenia tych terenów z ludności wspierającej i tworzącej OUN-UPA-SKW szybkie zorganizowanie administracji podporządkowanej „władzy ludowej” będzie niemożliwe. I na pewno było to rozumowanie słuszne, co potwierdzają źródła ukraińskie opisujące siatkę OUN oraz SKW.

    Straty WP, WOP i KBW w walkach z UPA wynosiły (Konieczny...., s. 80 - 81):
    - w 1944 r. - 6
    - w 1945 r. – 249
    - w 1946 r. - 574
    Straty MO, ORMO, SOK i UB wynosiły:
    - w 1944 r. - 30
    - w 1945 r. - 275
    - w 1946 r. - 121

    Dane te, chociaż są niepełne, wyraźnie jednak wskazują, że w 1946 roku straty wojska były ponad dwukrotnie wyższe w porównaniu z rokiem poprzednim. Mniejsze w 1946 roku straty MO wynikały stąd, że większość małych posterunków UPA zlikwidowała już w roku poprzednim a ponieważ kontrolowała znaczną część terenów, nie zostały one odtworzone.
    Operacja „Wisła” okazała się skuteczna. W 1947 roku w woj. rzeszowskim zginęło 153 żołnierzy oraz 28 milicjantów, natomiast w woj. lubelskim 37 żołnierzy i 12 milicjantów.
    W 1948 r. zginęło w woj. rzeszowskim 6 żołnierzy a w woj. lubelskim 1 żołnierz.

    Przesiedlenia przeprowadzone w ramach operacji „Wisła” niewątpliwie należały do najbardziej humanitarnie przeprowadzonych przesiedleń, jakich dokonano wiele w barbarzyńskim XX wieku. Znacznie brutalniejsze było przesiedlanie ludności polskiej z USRR do Polski w latach 1944 – 1946.
    Ukraiński historyk (były oficer UPA), Lew Szankowśkyj pisze: Według naszych danych „dzika” repatriacja Polaków z Zachodniej Ukrainy do Polski do końca czerwca 1944 r. wyniosła w przybliżeniu 425 tys. polskiej ludności (Sowa..., s. 301). Ta „dzika repatriacja” polegała na panicznej ucieczce spod banderowskiego topora, noża, wideł, bagnetu, resztek ocalałej ludności polskiej.
    W październiku 1945 r. na stacji kolejowej Pyszkowce koło Buczacza przez prawie cały miesiąc pod gołym niebem czekali na transport do Polski mieszkańcy Nowosiółki. Na Ziemie Zachodnie dotarli 25 listopada 1945 roku.
    24 listopada 1945 r. z terenu Ukrainy informowano Generalnego pełnomocnika Rządu RP do spraw przesiedleń Władysława Wolskiego: sytuacja tam jest groźna i wymaga natychmiastowej interwencji i pomocy, gdyż ludność skupiona w większych ilościach na rampach umiera z chłodu i głodu, a oprócz tego napadana jest przez rożne bandy. /.../ Najgorzej sprawa przedstawia się w rejonie tarnopolskim, gdzie w chwili obecnej na rampie przebywa przeszło 7000 ludzi, a liczba ta powiększa się z dniem każdym uciekającymi przed bandami banderowskimi, które rozwinęły tam obecnie akcję bardzo wzmożoną.
    J. Kochanowski podaje, że w latach 1944 –1946 z Ukrainy przesiedlonych zostało 787 524 osób, natomiast E. Misiło, że 787 674 osoby, w tym 742 457 Polaków i 33 105 Żydów.
    Z terenów USRR uciekło lub zostało wysiedlonych około 1.167.453 osób ludności polskiej (ok. 425 tysięcy uciekinierów do lipca 1944 roku oraz 742.453 osoby wysiedlone od sierpnia 1944 roku do sierpnia 1946 roku). Do USRR wysiedlono 482.661 osób ludności ukraińskiej – co nie do końca jest zgodne z prawdą, ponieważ w tej liczbie są i Polacy i rodziny mieszane i łemkowskie nie identyfikujące się wówczas z narodowością ukraińską.
    Na łączną liczbę 1.650.114 osób przesiedlanej wzajemnie ludności pomiędzy Polską a Ukrainą (1.167.453 polskiej oraz 482.661 ukraińskiej) – tylko 29,13 proc. stanowiła ludność ukraińska, natomiast 70,87 proc. ludność polska.
    Podczas operacji „Wisła” (kwiecień – lipiec 1947 r.) przesiedlono ok. 140 000 ludności na Ziemie Odzyskane. W tej liczbie jest jednak kilkaset rodzin polskich, kilka tysięcy rodzin polsko-ukraińskich oraz kilkanaście tysięcy rodzin łemkowskich. W opracowaniach przyjmuje się jednak kłamliwą tezę, że była to wyłącznie ludność ukraińska. Część Łemków do dzisiaj nie identyfikuje się z narodowością ukraińską. Brak jest jednak danych dotyczących faktycznej identyfikacji narodowościowej osób przesiedlanych w Polsce, stąd wciąż posługujemy się zafałszowaną statystyką.
    Razem przesiedlenia dotknęły 662.661 osób ludności uznanej za ukraińską, co stanowi 38,30 proc. wszystkich przesiedleń polsko-ukraińskich. Spośród przesiedlanej ludności ukraińskiej 21,12 proc. pozostało w Polsce, czyli co piąta osoba. Na Ukrainie nie pozostała nawet co pięćdziesiąta osoba narodowości polskiej!
    Jechaliśmy cicho, starając się zachować jak największą ostrożność. Na niebie było jeszcze widać łuny palących się wsi. Gdzieś około godziny 7 rano przejeżdżaliśmy przez wieś, którą tej nocy pacyfikowały bandy UPA. To było wielkie i straszne pogorzelisko. Wieś doszczętnie spalona, niektóre pogorzeliska dymiły, a niedaleko sterczącego komina spalonego domu, na pagórku stało samotnie małe dwu, a może trzy letnie dziecko i mocno płakało. Tragiczne jest to, że dziecko nadal tam pozostało, bo jadący ludzie pragnęli jak najszybciej wydostać się z tych terenów i wprost bali się tam, chociażby na chwilę zatrzymać, aby zabrać dziecko. Ratowali już tylko własne życie./.../ W Tarnopolu ludzie czekający na wyjazd do Polski koczowali na peronach stacji kolejowych i na międzytorzach w pobudowanych przez siebie budach ze szmat, kartonów i różnych odpadów. /.../ Nikt nie interesował się warunkami i stanem zdrowia zgromadzonych tam ludzi. Nikt nie dostarczał im opału zimowego albo odzieży. Wiadomo, że wielu z nich uciekło katu spod topora i nie zdążyli niczego z sobą zabrać. Jesienne deszcze, a potem zimowe śniegi i mrozy dawały się we znaki ludziom. (Dobrzański..., 209 - 210).
    Dodać należy, że warunki, w jakich odbywały się wyjazdy, były tragiczne i w trakcie ich realizacji z głodu, chorób i zimna ginęło wiele osób, głownie ludzi starszych wiekiem i dzieci. Tylko w jednym ze składów, odprawionym 23 grudnia 1944 r. ze stacji Kowel od chorób zmarło 8 dzieci przesiedleńców w wielu do 6 miesięcy (Jan Biłas: Wysiedlenie Polaków z Ukrainy Zachodniej. Oczami ukraińskiego naukowca; w: „Polacy i Kościół rzymskokatolicki na Wołyniu w latach 1918 – 1997”, s. 63).
    Podczas trzech transportów Polaków wiosną 1945 roku z Trościeńca Wielkiego pow. Złoczów zmarło 30 osób, w tym 7 dzieci.
    Nękani ciągłymi napadami banderowców i mordami, Polacy ze wsi Szwejków pow. Podhajce zdecydowali się w połowie 1945 roku na wyjazd do Polski. Z niewielkimi tobołkami dotarliśmy do odległej o 21 km stacji kolejowej Dżuryn i tam czekaliśmy 3 miesiące na podstawienie wagonów i transport do Polski (Marian Wiązek; w: Komański..., s. 770). Ocaleli mieszkańcy wsi Białogłowy pow. Zborów na dworcu kolejowym w Zborowie czekali przez cały miesiąc marzec 1945 roku na transport kolejowy.
    Wierzbowiec opuściliśmy pod koniec października 1944 r. Warunkiem uzyskania karty ewakuacyjnej było pozostawienie obsianych pól. Nie wolno było zabierać koni. Rodzina posiadająca 3 dzieci mogła zabrać 1 krowę. Największą trudnością związaną z wyjazdem na stację kolejową był brak furmanek. Większość koni i wozów zrabowali banderowcy. Najniebezpieczniejsze były przejazdy przez wieś Mogielnicę, gdzie miejscowi Ukraińcy zatrzymywali Polaków, często odbierali im ich dobytek (Michał Berbec; w: Komański..., s. 864).
    Bronisław Mościpan ze wsi Łozowa pow. Tarnopol miał 15 lat, gdy 29 grudnia 1944 roku w kolejnym z napadów banderowcy zamordowali mu matkę i babkę. Ojciec był powołany do Wojska Polskiego i przebywał na froncie. Wyjechaliśmy w nieznane. W drodze opiekowała się nami ciocia, Marynia Grelowa. Wieźliśmy skromny dobytek w tobołkach i krowę. Podróż trwała około miesiąca. Odżywialiśmy się tylko mlekiem. W końcu nie mogłem go przełknąć. Pod Katowicami zdecydowałem się iść na żebry (Komański..., s. 845).
    Ponieważ ludność polska ze wsi Biłka Szlachecka pow. Lwów nie chciała opuszczać swojej wsi, Sowieci we wrześniu 1944 roku nałożyli na wieś kontrybucję 10 tysięcy rubli, a w październiku 120 tysięcy rubli. Pod koniec 1944 roku do wojska powołali większość mężczyzn. Zaczęli także aresztowania wśród Polaków, w tym 7 stycznia 1945 roku aresztowali 20 0sób, jako „zwolenników Mikołajczyka”. 3 lutego do wojska powołali kolejnych 220 Polaków, natomiast 6 lutego przyszło 50 wezwań. Tym razem na robotę do Donbasu. Polacy znaleźli się w sytuacji bez wyjścia. Pozostanie na miejscu groziło śmiercią z rąk banderowców, wywózką na Sybir lub aresztowaniem przez NKWD. 18 kwietnia 1945 roku odbył się „dobrowolny” wyjazd z Biłki Szlacheckiej. Zorganizowano do tego wojska NKWD i około 300 ukraińskich istriebitieli z Jaryczowa Nowego, Barszczowic, Pikułowic, Hermanowa, Zachorzyc, Czarnuszowic oraz urzędników z rejonu. Całą wieś otoczono karabinami maszynowymi i wojskiem. Akcja była dość sprawna, istriebitiele ukraińscy wyrzucali z mieszkań na podwórze ubrania, pościel, zboże itp., kazali szybko ładować na furmanki i wyjeżdżać na stację kolejową w Barszczowicach. Przy okazji ukraińscy istriebitiele zrabowali bilczanom wiele wartościowych przedmiotów oraz 28 sztuk koni i krów. Końcową zemstę dokonali nacjonaliści ukraińscy 11 maja 1945 roku na dworcu w Barszczowicach. Było tu 60 rodzin, w tej liczbie najwięcej Bilczan, ale byli również Hanaczowianie i Żurawiczanie. Czekali na wagony kolejowe. Ich dobytek złożony był na peronie. Któryś z banderowców doniósł, że Polacy wywożą broń i mają ją ukrytą w rzeczach przykrytych przed deszczem słomą. Chwycono się podstępu, torem puszczono transport wojskowy. Dwie lokomotywy, ciągnąc transport, zwolniły w tym miejscu bieg, a palacze zaczęli wyrzucać rozpalone węgle i zasypywać nimi peron. Kilka minut potem, przykryte słomą rzeczy zaczęły się palić. Wszystko spłonęło doszczętnie, 60 rodzin pozostało bez ubrań, chleba i różnych rzeczy codziennego użytku (Siekierka...., s. 644 – 645; lwowskie).
    Karolina Dmuchowska, lat 11, z przysiółka Wołowskie we wsi Ciemierzyńce pow. Przemyślany, świadek wielu zbrodni banderowskich, której w bestialski sposób zamordowali matkę, pisze o „repatriacji”: Podróż w bydlęcych wagonach i postoje po kilka tygodni w szczerym polu, w nieludzkich warunkach, dokonały dużego uszczerbku na zdrowiu i spustoszenia w mojej psychice (Komański..., s. 781).
    Oglądały kiedyś reportaż w telewizji. O podróży sentymentalnej pewnego Ukraińca w Bieszczady. Z nostalgią wspominał rodzinną wieś, z której go wysiedlono w ramach akcji „Wisła”. Tu stała chata, tam stała cerkiew. Ale one nie potrafiły mu współczuć. Nie tylko dlatego, że ich znajomi rozpoznali, że był w UPA. – Czemu nas nie wypędzono z Wołynia? Dlaczego nie pognano nas, nawet w jednej koszuli, za Bug? Czemu zabijano Polaków, gdy uciekali?” (Maja Narbutt: „Nie czekaj, nie wypatruj”; w:: dodatku do „Rzeczpospolitej” - „Plus Minus” nr 28 z 12-13 lipca 2003 r.).
    Jeszcze w latach 1955 – 1958 z Ukrainy wyjechało 62,7 tys. Polaków (B. Kącka, S. Stępka: Repatriacja ludności polskiej z ZXSRR 1955 – 1959. Warszawa 1994, s. 135). Z Polski żaden „uciskany” Ukrainiec nie zechciał wyjechać do swojej ojczyzny i zostawić te „nędzne” gospodarstwa na tzw. Ziemiach Odzyskanych, przydzielone im podczas przesiedleń.
    W sierpniu 1943 roku przewodniczący Ukraińskiego Komitetu Centralnego Wołodymyr Kubijowycz domagał się od gubernatora GG Hansa Franka przesiedlenia Ukraińców z Lubelszczyzny do Galicji Wschodniej, a Polaków z Galicji Wschodniej na Lubelszczyznę. On też patronował powołaniu ochotniczej dywizji SS „Galizien”.
    W wychodzącym w Polsce za pieniądze polskich podatników ukraińskim piśmie „Nasze Słowo” (nr 34 z 1996 r.) Bohdan Huk napisał w artykule „Akcja „Wisła” i swoboda ludyny”, że akcja „Wisła” trwa nadal, a wszyscy Ukraińcy w Polsce są do dziś więźniami politycznymi. Czyli wszyscy Polacy są nadzorcami więziennymi. Stosując analogię do jego myślenia można by stwierdzić, że bezczeszczone do dzisiaj mogiły wyrżniętej cywilnej ludności polskiej na Wołyniu i w Małopolsce (Galicji) Wschodniej (większość mogił porasta chwastami, pasie się na nich bydło, natomiast władze samostijnej Ukrainy nie pozwalają na ich odszukanie i postawienie chociażby krzyża) są dowodem banderowskiego ludobójczego barbarzyństwa narodu ukraińskiego istniejącego w nim do dnia dzisiejszego.
    Roman Drozd (profesor na polskiej uczelni w Koszalinie, pochodzenia ukraińskiego) i Igor Hałagida (pracownik IPN w Gdańsku, pochodzenia ukraińskiego, zatrudniony przez Leona Kieresa), w książce „Ukraińcy w Polsce 1944 – 1989” (Warszawa 1998) piszą m.in. o „masowych deportacjach mających znamiona czystek etnicznych”. Twierdzą, że to nie UPA mordowała Polaków, ale „bandy pozorowane” organizowane przez komunistów i udające UPA. Były dwa takie oddziały. Jeden działał 2 dni (9 – 11 maja 1947) oraz drugi, udający czotę „Czumaka”, działający z miesiąc i usiłujący wykryć bunkier prowidnyka „Stacha”. Piszą oni też na s. 299: Wypędzenia 700 tysięcy Ukraińców okazują się brutalnym naruszeniem praw człowieka, czystką etniczną, zbrodnią przeciwko ludzkości. Obaj uważają się za historyków.
    W dwujęzycznej polsko-ukraińskiej publikacji Akcja „Wisła” 1047 (Warszawa – Kijów 2006. s. 93 – 99) znajduje się „Instrukcja Nr 1” dotycząca „zasad przesiedlania ludności cywilnej” (autorzy opracowania manipulacyjnie zmienili jej tytuł na „przesiedlania ludności ukraińskiej). Zgodnie z jej wytycznymi: Transport kolejowy liczy 40 wagonów. Przeciętna 3 rodziny 4-osobowe czyni na transport 480 osób – 180 sztuk inwentarza żywego i około 40 wozów. W każdym transporcie był wagon sanitarny. PUR zapewniał zaopatrzenie „zarówno ludzi, jak i inwentarza żywego”. Dowódcy jednostek i ich zastępcy do spraw polityczno-wychowawczych odpowiadali „za bezpieczeństwo, całość przesiedlanej ludności i ich mienia”. Pod koniec znajduje się zdanie: Należy pamiętać, że wrogie nam czynniki będą skrzętnie notować wszelkie uchybienia, niedociągnięcia, a zwłaszcza nieodpowiednie zachowanie się i odnoszenie się wojska do ludności przesiedlanej, rozdmuchując nietakt czy głupotę do niesłychanych rozmiarów terroru. Nikt ze sztabu Operacji nie przewidywał chyba, że to „rozdmuchiwanie do niesłychanych rozmiarów terroru” rozpocznie się prawie po pięćdziesięciu latach od jej przeprowadzenia. I że oskarżeni nie będą komuniści, ale wszyscy Polacy. Kresowiacy mówią: „Nas nie przesiedlano, nas wyrzynano. Nas nikt nie przeprosił za morderstwa, a my mamy za przesiedlenie?”.
    3. 08. 1990 r. Senat RP podjął uchwałę potępiając przesiedlenie ludności ukraińskiej podczas Akcji „Wisła”. Parlament Ukrainy nawet przy okazji oficjalnie obchodzonej w 2003 r. w Porycku 60. rocznicy ludobójstwa na Wołyniu nie potępił tej ukraińskiej zbrodni.
    W sierpniu 1991 roku Ukraina ogłosiła swoją niepodległość, a pierwszym państwem, które uznało ten fakt, była Polska.
    W dniu 27.04.2004 r. Rząd RP podjął decyzję o przyznaniu rent specjalnych byłym więźniom obozu w Jaworznie – obywatelom polskim narodowości ukraińskiej, „ofiarom Akcji Wisła”. Polacy, ‘więzieni” terrorem nacjonalistów ukraińskich przez 8 lat (1939 – 1947) nie dostali żadnych rent czy odszkodowań.
    Wołyńskie dzieci, które podczas II wojny światowej straciły rodziny, powinny otrzymywać stałe dodatki do emerytury. Tak uważa zarząd Stowarzyszenia Polaków Pomordowanych na Wołyniu, który zwrócił się o pomoc w tej sprawie do prezydenta, premiera oraz klubów parlamentarnych PiS, Samoobrony oraz LPR (Leszek Wójtowicz: „Liczą na polityków”; w: Dziennik Wschodni z 20 marca 2006 r). Janina Kalinowska w sierpniu 1943 roku w kolonii Funduma k. Uściługa straciła całą rodzinę. Matka przykryła ją własnym ciałem, dlatego przeżyła. Dla dziecka, które nie znało nawet daty swoich urodzin (metrykę urodzin wystawiono jej sądownie po wojnie), zaczęła się tułaczka. Wywieziono ją do Niemiec, skąd wróciła w 1946 r. Na Wołyniu nie miała ani kogo, ani czego szukać. Trafiła do Zamościa, do sierocińca Polskiego Komitetu Opieki Społecznej (PKOS). Później, do ukończenia szkoły średniej, wychowywała się w Domu Dziecka w Międzyrzecu Podlaskim. /.../ Głód, chłód i poniewierka towarzyszyły sierotom wołyńskim przez całe życie. Dzisiaj większość z nich jest na emeryturze, która nie zawsze wystarcza na godne życie. Niektórzy ledwie wiążą koniec z końcem. – Nie jest ich dużo, a co za tym idzie, ustawowo przyznane świadczenia kombatanckie nie nadwerężyłyby zbytnio budżetu państwa – czytamy w piśmie, które wystosował zarząd stowarzyszenia do prezydenta, premiera i większości parlamentarzystów. Z dodatków emerytalnych mogłoby skorzystać niewiele ponad 100 osób. Inicjatywę stowarzyszenia popierają inne organizacje kombatanckie.
    Nie trzeba chyba dodawać, że sieroty wołyńskie nie otrzymały żadnych dodatków do emerytur. Renty specjalne od polskiego rządu dostali Ukraińcy internowani w Jaworznie za wspieranie działalności ludobójczych formacji OUN-UPA, w tym mający krew polskich rodzin na swoich rękach. Duże dotacje dostaje Związek Ukraińców w Polsce gloryfikujący banderowskich zbrodniarzy, m.in. stawiając im „pomniki chwały,” oraz wydający faktycznie antypolskie pismo „Nasze Słowo”.

