Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 
"Apelujmy więc do nowo wybranego prezydenta i przyszłego rządu o zdelegalizowanie piątej kolumny, jaką jest ta żydowska organizacja (loża B’nai B’rith). Czy będzie stać was na odwagę, jaką mieli przedwojenni polscy politycy? Będziecie mieli wielką szanse naprawić swój własny błąd popełniony osiem lat temu."- Mirosław Kokoszkiewicz (kokos26)

Waszyngton, 14 listopada, hotel Mandarin Oriental - za zamkniętymi drzwiami z elitą Partii Demokratycznej i sponsorami kampanii Hillary Clinton spotyka się George Soros. Obecna jest Nancy Pelosi, przewodnicząca mniejszości demokratycznej w Kongresie, i Keith Ellison, szefowa tzw. Progressive Caucus, czyli lewackiej kliki w Kongresie. Zlot sponsorowała powołana przez Sorosa Democracy Alliance. Klub, bo tak jest zwany w kręgach finansowych Partii Demokratycznej, od 2005 r. przeznaczył 500 milionami dolarów na działalność lewego skrzydła Partii. Sam Soros na kampanię Clinton wydał 25 milionów. W ciągu ostatniej dekady Democracy Alliance wywarła decydujący wpływ na kształtowanie kluczowych instytucji Lewicy. To ona wypracowała strategię, że o elektoracie Demokratów decydują mniejszości i kobiety. Obradujący (a raczej spiskujący), Trumpa i jego program nazwali „bezprzykładnym, przerażającym atakiem na osiągnięcia prezydenta Obamy i na naszą postępową wizję społeczeństwa”. Wg „Politico”, pierwsze, po szokującym zwycięstwie Trumpa, spotkanie instytucjonalnej lewicy to zapowiedź wojny pozycyjnej z Trumpem, już od pierwszych dni jego prezydentury.

Dowodów, że Soros szykuje w Ameryce rewolucję jest coraz więcej. W ciągu kilku godzin MoveOn oraz afiliowane przy Sorosie i finansowane przez niego organizacje zmontowały 200 protestów, zadym i burd w  największych miastach amerykańskich. W Nowym Jorku, Los Angeles, Bostonie, Seattle i Waszyngtonie łatwo zauważyć można było, że nie są to - jak opisywały media - „grassroot movements”, czyli ruchy oddolne, ale bardzo sprawnie zorganizowana akcja dowożonych kolumnami autokarów zadymiarzy. MoveOn apelował: „To jest tragedia. Trump wziął nas na cel, zagraża naszym przyjaciołom i bliskim. Nadszedł czas bezprecedensowych wyzwań.


Musimy troszczyć się o siebie i naszych przyjaciół, szczególnie tych, którzy są na pierwszej linii frontu walki z nienawiścią, o Latynosów, kobiety, imigrantów, uchodźców, czarnych, muzułmanów, Amerykanów LGBT”. Uderza absurd - burdy organizują organizacje promujące demokrację, w proteście przeciw demokratycznie wybranemu prezydentowi-elektowi, który jeszcze nie przejął urzędu, i który jeszcze nie podjął żadnej decyzji. Nie podjął, ale zapowiedział, że pierwsze 100 dni przeznaczy na zmienienie Waszyngtonu, że ograniczy kadencję członków Kongresu i zredukuje administrację federalną, że dla byłych funkcjonariuszy Białego Domu i Kongresu wprowadzi zakaz podejmowania pracy w organizacjach lobbingowych oraz działalności lobbingowej dla obcych rządów, że zakaże finansowania wyborów przez zagranicznych lobbystów.

Dwa aspekty polityki zagranicznej Obamy były dla nas niebezpieczne: wspieranie światowych procesów migracyjnych, a nawet zarządzanie nimi oraz eksport demokracji. W tej sytuacji lepiej rozumiemy przyczyny, dla których Soros tak angażował się w poparcie Hillary Clinton i lepiej rozumiemy, dlaczego dla fundacji Sorosa w Polsce zwycięstwo Trumpa to biblijny „armagedon” (czyli koniec świata), i dlaczego wiązały z Clintonową ogromne nadzieje. Najwyraźniej musiała im coś obiecać, na przykład rychłą odsiecz zza oceanu. W tej sytuacji mniej natomiast rozumiemy, dlaczego za Clintonową było PiS, chociaż nawet dla mało rozgarniętego polityka rzeczą oczywistą było, że dla Polski lepszym prezydentem USA będzie ktokolwiek, byleby nie Clintonowa, od lat skrajnie zaangażowana w popieranie  wyczynów Sorosa. Obrońcy demokracji, sędziowie, sodomici, z wytęsknieniem oczekują na pomoc z zewnątrz. Schetyna, Petru, folksdojcze, nie zajmują się niczym innym, jak tylko przyzywaniem obcej interwencji. Mieli już zgodę Merkel. Brakowało zielonego światło zza Oceanu. Być może dlatego Waszczykowski uwijał się jak w ukropie, by towarzysze amerykańscy związani Sorosem, uznali go za swojego. Problem w tym, że musiał wtedy zapomnieć o interesach Polski i nie dostrzegł, że w Waszyngtonie zmieni się ekipa.

