Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 
Przyjmujemy, czy nie przyjmujemy? 11 września Waszczykowski z PiS: Polska nie jest w żaden sposób zobowiązana do przyjmowania imigrantów z innego kontynentu. To recepta na katastrofę gospodarczą i tożsamościową; 17 września Kaczyński z PiS: rząd nie ma prawa, pod obcym, zewnętrznym naciskiem, podejmować decyzje, które mogą mieć negatywny wpływ na nasze życie. Podejmowanie decyzji bez wyraźnej zgody społeczeństwa, a takiej zgody nie ma, jest łamaniem konstytucji, łamaniem zasady suwerenności narodu; 12 listopada Szymański z PIS: Nie przyjmiemy; 14 listopada Szymański z PIS: Nie ma żadnych podstaw prawnych, by decyzja ws. kwot uchodźców przez Polskę została unieważniona; 16 listopada Waszczykowski z PIS: Z bólem serca, ale będziemy musieli wypełnić zobowiązania; 17 listopada Macierewicz z PIS: Nie przyjmiemy; 18 listopada Karczewski z PiS: nie będziemy wetować planu umieszczenia w Polsce imigrantów w liczbie ustalonej przez UE; 22 grudnia Waszczykowski z PiS: Polska nie będzie przyjmować żadnych imigrantów, ale nie może odmówić pomocy uciekającym przed wojną.

Rząd Beaty Szydło skapitulował. 4 stycznia, z nieukrywaną satysfakcją, korespondentka RMF FM z Brukseli doniosła: Rząd PiS wywiązuje się ze zobowiązań podjętych przez poprzednią koalicję PO-PSL. Ekipa Beaty Szydło rozpoczęła proces relokacji uchodźców. Jak ustaliło radio Agory, rozmowy w tej sprawie są już na zaawansowanym etapie, a uchodźcy trafią do Polski w grupach po 150 osób. Wg TV Trwam, Beata Szydło już wcześniej, na ostatnim szczycie unijnym miała powiedzieć, że jej rząd wypełnia zobowiązania rządu Ewy Kopacz i dotrzymywanie ich uważa za sprawę oczywistą. Jesteśmy rządem przewidywalnym i racjonalnym.

Zobowiązanie podjęte przez poprzedni rząd jest właśnie realizowane - oświadczyła. Przy okazji, i nie wiadomo po co, złożyła donos na „państwa, które nie zgłosiły jeszcze gotowości przyjęcia żadnej liczby uchodźców, mimo przydzielonej określonej kwoty”. Mariusz Błaszczak lamentował: My nie mieliśmy wyjścia. Jego zastępca przyznał, że liczba uchodźców będzie wyższa ze względu na będącą w toku procedurę rozlokowania ich w ramach nierozdysponowanej rezerwy, i Polsce przypadną kolejne tysiące. My niczego nie zmieniamy, chodzi o właściwe zorganizowanie tego procesu - dodał. W odpowiedzi udzielonej posłowi Robertowi Winnickiemu na złożoną w tej sprawie interpelację przyznał, że „Rząd nie podejmie żadnych działań mających na celu zakwestionowanie nałożonych na Polskę kwot uchodźczych”. Przyznał też, że grupa polskich oficerów łącznikowych uczestniczy już w Grecji w procesie selekcji uchodźców wytypowanych do osiedlenia w Polsce. Wg portalu wawalove.pl, większość z nich ma trafić do ośrodków w Dębaku i Lininie niedaleko Warszawy.

Unia nie lubi niepokornych i poczyna sobie z nimi brutalnie. Takim „chłopcem do bicia” są Węgry. Victor Orbán w wywiadzie dla radia Kossuth alarmował: to są miliony, a potem dziesiątki milionów, ponieważ morze imigrantów nie ma końca, zagraża istnieniu Europy. Gdybyśmy wpuścili wszystkich, byłby to koniec Europy, bo okazałoby się, że jesteśmy mniejszością. Gdy pokazał środkowy palec Merkel, wywołał niekontrolowany atak furii. Reakcja cywilizowanego świata była stanowcza. Do akcji z całym arsenałem bojowych środków włączyły się „międzynarodowe siły postępu”. Kanclerz Austrii Feymann porównał postawę Orbána do europejskich faszystów podczas najmroczniejszego okresu w historii kontynentu, a „Washington Post” uznał, że Węgry stosują nienawistną ideologię rodem z lat 30. Co mogły i powinny były zrobić władze PiS, w sytuacji gdy wszystkie nasze państwowe i narodowe interesy dyktowały wsparcie Węgier?