    Cała wrzawa potępieńcza wokół Operacji „Wisła” niesie w sobie przerażający kontekst, że w przypadku konfliktów narodowościowych najpierw należy mniejszość etniczną wyrżnąć (Wołyń, Małopolska Wschodnia), a potem „równoważyć” krzywdy „okropnościami” czasowego odosobnienia zbrodniarzy i ich pomocników (Jaworzno) oraz „czystką etniczną” przesiedleń ich rodzin na lepsze gospodarstwa (Operacja „Wisła”). Rozumiem, że taka jest „filozofia” rizunów – ale żeby jej wyznawcami były „elity poprawności politycznej”? Jaki jest cel tych - używając określenia Zbigniewa Herberta - „oszustów intelektualnych”?

    Cudem ocalały spod banderowskiego topora Władysław Czarnecki stwierdził: Kiedy byłem w 1992 r. w Kołomyi i przeczytałem nazwy ulic w tym mieście: ulica Bandery, ul. im. Szuchewycza, ul. im. Melnyka, a więc największych zbrodniarzy, jakich zna historia współczesna, to doznałem dziwnego skurczu serca na temat sprawiedliwości (Władysław Czarnecki; w: Siekierka..., s. 123; stanisławowskie).
    Stopień zakłamania publikacji autorów ukraińskich, książek i artykułów, zarówno „kombatancko –wspomnieniowych” jak i historycznych, przekracza fałsze bolszewickich opracowań propagandowych. Np. Dymitr Kurpiak („Sławko Weslar”, „Klej”), dowódca bojówki SB-OUN, która na terenie powiatu Kamionka Strumiłowska wyrżnęła kilkuset Polaków, w tym osobiście Karpiuk około 200, z zagrabioną biżuterią zdołał uciec do Kanady i w 1991 roku w Toronto wydał swoje wspomnienie „Spohady nerozstrilanoho” („Wspomnienia nierozstrzelanego”), o której pisze Bronisław Szeremeta (w: Komański...., s. 730 – 743): Ten ludobójca, który z zimną krwią pozbawiał życia bezbronne kobiety, dzieci i starów, przedstawia się jako wierzący i bardzo religijny człowiek”.
    Zgodnie z cytowaną wyżej „Uchwałą OUN”, E. Misiło pisze: nowa polska granica /.../ odcinała od Ukrainy najdalej na zachód wysuniętą część jej ziem etnicznych (Akcja „Wisła”, Warszawa 1993). Inny Ukrainiec, Bohdan Huk w książce „Zakerzonia – Spomyny wojakiw Ukrajinśkoji Powstanśkoji Armiji” (tom I, Warszawa 1994) stwierdza: Zakerzonia – to nazwa na określenie tej części ukraińskiego terytorium etnicznego, które /.../ znalazły się na zachód od linii Curzona”.
    Od około 1995 r. w polskiej prasie zaczęły pojawiać się informacje dotyczące stawiania przez Związek Ukraińców w Polsce nielegalnych pomników upamiętniających zbrodniarzy z UPA. Wydany przez przemyski oddział Związku Ukraińców w Polsce album „Cudzoziemcze, idź powiedz Ukrainie” wychwala zbrodniczą formację OUN-UPA i zachęca do oderwania od Polski części terytorium południowo-wschodniego. Album przedstawia ponad sto nielegalnych pomników UPA wystawionych przez ukraińskich działaczy nacjonalistycznych w Polsce. Obecnie (rok 2009) stoi ich już ponad 150.
    W odpowiedzi na moją interpelację otrzymałem 18 maja 1998 r. odpowiedź z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, w której wręcz potwierdzono, że powstałe na Ziemi Przemyskiej upamiętnienia ukraińskie poświęcone poległym z UPA, zostały rzeczywiście zbudowane z pominięciem obowiązującego w Polsce prawa – wypowiadał się w tygodniku „Myśl Polska” z 4 marca 2001 roku poseł Ziemi Przemyskiej Andrzej Zapałowski..
    W Hruszowicach koło Radymna pomnik monumentalnej wielkości przywieziony został z Ukrainy przez przejście graniczne w Hrebennem. Instalowany był nielegalnie od lipca do 9 października 1994 roku, z emblematem UPA i tablicą informacyjną, że jest poświęcony „bohaterom UPA’ z wszystkich 4 kureni operujących w WO „Sian”. To oni splamili swoje ręce krwią ponad 20 tysięcy Polaków na samej tzw. „Zacurzonii”. Ginęli w swoich rodzinnych domach tylko dlatego, że byli Polakami i mieszkali na terenach, które obłąkani ideolodzy nacjonalizmu nazwali „etnicznie ukraińskimi”. Dla zbrodniarzy było to wystarczającym powodem do popełnienia zbrodni ludobójstwa. Panteon „ku czci” zbrodniarzy mogą stawiać tylko poplecznicy zbrodni, co jest popełnieniem przestępstwa. Jest to także akt ludobójstwa moralnego.
    Na pomniku postawionym 28.08.1993 r. w Monasterzu koło Werchraty, na tablicy widnieje napis: „Tu spoczywa 45 ukraińskich powstańców z sotni „Szuma”, którzy 2.III. 1945 r. zginęli za wolność i suwerenność ukraińskiego i polskiego narodu”. Ta sama sotnia razem z innymi z kurenia „Werchrata” dokonała w niecały rok wcześniej rzezi 62 polskich mieszkańców sąsiedniej wsi Rudka. Walczyli więc o „suwerenność polskiego narodu” dokonując jego rzezi! Przy tym majstersztyku „wymięka” propaganda i goebbelsowska i stalinowska, a nawet razem wzięte!
    Strona ukraińska nie wywiązuje się z porozumień w sprawie upamiętnienia miejsc pochówku polskich żołnierzy. Międzynarodowa umowa w tej kwestii jest lekceważona, dochodzi do zastojów w rozmowach, które w poszczególnych przypadkach trwają już dziesięć lat – alarmuje Rada Ochrony Pamięci Walk i męczeństwa. /.../ Prawda jest taka, że wnioski, które są kierowane, pozostają bez odpowiedzi, nie są załatwiane/.../, wiele prac bezskutecznie czeka na wykonanie, nieraz zdarzają się wieloletnie zastoje sięgające nawet dziesięciu lat. Sztandarowym przykładem jest sprawa upamiętnienia zamordowanych polskich profesorów z uniwersytetu lwowskiego. Strona ukraińska od wielu lat nie zgadza się na napis informujący o tym, iż byli to polscy profesorowie. /.../ Poza tym ukraińskie władze stawiają opór w upamiętnianiu mogił ofiar ukraińskich nacjonalistów na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej – informował Zenon Baranowski („Nasz Dziennik” z dnia 18 lutego 2004 r.), relacjonując posiedzenie sejmowej Komisji Łączności z Polakami za Granicą.
    Ukraińska hucpa z Cmentarzem Orląt Lwowskich po 15 latach skończyła się... polskimi ustępstwami. Latem 1996 roku władze ukraińskie nie wpuściły polskich pielgrzymów do Przebraża, jadących na odnawiany polski cmentarz wojenny i zażądali zmiany uzgodnionej już wersji jego wyglądu.
    W „Biuletynie informacyjnym 27 DWAK” (nr 3 z 1998 r) w artykule „Skandal w Janowej Dolinie” (nazwę tej miejscowości zmieniono na „Bazaltowoje”) Jan Engelgard pisał:
    Podczas, gdy w Polsce stawia się nielegalnie pomniki upamiętniające walki (mordy) UPA, a na pomnikach tych wymienia się nie tylko nazwy oddziałów (kureni), ale także umieszcza się prowokacyjne napisy w stylu: „Polegli za wolną Ukrainę” – na miejscach kaźni dziesiątków tysięcy bezbronnych Polaków nie można nawet umieścić krzyża z datą śmierci tam spoczywających! W tym czasie, kiedy prezydent RP i Ukrainy odsłaniają z wielką pompą pomnik w Jaworznie, gdzie zmarło na tyfus 160 członków UPA i OUN – nie można godnie uczcić śmierci 600 zarąbanych Polaków tylko w jednej wołyńskiej wsi!
    Takich miejsc na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej jest kilka tysięcy, w tym w kilkuset z nich zamordowanych zostało po ponad 100 Polaków w każdej! Andrzej Przewożnik, sekretarz generalny Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, zaznacza, że na Ukrainie jest kilka tysięcy miejsc pochówków Polaków poległych w ciągu licznych zawirowań wojennych. – Ostrożnie szacuję, że będzie to około 4 tys. różnych obiektów. /.../ Ta liczba obejmuje także miejsca mordów ofiar ukraińskich nacjonalistów. Jeżeli weźmiemy Wołyń oraz trzy województwa: lwowskie, stanisławowskie, tarnopolskie, czyli Małopolskę Południowo-Wschodnią, to według naszych bardzo ostrożnych szacunków jest średnio ponad 1500 takich miejsc, co do których wiemy, że albo tam są, albo muszą być pochówki i mogiły Polaków – zaznacza sekretarz. Jednocześnie dodaje, iż z tej liczby ponad 500 jest już precyzyjnie udokumentowanych co do miejsca i liczby ofiar. Historycy, zwracając uwagę na ogrom ofiar w wyniku działań oddziałów OUN-UPA, potwierdzają, że wyliczenia ROPWiM mogą być tylko ostrożnymi szacunkami. – Uważam, że to co w dokumentacji ROPWiM jest już przygotowane, to i tak niewiele. Liczba 1500 miejsc, gdzie spoczywają pomordowani, robi wrażenie, ale to bardzo ostrożny szacunek – zauważa Ewa Siemaszko /.../. Według niej wspomniana liczba pochówków obejmuje tylko te, co do których mamy pewność. Siemaszko wskazuje, iż liczbę polskich ofiar należy oceniać na co najmniej 120 tys., przy czym nie wiadomo, gdzie została pochowana większość z nich i gdzie znajdują się ich szczątki. – Ludzie byli mordowani i paleni razem z domostwami. Ocaleńcy uciekali bezpowrotnie. Stąd nie wiadomo, co się z tymi szczątkami działo. /.../ Sekretarz ROPWiM przytacza dla porównania także szacunki dotyczące ukraińskich pochówków na terenie Polski. – Z tych szacunków, jakie zakładamy, takich miejsc na terenie Polski, co do których Ukraińcy oczekują upamiętnienia, będzie najwyżej około stu. Wiemy już o około osiemdziesięciu, ale ponieważ ujawnia się nowe dokumenty i informacje, pojawia się więcej takich miejsc (Jacek Dytkowski: Ponad 1500 miejsc mordów UPA; w: „Nasz Dziennik” z 16 stycznia 2009 r).
    W czasie ekshumacji w Ostrówkach i Woli Ostrówieckiej odkryte zostały zaledwie 2 mogiły (w dniach 17 – 22 sierpień 1992 roku w dokonanej ekshumacji 2 mogił znaleziono szczątki co najmniej 323 osób – S.Ż). Cztery inne, w których spoczywa ponad 700 osób nie są oznaczone nawet krzyżem. Na szczątkach naszych najbliższych uprawia się zboże i wypasa nadal bydło (Leon Popek: „Rocznicowe uroczystości w Sanktuarium Wołyńskim w Rudzie Hucie”, w: „Biuletyn informacyjny 27 DW AK”, nr 1 z 1995 r.).
    Redaktor „Gazety Wyborczej” Paweł Smoleński, absolwent ukraińskiego liceum w Legnicy, biegał w 2000 roku po Pogórzu Przemyskim krzycząc, że ksenofobiczni Polacy nie pozwalają na pochówek poległych w ataku na Birczę „partyzantów UPA”. Nie chodziło o pochówek, ale o postawienie pomnika chwały dla zbrodniarzy w miejscu uświęconym krwią ich polskich ofiar. Bez problemów pochowani zostali na ukraińskim cmentarzu w Pikulicach pod Przemyślem. I okazało się, że Ukraińcy złamali obowiązujące prawo, zmienili uzgodnione z polską stroną napisy na pomnikach. A ów redaktor oczywiście milczał w tej sprawie. Gdy odpowiednie służby zdemontowały te tablice, przemyski oddział Związku Ukraińców w Polsce zgłosił sprawę do polskiej prokuratury. Oni mogą w Polsce łamać prawo, Polakom nie wolno go egzekwować!

