Drukuj
Kategoria: Warto przeczytać
Odsłony: 2377
Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

 Problem z NSZ (1)

nsz_1.jpg75. rocznica utworzenia Narodowych Sił Zbrojnych stała się przyczynkiem nie tylko do szeregu uroczystości rocznicowych, ale – co najistotniejsze – otrzymała potężne wsparcie od obozu „dobrej zmiany” – zdominowany przez PiS Sejm przyjął stosowną uchwałę na tę okazję, specjalne wystąpienia ogłosili sam prezes Jarosław Kaczyński oraz Prezydent RP.

Kaczyński podkreślał „potęgę ducha, moc wiary, i miłości ojczyzny, ideową spójność, żelazną wolę i ogromną determinację”. Andrzej Duda zaliczył NSZ, m.in. powołując się na „chlubne karty podczas powstań – warszawskiego i antykomunistycznego” [1], do „kontynuatorów najlepszych polskich tradycji patriotycznych i depozytariuszy naszej narodowej tożsamości”. Tak oto, na naszych oczach prawdopodobnie najbardziej rusofobiczny rząd w historii Polski, z prezydentem, którego idee fixe podczas podróży zagranicznych jest nieustające występowanie przeciwko Rosji, z ministrem Macierewiczem, który w sposób porównywalny jedynie do najskrajniejszej i najprymitywniejszej propagandy antysemickiej III Rzeszy, wszędzie widzi macki i zagrożenie rosyjskie, ogłaszając raz za razem, jak to Rosja zamordowała prezydenta Kaczyńskiego, bądź ostrzegając przed mającą już-już nastąpić inwazją Rosji na Polskę (w dowolnej formie), w kraju, w którym po 28 latach od zmiany ustroju i po 24 latach od opuszczenia Polski przez wojska radzieckie prowadzi się wojnę z pomnikami pamięci żołnierzy, którzy uwolnili Polskę od hitlerowskiej okupacji, poniżając ich na wszelkie możliwe sposoby, wreszcie w kraju, w którym medialna propaganda antyrosyjska osiągnęła już dawno poziom tragicznej groteski – właśnie w tym kraju koryfeusze tego obłędu naszego powszedniego na swoje sztandary przyjęli również tradycje Narodowych Sił Zbrojnych, organizacji w potocznym odbiorze endeckiej, a więc, przynajmniej co do zasady, co najmniej niechętnej owym „powstańczym tradycjom patriotycznym” i polityce histerii i szaleństwa wobec wschodniego sąsiada. Wytłumaczenie tej sytuacji może być zasadniczo dwojakie.

Albo „dobra zmiana” się najzwyczajniej myli albo z NSZ nie jest do końca tak, jak my – ludzie odwołujący się tradycji endeckiej sobie to wyobrażamy. Jest jasnym, że siły rządzące Polską, być może nie bez obcej inspiracji, pragną wpisać do swojego uniwersum nurt endecki, dać mu u siebie dzierżawione poletko, oswoić go (np. niech porzuci tematykę wpływu lobby żydowskiego na politykę międzynarodową, bo to godzi w nasze pryncypia i sojusze; wyciszy temat ukraiński tp.) i trzymać go pod kontrolą na marginesie, oferując w zamian chocholi taniec rozpamiętywania i kultywowania przeszłości i rocznic, w coraz ostrzejszej, agresywnej formie, odwrotnie proporcjonalnej do upływu czasu od tych wydarzeń.

 

Polityczny wymiar kultu

Narodowe Siły Zbrojne to we współczesnej Polsce prawdziwa ikona obozu prawicy [2], który definiuje swoją prawicowość przede wszystkim wedle kryterium nienawiści do ZSRR/Rosji, do Polski Ludowej/PRL i poprzez tzw. antykomunizm. Mit NSZ po latach propagandy nie znoszącej sprzeciwu, wykluczającej dyskusję i stygmatyzującej mających inne zdanie jako zdrajców, stał się mitem praktycznie niewzruszalnym na wzór mitu Piłsudskiego, mitu II RP, jako kraju powszechnej szczęśliwości, miodem i mlekiem płynącego, oraz mitu tzw. żołnierzy wyklętych, których postawa negacji powojennej rzeczywistości była rzekomo jedynie słuszną i jedynie akceptowalną, no i naturalnie potężnego mitu negatywnego przedstawiającego Polskę z lat 1944-89 wyłącznie w czarnych barwach, jako okupację/kolonię sowiecką, w którym jedynie wszystko niszczono, a grupka zdrajców wysługiwała się okupantom krwawo prześladując miliony patriotów żyjących w warunkach wcale bądź niewiele odbiegających od okupacji niemieckiej.

Wszystkie te mity mają charakter ściśle polityczny, służą bieżącej polityce, ale przede wszystkim, na nich buduje się tożsamość wspomnianego obozu prawicy. Nie tylko uderzenie w te mity, ale nawet spokojne wystąpienia naukowe, wobec których można wysunąć przypuszczenie, że uczynią choćby niewielki wyłom w strukturze mitu, przyjmowane są z gniewem i nienawiścią. Z punktu widzenia głoszących te mity i w nie wierzących, jest to poniekąd zrozumiałe, gdyż zachwianie podstawami mitu, np. poprzez udowodnienie fałszu, może być wstępem do podważenia samej istoty, samego clou obozu prawicy, o którym mówimy. Obóz ten posługuje się oczywiście nie tylko mitem, ale i szeregiem innych metod typowych dla wykorzystujących psychologię tłumu, z głoszeniem hasła o sobie, jako o nośniku jedynej prawdy, propagowaniem mentalności oblężonej twierdzy i budowaniem wspólnoty również w oparciu o publiczne współodczuwanie dramatów i klęsk, jak to mamy w przypadku mitu smoleńskiego.

Niestety – dla owego obozu, jak zresztą dla większości mitomanów – mity, które wyznaje są z gruntu fałszywe.

Nie czas tu i miejsce, aby rozprawiać się ze wszystkimi. Jednak, jako narodowiec, endek, człowiek, który polski obóz narodowy linii Dmowskiego i jego myśl uważa za własną, muszę i chcę ustosunkować się do jednego z tych mitów, który mojego obozu dotyczy bezpośrednio – właśnie do mitu Narodowych Sił Zbrojnych.

Zanim przejdę do meritum czuję się w obowiązku do poczynienia wobec PT Czytelników kilku uwag osobistych. Otóż, nigdy nie uważałem się i nie nazywałem nacjonalistą, uznając zawsze, za wieloma wybitnymi narodowcami z Dmowskim na czele, że jest to zbytnie upraszczanie, zbytnie ograniczanie ramami konstrukcji teoretycznej bogactwa i rozległości myśli polskiego obozu narodowego. Przy czym nie widzę niczego zdrożnego w tym, żeby w teorii i dyskursie naukowym definiować polski obóz narodowy, jako jeden z elementów – to prawda, że najistotniejszy – zjawiska polskiego nacjonalizmu. Dlatego zawsze wolałem i używałem terminu „narodowiec” na określenie członków obozu, o którym mówimy, a co za tym idzie, tak również określałem siebie. Dzisiaj czynię to coraz rzadziej nie dlatego, że przestałem być narodowcem, ale dlatego, że termin ten jest skandalicznie nadużywany zarówno przez wrogów, jak i przez tych, których i ze względu na historię, jak i na głoszone dzisiaj poglądy, nie można nazywać narodowcami w sensie ludzi wiernych linii Dmowskiego. Ta nie akceptowalna sytuacja doprowadziła do tego, że obecnie najczęściej używam terminu „endek”, „endecy”.

