Drukuj
Kategoria: Warto przeczytać
Odsłony: 2489
Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Przyszłość Rosji

I

ROZWÓJ HISTORYCZNY ROSJI

Jeżeli przyszłość Rosji była zawsze wielką zagadką, to tem większą jest ona teraz, po wojnie z Japonją i towarzyszących jej wypadkach wewnątrz państwa. Niepodobna zaiste przewidzieć wyjścia z położenia, w jakiem się państwo znalazło. A trudność położenia wcale się nie sprowadza do kryzysu politycznego, na jaki Rosja obecnie cierpi. Niezależnie od niego jest ona konsekwencją rozwoju hisorycznego tego państwa, który w różnych kierunkach podążał szybko po drodze kończącej się położeniem bez wyjścia.

Trudno na tem miejscu zagłębiać się w niesłychanie skomplikowane i niemniej interesujące, gdy idzie o Rosję, zagadnienie historjozoficzne, wchodzić na teren, na którym zbyt szerokie otwiera się pole dla poglądów subjektywnych. Trzymając się wszakże realnych zagadnień politycznych dzisiejszego położenia, musimy za punkt wyjścia wziąć jeden rys zasadniczy rozwoju historycznego państwa rosyjskiego. Mianowicie jest to rozwój idący nazewnątrz, a nie nawewnątrz.

Państwo się rozrasta niesłychanie szybko, z małego księstewka moskiewskiego w ciągu pół tysiąca lat urasta w olbrzymie imperjum, stanowiące szóstą część świata, dążące ciągle do rozszerzania się, nie mające granic za stałe uznanych, prócz jednej — brzegu Oceanu Lodowatego. Jednocześnie nie postępuje ono należycie w rozwoju swych instytucyj, w organizacji społeczeństwa i jego wytwórczości, zastosowanej do wzrostu zaludnienia. Cala praca wewnętrzna skierowana jest do udoskonalenia machiny państwowej, przystosowanej do zadań rozwoju zewnętrznego. Wyjaśnienie, dlaczego rozwój państwa poszedł w tym kierunku, jest kwestją historjozoficzną — dla nas ważne są rezultaty do jakich doprowadził, bo doprowadzić musiał.
Rezultatem tego rozwoju musiał być szybszy wzrost zadań państwowych, niż środków do podołania im, mnożenie się trudnych, przerastających siły rządu i narodu kwestyj bytu państwowego. Państwo coraz bardziej musiało się stawać przysłowiowym „kolosem na glinianych nogach”. Z jednej strony rozrost zewnętrzny ciągłe powiększanie zaborów, związanie ich dość trwałe z państwem, zabezpieczenie od dążności odśrodkowych, separatystycznych i od wrogów zewnętrznych, wreszcie ich zupełna asymilacja wymagały kolosalnego zapasu sił ekonomicznych i kulturalnych, z drugiej — zastój wewnętrzny przy szybkim przyroście zaludnienia tych sił nie dawał, ale wytwarzał nawewnątrz położenie, któremu coraz trudniej było zaradzić, a którego trwanie i pogarszanie się coraz bliższemi i straszniejszemi musiało grozić katastrofami.

Machina rządowa, istniejąca sama w sobie, nie oparta o odpowiednie instytucje społeczne, nie przymuszona do liczenia się z potrzebami i dążeniami społeczeństwa, rozrastając się szybko pod względem swych rozmiarów, nie mogła się tak szybko doskonalić, jakby tego wymagały wyrastające przed nią zdania. Jasnem jest, że taki kierunek rozwoju musiał prędzej czy później doprowadzić do impasu.


Dziś chętnie się przypisuje trudność położeni rządu rosyjskiego nieszczęśliwej wojnie z Japonją i wybuchowi rewolucji, uważając za przyczynę to, co było skutkiem, za źródło nieszczęścia to, co było tylko przejawem głębokiego zła i może ostrzeżeniem przed straszniejszą o wiele katastrofą. Obecny kryzys wewnętrzny, którego głównem tłem jest kwestja konstytucyjna, w państwie, mającem wiele bolących punktów, musiał się skomplikować całym szeregiem innych kwestyj, tak jak w organizmie ludzkim, gdy ten zapada na jedną chorobę, ujawniają się naraz wszystkie jego dolegliwości, wszystkie słabe strony. Ale te kwestje istniały niezależnie od konstytucyjnej i zaostrzały się w szybkiem tempie.

Rozwój historyczny Rosji w kierunku zewnętrznym, łącznie z powstrzymaniem rozwoju wewnętrznego, wytworzył przedewszystkiem dwie wielkie kwestje, z których każda wystarczałaby, żeby najpotężniejsze państwo doprowadzić do położenia bez wyjścia, o ileby nie nastąpił jakiś głęboki przewrót, zmieniający zasadniczo kierunek jego rozwoju, jest to t. zw. kwestja „kresów” i kwestja włościańska. Pierwsza jest bezpośrednim wynikiem szybkiego rozwoju nezewnątrz, druga — towarzyszącego mu zastoju wewnętrznego. Rozwijały się one w miarę tworzenia się dzisiejszego państwa rosyjskiego, dawały znać o sobie na długo przed ostrym wybuchem dzisiejszego kryzysu i bez niego gotowały państwu katastrofy.

Kwestja włościańska w Wielkorosji nie jest jedynie kwestja agrarną — w swej niesłychanie skomplikowanej istocie jest ona zarazem kwestja ekonomiczną, polityczną i kulturalną.

We wszystkich krajach europejskich warstwa drobnych rolników jest najzdrowszą warstwą społeczną, przez swój dobrobyt, na trwałych oparty podstawach, i przez swój konserwatyzm nadającą równowagę stosunkom społecznym i politycznym. W Rosji, skutkiem zaniedbania spraw wewnętrznego postępu, stan oświaty i kultury włościaństwa od wieków bardzo mało się posunął, a organizacja jego we wspólnocie (obszczynie) pozbawia ją tych pobudek do pracy i postępu w gospodarstwie, tych podstaw samodzielności umysłowej i obywatelskiej, jakie daje własność indywidualna; natomiast zaś czyni je dostępnem dla najbardziej utopijnych doktryn kolektywistycznych.

Ten ostatni rys przy ogólnem niezadowoleniu i buncie przeciw najbliższym, przeciw współuczestnikom tej samej gminy, wytwarza z włościaństwa żywioł w całem tego słowa znaczeniu rewolucyjny. Nie potrzeba nawet propagandy socjalistycznej – włościanin rosyjski umie sobie na podstawie Ewangelii takie zbudować teorie, które ją w zupełności zastąpią. Niski poziom kultury i zacofanie w uprawie roli sprawia, że ilość ziemi, będąca w rękach włościan, nie tylko nie pozwala z nich zrobić należytej siły podatkowej, ale nie wystarcza nawet do zabezpieczenia ich od głodowej śmierci. Z drugiej strony, zwrócenie się państwa do zadań wyłącznie zewnętrznych oraz będący jego skutkiem szalony rozrost machiny biurokratycznej i armii, pociągnął w szeregi służby rządowej całą niemal szlachtę, oderwał ją od pracy na ziemi, której dzięki wpływom w rządzie wiele dostała w swe ręce, i uczynił z niej żywioł jedynie ciągnący dochód z ziemi, a nie produkujący i nie podnoszący kultury rolnej, ani bezpośrednio we własnej posiadłości, ani przez wpływ pośredni na włościańską.

Kwestja tedy włościańska, kwestja ratowania wprost życia włościan, uzdrowienia ich bytu, uczynienia ich warstwą stanowiącą podstawę finansowej siły państwa i jego wewnętrznej równowagi politycznej – to kwestja zarazem dostarczenia tym milionom brakującej im ziemi, reorganizacji ich społecznego bytu, założenia im szkół, wreszcie zorganizowania przez rząd, czy samorząd środków popierania postępu kultury rolnej, rozwoju zdrowego kredytu itd. A teraz zapytajmy ile potrzeba nakładu zdolności i pracy ludzkiej, ile środków materialnych, by w tej dziedzinie zrobić coś, co będzie miało szerszy, widoczny skutek, co oddali naprawdę choćby niebezpieczeństwo perjodycznych głodów i rozruchów agrarnych? Czy rząd rosyjski temi siłami i temi środkami rozporządza?… Ani rząd obecny, ani żaden inny przy obecnym systemie państwowym na te środki zdobyć się nie może.

Niemniej groźną dla przyszłości jest t. zw. kwestja „kresów”.

Rosja po Austrji jest drugiem w Europie państwem pod względem różnorodności swego składu. Rząd jej wszakże nie bał się nigdy tak olbrzymiego procentu nierosyjskiej ludności w swem państwie, ale gotów był go zwiększyć przez nowe zabory. Na uregulowanie stosunku tych żywiołów do państwa miał on i ma jeden sposób — rusyfikację. Ten program tak się przyjął, że zastosowano go nietylko do mniejszych, mniej kulturalnych lub rzadko rozsianych narodowości, ale i do całych krajów odrębnych i nawet przewyższających kulturą Rosję właściwą. Mając do pochłonięcia tyle jeszcze drobnych plemion fińskich, zabrawszy się do asymilacji Kaukazu oraz miljonów ludności muzułmańskiej nad Wołgą, Uralem i na Krymie, przystąpiwszy przy pomocy gwałtownych środków do zapewnienia żywiołowi rosyjskiemu przewagi w ziemiach litewsko – ruskich, nie zawahano się z jednoczesnem rozwinięciem energicznej akcji rusyfikacyjnej w Polsce właściwej, w prowincjach nadbałtyckich, wreszcie rozpoczęto ją w Finlandji i poprowadzonoby    dalej,   gdyby   nie   wypadki czasów ostatnich.

