Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

W mitologii greckiej uosobieniem zdrady była Apate, córka Nyks, czyli nocy i ciemności. Nasza polska Apate także z ciemności wiedzie swój rodowód, urodziła się w mroku duchowej rozpaczy i zamętu.

To straszne słowo znów przewija się w debacie publicznej. Tym razem w związku z przebiegiem rokowań w sprawie dyslokacji imigrantów w UE. Wszelako w ciągu ostatnich lat, a nawet dziesięcioleci powraca regularnie. Ujawnia głębokie rozdarcie dręczące polską psyche.

Pojęcie zdrady, rozpaczliwie konkretne podczas wojny i w powojennym dziesięcioleciu, traciło swoją dobitność i wyraziste kontury, w miarę jak w PRL-u triumfowała „nasza mała stabilizacja”, szerzył się konformizm, relatywizm i zwykłe cwaniactwo. Po wprowadzeniu stanu wojennego termin na powrót znalazł się w powszechnym użyciu, odzyskał złowrogą esencjonalność.

Białe jest czarne

„Zdrada, zdrada, zdrada/Podstępne zimne oczy gada/Zdradzone wszystkie ideały/Białe jest czarne, czarne jest białe” – śpiewał zespół Manaam na płycie „Nocny patrol”, która w 1983 r. biła rekordy popularności. Rok później sąd wydał wyrok śmierci na Ryszarda Kuklińskiego za zdradę ojczyzny, co rozpoczęło ogólnonarodową dyskusję nad moralną kwalifikacją poczynań pułkownika. Ciągnęła się ona jeszcze długo po 1989 r. Zapomina się dzisiaj, jak wielu ludzi, skądinąd patriotów i antykomunistów, gubiło się w rozterkach i sprzecznościach, nim Kuklińskiemu przyznano wreszcie status bohatera, uwalniając zarazem od zarzutu zaprzaństwa.

 

Tymczasem słowo „zdrada” pojawiało się w coraz to nowych kontekstach. Już u zarania niepodległości mówiło się o zdradzie Okrągłego Stołu i elit solidarnościowych. Ta frazeologia zyskiwała na znaczeniu wraz z eskalacją konfliktu politycznego, podsycanego przez PO i jej akolitów w drodze do władzy i potem w trakcie jej sprawowania. Apogeum tego procesu i towarzyszących mu posądzeń o zdradę stanowiła tragedia smoleńska, poprzedzona – a być może wręcz spowodowana – przymierzem, jakie z ościennym satrapą zawarł polski premier przeciwko prezydentowi RP. Wówczas dramatycznie zaktualizowało się Herbertowskie „Przesłanie Pana Cogito”: „i nie przebaczaj zaiste nie w twojej mocy/przebaczać w imieniu tych których zdradzono o świcie”. Rzeczywiście wielu nie przebaczyło. Ich oponenci drwili jednak z tej postawy, działania rządu utożsamiali nie ze zdradą, ale z polityczną mądrością.

Narodowe przeniewierstwo stało się przedmiotem jątrzących sporów, przeciwstawnych interpretacji. Urosło do rangi tak wielkiego problemu, że Jarosław Marek Rymkiewicz, najbardziej przenikliwy krytyk współczesnej polskości, poświęcił temu zagadnieniu całą książkę pt. „Reytan. Upadek Polski”. Przeprowadził tam wiwisekcję fenomenu zdrady i jej historycznych uwarunkowań, zobrazował też wysiłek podjęty celem zdefiniowania, potępienia i przezwyciężenia jej mrocznego dziedzictwa. Zrobił to, aby uzmysłowić analogie między polską historią i współczesnością. Komentując wydanie „Reytana”, mówił: „Zdrada była u kresu dziejów Rzeczypospolitej. Można powiedzieć, że zdrajcy dobijali wtedy Polskę. To przypomina trochę to, co dzieje się dzisiaj, bo Polska też jest teraz dobijana”.

Dwie Polski

Konstatacja Rymkiewicza, sformułowana przed dwoma laty, brzmi niepokojąco aktualnie, przynajmniej w uszach tych, którzy żałosny slalom polskiego rządu w negocjacjach dotyczących imigrantów uznali za hańbiącą porażkę. Sieć została zalana przez lawinę memów, w których polscy internauci przepraszają członków Grupy Wyszehradzkiej za wiarołomstwo swojego rządu. Krąży też mem z wizerunkiem Ewy Kopacz i cytatem z kodeksu karnego: „Art. 129. Zdrada dyplomatyczna. Kto, będąc upoważniony do występowania w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej w stosunkach z rządem obcego państwa lub zagraniczną organizacją, działa na szkodę Rzeczypospolitej Polskiej, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10”.