    Rzecz nie mieszcząca się w moralności żadnego z narodów europejskich, to także fakt gloryfikowania na Ukrainie esesmanów z ochotniczej 14 Schűtzen Division SS „Galizien” (w nazewnictwie ukraińskim 14 SS Striłećka Dywizja „Hałyczyna”). Jej powstaniu patronował dowódca SS i policji na Dystrykt Galicja SS-brigadefüehrer dr Otto Wachter. Wcześniej utworzył on ukraińskie formacje pomocniczej policji Schutzmannschaften der Polizei (Schuma). Na początku 1943 roku przekonał Heinricha Himmlera do sformowania jednostki frontowej SS złożonej z Ukraińców. Ze strony ukraińskiej patronował jej Ukraiński Centralny Komitet pod przewodnictwem Wołodymyra Kubijowycza. Oddziały SS „Galizien” wzięły udział w rzeziach ludności polskiej, często mordując całe wioski polskie, w tym dokonując największej rzezi we wsi Huta Pieniacka pow. Brody. 3 czerwca 1944 roku jednostki SS „Galizien” wizytował Himmler.
    Uroczystości związane z 50-tą rocznicę jej powstania Kongres Ukraińskich Nacjonalistów zorganizował 14 sierpnia 1993 roku we Lwowie, a następnie pod Brodami. Esesmani ukraińscy, mieszkający obecnie w Europie Zachodniej, Kanadzie, USA i Australii przemaszerowali w szyku wojskowym ulicami Lwowa, jak w 1943 roku. Krótki, 5-dniowy epizod walki z Armią Czerwoną (14 – 19 lipca 1944) ma być pretekstem do uznania jej członków za kombatantów walk narodowo-wyzwoleńczych, „bohaterów samostijnej Ukrainy”. Pomija się fakt, że ci ukraińscy esesmani walczyli po stronie faszystowskiej III Rzeszy oraz wymordowali kilka tysięcy cywilnej ludności polskiej, w większości kobiety i dzieci. Po ucieczce na Zachód nie zostali wydani Sowietom tylko dlatego, ze posiadali obywatelstwo polskie. Obywatelstwo narodu, który wyrzynali.
    7 stycznia 2001 roku telewizja brytyjska ITV wyemitowała film „”SS in Britain” („”SS w Wielkiej Brytanii”), prezentujący zbrodnie SS „Galizien”. W trakcie wojny i tuż po niej w Wielkiej Brytanii znalazło azyl około 8 tysięcy tych ukraińskich esesmanów. Część z nich potem przesiedliła się, głownie do Kanady. Film wywołał duże poruszenie w mediach i społeczeństwie brytyjskim. Według autorów filmu w Wielkiej Brytanii żyje jeszcze prawdopodobnie około 1500 tych zbrodniarzy. Kilkuset zapewne żyje jeszcze w Kanadzie, USA i Australii. Oczywiście filmu tego żadna stacja telewizyjna w Polsce nie pokazała. Prezes Głównej Komisji Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu Witold Kulesza zapowiedział wznowienie śledztwa w sprawie zbrodni popełnionych przez ukraińskich SS-manów na ludności polskiej i wystąpienie o ekstradycję osób, przeciwko którym postawione zostaną zarzuty (Jacek C. Kamiński: Bez wyrzutów sumienia; w: „Myśl Polska” z 21 stycznia 2001 r.). Kulesza nie ujawnił, dlaczego śledztwo ma być „wznowione” – zostało wcześniej umorzone? Po tej zapowiedzi zapadła cisza, która trwa już osiem lat. I zapewne potrwa do czasu, aż zemrze ostatni ukraiński zbrodniarz z tej formacji. Tak samo zresztą, jak w przypadku zbrodniarzy z OUN-UPA.
    Tymczasem już rok później władze Iwano-Frankowska (miasto o historycznej nazwie Stanisławów) nadały 24 miejscowym „weteranom” SS „Hałyczyna” (nacjonaliści ukraińscy unikają nazwy „Galizien”) prawa kombatanckie. Decyzję radnych tego miasta oprotestowały władze Rosji, przedstawiciele mniejszości rosyjskiej na Ukrainie oraz prezes ukraińskiego Kongresu Żydów. Władze polskie oczywiście milczały. Faszyści ukraińscy z SS „Galizien” – „Hałyczyna” mają już swoje pomniki, w tym we Lwowie obok Cmentarza Orląt Lwowskich (jest to świetny symbol – komu stawiają pomniki Polacy, a komu Ukraińcy!), ulice ich imienia, hucznie świętują swoje rocznice.
    Eugeniusz Tuzow-Lubański z Kijowa pisał w „Naszym Dzienniku” z 22 lipca 2008 r. w artykule „Honory dla ukraińskich esesmanów”: Z okazji 64. rocznicy bitwy pod Brodami, w której armia sowiecka rozbiła ukraińską dywizję SS „Galizien”, we Lwowie odbywają się imprezy gloryfikujące ukraińskich esesmanów. Jak powiadomiła służba prasowa lwowskiego oddziału Centrum Odrodzenia Narodowego Ukrainy im. Stepana Bandery we wsi Czerwone (obwód lwowski)aktywiści m.in. z Ogólnoukraińskiego Zjednoczenia „Swoboda”, Kongresu Ukraińskich Nacjonalistów i Braterstwa Pierwszej Ukraińskiej Dywizji Armii Narodowej złożą wieńce na grobach esesmanów. Niedaleko wsi Jaseniw koło Brodów odsłonięto pomnik upamiętniający żołnierzy SS „Galizien”. „Odrodzenie narodowe Ukrainy” ma mieć twarz ukraińskiego faszystowskiego zbrodniarza? Źle to wróży i Ukrainie i Polsce i Europie. Czy Ukraina o takiej „twarzy” zasługuje na wolność?
    W piśmie ukraińskim wydawanym w Polsce „Nasze Słowo” w nr 12 z 1998 r., w artykule „Łemkowszczyzna na rozdrożu”, zgodnie z „Uchwałą OUN” stwierdzono: „ideologię, że Łemkowszczyzna, Zasanie, Chełmszczyzna i Podkarpacie – to ukraińskie ziemie, trzeba wkorzenić i utwierdzić w świadomości i podświadomości Polaków. Oni muszą tę ideę przyjąć” .
    Latem 2002 roku Związek Ukraińców Więźniów Politycznych Okresu Stalinowskiego, zrzeszający tak naprawdę ukraińskich faszystów z OUN-UPA, zorganizował trzydniową wycieczkę „śladami walki upowskiej” po Pogórzu Przemyskim, głosząc brednie o „zmaganiach przeciwko zniewoleniu narodów państw, w szczególności Ukrainy i Polski” (Bohdan Huk: Śladami walki upowskiej; w: „Nasze Słowo” z 18 sierpnia 2002 r.). Jak wiadomo, „zmagania” te kosztowały życie około ćwierć miliona Polaków i 80 tysięcy Ukraińców. Ofiary w większości nie mają grobów, zbrodniarze mają „panteony chwały”.
    W dniach 22 – 23 sierpnia 2003 roku w Przemyślu w zjeździe „ukraińskich więźniów politycznych” uczestniczyło około 150 byłych bojówkarzy OUN-UPA „z różnych zakątków Polski i Ukrainy”. Referaty, dyskusje, wspomnienia sławiły „walkę za Ukrainę na Zacurzoniu”.
    Wydawało się, że w 2003 roku, przy okazji 60. rocznicy ludobójstwa na Wołyniu, w elitach rządzącej na Ukrainie koalicji „pomarańczowej” wystąpi jakaś elementarna odrobina humanitarnej refleksji, która pozwoliłaby mieć nadzieję, że Ukraina powoli będzie zbliżała się do państw cywilizowanych, o tradycji chrześcijańskiej. Fałsz „pojednania’ zaczął się od zakłamanego „Oświadczenia w związku z 60. rocznicą tragedii wołyńskiej” przyjętego przez parlamenty Polski i Ukrainy. Potem okazało się, że na odsłanianych pomnikach w Porycku „niewidzialna ręka” ukraińskiego wykonawcy pozmieniała uzgodnione wcześniej napisy. A skończyło na nie wpuszczeniu na Ukrainę przez ukraińską straż graniczną polskiego autokaru z 46-osobową grupą kombatantów udających się do Porycka na uroczystości „pojednania” pod pretekstem poszukiwania w autokarze... broni i materiałów wybuchowych. Szukali przez kilka godzin, nic nie znaleźli, uroczystości się skończyły, strefa przygraniczna została zamknięta, kombatanci zawrócili. Faktycznym powodem szykan było to, że kombatanci jechali w mundurach i z odznaczeniami, inne autokary zostały przepuszczone (Dariusz Jędryszka: Nam pojednać się nie pozwolili; w: „Dziennik Wschodni” z 12 lipca 2003 r. Było to „pojednanie” w stylu banderowskim.
    W „Gazecie Wyborczej’ (w dodatku „Duży Format”) z 7 sierpnia 2003 roku, Paweł Smoleński przeprowadził rozmowę z prof. Władysławem Filarem, historykiem tzw. „poprawności politycznej”. Jednak gdy redaktor porównał UPA do AK, prof. Filar odpowiedział: Ale w archiwach AK nie ma żadnego rozkazu, ani wyższego, ani niższego szczebla, nakazującego mordować ludność cywilną. /.../ Na trzeciej konferencji OUN w lutym 1943 roku zdecydowano, że Polaków trzeba usunąć z ziem, które nacjonaliści ukraińscy uważali za swoją wyłączną własność. /.../ Rozkaz był o tyle bezsensowny, że w 1943 roku zdecydowana większość Polaków na Wołyniu to byli już chłopi, inteligencję, osadników wojskowych wywieźli wcześniej Sowieci. Przecież Ukraińców nie uciskali chłopi, ale urzędnicy państwowi, sędziowie, prokuratorzy. /.../ To dobitnie pokazuje absurdalność sytuacji: uciskany Ukrainiec miał się mścić na polskim chłopie, który przed 1939 rokiem żył tak samo biednie i nikogo nie uciskał! Jestem pewien, że decyzja o eksterminacji Polaków pochodzi od „Kłyma Sawura”, zapewne poparł go Roman Szuchewycz, naczelny dowódca UPA.
    22 kwietnia 1943 roku dowódca Okręgu AK Wołyń płk Kazimierz Bąbiński „Luboń” wydał rozkaz skierowany do tworzących się samoobron polskich, w którym pisał m.in.: Zakazuję stosowania metod, jakie stosują ukraińskie rezuny. Nie będziemy w odwecie palili ukraińskich zagród lub zabijali ukraińskich kobiet i dzieci. Samoobrona ma bronić się przed napastnikami lub atakować napastników, pozostawiając ludność i jej dobytek w spokoju.
    Na cmentarzu w polskiej wsi Sahryń w województwie lubelskim ma zostać odsłonięty pomnik poświęcony pamięci Ukraińców, którzy zginęli podczas II wojny światowej w wyniku akcji odwetowej żołnierzy Armii Krajowej. Historycy wskazują, że to miejsce jest jednym z przykładów pokazujących różnicę między działaniami polskich oddziałów wojskowych a Ukraińską Powstańczą Armią. Przed akcją w Sahryniu wydano rozkaz oszczędzania osób cywilnych, czego nie można powiedzieć o oddziałach ukraińskich nacjonalistów, które w zamierzony i zaplanowany sposób dokonywały ludobójstwa na bezbronnych cywilach (Jacek Dytkowski: Był rozkaz AK: oszczędzać cywilów; w: „Nasz Dziennik” z 2 stycznia 2009). Chodzi tutaj o akcję oddziału AK pod dowództwem por. Zenona Jachymka „Wiktora” na posterunek Ukraińskiej Policji Pomocniczej oraz zgrupowanie UPA w Sahryniu, który stanowił dużą bazę wypadową na okoliczne polskie osiedla. Podczas walki zginęło około 200 Ukraińców, głownie policjantów i upowców. „Wiktor” wydał rozkaz oszczędzania cywilnej ludności ukraińskiej, co w ferworze walki nie do końca okazało się możliwe do wykonania i od ostrzału zginęło kilkunastu cywili.

    W 2003 roku poseł na Sejm RP Tadeusz Samborski złożył na ręce Ministra Spraw Zagranicznych Włodzimierza Cimoszewicza interpelację, w której stwierdzał: Według danych pochodzących z różnych źródeł Szkołę Średnią Nr 10 we Lwowie (w istocie szkołę polską) dotykają niejednokrotnie nieprzyjazne gesty i działania ze strony skrajnych grup o odcieniu nacjonalistycznym. Zdarzają się tam przypadki wybijania szyb w budynku szkoły i wypisywania na jej ścianach antypolskich napisów. Władze szkoły, nie chcąc eskalować negatywnych reakcji i uczuć wokół tej placówki, nie zawsze oficjalnie powiadamiają o tym stosowne instytucje. Jednakowoż nie można przejść do porządku dziennego nad faktem umieszczenia na ścianie frontowej – faktycznie polskiej szkoły – metalowej tablicy (rodzaju płaskorzeźby) formalnie informującej o nadaniu ulicy, przy której stoi ww. szkoła, imienia Romana Szuchewicza – Komendanta Głównego UPA. W istocie tablica ta, mająca charakter epitafium, jest wyrazem pamięci o Romanie Szuchewiczu noszącym pseudonim „Generał Czuprynka”, kierującym przez kilka lat działalnością zbrojną UPA, której licznymi ofiarami byli Polacy Wołynia i całej Galicji. Umieszczenie tej tablicy na budynku polskiej szkoły nosi znamiona szykan i braku szacunku dla bolesnej pamięci Polaków o morderstwach dokonywanych na niewinnej ludności w czasie II wojny światowej i kilku powojennych latach. Takie akty, firmowane przez czynniki oficjalne miasta Lwowa, stoją w sprzeczności z właściwie pojętą zasadą dobrego sąsiedztwa i strategicznego partnerstwa w bilateralnych stosunkach polsko-ukraińskich.
    W świetle powyższego pragnę uzyskać odpowiedź na pytania: Czy polska dyplomacja podejmie działania zmierzające do eliminowania z polsko-ukraińskiej codzienności faktów utrudniających wzajemne zrozumienie i pojednanie? Czy dzieciom polskim we Lwowie pozwoli na bezstresowe uczęszczanie do szkoły, która istnieje jako polska placówka oświatowa od 190 lat i bez problemów funkcjonowała w czasach panowania Habsburgów, II Rzeczpospolitej i ZSRR? Czy zamierzamy uczynić wszystko, co jest możliwe, by ww. szkoła funkcjonowała godnie także obecnie, czyli w latach niepodległej i demokratycznej Ukrainy?
    Nie wiem, czy poseł otrzymał odpowiedź. Natomiast swoistą „odpowiedzią” są następne działania „czynników oficjalnych” zarówno miasta Lwowa, jak i prezydenta Wiktora Juszczenki. Ukraińcy, zarówno na Ukrainie jak i w Polsce, po prostu realizują „Uchwałę OUN” z 1990 roku.