Prawdziwi endecy

Kim więc byli/są endecy (narodowcy)? Spójrzmy na to kierując się stwierdzeniem Dmowskiego ze słynnego przemówienia do Młodzieży Wszechpolskiej o wystrzeganiu się talmudyzmu (23.04.1923 r. w Poznaniu), że „nic z tego co stworzył obóz – poza oczywiście podstawowemi zasadami jego ideologji – nie stanowi martwej formułki, którejby można się nauczyć i nie myśleć dalej”. Jakie są zatem podstawowe zasady tej ideologii?

Pierwszą z nich jest bez wątpienia realizm polityczny wyrosły na gruncie pozytywistycznego sprzeciwu wobec kolejnego powstania, kolejnego świętego boju, w który Polacy pójdą bez broni. Niezwykle istotnym zastrzeżeniem jakie należy tu poczynić jest fakt, że realizm obozu narodowego nie jest czystym realizmem, albowiem zawiera pierwiastki idealistyczne i moralne. Czysty realizm, pozbawiony elementów idealistycznych prowadzi do konformizmu, oportunizmu, cynizmu – do niestałości, patrzenia jedynie przez pryzmat dnia dzisiejszego i przyjmowania postawy „kto da więcej”. Klasycznym tego przykładem jest rozważanie z kim powinniśmy pójść przeciwko komu w 1939 r., na co odpowiada się (np. Zychowicz, Korwin-Mikke), że powinny to być hitlerowskie Niemcy.

Często powołuje się przykład polityki Finlandii pod przywództwem marszałka Mannerheima, który prowadził w sojuszu z Hitlerem dwie wojny z ZSRR, aby koniec końców stać się częścią obozu alianckiego i podpisać porozumienie z ZSRR oraz wyjść z wojny obronna ręką, jako państwo z o wiele większym zakresem suwerenności niż kraje demokracji ludowej. Zwolennicy tego przykładu nie biorą jednak pod uwagę peryferyjnego charakteru konfliktu fińsko-radzieckiego, czego w żadnym wypadku nie można powiedzieć o sytuacji na linii Niemcy-Polska-ZSRR, nie biorą też pod uwagę sprawy zasadniczej - utracona Karelia nie była dla Finlandii katastrofą, jaką byłaby dla Polski utrata kolejnych części macierzystych ziem polskich, kolebki narodu i państwa na rzecz Niemiec w wyniku owego ewentualnego sojuszu.

Fakty są brutalne, ale nie można ich zmienić żadną propagandą – Polska mogła i przeżyła utratę Kresów Wschodnich, stając się po 1945 r. etnicznie najbardziej polskim z polskich państw, które – to prawda, że pod parawanem obcej ideologii – mogło rozwijać się po polsku, kultywować polskość i polskie tradycje. Polska w sojuszu z Niemcami miast wracać na zachodnie rubieże zostałaby ponownie odepchnięta na wschód, stając się kadłubem bez tożsamości historycznej (do czego miałaby się taka Polska odwoływać?), bez dostępu do morza, z granicami praktycznie nie opartymi o naturalne przeszkody. Wobec realizm polityczny mający na uwadze interes narodu i myślący przyszłościowo, musiał przeciwstawić się nowemu pochodowi niemczyzny.

Do takiego punktu widzenia obóz narodowy przekonał nie tylko własnych członków i zwolenników, ale i miliony innych Polaków. To kolejny słaby punkt myślenia zwolenników „rynkowego” traktowania wyboru politycznej drogi państwa i narodu.

Istotnym elementem realizmu endeckiego było odrzucenie powstań i w ogóle walki zbrojnej, jako głównego sposobu na odzyskanie niepodległości. Doszło do tego, że Dmowski, szczególnie sceptycznie nastawiony do tego zagadnienia, występował w wewnętrznych sporach w obozie narodowym przeciwko rozwijaniu pomysłu Polskich Drużyn Strzeleckich w Galicji, nie zaangażował się w budowanie Legionu Puławskiego u boku Rosji i nie nalegał na szersze użycie Błękitnej Armii na froncie zachodnim w 1918 r. Co więcej, uważał, że „wszelkie wojsko organizowane przez społeczeństwo, a nie przez władzę państwową, musi przerodzić się nie za długo w bandy zbójeckie” [3].

Z tego punktu widzenia II wojna światowa i tworzenie własnej organizacji wojskowej w postaci NOW przez Stronnictwo Narodowe było wyjątkiem, jednak dopiero stworzenie NSZ, w opozycji do akcji scaleniowej a później wewnętrzna opozycja w samym NSZ owocująca w 1944 r. rozłamem i pozostaniem poza strukturami polskiego państwa podziemnego części NSZ-ZJ lub NSZ-ONR (obie nazwy są uproszczeniem, ale z braku innych, lepszych, są powszechnie przyjęte w nauce historii, choć z przyczyn politycznych coraz silniejsze są tendencje do niedokonywania rozdziału scalonego NSZ-AK z NSZ-ZJ/ONR) było rzeczywistym wyłomem.

Z realizmem wiąże się drugi element wyróżniającego polski obóz narodowy. To było odwrócenie priorytetów kilkuset poprzedzających lat – odwrócenie polityki polskiej z kierunku wschodniego na zachodni, przypomnienie o historii piastowskiej, o rubieży Bolesławów. Bez względu na pianę na ustach rusofobów historia dopisała do tego programu pointę w postaci odzyskania granicy Piastów jeżeli nawet nie w sojuszu, co przez gardło niektórym nigdy nie przejdzie, to jednak z decydującym udziałem czynnika radzieckiego/rosyjskiego.

I tutaj przechodzę do trzeciego elementu wyjątkowości programu endecji – była to zasadnicza zmiana w traktowaniu Rosji, wbrew dotychczasowej „świętej” zasadzie walki z Moskwą.

Ktoś w tym miejscu powie, odwołując się do wspomnianego poznańskiego wystąpienia Dmowskiego, że owszem, obóz narodowy był definiowany w czasie przed i podczas I wojny światowej, jako zorientowany na Rosję, że głosił tę orientację taktycznie, ale później stała się ona właśnie „martwą formułką”, do której przylgnęli jedynie talmudyści w ruchu narodowym. Zwolennicy tego poglądu mylą się. Jest rzeczą powszechnie znaną, że Dmowski niejednokrotnie wyrażał swoją pogardę wobec azjatyckich metod rządów carskich oraz miał negatywną opinie o wielu Rosjanach. Ale to właśnie on idąc pod prąd polskiej tradycji liczącej już wówczas 150 lat i po części wbrew własnym doświadczeniom (zesłanie, bezpłodne dyskusje z władzą), wyznaczył kierunek na znalezienie modus vivendi z Rosją, na ułożenie stosunków z narodem i państwem rosyjskim bez względu na panujący w nim w danym momencie ustrój. I to właśnie owa „prorosyjskość” endecji jest osią problemu NSZ w przeszłości i dzisiaj.

