Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 

Felieton  •  Gazeta internetowa „Super-Nowa” (www.super-nowa.pl)  •  1 grudnia 2010

Hałaśliwe koncentrowanie uwagi opinii publicznej przez media wokół ogólnopolskiego konkursu na obsadę ponad 40 tysięcy synekur, zwanego wyborami samorządowymi sprawiło, że mało kto zwrócił uwagę na zakończony 18 listopada w Niepokalanowie pod Warszawą kolejny trzydniowy Ogólnopolski Zjazd Księży Egzorcystów. Wzięło w nim udział ponad 100 uczestników, przede wszystkim z Polski, ale również z Litwy, Białorusi i Stanów Zjednoczonych. Tymczasem był to już drugi zjazd w tym roku – a już w lutym przyszłego roku planowany jest następny, a poza tym - również samych egzorcystów jest w Polsce coraz więcej. Przez ostatnie 10 lat ich liczba wzrosła z 30 do ponad 100. Oczywiście w porównaniu do liczby osób ochrzczonych w Kościele katolickim, których w Polsce jest około 33 milionów, setka egzorcystów nie wydaje się liczbą wielką, ale warto zwrócić uwagę nie tylko na to, że ten trzykrotny wzrost liczby egzorcystów dokonał się na tle notowanego od 1982 roku spadku liczby osób regularnie uczestniczących w niedzielnych Mszach świętych – w 2008 roku tylko niewiele ponad 40 procent - oraz spadku tzw. comunicantes, czyli przystępujących w każdą niedzielę do Komunii – w 2008 roku zaledwie ok. 16 procent – a przede wszystkim na to, że według zgodnej opinii uczestników niepokalanowskiego Zjazdu – mają oni coraz więcej pracy.

Wydawać by się mogło, że w sytuacji, kiedy znaczna część ludzi odwraca się od religii, kiedy w naszym społeczeństwie coraz większy odsetek zaczynają stanowić „młodzi, wykształceni, z wielkich miast”, co to na widok krzyża doznają napadów wesołości, no i w ogóle – europejsy, które do „średniowiecza”, będącego wszak jednym z symptomów „wiochy”, mają taki sam lękliwy dystans, jak syn szatniarza do podawania komuś płaszcza - egzorcyści powinni mieć coraz mniej do roboty. Tymczasem jest akurat odwrotnie, więc warto by się nad tym paradoksem pochylić, by go sobie rozebrać z uwagą. Wygląda bowiem na to, że z jakichś tajemniczych powodów na terenie Polski diabły nadzwyczaj się zaktywizowały, co sprawia, że pojawia się coraz więcej opętanych, którymi siłą rzeczy musi zajmować się coraz więcej egzorcystów. Oczywiście „młodzi, wykształceni, z wielkich miast” w żadne diabły, ma się rozumieć, nie wierzą, ale paradoksalnie – jak to zawsze, gdy ma się do czynienia z diabłami – właśnie to może czynić ich specjalnie podatnymi na opętanie. Jak bowiem pouczał adepta piekielnego stary diabeł w „Listach starego diabła do młodego” – najważniejszą rzeczą jest przekonanie durniów, że diabły nie istnieją. Jeśli to się powiedzie, to dalsze kuszenie jest już sprawą dziecinnie łatwą.

Z podobnym zjawiskiem mamy zresztą do czynienia również w dziedzinie polityki. Na przykład „maleńcy uczeni” z „Gazety Wyborczej” podają do wierzenia swoim czytelnikom że spiskowa teoria to bzdura – chyba, że redaktor Michnik udzieli im dyspensy na uwierzenie, że przyjście doń Lwa Rywina ze sławną propozycją korupcyjną było elementem straszliwego spisku wymierzonego w spółkę „Agora” – dzięki temu czytelnicy owi myślą, że np. manifestacja 40 „antyfaszystowskich” organizacji 11 listopada to był pełny spontan i odlot – podczas gdy właśnie dowiedziałem się, że 10 listopada ze Sztokholmu wyleciał na tę manifestację do Warszawy cały samolot antyfaszystów, którzy po powrocie opowiadali, jak to w Warszawie spotkali znajomych z Niemiec, Francji, słowem – europejsów z wszystkich krajów. Zamiast jednego Stefana Michnika – cały samolot. Ano – dobre i to. Więc wprawdzie „młodzi, wykształceni” za żadne skarby nie przyznają się do najmniejszych wątpliwości w sprawie istnienia diabłów, ale za to późnym wieczorem, kiedy już pani red. Justyna Pochanke, albo nawet sama Monika Olejnik powie, co właściwie tego dnia myślimy, wpatrują się w ekran, na którym tłuściutka pani wróży im z kart „dla ciebie, dla domu, o czym nie wiesz, co być może, co być musi, co twe serce zaspokoi”. Skoro stacje telewizyjne, w stosunku do których istnieją poszlaki, iż zostały założone przy udziale razwiedki i z udziałem pieniędzy z jej czarnej kasy, zatrudniają wróżki, to nieomylny to znak, że i „młodzi, wykształceni” w coś tam jednak wierzą. Bowiem wprawdzie „życie jest formą istnienia białka, ale w kominie coś czasem załka” – jak do słów Agnieszki Osieckiej śpiewali za pierwszej komuny „Skaldowie”.

