Drukuj
Kategoria: Komentarz polityczny
Odsłony: 3020

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 

Zdjęcie: Stanley "Stan" Fischer (Hebrew: סטנלי פישר‎; born October 15, 1943)

W Banku Rezerw Federalnych, zwanym FED Stanley Fischer pojawił się jesienią 2014 r. „New York Times” piał z zachwytu: bankiem centralnym kierował będzie ekonomiczny „dream team”; Jego kluczowym zadaniem będzie publiczna obrona FED przed narastającym chórem krytyków, żądających wprowadzania regulacji nadzorczych nad bankami, a także zachowanie jak największej niezależności FED.

Fischer z zadania wywiązał się znakomicie - odpierając ataki kongresmenów ostrzegł: żądania większej jawności polityki FED osłabiają bank centralny. „Iluzją” nazwał także to, że inspektorzy FED powinni wiedzieć wszystko o bankach, które nadzorują. Stanowczo sprzeciwił się oskarżeniom, że FED nie kontroluje Wall Street, i był zbyt spolegliwy wobec banku Goldman Sachs. Dziennikarz inne etnicznej gazety „Washington Post” podkreślił: najmocniejszą bronią Fischera są koneksje w świecie finansów. Ta akurat informacja zwiększyła tylko niepokój kongresmenów, którym nie w smak, że Obamę otorbia zbyt wielu ludzi związanych z dużymi bankami.

Stanley Fischer, pochodzący z naszych Kresów litewski Żyd ma obywatelstwo izraelskie, przez ostatnie 8 lat był gubernatorem Banku Izraela. Jego nominacja wywołała ożywioną polemikę: czy tak ważne, kluczowe z punktu widzenia gospodarki stanowisko, w najważniejszym centralnym banku na świecie objąć może człowiek z obcym obywatelstwem? Czy nie dojdzie u niego do konfliktu lojalności, a nawet kolizji interesów USA i Izraela? Bo mogą przecież być różne! Fischer był w młodości działaczem syjonistycznym. Dlatego, jak sam przyznał, przeniósł się z USA do Izraela i stanął na czele Banku Izraela, „by go wspomagać”.

Teraz przeniósł się z Izraela do FED. Też po to, by go wspomagać? Krytycy nominacji przypomnieli, że Fischer odegrał wraz z Mosadem centralną rolę w wymuszeniu na Obamie sankcji wobec Iranu. Przypomnieli też przestrogę: lobby żydowskie przyzwyczaja Amerykanów do tego, że posiadacze podwójnego obywatelstwa kursować będą między kierowniczymi stanowiskami rządowymi w USA i Izraelu. Pikanterii dodaje tu fakt, że sam Izrael nie zezwala na podwójne obywatelstwo prezesom swoich banków (a także członkom załóg łodzi podwodnych z głowicami atomowymi!).

Przypomnieć tu także warto, że nie tak dawno minister obrony tego kraju zmuszony został do dymisji, gdy wyszło na jaw, że ma konto w amerykańskim banku. Powodem zaniepokojenia opinii publicznej było nie tylko izraelskie obywatelstwo Fischera, ale i inne plamy w życiorysie. W latach 70. związany był z Uniwersytetem w Chicago, tj. z tzw. Szkołą Miltona Friedmana, i na swych poprzednich funkcjach w MFW i BŚ szkołę tę reprezentował, dewastując gospodarkę światową terapią szokową. Po upadku ZSRR nadzorował także rabunkową prywatyzację przemysłu w Rosji i w Polsce, z wiadomym skutkiem.

Nominacja Fischera potwierdziła także inny fakt - przez ostatnie trzy dekady FED rządzą nieprzerwanie Żydzi, a obecna prezes tej instytucji Janet Yellen jest jej piątym żydowskim szefem w ciągu ostatnich lat. Nie od rzeczy będzie w tym miejscu przypomnieć talmudyczne prawo chazakah: zarządzałeś czymś nieprzerwanie 3 lata - jest to twoje. A propos Yellen, urodziła się na nowojorskim Brooklynie jako córka Anny Blumenthal i Juliusza Yellen, który w Polsce nosił pospolite żydowskie nazwisko Jeleń.