Antyrosyjska „endecja”

To o NSZ-ZJ związany ideologicznie z tym środowiskiem prof. Stanisław Bóbr-Tylingo powiedział [4]: „NSZ nie były dziełem ani ONR ani NOW, ale tej części Polaków, którzy nie będąc pozbawieni daru myślenia uważali za wrogów nie tylko Niemców, ale i Rosjan i krytycznie odnosili się do wszystkich kompromisów czy współpracy Moskalem”. „Prorosyjskość” endecji stoi kością w gardle wszelkim odcieniom polskiej rusofobii, tak jak antysemityzm stoi kością w gardle lewicy laickiej. Ponieważ jednak myśl endecka cieszy się wciąż dużą popularnością, należy tę popularność, zwłaszcza wśród młodych ludzi, skanalizować, tworząc endecję pozbawioną niepożądanych elementów ideologicznych.

Dla rusofobów sprowadza się to do stwierdzenia – „Endecja? Tak! Ale z hasłem walki z Rosją na sztandarach”. Także czynnik żydowski, jak wykażę niżej, gra rolę w tym wypadku. Bez najmniejszych wątpliwości NSZ-ONR jest traktowany jako środek do osiągnięcia tego celu dzisiaj. Sytuacja ta stwarza konieczność przyjrzenia się poglądom i metodom walki politycznej tego środowiska i dokonania ich oceny z punktu widzenia linii endeckiej sensu stricto.

Jest to zadanie niełatwe także dlatego, że kiedy ruch narodowy w Polsce odradzał się (1988/89) przyjęto jego formułę sensu largo, przechodząc do porządku nad dawnymi podziałami w imię, jak się wówczas wydawało, nowego początku, nowego otwarcia. W ten sposób, tradycja NSZ, bez rozróżniania, bez poruszania trudnych kwestii i niuansów polityczno-organizacyjnych, została przyjęta w istocie bez zastrzeżeń przez odradzający się ruch narodowy. Dla jednych fikcja pewnej spójności i jedności historycznej, dla innych, niechęć do rozdrapywania przeszłości, a jeszcze dla innych, swego rodzaju naiwność sprowadzająca się do wiary we wzajemność ze strony dawnych oponentów z NSZ-ONR i ich spadkobierców, doprowadziła do wytworzenia się silnego ośrodka nie mającego podobnych skrupułów, agresywnego, narzucającego innym swoją wolę i wersję historii, i nie przebierającego w epitetach wobec uznanych za wrogów.

Po latach okazało się, że mieliśmy do czynienia z czymś na kształt dywersji w ruchu narodowym, dywersji skutecznie przeprowadzonej, z poparciem zza Atlantyku, używającej chwytliwej propagandy ukierunkowanej głównie na młodzież.

Wychowano i wychowuje się nadal zastępy młodych ludzi w przekonaniu, że NSZ-ONR jest najpełniejszym wyrazem myśli narodowej, wzorcem, do którego należy odnosić wszelkie pytania dotyczące historii i teraźniejszości. Młodzież wygrywana hasłami o „twardych jak stal, nie wahających się żołnierzach niezłomnych, gotowych w każdej chwili do ofiary życia” (proszę zwrócić uwagę, że Kaczyński i Duda w swych wypowiedziach idą dokładnie śladem tych haseł), odbiera ruch narodowy niemal wyłącznie przez pryzmat NSZ, w swej masie nie mając pojęcia o „podstawowych zasadach jego ideologii”, zbywając je hasłem talmudyzmu.

Widać tutaj ogromną różnicę jakościową i metodyczną w formacji młodego pokolenia narodowców w stosunku do końca lat 80-tych XX wieku. Sam, począwszy od 1989 r. przechodziłem formację stricte ideologiczną, gdzie problem NSZ był tylko jednym z wielu tematów i to nie najważniejszym. Sprawa np. oceny działań Brygady Świętokrzyskiej w ogóle nie była przedmiotem prelekcji seniorów. Z problemem tym, w ujęciu odmiennym od propagandy historycznej PRL, zetknąłem się po raz pierwszy chyba w 1990 r., kiedy to młody i brodaty wówczas Leszek Żebrowski przedstawiał temat w łódzkiej siedzibie PAX-u (Piotrkowska 49). Od samego początku, nie mając praktycznie wówczas żadnej szerszej wiedzy, miałem problem ze współdziałaniem Brygady z Niemcami. Nie mogłem tego zaakceptować, wynosząc z domu przekonanie, że z Niemcami w czasie II wojny światowej można było tylko walczyć a układający się z nimi to zdrajcy. Nie mogłem tego zaakceptować także z powodu konsekwentnie antyniemieckiego stanowiska endecji, z którą się już wówczas identyfikowałem. Lektura pierwszych książek zwolenników linii NSZ-ONR wydanych w Polsce (pierwsza poł. lat 90-tych), utwierdziła mnie jedynie w tym przekonaniu. O tym jednak za chwilę.

Zanim skonfrontujemy stanowisko NSZ-ONR ze stanowiskiem głównego nurtu ruchu narodowego, musimy przypomnieć najważniejsze wystąpienia z historii endeckiego stosunku do Rosji. Dmowski, który zasłynął w 1907 r. skierowaną przeciwko rządowi carskiemu i obyczajowi politycznemu Rosji carskiej tzw. mową azjatycką (17[30] maja 1907 r.), w której poddał ostrej krytyce ten rząd i obyczaj zarzucając mu kierowanie się azjatyckimi (tj. dzikimi) metodami sprawowania władzy.

Co pisał Dmowski?

Już w roku następnym ogłosił fundamentalną pracę „Niemcy Rosja i kwestia polska”, przetłumaczoną na kilka języków, gdzie w sposób klasycznie realistyczny uznał, że spośród dwóch wrogów Polski Rosja jest tym słabszym, a skoro Polska nie może obu sama pokonać, powinna znaleźć się w obozie przeciwnym Niemcom, które stanowią największe zagrożenie dla nas, choćby idąc nawet ramię w ramię z Rosją. W połowie lutego 1919 r. podczas bankietu wydanego przez hr. Mikołaja Reya i Włodzimierza Tetmajera na cześć Dmowskiego w paryskiej restauracji Petit Durand, tłumaczył: „jeśli mieliśmy iść z Francją i z Anglią, to trzeba było iść także z Rosją – najpaskudniejszym narodem, który może najwięcej nam w przeszłości zaszkodził. W tym jednak wyraża się, proszę panów, właśnie ów męski sposób czynu, o którym wspomniałem, że, jeśli się mówi, że coś jest potrzebne dla sprawy, to raz to stwierdziwszy – w żadne inne, uczuciowe, względy wdawać się nie wolno. I chociaż spotykały mnie najrozmaitsze zarzuty: moskalofilstwa, carskiego pachołka itp. – szedłem tą drogą, gdyż uważałem ją za konieczną i za jedynie mogącą nas doprowadzić do niepodległości” (ze wspomnień z konferencji wersalskiej Włodzimierza Bartoszewicza, syna Joachima).