Dziś w dobie kryzysu, w r. 1905, system rusyfikacyjny o tyle się cofnął, że ludność nierosyjska, między innemi Polacy otrzymali prawo zakładania szkół prywatnych z ojczystym językiem wykładowym1. Ale wystawiona została zasada, że instytucje państwowe, a między innemi szkoły, mogą się posługiwać tylko językiem rosyjskim. Przypuśćmy, że ta zasada utrzymania języka państwowego w tak szerokim zakresie na obszarze całego państwa nie prowadzi do rusyfikacji. Przypuśćmy, że narody, w skład państwa wchodzące, zachowują swą indywidualność, że rozwijają swą kulturę środkami prywatnemi, że tą drogą wzmacniają swą narodową odrębność i podnoszą swą kulturalną wartość.

Czy jednak można przypuścić, ażeby naród odrębny, wysoką mający kulturę, pogodził się kiedykolwiek ze szkołą państwową w obcym języku, z przymusem używania tego obcego języka w sądzie i w stosunkach z władzami administracyjnymi? Nigdy. A więc jakiż będzie rezultat? Ten, że dziesiątki mil jonów obywateli państwa będą się stale uważały za pokrzywdzone przez nie, będą w ciągłej z niem walce o swe narodowe prawa, będą je osłabiały i radowały się z klęsk jego, zamiast cieszyć się z jego powodzeń i przyczyniać do jego potęgi. Nie sądzimy, żeby to można byto uważać za rozwiązanie kwestji kresowej, państwo zaś godzące się z tem, że ma kwestje nierozwiązane, godzi się tem samem na przyszłe katastrofy. I nawet bardzo silne państwo, mające zdrową podstawę w centrum, wśród rdzennej ludności, którą reprezentuje — jakiem Rosja nie jest i długo nie będzie — długoby nie wytrzymało stanu rzeczy, wytworzonego w Rosji na gruncie kwestji kresowej przy jej obecnem pojmowaniu.

Z drugiej strony zrusyfikowanie obcych żywiołów w państwie nie jest możliwe. Gdyby państwo rosyjskie miało do zruszczenia tylko Polaków, których dziś, po odtrąceniu wszelkich żywiołów wątpliwych, żyje w jego granicach 11 miljonów (wbrew mówiącym inaczej statystykom urzędowym) — to wystarczy zastanowienie się nad rezultatami germanizacji Polaków w Prusiech, prowadzonej przez silny, znakomicie zorganizowany i wysoki kulturą naród przeciw czterem milionom niespełna, pchanej naprzód z niesłychanem wytężeniem sił i olbrzymim nakładem środków, na jakie Rosja nigdy się nie będzie mogła zdobyć — ażeby przyjść do niezachwianego przekonania, że zrusyfikowanie   Polski jest chimerą.

A przecie oprócz Polaków są w państwie Litwini, Łotysze, Estowie, są Ormianie,  Gruzini i inne plemiona kaukaskie, są Tatarzy, Baszkirowie,  Kirgizi, Sartowie i t. d., i t. d.    A  przecie  w dzisiejszym stanie rzeczy za Rosjan naprawdę można uważać tylko szczep wielkoruski, stanowiący zaledwie połowę ludności państwa. Około dwudziestu   miljonów Małorusinów i 6 miljonów Białorusinów jeszcze Rosjanami właściwie nie są. Nie znaczy to,   żeby nimi nie mogli zostać — wszak   Niemcami są mieszkańcy brzegów Morza Północnego, mówiący Plattdeutsch’em, Francuzami niewątpliwymi nietylko mieszkańcy   południa, obszaru  langued’oc’u,  ale nawet Bretończycy. 

Ale te szczepy mogą również się poczuć narodowościami odrębnemi, do czego tendencje na Ukrainie istnieją. Wszystko zależy od   tego, czy państwowość i kultura rosyjska wytworzy dla nich taką atrakcję, że ich w swoją sferę niepowrotnie wciągnie. Gdybyśmy się nawet   zgodzili,   jak   chce   większość  Rosjan,   że to jest   nieuniknione,   to   na to trzeba   jeszcze wiele czasu i wiele   spokojnej   pracy   twórczej,  bo ta jedynie tylko zespala z narodem pokrewne i obce żywioły, nie mające

własnych ognisk szerokiego kulturalnego życia. Rosja zaś jest w położeniu, w którem ma mało czasu na rozwiązanie swych trudności wewnętrznych, społeczeństwo zaś rosyjskie mało warunków do rozwinięcia spokojnej twórczej pracy, społecznej i kulturalnej.

Kwestja tedy kresowa to właściwie dziś jeszcze kwestja połowy ludności państwa, kwestja, która skutkiem kierunku rozwoju historycznego Rosji stała się nierozwiązaną i tworzy położenie bez wyjścia. Tymczasem kwestja włościańska jest kwestja drugiej połowy ludności. Wytwarzający te dwie kwestje i zaostrzający je stopniowo kierunek rozwoju państwa musiał je prowadzić do katastrofy — bądź do upadku, bądź do wielkiego wewnętrznego przewrotu, wprowadzającego je na nowe drogi.

Rosnące niedomagania Rosji, na skutek niezdrowego kierunku, w którym szedł jej rozwój państwowy, wcale się do tych dwóch kwestyj  nie sprowadzają.

Zrozumiałą jest rzeczą, iż temu rozwojowi państwa musiał towarzyszyć skrajny, postępujący coraz bardziej centralizm zarządu, jednocześnie zaś tenże rozwój powiększał szybko obszar państwa i różnorodność jego składu. Państwo coraz mniej, dzięki swemu obszarowi i składowi nadawało się do tego, by mogło być rządzone sprawnie z jednego centrum, gdy tymczasem decentralizacja musiałaby z konieczności doprowadzić do wysunięcia wewnętrznych potrzeb i interesów poszczególnych prowincyj, które z istoty rzeczy przeciwstawiłyby się polityce rządu centralnego i uniemożliwiłyby dalszy jej postęp w dotychczasowym kierunku. Chcąc tedy utrzymać dotychczasowy kierunek rozwoju państwa, z zasad centralizmu nie można było robić ustępstw, ale przeciwnie, trzeba było go wzmacniać ciągle, czyniąc go w coraz większym stopniu hamulcem życia i postępu na wszystkich polach.

O tem, do jak śmiesznych rozmiarów ten centralizm doszedł, świadczy najlepiej liczba i charakter rządowych wniosków prawodawczych w Dumie, przez którą według ustaw zasadniczych muszą dziś przechodzić wszystkie prawa, stanowione dawniej w Komitecie Ministrów. Te projekty sprowadzają wprost do absurdu istnienie parlamentu centralnego. Czyż można sobie wyobrazić, żeby mógł on, przy najdoskonalszym składzie ciała poselskiego, podołać należycie swym zadaniom, jeżeli w państwie, liczącem 140 miljonów mieszkańców i zajmującem szóstą część świata, z najróżnorodniejszych złożoną krajów, należy do niego załatwienie w drodze prawodawczej wszystkich spraw tej wagi, co np. wyznaczenie farmaceucie okręgu amurskiego etatu rocznego 600 rubli lub przyznanie nauczycielowi kaligrafji w miejskiej szkole handlowej w Radomiu dodatku do pensji w sumie stu kilkudziesięciu rubli na mieszkanie. To też normalny bieg spraw państwowych, postępujący coraz wolniej i coraz bardziej stojący na drodze zaspokojenia potrzeb życia — z chwilą ogłoszenia nowych ustaw zasadniczych formalnie został powstrzymany.

Kwestja tedy państwowego centralizmu i jego stosunku do potrzeb rozwoju wewnętrznego, wreszcie jego wpływ na normalny bieg czynności samego rządu, musiała także sprowadzić prędzej czy później położenie bez wyjścia.

II

KWESTIA ŻYDOWSKA

Z chwilą zainaugurowania wyraźnej polityki nacjonalistycznej zaczęła się też zaostrzać niesłychanie szybko kwestja żydowska. Rosja, zagarniając ziemie polskie, wzięła pod swoje panowanie nietylko Polaków, Litwinów, Biało- i Małorusinów, stanowiących rdzenną ludność ziem Rzeczypospolitej, ale także napływową ludność żydowską, skoncentrowaną, dzięki zbiegowi różnorodnych przyczyn historycznych w Polsce i rozsiedloną w niej coraz gęściej w kierunku z północnego zachodu na południowy wschód. Im niższa była kultura danej prowincji, im większa bierność ekonomiczna jej ludności, tem większy był odsetek ludności żydowskiej, żyjącej z pośrednictwa i prosperującej skutkiem tego tem więcej, im słabsza była organizacja życia ekonomicznego kraju. Miasta w Polsce właściwej w znacznej większości polskie, na Litwie i Rusi były w większości żydowskie. Było do przewidzenia, że Żydzi będą się posuwali dalej na wschód, nietylko do zaludniającej się stopniowo Rosji południowej, nad Morze Czarne, gdzie stanowią dziś główny element życia ekonomicznego i intelektualnego, mając swoje centrum w Odessie, ale do ziem rdzennie rosyjskich. Zastój wewnętrzny Rosji i wynikająca stąd bierność ekonomiczna ludności nie pozwalała jej współzawodniczyć skutecznie z Żydami, co tem bardziej musiało budzić antagonizm do nich i oglądać się na pomoc rządu, na prawa wyjątkowe.