    16. Dalszy ciąg ounowskiej ofensywy



    Już w lipcu 1944 roku kierownictwo ruchu banderowskiego uznało, iż jest możliwe zarówno dokonanie czystki, jak i wygranie całej sprawy propagandowo. Dlatego z jednej strony bezwzględnie dalej realizowano politykę faktów dokonanych, a z drugiej zawczasu przygotowano strategie propagandowe, mające nie tylko usprawiedliwić ukraińskie poczynania, ale wręcz odpowiedzialność za nie przerzucić na stronę polską. W ramach działań propagandowych wydano m.in. broszurę Myrosława Prokopa ”Kudy priamujut Poliaky? („Dokąd zmierzają Polacy”). Tak w niej, jak i w innych pracach ukraińskie poczynania przedstawiano jako obronną reakcję na „polski terror” i próbę zagarnięcia ziem ukraińskich. Według tej wersji to polskie podziemie jako pierwsze przystąpiło do mordowania cywilnych Ukraińców. Polskie poczynania wywołały bunt ukraińskiej ludności, która sprzeciwiła się ciemiężycielom. Dopiero później do akcji przystąpiły oddziały UPA. Negując możliwość popełnienia przez Ukraińców jakichkolwiek zbrodni wojennych, jednocześnie skrzętnie notowano wszelkie ukraińskie tragedie z zamiarem ich propagandowego wykorzystania. Starano się zbrodniami na Polakach obciążyć Niemców i Sowietów (Motyka..., s. 380; Ukraińska par...), Jedna z łączniczek „Tarasa Czuprynki” Katarzyna Michalkiewicz, wiosną 1944 roku wysłana została na Wołyń, aby „zdobyć” świadków, że ludność polską mordowali partyzanci sowieccy. Zeznała ona: Polecenie Szuchewycza zostało przeze mnie wypełnione, znalazłam fikcyjnych świadków i stworzyłam odpowiednie akty.
    Ukrainiec Władysław Marczak w książce Ukrainiec w Polsce na s. 131 pisze: Pod koniec 1942 roku i w następnych latach okupacji, zaczęło przechodzić przez naszą wioskę (Pakoszówka pow. Brzozów – przyp. S.Ż.) wielu uciekinierów Polaków, którzy opowiadali o różnych okropnościach, jakie działy się na Wołyniu i we wschodniej Galicji. W rozmowie z emisariuszami ze wschodu zwracaliśmy uwagę, że za to Polacy mogą wziąć odwet na naszych terenach. Kolportowano i objaśniano pewne dokumenty, w których było napisane, że po wojnie Polacy w porozumieniu z bolszewikami, wysiedlą Ukraińców z całej zachodniej Ukrainy na Sybir, a nawet będą ich likwidować jak Niemcy Żydów. Dlatego organizacja podjęła kroki o depolonizacji wschodnich terenów przedwojennej Polski. Ażeby zmusić Polaków do opuszczenia tych ziem, trzeba było posiać wśród nich ogromny strach.
    Oczywiście autor nie pisze, co to były za „okropności, jakie działy się na Wołyniu i we wschodniej Galicji”. Nie pisze też, jakie to „dokumenty” świadczyły o planie polsko-sowieckiej deportacji Ukraińców na Sybir, „a nawet ich likwidacji jak Niemcy Żydów”. Nie konkretyzuje, jaka „organizacja podjęła kroki o depolonizacji” i na czym ona polegała. To przecież Sowieci przy pomocy Ukraińców deportowali ludność polską na Sybir. To Niemcy przy pomocy policji ukraińskiej dokonali holokaustu Żydów na Kresach. Dlaczego „polska organizacja” nie podjęła akcji „siania ogromnego strachu” wśród Ukraińców, aby opuścili „te ziemie” – oczywiście w ramach „deukranizacji”. Propaganda ukraińska po 1990 roku kontynuuje wytyczne „kierownictwa banderowskiego” z lipca 1944 roku oraz wynikające z „Uchwały OUN” z 1990 roku. Zarówno na terenie Ukrainy jak i w Polsce.
    Prof. Mychajło Kowal w 15-tomowej historii Ukrainy Ukrajina kriź wiky [M. Kowal: Ukrajina w druhij switowij i Wełykij Witczyznianij wijnach (1939 – 1945 r.); Kyjiw 1999, s. 153) pisze: Ounowcy podjęli próbę przymusowego wysiedlenia Polaków z ziem zachodnioukraińskich (najpierw na Wołyniu, potem w Galicji, wreszcie na terytorium Zakerzonnia) /…/. Cel tych akcji polegał na tym, aby, wykorzystując stan braku państwowości, depolonizować tereny pogranicza i zlikwidować korzystną dla Polski bazę demograficzną prawdopodobnych przyszłych plebiscytów. We wzajemnych terrorystycznych akcjach zginęło nie mniej niż 40 tys. Polaków – dzieci, kobiet, starców – i w przybliżeniu taka sama liczba ludności ukraińskiej (niektórzy autorzy mówią o 60 – 80 tys. jednych i drugich.
    A czego uczą studentów ukraińskich? W podręczniku historii Nowitnja istorija Ukrajiny. 1900 – 2000 (Kyjiw 2000) znajduje się zdanie: Oprócz starć z Niemcami i sowieckimi partyzantami UPA zmuszona była prowadzić walkę i na trzecim froncie – przeciwko Polakom. Krwawy konflikt zapoczątkowały masowe zabójstwa Ukraińców z Chełmszczyzny i Podlasia dokonane przez polską Armię Krajową w 1941 r. Niedługo później te terrorystyczne akcje rozszerzono na Galicję i Wołyń. Głównym celem Polaków było wzięcie pod swoją kontrolę ziem utraconych w 1939 r. Tylko na Chełmszczyźnie w latach 1943 – 1944 formacje polskie zniszczyły prawie 5 tys. Ukraińców. Krwawe ukraińsko-polskie starcia trwały do 1947 r.
    Taką „prawdę” ma znać student ukraiński.
    7 lipca 2000 roku na cmentarzu wojskowym Strzelców Siczowych w Pikulicach pod Przemyślem, podczas pochówku członków UPA ekshumowanych ze zbiorowych mogił w Birczy i Lisznej, greckokatolicki ks. Stefan Dziubina gloryfikował upowskich zbrodniarzy i twierdził, że bronili oni bezbronnych ludzi, jakich w tym czasie tysiącami okrutnie mordowano tylko za to, że urodzili się Ukraińcami. Podobnych bredni i kłamstw wypowiedział znacznie więcej (Jacek C. Kamiński: Polacy nas wyrzynali; w: „Myśl Polska o Kresach” [dodatek „Myśli Polskiej”] z września 2000 r.).
    W lutym 2003 roku Związek Ukraińców w Polsce skierował do Rzecznika Praw Obywatelskich prof. Andrzeja Zolla list z żądaniem zadośćuczynienia za krzywdy, jakich Ukraińcy doznali w Polsce po 1945 roku, w tym za skutki Akcji „Wisła”. Oczywiście ZuwP nie bierze żadnej odpowiedzialności za barbarzyńską rzeź ponad 20 tysięcy cywilnej ludności polskiej na samym tylko „Zakerzoniu”, za zagrabienie dobytku mieszkających tutaj kilkudziesięciu tysięcy rodzin polskich, za spalenie ich domów i gospodarstw.
    W dodatku do „Rzeczpospolitej” – „Plus Minus” nr 21/2003 Grzegorz Motyka w artykule „Ludobójstwo, konflikt czy wojna” dokonuje klasycznych manipulacji semantycznych. UPA „spaliła m.in. Janową Dolinę”, „zniszczyła m.in. Hutę Stepańską i Wolę Ostrowską”, natomiast oddział polski dokonał „pacyfikacji w Piskorowicach”. Faktycznie, „spalenie m.in. Janowej Doliny” oraz „zniszczenie m.in. Huty Stepańskiej i Woli Ostrowskiej” trudno jest nazwać „ludobójstwem”, a nawet „wojną”. Co innego, gdyby jednocześnie zginęli tam jacyś ludzie, jak miało to miejsce podczas „pacyfikacji w Piskorowicach”.
    „Myśl Polska’ z 23 lutego 2003 roku publikuje rozmowę z dr Dorą Kacnelson. Stwierdza ona m.in. że „adwokatem” banderowców jest prof. Władysław Serczyk, który uporczywie wybiela UPA. W 1998 r. na konferencji polsko-ukraińskiej w Krakowie powiedział, że AK czyniła to samo, co banderowcy. Ponieważ nikt nie zareagował, wstałam i odrzekłam: „Czy nie zakrawa na ironię fakt, że oto ja, Żydówka, przyjechałam do Krakowa aż z Drohobycza, żeby bronić polskiej AK przed oszczerstwami panów profesorów”. Podobnie zachowuje się wykładowca UJ – Grzegorz Mazur, który w pracy habilitacyjnej o AK porównał ją do banderowców. UJ zaakceptowało tę pracę.
    Dr Kacnelson już nie żyje, nie będzie miał kto bronić Armii Krajowej przed „panami profesorami’ z Krakowa.
    W dniu 13 marca 2004 roku Związek Ukraińców w Polsce zażądał potępienia przez Polskę „antyukraińskiej akcji na Chełmszczyźnie”. Oświadczenie, podpisane przez Piotra Tymę i Myrona Kertyczaka, stwierdza; W marcu bieżącego roku przypada 60. rocznica akcji oddziałów AK i BCh przeciwko ukraińskim wsiom na terenie dawnego powiatu hrubieszowskiego i tomaszowskiego. /…/ W 60. rocznicę tragicznych wydarzeń, które w znacznej mierze dotknęły ukraińską ludność w powiatach hrubieszowskim i tomaszowskim na Lubelszczyźnie, zwracamy się z apelem o jednoznaczne potępienie działań, które doprowadziły do masowych strat wśród cywilnej ludności ukraińskiej i odrzucenie jednostronnej wizji historii.
    Tym razem pogrobowcy Szuchewycza wysłali Tymę i Kertyczaka, by „zdobyli” świadków, że to nie kurenie i sotnie UPA w marcu 1944 roku szły za Bug (i to nawet aż z Karpat), aby „wyrizat Lachiw” po Lublin, ale AK – szła za Zbrucz na Kijów, co prowadziło do „masowych strat wśród cywilnej ludności ukraińskiej” ?
    W dniach 10 – 11 lipca 2004 roku we Lwowie odbyły się uroczyste obchody „110-lecia ukraińskiego futbolu”. Prezydent Kuczma przy tej okazji powiedział: Nasz futbol jest starszy niż rosyjski, jest także prawie rówieśnikiem futbolu włoskiego i brazylijskiego. Trzeba głośno o tym mówić – niech wszyscy wiedzą, że Ukraina ma wielkie tradycje sportowe i piłkarskie. Przeszło 100 lat naszego piłkarstwa świadczy o tym (Ireneusz T. Lisiak: Kiedy zaczęła się ukraińska piłka nożna?; w: „Myśl Polska” z 1 sierpnia 2004).
    Otóż 14 lipca 1894 roku we Lwowie podczas II Zlotu Sokolstwa Polskiego rozegrany został mecz pokazowy, a przeciwnikiem lwowskich Sokołów była drużyna krakowska. Mecz trwał 6 minut, do czasu uzyskania bramki przez 16-letniego lwowskiego studenta Włodzimierza Chomickiego. W żadnej z drużyn nie grał ani jeden Ukrainiec. Mecz zorganizowali Polacy i tylko oni brali w nim udział. W roku 1903 polscy uczniowie Szkoły Realnej we Lwowie utworzyli I Lwowski Klub Piłki Nożnej Sława (późniejszy klub Czarni Lwów). W 1904 także Polacy utworzyli klub Lechia Lwów (późniejszy klub Pogoń Lwów). Żydzi utworzyli klub Hasmonea. Klub ukraiński nie powstał. Wszystkie te kluby grały potem w polskiej lidze.
    Jarosław Stech w piśmie Związku Ukraińców w Polsce „Nasze Słowo” z dnia 13 marca 2005 roku pisze: Konferencja jałtańska miała wielki wpływ na los Ukraińców, bo rozwiązała ręce Stalinowi ,który podarował Polakom etniczne ziemie ukraińskie – Zakerzonię. Oczyszczenie tych terenów z Ukraińców spowodowało ich spolszczenie. W czasie II wojny światowej i po jej zakończeniu Ukraińcy na Zakerzonii przeżyli gehennę. Z okrucieństwem uzbrojone oddziały polskie, a nadawała temu ton Armia Krajowa, przeprowadziły atak na ukraińskie społeczeństw, stosując sadyzm, zabójstwa, grabieże i zniszczenia, które nie ominęły ani jednej rodziny. Haniebnych, zbrodniczych czynów AK, BCh i WiN wstydzili się światli przedstawiciele polskiego narodu. Takie artykuły znajdują się prawie w każdym numerze tego pisma. Komu to w Jałcie Stalin zabrał Lwów, Tarnopol, Stanisławów, Krzemieniec? 27 Dywizja Wołyńska Piechoty AK licząca ponad 7 tysięcy partyzantów mogła spacyfikować znaczną część wiosek ukraińskich na Wołyniu i w ramach odwetu faktycznie zgotować gehennę ludności ukraińskiej. Odwet nie dotknął nie tylko ani jednej wioski ukraińskiej, ale dowództwo zabroniło jakiejkolwiek indywidualnej zemsty. AK i BCh, a następnie WiN, nie dokonały ani jednego ataku na spokojną wieś ukraińską, której mieszkańcy nie uczestniczyli wcześniej w rzeziach ludności polskiej.
    W czerwcu 2005 roku w Przemyślu Kresowianie spotkali się na uroczystości upamiętniającej ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ich rodzinach. Protest przeciwko tym uroczystościom wystosował Związek Ukraińców w Polsce oraz ambasador Ukrainy w Polsce Ihor Charczenko, nazywając je „skandalicznym antyukraińskim przedsięwzięciem”. Naciski ambasady ukraińskiej na MON spowodowały, że w ostatniej chwili zmieniono podane w programie sesji miejsce obrad. Zamiast w Klubie Garnizonowym odbyły się w Archidiecezjalnym Domu Katolickim. Protest ambasady do min. kultury spowodował również, że wystawa dokumentów i fotografii lustrująca ludobójstwo UPA, która miała być eksponowana w Muzeum Narodowym, zeszła – jak za czasów „Solidarności” – do podziemia. Przyjęli ją oo. franciszkanie i użyczyli podziemnej Sali swego kościoła. /…/ Brzydko zachował się greckokatolicki biskup przemyski Martyniak, podając kłamliwą informację przedstawicielowi samorządu przemyskiego, że na eksponowanie wystawy u oo. franciszkanów nie wyraził zgody metropolita przemyski, przewodniczący Episkopatu Polski arcybiskup Józef Michalik (Danuta Nespiak: Prawda – do podziemi; w: „Nasza Polska” z 14.VI.2005 r).
    Ambasador ukraiński w Polsce żąda, aby Polacy nie czcili ofiar ukraińskiego ludobójstwa. Ambasador polski w Ukrainie milczy, gdy stawiane są pomniki ludobójczym formacjom SS „Hałyczyna”, OUN i UPA oraz zbrodniarzom takim jak „Kłym Sawur”, „Taras Czuprynka”, Stefan Bandera.
    19 czerwca 2005 roku podczas mszy świętej na placu Piłsudskiego w Warszawie, a następnie 26 czerwca we Lwowie, nastąpił „akt religijnego przebaczenia i pojednania” Kościoła greckokatolickiego na Ukrainie i rzymskokatolickiego w Polsce. Ewa K. Czaczkowska pisała w „Rzeczpospolitej” („Pojednanie się zaczyna, ale nigdy się nie kończy”) z dnia 18 – 19 czerwca 2005: Jeszcze do wczoraj wydawało się, że list ogłoszony zostanie w imieniu biskupów katolickich Polski i Ukrainy, a zatem zarówno obrządku łacińskiego jak i greckokatolickiego. Niestety, okazało się, że ze strony Ukrainy będzie reprezentowany jedynie kościół greckokatolicki. Do Warszawy nie przyjedzie kardynał Marian Jaworski, arcybiskup większy Lwowa – kościoła obrządku łacińskiego. – Jestem jak najbardziej za pojednaniem – powiedział „Rz” kardynał Jaworski. – Ale to wszystko działo się ponad nami i poza naszym udziałem, czyli przedstawicieli Kościoła rzymskokatolickiego na Ukrainie. Nie można odnosić się do przeszłości i przyszłości, nie podejmując obecnych, realnych problemów – mówi kardynał. Te problemy dotyczą kwestii wspólnego użytkowania świątyń na Ukrainie, w tym m.in. konfliktu w Komarnie pod Lwowem, gdzie grupa grekokatolików nie chce dopuścić katolików do ich byłego kościoła. W liście, który ma być odczytany w niedzielę napisano: „Wznieśmy się ponad polityczne poglądy i historyczne zaszłości, ponad nasze kościelne obrządki, nawet ponad naszą narodowość – ukraińską i polską. Pamiętajmy przede wszystkim, że jesteśmy dziećmi Boga”.
    Za 3 lata kardynał Jaworski odesłany został na emeryturę. W Komarnie katolicy modlą się pod gołym niebem. Na Ukrainie i w Polsce księża greckokatoliccy święcą odsłaniane pomniki ludobójcom z OUN-UPA (na Ukrainie także esesmanom z SS „Galizien” - „Hałyczyna”).
    W czasie, gdy gazety w Polsce rozpisywały się o „pojednaniu polsko-ukraińskim” z okazji odsłonięcia pomnika poświęconego rozstrzelanym w polskiej akcji odwetowej 150 Ukraińcom w Pawłokomie pow. Brzozów, na której to uroczystości 13 maja 2006 r. mieli być prezydenci Polski i Ukrainy, prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko 6 maja w przemówieniu radiowym do narodu wezwał Radę Najwyższą i rząd ukraiński, by przyznały banderowcom prawa kombatanckie. Powtórzył to 8 maja podczas obchodów Dnia Zwycięstwa na Ukrainie w wywiadzie dla ukraińskiej telewizji. Chce więc rehabilitacji członków organizacji o faszystowskiej ideologii, którzy dokonali zbrodni ludobójstwa.
    Michał Majewski pisał w „Dzienniku” („Prezydent złoży hołd Ukraińcom zamordowanym przez Polaków”) z 22 – 23 kwietnia 2006 r.: ... w akcji Wisła w 1947 i 1948 r. polska władza ludowa wysiedliła na ziemie odzyskane ok. 140 tys. Ukraińców i Łemków. Według źródeł ukraińskich zginęło wówczas także kilkanaście tysięcy ludzi. Redaktor Majewski nie wie, że operacja „Wisła’ trwała od 28 kwietnia do 31 lipca 1947 r., że w jej trakcie straty OUN-UPA wynosiły: „zabito – 519, wzięto do niewoli – 436, zgłosiło się dobrowolnie – 35, wykonano wyroków śmierci – 120” („Sprawozdanie z działalności Grupy Operacyjnej „Wisła” za okres od 20.04. do 31.07.1947 r.”). Stanisław Kryciński podał, że podczas wysiedlania wojsko zabiło 15 Ukraińców, a na pewno strat ukraińskich nie zaniżał.
    Artykułów z „Gazety Wyborczej” nie warto nawet cytować, bo poza ukraińskim „Naszym Słowem” nigdzie nie wyrządza się większej szkody dla autentycznego pojednania polsko-ukraińskiego, pojednania w prawdzie.
    W Pawłokomie 3 marca 1945 roku oddziały samoobrony polskiej z okolicznych wsi, zabezpieczane przez poakowski oddział „Wacława”, rozstrzelały od 80 do 150 mężczyzn narodowości ukraińskiej w ramach odwetu za zbrodnie dokonywane w okolicy na ludności polskiej. Jak zwykle w takich przypadkach, Ukraińcy doliczyli się 366 ofiar, w tym kobiet i dzieci. Jednakże na ekshumacje ciał strona ukraińska nie miała ochoty, a IPN jej nie dokonał, pomimo wniosku jednego ze świadków. Jak powiedział nam prof. Witold Kulesza, dyrektor Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu IPN, na obecnym etapie śledztwa prokuratorzy Oddziałowej Komisji w Rzeszowie zgromadzili dowody świadczące o tym, że w Pawłokomie zamordowano co najmniej 80 osób narodowości ukraińskiej, z których 65 zidentyfikowano z nazwiska (Mariusz Kamieniecki: IPN jeszcze nie podjął decyzji o ekshumacji w Pawłokomie; w: „Nasz Dziennik” z 23 maja 2006). Wśród ofiar podanych przez członka UPA Piotra Poticznego, znajdują się osoby zabite przed 3 marca 1945 roku i po nim, zastrzelonych także poza Pawłokomą. Część wykazanych zastrzelonych przebywała w tym czasie na robotach w Niemczech, a inna część przebywała poza wsią, w innych miejscowościach Polski (dr Zdzisław Konieczny: Pawłokoma; niech przemówi historia, a nie polityka; w: „Nasz Dziennik” z 10 maja 2006). Czy historię pisać mają oprawcy?
    10 Ukraińców z Pawłokomy było w formacji SS „Galizien” – „Hałyczyna”, a 42 zasiliło szeregi UPA.
    Uroczystości w Pawłokomie podobno były „rewanżem” za odsłonięcie Cmentarza Obrońców Lwowa, zwanego obecnie Cmentarzem orląt Lwowskich. Tyle, że na cmentarzu tym leżą polskie ofiary wojny polsko-ukraińskiej z roku 1918-1919 oraz wojny polsko-bolszewickiej 1920 r., czyli jest to cmentarz wojskowy. „Pojednanie” prezydenta Kaczyńskiego z prezydentem Juszczenką powinno mieć wiec miejsce także na cmentarzu wojskowym, gdzie leżą ukraińscy żołnierze z tych czasów np. w Pikulicach pod Przemyślem. Na obecnej Ukrainie Zachodniej jest kilka tysięcy mogił ludności polskiej pomordowanej przez OUN-UPA, które porastają chwastami i drzewami, na których nie ma krzyża, często nie odnalezionych, jak mogiła ponad 300 kobiet i dzieci zamordowanych pod wsią Sokół pow. Luboml.
    W piśmie „Karta” nr 49/2006 ukazała się publikacja „Wypędzić, rozproszyć”, zawierająca wspomnienia Ukraińców z czasu przesiedleń. Materiały „wybrała, przełożyła z ukraińskiego i podała do druku Maria Buczyło”. Pisze ona: W ramach akcji deportacyjnej do USRR przesiedlono w sumie około 488 tysięcy Ukraińców, były ofiary śmiertelne – wojsko miało rozkaz strzelania do każdego, kto uciekał, żołnierze palili zabudowania, bili mieszkańców, gwałcili kobiety, kradli mienie, czasami podszywając się pod banderowców (s. 32). Redakcja podaje: „dziękujemy za pomoc w przygotowaniu materiału Bohdanowi Hukowi, Eugeniuszowi Misile oraz dr hab. Grzegorzowi Motyce”. Probanderowskie agitki udające materiał historyczny cechuje jedno: pełno w nich inwektyw i oskarżeń, natomiast brak jakichkolwiek faktów: dat, nazw miejscowości, nazwisk poszkodowanych.
    W dniach 12 – 13 sierpnia 2006 r., w Kijowie odbył się Wielki Zjazd Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów – Melnyka. Prezydent Juszczeno przysłał list, w którym napisał: OUN przeszło przez surowa praktykę walk w dwudziestych i trzydziestych latach XX stulecia, w burzliwe lata II wojny światowej. Wasze unikalne doświadczenie i umiejętność łączenia twardej postawy narodowej walki z giętkim konstruktywizmem dzisiaj nie traci na aktualności. Dlatego OUN może być chwalebnym przykładem dla wielu politycznych i społecznych sił Ukrainy. Dr Lucyna Kulińska w rozmowie opublikowanej w tygodniku „Myśl Polska” („Kiedy historię piszą politycy”) z 8 – 15 sierpnia 2004 roku, powiedziała: Dążenie do niepodległości – zgoda – to naturalny proces, ale nie o to tutaj chodzi. Tu doszło do zbrodniczej czystki etnicznej przy wykorzystaniu wrogów – najeźdźców Polski. To barbarzyństwo, które musi być napiętnowane po wsze czasy. Zresztą wystarczy rzetelnie przeanalizować przeszłość – choćby okres międzywojenny. Terroryzm OUN-UWO, szczególnie w latach 30., to nie była mrzonka: zamachy, sabotaże, podkładanie granatów w „mogiłach Polski”, podpalenia, zabijanie policjantów zza węgła, napady na sklepy, banki, niszczenie godeł... To rzeczywistość kresowa. Co miały robić polskie władze? Przecież tam żyły też setki tysięcy Polaków i to od pokoleń. Kazać im się wynosić? Co z tysiącami rodzin mieszanych, dziesiątkami tysięcy tych, którym życie w naszym państwie mimo, że byli Rusinami i Ukraińcami, nie było obrzydliwym, a których nacjonaliści zastraszali i zabijali? I do tego większość pretensji dotyczy jedynie dwudziestu lat, kiedy to po 150 latach niewoli usiłowaliśmy w bólach odbudowywać nasze państwo. Coś tu jest nie tak... Pamięć Ukraińców krótka; to przedwojenna współpraca z naszymi wrogami: hitlerowskimi Niemcami i Sowietami, to nie wymysły – to konkretne, szkodzące Polsce działania terrorystyczne, szpiegowskie, organizowane za pieniądze złych sąsiadów./.../ Zresztą reformy Jóżewskiego na Wołyniu były bardzo daleko idące – a tam, jak na ironię doszło do rzeczy najstraszniejszych. Przypomnijmy sobie miliony ofiar głodu na Ukrainie Sowieckiej w latach 30.; oto przykład, czym jest prawdziwe zgnębienie mniejszości w swoim państwie. /.../ Warto tu przypomnieć, że wzorem niemieckich faszystów, młodzież banderowska przed wstąpieniem do organizacji przechodziła chrzest i wtajemniczenie, przez zabicie przez nieletniego ofiary osobiście (w dokumentach brzmi to następująco” „wybierz sobie lacha, lub lacku detynu”...). /.../ Kultura to nie tylko, jak chcą niektórzy, haftowane bluzeczki i skoczne kołomyjki. To dotrzymywanie umów, rezygnacja z fałszowania przeszłości, honor, przyzwoitość.
    W dniach 18 – 20 sierpnia odbyło się w Kijowie Wszechświatowe Forum Ukraińców (OUN Bandery), na którym Juszczenko odznaczył syna „Tarasa Czuprynki” oraz banderowca Stepana Chmarę Orderami Państwa i nadał im tytuły Bohaterów Ukrainy.
    W rocznicę agresji niemieckiej na Polskę, 1 września 2006 roku, TVP na programie 1 pokazała film dokumentalny „Przebaczenie”. Była to kolejna zafałszowana agitka wychwalająca UPA, pełna bredni o przebiegu Operacji „Wisła”, bestialstwie żołnierzy polskich itd. Faszyści z OUN opanowali także Telewizję Polską?
