Drukuj
Kategoria: Komentarz polityczny
Odsłony: 11173

Ocena użytkowników: 3 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 
Premier Donald Tusk jest mocny tylko na naszym, krajowym podwórku. Mocny, bo ma osłonę wielkich koncernów medialnych i one zapewniają mu panowanie w przestrzeni informacyjnej. Wszak w dzisiejszej epoce geoinformacyjnej kto panuje nad przestrzenią medialną ten rządzi krajem. Przecież gdyby za rządów PiS tak spałowano ludzi (w tym kobiety) jak w warszawskim KDT czy gdyby to minister PiS tak sparaliżował kolej jak Cezary Grabarczyk, to media zlinczowałyby go. A że Grabarczyk to człowiek Tuska, więc skończyło się na delikatnym medialnym zruganiu i sprawa przyschła. Skończyło się kwiatami dla ministra Grabarczyka: rąsia, buźka, klapa, goździk- jak w PRL!

Partia Donalda Tuska nie ma realnej konkurencji na polskiej scenie politycznej z kilku powodów, m.in. dlatego, że ma osłonę medialną to raz, a dwa to fakt, że PiS robi wszystko, aby do władzy nie wrócić. Zresztą dopóki główną siłą opozycyjną wobec PO jest PiS, to Tusk może spać spokojnie. Oczywiście są także inne czynniki tego, że PO rządzi i dzieli, ale te wydają się być głównymi.

Jednakże teraz, gdy przyszło skonfrontować się z niezłymi w prowadzeniu wojen informacyjnych i operacji psychologicznych Rosjanami okazało się, że polski król PijaRu Donald Tusk jest nagi. Dał się rozprowadzić stronie rosyjskiej jak dzieciak. Zapewne na Kremlu mają z niego teraz niezły ubaw.

Dla wywarcia PijaRowego wrażenia, że na tle wojowniczo nastawionego w stosunku do Rosji Lecha Kaczyńskiego jest on umiarkowanym politykiem zgodził się na zorganizowanie osobnych uroczystości w Katyniu. A przecież w każdym cywilizowanym kraju normą są spory polityczne, czasem bardzo ostre w najwyższych kręgach władzy, ale w polityce zagranicznej, na płaszczyźnie dyplomatycznej rządzący występują razem na zasadzie, że własne brudy pierze się w zaciszu czterech ścian. I gdyby Tusk nad mogiłami polskich oficerów zamordowanych przez NKWD stanął obok Lecha Kaczyńskiego, to Rosjanie na pewno zrozumieliby, iż w sprawie  tak ważnej i czułej dla Polaków jak Katyń polscy przywódcy bez względu na dzielące ich różnice muszą być razem. Poza tym Tusk, gdyby był takim człowiekiem umiaru i rozwagi na jakiego się kreuje, to razem z prezydentem Kaczyńskim uczestniczyłby we wspólnych obchodach rocznicy katyńskiej, co byłoby dla Polaków pewnym symbolem i znakiem, chociażby w kontekście polityki historycznej. Tym bardziej, że Lech Kaczyński był gotów na pewne pojednanie z Rosją o czym świadczy nie przeczytane przez niego, a przygotowane na tę okazję przemówienie.

Tymczasem Tusk dalej brnął w bagno konfrontacji z prezydentem i skończyło się jak skończyło. Na dodatek premier po katastrofie popełnił kolejny błąd i zgodził się na oddanie śledztwa Rosjanom, chociaż ci proponowali mu wspólne. To otwarło pole do konfrontacji twardogłowym z PiS i zamiast ciszy nad trumnami ofiar katastrofy mieliśmy kolejną odsłonę wojny polsko- polskiej.

Kilka dni temu Rosjanie podali do wiadomości międzynarodowej opinii publicznej raport MAK. Jak zareagowały nasze władze? Premier był na urlopie, a prezydent podobno był chory. I tak Rosjanie- przy bierności polskiego rządu- uzyskali ponad dobę czasu, aby urobić światowe media. Każdy elementarz wojen informacyjnych, psychologicznych i psychocybernetyka uczą, że najskuteczniejsza jest ta informacja na dany temat, która dociera pierwsza, bowiem to ona stanowi punkt odniesienia dla następnych informacji. Tak więc w tym przypadku szybkość dostarczania informacji ma zasadnicze znaczenie. Niebagatelna w tym przypadku jest reakcja drugiej strony, a ta nastąpiła zdecydowanie za późno. Tusk popisał się refleksem sparaliżowanego szachisty.