To też w okresie, kiedy prawne ograniczenia Żydów w innych państwach należały już do przeszłości, kiedy byli oni już równouprawnieni w Królestwie Polskiem (nastąpiło to za rządów Wielopolskiego), Rosja weszła na drogę ciągłego zaostrzania praw wyjątkowych. Państwo zostało podzielone t. zw. „linją osiedlenia” na dwie części: w pierwszej, obejmującej głównie ziemie nierosyjskie, Żydzi zostali uznani za miejscową ludność, przy zastosowaniu wszakże do nich całego szeregu ograniczeń; w drugiej, rdzennie rosyjskiej części państwa nawet pobyt został im wzbroniony. Tych, którzy się tam już osiedlili za panowania Aleksandra III, wydalono. Część ich emigrowała do Anglji i za Ocean, część przeniosła się do Polski, część wreszcie Żydów inteligentnych, związanych już ściśle z miejscowemi stosunkami, przyjęła prawosławie i w ten sposób ocalała przed proskrypcją.

Rząd wypowiedział walkę bezwzględną sześciu miljonom ludności przedsiębiorczej, ruchliwej, silnej solidarnością rasowo-wyznaniową, robiąc z niej swych zawziętych wrogów. Coraz bardziej krępowani w swych ruchach, coraz gorzej się czujący w zacieśnionych pętach, a jednocześnie zdobywając nowe siły przez postęp oświaty w swych szeregach — Żydzi musieli coraz bardziej stawać się fermentem niepokoju w państwie, inicjując i zasilając ruchy polityczne, dążące do rozsadzenia uciskającego ich ustroju. Coraz większa liczba wybitnych z pośród Żydów jednostek zasilała opozycję rosyjską i ruch rewolucyjny, a cała masa żydowska odnosiła się ze zrozumiałą do tych ruchów sympatją.

I w tej więc dziedzinie system rządów wytworzył kwestję, zaostrzającą się w niesłychanie szybkiem tempie i przyczyniającą się w coraz większej mierze do rozsadzania ustroju państwowego. Na gruncie tej kwestji zbliżało się również położenie bez wyjścia, tem bardziej, że procentowy stosunek ludności żydowskiej w państwie nie zmniejszał się, ale szybko wzrastał. Ten zaś wzrost — jakkolwiek mniej obeznanym ze sprawą może się to wydać dziwnem — jest w znacznej mierze także wynikiem systemu rządów.

Skoncentrowanie Żydów w tak wielkiej liczbie na obszarze Rzeczypospolitej polskiej było przedewszystkiem wynikiem zastoju handlowego i wiążącej się z tem niskiej organizacji życia ekonomicznego w jej krajach. Po upadku Bizancjum i odgrodzeniu murem muzułmańskim od Wschodu, Polska przestała być krajem wielkich dróg handlowych. Miasta zaczęły upadać, stan mieszczański zubożał i stracił znaczenie w państwie, a szlachta otrzymawszy monopol władzy politycznej, rządząca bez przeciwwagi, interesom miast zadała cios ostateczny.

W kraju bogatym, będącym spiżarnią Europy, ale czysto rolniczym, nic prawie poza płodami ziemi nie wytwarzającym, organizacja życia ekonomicznego schodziła na coraz niższy poziom, przy którym nie było miejsca na wielkie, samodzielne kupiectwo, ale zato otworzyło się szerokie pole dla licznej ludności, nie mającej żadnego zawodu, żyjącej wyłącznie z pośrednictwa. Rozleniwiony w dobrobycie szlachcic-rolnik coraz więcej potrzebował pośredników, umiejętnie naginających się do jego upodobań, nimi się otaczał, ich popierał. Do roli takich pośredników znakomicie się nadawali Żydzi, nie aspirujący do żadnej samodzielnej pozycji w Rzeczypospolitej; w ich też ręce cała prawie wymiana w kraju przeszła. W dobie, kiedy się już wyraźnie zaznacza upadek Polski, w XVII stuleciu, liczba Żydów, rosnąc szybko, zaczyna nadawać specyficzną fizjognomję miastom i wtedy, pod wpływem przybyszów żydowskich z Niemiec, na miejsce języka polskiego, zapanowuje wśród nich niemieckie narzecze, które przybierając naleciałości polskie i hebrajskie, staje się powszechnym ich żargonem. Niemniej przeto prowincje polskie ze starszą kulturą, mianowicie zachodnia część rdzennej Polski, zachowały poziom życia ekonomicznego, zbliżający je więcej do Zachodniej Europy. Tam zostało względnie silne mieszczaństwo polskie, które w końcu XVIII stulecia odegrało pewną rolę w dziele politycznego odrodzenia Rzeczypospolitej. I tam też liczba Żydów zawsze była znacznie mniejsza.

Niska organizacja życia ekonomicznego, przy trwającym do niedawnych czasów ustroju pańszczyźnianym (w należących do Rosji ziemiach polskich aż do r. 1864), późno zaczęła ustępować miejsca stosunkom nowoczesnym. I pośrednictwo też pierwotne niedawno zaczęło się cofać przed kulturalną organizacją handlu. Tam, gdzie ten proces dalej się posunął naprzód, zaczął się szybko zmniejszać odsetek ludności żydowskiej. Kulturalny handel, intensywniej pracując, o wiele mniejszej ilości ludzi daje zajęcie, Żydzi zaś niedość szybko przystosowują się do innych gałęzi pracy. Z drugiej strony, pod wpływem wewnętrznych przekształceń w społeczeństwie polskiem i wzrostu jego energji ekonomicznej, szybko od pewnego czasu wzrasta liczba polskich sił na polu handlowem. Wreszcie zjawia się kooperacja, która w zachodnich dzielnicach Polski, mających kulturalne warunki bytu, odgrywa już doniosłą rolę. Doświadczenie tych dzielnic wykazuje, że kwestja żydowska jako kwestja ekonomiczna jest w znacznej mierze właściwie kwestja niskiego poziomu kulturalnego i niskiej organizacji ekonomicznej społeczeństwa.

W ziemiach zaboru pruskiego kwestji żydowskiej już niema. W najwięcej liczącem Żydów Poznańskiem, gdzie liczba ich wzrastała do r. 1830, kiedy doszła 6,7% ludności,   spadła ona dziś do całkiem   nieznacznego odsetka (mniej niż 1,5%). W Galicji, której zapuszczenie kulturalne i ekonomiczne wytworzyło warunki sprzyjające liczebnemu wzrostowi masy żydowskiej, a która dopiero od początku ery autonomicznej weszła na drogę szybkiego postępu kulturalnego, liczba Żydów silnie wzrastała do końca ubiegłego stulecia i doszła 11% ogółu ludności; od r. 1895 zaczęła ona już zmniejszać się, przytem w zachodniej, kulturalniejszej części kraju nietylko w stosunku do ogółu ludności, ale absolutnie. A jednak Żydzi tam nie podlegają żadnym ograniczeniom i nie organizuje się tam pogromów, któremi Rosja tak zasłynęła za granicą.

Natomiast w ziemiach, należących do Rosji, liczba Żydów w stosunku do ogółu mieszkańców wzrasta stale, co ma źródło nietyle w zamknięciu im odpływu na wschód „linją osiedlenia”, ile w powstrzymaniu postępu kulturalnego tych krajów i utrzymaniu na niskim poziomie organizacji ich społecznego życia. Rosyjski system polityki „kresowej”, polegający na tłumieniu sił miejscowego społeczeństwa, nie dopuszczający do jego organizacji i tamujący jego kulturalny postęp, tem samem pomaga wzrostowi liczebnemu biednej masy żydowskiej, która tem szybciej się mnoży, im niższa jest kultura kraju.

Tak tedy system rosyjski, który, walcząc z Żydami przy pomocy ograniczeń prawnych, nie mogących nigdy ograniczyć ich rozmnażania się, współdziała temu rozmnażaniu przez swą antykulturalną politykę na zamieszkałych przez Żydów kresach. W Krajach Zabranych, gdzie rządowi chodziło o utrwalenie przewagi żywiołu rosyjskiego, cel ten został w małym stopniu osiągnięty, a natomiast, jednocześnie z osłabieniem polskości wyrósł silny żywioł żydowski, do którego rząd wcale nie odnosi się z większem   zaufaniem,   niż do Polaków. I gdyby się tu nawet udało rządowi odebrać polskości rolę, którą ona odgrywa w kraju, miałby na jej miejsce silny swą pozycją żywioł żydowski, którego rola w równej conajmniej mierze nie odpowiadałaby widokom rządowym.

Z powyższego okazuje się, że właściwość dotychczasowego ustroju państwowego Rosji, polegająca na wytwarzaniu położeń bez wyjścia, na gruncie kwestji żydowskiej występuje może jeszcze jaskrawiej, niż w innych dziedzinach. Kwestja ta nie przestanie komplikować położenia wewnętrznego w państwie i zgotuje mu jeszcze, przy istnieniu inych, głębokich niedomagań, niejedno ciężkie doświadczenie.