    „Juszczenko uznał UPA” – podał dziennik „Rzeczpospolita” z dnia 16 października 2006r. Prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko wydał w 64. rocznicę powstania Ukraińskiej Powstańczej Armii specjalny dekret – dzięki niemu UPA ma być uznana za ukraiński ruch wyzwoleńczy. Dekret brzmi: „O wszechstronnych studiach i obiektywnym wyświetleniu działalności ukraińskiego ruchu wyzwoleńczego i sprzyjaniu procesowi narodowego pojednania, a także sprzyjaniu sprawiedliwości historycznej wobec uczestników narodowowyzwoleńczych walk w kraju w pierwszej połowie XX wieku”. W uroczystości ku czci UPA we Lwowie uczestniczyło ponad półtora tysiąca ludzi, w tym mer miasta Andrij Sadowyj. W Łucku zorganizowano uroczystą akademię, w miejscowym pałacu kultury pojawili się przedstawiciele władz, biskup prawosławny i weterani. – I tak jest wszędzie na terenie zachodniej Ukrainy – mówi pragnąca zachować anonimowość Polka, mieszkanka stolicy Wołynia. Faszyzacja Ukrainy pod przewodem prezydenta Juszczenki nabiera przyśpieszenia. Warszawa powinna zareagować wskazując, że akurat ten problem nie jest wewnętrzną sprawą Ukrainy, ale dotyczy także nas, Polaków. I że my na honorowanie UPA nie możemy przystać - napisał w komentarzu Piotr Kościński.
    We wsi Mały Stydyń w rejonie kostopolskim, po nabożeństwie w cerkwi pochód mieszkańców i „weteranów” UPA na czele z duchownymi prawosławnymi i najważniejszymi przedstawicielami władzy rejonowej i obwodowej zgromadził się pod pomnikiem postawionym w miejscu postoju pierwszego sztabu UPA. W Równem, również po uroczystej liturgii, ale w soborze, młodzież i „weterani” UPA w obecności przedstawicieli władz, złożyli kwiaty pod pomnikiem głównodowodzącego UPA-Północ Dmytra Klaczkiwśkiego „Kłyma Sawura” – organizatora ludobójstwa Polaków na Wołyniu (Ewa Siemaszko: Niebezpieczny dekret; w: „Nasz Dziennik” z 21 – 22 października 2006).
    W tymże numerze „Naszego Dziennika” wypowiedział się o. prof. dr hab. Mieczysław A. Krąpiec: Prezydent [Juszczenko] nie wypowiada się w swoim imieniu, lecz w imieniu narodu. A to, co powiedział, to w istocie pochwała strasznej, szczególnie wyrafinowanej zbrodni ludobójstwa, którą przedstawia się jako chwalebny środek do uzyskania niepodległości Ukrainy. Państwo, które nie potępia tej zbrodni ani nawet się jej nie wstydzi, ale publicznie ją sławi, naraża się na zarzut, że jest państwem powstałym ze zbrodni, na gruncie zbrodniczym. /.../ To jest ogromny krok wstecz w procesie pojednania polsko-ukraińskiego. Trudno rozmawiać, a tym bardziej jednać się z ludźmi, którzy bestialskie zbrodnie traktują jako chwalebną postawę obywatelską. Takie stanowisko prezydenta Juszczenki, a więc najwyższej władzy w państwie, tylko może zachęcać, aby kiedyś znów spróbować sięgnąć po tego rodzaju działania. To daje wiele do myślenia. Jak można rzetelnie rozmawiać z takim mężem stanu, przyjmować go w Polsce ze szczególnymi honorami, nadawać mu honorowe doktoraty polskich uczelni, skoro uważa on zbrodnię za bohaterstwo? Kresowianie zadają dziś pytanie całemu Narodowi, a zwłaszcza klasie rządzącej: Jak można budować przyjazne, sąsiedzkie relacje z państwem, którego głowa chyli czoła przed zbrodniczą organizacją odpowiedzialną za wymordowanie tysięcy bezbronnych polskich obywateli.
    Nic nie wskazuje na to, aby słowa wielkiego polskiego kapłana i etyka trafiły do chrześcijańskich sumień polskich polityków i działaczy, a tym bardziej do polityków i działaczy ukraińskich. A działo się to w trzy lata po „pojednaniu” w Porycku i w pół roku po „pojednaniu” w Pawłokomie!
    W 2006 roku ukazała się książka Grzegorza Motyki Ukraińska partyzantka 1942 – 1960, wydana przez Instytut Studiów Politycznych PAN. Jej krytyczną recenzję pt. „Ignorancja i cynizm Grzegorza Motyki” zamieścił dr Wiktor Poliszczuk w trzech kolejnych numerach tygodnika „Myśl Polska” (z 5 listopada, 12-19 listopada oraz 26 listopada 2006). Ilu czytelników tej książki dotrze do recenzji dokumentującej przekłamania, przemilczenia i manipulacje Motyki?
    Na obchody jubileuszu 750-lecia lokacji Lwowa (30 września – 1 października) ukraińscy organizatorzy nie zaprosili przedstawicieli działających w tym mieście polskich organizacji. Jeszcze bardzo długo w stosunkach polsko-ukraińskich będzie panował dziwny model pojednania: bez prawdy – pisał Marcin Hałaś w „Gazecie Polskiej” z 8 listopada 2006 („Pojednanie bez prawdy”). Ukraińska wersja historii Lwowa wymazała z niego polskość, czyli sześćset lat jego dziejów związanych z Rzeczpospolitą. Okazuje się, że bandytyzm niejedno ma imię.
    4 grudnia 2006 roku rozpoczął działalność Instytut Kresowy w Warszawie. Miał on dokumentować i prowadzić badania nad historią oraz kulturą Kresów Wschodnich oraz upowszechniać kulturę kresową. W jego ramach zaczęto tworzyć Muzeum Kresowe oraz Bibliotekę Kresową. Likwidację IK przeprowadzili radni miasta Warszawy z Platformy Obywatelskiej oraz Lewicy i Demokratów na początku 2008 roku. Jego dorobek przejęły inne instytucje. Radni widocznie uznali, że o Kresach Wschodnich I i II Rzeczpospolitej Polacy powinni jak najszybciej zapomnieć.
    6 lipca 2005 roku we wsi Berezka w Bieszczadach, w murach zniszczonej cerkwi greckokatolickiej odbyło się nabożeństwo celebrowane przez dwóch biskupów greckokatolickich – Włodzimierza Juszczaka i Piotra Krika, oraz 18 księży greckokatolickich i rzymskokatolickich. Uczestniczyli w niej m.in. Ukraińcy z Kanady, USA, Szwecji i Ukrainy. Poświęcony został krzyż i tablica upamiętniająca „tragiczne wydarzenia sprzed pół wieku”. W czasie II wojny światowej Berezka była ważnym ośrodkiem działalności Ukraińskiej Powstańczej Armii. Według polskich danych urzędowych ze stycznia 1945 r. we wsi zlokalizowany był jeden z głównych sztabów operacyjnych UPA, a w jej oddziałach walczyło 22 mieszkańców wsi (Aleksander Sałapata: Na skrzydłach tęsknoty; w: „Gazeta Bieszczadzka” nr 1 i 2 z 2006 r). Cerkiew Ukraińcy chcą odbudować. Tak jak zniszczoną cerkiew w Baligrodzie, oraz strawioną przez pożar 13 września 2006 roku cerkiew prawosławną w Komańczy. W ponad 90 procentach koszt odbudowy poniosą polscy podatnicy.
    W 2008 roku, przed Wszystkimi Świętymi, leśnicy uporządkowali wiele mogił i cmentarzy położonych na terenie lasów w Bieszczadach i na Pogórzu Przemyskim. W lasy „wrosło” kilkadziesiąt cmentarzy na terenach, z których po wojnie wysiedlono mieszkańców. Te dawne wiejskie nekropolie, wchłonięte obecnie przez las, są osobliwością naszego regionu i śladem po dawnych mieszkańcach. Znajdują się one na terenie nadleśnictw: Bircza (10), Komańcza (6), Cisna (3), Lutowiska (3), Lubaczów (2) i Baligród (1) (Edward Marszałek: Zapłonęły znicze na leśnych cmentarzach; w: „Gazeta Bieszczadzka”, nr 23/2008).
    Nacjonaliści ukraińscy w Bieszczadach wymordowali ponad 1800 Polaków, znacznie więcej na Pogórzu Przemyskim. W dniach 2 – 18 lipca 2006 roku w Bieszczadach zorganizowany zostal obóz dla mlodzieży pochodzenia ukraińskiego w wieku 12 – 18 lat. Ogłoszenie o naborze zamiesciło „Nasze Słowo”. Na obozie tym młodzież miała w programie m.in. „poznanie historii UPA”. Zapewne o rzeziach ludności polskiej dokonanej przez tę formację nie było ani słowa.
    Latem 2007 roku we wsi Hopkie gmina Łaszczów woj. lubelskie grupa mieszkańców uporządkowała zaniedbany cmentarz prawosławny. Wyznawców prawosławia w okolicy można policzyć na palcach jednej ręki, ale szacunek zmarłym się należy – tłumaczy Lucyna Winnicka, mieszkanka Hopkiego i radna gminy Łaszczów. /.../ Na uroczystość ponownego poświęcenia cmentarza prawosławnego w Hopkiem przybyli księża katoliccy i prawosławni. – To było naprawdę wzruszające – mówi Witold Charkiewicz, proboszcz parafii prawosławnej w Zamościu. – Niejedna łza wylała się podczas uroczystości. Bo odrestaurowanie tego cmentarza było wspaniałym, ludzkim odruchem (Bogdan Nowak: Uratowali cmentarz; w: „Dziennik Wschodni” z 6 października 2007).
    W rozmowie z ambasadorem RP na Ukrainie Jackiem Kluczkowskim („Myśl Polska” z 18 listopada 2007), redaktor Eugeniusz Tuzow-Lubański zapytał, jak wygląda sprawa polskich miejsc pochowku porozrzucanych po całej Ukrainie. Ambasador odpowiedział, że polska strona zrobiła wiele w tej sprawie, ale nie jesteśmy w stanie uporządkować wszystkich cmentarzy polskich. – A może trzeba podejść do tej sprawy na zasadach wzajemności? Wówczas ambasador stwierdził: Zasada wzajemności obowiązuje w stosunku do pochowku wojskowych. W sprawie pochowków cywilnych ta zasada nie działa. Polska nie oczekuje, żeby Ukraina finansowała te polskie miejsca spoczynku. Dlatego finansujemy cmentarze polskie na Ukrainie z własnych środków. Ale te cmentarze, na przykład na Wołyniu, musi ktoś pilnować...
    A przecież uroczystości w Pawłokomie odbywały się na miejscu „pochówku cywilnego” Ukraińców – co było rewanżem za zgodę na otwarcie „pochówku wojskowego”, czyli Cmentarza Obrońców Lwowa! Kto zgodził się na złamanie ustalonych zasad międzynarodowych? Bo cmentarze wojskowe chronione są prawem międzynarodowym. Trzeba było otwarcie powiedzieć, że nie można liczyć na respektowanie jakichkolwiek zasad i uzgodnień ze strony ukraińskiej, a nam bardzo zależy na otwarciu Cmentarza Orląt Lwowskich. Zresztą były następne takie „hucpy” polsko-ukraińskie.
    W Brodach na Ukrainie greckokatolicy mają kilka cerkwi, a rzymskokatolików usunęli siłą z kościoła, w którym odprawiali msze (Marcin Hałaś: Pojednanie bez prawdy; jw.). Ks. dr Michał Bajcar, proboszcz parafii pw. Podwyższenia Krzyża Świętego w Gródku Jagiellońskim od lat zabiega o przywrócenie do kultu kościoła w Komarnie (przedwojenny powiat Rudki). Piękna opustoszała świątynia niszczeje, a wierni zmuszeni są gromadzić się na modlitwie w cmentarnej kaplicy. Mówi on („Pasterka pod gołym niebem”; w: „Nasz Dziennik” z 23 grudnia 2008): Patrząc z perspektywy świąt i wielkiej radości związanej z tym czasem, kiedy spojrzymy na kościół w Komarnie, łzy same cisną się do oczu, a usta milkną w bólu i żalu. Od wielu lat jest to wielka, niezabliźniona rana Kościoła rzymskokatolickiego na Ukrainie, która wciąż krwawi. Jak bowiem inaczej nazwać fakt, że Ukraińcy mają dwie świątynie, a my – szczególnie w okresie świątecznym, kiedy jest więcej ludzi, którzy chcą się wyspowiadać – musimy się cisnąć w cmentarnej kaplicy. Trzeba się dużo modlić, przede wszystkim za tych ludzi, którzy przeszkadzają, bo to w nich tkwi przyczyna. Warto się też zastanowić, skąd u nich tyle niezrozumienia, zaciekłości, a może złości i dlaczegotak długo to trwa. Przecież z jednej strony ludzie ci uważają się za wierzących, modlą się, mają świadomość przynależności do cerkwi, sami obchodzą święta, z drugiej zaś patrzą obojętnie, jak obok stoi pusty kościół, widzą, że jest wspólnota, która nie może się modlić w swojej świątyni i nawet nie próbują tego zmienić. Jest to jakaś przedziwna tajemnica, co człowiek może zrobić ze swoim sumieniem... Jest niby wolna Ukraina, a nasza świątynia wciąż stoi zamknięta. Ktoś obok się modli, uważa się za wierzącego, a nie zadaje sobie pytania, dlaczego mój brat czy siostra nie mogą się modlić w godnych warunkach, a uroczystości Świąt Bożego Narodzenia są zmuszeni przeżywać niemal pod gołym niebem?
    Nocą z 13 na 14 czerwca 1944 roku na przemiesciach Komarna banderowcy zamordowali 50 Polaków, całe rodziny, „od niemowląt w kołysce po starców nad grobem”. 30-letniej Bronisławie Puter rozcięli głowę siekierą, 80-letniemu Antoniemu Białoszczyńskiemu obcięli ręce i przebili bagnetem piersi. Część Polaków spalili żywcem w budynkach. Po wysiedleniu ocalałych Polaków w latach 1945 – 1946, miejscowy murowany kościół parafialny został zamieniony na Archiwum i magazyn biblioteki (Siekierka..., s. 822; lwowskie).
    Po wojnie Kościół rzymskokatolicki na Ukrainie praktycznie przestał istnieć. W zachodniej części ocalało zaledwie trzynaście parafii-kościołów w sześciu województwach: lwowskim, tarnopolskim, stanisławowskim, czerniowieckim, wołyńskim i rówieńskim, gdzie pracowało tylko ośmiu kapłanów. Podobnie było za Zbruczem w centralnej Ukrainie, natomiast na wschodzie nie było żadnej parafii. Nieco lepsza sytuacja panowała na Zakarpaciu – tam ocalało ok. 40 świątyń. W całej Ukrainie nie było ani jednego biskupa, żadnego seminarium duchownego (Ks. biskup Marcjan Trofimiak: Kościół ma służyć wszystkim; w: „Nasz Dziennik” z 22 – 23 września 2007). Coraz częściej msze odprawiane są w języku ukraińskim, chociaż ich uczestnikami w zdecydowanej większości jest ludność pochodzenia polskiego, dla której liturgia w języku polskim jest bardzo ważna.
    Po posiedzeniu w dniu 10 lutego 2007 roku w Warszawie Związek Ukraińców w Polsce, przygotowując się do obchodów 60. rocznicy akcji „Wisła”, skierował on do Marszałka Sejmu pismo, w którym „wnosi” do „Pana Marszałka oraz całego Sejmu RP” o:
    1. Uznanie za bezprawną Uchwałę Prezydium Rady Ministrów Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 24 kwietnia 1947 roku w sprawie wysiedlenia ludności ukraińskiej, która usankcjonowała decyzję Biura Politycznego KC PPR z dnia 29 marca 1947 roku, oraz wszystkich późniejszych aktów prawnych władz polskich mających na celu utrwalenie skutków akcji „Wisła”.
    2. Uznanie za bezprawny dekret z dnia 27 lipca 1949 roku „O przejęciu na własność Państwa niepozostających w faktycznym władaniu właścicieli nieruchomości ziemskich położonych w niektórych powiatach województwa białostockiego, lubelskiego, rzeszowskiego i krakowskiego”, który pozbawiał ludność ukraińską prawa do ziemi, zabudowań oraz innych nieruchomości pozostawionych na ziemi ojczystej.
    3. Uznanie za bezprawny dekret z dnia 28 września 1949 roku o przejęciu na własność Skarbu Państwa mienia ukraińskich osób prawnych”.
    W styczniu tego roku Światowy Kongres Ukraińców w tej samej sprawie zwrócił się do ONZ, OBWE i UE. Do żądań Powiernictwa Pruskiego oraz roszczeń żydowskich dołączyli więc ukraińscy nacjonaliści, w tym działający w Polsce. Czy faszyści ukraińscy z OUN-UPA oraz SS „Galizien” – „Hałyczyna”, którzy wymordowali ponad 200 tysięcy cywilnej ludności polskiej i zagrabili jej majątek, a za zrabowane złoto i biżuterię (także wymordowanym Żydom) urządzili się dostatnio w Kanadzie, USA, Australii, Wielkiej Brytanii, zamierzają wypłacić jakieś odszkodowania Polakom? Czy Ukraińcy w Polsce proponują zwrot gospodarstw otrzymanych podczas przesiedlenia na tzw. Ziemiach Odzyskanych, bo chcą wrócić w „białostockie, lubelskie, rzeszowskie i krakowskie”? Domagają się kolejnych przesiedleń? A jaką „rekompensatę” proponują Polakom za dokonane ludobójstwo, za spalone całe polskie wsie, za terror i współpracę z okupantem niemieckim i sowieckim? O tym nie ma ani słowa w żadnych petycjach grupy ukraińskich szowinistów, realizujących „Uchwałę OUN” z 1990 roku.
    W marcu 2007 roku w Kijowie otwarta została wystawa „Ukraińska Powstańcza Armia: historia niezłomnych”. We wstępnej części m.in. napisano: „Trzeba podkreślić, że na terenach, gdzie walczyła UPA naród już dawno uznał powstańców – prawie w każdej wsi zachodniej Ukrainy można ujrzeć postawiony siłami gromady pomnik. Tu nadal pamiętają imiona tych bohaterów, którzy pochodzą z ich wsi. I do dziś nie tylko starsze pokolenie, ale i młodzież zawzięcie śpiewają powstańcze piosenki. /.../ Na wystawie w centrum Kijowa nie pokazano „bohaterów” UPA mordujących tysiącami polskie dzieci, kobiety i starców, bo to wg. kłamliwej wersji współczesnych nacjonalistów ukraińskich czyniło NKWD. Banderowcy nigdy nie mordowali Polaków, lecz wręcz przeciwnie, to podstępni Polacy mordowali nieskazitelnych wojaków UPA, którzy musieli się bronić (Eugeniusz Tuzow-Lubański: Gloryfikacja zbrodniczej UPA w stolicy Ukrainy; w: „Myśl Polska” z 1 kwietnia 2007).
    Gdy Kresowianie podjęli inicjatywę postawienia w Warszawie Pomnika Ofiar OUN-UPA, wnet pojawił się „list protestacyjny polskich intelektualistów” skierowany do Przewodniczącego Rady Miasta Stołecznego Warszawy, opublikowany w... ukraińskojęzycznym „Naszym Słowie”. Wśród protestujących znalazł się Andrzej Wajda, do którego wystosowała list Leokadia Ciaś-Tylenda, a opublikowany on został w gazecie „Myśl Polska” z 3 czerwca 2007. Pisze ona m.in.: Panie Andrzeju! Pod wyrokiem skazującym Pana Ojca podpisał się – dzisiaj potępiany – Józef Stalin. Pod wyrokiem skazującym mojego ojca podpisał się – dzisiaj hołubiony – Kłym Sawur. Pana Ojciec zginął w Katyniu w 1940 roku. Mój Ojciec zginął w Wierzbicznie, powiat Kowel, na Wołyniu w 1943 roku. Pana Ojciec został zastrzelony strzałem w tył głowy. Mój Ojciec został zarżnięty nożem, z towarzyszącymi morderstwu słowami: „riżte, riżte pomałeńku, bo to dobryj pan”. Pana Ojciec walczył w 1939 roku. Mój Ojciec walczył w 1920 roku. Pana Ojciec walczył pod wodzą Edwarda Rydza-Śmigłego. Mój Ojciec walczył pod wodzą Józefa Piłsudskiego. Nie wiem gdzie walczył Pana Ojciec. Mój Ojciec walczył na Wołyniu i pod Lwowem. Pamięć Pana Ojca okrywała tajemnica prze 50 lat. Pamięć mojego Ojca okrywa dalsze milczenie, choć mijają już 64 lata. Pana Ojcu zbudowano pomnik w Katyniu, w miejscu zbrodni. Prochy mojego Ojca leżą gdzieś na pastwisku w Wierzbicznie. Pan może złożyć kwiaty na (wspólnym) grobie Ojca. Ja nawet nie wiem gdzie szukać prochów mojego Ojca. Ekshumacja nie dała rezultatu. Pan buduje pomnik swojemu Ojcu w postaci filmu o Katyniu. Pan stawia sprzeciw budowie pomnika mojemu Ojcu. Pan każe mi przebaczyć „winowajcom”, aby nie siać nienawiści między narodami. Pan sam do tej pory nie przebaczył swoim „winowajcom”. Pan, bez mojej zgody, przeprosił za Operację „Wisła”, która zakończyła przelew krwi w Bieszczadach. Ja w tej sytuacji nie muszę już wybaczać i przepraszać. Pan uczynił to za mnie, jako Senator.
    Szanowny Panie Andrzeju! Dość tej wyliczanki. Pytam Pana tylko o jedno: dlaczego Pan dokonał podziału naszych Ojców. Mój Ojciec to równy, a Pana - równiejszy... Dlaczego buduje Pan pomnik swojemu Ojcu, a zakazuje Pan, abym ja zbudowała pomnik Ojcu mojemu?
    Pozostaje retoryczne pytanie: czy Andrzej Wajda na ten list odpisał?
    W tymże samym numerze „Myśli Polskiej” Zbigniew Małyszczycki , nawiązując do „Deklaracji prezydentów Polski i Ukrainy” („Co chciał osiągnąć Prezydent RP?”), wydanej z okazji 60. rocznicy Operacji „Wisła”, zadaje takie same retoryczne pytania prezydentowi Kaczyńskiemu: dlaczego Polacy mają dążyć do pojednania z OUN-owcami, skoro ci ostatni dopuścili się ludobójstwa, gdzie tylko sięgały podporządkowane im bandy? Tym bardziej, że pomimo upływu 60 lat od rozgromienia tych band nie przyznają się do popełnienia ludobójstwa i nie nazywają go złem. Zadaje też pytanie kardynałowi greckokatolickiemu Lubomyrowi Huzarowi: skoro odpowiada mu udział w uroczystości potępienia operacji „Wisła” jako zła, to czy potępił u siebie na Ukrainie inne, niewątpliwe zło polegające na wystawianiu pomników Banderze i banderowskim zbrodniarzom?
    Pod koniec czerwca 2007 roku w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach została poświęcona przez kard. Stanisława Dziwisza i kard. Lubomyra Huzara Kaplica Ukraińska, dedykowana pojednaniu polsko-ukraińskiemu. Liturgia odbyła się w rycie wschodnim.
    W „Gazecie Polskiej” z 8 października 2008 r. ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski podał, że greckokatolicki biskup Włodzimierz Juszczak z Wrocławia domagał się w liście do przesłanym także do nuncjusza papieskiego, usunięcia ze strony internetowej ks. Isakowicza-Zaleskiego listu prof. Bogusława Pazia, w którym opisał on tragedię swojej rodziny wymordowanej na Wołyniu. W komentarzu w następnym numerze „GP” stwierdził: Ja ze swej strony mogę do osób siejących nienawiść zaliczyć tych duchownych, którzy święcą pomniki Bandery oraz innych bandziorów i nacjonalistów, mających niewinną krew na rękach. Cerkiew, nie odcinając się wyraźnie od gloryfikacji ludobójców, schodzi na niebezpieczną drogę.
    Ks. Isakowicz-Zaleski w książce Przemilczane ludobójstwo na Kresach opisał m.in. rzeż ludności polskiej dokonanej w jego rodzinnej wsi Korościatyn pow. Buczacz, gdzie akcją ludobójczą kierował jeden z księży greckokatolickich ze swoją córką oraz z synem innego popa. W październiku 2008 roku greckokatolicki abp Jan Martyniak wysłał list do kard. Stanisława Dziwisza protestując przeciwko... publikacjom ks. Isakowicza. Stawia w nim też „pytanie”, czy „taki kapłan może pełnić funkcje kapłańskie”? Hierarcha greckokatolicki żąda, aby ks. Isakowicz zajmował się „sprawami kapłańskimi, a nie historią, która należy do historyków”. Dobrze byłoby, aby abp Martryniak zajął się sprawami kapłańskimi, a nie prowadził akcji politycznych w Polsce, tym bardziej przeciwko księżom katolickim. To przerażające, żeby greckokatolicki arcybiskup bronił śmiertelnych grzeszników z ludobójczych formacji OUN-UPA i nakazywał milczenie polskiemu kapłanowi przywracającemu pamięć pomordowanych okrutnie polskich katolików.
    Andrzej Zapałowski w „Myśli Polskiej” z 4 marca 2001 roku ujawnił, że greckokatolicki abp Jan (Iwan) Martyniak przybył z Ukraińskiej SRR (urodził się koło Starego Sambora) razem z matką i bratem z falą polskich repatriantów w 1946 roku „i z pewnością nie deklarował się jako unita narodowości ukraińskiej, gdyż Sowieci nie wypuściliby go”. Sowieci wyjątki robili, ale tylko dla swoich agentów.
    Podobny „donos” wystosował greckokatolicki arcybiskup wrocławsko-gdański Włodzimierz Juszczak. Ks. Isakowicz-Zalewski odpisał: Żenujące jest to, że za pomocą listów-donosów kierowanych do ks. kard. Stanisława Dziwisza władykowie bratniego obrządku katolickiego chcą zablokować wydawanie książek o ludobójstwie na Kresach. /.../ jako praprawnuk ukraińskiego księdza greckokatolickiego wstydzę się za tych władyków. Najsmutniejsze jest to, że władyka Juszczak pisze o pokorze, a sam w tej sprawie manifestuje swoją butę. A może publicznie przeprosiłby za tych swoich konfratrów, którzy byli kapelanami esesmanów z SS „Galizien” lub którzy, tak jak w Kutach czy w Korościatynie, mordowali wraz z banderowcami, sprzeniewierzając się kapłaństwu?