Na dodatek użył zdumiewających kontrargumentów, bo zaproponował Rosjanom zrealizowanie wspólnego raportu. Jest to tym bardziej żenujące ze strony polskiego premiera, bo przypomnę, iż Władimir Putin zaproponował wspólny raport jeszcze w dniu katastrofy. Tymczasem szefowa MAK Tatiana Anodina wyraźnie powiedziała, że to jest raport końcowy i sprawa dla Rosjan jest zamknięta.

Na tym tle żenująco i zarazem groteskowo wyglądają wypowiedzi ministra Obrony Narodowej Bogdana Klicha, który w rozpaczliwej obronie swojego stanowiska kontratakuje Rosjan i zarzuca winę za katastrofę wieży na lotnisku Siewierny. Jednakże Himalaje hipokryzji osiągnął, gdy zaczął atakować Rosjan za to, że napisali, iż szef Sił Powietrznych gen. Błasik był pod wpływem alkoholu. Zaczął nagle mówić o honorze polskiego oficera. A co szef resortu ON zrobił przy sprawie gen. Waldemara Skrzypczaka? Kto wykończył generała, który nie wytrzymał tego festiwalu dyletanctwa i nad trumną żołnierza zarzucił politykom niedbałość o wyposażenie Wojska Polskiego i niekompetencję? Kto wykończył generała, który przestrzegał, że to niedbalstwo i tumiwisizm w Siłach Zbrojnych RP może zakończyć się tragicznie? I teraz ten sam minister Klich stał się wielkim obrońcą honoru polskiego oficera…

Poza tym po analizie światowych mediów, które donosiły o raporcie MAK widać jak polskie kanały informacyjne słabo, albo i wcale nie funkcjonują. Biorąc pod uwagę charakter współczesnych mediów dla których dane wydarzenie jest medialnie nośne 1-2 dni, to rząd Tuska przegrał z kretesem to starcie informacyjne. Zanim Tusk zareagował, to Rosjanie już ułożyli sobie światowe media poprzez aktywną działalność swoich lobbystów i regularnej agentury wpływu. To w jaki sposób relacjonowały światowe media raport MAK, to nie tylko kompromitacja rządu, ale także polskich służb przeznaczonych do walki informacyjnej. Na wschód od Bugu i na zachód od Odry siła rażenia PijaRu doradców Donalda Tuska okazała się zerowa.

Na naszym krajowym podwórku osią jego socjotechniki jest wymigiwanie się od realnych działań i jeśli coś jest dobrego, to on się pokazuje w mediach. Jeśli jest źle i opinia publiczna w kraju jest niezadowolona, to on nagle znika z pola widzenia i winny jest każdy tylko nie on. Jak na Wschodzie: car jest dobry tylko urzędnicy są źli. W przypadku raportu MAK nie może już uniknąć odpowiedzialności i nawet dziennikarze i publicyści przychylnych dla niego mediów twierdzą, że dał się rozprowadzić Kremlowi. Po prostu- używając nomenklatury piłkarskiej- PijaRowo zakiwał się.

Reasumując. Tusk chciał użyć Rosjan do PijaRowego rozprowadzenia Lecha Kaczyńskiego, bo dla niego wizerunek i marketing polityczny jest ważniejszy niż polska racja stanu. W tym wszystkim zapomniał o jednej rzeczy: że tym razem nie ma do czynienia z ludźmi pokroju Jarosława Kaczyńskiego, Marka Kuchcińskiego czy Jolanty Szczypińskiej, ale ze starymi kremlowskimi wyjadaczami, którzy zęby zjedli na prowadzeniu strategicznych wojen informacyjno- psychologicznych. Rosjanie pokazali premierowi Tuskowi, że może i na polskim podwórku jest mocny, bo praktycznie całą pracę informacyjną wykonują dla niego duże koncerny medialne, ale na światowej szachownicy gier i gierek dyplomatyczno- politycznych jest chłopcem w krótkich gatkach.

Kreml w bardzo prostych ruchach rozegrał Tuska: najpierw sam zaproponował polskiemu premierowi wspólny raport. Gdy Tusk nie podjął pomysłu, to Rosjanie sami opublikowali swój raport przeprowadzając precyzyjną operację informacyjną z elementami czarnego PijaRu w światowych mediach i tym samym polski premier znalazł się w bardzo trudnej sytuacji zarówno na naszym krajowym podwórku, jak i w relacjach z Rosją. To był szach, szach…i MAK! Paradoks i ironia losu polega na tym, że najmocniejszy polityczny cios jaki musiał przyjąć premier Tusk i który ewidentnie go ogłuszył otrzymał nie od PiS-u, ale właśnie od Rosjan. Na własnej skórze przekonał się, że kto PijaRem wojuje ten od PijaRu ginie.

(L)eon

Za: http://leon1916.blog.onet.pl/