III

NIEBEZPIECZEŃSTWA  USTROJU  PAŃSTWOWEGO

Od dłuższego już czasu Rosja zaczęła czuć, że w jej życiu wyrasta nowa kwestja, niesłychanie doniosła dla samego rządu, bo dotycząca jednej z najważniejszych, uznanych podstaw ustroju państwowego. Zaczęto stwierdzać upadek religji państwowej, któremu towarzyszyło coraz więcej objawów dezorganizacji w kościele. Pod osłoną okazałej formy postępowało zubożenie treści życia religijnego, a w szeregach duchowieństwa zjawiła się z jednej strony demoralizacja, z drugiej — dążności antypaństwowe.

Potrzeba zaprzężenia wszelkich sił do służby opartemu na słabych wewnętrznych podstawach państwu, nakazała odebranie cerkwi prawosławnej wszelkiej samodzielności, narzucenie jej czynności politycznych, zrobienie jej władzy naczelnej jednym z departamentów rządu. Cerkiew stawała się coraz bardziej rządową, a coraz mniej narodową, co przy rosnącym ciągle przedziale między rządem a narodem musiało ją zbliżać coraz bardziej do bankructwa. Poszła ona razem z państwem na podboje na „kresach” i zaczęła się tam szerzyć przy pomocy środków policyjnych i przy poparciu armji, a jednocześnie w rdzennej Rosji, wśród ludności od wieków prawosławnej, stawała się coraz bardziej martwą w swej treści kancelarją rządową.

Lud, nie znajdujący w cerkwi urzędowej zaspokojenia swych potrzeb moralnych, szukał ratunku w sekciarstwie. Ukaz tolerancyjny zrobił krok niewątpliwy ku uzdrowieniu, ku przywróceniu prawosławiu charakteru kościoła, ale przyszedł w dobie, kiedy się już w duchowieństwie zaczął rozłam, kiedy obok duchownych „biurokratów” zaczęli się zjawiać duchowni przywódcy ludu, z ideałami pierwotnego chrześcijaństwa, z Ewangelją w ręku prowadzący walkę przeciw ustrojowi państwowemu i społecznemu. Tym sposobem nastąpiła łatwa do przewidzenia-komplikacja kwestji kościelnej — idzie już nietylko o przywrócenie żywotności i uroku urzędowemu wyznaniu, ponoszącemu oddawna, przy formalnych zdobyczach, moralne porażki ze strony sekt i obcych wyznań, ale o wyjście z kryzysu wewnątrz samej cerkwi, kryzysu, który ma wszelkie dane do tego, żeby się coraz bardziej zaostrzał.

Frazeologja patrjotyzmu urzędowego, czującego niejasno, że bytu państwa nie można opierać wyłącznie na fizycznym przymusie, wywieranym na ludność, formułowała od pewnego czasu podstawy państwowości rosyjskiej w trzech ideach: prawosławie, samowładztwo i narodowość rosyjska. Tymczasem ewolucja ustroju państwowego prowadziła w swej konsekwencji do zniszczenia tych podstaw. Samowładztwo, którego zachwianie reakcjoniści rosyjscy widzą w manifeście październikowym, już oddawna stało się fikcją i zaczęło służyć za osłonę dla nieograniczonych rządów biurokratycznej oligarchji. Narodowość rosyjska, za słaba liczebnie, kulturalnie i moralnie do narzucenia swej kultury i swych ideałów ludności całego państwa — w swym rdzeniu, w wielkoruskiej masie ludowej została doprowadzona do zastoju kulturalnego i ruiny ekonomicznej. Wreszcie okazało się, że system podporządkowania rządowi całego życia wewnątrz państwa zaczął odbierać żywotność prawosławiu, doprowadzać do dezorganizacji kościół, że w szeregu kwestji palących, a nie dających się. przy istniejącym ustroju rozwiązać, staje kwestja  kościelna.

Kierunek rozwoju państwowego Rosji musiał z konieczności prowadzić do szybkiego wzrostu budżetu rozchodów przy nieproporcjonalnie słabym wzroście wydajności podatkowej kraju, co prędzej czy później musiało zniszczyć równowagę bilansu państwowego, pomimo niezwykłej wynalazczości usiłującycych ją utrzymać kierowników finansów państwa.

Pozycja rozchodów produkcyjnych, zwiększających wytwórczość i siłę podatkową kraju, była zawsze nieproporcjonalnie mała, obok zaś olbrzymich wydatków na armję, flotę, budowę kolei strategicznych, znaczne pozycje rozchodowe wyrażały działalność państwa, zwróconą ku obniżeniu kultury ludności i tem samem obniżeniu wytwórczości. Taką była i jest znaczna część wydatków na „kresy”. Tam biurokracja, korzystająca ze szczególnych przywilejów, kosztuje więcej, niż w centrum państwa, natomiast działalność jej nie osiąga rusyfikacji, jeno obniżenie kultury tych krajów, co musi zmniejszać ich siłę  podatkową.

Już wyżej wskazaliśmy, że warstwa włościańska, przedstawiająca w innych krajach trwałą podstawę siły finansowej państwa, w rdzennej Rosji popadała w stopniową ruinę. Rząd nietylko nie mógł marzyć o podwyższaniu podatków z ziemi, ale zmuszony był od czasu do czasu zaległości podatkowe darować; natomiast zaczęły się zjawiać w budżecie coraz większe sumy na ratowanie ludności w okolicach dotkniętych głodem.

Z drugiej strony całe kraje pod uciskiem polityki „kresowej” zatrzymały się w rozwoju kulturalnym i ekonomicznym, jak naprzykład Litwa, gdzie  pod wpływem zdławienia prawami wyjątkowemi żywiołu polskiego, który przed r. 1863 tworzył całą jej kulturę, ruch umysłowy, i kierował jej wytwórczością ekonomiczną, w ciągu ostatniego czterdziestolecia nastąpiło cofnięcie się w kulturze na wielu polach. Jeżeli zaś niektóre kraje pod wpływem przyczyn, niezależnych od polityki rządu, ekonomicznie się podniosły, jak Królestwo Polskie, gdzie powstał wielki przemysł fabryczny, to niema najmniejszej wątpliwości, że przy innym zarządzie i przy innym systemie politycznym, postęp ten byłby o wiele szybszy, bez porównania wszechstronniejszy i na zdrowszych oparty podstawach.

Przy tak niskiej sile podatkowej ludności rząd musiał oprzeć swój budżet przedewszystkiem na podatkach łatwiejszych do ściągania, mniej odczuwanych, jakkolwiek mniej sprawiedliwych i gorzej się odbijających na ludności. W budżecie państwowym rosyjskim uderzał od dawna nieproporcjonalny przerost podatków pośrednich nad bezpośredniemi. Przy taryfie celnej, należącej do najwyższych w świecie, przy wysokiej akcyzie od spirytualiów, tytoniu, zapałek, nafty i cukru, państwo musiało ratować swój budżet, stając się samo przedsiębiorcą a wielką skalę. Dochód z monopolu wódczanego stał się największą pozycją budżetu dochodów, stanowiąc trzecią część jego, stał się, można to śmiało powiedzieć, główną podstawą finansów państwa. Państwo oparło swój byt finansowy na chorobie, która toczy ludność, niszczy ją fizycznie, moralnie rozkłada oraz tamuje jej postęp kulturalny i ekonomiczny.

Budżet państwowy pomimo to w żadnym momencie nie zbliżał się do równowagi: długi państwowe coraz szybciej rosły, a procenty wypłacane zagranicę coraz większą zajmowały pozycję w rubryce rozchodów. rozchodów tu więc zbliżało się położenie bez wyjścia, które, pomimo wszelkich środków ratunku, zapowiadało państwu prędzej czy później finansową katastrofę.

Niezależnie od kryzysu konstytucyjnego, od wzrostu i organizowania się, opozycji przeciw rządowi i od szerzenia się prądów rewolucyjnych—w samej istocie państwowości rosyjskiej i kierunku jej rozwoju tkwiły niebezpieczeństwa, nie dające się bez gruntownej zmiany ustroju państwowego odwrócić. Niejedno z tych niebezpieczeństw było aż nadto widoczne, zdawali sobie z niego sprawę sami kierownicy nawy państwowej, szukali nawet środków zaradczych, ale nigdy nie mogli się pogodzić z myślą, że sama istota ustroju państwowego jest ich źródłem, bo reforma tego ustroju wymagałaby zrzeczenia się całego szeregu ambicyj, z któremi polityka państwa już się była zrosła, odbierając jednocześnie niepodzielną władzę i związane z nią korzyści biurokracji, losy państwa w swych rękach  dzierżącej.

Ewolucja rosyjskiej polityki wewnętrznej w ciągu panowań Aleksandra II i Aleksandra III świadczyła, że Rosja nie może się odnowie na drodze reform z góry. W społeczeństwie rosyjskiem coraz wyraźniej rozwijało się przekonanie, że Rosja wejdzie na nowe drogi tylko pod naciskiem z dołu. Konflikt nowoczesny między społeczeństwem a rządem rozwijał się przez całe niemal stulecie, od buntu „dekabrystów”. Ale i w konflikcie tym mniej było prądu twórczego, odnowicielskiego, niż fatalnego dążenia ku katastrofie, co było również konsekwencją ustroju państwa i wewnętrznej jego polityki.