Formuła spotkania tłumaczy ostrość sformułowań Dmowskiego. Po trudach konferencji wersalskiej, chorobie, odpoczynku i zapewne przemyśleniach odnoszących się do przyszłości, Dmowski ogłosił w lutowym numerze „Przeglądu Wszechpolskiego” z 1922 r., słynny tekst „Zagadnienie główne”, w którym do kwestii rosyjskiej odniósł się nie jak w quasi-prywatnym wystąpieniu na bankiecie, ale w sposób oficjalny, jako polityk i ideolog wskazujący kierunek na przyszłość, tak dla ruchu narodowego, jak i dla Polski. Pisał tam m.in.:

„Nie chodzi tu o politykę dzisiejszą, o stosunek do rządu sowieckiego lub do tego, czy innego obozu przeciwników jego na emigracji, do tych lub do innych czynników przemijających.(...) Idzie więc o stosunek do czynnika trwałego, do narodu rosyjskiego, o stworzenie gruntu, na którym się oprze jutrzejsza polityka nasza względem rosyjskiego państwa. (…)Wpływy niemieckie (…)usiłują przedstawić Rosję, jako głównego wroga Polski i główne jej niebezpieczeństwo, utrwalić i rozwinąć dawną psychologję nienawiści do ciemiężców, hypnotyzuja Moskalem jak za dawnych przedwojennych czasów, tak jak gdyby się nic w naszem położeniu względem Rosji nie zmieniło. Sprzyja im nieruchomość duchowa społeczeństwa, które ciągle nie posiada jeszcze psychologji narodu wolnego, niezawisłego, ale tak na różne sprawy reaguje, jak gdyby żyło jeszcze w czasach niewoli i ucisku. Sprzyja im też rozwinięta szeroko u nas skłonność do robienia patrjotyzmu możliwie najtańszym kosztem. A cóż mniej dziś kosztuje, jak szczucie na Moskala?... W ten sposób urabia się psychologja społeczeństwa w stosunku do Rosji, która później może bardzo utrudnić najważniejsze dla naszego bytu, a niewątpliwie najtrudniejsze zadanie – zorganizowania po naszej stronie i wywołania po stronie rosyjskiej jedynej polityki, mogącej i nam, i Rosji zapewnić samodzielność gospodarczą i polityczną oraz rolę w świecie, odpowiadającą siłom i położeniu każdego z dwóch narodów.

Pierwszym warunkiem tej polityki jest, żeby Polska nie dawała się używać za narzędzie przeciw Rosji, a Rosja przeciw Polsce. Pierwsze zależy w całości od nas; na drugie możemy mieć mniej lub więcej wpływu w zależności od tego, ile dobrej woli, energji i rozumienia rzeczy w pracę na tem polu włożymy. Obóz narodowy w Polsce ma już poza sobą niemało tej pracy, wykonanej w okresie przedwojennym i w czasie wojny. Organizując nowoczesną politykę polską, zrozumiał on potrzebę zmiany stosunku do Rosji, nie ze względu na takie lub inne korzyści miejscowe w ziemiach podległych państwu rosyjskiemu, ale ze względu na sprawę polską jako całość. Była to jedna z najważniejszych jego prac, a jednocześnie najtrudniejsza, bo prowadzona równolegle z walką przeciw bieżącej polityce antypolskiej rządu rosyjskiego, a zarazem w walce z płytkością polityczną znacznej części naszej opinji publicznej i z wpływami na nią niemieckiemi, austrjackiemi i żydowskiemi. Wykonanie tej pracy pozwoliło mu zorganizować podczas wojny politykę, która nam dała zjednoczoną i niepodległą Polskę. Dziś od tego przede wszystkiem, jak się urobi nasz stosunek do Rosji i Rosji do nas, zależy, czy zjednoczenie to będzie trwałe, czy niepodległość będzie istotna, czy fikcyjna. I dlatego obóz, który umie pracować dla przyszłości, powinien pracę nad urabianiem tego stosunku już dziś z całą energją podjąć.”

W „Polityce polskiej i odbudowaniu państwa” Dmowski rozwijał powyższą myśl pisząc: „Osobiście wiele pracy włożyłem w poznanie i zrozumienie Rosji, uważając to za jeden z pierwszych obowiązków ludzi chcących kierować polityką polską. Nauczyłem się na stosunek nasz do Rosji patrzeć w perspektywie dziejowej, ze spokojem, w którym myśli politycznej nie zamącają namiętności, wytworzone przez przeszłość i podsycane stale do ostatnich czasów przez politykę rosyjską względem Polski(…). Zdaniem mojem było rzeczą niegodna naszego narodu oburzać się jedynie na krzywdy, protestować przeciw nim i albo czekać na zmianę postępowania Rosji, albo tez ślepo dążyć do jej zguby, chociażbyśmy sami mieli razem z nią zginąć. Obowiązkiem naszym było mieć swoja względem Rosji politykę, politykę rozumną, zwalczającą w niej to, co dla nas było szkodliwe, ale umiejącą szczerze i uczciwie poprzeć to, co było z korzyści dla naszej sprawy. (...). Podkreślam to umyślnie, ażeby ludzie u nas nie myśleli, że polityka zbliżenia z Rosją, szukająca oparcia stosunku z nią na wzajemnej życzliwości, była wywołana tylko potrzebami chwili, i dziś już należy do historii. Niejedno pokolenie przeminie, a ta sprawa ciągle będzie aktualną, żywotną, ciągle będzie miała pierwszorzędne znaczenie dla obu narodów”.

Wreszcie w „Świecie powojennym i Polsce” pisał: „Przy naszym położeniu geograficznym musimy znać Rosję i rozumieć wytwarzające się obecnie warunki jej istnienia lepiej, niż jakikolwiek inny naród w Europie – inaczej nie znajdziemy w stosunku do niej właściwej drogi i łatwo nas będzie użyć, jak już używano za narzędzie cudzej polityki. Trzeba się przede wszystkim nauczyć myśleć o Rosji, czegośmy nigdy naprawdę nie umieli. (...). Nasza walka z Rosją w XIX stuleciu dała liczne karty poświęcenia i męczeństwa, zrodziła największą poezję patriotyzmu, jaką świat widział, ale w tej walce myśl nasza nie mężniała, nie hartowała się, nie pogłębiała; przeciwnie, wyrodniała i coraz bardziej dziecinniała, nasz stosunek do Rosji stawał się coraz bardziej bezmyślny i coraz bardziej upokarzający. (...) później, gdy socjalizm pod wpływem nowego ruchu narodowego zaczął ewolucję w kierunku polskich aspiracji, jego przywódcy rychło spostrzegli, że ta tradycyjna bezmyślność w stosunku do Rosji, daje im podstawy wpływu. Stąd odżyły na nowo stare hasła i znów głośno się zaczął wypowiadać stosunek do Rosji, pozbawiony wszelkiej podstawy myślowej, bezkrytyczny, operujący pustymi frazesami, broniący się zaciekle wszelkiej logice (...). Ten stosunek do Rosji, wojujący na każdym kroku frazesem o godności narodowej, był właściwie najbardziej upokarzający, bo przemawia przezeń psychologia zbuntowanych niewolników.”

