Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 
Z drugiej jednak strony wyczuć można było niepewność co do intencji władz Kremla, które nie tylko nie przeciwdziałają wzmożonej niemieckiej aktywności w tej rosyjskiej enklawie, ale i wykonują względem niej różne niezrozumiałe gesty.

Przyznam szczerze, że gdy kilka tygodni temu wystąpiłem z „Listem Otwartym do Narodów Federacji Rosyjskiej”, popełniłem błąd niedoszacowania skali niemieckiego zaangażowania w obwodzie kaliningradzkim. Z polskiej perspektywy widać bowiem tylko czubek tej olbrzymiej góry lodowej, której celem jest zatopienie porządku ustalonego na konferencji poczdamskiej i restytucja Wielkich Niemiec.

Tekst mojego wystąpienia, opublikowany na kilkunastu portalach i w kilku czasopismach rosyjskich, wywołał szereg mniej lub bardziej merytorycznych komentarzy, z których część otrzymałem bezpośrednio na skrzynkę pocztową. W reakcjach Rosjan przeważało zaskoczenie perfidią niemieckich zakusów, a jednocześnie – co musi cieszyć – brak akceptacji jakichkolwiek ustępstw terytorialnych wobec Berlina. Z drugiej jednak strony wyczuć można było niepewność co do intencji władz Kremla, które nie tylko nie przeciwdziałają wzmożonej niemieckiej aktywności w tej rosyjskiej enklawie, ale i wykonują względem niej różne niezrozumiałe gesty. Do takich zaliczyć należy wyznaczenie na gubernatora obwodu kaliningradzkiego polityka celebrującego swoje niemieckie pochodzenie oraz toczącą się obecnie w radzie miejskiej Kaliningradu debatę nad przywróceniem mu nazwy „Königsberg”. Rosjan słusznie niepokoją również bliskie związki Władimira Putina z Niemcami i bardzo negatywnie postrzegają fakt stałego zamieszkiwania w Monachium jego żony i córki. Choć opinie te w dużej mierze są konsekwencją doświadczeń związanych z tzw. Wielką Wojną Ojczyźnianą a nie umiejętności penetrowania dalekosiężnych celów polityki niemieckiej, to i tak silnie korespondują one z istotą polskiego interesu. Szkoda, że nie są one w żaden sposób wspierane przez Warszawę.

Jedna z ukazujących się w Kaliningradzie gazet o komentarz w tej sprawie poprosiła Aleksandra Dugina. Ten popularny rosyjski geopolityk wskazał na konieczność osądzenia i surowego ukarania działającej w obwodzie kaliningradzkim „piątej kolumny” złożonej z niemieckich agentów wpływu. Zaliczył do niej całą zoligarchizowaną elitę polityczną, która poprzez „podłą prowokację” dąży do sprzedaży tej części terytorium państwa rosyjskiego. Dugin odniósł się w ten sposób między innymi do – wypracowanego przez Bałtycki Uniwersytet Federalny im. Immanuela Kanta – projektu ustawy federalnej „O obwodzie kaliningradzkim”, przyznającemu gubernatorowi tego obwodu prawo do zawierania suwerennych umów międzynarodowych!

Na „List Otwarty” zareagowali także zwolennicy bliskiej współpracy rosyjsko-niemieckiej, którzy starali się bagatelizować tezy w nim zawarte, używając przy tym głównie tej samej argumentacji, co nasi euroentuzjaści. Różnica była jedna: mnóstwo uszczypliwości na temat „kelnerstwa” Warszawy względem Berlina i Brukseli, czego konsekwencją jest polityczne dogadywanie się Moskwy ponad głowami nic nie znaczącego na arenie międzynarodowej polskiego rządu. Bolesna to dla nas konstatacja, ale jakże prawdziwa!

Zgodnie z przewidywaniami – w przeciwieństwie do realiów rosyjskich – moje wystąpienie nie zostało zauważone przez polskie media głównego nurtu, a i kilka określanych mianem „niezależnych” i „patriotycznych” kategorycznie odmówiło jego publikacji. Kolejny już raz przekonałem się, jak trudno jest przebić się z prawdą o celach i sposobach realizacji polityki niemieckiej (ostatnio wielkie na przeszkody napotkał mój artykuł pt. „Czy Jan Olszewski dopuszczał oddanie Niemcom części Polski?”). Jestem przekonany, że działa tu zmowa milczenia, uknuta przez lobby analogiczne do tego, na jakie w Rosji wskazał Aleksander Dugin.

Siłą rzeczy dotarły do mnie tylko nieliczne polskie komentarze. O tych przychylnych pisać mi nie wypada, a o obelżywych – po prostu nie chcę. Najbardziej intrygujące były te zawierające zarzut, że nie podniosłem kwestii oddania obwodu kaliningradzkiego... Polsce. Odpowiadałem na nie zawsze w ten sam sposób: Szanowna Pani/Szanowny Panie, przywoływana co pewien czas sposobność przyłączenia obwodu kaliningradzkiego do Polski niesie w sobie taki sam ładunek realizmu, co przedwojenne hasło zakupu Madagaskaru, a ma na celu mentalne przygotowanie nas do zmiany przynależności państwowej tej enklawy: z rosyjskiej na niemiecką. Z drugiej strony – hipotetyczne oddanie jej Polsce postawiłoby nasze państwo w roli jedynego beneficjenta terytorialnych strat Niemiec po II wojnie światowej. Oznaczałoby to, że Polska samotnie stanęłaby oko w oko z niemieckimi roszczeniami rewizji ustaleń konferencji poczdamskiej. Źle by to nam rokowało na przyszłość.

Narracja, którą zapoczątkowałem, ma szansę na ciąg dalszy, gdyż tematem zainteresowało się kilka najpoważniejszych mediów rosyjskich. Za ich pośrednictwem być może uda się sprowokować Rosjan do pogłębionej wewnętrznej dyskusji nad teraźniejszością i dniem jutrzejszym obwodu kaliningradzkiego, a przez to – zatrzymać rozwijającą się tam niemiecką ekspansję. Winien być to jeden z priorytetów polskiej polityki zagranicznej rzutujący bezpośrednio na nasze bezpieczeństwo zewnętrzne. Winien być, ale nim nie jest. My, Polacy, śpimy w najlepsze. Schlaf, Kindlein, schlaf...


Krzysztof Zagozda


aw


Za: http://www.konserwatyzm.pl/artykul/9600/zagozda-czy-w-konigsbergu-znow-zabrzmi-deutschland-deutschla