Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 
Ach, wydarzenia i przemiany nabierają tempa prawdziwie stachanowskiego!. Jeszcze nie spłynęły wody potopu, a już – wychodząc naprzeciw dochodzącym z głębokości wołaniom Stronnictwa Ruskiego, co to nie może doczekać się upragnionego pojednania, rosyjski prezydent Dymitr Miedwiediew zapowiedział udzielenie Polsce bratniej pomocy. Na początek bratnia pomoc ma dotyczyć wyłącznie usuwania skutków powodzi, ale jeśli jest dobra w jednej sprawie, to dlaczego powstrzymywać się przed skorzystaniem z niej również we wszystkich pozostałych sprawach? Sama logika podpowiada, żeby bratnia pomoc stała się trwałym elementem naszej rzeczywistości, dzięki czemu będziemy mogli raz na zawsze pozbyć się irytujących dysonansów poznawczych, jakie wiązały się w samodzielnością naszego tubylczego państwa. „A może klasztor? Może do partii”? I na co komu potrzebne takie rozterki? Dzięki bratniej pomocy, która – nie ulega wątpliwości – pojawi się również ze strony drugiego strategicznego partnera, zostaniemy uwolnieni od rozterek, bo o wszystkim zadecydują starsi i mądrzejsi. Dlatego prezydentem Polski w tych warunkach może zostać ktokolwiek – nawet pan marszałek Bronisław Komorowski, który w posłuszeństwie wobec starszych i mądrzejszych na pewno nie da się prześcignąć nikomu.
Te siedmiomilowe przemiany obejmują nie tylko środowisko Naszych Umiłowanych Przywódców, ale również celebrytów drobniejszego płazu. Krótko mówiąc – wraca nowe. Starsi z pewnością pamiętają najwybitniejszego komentatora politycznego polskiej telewizji stanu wojennego, niejakiego pana redaktora Szykułę. Ten pan o smutnym wyrazie twarzy przesłuchiwał swoje ofiary bez podnoszenia głosu, ale z wyraźnym naciskiem skłaniając je do samokrytyki. Publiczna samokrytyka była wtedy, jak wiadomo, środkiem jeśli nawet nie odzyskania zaufania partii, a zwłaszcza – organów, to przynajmniej rodzajem kataplazmu łagodzącym skutki utraty zaufania. Pan Szykuła nawet nie starał się specjalnie ukrywać, że do mediów trafił bezpośrednio z bezpieczeństwa, w związku z czym bez najmniejszego zażenowania posługiwał się przed kamerami metodami operacyjnymi. Ciekawe, że kiedy razwiedka założyła sobie własne stacje telewizyjne, zatrudnieni w nich funkcjonariusze przejęli większość metod redaktora Szykuły i to, jak sadzę, w dobrej wierze uważając, iż zadaniem dziennikarza jest zmuszenie swego rozmówcy, by przyznał się do wszystkiego. Więc kiedy już prezydent Dymitr Miedwiediew zapowiedział udzielenie Polsce bratniej pomocy doszło w końcu do tego, do czego dojść musiało.

Oto pan Piotr Tymochowicz, uchodzący dotychczas za specjalistę od wizerunku, co to potrafi wystrugać męża stanu nawet z banana, zabrał się za nakłanianie do samokrytyki, zaczynając od pani Cugier-Kotki, która tłumaczy się ze swego zaangażowania w kampanię wyborczą Prawa i Sprawiedliwości przeciwko Platformie Obywatelskiej. Pokornie wyjaśnia, że zrobiła tę rzecz za pieniądze, a widząc, jak się wstydzi tamtej chęci zysku, możemy być pewni , że więcej to się nie powtórzy. Ciekawe, co mogło skłonić panią Cugier-Kotkę do takiej samokrytyki? Możliwe, że jakieś pryncypialne względy ideowe, chociaż nie można wykluczyć, że wspierająca kampanię pana marszałka Komorowskiego razwiedka mogła podjąć próbę skaptowania również jej – podobnie jak wielu innych aktorów - jakimiś propozycjami korupcyjnymi, albo nawet propozycją nie do odrzucenia. Na uwagę zasługuje również wprawa, z jaką pan Piotr Tymochowicz zoperował panią Cugier-Kotkę. Przypomina ona perfekcję pana redaktora Szykuły, jakby i on, i pan Piotr Tymochowicz, wyszli z tej samej szkoły.

Felieton  •  „Nasz Dziennik”  •  29 maja 2010

Stanisław Michalkiewicz

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza z cyklu „Ścieżka obok drogi” ukazuje się w „Naszym Dzienniku” w każdy piątek.

Za: http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1641