Wschodnie początki państwa rosyjskiego, dążenie do utrwalenia despotyzmu jako jego podstawy, wcześnie rozwinęły we władzy państwowej skłonność do niszczenia w narodzie wszelkiej poza nią siły, wszelkiej organizacji społecznej, zrodziły w niej ducha nieposzanowania dla tradycyjnych instytucyj, wytworzonych przez stulecia życia społecznego pracą całych pokoleń. Władza dążyła do tego, żeby jedyną organizacją ludności była organizacja państwowa. Odnowienie zaś machiny państwowej przez Piotra Wielkiego, udoskonalenie jej na sposób europejski, wreszcie zasilenie jej obcemi żywiołami dało jej znaczną sprawność działania, możność przeniknięcia o wiele głębiej w życie narodu, niż to czyniło dawne państwo moskiewskie. Jeżeli Iwan Groźny niszczył całe ustroje społeczne, jak Nowogrodu i Pskowa, przesiedlając masowo ludzi z jednej prowincji do drugiej, to państwo Piotra Wielkiego i jego następców, zorganizowawszy ścisłą kontrolę nad ludnością, i wnikając we wszystkie dziedziny życia, nie dopuszczając systematycznie, ażeby jakakolwiek organizacja żyła i tworzyła się poza rządem, tępiąc wszelką skłonność do zorganizowanego życia zbiorowego, prowadziło niemniej, skutecznie dzieło zniszczenia wszelkiej budowy społecznej, tem bardziej, że w razie potrzeby umiało się uciekać do niemniej radykalnych, jak Iwan Groźny, środków.

W tem właśnie leży wyjątkowy charakter państwowości rosyjskiej, różniący ją od państw europejskich i azjatyckich jednocześnie, że kierownicy jego rozporządzali tem i środkami kontroli nad poddanymi, jakie istnieją w państwach europejskich, a nie mieli tego, co rządy europejskie, zmysłu konserwatywnego, nakazującego szanować instytucje tradycyjne, pielęgnować te cenne fundamenty bytu społecznego, na których wytworzenie wieki się składają. Tradycyjne obyczaje, ustalone pojęcia prawne, poczucie hierarchji społecznej — wszystko to, co stanowi węzły, łączące ludzi w społeczeństwo, i daje temu społeczeństwu trwałą budowę, niezależnie od przemijających form organizacji państwowej — nie miało w ich oczach wartości, a jeżeli im na drodze stało, podlegało bezwzględnemu niszczeniu. Rząd rosyjski umiał być pierwszym rewolucjonistą, gdy mu to było potrzebne. Umiał prowadzić politykę wygrywania jednych warstw społecznych przeciw drugim, podburzać przez swych agentów włościan w Królestwie Polskiem, a zwłaszcza w Krajach Zabranych przeciw szlachcie polskiej, w prowincjach zaś nadbałtyckich przeciw baronom niemieckim.

Okrutna żakerja, która wybuchła w Kurlandji i Inflantach w r. 1905, zorganizowana przez socjalistów łotewskich oraz kierowana nienawiścią plemienną i klasową włościan Łotyszów przeciw Niemcom właścicielom większej posiadłości, w znacznej mierze skorzystała z gruntu przygotowanego przez politykę rządu za panowania Aleksandra III. Zwróciła się ona jednocześnie przeciw władzom rosyjskim, które w ten sposób zaczęły zbierać owoce rewolucyjnej polityki rządu, owoce, na które może nie trzeba będzie zbyt długo czekać i w innych prowincjach.

Polityka niszczenia węzłów organizacji społecznej tam, gdzie ta organizacja jest nierosyjska — przy tamowaniu jej rozwoju na gruncie rdzennie rosyjskim — była stałym systemem i nim pozostała. Budzenie antagonizmów, sianie nieufności wzajemnej, wyzyskiwanie najciemniejszych instynktów w celu osiągnięcia tego, żeby pokłócone żywioły jedynie w rządzie mogły szukać oparcia — nie przestało być po dziś dzień praktyką władz rządowych. Jedną z najświeższych ilustracyj w tym względzie stanowi zachowanie się organów policyjnych,   jednakowe w różnych okolicach Królestwa Polskiego od czasu rozwiązania drugiej Dumy. Przeliczając się co do łatwowierności włościan polskich, opowiadają im one, iż rząd rozpędził Dumę, bo „panowie” nie chcieli w niej nic dla włościan zrobić. W ten sposób organy rządu pracują nad przygotowaniem gruntu dla socjalizmu, z którym wolą mieć do czynienia, niż z dążeniami narodowemi polskiemi — z czem wyraźnie się nieraz wypowiadają przedstawiciele władz wyższych w kraju.

Rezultat tego systemu rządów, który z całą słusznością można nazwać antyspołecznym, który władzę rządu na anarchji w społeczeństwie i na pochodzącej stąd jego bezwładności opiera, jest ten, że naród rosyjski o wiele mniej jest społeczeństwem, niż inne w Europie narody. Mniej ma on o wiele struktury wewnętrznej; zarówno w jego instytucjach, jak w jego instynktach bardzo mało pozostało z przeszłości tego, co ze zbiorowiska ludzkiego tworzy jedną spójną całość; nie ma on wyraźnie zróżnicowanych warstw społecznych (co często w Rosji uważane jest za jego wyższość, za rys daleko posuniętego demokratyzmu), niema tradycyjnie utrwalonych wzajemnych uzależnień społecznych. Jest jedna tylko zależność, zależność przymusowa—od rządu. Naród rosyjski posiada niesłychanie mało konserwatyzmu, mało odziedziczonych poglądów na sprawy życia społecznego, z pogardą patrzy na przesądy Zachodniej Europy, które jednak stanowią silną podstawę bytu społecznego.

W żadnym momencie swej historji nie miał on jednej silnej warstwy społecznej, któraby mogła rościć sobie prawo do przewodnictwa. Stąd w trudnych chwilach walki o władzę ani rząd, ani opozycja przeciw niemu nie znajduje jednego, dość silnego żywiołu społecznego, któryby im dał pewne oparcie, jednostka w Rosji jest względnie niezależną od społeczeństwa, od jego poglądów i wierzeń, od tego, co można nazwać dziedzictwem doświadczenia pokoleń. Dążenia swoje wyprowadza ona z czysto racjonalistycznych założeń, i dlatego nigdy niewiadomo, gdzie jest kres tych dążeń. Społeczeństwo zaś jest tu w o wiele większej mierze zbiorem jednostek, niż społeczeństwa zachodnie, w których występują warstwy historyczne ze swemi instynktami i pojęciami tradycyjnemi oraz grupy społeczne, związane stałemi interesami.

Gdy walki polityczne w Europie są walkami tych stałych, powolnej ewolucji ulegających pojęć i interesów, w Rosji stoją te czynniki na drugim planie, a na pierwszy występują oderwane, racjonalistycznie uzasadniane pryncypia i dążenia do władzy jednostek i organizacyj oraz przemijające nastroje mas. Ponieważ społeczeństwo ma mniej wewnętrznych organizacyj, odgrywa tu o wiele większą rolę psychologia tłumu, na której zmuszony jest opierać widoki swoje zarówno rząd, jak jego przeciwnicy. Idzie o to, żeby wywołać nastrój przeważający i skorzystać z niego dla powalenia przeciwnika, zanim nastrój minie. Nastroje te wystarczają do tego, żeby przy ich pomocy uderzać w przeciwnika, ale z natury rzeczy, jako przemijające szybko, nie mogą służyć za trwałą podstawę danego stanu rzeczy. Idee, opanowujące kolejno naród rosyjski, zmieniają się jak w kalejdoskopie.

W ciągu ostatnich lat trzydziestu widzimy, jak zkolei po sobie następują ruchy ekspansywne: panslawizm oswabadzający, panslawizm pochłaniający czyli panrusycyzm, nacjonalizm antygermański, azjatyzm; potem następuje zwrot nawewnątrz: opozycja przeciw oligarchii biurokratycznej, konstytucjonalizm, wreszcie idea obalenia rządu; następnie: zbawianie Rosji od rewolucji i nowa fala szowinizmu… Co jutro przyjdzie? I czy ten nastrój, który jutro opanuje naród, będzie oparciem dla rządu, czy dla jego przeciwników?…

O wiele gorzej rzecz się ma z prowincjami nierosyjskiemi, w których polityce rządowej udało się rozbić istniejącą organizację społeczną, rozerwać węzły, nawiązane przez stulecia. Tam już właściwie niema społeczeństwa: jest tylko zdezorganizowana masa ludności, zanarchizowana w swych wierzeniach, pojęciach, aspiracjach. Obraz takiej anarchii przedstawiają Kraje Zabrane (Litwa i Ruś), gdzie walka z polonizmem i katolicyzmem, prowadzona przez organy rządu i duchowieństwo prawosławne, pracująca nad rozpętaniem w tamtejszym ciemnym ludzie najniższych instynktów, budząca wszelkiemi środkami nienawiści wyznaniowe, plemienne i klasowe, wytworzyła taki stan rzeczy, że jedynym ratunkiem tego kraju od ostatecznej anarchji jest bierność masy ludowej. Ale nad wydobyciem tego ludu z jego bierności gorliwie pracują z jednej strony żywioły rewolucyjne, z drugiej „prawdziwie rosyjskie”. Gdy go zdołają kiedyś naprawdę poruszyć, okaże się, iż rząd, dezorganizując ten kraj, nie dla siebie pracował.