FED to nieco dziwny bank centralny. Chociaż jego prezesa i zastępcę formalnie mianuje prezydent, są oni wybrańcami i reprezentantami prywatnych banków. W rzeczywistości „właścicielami” FED są znane bankierskie rody: Rockefellerowie, Rotszyldowie, Warburgowie, kontrolujące takie banki jak: Goldman Sachs, Chase Manhattan, N.M. Rothschild z Londynu, Lazard Brothers z Paryża. Oprócz statutowego zadania, wytyczania polityki monetarnej, FED monopolizuje nadzór nad Wall Street i bankami. Powierzenie FED i bankom prywatnym kreacji pieniądza oznacza forowanie interesów banków przed realną gospodarką oraz spekulacji finansowych jako głównego źródła zysku.

Zdominowanie FED przez przedstawicieli jednej nacji umacnia rozpowszechnione w USA opinie utożsamiające go z kosmopolitycznymi lichwiarzami, utrzymującymi rząd i społeczeństwo amerykańskie w stanie ciągłego zadłużenia i zniewalającymi świat lichwiarskimi kredytami.  Skupiona w FED władza daje olbrzymi wpływ nie tylko na gospodarkę, ale także na politykę państwa; czyni z FED równoległy rząd prowadzący własną, często konkurencyjną wobec konstytucyjnych władz, politykę. Pouczający jest tu przypadek „naszego” Belki i jego wyczynów rodem z restauracji „Sowa i Przyjaciele”. Podsłuchana rozmowa z Sienkiewiczem to nie tylko jednoznaczna i skandaliczna próba manipulowania emisją pieniądza w interesie rządzącej sitwy, ale dowód, że - tak jak prezes FED - sprawuje władzę nie w interesie narodowej gospodarki, lecz banków.

W 2007 r. w szczytowym okresie kryzysu finansowego 34-letni makler Alessio Rastani. z londyńskiego City zszokował świat, gdy ogłosił, że „światem nie rządzą rządy, tylko Goldman Sachs”. I rzeczywiście ten iście piekielny bank, którym kierował Lloyd Blankfein, stał za pompowaniem bańki kredytowej w USA, i był bezpośrednim sprawcą światowego kryzysu finansowego.  Goldman Sachs, JPMorgan, Morgan Stanley i Citigroup nazywają się bankami inwestycyjnymi. W rzeczywistości to żerujący na światowych rynkach bezwzględni spekulanci, nie przypadkiem zwani bankstersami (bankier + gangster), tj. kompanami w przekrętach, gotowymi dla zysków zniszczyć nawet gospodarkę własnego kraju.

Kto mógłby postawić się globalnym spekulantom? Chyba tylko rząd USA, bo to w N. Jorku koczują owi lichwiarze. Nie będzie to łatwe. Administracja Obamy jest równie bogata w ludzi Goldmana jak poprzednie. Wymieniony Lloyd Blankfein był jednym z głównych sponsorów kampanii wyborczej Obamy, i w ogóle jednym z najbardziej szczodrych dawców na kampanie wyborcze amerykańskich polityków. Henry Paulson, b. prezes Banku, po upadku Lehman Brothers, gdy amerykański system finansowy stanął na krawędzi bankructwa, uratował prywatne korporacje i banki – oczywiście za pieniądze podatników – przydzielając im 16 bilionów dolarów, jako „rządową pomoc finansową”. Najwięcej skorzystać miał z niej b. pracodawca Paulsona, Goldman Sachs. Sekretarzem skarbu Obama mianował Jacoba Lewa syna żydowskiego emigranta z Polski, też byłego bankowca w Citigroup. Dziś podpis Lewa widnieje na dolarowych banknotach.