Zamieszczone w powyższej książce teksty o Rosji były redakcją wcześniejszych artykułów Dmowskiego w „Gazecie Warszawskiej” w 1930 r., w których demaskował plan tzw. wyprawy komiwojażera na Rosję (planu sfinansowania przez Zachód polskiej wyprawy na Rosję i rozczłonkowania ZSRR). Dmowski już wcześniej, bo przed zamachem majowym spotykał się z posłem radzieckim w Polsce Piotrem Wojkowem, któremu nakreślał własną wizję polityki polskiej i międzynarodowej, ale w 1930 r. w całej pełni zastosował swoje wskazania w praktyce podejmując kontakty z ówczesnym ambasadorem ZSRR w Polsce Władimirem Antoniowem-Owsiejenką, właśnie na kanwie „wyprawy komiwojażera”.
W raportach Antonowa pada nawet zanotowane stwierdzenie Dmowskiego skierowane do władz ZSRR „będziemy wspólnie walczyć przeciwko wojnie”. Ówczesne działania Dmowskiego i jego kontakty z Antonowem, reakcje Moskwy, ukazanie się broszury z tekstami Dmowskiego po rosyjsku pt. „Komiwojażer w zatrudnieni” („Komiwojażer w kłopocie”) z przedmową Feliksa Kona, czy stanowisko przełożonego Antonowa – Borysa Stomoniakowa, który zauważa, że „zwrócił uwagę redakcji „Prawdy” na niestosowny atak na Dmowskiego na jej łamach”(!), wymagają szerszego omówienia (i co na to wszystko powiedzą łowcy agentów rosyjskich?!). Są dowodem na to, że zalecana przez Dmowskiego konieczność zasadniczej zmiany w stosunkach polsko-rosyjskich (bez względu na formę ustroju w Rosji) nie jest ani martwą formułką talmudyczną, ani nawet samym tylko wskazaniem gabinetowego ideologa, ale również wprowadzonym w czyn przekonaniem praktyka.

Koniec części pierwszej

Adam Śmiech
[1] Tzw. powstanie komunistyczne (trwające rzekomo w latach 1944-63) to mit, political fiction uprawiane przez PiS i IPN, nie mające nic wspólnego z rzeczywistością i bardzo szkodliwy ze względu na gloryfikowanie zachowań straceńczych i całkowicie nieodpowiedzialnych.
[2] Nie miejsce tu na rozważania o tym, czym jest prawica, na wskazywanie kryteriów ideologicznych, moralnych, ekonomicznych prawicowości. Na co dzień, potocznie ludzie reprezentujący ten obóz nazywają sami siebie prawicą i są przez tzw. ogół również jako prawica odbierany. Ponieważ moje wystąpienie dotyczy rzeczywistości, a nie akademickiego wzorca prawicowości, będę tu wpisywał się w owo potoczne rozumienie prawicy.
[3] S.Grabski, „Pamiętniki”, t.1, Warszawa 1989, s.225.
[4] „Wiadomości” 1950, nr 8(203), s.4.

Myśl Polska, nr 43-44 (22-29.10.2017)

 



 

Problem z NSZ (2)


W pierwszej części niniejszego tekstu w sposób obszerny potraktowałem kwestię stosunku myśli endeckiej linii Dmowskiego do Rosji i ZSRR, przypominając wskazania przywódcy ruchu narodowego stanowiące Jego testament polityczny, ale także praktyczne działania, które zamykają się w przesłaniu – należy dokonać zasadniczej zmiany w naszym stosunku do wschodniego sąsiada, bez względu na to, jaki ustrój w nim panuje, zadanie to jest i będzie w przyszłości zagadnieniem głównym polskiej polityki.

Obszerne potraktowanie tej kwestii przeze mnie podyktowane było koniecznością pokazania o czym mówimy w takich sprawach jak Narodowe Siły Zbrojne, czy powojenna guerilla na terytorium Polski, znana dzisiaj pod terminem „żołnierzy wyklętych”, do jakiej tradycji się odwołujemy, wreszcie, jaka jest tradycja ruchu narodowego sensu stricto. To sprawa fundamentalna w dzisiejszych czasach zamętu ideowego, niewiedzy i zwykłej manipulacji, kiedy na sztandarach ludzi występujących pod takimi czy innymi szyldami narodowymi, mamy odwołanie do tych, którzy walkę z Rosją/ZSRR uważali za swoje główne zadanie, którzy – nie przesądzając w żadnym stopniu o indywidualnej odpowiedzialności – podjęli jako grupa współpracę z III Rzeszą, wreszcie do tych, którzy do rangi najwyższego patriotyzmu i honoru wynieśli pozbawioną szans i sensu walkę straceńczą po wojnie.

Mówię tutaj o kategoriach ogólnych, od których, naturalnie, są liczne wyjątki i sytuacje nie dające się łatwo zakwalifikować. Nie wdając się w szczegółowe rozważania o przebiegu procesu, który do takiej sytuacji w szeroko rozumianym ruchu narodowym doprowadził i do analizowania postaw wszystkich grup, co stanowi materiał na książkę, należy – posiłkując się pewnymi skrótami myślowymi – stwierdzić co następuje.

W latach trzydziestych w ruchu narodowym, częściowo pod wpływem czynników zewnętrznych – tzw. atmosfery epoki – ale także na skutek recepcji na gruncie narodowym idei obozu sanacyjnego (romantyzm, czy raczej neoromantyzm, neomesjanizm, mocarstwowość), nastąpiły zmiany mentalnościowe, skutkujące pojawieniem się nowego typu działaczy – radykałów narodowych, do których można zaliczyć nie tylko tych, którzy się sami tak nazywali, ale także niektóre grupy w Stronnictwie Narodowym. Sposób myślenia tzw. „starych” – patrzących na politykę przez pryzmat instytucji republikańskich (jak kto woli, demokratycznych), gabinetowych metod prowadzenia polityki poprzez negocjacje oparte na chłodnej kalkulacji sił i środków oraz zysków i strat – stał się poglądem mniejszościowym. Młodzi poczuli w sobie siłę, która, jak u dawnych romantyków, wywołała u nich poczucie misji.