Azjatycki pierwiastek w państwowości rosyjskiej najcharakterystyczniejszy wyraz znajdował w stosunku rządu do swych przeciwników. Rząd, utożsamiając siebie z państwem, każdego swego przeciwnika, w najłagodniejszy sposób wyrażającego swą opozycję, i nawet takiego, którego zaledwie podejrzewać było można o opozycyjny sposób myślenia, traktował zawsze jako wewnętrznego wroga państwa. Zasadą rządu było zniszczyć każdego przeciwnika. Banalną rzeczą byłoby opowiadać tu, za jakie przewinienia i jakim prześladowaniom ulegali nielojalni poddani rosyjscy, t. j. nie zgadzający się z panującym systemem rządów. To są rzeczy powszechnie znane. Jakkolwiek manifest październikowy zmienił prawnie ten stosunek, to jednak duch pozostał. W enuncjacjach oficjalnych ciągle mieszają się pojęcia „przeciwnika rządu” i „wroga państwa”, a wprowadzona w życie zasada legalizacji stronnictw i prześladowanie stronnictw niezalegalizowanych nie jest niczem innem, jak przyznaniem rządowi prawa usuwania sobie z drogi — kulturalnej, legalnemi środkami działającej opozycji. Przeciwnik rządu, pragnący walczyć z nim środkami kulturalnemi, czuł zawsze, że jest bezsilny, że najmniejszy przejaw opozycji spotka się z brutalną represją. Albo ulegał, albo stawał się zwolennikiem równie brutalnych środków walki z rządem. W szeregach rewolucji rosyjskiej znalazło się mnóstwo ludzi, którzy byli zesłani na Sybir za jedno przemówienie antyrządowe, za błahy konflikt z władzą, za teoretyczną propagandę kierunków niedozwolonych, czasami za posiadanie pat u niecenzuralnych książek, a którzy z Sybiru wracali terorystami. Nie chcąc składać broni w walce, chwytali się środków rozpaczliwych. Rząd postawił sobie za cel zniszczyć każdego swego przeciwnika, przeciwnik rządu po dłuższej lub krótszej ewolucji dochodził do tego, że jedynym jego celem stało się zniszczyć rząd. To dążenie do wzajemnego zniszczenia, ta nieubłagana, nie znająca przebaczenia nienawiść z obu stron stała się głównym rysem walki między rządem a jego przeciwnikami. I taką ta walka po dziś dzień pozostała.

Duch państwowości rosyjskiej nie uznawał nigdy żadnego zabezpieczenia poddanych przed samowolą władz państwowych. Poddany rosyjski musiał czuć, że jeżeli się narazi przedstawicielowi rządu, nie uchroni go nawet to, że jest w zgodzie z prawem, przez ten sam rząd wydanem. Ludność czuła, że jej obowiązkiem jest nie stosować się do prawa, ale do woli władz, że zamiast wykonywania prawa musi sobie zdobywać zaufanie władz, pozyskiwać je sobie, chociażby sposobami niezgodnemi z prawem. Ten duch państwowości rosyjskiej stanowił głęboką różnicę między nią a ustrojami państw europejskich od najdawniejszych czasów. Wychował on samowolę urzędników i brak poczucia prawa u ludności.

Za obecnego panowania, a zwłaszcza po manifeście październikowym, zaczęto wiele mówić o potrzebie legalności w postępowaniu władz i nawet widać w pewnej mierze starania w tym kierunku. Ale skłonność do samowoli zbyt głębokie ma korzenie w duszach, biurokracja zaś rosyjska za długo była w tym kierunku wychowywana; nadto pod wpływem dezorganizacji w machinie państwowej kontrola władz centralnych nad lokalnemi od dłuższego już czasu słabła i coraz mniej stawała się zdolna do przeprowadzania nowych zasad w sposobie rządzenia. W państwie rozwija się swego rodzaju decentralizacja — nie decentralizacja społecznego i politycznego życia, ale władz biurokratycznych, działających w kraju samowolnie, bez należytej kontroli.

Kierownicy państwa rosyjskiego nigdy zdawali się nie pojmować tego, że najlepszą gwarancją poszanowania prawa przez ludność nie jest policja, sądy, więzienia i szubienice, ale zgodność tego prawa z pojęciami etycznemi i interesami ludności. Tak pojmować prawo przeszkadzało im stawianie ambicyj i interesów biurokracji ponad potrzeby moralne ludności i interes państwa.

Społeczeństwo tedy nietylko buntowało się przeciw samowoli biurokratycznej, ale stawało w coraz ostrzejszym konflikcie z obowiązującem prawem, które się z jego pojęciami i potrzebami coraz mniej zgadzało. Dusza rosyjska nie jest tak obojętna na swój byt ziemski, jak mahometańska lub buddyjska, i coraz mniej zdolna jest do poddawania się biernie wszelkiemu uciskowi. Związany z Europą przez chrystjanizm, wchodząc z nią w coraz ściślejsze obcowanie umysłowe, naród rosyjski musiał się przejmować coraz bardziej pojęciami europejskiemi, coraz boleśniej odczuwać swoje w porównaniu z ludami europejskiemi upośledzenie polityczne. Sam rząd zresztą, potrzebując dla swej zeuropeizowanej machiny odpowiednio wykształconych ludzi, sprzyjał szerzeniu nauki zachodniej, pozakładał uniwersytety z europejskim programem. Pierwszą rzeczą, jaką te uniwersytety wykształciły, było niezadowolenie z ustroju Rosji i bunt przeciw rządowi. Same uniwersytety od-dawna stały się ogniskami tego buntu; z nich rozchodził się on powoli na całe społeczeństwo. Z drugiej strony współdziałały rozwojowi tego buntu same zmiany w rządzie, w którym na tle rozrastania się i komplikowania machiny państwowej, władza coraz więcej przechodziła do rąk nie kontrolowanej biurokracji: do centrum, nie kontrolowanego przez naród, i do miejscowych przedstawicieli, nie kontrolowanych dostatecznie przez centrum. Sam tedy rozwój państwa rosyjskiego szybko wyprowadzał na widownię kwestję najważniejszą — konstytucyjną.

W państwie rozwijał się kryzys polityczny, który nie istnieje przecie od lat paru, który od dziesiątków lat dawał znać o sobie. Rząd rosyjski nie od dziś walczy z buntem, nie chcąc zaś na rzecz zjawiających się w społeczeństwie aspiracyj zrobić żadnych ustępstw, walczył bezwzględnie, usuwając swych przeciwników sposobami, głęboko wrażającemi się w świadomość.

Sposoby takie pozostawiają w świadomości ślad dwojaki; budzą one z jednej strony strach, z drugiej — nienawiść. Skuteczność ich zależy od tego, które z tych dwóch uczuć przeważa. Iwan Groźny budził więcej strachu i dlatego umocnił na wiele pokoleń autokratyzm i podniósł urok władzy. Biurokracja nowoczesna budziła więcej nienawiści i dlatego władzę swą podkopała.

Ten, kto nie przyglądał się zbliska rewolucji rosyjskiej, nie może mieć pojęcia jak dominującym w niej czynnikiem jest nienawiść do rządu i jego przedstawicieli. Jest bardzo wielu rewolucjonistów, którzy nie wiedzą dobrze, czego pozytywnie chcą, nie zdają sobie jasno sprawy z reform, o jakie walczą, ale każdy wie dobrze, że nienawidzi rządu, każdy czuje potrzebę  zemsty na nim. I dlatego tak trudno było tej rewolucji skupić się około jednego sztandaru, około jednego na dziś programu — jedynym łącznikiem różnorodnych jej grup jest nienawiść, dążenie do zniszczenia obecnego rządu. Dlatego przejawia się ona tak krwawo, dlatego uderza przedewszystkiem w tych przedstawicieli rządu, którzy biorą bezpośredni udział w prześladowaniu przestępstw politycznych, najczęściej w policję, chociaż te zamachy wątpliwie bardzo przyczyniają się do przyśpieszenia przewrotu politycznego w państwie. Rewolucja rosyjska w swych formach gwałtownych jest więcej reakcją uczuciową, niż planową akcją polityczną. Stąd pochodzi jej bezpłodność, ale i na tem się opiera jej żywotność, która jej zgnieść nie pozwala. Ludzie, którzy działają dla pewnego określonego celu, mogą się przekonać, że cel ten jest zły lub niemożliwy do osiągnięcia, ci wszakże, których pcha do czynu uczucie nienawiści, nie przestaną działać, dopóki źródła tej nienawiści istnieją.

Rozwijający się od wielu lat wewnętrzny kryzys polityczny w postaci walki między rządem a ciągle rosnącą, a raczej w coraz większej sile odradzającą się rewolucją, nie prowadził do żadnego jasnego rozwiązania. Stanowisko rządu, nie chcącego na krok odstąpić od utrwalonego systemu, i usiłującego wyłącznie represjami stłumić rewolucję, i stanowisko rewolucji, nie wystawiającej programu realnych reform, ale dążącej przedewszystkiem do zniszczenia rządu — i tu wytwarzały dla państwa położenie bez wyjścia.

Ta faza, w jaką kryzys konstytucyjny wszedł podczas wojny japońskiej i bezpośrednio po niej, zdawała się to wyjście wskazywać. Zjawienie się zorganizowanego stronnictwa konstytucyjnego, za którem stanęła opinja publiczna, wprowadziło silny czynnik kompromisowy pomiędzy rządzącą biurokrację a partje rewolucyjne.