Dla banku pracował b. sekretarze skarbu Robert Rubin, dziś osobisty doradca Obamy. Szef Europejskiego Banku Centralnego Mario Draghi   to także b. doradca, czyli wychowanek tego banku. Dziś w jego rękach spoczywa przyszłość strefy euro. Szefowie banków centralnych Włoch i Kanady, minister finansów Grecji, poprzedni prezes Banku Światowego David Wolfensohn, prezes nowojorskiej giełdy i trzej ostatni szefowie FED   to też wychowankowie Goldmana.  A propos Wolfensohna - malutki i tłuściutki bankier to syn Hymana, emigranta z Polski. Bank ma swoich ludzi nawet wśród politycznych emerytów. Dla Goldman Sachs pracuje b. premier Kazimierz Marcinkiewicz, lobbując przy intratnych przejęciach i prywatyzacjach. Tym samym zajmuje się kilku byłych europejskich komisarzy. Może więc rację miał Alessio Rastani, że Goldman Sachs rządzi światem?

„Tęsknię za Tobą, Żydzie”
Nazwanie kogoś „żydowskim dziennikarzem” to kardynalny błąd w sztuce prowadzenia dyskusji, bo korzenie narodowe nijak się mają do przedmiotu sporu czyli stosunków polsko-ukraińskich. W innym miejscu w „Warszawskiej Gazecie” ta sama polemistka kpiąc z tych, „którzy utrzymują, że ukraiński Majdan nie jest wyrazem woli Ukraińców, lecz dziełem światowego spisku Żydów i masonerii” ucieka się do wielce odkrywczego argumentu: „Żydzi z zasady stronili od konspiracji i nigdy nie mieli o niej pojęcia. Ponieważ konspiracja kłóciła się m.in. z religijnymi żydowskimi nakazami posłuszeństwa wobec władz krajów, w których mieszkali”. Sam sprawca zamieszania Dawid Wildstein, bo to on jest owym „żydowskim dziennikarzem”, zalecił Polakom: „nierozliczenie rzezi wołyńskiej nie powinno dziś być dla Polaków przeszkodą we wspieraniu Ukraińców”.

Czynił to, jako kto? Jako dziennikarz polski, ukraiński, huculski? Wildstein swą narodowością epatuje agresywnie na każdym kroku. Jest szefem Forum Żydów Polskich, dla których epitet „żydowski” to komplement, a nawet wyróżnienie (vide uciecha, z jaką przyjęli inwokację „Tęsknię za Tobą, Żydzie”). Wildstein nie obraził się. Obraziła się natomiast „polski historyk”. A propos Dawida, jego dziadek był ubekiem, a ojciec masonem. Czy i to ma się nijak do przedmiotu sporu, uwzględniwszy fakt dominującego udziału przedstawicieli pewnej nacji w kreowaniu komunizmu i oczernianiu Polaków? I czy nie z tego bierze się schizofreniczny dylemat całej prawicy laickiej i jego rodzimej „Gazety Polskiej” - jak być antykomunistą i równocześnie filosemitą?

Narodowość ma  znaczenie. I to nie tylko w przedmiocie tego sporu.  Bo czyż nawoływanie Pawła Kowala do wspierania banderowskiej Ukrainy nie wyjaśnia to, że jest Ukraińcem? Czy słowa  Henryka Wujca, że „był 100 razy na Majdanie i żadnych faszystów nie widział” nie mają żadnego związku z tym, że jest ukraińskim chłopem, w dodatku spod Biłgoraja? Czy za antykatolickimi wyczynami Jana Hartmana nie stoi aby jego żydowskie pochodzenie? A propos tego ostatniego,   polska historyk pisze w swej skądinąd świetnej, a nawet odkrywczej książce, że jednym z powodów awersji Żydów do Polaków są uprzedzenia wobec chrześcijaństwa. A tak w ogóle, czy aby „polski historyk” też nie jest obraźliwe i też ma się nijak do przedmiotu sporu? A może lepsze byłoby:  historyk „tubylczy”, „tutejszy”, „lubelski”, a nawet „europejski”?