Linia polityczna SN

Z drugiej strony nie byli odporni na oficjalną propagandę mocarstwowości i pomimo głębokiej niechęci do sanacji, uwierzyli w nią. I chociaż jeszcze 23 kwietnia 1939 r. Komitet Główny Stronnictwa Narodowego stwierdził, że: „Z całością położenia politycznego wiąże się sprawa stosunków polsko-rosyjskich. Oparte na pakcie o nieagresji i umowach gospodarczych, winny one obecnie ulec dalszemu pogłębieniu”, to była to raczej tylko deklaracja, bez propozycji wypełnienia jej treścią. Ci, którzy działali poza SN dochodzili do wniosków zupełnie obcych tradycji endecji – a to widzieli Polskę nad Dnieprem, a to chcieli rozbijać Rosję ramię w ramię z Ukraińcami, a to budować niepodległą Ukrainę. Pokłosie tych poglądów obserwujemy później przez cały okres wojny i nawet dalej. Bezprzykładna klęska „silnych, zwartych i gotowych” niewiele niestety zmieniła u większości narodowców wojennego pokolenia.

Z zupełnie niezrozumiałych przyczyn, niektórzy z nich aż do przełomu 1944/45 roku widzieli Polskę od morza do morza, tak jak później, bez jakiejkolwiek refleksji, wierzyli w trzecią wojnę światową. Jeżeli porównamy to zachowanie do polityki Dmowskiego i jego towarzyszy podczas I wojny światowej, to uderza nas ogromny kontrast, jaki istnieje pomiędzy wytrawnymi politykami endeckimi, którzy odnieśli wielki sukces, choć okupiony porażkami na niektórych kierunkach działania, a fantastami, nie przyjmującymi do wiadomości rzeczywistości i tego, że to nie Polska rozdaje karty polityki światowej, lecz sama jest kartą. Tylko niektórzy politycy narodowi okazali się godni endeckiej tradycji, a tym bardziej przykrym dla ruchu jest, że głównie byli to prawie rówieśnicy Dmowskiego.

W telegraficznym skrócie – oficjalne władze SN w Londynie negowały rzeczywistość (choć nigdy nie odrzucały idei porozumienia z ZSRR, to jednak chciały to zrobić wyłącznie na swoich warunkach, a to było niemożliwe), co zaprowadziło je do współpracy z sanacją i do opozycji wobec rządów Sikorskiego i Mikołajczyka, i do udziału w rządzie Arciszewskiego, kiedy emigracja straciła już swą podmiotowość wobec Anglosasów. Krajowe SN generalnie popierało tę linię, jednak pod koniec wojny oczekiwało od SN londyńskiego jakiegoś rozwiązania sprawy na kierunku wschodnim, czego się nie doczekało wobec uporu londyńczyków.

Tacy działacze jak Adam Doboszyński, czy Zygmunt Przetakiewicz pod hasłami ostro antysowieckimi, atakowali rządy próbujące coś w tym względzie osiągnąć. W Polsce dawna grupa Kazimierza Kowalskiego negowała współprace z sanacją (czyli ZWZ/AK), i zeszła na współpracę z ONR/Związkiem Jaszczurczym, co zakończyło się jej polityczną klęską i śmiercią niektórych działaczy z rąk „współpracowników”. Symbolem kontynuacji polityki w duchu Dmowskiego stała się działalność działaczy będących faktycznie poza strukturami ruchu od lat (Stanisław Grabski), takich, których ta działalność postawiła poza granicami SN (Marian Seyda, Wacław Komarnicki, Bohdan Winiarski), lub takich, którzy byli na marginesie oficjalnych struktur, jak Stanisław Kozicki w kraju, będący zwolennikiem jednolitego frontu podziemia.
Po wojnie grupą najbliższą metodom uprawiania polityki Dmowskiego, byli ci, którzy poparli ideę Komitetu Legalizacyjnego SN. Znów było to całe grono starych (Stanisław Rymar, Aleksander Zwierzyński, Wojciech Trąmpczyński, Stanisław Kozicki, Stefan Dąbrowski) wsparte także przez część młodszych (Władysław Jaworski, Szymon Poradowski, Karol Stojanowski). Jak napisał w swojej analizie ówczesnej sytuacji kol. Jan Engelgard: „Tak więc, to tacy politycy jak Stanisław Grabski, Władysław Jaworski, Stanisław Kozicki – mieli rację – w tym czasie nie było już szans na obronę status quo, na kontynuowanie konspiracji, na jakieś „targi” z Moskwą – co więcej – w tym czasie to trwanie układu jałtańsko-poczdamskiego gwarantowało nam terytorialną integralność. Ceną była suwerenność, ale w tej kwestii pole manewru było niewielkie”. (J. Engelgard, „U źródeł stosunku Jędrzeja Giertycha do PRL – postawy ludzi Obozu Narodowego wobec nowej rzeczywistości Polski po 1944 roku”. W: „Roman Dmowski i jego współpracownicy”, Toruń 2008).

Jak pisał zwolennik takiej polityki ks. Jan Stępień: „W pierwszej połowie maja 1945 r. odbyło się zebranie pozostałych na wolności członków zarządu Głównego SN w składzie: ks. Władysław Matus, Leon Mirecki, Jan Matłachowski i ja. Postanowiliśmy wstrzymać działalność konspiracyjną Stronnictwa do czasu otrzymania nowych instrukcji od naszego prezesa Tadeusza Bieleckiego z Londynu. Tymczasem mieliśmy ułatwiać kolegom pozostałym w podziemiu przejście do pracy legalnej, w sposób dla nich najmniej niebezpieczny. W tym celu miałem nawiązać bliższy kontakt z Jackiem Nikischem, adwokatem z Poznania i w porozumieniu z nim wysyłać naszych ludzi na Ziemie Zachodnie, aby się tam osiedlali bądź jako pracownicy w nowo przejętych fabrykach i warsztatach, bądź jako kupcy czy rolnicy”. (ks. J. Stępień, Droga krzyżowa w słońcu, Warszawa 1996, s.7-8).

Władysław Jaworski tak skomentował oczekiwanie na instrukcje z Londynu: „W kraju uważaliśmy, że rząd Arciszewskiego [z udziałem SN] mniejsze ma szanse na załatwienie sprawy stosunków polsko-radzieckich, niż rząd Mikołajczyka. Wszelkie próby ze strony czynników krajowych oddziałania na rząd w kierunku szybkiego uregulowania stosunków polsko- radzieckich, nie odniosły żadnego skutku”. (W. Jaworski, Stronnictwo Narodowe podczas wojny 1939-1945, maszynopis)

To nie są nasze oddziały

Tymczasem Stronnictwo Narodowe w kraju stanęło wobec nie tylko nowej, ekstremalnie trudnej sytuacji politycznej, w której ostatecznie nie dano mu oficjalnie miejsca na oficjalną działalność (chociaż część narodowców mogła działać – vide profesorowie Dąbrowski, Stojanowski, Wojciechowski; młodzi narodowcy powołani przez Gomułkę do Ministerstwa Ziem Odzyskanych, grupa Bolesława Piaseckiego, „Dziś i jutro”, „Tygodnik Warszawski” itd.), ale także wobec spuścizny różnych organizacji zbrojnych pozostałych po wojnie. I trzeba tu powiedzieć wprost – był to bardzo zły balast i trudny do ogarnięcia, do opanowania. W praktyce większość żołnierzy występujących po wojnie pod szyldami Narodowej Organizacji Wojskowej, Narodowych Sił Zbrojnych, czy nawet Narodowego Zjednoczenia Wojskowego, w sensie ideowym miała niewiele, a czasem nic wspólnego z endecją.