Przewrót państwowy w Rosji nie mógł się odbyć na tej drodze, co we Francji, na drodze rewolucji, obalającej rząd i stawiającej inny na jego miejsce. Ani charakter państwa, w którem Petersburg nie odgrywa tej roli, co Paryż we Francji, ani charakter rewolucji rosyjskiej, niestałej, nie mającej hamulca w swych pozytywnych dążeniach, zresztą bardzo w tych dążeniach niejednolitej i organizacyjnie nie spójnej, widoków w tym kierunku nie przedstawiał. Państwo mogło zmienić swój ustrój tylko na tej drodze, co Prusy i Austrja, na drodze kompromisu między rządzącą biurokracją a konstytucyjnemi dążeniami społeczeństwa.

W najostrzejszej fazie kryzysu, kiedy rząd czuł się bardzo słabym, kompromis ten może byłby doszedł do skutku, gdyby kryzys rosyjski był mniej skomplikowany w swym charakterze, gdyby w nim się rozstrzygała tylko jedna kwestja konstytucyjna. Podzielenie się władzą z parlamentem nie usuwa biurokracji ze stanowiska, a jakkolwiek odbiera jej niepodzielną władzę, to jednocześnie zdejmuje z niej główną odpowiedzialność. Przestaje ona być przedmiotem oburzenia i nienawiści mas ludowych, która daje jej się czuć silnie. Ale, jak już zauważyliśmy, w państwie, w którem nagromadziło się tyle niedomagań, tyle palących kwestyj, musiały one wszystkie wystąpić na tle kryzysu konstytucyjnego, komplikując go niesłychanie. To położenie sprawiło, że ani konstytucyjne żywioły nie mogły być dość umiarkowanemi, ani biurokracja dość kompromisową.

Gdy pierwsze np., chcąc mieć lud za sobą, musiały podnieść w radykalny sposób kwestję agrarną, druga, mogąc się zgodzić na konstytucję w rdzennej Rosji, przy której istniałaby tam biurokracja rosyjska, nie mogła zrezygnować z centralistycznych rządów wogóle, a w szczególności w Polsce, której autonomja, nieodłączna od gruntownej reformy konstytucyjnej (jak wogóle decentralizacja całego państwa), usunęłaby ją zupełnie z tego kraju. A przecie to tylko część trudności, występujących na tle konstytucyjnego kryzysu. Stąd nieszczerość biurokracji w kompromisie, stąd ustępstwa, poza któremi ukrywała się chęć sprowadzenia ich do fikcji, i stąd także rewolucyjny charakter nie wierzących w kompromis żywiołów konstytucyjnych, które w pierwszej Dumie szły na wzięcie szturmem Bastylji.

Gdy obalenie rządu jest niemożliwe, a ten rząd nie chce pójść w kompromisie tak daleko, by oddać władzę prawodawczą i kontrolę nad sobą w ręce parlamentu, pozostaje jedno wyjście — zwycięstwo rządu. Społeczeństwo bowiem długo nie może wytrzymać nadmiernego napięcia energji, jakiej walka rewolucyjna wymaga, i ustępuje. Ale zwycięstwo rządu nie jest zwycięstwem interesu państwa, i jako takie jest bardzo wątpliwe i krótkotrwałe.

Absolutyzm, raz silnie wstrząśnięty w swych podstawach, nie powraca już do dawnej siły. Wstrząśnienie takie niszczy odrazu cały ten kapitał, który nagromadziły w duszach ludności stulecia teroru władzy despotycznej. Władza traci w tych wstrząśnieniach resztki ponurego uroku, jaki jej z tradycji został. Rząd, który był dla ludności przedmiotem niemal religijnego strachu, uważany przez nią za siłę wyższą, której uderzenia i ucisk z fatalizmem się przyjmuje, gdyby nawet był oddawna nie miał rosnącego w państwie buntu, to z chwilą, gdy nazewnątrz poniósł klęskę w wojnie z wrogiem, a nawewnątrz odkrył swą słabość, przestraszył się i stracił głowę — już dawnego uroku nigdy nie odzyska. I prędzej czy później musi stanąć na jego miejscu coś innego.

IV

KWESTIA POLSKA I PRZYSZŁOŚĆ ROSJI

W żadnem państwie europejskiem nie stoi dziś tak nisko urok i powaga władzy, jak w Rosji. Nawet żywioły reakcyjne, urzędowi przedstawiciele patrjotyzmu rosyjskiego, „ludzie prawdziwie rosyjscy”, traktują władzę, rządową ze skrajną pogardą, gdy stawia kroki, nie odpowiadające ich celom. Rząd przestał być szanowany za to, że jest rządem: poszczególne grupy uznają go o tyle tylko, o ile jest im dogodnym. Sami urzędnicy ujawniają brak poczucia swej powagi jako przedstawiciele rządu. Takie położenie jest nadzwyczaj niebezpieczne dla każdego rządu, a tem bardziej dla rządu, chcącego istnieć niezależnie od narodu.

Podnoszenie zaś uroku i powagi rządu starą drogą represji już dziś nie może osiągnąć skutku, bo, jak powiedzieliśmy, budzi więcej nienawiści, niż strachu. Represje mogą dziś tylko fizycznie osłabiać rewolucję— skutek krótkotrwały, bo nowe jej siły ciągle narastają.

Przykład Prus i Austrji po r. 1848 najlepiej poucza, iż zwycięstwo rządu nad rewolucją przeciw absolutyzmowi jest tylko krótkotrwałym okresem, po którym rząd musi się ugiąć przed koniecznością. Rząd zaś rosyjski jest w trudniejszem o wiele, a państwo rosyjskie w bez porównania niebezpieczniejszem położeniu, niż były tamte, rewolucja zaś rosyjska jest bardziej uparta, no i straszniejsza w swych przejawach.

Nie rozumieją tego reakcyjne żywioły Rosji, przekonane, że ustępstwa zrobione dotychczas, są już za wielkie, i uważające za zbyt liberalny nawet rząd Stołypina, coraz więcej kompromisów robiący, nie z konstytucyjnemi dążeniami społeczeństwa, ale z interesami biurokracji. Marzą one o powrocie do dawnego systemu, do czasów z przed wojny japońskiej.

Rząd obecny, liberalniejszy na swój sposób od nich, pojmuje kompromis ze społeczeństwem w ten sposób, że potrzebuje takiej Izby, któraby się na jego stanowisko zgodziła. Kompromis taki, chociażby przyszedł do skutku, będzie pozornym, przenosi on tylko walkę społeczeństwa z rządem poza mury parlamentu. I taki nawet jest on prawie niemożliwy, bo na to, żeby choć najmniej reformistycznie usposobiona, ale choć trochę niezależna Izba, weszła w trwałe porozumienie z rządem, trzeba, żeby rząd zajmował jakieś stałe, niewzruszone stanowisko. Tymczasem przy takim stanie rzeczy, jak w Rosji,, rząd na miejscu stać nie może: jeżeli nie idzie naprzód pod parciem żywiołów konstytucyjnych, musi się cofać, ulegając wpływowi sfer reakcyjnych, które wtedy czują swą siłę i coraz więcej nabierają znaczenia. Ostatnie jest zdaje się nieuchronnym na pewien czas losem rządu rosyjskiego.

W tych warunkach państwo musi się staczać po równi pochyłej, w oczekiwaniu nowych katastrof zewnętrznych i wewnętrznych, które znów wstrząsną niem w podstawach, ze straszniejszym może skutkiem, niż ostatnia. Bo jeżeli rządy nieodpowiedzialnej biurokracji, kierujące z centrum całym aż do najdrobniejszych szczegółów zarządem tego olbrzymiego państwa, osiągnęły takie rezultaty, jak dzisiejsze, jeżeli prowadziły one państwo w tylu kierunkach do położenia bez wyjścia — to dziś, po wstrząśnieniu, jakiego państwo doznało, tem mniej będą one zdolne podołać swemu zadaniu, choćby się powiódł plan powierzchownego ich odnowienia, który jest w gruncie rzeczy nieziszczalny. Bo albo przedstawicielstwo narodowe musi mieć byt i władzę niezależną od biurokracji albo biurokracja będzie dążyła do jego zniszczenia, jak niszczyła reformy Aleksandra II. Jej żywiołowem wprost dążeniem, dopóki ma po temu władzę, jest usuwanie sobie z drogi wszelkich przeszkód, niszczenie wszystkiego, co ją krępuje swą najsłabszą nawet kontrolą.

Trudno zaś przypuścić, ażeby samorzutnie nastąpił odwrót od dotychczasowego systemu rządów, ażeby Rosja weszła na nowe drogi przez reformy z góry. Przy skomplikowanym charakterze rosyjskiego kryzysu państwowego stoi temu na przeszkodzie za wiele przyczyn.

Do najgłówniejszych należy kwestja polska.

Przeszkadzała ona zawsze w dziele zreformowania Rosji. Kto wie, czy Rosja nie byłaby dziś państwem konstytucyjnem, gdyby nie obawa, że z ustroju praworządnego naród polski skorzysta dla swej pracy, dla swej twórczości, dla swego wszechstronnego rozwoju, już Katkow był na swój sposób konstutycjonalistą, jeno chciał konstytucji dla centrum rosyjskiego bez nadania jej kresom. Ostatnia ustawa wyborcza jest próbą częściowego wcielenia w życie tej właśnie myśli.

Zmiana poglądu na kwestję polską, i wogóle na kwestję „kresów”, trudną jest do pomyślenia nietylko gdy idzie o biurokrację, ale o bardzo szerokie sfery społeczeństwa rosyjskiego.