Na szczęście w rozstrzygnięciu sporu pomocni są inni „polscy historycy”, którzy dowodzą, że Żydzi: ukrywają swe pochodzenie, członkowie tej samej rodziny występują po rożnymi nazwiskami i wpadają we wściekłość, gdy ktoś to odkryje; mają silne poczucie świadomości narodowej, bo każdy poda z pamięci bez zająknięcia imiona przodków do 10 pokoleń wstecz; są mistrzami konspiracji, czego przykładem masoneria; mają specyficzną instytucję Esterki w celach łóżkowego lobbingu na rzecz interesów diaspory, co w połączeniu z formułą, że Żydem jest każda osoba urodzona z matki Żydówki mocno komplikuje nasze stosunki wewnętrzne.

W Polsce pochodzenie etniczne bankowca, polityka, dziennikarza to temat tabu. Powód - lata skutecznej tresury „Wyborczej” i wszechogarniający strach przed oskarżeniami o nacjonalizm. Sama „Wyborcza” takich skrupułów nie ma. Etniczne etykiety przylepia komu chce i kiedy chce. Ma na to monopol. Raz twierdzi, że w Polsce Żydów „nie ma”, a wypominanie komuś pochodzenia to „antysemityzm”. Innym razem publikuje całoszpaltowy hagiograficzny artykuł tylko po to, by przekazać, że jego bohater to Żyd.

Jeszcze innego zdania jest redaktor Konstanty Gebert, który utrzymuje, że Żydzi w Polsce nie tylko „są”, ale w dodatku mają interesy i o nie zabiegają. W amerykańskim miesięczniku „Moment” zamieścił takie przemyślenia: żydowscy profesorowie zdominują wydziały polskiej historii i tradycji na uniwersytetach (...) lobby żydowskie wkrótce wzrośnie w siłę (...) w połowie przyszłego wieku polscy Żydzi będą siłą przewodnią Polski. Ochoczo słowa „Polak” używają, a nawet nadużywają wtedy, gdy można je opatrzyć epitetem: brudny, głupi. Nie przeszkadza im ono w inwokacjach takich jak: z pomocy społecznej korzysta 1,8 mln Polaków; w skrajnym ubóstwie żyje 7,4 proc. Polaków. Inny przykład - w 2005 roku, kiedy  sprawę dziadka  z Wehrmachtu  na światło dzienne wyciągnął  Jacek  Kurski, oburzyły się wszystkie media.

Od sprawy odciął się sam prezes PiS. Tymczasem w świecie miało to znaczenie. Po nominacji Tuska  na szefa RE sprawa powróciła. Czeskie  i  rosyjskie media wypomniały mu przeszłość dziadka, który  w czasie wojny miał  nie tylko służyć  w Wehrmachcie,  ale również SS  i nosić  niemieckie  mundury. Wracając do Fischera – w USA o pochodzeniu etnicznym, o „żydowskim bankierze” i „żydowskim dziennikarzu” mówić wolno. Tak jak mówić wolno o dominacji przedstawicieli jednej nacji nad FED i finansami świata. Tam pochodzenie etniczne ma znaczenie, jest podstawą oceny wiarygodności polityka. Tam wyborca ma prawo wiedzieć, czy w grę nie wchodzi lojalność wobec innego państwa, gdy jego przedstawiciel w Kongresie głosuje za miliardową, bezzwrotną pomocą dla Izraela.


Krzysztof Baliński
(artykuł ukazał się w „Warszawskiej Gazecie”)

Artykuł "Polski historyk i żydowski bankster ukazał się w wersji papierowej "Warszawskiej Gazety" w numerze 3 (396)  z dnia 16-22 stycznia 2015 r

 

Nadesłał: Krzysztof

 

 

 Redakcja wsercupolska.org nie zawsze zgadza się z wieloma poglądami i tezami, ale publikujemy teksty, które uważamy za ważne lub ciekawe.