    Od czerwca do września 2007 roku trwała ukraińska hucpa nad niedopuszczeniem polskich ekip ekshumacyjnych w Bykowni na Ukrainie. Znajdują się tutaj szczątki części z 3.435 Polaków, głownie oficerów, policjantów i urzędników z tzw. listy ukraińskiej. Strona ukraińska chciała nagłaśniać tylko ofiary ukraińskie, pomijając inne narodowości, w tym Polaków.
    17 września 2007 roku w Symferopolu na Krymie odsłonięto pierwszy na Ukrainie pomnik poświęcony pamięci ofiar OUN-UPA. Nie wiadomo, czy polscy intelektualiści, którzy w liczbie 130 osób (w tym Andrzej Wajda) oprotestowali pomysł postawienia takiego pomnika w Warszawie, wysłali także protest do władz miasta Symferopola.
    8 lutego 2008 roku „Gazeta w Lublinie” (lokalny dodatek „Gazety Wyborczej”) w artykule Karola Adamaszka Nie zwracano uwagi na kobiety i dzieci oraz 9 lutego „Dziennik Wschodni’ w artykule Będzie ukraiński krzyż poruszyły sprawę postawienia krzyża upamiętniającego Ukraińców, którzy zginęli 10 marca 1944 roku podczas ataku AK na posterunek policji ukraińskiej oraz siły UPA koncentrujące się we wsi Sahryń pow. Hrubieszów do ofensywy na wsie polskie. „Gazeta w Lublinie” już w tytule kłamie, chociaż „ustami’ Mariusza Zajączkowskiego z lubelskiego IPN. Adamaszek stawia pytania typu” Czy ofiary mordu w Sahryniu zostaną upamiętnione? Pisze, że krzyż na cmentarzu rzymskokatolickim upamiętnić ma „śmierć ok. 200 ukraińskich cywili”. Nie chodzi mu o „ukraińskich cywili’, którzy „zmarli’ w Sahryniu. Nie podaje pełnej prawdy pisząc: Do wybuchu drugiej wojny światowej Sahryń był wsią polsko-ukraińską. W 1942 roku Niemcy wysiedlili z niej Polaków. Jest to klasyczna „półprawda” stosowana w „GW”: wysiedleń dokonali Niemcy posługując się w policją ukraińską. Dla „GW” w tym przypadku udział policji ukraińskiej nie jest istotny, a pisze o „ukraińskich ofiarach polskich partyzantów”. Jednakże, gdyby nie policja ukraińska i ukraińscy esesmani z Trawnik, Niemcy nie mogliby własnymi siłami w latach 1942 – 1943 przeprowadzić wysiedleń na Zamojszczyźnie. W Sahryniu nie znajdował się „posterunek ukraińskiej samoobrony” jak chce Zajączkowski, ale silny posterunek policji ukraińskiej, koncentrowały się oddziały UPA do ofensywy na wsie polskie planowanej na 16 marca 1944 (podczas ataku wyprzedzającego Polacy zdobyli dokumenty ukraińskie potwierdzające ten fakt), a także, oczywiście, jak w każdej ukraińskiej wsi, oddział samoobrony. Oddziały SKW z samoobroną nie miały nic wspólnego, wzmacniały UPA podczas napadów na wsie polskie dokonując okrutnych gwałtów, tortur i rzezi – głownie za pomocą siekier, noży, kos, sierpów, cepów, orczyków i innych narzędzi rolniczych. Ale o tym „GW” nie pisała i pisać nie będzie, bo nie można „siać nienawiści”. Natomiast „w imię prawdy’ pisała i pisać będzie o ukraińskich ofiarach, o Pawłokomie, Zawadce Morochowskiej, Piskorowicach i jeszcze kilku wsiach, na okrągło powtarzając ich nazwy, gdyż polskich odwetów było niewiele i ukraińskich ofiar niewiele. Będzie manipulować liczbą ofiar, zwiększając kilkakrotnie ukraińskie i zmniejszając kilkakrotnie (dla „równowagi”) polskie. Dlatego pisząc o Sahryniu nie wspomina, że dowódca AK wydal rozkaz nakazujący oszczędzanie ukraińskiej ludności cywilnej. Że po walce jednego partyzanta rozstrzelał osobiście przed frontem żołnierzy za złamanie tego rozkazu. Jest fałszem, że około 200 Ukraińców, którzy zginęli podczas ataku, to byli „ukraińscy cywile”. Zginęli policjanci oraz uzbrojeni członkowie UPA i tzw. Samoobrony. Od pocisków zginęło co najwyżej kilkunastu cywili, którzy uciekali i znaleźli się na linii ognia. Zdaniem „GW” zginęli tylko cywile, czyli policjanci ukraińscy i banderowcy pouciekali co do jednego? Oczywiście w tekście nie mogło zabraknąć Pawłokomy. Kompetentny dziennikarz stwierdza: Z rąk polskich żołnierzy zginęło tam wedle różnych szacunków ok. 400 ukraińskich cywili. Akurat „z rąk polskich żołnierzy” nie zginął tam ani jeden „ukraiński cywil”. Odwetowego rozstrzelania „wedle różnych szacunków” 80 lub 150 ukraińskich mężczyzn dokonali członkowie polskich samoobron z okolicznych wsi, którym „ukraińscy partyzanci” wymordowali wcześniej rodziny. Wymordowali nie przez rozstrzelanie, ale siekierami, nożami, piłami, sierpami itp., po gwałtach i torturach. Nawet nacjonaliści ukraińscy „uzbierali” mniej, bo tylko 366 ofiar (wśród nich były także osoby wówczas żyjące, np. przebywające na przymusowych robotach w Niemczech), redaktor „GW” potrafił ich przelicytować. O polskich ofiarach (w tym około 15 tysiącach na samej Lubelszczyźnie) w „GW” oczywiście nie ma ani słowa.
    Wszystko wskazuje na to, że manipulacje „GW” służyć mają jakiejś prowokacji, gdyż czas bolszewickiego terroryzmu propagandowego już minął, a jego skuteczność była odwrotna do zamierzonej.
    Notatka w „Dzienniku Wschodnim’ była krótsza i merytoryczna. Może w tym przypadku być wzorem informacji, a nie uprawiania propagandy. Do tego propagandy faszystowsko-ounowskiej, z jednoczesnym opluwaniem Polaków i Polski na wzór stalinowskich politruków, przybyłych na Kresy Polskie po 17 września 1939 roku.
    Na cmentarzu w Sahryniu pow. hrubieszowski stanie krzyż upamiętniający Ukraińców poległych podczas ataku żołnierzy Armii Krajowej na tę wieś w 1944 roku. To efekt rozmów, które wczoraj w Zamościu prowadzili wojewoda wołyński, lubelski oraz sekretarz generalny Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. – Nas nie zaproszono – denerwuje się Janina Kalinowska, szef Stowarzyszenia Polaków Pomordowanych na Wołyniu. – A gdy my chcemy upamiętnić nasze ofiary, spotykamy się na Ukrainie z niechęcią.
    Na Zamojszczyznę UPA wkroczyła na początku 1944 r. Poprzedzała ją zła sława z Wołynia. – Naszą wieś spalili, a Polaków wybili – wspomina 70-letnia pani Aniela z Tarnoszyna. – Zginęła wtedy moja babcia. Mężowi zabito mamę i 3-letniego brata. Takich wyczynów ma UPA na koncie bez liku. Oddziały tomaszowskiego i hrubieszowskiego obwodu AK przeprowadziły w marcu 1944 r. akcję odwetową. Główne uderzenie skierowano na zgrupowanie UPA w Sahryniu. W centrum wsi AK-owcy natknęli się na silny opór. Przełamali go m.in. po zarzuceniu granatami obrońców na cmentarzu i w cerkwi. Ile osób wtedy zginęło? Ukraińcy szacują, że nawet ok. 200, w tym kobiety i dzieci. Dlatego wystąpili o postawienie pomnika, który ma upamiętnić ofiary. Wczoraj ustalono, że będzie to krzyż. Treść napisu, który się na nim znajdzie, będzie wcześniej konsultowana ze stroną polską. – To porozumienie zawarto w spokojnej atmosferze – relacjonuje Małgorzata Tatara, rzecznik wojewody lubelskiego. Zamojscy weterani AK są rozżaleni. – Strona ukraińska powinna ustalić listę ofiar, a potem stawiać pomniki – mówi 84-letni Szczepan Mataja ps. „Sokół” z Tomaszowa Lub. – W Sahryniu byli też cywile, ale nie wiadomo, ilu zginęło.
    14 października 2007 roku prezydent Juszczenko odznaczył pośmiertnie jednego z największych zbrodniarzy XX wieku Romana Szuchewycza „Tarasa Czuprynkę” nagrodą państwową Bohatera Ukrainy. Szuchewycz od samego początku okupacji hitlerowskiej Ukrainy ściśle współpracował z władzami niemieckimi i działał wg ich rozkazów. O tym świadczą dziesiątki dokumentów z archiwów, o których nagle na Ukrainie „zapomniano” Szuchewycz był hauptmannem Abwehry, a trzeba pamiętać, że hitlerowcy ludziom bez żadnych „zasług” ich stopni wojskowych nie nadawali, szczególnie Ukraińcom (dr Adolf Kondracki: Prawdziwa twarz nacjonalistów ukraińskich; w: „Myśl Polska’ z 19 – 26 sierpnia 2007). Komandyrowi UPA Szuchewyczowi, który odpowiada za ludobójstwo dokonane na ponad 200 tysiącach cywilnej ludności polskiej „od niemowląt w kołysce do starców nad grobem”, w 2009 roku Lwów ma postawić pomnik. W mieście tym 15 października 2007 roku odsłonięto pomnik kolejnego ukraińskiego zbrodniarza, Stepana Bandery, „komandyra” OUN.
    W latach 2006 – 2007, pomimo intensywnego „jednania się” prezydenta Polski z prezydentem Ukrainy, strona ukraińska wprowadziła embargo na eksport polskiego mięsa, tym samym dołączając się do embarga rosyjskiego. Nie zastanowiło to ani prezydenta ani rządu RP. Nawet w sytuacji, gdy „Gazeta Wyborcza” z dnia 22 czerwca 2007 roku ujawniła w artykule „Andrzej Lepper i jego ukraiński pop”, a dzień wcześniej „Dziennik”, że: Chodzi o Mykołę Hinajłę, proboszcza ukraińskiej cerkwi prawosławnej we Włodzimierzu Wołyńskim i szefa lokalnej organizacji skrajnie nacjonalistycznego i antysemickiego Kongresu Ukraińskich Nacjonalistów. 2 marca ubiegłego roku Andrzej Lepper, wówczas „tylko” wicemarszałek Sejmu, mianował go swoim doradcą. /.../ Tymczasem wczorajszy „Dziennik” ujawnił, że sprawę kontaktów Leppera z Hinajłą bada ABW, która podejrzewa, że duchowny był w przeszłości oficerem sowieckiego wywiadu wojskowego – GRU. Według informacji „Gazety” działalnością Hinajły w Polsce interesowała się lubelska delegatura ABW, jeszcze zanim okazało się, że ma on kontakty z Samoobroną. – O. Hinajłę podejrzewano o związki z ukraińskimi służbami specjalnymi. Niepokojące były też głoszone przez niego nacjonalistyczne poglądy.
    Sytuacja kuriozalna: ukraiński pop, proboszcz parafii prawosławnej w stolicy Wołynia, skrajny ukraiński nacjonalista, to jednocześnie były oficer sowieckiego wywiadu wojskowego GRU, obecnie powiązany z ukraińskimi służbami specjalnymi. Kim więc jest naprawdę? Ile skrajnie nacjonalistycznych organizacji ukraińskich obecnie sterowanych jest przez agentów tajnych służb rosyjskich? Kompromitują one wolną Ukrainę narzucając jej na „bohaterów” faszystowskich ludobójców spod znaku OUN-UPA i SS „Galizien” – „Hałyczyna”. Jednocześnie rozrywają Ukrainę na „faszystowsko-banderowską” Zachodnią i „antyfaszystowsko-ojczyźnianą” Wschodnią. Czy aby były prezydent a obecnie premier Rosji Władimir Putin, z przeszłością oficera sowieckich służb specjalnych, nie toczy swojej gry kartami Julii Tymoszenko i Wiktora Juszczenki? Nie mógłby robić tego z Wiktorem Janukowyczem. Dlatego to Janukowycz jest groźniejszym przeciwnikiem dla Rosji Putina.
    Cytowany już wielokrotnie Eugeniusz Tuzow-Lubański, dziennikarz o polskich korzeniach z Kijowa, w „Naszym Dzienniku” z 23 stycznia 2008, w artykule „Byli czekiści rehabilitują OUN-UPA” pisze: W centrum prasowym byłego KGB, a teraz SBU (Służba Bezpieczeństwa Ukrainy) odbędzie się dziś konferencja poświęcona kwestii UPA w świetle dokumentów archiwum NKWD – KGB /.../ Czy niereformowane ukraińskie służby są w stanie przedstawić obiektywną historię ukraińskich nacjonalistów? Dotychczas SBU na polecenie władz ukraińskich wybiórczo przedstawiała dokumenty społeczeństwu. Niekorzystne materiały pozostają nieujawnione.
    W tym samym numerze „Naszego Dziennika”, dr Adolf Kondracki, historyk ukraiński polskiego pochodzenia, stwierdza: Pracowałem w archiwum SBU w latach 90. Całe stosy tomów archiwalnych udowadniały wtedy zbrodnie nacjonalistów ukraińskich spod znaku OUN-UPA. Szczególnie dużo odnajdywałem wówczas dokumentów dotyczących bestialskich zniszczeń całych wsi polskich na Ukrainie. Nie wiem, gdzie podziały się nagle te materiały archiwalne, mówiące o nieludzkich zbrodniach nacjonalistów ukraińskich.
    „Dziennik” z 13 listopada 2007 r podał: Miron Sycz, poseł PO z Warmii i Mazur, ma być pełnomocnikiem rządu Donalda Tuska do spraw ukraińskich. – To naturalna propozycja – mówi Sycz. – Znam osobiście m.in. prezydenta Ukrainy, dobrze orientują się w potrzebach i problemach Ukraińców.
    Sycz otwarcie przyznaje się do swojego ukraińskiego pochodzenia. Podczas zaprzysiężenia posłów jako jedyny nie był ubrany w garnitur, tylko ludową koszulę ukraińską. Kiedy był radnym warmińsko-mazurskiego sejmiku wojewódzkiego, podczas ślubowania „tak mi dopomóż Bóg” mówił zawsze po ukraińsku. Miron Sycz mieszka w Górowie Iławeckim. Na studiach zapisał się do PZPR. /.../ Na początku lat 90. Sycz był inicjatorem powstania Liceum z Językiem Ukraińskim w Górowie Iławeckim. Do 2007 roku był dyrektorem tej szkoły. W gabinecie powiesił replikę obrazu Ili Riepina „Kozacy piszą list do sułtana”, do którego pozowali nauczyciele liceum. Sam Sycz przestawiony został na nim jako hetman kozacki piszący tytułowy list.
    „Nasz Dziennik” z 22 lutego 2008 r w artykule Afera na „studniówkę” rządu pisał: Poseł Miron Sycz jako członek rady nadzorczej Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Olsztynie miał przyznać 40 tysięcy złotych dotacji Stowarzyszeniu Środkowoeuropejskiemu Centrum Szkolenia Młodzieży na budowę wiaty edukacyjnej, gdzie planowane są zajęcia m.in. dla młodzieży i pewnie nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że Sycz był założycielem stowarzyszenia, we władzach którego zasiadała jego żona. To jednak nie koniec. /.../ Ziemia, na której miała zostać wybudowana wiata, w chwili złożenia wniosku o dotację należała do Sycza, a Centrum Szkolenia Młodzieży nie miało do niej żadnych praw. Również sama budowa była nielegalna, bo działka nie była budowlana i została odrolniona dopiero po zakończeniu prac budowlanych i podpisaniu umowy z WFOŚGW. Co więcej, nie można wykluczyć, że wiata wybudowana z państwowych pieniędzy może w każdej chwili przejść na własność Sycza i posłużyć do innych celów, niż wcześniej zakładano. Sycz bowiem przekazał stowarzyszeniu działkę na zasadzie nieodpłatnego użyczenia, a umowa taka może być rozwiązana z końcem każdego roku po uprzednim trzymiesięcznym wypowiedzeniu.
    O sprawie tej pisał także tygodnik „Wprost” oraz dziennik „Rzeczpospolita”. Tygodnik „Wprost’ z 24 lutego 2008 r., w artykule „Dyskoteka posła Sycza” podał: Przed 1989 r. był członkiem ZSMP i otarł się także o PZPR. W wyborach samorządowych w 2002 r. dostał się do sejmiku warmińsko-mazurskiego z list SLD. Był jedną z kluczowych postaci układu polityczno-biznesowego, który rządzi tam od kilku lat. Sycz to także działacz mniejszości ukraińskiej. W regionie znany jest jako założyciel mieszczącej się w Górowie Iławeckiem szkoły z ukraińskim językiem nauczania. Sycz jest podejrzewany, że jako dyrektor taj palcówki przywłaszczył 40 tys. zł z kasy szkolnego sklepiku i antydatował dokument.
    Dziennikarz Michał Krzymowski podaje, że siedziba Środkowoeuropejskiego Centrum Szkolenia Młodzieży mieści się w domu Sycza. Przytacza też wypowiedź jednego z byłych współpracowników Sycza: Sycz mówił mi kiedyś, że latem chce tam zrobić dyskotekę. Grill, piwo, muzyka. Zawsze powtarzał, że w Górowie przydałaby się tancbuda.