Przyjąć tę strategię nad Wisłą? Stanąć na czele próby wybicia się państw Europy Środkowej na niepodległość? A co zrobiły? - przyłączyły się do nagonki na Węgrów. Mariusz Błaszczak w czasie wizyty Orbána w Warszawie stwierdził, że prezes nie spotka się z nim, bo premier Węgier rozbija solidarność europejską. Wg Mariusza Kamińskiego: Orbán musi poczuć dystans ze strony polskich polityków. On zrobił coś, co jest niewybaczalne. A Orbán zrobił tylko coś, co nie udało się Kaczyńskiemu: rozmontował relikty komunizmu, uniezależnił politycznie i gospodarczo, oczyścił sądownictwo, dyplomację i administrację, nie idąc na żadne koncesje. Dokonał wyboru, kierując się tylko jedną rzeczą – węgierskim interesem narodowym. I jeszcze jedno - na konflikcie z Unią zyskał!

Cui bono, czyli do czego i komu służą imigranci? To proste: wrogom naszej tradycji. Napływ barbarzyńców znakomicie przyspiesza dezintegrację społeczeństw. Wędrówka ludów, mieszanie ras to także spisek i perfidny instrument w walce z chrześcijaństwem. To nie tylko skutek niefrasobliwości Merkel. Europejska lewica widzi szansę dla siebie. Podkopuje tożsamość narodową i w ogóle ideę narodów, które mają być osłabione, a nawet wyeliminowane przez eskalację imigracji – tak tłumaczy to Orbán. My natomiast daliśmy się przekonać, że intencją architektów owego szwindla jest przychylenie uchodźcom nieba, że redaktorami z ulicy Czerskiej kieruje troska o wyznawców Allaha. I jakoś tak dziwnie się składa, że za goszczeniem muzułmanów są Michnik, Smolar i Gross.

Jan Hartman, wnuk rabina Izaaka z dnia na dzień stał się wielkim poplecznikiem Arabów i cieszy się, że w Polsce za 20 lat może być więcej meczetów niż kościołów i że imigranci będą brać udział w wiecach KOD. Medialne cadyki dwoją się i troją, aby przekonać, że niechęć wobec imigrantów prowadzi do... holocaustu, że monolityczność kulturowa czyni z Polski kraj ubogi i zaściankowy, że polskie społeczeństwo stanie się normalne, gdy będzie wymieszane etnicznie i religijnie.

Metody, jakimi się posługują jak żywo przypominać zaczynają metody Israela Singera - Polska, Węgry i inne krnąbrne kraje są „publicznie atakowane i upokarzane na arenie międzynarodowej”. „Ohydne oblicze Polaków pochodzi jeszcze z czasów nazistowskich, czy Polacy nie mają w ogóle wstydu?” – pytał na łamach „Die Welt” Jan T. Gross. Wtórowała mu Gabriele Lesser. Dla niej nowy rząd w Warszawie jest gorszy od władz Państwa Islamskiego, a UE nie może liczyć na solidarność Polski, bo kluczowymi słowami w exposé Szydło są patriotyzm, bezpieczeństwo i godność. Mieliśmy też wypowiedź, która przejdzie do historii - Martin Schulz publicznie, z teutońską butą zagroził Polsce użyciem siły. Te wszystkie ataki odbieraliśmy jednoznacznie - jako draństwo, zaprzaństwo, zdradę stanu. Dziś owe „argumenty” rząd Ewy Kopacz przyjął, a nawet zaliczył do „dobrej zmiany”.

Sytuacja jest bardzo poważna. Za naszą wschodnią granicą żyją tysiące rodaków, którzy chcą wrócić do Polski. Mieliśmy nadzieję, że nowa władza przypomni sobie o nich, że jednym politycznym pociągnięciem sprowadzi do Macierzy. Stało się inaczej. Nic też nie słychać o zmianie ustawy o obywatelstwie. Przypomnijmy – wg obecnie obowiązującej uchodźcy po osiedleniu się w Polsce nabywają prawo do polskiego paszportu. Repatriant musi spełnić wiele warunków, uchodźca nie musi żadnego. Jeszcze raz odwołajmy się do Orbána. Węgierskich polityków torpedujących projekty integracji Węgrów mieszkających za granicą, a dziś zapraszających nielegalnych imigrantów z Afryki, opisał tak: Ci ludzie po prostu nie lubią Węgrów, właśnie dlatego, że są Węgrami. Podobnie jak ci w instytucjach finansowych i politycznych w Brukseli. Chcą osłabić suwerenność i tożsamość narodową.