Jednakowoż rząd w swoim własnym mniemaniu oraz w przekonaniu swoich stronników – a tych jest niemało, zwłaszcza w mediach – nie działa bynajmniej „na szkodę Rzeczypospolitej”, lecz przeciwnie, w jej żywotnym interesie, pojmowanym tak, jak to wyartykułował minister Schetyna w Radiu Zet: „Jesteśmy absolutnie doceniani i szanowani w Europie za to, co zrobiliśmy, za sposób prowadzenia tych negocjacji…”. W tle tej wypowiedzi słychać echo gorzkiej obserwacji Rymkiewicza o dwóch Polskach, z których „jedna chce się podobać na świecie”. Tak bardzo, że decyzją koalicyjnej większości sejmowa komisja finansów przekazała właśnie afrykańskim uchodźcom fundusze przeznaczone dla polskich repatriantów.

Nie ma bowiem zgody w kwestii celów i priorytetów polityki państwowej, każde wpływowe stronnictwo rozumie je inaczej. Nie ma nawet zgody w kwestii o wiele bardziej fundamentalnej – czy i jak polskie państwo ma istnieć, czy ma w ogóle trwać, czy też stopniowo rozpływać się w europejskiej federacji, coraz bardziej upodabniać się do zachodnich sąsiadów? Czy powinno umacniać swoją suwerenną egzystencję, czy raczej szukać możnych protektorów, poddawać się zewnętrznej kontroli, bo zapewni ona bezpieczeństwo, którego o własnych, wątłych siłach nie sposób osiągnąć?

Apate, córka Nyks

Dramatyczny konflikt wew­nętrzny w gruncie rzeczy jest rezultatem wojennej i powojennej klęski polskich ambicji niepodległościowych. Przekonanie, że „ten kraj” jest „brzydką panną bez posagu”, toteż powinien potulnie zaakceptować każde upokorzenie, establishment III RP uparcie forsuje, ale nie on je wytworzył. On tylko pielęgnuje psychiczny uraz powstały w konsekwencji traumatycznego doświadczenia drugiej połowy ubiegłego stulecia. To autentyczny lęk, którego nie należy lekceważyć. Niebywałym paradoksem jest fakt, że ci z Polaków, którzy nie są w stanie uwolnić się odeń, próbują go uśmierzyć, licząc na opiekę inicjatorów owej idącej przez pokolenia fali trwogi – Niemców. Czyżby to była jakaś zbiorowa postać syndromu sztokholmskiego?

Nie przypadkiem widmo zdrady materializuje się na naszym horyzoncie, ilekroć rosną narodowe aspiracje. Wtedy ożywają także kojarzone z nimi obawy. Nie udaje się ich pokonać, łatwo znajdują rzeczników uległości wobec tej czy innej obcej potęgi, jako że po wojnie Polska nie potrafiła sformować ośrodka racji stanu zdolnego podsunąć rodakom wspólne jej rozumienie. Może i nic dziwnego, bo racja stanu, żeby zyskać uznanie i autorytet, powinna odwoływać się do czytelnego obrazu rzeczywistości, w którym kategorie dobra i zła, zasługi i łajdactwa, bohaterstwa i zaprzaństwa są wyraźnie sprecyzowane i oznaczone. Taki obraz powstaje na gruncie kultury, polityka na ogół tylko się nim – lepiej lub gorzej – posługuje. Tymczasem polska kultura od wielu dziesięcioleci snuje równoległe, antagonistyczne narracje, nie umie ich zintegrować, unika tego trudu, uciekając w prywatność, niefrasobliwość bądź naśladownictwo obcych wzorów. Państwo promuje ten eskapizm, szykanuje zaś nielicznych śmiałków, którzy – jak wzmiankowany poeta z Milanówka – próbują prześwietlić i uzdrowić polską psyche. Opozycja, także niezależne media, wysiłkom na niwie kultury nie poświęcają zbyt wiele uwagi, nie inspirują rzetelnej refleksji.

W konsekwencji w przestrzeni publicznej kłócą się ze sobą sprzeczne wersje pojmowania przeszłości, ta schizofrenia infekuje współczesność i projekcje przyszłości. Nie pozwala wytyczyć wspólnych celów, wskazuje rozbieżne kierunki działania. Odmienne porządki wartości wzajem się dezawuują i generują sytuację, w której piętno zdrady staje się tak pospolite, że aż banalne, a tym samym nieszkodliwe.

W mitologii greckiej uosobieniem zdrady była Apate, córka Nyks, czyli nocy i ciemności. Nasza polska Apate także z ciemności wiedzie swój rodowód, urodziła się w mroku duchowej rozpaczy i zamętu.

za: niezalezna.pl


Za: http://hej-kto-polak.pl/wp/?p=87390