    Sycz pochodzi z rodziny ukraińskiej przesiedlonej podczas operacji „Wisła”. Czy w jej wyniku może czuć się pokrzywdzonym? Jeżeli tak, to krzywdy dokonali komuniści, tymczasem Sycz wiąże się z organizacjami tychże krzywdzicieli (ZSMP, PZPR) i ich następcami (SLD, Stowarzyszenie „Ordynacka”). W tym „układzie polityczno-biznesowym” rządzi województwem od kilku lat, chwali się, że zna osobiście prezydenta Ukrainy Wiktora Juszczenkę i „dobrze orientuje się w potrzebach i problemach Ukraińców”. Jest posłem do Sejmu RP. Czy orientuje się „o potrzebach i problemach” Polaków? Jest nacjonalistą ukraińskim, czy demonstrowana przynależność do mniejszości ukraińskiej służyć mu ma tylko za parasol ochronny dla prywatnych krętactw biznesowych, gdyż podejrzewany jest także o okradzenie sklepiku szkoły ukraińskiej, czyli dzieci rodaków? Jednak można przypuszczać, że prokuratura z czasem wszystkie sprawy umorzy. Jego ojciec, Aleksander Sycz, był działaczem OUN i strzelcem sotni UPA „Mesnyki”. Po wojnie skazany został na karę śmierci, którą zamieniono mu na 15 lat więzienia.
    29 listopada 2008 roku w Olsztynie odbyło się sympozjum poświęcone 65. rocznicy ludobójstwa dokonanego przez Ukraińców na ludności polskiej Wołynia i Małopolski Wschodniej. Dwa dni wcześniej wojewodę warmińsko-mazurskiego Mariana Podziewskiego (PSL) odwiedził poseł Platformy Obywatelskiej Miron Sycz z grupą kilku osób ze Związku Ukraińców w Polsce. W wyniku nacisków (Sycz powoływał się na wicepremiera Grzegorza Schetynę), wojewoda wycofał swój patronat nad sympozjum oraz zakazał pracownikom Urzędu Wojewódzkiego wzięcia udziału w sympozjum nawet prywatnie. Na tym polega właśnie „pojednanie” polsko-ukraińskie, gdy w Polsce także rządzą dzieci banderowców.
    Ostatnio w Przemyślu zdemontowano część pomnika upamiętniającego zbrodnie ludobójstwa na Polakach na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej. Tymczasem w piątek na cmentarzu Orląt Lwowskich odsłonięto obelisk gloryfikujący UPA (Mariusz Kamieniecki: „Na kolanach wobec Ukrainy”, rozmowa z posłem do Parlamentu Europejskiego dr Andrzejem Zapałowkim; w: „Nasz Dziennik” z 26 listopada 2008). Oceniam to wydarzenie przede wszystkim w kategoriach prowokacji. Ponadto jest to wyraźna próba upokorzenia Polski. Fakt odsłonięcia pomnika UPA na historycznym cmentarzu przy grobach orląt lwowskich w obecności mera miasta jest działaniem, które nie mieści się w ramach naszej cywilizacji. To demonstracyjny i wyrafinowany sposób pokazania antypolskich fobii oraz chęć upokorzenia Polski i Polaków. /.../ Mam nadzieję, że prezydent RP Lech Kaczyński, który dzień po tym wydarzeniu uczestniczył w Kijowie w obchodach 75. rocznicy Wielkiego Głodu, nie wiedział o odsłonięciu pomnika we Lwowie. W innym przypadku jego udział w uroczystościach w Kijowie po takim wydarzeniu byłby po prostu skandalem.
    Podczas Wielkiego Głodu zmarło około 6 - 8 milionów osób, ale Ukraińcy nie chcą pamiętać, że wśród nich było około 1,5 miliona Polaków, głownie z Żytomierszczyzny.
    Związek Więźniów Politycznych i Represjonowanych, działający przy Związku Ukraińców w Polsce, wprost stwierdził, że budował i nadal będzie wznosić pomniki UPA na terytorium Polski. Jeden z tych „kombatantów” UPA zwrócił się do władz polskich o rozebranie w Przemyślu części pomnika ofiar ludobójstwa Polaków na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej i ta część pomnika, jakby na jego żądanie została rozebrana. Tymczasem powstają kolejne obeliski ku czci UPA. Jest to już nie tylko samowola budowlana, czyli wykroczenie, ale uczestnictwo w przestępstwie.
    Jesienią 2008 roku okazało się, że na stoku góry Chryszczata w Bieszczadach stoi pomnik ku czci UPA. Postawiony został prawdopodobnie latem przez Ukraińców z Kanady lub USA. Leśnicy tego faktu nie zauważyli, chociaż do jego budowy użyto dużych elementów stalowych i znacznej ilości cementu. Monument tworzą kamienny obelisk i siedem krzyży cmentarnych. Na obelisku widnieje tryzub i dwujęzyczny napis: „Cześć pamięci żołnierzom UPA poległym 23.01.1947 w walce z żołnierzami WP w obronie podziemnego szpitala. Cześć ich pamięci. Towarzysze broni” (Mariusz Kamieniecki: Pomnik UPA do rozbiórki; w: „Nasz Dziennik” z 14 stycznia 2009). Specjalna komisja powołana przez wojewodę podkarpackiego /.../ orzekła, że pomnik powstał nielegalnie. W tej sytuacji decyzja mogła być tylko jedna – rozbiórka. /.../ Nielegalnych upamiętnień ukraińskich nacjonalistów na Podkarpaciu jest co najmniej kilkadziesiąt. Ukraińcy zabiegają o kolejne. Jak zapewniła nas wicewojewoda podkarpacki Małgorzata Chonycz, w stosunku do wszystkich nielegalnych upamiętnień, niezależnie od tego, czy będą one polskie czy ukraińskie, zostaną podjęte kroki prawne, a w konsekwencji zostaną wydane decyzje o ich rozbiórce.
    Problem w tym, że niektóre „panteony chwały UPA” nielegalnie stoją już lat kilkanaście i jeszcze żaden z nich nie został rozebrany. I raczej hańba i głupota polskich urzędników doprowadzi do ich pośpiesznej „legalizacji”. Co najwyżej „w zamian’ za zgodę na postawienie krzyża na jakiejś zbiorowej mogile pomordowanej ludności polskiej na Ukrainie, a takich mogił są tam tysiące.
    Pod koniec czerwca 2008 roku strona ukraińska wyraziła zgodę na otwarcie postawionych w grudniu 2007 roku przez Polaków pomników we wsiach Ihrowica, Berezowica Mała, Płotycza i Szlachcińce w pobliżu Tarnopola, w których „partyzanci UPA” wymordowali ludność polską. W Szlachcińcach leży 120 Polaków pomordowanych 28 grudnia 1944 r. w sąsiedniej wsi Łozowa. Napad na Ihrowice miał miejsce w wigilijny wieczór 1944 roku, dokonał go kureń UPA pod dowództwem :Bystroho”, zamordowanych zostało 92 Polaków, w tym siekierami zarąbany został ksiądz Stanisław Szczepankiewicz. Główne uroczystości pośpiesznie zorganizowała strona polska 5 lipca 2008 r. w Ihrowicy. Walka ze stroną ukraińską o upamiętnienie polskich grobów trwała kilkanaście lat.
    W styczniowym numerze ukraińskiego „Naszego Słowa” działacz Związku Ukraińców w Polsce, znany z antypolskich publikacji Bogdan Huk w artykule „Nielegalne upamiętnienia polskie na Ukrainie”, powołując się na wysokiej rangi urzędnika administracji ukraińskiej Światosława Szeremetę, zarzucił stronie polskiej postawienie Ukrainy „przed faktem dokonanym zrealizowania nielegalnych prac związanych z budową upamiętnień polskich na terytorium Ukrainy” (Adam Kruczek: Berdychowska zamiast Przewoźnika?; w: „Nasz Dziennik” z 5 lutego 2009). Informacji, co to były za „upamiętnienia polskie”, nie podaje. Nie podoba mu się to, że na zbiorowych mogiłach widnieje zgodny z prawdą napis „zamordowanym”, a powinien brzmieć: „poległym śmiercią tragiczną” lub „tragicznie zginęli”. Andrzej Przewoźnik, sekretarz generalny ROPWiM stwierdził, że otrzymał od strony ukraińskiej wszystkie uzgodnienia, w tym dotyczące napisów. W udzielonym wywiadzie stwierdził on: Sprawa tych czterech upamiętnień ciągnie się od początku lat 90., kiedy to środowiska i rodziny ofiar zbrodni występowały do władz ukraińskich o upamiętnienie zbiorowych mogił swoich bliskich. Starania te zostały zmaterializowane dopiero dzięki temu, że zapisaliśmy je w protokole współpracy dwustronnej jako kolejne miejsca do upamiętnienia. Wystąpiliśmy wówczas do naszego odpowiednika po stronie władz ukraińskich i po wielu rozmowach, po długich negocjacjach uzyskaliśmy w końcu stosowne pismo wraz z kopią uzgodnień. /.../ Uzgodnienia dotyczyły także treści napisów, w tym niektórych sformułowań, które musieliśmy zmienić na prośbę strony ukraińskiej. /.../ Skądinąd wiadomo, że ta „afera’ pojawiła się w momencie, kiedy trwa dyskusja w sprawie powstałego bez jakichkolwiek uzgodnień symbolicznego upamiętnienia na Chryszczatej, a szerzej, pojawiających się ciągle nielegalnych upamiętnień ku czci OUN-UPA, upamiętnień powstałych z pominięciem prawa, bez uruchomienia jakiejkolwiek z istniejących procedur. Jest to fragment szerszej kampanii skierowanej przeciwko naszej instytucji, która podejmuje działania mające na celu upamiętnienia Polaków, którzy padli z rąk ukraińskich nacjonalistów z OUN-UPA, a jednocześnie odpowiada za realizację umowy dwustronnej. Te fakty to próba nacisku na instytucje państwowe i urzędników państwowych, którzy muszą podejmować wyjątkowo trudne, dotykające emocji ludzkich, decyzje. Dodam, próba nacisku prowadzona w wyjątkowo bezwzględny i brutalny sposób. Mogę tylko ubolewać, że tego rodzaju teksty ukazują się na łamach pisma finansowanego z pieniędzy polskiego podatnika. /.../ ...nie będę ustosunkowywał się do tej ekwilibrystyki słownej, jaką stosuje pan Huk. Nie mam zamiaru polemizować na tym poziomie, gdzie nieprawda i niekompetencja mieszają się z nienawiścią. Trzeba mieć naprawdę bardzo dużo dobrego samopoczucia, żeby obrażać ludzi, którzy zabiegają o to, aby groby ich bliskich zostały po kilkudziesięciu latach uporządkowane i upamiętnione. Pan Huk drwi z ludzi, którzy doświadczyli wyjątkowego okrucieństwa ze strony bojówek OUN-UPA. My nie zajmujemy się polityką i daliśmy wielokrotnie tego dowody. Zajmujemy się kwestią upamiętnienia ofiar wojny, którzy zginęli w wyjątkowo dramatycznych okolicznościach. Dotyczy to przede wszystkim Polaków, ale także Ukraińców.
    W 2008 roku Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji przyznało Związkowi Ukraińców w Polsce dotacje w wysokości 1 463 000 złotych, w tym na tygodnik „Nasze Słowo” 360 tysięcy złotych. Wszystkie organizacje polskie na Ukrainie w 2008 roku otrzymały dotacje w wysokości 380 tys. hrywien, czyli około 175 tys. zł. Państwo polskie wspiera jedną ukraińską organizację o profilu nacjonalistycznym w kwocie wielokrotnie przekraczającej wszystkie dotacje przyznane różnym organizacjom polskim na Ukrainie.
    Strona ukraińska uzurpuje sobie prawo nawet do narzucania Polakom przebiegu obchodów rocznicowych na grobach pomordowanej ludności cywilnej. Jednym z warunków podyktowanych stronie polskiej z okazji obchodów 65. rocznicy wymordowania około 1300 Polaków przez esesmanów ukraińskich z SS „Galizien” – „Hałyczyna” oraz UPA w Hucie Pieniackiej jest zapis, że „nie wolno podawać jako prawdziwych wersji wydarzeń niepotwierdzonych źródłami historycznymi”, a kolejny punkt nakazuje oddanie hołdu „wszystkim niewinnym ofiarom lokalnych konfliktów, które miały miejsce na Lwowszczyźnie w okresie II wojny światowej”. Wreszcie strona ukraińska domaga się od Polaków uzgadniania z nimi w przyszłości scenariuszy wszystkich podobnych obchodów (Eugeniusz Tuzow-Lubański: Ukraińcy chcą kontrolować obchody”; w: „Nasz Dziennik” z 14-15 lutego 2009). Podobne żądania stawiane były tylko przez reżim komunistyczny, i to w czasach stalinowskich. Do tej tradycji nawiązują obecnie nacjonaliści ukraińscy w „samostijnej” Ukrainie. Boją się prawdy? Sami żadnego z tych wymagań nie przestrzegają, ani nie podając „prawdziwych wersji wydarzeń”, ani nie składają hołdu „wszystkim niewinnym ofiarom” ani nie „uzgadniają” swoich scenariuszy obchodów. Z cywilizowanym państwem nie ma to nic wspólnego.
    „Nasze Słowo” stanowi lekturę w szkołach ukraińskich na terenie Polski, młode pokolenia Ukraińców są więc systematycznie „urabiane” antypolsko, w duchu faszystowsko-nacjonalistycznej ideologii Doncowa, w duchu gloryfikowania zbrodniczych formacji terrorystycznych OUN-UPA. Już raz tej ideologii młodzież ukraińska uległa.
    Dr Lucyna Kulińska w wywiadzie dla „Naszego Dziennika’ z 11 lipca 2008 roku stwierdza: Jeśli ideologia OUN-UPA zatriumfuje na całej Ukrainie (zachodnia już opanowała niemal bez reszty), będziemy mogli sobie pogratulować – beznadziejnej krótkowzroczności. Tu nie tylko o partnerstwie, ale o jakiejkolwiek współpracy mówić nie będzie można. Wyrasta pokolenie uczone na tej samej literaturze, która doprowadziła do ludobójstwa Polaków! Napawa przerażenie3m myśl, że ogarnięty tą faszystowską ideologią i na nowo nieprzewidywalny politycznie kraj zostałby uzbrojony po zęby przez NATO. Czy jednak ta straszna wizja jest tak nierealna? Wszak roszczenia nacjonalistów ukraińskich mówią m.in. o zwrocie „zagarniętych’ 19 powiatów dzisiejszej Polski, tzw. Zacurzonii. Związek Ukraińców w Polsce stanowiący główną agendę ukraińskich szowinistów w Polsce stale przypomina o tym swoim czytelnikom. Na razie w swych żądaniach „ograniczają się” tylko do odszkodowań za przesiedlenia do poniemieckich domostw, ale... Ciekawe byłoby pytanie: dlaczego polskie władze nigdy nie próbowały nawet oszacować strat polskiej ludności kresowej wynikłych z ludobójstwa, grabieży i zniszczenia mienia dokonanego przez OUN-UPA. Jeśli członkowie tych organizacji są teraz oficjalnie uznanymi kombatantami, bohaterami nowej Ukrainy, to państwo to musi wziąć na siebie o0dpowiedzialność za ich zbrodnie. Gdyby byli potępieni, a ich czyny uznane za zbrodnicze – to zupełnie co innego.
    Włodzimierz Paźniewski po wizycie we Lwowie pisał w „Rzeczpospolitej” z 13 –14 września 2008 roku: Gorączka ideologii, wiecowi fanatycy wykrzykujący w pobliżu pomnika Szewczenki z ogniem w oczach: Wełyka Ukraina od Kawkaza do Lublina!, jakoś zupełnie nie pasują do tego miasta wielu narodów, języków, kultur i religii. /.../ Strona ukraińska wcale się do pojednania aż tak bardzo nie garnie. Mało tego, nasze wspólne dramatyczne dzieje są na Ukrainie nadal skrupulatnie i urzędowo fałszowane. A przecież na kłamstwach nie da się zbudować niczego trwałego.
    Dr Grzegorz Motyka opracował „Teki edukacyjne IPN. Stosunki polsko-ukraińskie w latach 1939 – 1947” przeznaczone dla szkół polskich. Ma się wrażenie, że teki te przygotowali propagandyści banderowscy. W czterech numerach tygodnika „Myśl Polska”, od 17-24 sierpnia do 21 września 2008 r. prof. Józef Wysocki dokonał ich analizy wykazując manipulacyjne, a często wręcz kłamliwe tezy. Takiej zafałszowanej historii mają uczyć się młode pokolenia Polaków, a zafundował im to polski Instytut Pamięci Narodowej.
    Rafał A. Ziemkiewicz w artykule „Myśmy wszystko zapomnieli’ („Rzeczpospolita” z 26-27 kwietnia 2008) stwierdza: Godząc się na fałszowanie historii i spychając zbrodnie w niepamięć, czynią Polacy rzecz podwójnie godną najwyższego potępienia. Haniebną – bo zbrodnia domaga się prawdy, a pojednanie nie jest żadną wartością, gdy opiera się na kłamstwie. Ale także głupią, bo odrodzenie tradycji ukraińskiego nacjonalizmu spod znaku OUN i wzrost jego znaczenia na ukraińskiej scenie politycznej to scenariusz bardzo i dla nas, i dla całego regionu niekorzystny. Przykładając więc rękę do jego rehabilitacji, działamy wbrew żywotnym interesom naszego państwa. /.../ Obecność w życiu politycznym Ukrainy pogrobowców Bandery to wymarzony argument dla Rosji i wystarczający powód zatrzaśnięcia przed Ukrainą drzwi do Unii Europejskiej i NATO, czemu podobno chcemy przeciwdziałać. Tchórzliwe chowanie się za frazesami o wzajemnych winach i „tragicznych wydarzeniach” nie prowadzi do niczego.