Ciekawa rzecz, że całkiem podobne rzeczy działy się w Polsce w wieku XVIII, kiedy to nawet wolterianin i ateista Tadeusz Czacki herbu Świnka, przy którym nasi „młodzi wykształceni” słusznie mogliby uchodzić za cepów, w dziele wyszydzającym czary i zabobony, wydanym już w roku 1801, jako człowiek sumienny, uczciwie informuje, iż „powinność pisania prawdy każe wyrazić, że w czasie powietrza w 1770 roku żywą upiorzycę na Ukrainie spalono” – i dalej komentuje: „Wyznajmy prawdę, że dwie ostateczności: lekkowierność i niedowiarstwo, zbyt są zbliżone ze sobą”. Otóż to! Miłujący jasność myśli Francuzi – nie ci dzisiejsi, bo większość dzisiejszych francuskich filozofów to żydowscy blagierzy i tandeciarze, słowem – umysłowy Scheiss – ale Francuzi dawniejsi (ce qui n’est pas claire, n’est pas francais – co nie jest jasne, nie jest francuskie) mówili to samo: les extremes se touchent, co się wykłada, że przeciwieństwa się stykają. Znaczy – „młodzi, wykształceni” to nadchodząca postać współczesnej ciemnoty. A trzeba nam wiedzieć, że nic ma nic gorszego, niż ciemnota mniemająca, iż jest oświecona. Zwyczajna ciemnota wie, że jest ciemna i - zdając sobie sprawę z rozmiarów własnej ignorancji – jest ciekawa świata i chłonna, podczas gdy ciemnota oświecona tego nie wie i myśląc, że zjadła wszystkie rozumy, ma skłonność albo do pogardzania wszystkim, czego nie może pojąć, albo do „lekkowierności”, o której wspomina Tadeusz Czacki. Czyż popularność wszystkich „Kodów Leonarda da Vinci” i temu podobnych „mądrości etapu” nie jest wystarczającym tego dowodem?

Dowodem, a zarazem chyba wystarczającym powodem tej nadzwyczajnej aktywizacji diabłów w naszym nieszczęśliwym kraju. Już sam wysyp „młodych, wykształconych” stanowiłby dla Piekła wystarczającą zachętę do desantu na Polskę, a cóż dopiero, gdy nawet osoby o zatwierdzonym administracyjnie statusie intelektualistów nie wypadają lepiej? Oto któregoś wieczoru wysłuchałem w TVN Religia dyskusji między panem Jarosławem Makowskim, absolwentem jakichści akademii wszelkiej scjencyi pełnych, a księdzem Johnem Jenkinsem z Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X, „w cywilu” fizykiem atomowym. Chociaż redaktor prowadzący z rzadka tylko pozwalał księdzu Jenkinsowi dojść do głosu, to i tak kontrast między jasnością i precyzją jego wypowiedzi, a elukubracjami pana Makowskiego był porażający tym bardziej, że z biogramu w internecie dowiedziałem się, że ten ostatni nauczał jakieś biedne dzieci filozofii. Niech Bóg ma je w opiece, zwłaszcza w sytuacji, kiedy już trochę więcej wiemy o przyczynach, dla których diabły szczególnie uwzięły się na nasz nieszczęśliwy kraj. Na pochyłe drzewo wszystkie kozy skaczą – a przecież diabeł nie bez kozery przedstawiany jest w ikonografii, zaś na Łysej Górze nawet podobno objawiał się - właśnie w postaci kozła. A z kolei - czyż nasz nieszczęśliwy kraj, który „Niemcy trapią” i któremu „Żydzi radzą” nie przypomina drzewa chylącego się ku upadkowi?

Stanisław Michalkiewicz


Za: http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1847

 

Nadesłał: Polska Prawda