Stąd przede wszystkim pomysł na rozładowanie lasów w sposób opisany przez ks. Stępnia, stąd ostre słowa wobec tych, którzy nie chcieli się decyzjom o zakończeniu działalności podporządkować. Pomimo ostrych sformułowań dawało to mizerne rezultaty. Rozkaz rzeszowskiej Komendy Okręgu NOW z 26 października 1945 r. mówił: „Wszystkie grupy dywersyjne okręgu zostały zlikwidowane. Grupy dywersyjne podszywające się pod firmę narodową „Radwana” i „Wołyniaka”, nie mają nic wspólnego ze Stronnictwem Narodowym. Zakazuje się prowadzenia wszelkiej akcji przeciw Żydom, Ukraińcom czy bolszewikom, z wyjątkiem samoobrony, względnie w bardzo ważnym wypadku. Każda akcja czynna jak likwidowanie konfidentów, napady na kasy itp. mogą być przeprowadzane tylko na wyraźny rozkaz komendanta względnie kierownika wydziału wojskowego. Rozkaz taki ma być uzgodniony z prezesem względnie kierownikiem organizacyjnym. Każda samowolna akcja uważana będzie za akcję bandycką”. (D. Garbacz, „Wołyniak” – legenda prawdziwa, Stalowa wola 2008, s.175).

Sprawozdanie organizacyjne COP-u od dnia 1 X do 31 XII 1945 r. mówi jeszcze ostrzej o głównych problemach okręgu. To: „antynarodowa działalność grupy wojskowej, nie licząca się ani z ideą narodową, ani z metodami pracy, ani z dobrą sławą ruchu, ani z dobrem SN. (…) największa trudność stanowią skutki błędów popełnionych przez SN w czasie okupacji niemieckiej. Zaniechano zupełnie pracy politycznej i kształcenia działaczy i członków, natomiast całą uwagę skierowano tylko na robotę wojskową (…) Komendant wojskowy będący równocześnie prezesem okręgu, w ciągu pięcioletniej działalności nie potrafił ani stworzyć ani wychować kadry działaczy politycznych, a stworzone zespoły wojskowe były niewychowane w duchu narodowym. (…) Robota wojskowa musi być oparta na elemencie ideowym, a pod względem politycznym musi podporządkować się zarządowi SN, w przeciwnym razie ogłosimy, i w szeregach ruchu i w społeczeństwie, że za działalność tej organizacji nie ponosimy żadnej odpowiedzialności”. (K. Kaczmarski, „Podziemie narodowe na Rzeszowszczyźnie 1939-1944”, Rzeszów 2003, s.238)

Ten długi cytat ma znaczenie fundamentalne. I choć dotyczy jednego tylko okręgu NOW po rozwiązaniu AK i odzyskaniu samodzielności organizacyjnej, jestem głęboko przekonany, że podobne a nawet o wiele większe problemy były w NSZ czy NZW, gdzie w przypadku NSZ mieliśmy do czynienia z dużą grupą nie podzielających poglądów politycznych SN, zaś w przypadku NZW, masę ludzi przypadkowych („Burzy”, „Rojowie”). Tak właśnie wygląda prawda o kadrach „narodowych” organizacji wojskowych. Z pewnością najbliżsi idei narodowej byli żołnierze i kadra pierwszej NOW oraz NSZ/AK.

Naszym wzorcem… Marszałek Piłsudski

Przyjrzyjmy się jednak – przykładowo – ważnym postaciom NSZ/ONR, w tym Brygady Świętokrzyskiej. Sam „Bohun” Antoni Szacki (Skarbek) „Dąbrowski”, był „związany” z ONR, poza tym spełnił swój obowiązek żołnierski walcząc po stronie legalnych władz RP w czasie zamachu majowego. Nie przeszkadza mu to jednak pisać w swoich wspomnieniach (korzystam z wydania Veritasu z 1984 r.) o Piłsudskim per Marszałek przez duże „M”. Dmowski w tych wspomnieniach nie występuje. Z Dmowskim i NSZ/ONR to jest w ogóle bardzo ciekawa sprawa. Jeżeli PT Czytelnicy spodziewają się jakichś uroczystości, wspominek, czy pogadanek o Dmowskim, to – przynajmniej w zachowanej dokumentacji – trudno cokolwiek znaleźć.

We wspaniałym wydawnictwie krakowskiego Centrum Dokumentacji Czynu Niepodległościowego – „Rozkazy dzienne Brygady Świętokrzyskiej NSZ” (Kraków 2003), Dmowski występuje jeden raz i jest to… kapral podchorąży Dmowski. Żadnych okolicznościowych rozkazów na choćby rocznicę śmierci, czy urodzin. Podobnie jest w publikacji „Rozkazy dzienne Brygady Świętokrzyskiej NSZ I Grupy Kompanii Wartowniczych” (Kraków 2008). Za to Piłsudski… Na 19 III 1945 r. (było to po przybyciu Brygady do Rozstani, miejscowości w Czechach, gdzie znajdował się poligon Wehrmachtu i gdzie Brygada miała spędzić jakiś czas) „Bohun” zarządził (rozkazem dziennym nr 189) „Mszę św. Za spokój duszy śp. Marszałka Polski Józefa Piłsudskiego. Kmd-ci kursów biorą udział w nabożeństwie z kursami w szykach zwartych”.

Więcej, jak pisze M. J. Chodakiewicz („Narodowe Siły Zbrojne: „Ząb” przeciw dwu wrogom”, Warszawa 1994, s.191): „Pamiętano też o tradycji [!!! – przyp. mój – AŚ]. 19 marca, w dzień imienin Józefa, odbyła się uroczysta defilada wszystkich oddziałów ku czci Marszałka Piłsudskiego”. Z kolei w rozkazie nr 237 z 12 V 1945 r. „Bohun” informuje o Mszy św. żałobnej za spokój duszy śp. Marszałka Polski Józefa Piłsudskiego”.