    Zakończenie


    Jest taki dowcip: przychodzi baba do lekarza – okulisty i nie może przeczytać z tablicy żadnej litery. – Oj, niedobrze z pani wzrokiem – mówi lekarz. A na to baba: - Eee, gdzie tam! Wzrok to ja mam dobry, ino czytać nie umiem.
    Podobna „diagnozę” stawiają „lekarze” zajmujący się „leczeniem” relacji polsko-ukraińskich. Polscy politycy oraz poprawni politycznie polscy historycy i publicyści twierdzą, że Ukraińcy mają problem z zobaczeniem swojej zbrodni ludobójstwa dokonanej na cywilnej ludności polskiej na Kresach Południowo-Wschodnich z tego powodu, że Polacy im je pokazują (piszą o tym, chcą stawiać krzyże na mogiłach pomordowanych swoich rodzin itp.). Wystarczy więc, że Polacy zaczną te zbrodnie ukrywać, a Ukraińcy natychmiast je zobaczą (przeproszą, zgodzą się na ekshumację ciał pomordowanych leżących do tej pory w chaszczach i zagajnikach i na godny pochówek na cmentarzu, z krzyżem na grobie).
    Tymczasem prawda jest taka, że ukraińskie środowiska nacjonalistyczne, zarówno na Ukrainie jak i w Polsce, po prostu nie umieją „czytać”. Widzą natomiast bardzo dobrze, a ich „wizje” są porażające. Swoich największych bohaterów narodowych widzą w postaciach, które historia zalicza do największych zbrodniarzy XX wieku, jak Stepan Bandera, Roman Szuchewycz „Taras Czuprynka”, Dmytro Kljaczkiwśkyj „Kłym Sawur”, Wasyl Andrusiak „Rizun”. Faszystowskich ukraińskich esesmanów z SS „Galizien” – „Hałyczyna” fetują jako wyzwolicieli Ukrainy. Barbarzyńskich ludobójców z OUN-UPA-SKW uznają za „formacje narodowo-wyzwoleńcze” – zapewne dlatego, że „wyzwoliły” one kresowe ziemie II Rzeczpospolitej z „okupantów Żydów i Polaków”. Żydów „usunęli’ będąc jeszcze na służbie niemieckiej w formacjach policji ukraińskiej, Polaków za jawną akceptacją Niemców i cichą Sowietów. Jeżeli ktoś ludobójstwo dokonane na ludności polskiej na Kresach nazywa „depolonizacją”, to analogicznie w stosunku do ludności żydowskiej powinien używać terminu „deżydzizacja”. W przeciwnym razie jest zwykłym oszustem intelektualnym. Oprawca w większości był ten sam, zmienił tylko mundur policjanta na czapkę z tryzubem.
    Gdzie jest tutaj humanizm, prawa człowieka, pokój, wolność, sprawiedliwość... Pojęcia „grzechu” ukraińscy nacjonaliści nie umieli „wyczytać” nawet z Ewangelii. Cóż zresztą dziwić się „zwykłym” chłopom ukraińskim idącym „wyrizać Lachiw”, jeżeli Dekalogu Bożego nie umieli „czytać” ich duchowni, zarówno prawosławni jak i greckokatoliccy. I mają z tym problem do dnia dzisiejszego. Za to doskonale znali „Dekalog ukraińskiego nacjonalisty”. Tam „nie zabijaj”, „nie kradnij”, „nie cudzołóż”, zamienione zostało na: „nie zawahasz się wykonać największej zbrodni”, „nienawiścią i podstępem będziesz przyjmować wroga Twojej Nacji”, „będziesz dążyć do poszerzenia siły, chwały, bogactwa i przestrzeni Państwa Ukraińskiego drogą ujarzmiania cudzoziemców”. Dlatego „nie zabijaj” zamienili na okrutne rzezie bezbronnej cywilnej ludności polskiej, „nie cudzołóż” na okrutne gwałty torturowanych i okaleczanych polskich dziewcząt i kobiet, „nie kradnij” na zagarnianie ziemi i dobytku wymordowanych rodzin polskich. Nawet przykazanie „czcij ojca swego i matkę swoją” zamienili na „zariż matkę Laszkę i ojca Lacha”. A co jest obecnie z przykazaniem „nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu twemu”?
    Amerykański psycholog prof. Philip Zimbardo, zajmujący się psychologia zła, terroryzmu i dehumanizacji, twierdzi, że to systemy oferują wielkie kłamstwo, czyli ideologie, która dostarcza usprawiedliwienia dla angażowania się w zło, w zbrodnicze działania. Padają wówczas racjonalne na pozór uzasadnienia. Może to być „walka klas”, „czystość rasy”. Było nią hasło „Ukraina czysta jak szklanka wody”. Zbrodnia zaczyna się od „dehumanizacji” innych ludzi, „odmieńców”. Najpierw robi się z nich wrogów, potem przedmioty, bestię, którą nienawidzimy i którą gardzimy. Tworzy się w ten sposób swoistą „kataraktę w sumieniu”, gdyż obraz rzeczywistości jest zniekształcony, system norm i wartości jest wypaczony. Kiedy inni stają się robactwem, można ich masowo mordować. Od września 1939 roku popi po cerkwiach głosili przypowieść o „polskim kąkolu w ukraińskiej pszenicy”. Kąkol z pszenicy należy „usunąć”. Do tego celu święcili ukraińskim „żniwiarzom” sierpy, kosy, noże, siekiery. A „pańską Polskę” zakopywali w mogiłach podczas uroczystych nabożeństw. Państwa Polskiego nie było i miało już nie być, a Polaków jako kąkol należało wyrżnąć. To kler greckokatolicki i prawosławny umożliwił szowinistom z Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów zawładnąć umysłami ukraińskich chłopów, często analfabetów, którzy umieli tylko „czytać” z ust swoich duchownych. Potem doszła, zgodnie z doktryną Dmytra Doncowa, „dyktatura elit” nad „bydłem”, realizowana przez Służbę Bezpieky. Jej ofiarą padło około 80 tysięcy Ukraińców, którzy nie zaparli się swojego chrześcijańskiego sumienia. I zapewne to o nich mówił greckokatolicki arcybiskup Szeptycki w swoim przesłaniu „Nie zabijaj”, jednocześnie zgadzając się, aby jego kapłani byli kapelanami w SS „Galizien” oraz prowadzili rizunów i sekirnykiw (siekierników) z UPA-SKW na rzeź wiosek polskich, aby zabijali swoich „braci w wierze”, bo także chrześcijan.
    O istocie „konfliktu polsko-ukraińskiego” w okresie międzywojennym świadczy powszechność małżeństw polsko-ukraińskich. Zawieranych przecież z miłości, a nie nienawiści, przy akceptacji rodzin. Większość tych rodzin została potem wymordowana przez „powstańców ukraińskich”. Na wzór nazistowskiej „czystości rasy”, tym razem ounowcy przeprowadzili akcję „czystości nacji”.
    Ze środowiskiem ukraińskich nacjonalistów nie jest możliwe prowadzenie dialogu. Oni przepojeni są doktryną Doncowa i swoim nacjonalistycznym „katechizmem”. Z szatanem chrześcijanin nie prowadzi się dialogu. A jeśli nie jest się chrześcijaninem, to albo przyjmuje się wiarę w „Biblię szatana”, albo się go ignoruje. Natomiast kolaboracja z szatanem nigdy nie kończy się dobrze dla kolaboranta. Nie można oczekiwać, że szatan potępi zbrodniarzy, swoje sługi.
    Podobno relacje polsko-ukraińskie my, Polacy, mamy omawiać z perspektywy „poprawności politycznej”. A Ukraińcy, począwszy od prezydenta Wiktora Juszczenki? Dla nich jedynie poprawna ma być gloryfikacja zbrodniarzy z OUN-UPA-SB-SKW-UNS i SS „Galizien”? Ofiara nadal ma być ofiarą, a kat katem? Nacjonaliści ukraińscy nie uwzględniają w swoich działaniach „geopolitycznego” położenia Ukrainy. Oni nie boją się Rosji. To my mamy zapewniać im bezpieczeństwo bycia suwerennym państwem? Zapomnieć o ofiarach, udawać, że ich nie było? Zgodzić się z ich retoryką, że może i zabili iluś tam Polaków, ale „tak trzeba było”.
    Ludobójstwo na ludności polskiej na Kresach trwa nadal. Dokonują go politycy, historycy i publicyści ukraińscy oraz część polskich. Ma ono wymiar moralny i polityczny.
    Polega ono na fałszowaniu historii, relatywizowaniu zbrodni, zgody na budowanie panteonów chwały ludobójcom z OUN-UPA, i to nawet w Polsce. Często „ukraińscy partyzanci’ po rzezi nie pozwalali ocalałym Polakom na pochowek pomordowanych ich najbliższych osób. Obecnie władze Ukrainy nie pozwalają na odnalezienie tych „dołów śmierci”, ekshumacje szczątków i pochowanie na cmentarzu, z krzyżem nad mogiłą. Jest to ta sama „rizuńska” mentalność. Jest to materialna forma ciągłości ludobójstwa. Ono dla tych ofiar i ich rodzin trwa, ale także trwa dla nas, jako ich rodaków.
    Polega ono na wychowywaniu dzieci i młodzieży ukraińskiej w przekonaniu, że Stepan Bandera i Roman Szuchewycz są chwałą „samostijnej” Ukrainy, a OUN-UPA i SS „Galizien” – „Hałyczyna” bohaterskimi formacjami walczącymi o jej niepodległość. Nigdzie młodzież ta nie wyczyta, że miała to być Ukraina faszystowsko-nacjonalistyczna, utworzona na wzór III Rzeszy Niemieckiej, wyłącznie ounowska, z wodzem dyktatorem. Nie pogodzi się więc z faktem, że jej ojcowie i dziadowie mają na rękach krew ponad 200 tysięcy cywilnej ludności polskiej, w tym kilkadziesiąt tysięcy dzieci w ich wieku. Zamordowanych niebywale okrutnie, nasadzanych na kołki w płocie, rozrywanych na pół za nogi, krzyżowanych na ścianach domów, palonych żywcem.... Dlatego ta młodzież, zindoktrynowana zafałszowaną historią, tak ochoczo paraduje po ulicach Lwowa i Tarnopola ubrana w „upowskie” mundurki i śpiewa „partyzanckie” piosenki „Smert’, smert’ smert’ Lacham...”. A przecież Ukrainie nie brakuje prawdziwych bohaterów. Należy do nich chociażby 80 tysięcy Ukraińców wymordowanych przez swoich rodaków, banderowskich faszystów z OUN-UPA.
    Polega ono na stawianiu pomników zbrodniarzom z OUN-UPA i SS „Hałyczyna”, nadawaniu ich imieniem ulic, szkół, urządzaniu wystaw i różnych uroczystości „ku czci”, produkowaniu filmów, itp. Także na przerzucaniu win z kata na ofiarę, na nieustannych hucpach czynionych przez Związek Ukraińców w Polsce, „Nasze Słowo”, „Gazetę Wyborczą”. Na nieustannym „jednaniu” się prezydentów Polski i Ukrainy, w którym brakuje prawdy i podstawowych zasad uczciwości.
    Skutkiem naszej zgody na polityczne i moralne kontynuowanie ludobójstwa jest faszyzacja Ukrainy, a właściwie „ounizacja”, która jest ukraińską odmianą faszyzmu. Groźną dla Polski, groźną dla Europy.

Opracowanie :


Iwona Kopańska - Konon
www.ludobojstwo.pl

Publikowane za zgodą autorów.
Za: http://www.stankiewicze.com/ludobojstwo/zaglada_kresow.html