Według utrwalonego w wymienionych sferach przekonania, wszystko, co granice państwa rosyjskiego obejmują, jest „własnością narodu rosyjskiego, zdobytą jego krwią” — nie dodaje się zwykle „i pracą”, bo sami Rosjanie zdają sobie sprawę z tego, że pracy niewiele w „kresy” włożyli, chyba w niszczenie ich odrębności i kultury. Zdają się tam nie wiedzieć tego, że Rosji, takiej wielkiej, jaką jest ona w swych dzisiejszych granicach, nie zbudowała samorzutna energja narodu rosyjskiego, jego twórcza praca, jego genjusz rodzimy, ale ta szczególna organizacja machiny państwowej, która sam naród rosyjski traktowała jako podbity, która dezorganizowała go, niszczyła jego budowę społeczną, ażeby sobie zapewnić od niego niezależność. Ta organizacja, zasilana od czasów Piotra Wielkiego żywiołem obcym, kondotjerami różnych ras, w szczególności zaś Niemcami, oparła swoją egzystencję nie na dobrobycie rdzennej Rosji, ale na coraz nowych podbojach, nie zajmowała się hodowaniem sił społeczeństwa rosyjskiego i budowaniem zdrowych podstaw jego bytu, jego kultury i jego z własnej pracy rodzącego się bogactwa, ale rozszerzaniem granic państwa i doskonaleniem narzędzi do trzymania w swem ręku ziem zagarniętych; do życia ich kosztem. Ta organizacja, jak wszelkie tego rodzaju organizacje w dziejach ludzkości, na podbojach wyłącznie byt swój opierające, skazana była na prędki upadek. I do tego upadku szła, jak świadczy szybki rozwój państwowych niedomagań, na które nie widziano leku i na które dziś jeszcze nikt go naprawdę nie widzi. Groźne szczeliny w tej budowie państwowej zarysowały się nie od chwili wybuchu wojny japońskiej — widziały je oddawna nawet sfery rządzące Rosją i czuły swoją wobec nich bezradność.

Ta organizacja rządowa przyłączyła do Rosji całe kraje, całe odrębne i samoistne narody, związała je z państwem wyłącznie administracyjnemi węzłami, wspólnym, zcentralizowanym zarządem — bo polityka jej węzłów moralnych nie była zdolna wytworzyć — wreszcie wycisnęła na nich czysto powierzchowne piętno rosyjskie, utrzymywane drogą fizycznego przymusu, gdy pod tą zewnętrzną szatą pozostało i rozwijało się odrębne życie narodowe, nic nie mające wspólnego z rosyjskiem. Ta organizacja stopniowo rozprzęgła się, utraciła dawną sprawność, a jednocześnie władza jej utraciła urok potęgi i powagę w samym narodzie rosyjskim. Czyż tak osłabiona będzie ona zdolna podołać tym wielkim zadaniom państwowym, które za wielkiemi dla niej były wtedy, gdy czuła się silną? czy będzie umiała uchronić państwo od staczania się po pochyłości, po której posuwało się ono wcale szybko za lepszych jej czasów?…

Jeżeli ona utrzyma niepodzielne rządy w swem ręku, jeżeli zdoła przywrócić Rosji w całej pełni system biurokratyczny, w którym ostatnie lata poważny zrobiły wyłom — to, naturalnie, Rosja odrazu nie zginie, bo wielkie budowy państwowe nagle nie upadają, rutyna zaś rządów biurokratycznych na pewien czas może jeszcze wystarczyć. Ale upadek będzie się zbliżał w szybszem o wiele niż dotychczas tempie, szczeliny w budowie państwa będą coraz szersze i będzie ich coraz więcej, klęski zewnętrzne i katastrofy nawewnątrz będą coraz częstsze i coraz straszniejsze.

Jeżeli zaś naród rosyjski, jego siły społeczne mają być powołane do odrodzenia państwa, do wzmocnienia jego wiązań, to dostanie on w spuściźnie po rządach biurokratycznych taki ogrom zadań, zadań nierozwiązalnych w tym kierunku, w jakim je rozwiązać chciały dotychczasowe rządy, że im na pewno nie podoła. I jeżeli, przy swych głębokich niedomaganiach społecznych, przy swej słabości kulturalnej, będzie chciał cały ten obszar od Kalisza do Władywostoku uważać za Rosję i na Rosję przerabiać, to się bardzo prędko okaże, że ta Rosja na jego siły za duża.

To państwo więc, w tych rozmiarach, w jakich je historja ostatnich dwóch stuleci zrobiła, ma jedyny ratunek przed sobą, jedyną drogę do uzdrowienia się nawewnątrz i odrodzenia swej zewnętrznej potęgi — w zasadniczej zmianie swego charakteru i kierunku swego rozwoju. To nie może już być państwo jednego narodu rosyjskiego, wszystkim innym narzucającego swą kulturę i swe instytucje: siły innych narodów, a przedewszystkiem polskiego, muszą być narówni z rosyjskiemi powołane do życia, do samoistnej twórczości.

Ze strony rosyjskiej często słyszymy na to odpowiedź, że państwo różnonarodowe, niejednolite, nigdy nie może być tak silne, jak państwo, w którem jeden naród niepodzielnie panuje. Obłudą byłoby zaprzeczać temu twierdzeniu. Ale trzeba się liczyć z możliwością. Na obszarze, zajmowanym obecnie przez państwo rosyjskie, naród rosyjski nigdy niepodzielnym panem nie będzie. Dzisiejsze jego stanowisko w Polsce — to nie panowanie, to właściwie tylko okupacja wojskowa, która taką pozostanie zawsze, przy usiłowaniu zepchnięcia Polaków do podrzędnej roli, jaką im się dziś przyznaje. Przyznanie Polakom samoistności i odrębnego ustroju autonomicznego w państwie nie jest ustąpieniem ze stanowiska, bo tego stanowiska Rosja w społeczeństwie polskiem nie zajmuje — to tylko zorganizowanie prawidłowych rządów i stworzenie warunków normalnego życia na miejsce dzikiej okupacji, która im dłużej trwa, tem większą jest potwornością polityczną, nawet z punktu widzenia tego państwa, w którego imieniu jest utrzymywana.

Dla wielu Rosjan, zwłaszcza dla tak zwanej prawicy rosyjskiej, kwestja tego zasadniczego zwrotu w polityce kresowej, w szczególności w polskiej, jest przy wszystkiem innem jeszcze kwestją dumy narodowej. Tak się oni zrośli z wytworzonem przez biurokrację  złudzeniem, że cały obszar państwa jest naprawdę Rosją, że wszystkie podwładne jej ludy, to podrzędni „inorodcy”, żyjący w cieniu potęgi i kultury rosyjskiej, iż odwrót w polityce „kresowej” równa się dla nich narodowej hańbie. Tę fałszywą dumę rząd dzisiejszy podtrzymuje i wzmacnia, widząc w niej dla siebie najlepsze oparcie. Niewątpliwie, o ile ktoś solidaryzował się zupełnie z polityką „kresową” rządu, o ile na niej budował wielkość Rosji i nie widział niebezpieczeństw, do których ona prowadzi, to zredukowanie stanowiska rosyjskiego na kresach do roli skromniejszej musi jego dumę drażnić, jakkolwiek więcej winna była być podrażnioną po Mukdenie i Tsushimie. Ale temu, kto rozumie, do czego ta polityka prowadzi, kto pragnie istotnie odrodzenia narodu i państwa, duma narodowa właśnie może podyktować zrzeczenie się ucisku i rusyfikacji obcych narodowości i powołanie ich do wspólnej pracy, dla wspólnego, wielkiego państwa.

Uzasadniona duma narodowa, poczucie narodowej godności i nawet szerokie narodowe ambicje, w granicach możliwych do urzeczywistnienia — są niezbędnemi czynnikami patrjotyzmu wielkiego narodu i nawet warunkami jego użyteczności dla sprawy ogólnoludzkiego postępu. Te zalety znamionowały zawsze narody żywotne w dobie ich wzrostu i rozkwitu. Ale chorobliwa megalomanja, żyjąca złudzeniami i halucynacjami, była zawsze rysem narodów, zbliżających się do upadku. Popychała je ona do aktów samobójczych i do bezmyślnego, nie przynoszącego im pożytku niszczenia cudzego dobra — czyniła je szkodnikami ludzkości.

Taką właśnie megalomanję widzimy w poglądach szowinistycznych żywiołów rosyjskich na kwestję polską. Tymczasem od stosunku Rosji do kwestji polskiej w znacznej mierze jej własna przyszłość zależy. Jednem z najgłówniejszych zagadnień państwowych jest to, czy Rosja pójdzie w tej kwestji za wskazaniami ciasnego nacjonalizmu wielkoruskiego, interesów biurokracji, podszywających się pod interesy narodu i państwa, wreszcie polityki berlińskiej, czy też wejdzie na nową drogę rozwoju sił społecznych, sił zarówno narodu rosyjskiego, jak innych, w skład państwa wchodzących, a wraz z nim szerokiej polityki imperjalistycznej, z konieczności słowiańskiej. Zależnie od tego Rosja może być potężnem państwem i pierwszorzędnym czynnikiem polityki międzynarodowej, albo też rozkładającym się stopniowo ustrojem, niezdolnym do samodzielnej polityki zewnętrznej, zamieniającym się coraz bardziej w sferę interesów niemieckich, wreszcie kto wie, czy nie skazanym na to, żeby z czasem zostać państwem naprawdę wielkoruskiem, t. j. sprowadzonym do granic wielkoruskiego szczepu.

Gazeta Warszawska  2014


Za: Roman Dmowski: Rosja