Inny wybitny przedstawiciel NSZ jeszcze nie podzielonego i NSZ/ONR, przydzielony w 1945 r. do Brygady, płk Stanisław Żochowski, wielokrotnie na stronach swoich książek wypowiadał poglądy pełne uwielbienia dla Piłsudskiego, pozostające w sprzeczności nie tylko ze stanowiskiem jakiejś powiedzmy twardej grupy antysanacyjnej, ale wręcz rażąco odstające od tzw. przeciętnego stanowiska przedwojennych narodowców. Próbki? „Piłsudski miał szacunek dla prawa [!!! – AŚ]. Już w roku 1919 dał [? – AŚ] „Małą Konstytucję”, ale zamordowanie prezydenta Narutowicza i postrzelanie ułanów w Krakowie odebrały mu złudzenia do rządów miękką ręką. Te wypadki zmusiły go do założenia obozu odosobnienia, a potem do buntu przeciw rządowi w maju 1926. (…) Fanatyzm prawicy czy lewicy mieliśmy za dekadencję. Stąd i wbrew publikacjom SN, wielu z nas uważało wschodnie plany Piłsudskiego jako jedyne rozwiązanie rozsądne (…). Tworząc Związek Jaszczurczy środowisko ONR przeważało swym politycznym programem nad narodowcami (endekami) konserwatywnego SN”. (cytaty z O Narodowych Siłach Zbrojnych, Lublin 1994).

A jak wyglądały ideologiczne konotacje wybitnych przedstawicieli ze sztabu Brygady Świętokrzyskiej? Legendarny płk Leonard Zub-Zdanowicz wspomina, że: „W roku 1931 rozpocząłem studia prawnicze na Katolickim uniwersytecie Lubelskim. (…) Politycznie zaliczałem się do laickiej lewicy”. (L. Jurewicz, „Zbrodnia czy początek wojny domowej”, Londyn 1980, s. 8). Należał do Bratniaka, a później przeniósł się do Legionu Młodych, lewicowej studenckiej organizacji sanacyjnej (M. J. Chodkiewicz, op. cit., s.19). Kpt Henryk Figura-Podhorski – bez konotacji politycznych, poprzednio w ZWZ/AK. Mjr Władysław Marcinkowski „Jaxa” – rzeczywisty działacz przedwojennego ONR, współtwórca Związku Jaszczurczego. Mjr Eugeniusz Kerner – prowadząc własną grupę podporządkował się w 1943 r. NSZ, później wstąpił ochotniczo do LWP (!) i przez pewien czas był komendantem WKU w Łodzi i Warszawie.

Wreszcie Władysław Kołaciński „Żbik”, legenda Akcji Specjalnej, tak pisał o sobie: „Nie rozstrzelałem ani jednego uczciwego człowieka, narodowcem nigdy nie byłem, a że znalazłem się w tych szeregach to dlatego, że pierwsi podeszli do mnie i tu złożyłem przysięgę (…). (Zaginiony list kpt. NSZ Władysława Kołacińskiego. W: „Mars 2”, Warszawa-Londyn 1994, s.325). We wspomnieniach „Żbik” wyjaśnia: „Do wybuchu wojny nie należałem do żadnej partii politycznej. Nie kierowałem się tez żadnymi sympatiami politycznymi. Było mi więc obojętne jaki znak, jaka nazwa – wystarczyło mi, ze duch był polski. Tak samo złożyłbym przysięgę w Związku Walki zbrojnej czy Batalionach Chłopskich. Złożyłbym był ją w każdej innej organizacji prawdziwie niepodległościowej, gdybym był natknął się na nią jako pierwszą. Faktem jest jednak, że wyrosłem w rodzinnej atmosferze kultu do osoby marszałka Piłsudskiego, jako ze moi trzej starsi bracia byli legionistami. („Między młotem a swastyką”, Warszawa 1991, s.14).

Nie mamy nic wspólnego z NSZ

To tylko wyjątki spośród tysięcy biografii. Nie można jednak nie brać pod uwagę poglądów tych jakże ważnych dla historii i legendy NSZ/ONR ludzi – współtworzyli oni stanowisko środowiska i oddziaływali w tym kierunku na swoich podwładnych. Jeżeli sobie to uświadomimy, to łatwiej będzie zrozumieć relację wspomnianego już prof. Stanisława Bobra-Tylingo, „iż na wiosnę 1947 roku Tadeusz Bielecki, prezes Stronnictwa Narodowego w Londynie, oświadczył Zębowi [Leonardowi Zub-Zdanowiczowi – AŚ], iż Stronnictwo nie miało nic wspólnego z NSZ i nie jest za niego odpowiedzialne. Opinię tę powtórzył kilka lat potem niżej podpisanemu [czyli Bobrowi-Tylingo – AŚ]”. („Zeszyty Historyczne” nr 102, Paryż 1992, s.231).

Nie zdziwi też fakt, że z dużą dozą prawdopodobieństwa można zaryzykować stwierdzenie, że londyńska „Myśl Polska” praktycznie nie poruszała tematu NSZ. Mogę się mylić, ponieważ nie miałem czasu, aby wertować numery, ale przejrzałem niedawno wydana bibliografię i w najbardziej prawdopodobnych działach nie znalazłem artykułu, który wskazywałby na tematykę eneszetowską (co, podkreślam, nie jest dowodem, że tam tej tematyki w ogóle nie ma). Nawiasem mówiąc, jest za to seria artykułów (połowa lat 60-tych) poświęconych 1 i 2 Armii Wojska Polskiego (LWP), czyli wg historyków „dobrej zmiany” – „polskojęzycznych oddziałów armii sowieckiej”.

Kończąc tę część rozważań, zwracam Państwa uwagę na fakt, że niezależnie od tego, że w NOW, NSZ, czy NZW było bez wątpienia wielu przekonanych narodowców, a jeszcze więcej po prostu uczciwych Polaków, wskazane wyżej przykłady każą poważnie zastanowić się nad sensem dalszego automatycznego utożsamiania tych formacji, ze szczególnym uwzględnieniem NSZ i NZW, bo jednak nad NOW SN miała największą kontrolę formalną i ideologiczną, z ruchem narodowym sensu stricto (linii Dmowskiego). Jest zbyt wiele dowodów na to, że wiele spośród tych oddziałów, ich dowódców i przywódców politycznych zachowywało się w sposób sprzeczny z tradycją Narodowej Demokracji, kultywując wartości i cele polityczne często przeciwne tejże tradycji i przeciwne polityce samego SN podczas wojny i po niej.

Przyjęcie bez rozróżnienia i choćby zastrzeżeń takich jak poczynione wyżej całej spuścizny formacji zbrojnych NSZ dało efekt w postaci ich bezkrytycznej recepcji na gruncie ruchu narodowego końca XX wieku i czasów nam współczesnych. W jakimś sensie powtórzono błędy, o których mówiło ww. sprawozdanie rzeszowskie. Nie wykształcono ludzi ideowych, wychowanych w duchu narodowym, lecz ludzi powierzchownych, zadowalających się najprostszymi symbolami, jak stroje, sztandary i hasła wiecowe. Wypaczono w ten sposób nie tylko historię, ale i teraźniejszość ruchu narodowego.
O najmniej przyjemnych aspektach historii NSZ będę mówił w ostatniej części tych rozważań, w następnym numerze „MP”.

CDN
Adam Śmiech

Myśl Polska, nr 45-46 (5-12.11.2017)

 

 

 Za: http://www.mysl-polska.pl/1384



 

 Zobacz więcej w tym temacie na:

https://marucha.wordpress.com