Wyobraźmy sobie, co by było, gdyby węgierska lewica utworzyła rząd w 2014. Po roku lub dwóch nie rozpoznalibyśmy naszej ojczyzny. Byłaby jednym gigantycznym obozem dla uchodźców, Marsylią Europy Środkowej. Wstawmy słowo „Polska” w miejsce „Węgry” i „Wyborcza” w miejsce „węgierska lewica” i wszelki komentarz jest zbędny. Dlaczego o tej etniczno-rasowej inżynierii piszemy? Ano dlatego, że przeciwko nam używana jest „broń etniczna”. Gdy wymuszano na nas zgodę na przyjęcie imigrantów „New York Times” lamentował: Polska jest w 98 procentach biała. Gdy wydawano rozkaz - uchodźców przyjmować, „Wyborcza” szantażowała: jeśli nie, to oznacza to, że Polakom podoba się homogeniczna Polska stworzona przez Józefa Stalina.

W połowie listopada w Bucierzu odbyły się ćwiczenia 2. Brygady Zmechanizowanej ze Złocieńca zakładające pacyfikację hipotetycznych zamieszek pod ośrodkiem dla uchodźców. W ramach ćwiczeń przewidziano odwet miejscowej ludności na imigrantach, którzy napadali na okoliczne sklepy. Kolejne ćwiczenia odbyły się 20 listopada w Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych w Drawsku, gdzie w pacyfikację tubylczej ludności wprawiała się 12. Brygada Zmechanizowana ze Szczecina. Co ciekawe, poza Polakami udział w nich wzięli żołnierze z... Ukrainy. Rząd PO-PSL zakładał bunt Polaków, i ilu imigrantów zamierzał przyjąć, skoro przewidywał użycie wojska?

Ćwiczenia odbyły się w listopadzie, a więc już po przejęciu dowództwa nad armią przez A. Macierewicza. Decyzję o ich przeprowadzeniu podjął Siemoniak. Tym niemniej chcielibyśmy coś wiedzieć o kulisach planowanej pacyfikacji Polaków, i czy już na początku kadencji rząd zakładał złamanie obietnicy wyborczej, przyjęcie imigrantów, i tym samym bunt społeczny? Jeśli dodamy, że - poza buńczucznymi oświadczeniami Waszczykowskiego - nie odnotowano sprzeciwu wobec pomysłu powołania Europejskiej Straży Granicznej, która pozbawi nas kontroli nad granicami, to powodów do niepokoju mamy więcej. Grozi nam fala uchodźców.

W samej Turcji jest ich 2 miliony. Kolejne miliony są w Afganistanie, Albanii, Kosowie. Pamiętajmy o ostrzeżeniach Orbána: „nie chodzi o setki tysięcy czy 2-3 mln, ale kilkanaście milionów, jakie mają przesiedlić się do Europy”. Na dobry początek Merkel wcisnęła nam 7 tysięcy. Ciągle w tajemnicy utrzymywane są ustalenia poczynione w Brukseli przez Kopacz. Jeden z jej przydupasów wygadał się, że egzotycznych gości przyjąć możemy 100 tysięcy! Do rządu nie dociera, co kryje się pod pojęciem „stałe kwoty”, że „stałe” to obowiązujące do końca istnienia Unii.

Dla Polski to 6 procent. I bardzo łatwo można wyliczyć, że od miliona daje to 60 tysięcy! Kłopot ze zrozumieniem prostego zdania ma Waszczykowski. Powiedział: nie będziemy odmawiać pomocy ludziom uciekającym przed wojną. A takowych tylko w Turcji, Jordanii i Libanie jest... 2 miliony, bo tyle uciekło z Syrii! Na dziś wpuszczamy 7 tysięcy, ale wkrótce będziemy ich mieli 10 razy więcej, bo mają prawo do sprowadzenia rodzin, do czego zachęca unijne prawo.

Polsce narzucono rozwiązanie fundamentalnie szkodliwe. Stworzono precedens, bo i w innych sferach będzie musiała godzić się z decyzjami sprzecznymi z jej narodowymi interesami. Imigranci, a zwłaszcza świadczenia dla nich, to zarzewie napięć i konfliktów społecznych. A są w Polsce siły, którym zależy na ich eskalowaniu. I tak jak wielokrotnie w przeszłości zatroszczą się, by z każdego, nawet najdrobniejszego incydentu zrobić religijny i etniczny konflikt. Nietrudno też przewidzieć jeszcze większą pogardę gazet wyborczych dla polskiego motłochu, i sążniste artykuły o nieuleczalnej polskiej ksenofobii. Niemcy też ugrali coś dla siebie - umocnili wizerunek państwa rozliczonego z przeszłością, narodu który należy lubić. A przyszło im to tym łatwiej, że w roli rasistów, faszystów i wszelkiej swołoczy obsadzili Polaków (i Węgrów). Skomplikowane dzieło budowy, ramię w ramię z przybłędami z całego świata i z „Wyborczą”, wielokulturowej i wielorasowej „Nowej Polski” wymaga rozbudowy branży imigracyjnej.

Decyzja rządu Szydło była zaskoczeniem - dla nas, nie dla NICH. Oni już wcześniej o niej wiedzieli, i na wyprzódki zakładali rozmaite fundacje. We Wrocławiu we współpracy z samorządem i Muzułmańskim Centrum Kulturalno-Oświatowym ogłosiły nabór na intensywny kurs szkoleniowy przygotowujący do nowego zawodu: „asystenta uchodźcy, imigranta, cudzoziemca”. Szkolenie trwa 64 godziny. Kursanci wyjadą do Drezna na spotkania z tworzącymi Koalicję Dresden für Alle (tej co to głosi, że w Niemczech żyje zbyt mało ludzi o ciemnej karnacji). Projekt wspiera Fundacja Batorego w ramach programu finansowanego z funduszy europejskich, czyli pieniądzy przeznaczonych na polską gospodarkę. I nic nie słyszeliśmy, aby rząd Szydło chciał i tu coś zmienić.

Informacja o kapitulacji Szydło rozpętała w internecie burzę. Zacytujmy kilka postów: zdradziła wyborców; wymieniliśmy marionetki, sznurki zostały te same; PiS czy PO jedna patologia, w kluczowych sprawach mają takie samo zdanie; jeszcze w październiku Kaczor zapewniał, że żadni uchodźcy do Polski nie trafią, pamiętam jak grzmiał na POsrańców, że „takie decyzje nie mogą być podejmowane bez konsultacji z narodem”; Szydło boi się brukselskiej mafii, czas aby Jarek przejął stery i powiedział „nie”; wczoraj media podały, że mamy 32 tysiące bezdomnych, 500 tysięcy szuka pracy, a PiS rozdaje dowody osobiste islamistom wydrukowane przez PO; Panie Kukiz, ratuj pan; założę się, że te tysiące to tylko początek, bo ci zdrajcy zgodzą się na wszystko, co im rozkażą w Berlinie, Tel-Awiwie czy Waszyngtonie, naród ich kiedyś rozliczy!

Brak stanowczości, miałkość, lawirowanie, dużo dymu, huku, gra na emocjach i urzędowe mydlenie oczu – oto krótki opis zachowań PiS. Pierwszego poważnego testu rząd nie przeszedł. Już na początku kadencji swą wiarygodność postawił pod znakiem zapytania. Satysfakcję ma jedynie Schetyna, który taki finał sporu z Brukselą zapowiedział. Po 25 października liczyliśmy na zmiany. Były to oczekiwania bardzo skromne: że przestaną nas oszukiwać, przestaną wysługiwać się obcym, przestaną nas obrażać dupki z europarlamentu. Częściowo się udało - prezydent Polski nie bredzi za granicą o bigosie i nie włazi na krzesło. Tyle że w polityce zagranicznej buńczucznym i ostry słowom towarzyszą ugodowe działania, partnerzy przestają traktować poważnie, i wkrótce w ogóle przestaną zwracać uwagę na to, co mówi premier, bo wiedzą, że i tak zrobi, co należy.

Krzysztof Baliński