Towarzystwo z KOD strasznie oburzyło się na Pawła Kukiza. Bo powołał się na informację z jakiegoś portalu (czy nie „Warszawskiej”?), że „obrona demokracji” w naszym kraju jest finansowana przez Sorosa. Wobec tak niecnych oskarżeń zaprotestowały wszystkie autorytety moralne, na czele - ma się rozumieć - z utrzymywanymi przez Sorosa. Ale nie tylko - solidarnie odcięły się też od nich media związane z PiS. Tymczasem sam Soros przyznaje się do organizowania przewrotów w wielu państwach. Szczyci się, że jego pieniądze pomogły „pomarańczowej rewolucji”, która wyniosła do władzy Wiktora Juszczenkę (i jego amerykańską żonę). W kilka tygodni po tym, jak założonej przez Sorosa fundacji International Renaissance udało się zrobić z Juszczenki prezydenta, Michael McFaul (specjalista od kolorowych rewolucji, później ambasador USA w Moskwie) ujawnił w „Washington Post”: Czy Ameryka ingerowała w wewnętrzne sprawy Ukrainy? Tak. Amerykańscy agenci wpływu woleliby innym językiem opisać swe działania -  pomoc, promocja demokracji, wsparcie społeczeństwa obywatelskiego itp., ale ich praca, jakbyśmy ją nie nazwali, miała na celu wpłynięcie na zmiany polityczne na Ukrainie. Soros przyznał się też, że sfinansował Majdan, i że kosztowało go to tylko kilkanaście milionów dolarów.

W latach 90. Soros szykował majdan Łukaszence, bo odmówił sprzedania za bezcen przemysłu petrochemicznego. Jako narzędzie do zdetronizowania okrutnika obrał nasz kraj, a właściwie pewną fundację w Polsce. Dniówka rewolucjonisty miała wynosić 50, a ustawienie namiotu 100 dolarów. Płacono jednak mniej, co wywołało konflikt między pośrednikami i „opozycjonistami”, a Łukaszenko wyemitował w telewizji podsłuchaną kłótnię i białoruski majdan zdechł. Notabene pracami studyjnymi (za pieniądze MSZ) nad przyszłością Białorusi zajmuje się Fundacja Batorego, a wśród dyplomatycznego narybku roi się od stażystów tej fundacji. Inne przykłady: Przy pomocy pochodzącej z Węgier diaspory Soros powołał w 1994 r. w Budapeszcie koalicję rządową postkomunistów Gyuli Horna z tamtejszymi Michnikami, a angielski filozof Roger Scruton powiedział: „Istnieje sprzysiężenie przeciw Węgromi (...) Węgrzy swą opinię jako kraju faszyzującego zawdzięczają na świecie głównie kręgom związanym z Sorosem”. W Albanii Soros finansował tamtejszą gazetę wyborczą walczącą z rządem, a przedstawiciel fundacji Sorosa mówił o prawicowym prezydencie: „Berisha odchodzi, załatwiliśmy go”. Krótko mówiąc, fundacje Sorosa są wszędzie tam, gdzie trzeba kogoś przy władzy umieścić lub od władzy odsunąć.

Fundacja Open Society otrzymała w Rosji status „organizacji niepożądanej, bo jej działalność stwarzała zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa”. Za krok ten Putin został w Polsce solidarnie potępiony, nie tylko przez organizatorów kolorowej rewolucji w Polsce, ale i ich potencjalne ofiary. Sorosa i jego fundacje przegonili także Orban i Klaus. W wielu krajach ścigany jest za malwersacje i oszustwa finansowe. W Polsce, wręcz przeciwnie, jest odznaczany - „Wyborcza” wyróżniła go tytułem Człowieka Roku, a Komorowski odznaczył Krzyżem Komandorskim. Nagradzamy Panie za niezłomność i humanitaryzm - mówił minister Witold Waszczykowski wręczając nagrodę Swietłanie Gannuszkinie i Laili Rogozinie z organizacji „Wsparcie Obywatelskie”. Zwrócił uwagę na trudną sytuację organizacji pozarządowych w Rosji, zwłaszcza tych, które korzystają ze wsparcia zagranicznego i muszą rejestrować się, jako zagraniczni agenci.

Fundację im. Stefana Batorego Soros zarejestrował jeszcze w czasach PRL - był to ewenement, bo Jaruzelski nie zgodził się na zarejestrowanie tworzonej pod auspicjami Episkopatu Fundacji Rolniczej. Pomagał opozycji laickiej - zakupił komputery dla „Tygodnika Mazowsze”, który po Okrągłym Stole stał się trzonem „Gazety Wyborczej”. Szczególnie aktywnie działał w czasach tzw. transformacji ustrojowej. W 1991 r. opublikował książkę, w której opisał spotkanie z Jaruzelskim oraz swoją rolę w transformacji gospodarczej „tego kraju”. Waldemar Kuczyński ujawnił, że faktycznym autorem terapii szokowej Balcerowicza był właśnie Soros. Na początku lat 90. członkami Rady Fundacji byli: Adam Michnik, Bogdan Borusewicz, Jan Gross i Marcin Król. Dziś do składu Rady doszlusowali: Agnieszka Holland, Helena Łuczywo, Andrzej Olechowski, Hanna Suchocka, czyli, jak jeden mąż, aktywiści KOD. Niedawno Helsińska Fundacja Praw Człowieka i 89 innych organizacji wystosowały apel do prezydenta, by wdrożył zalecenia Brukseli odnośnie Trybunału. Za niemal wszystkimi sygnatariuszami apelu, a właściwie za pieniędzmi ich fundacji stoi Soros. Tylko w 2015 r. wsparł kwotą niemal miliona dolarów fundację, której sekretarzem był niegdyś prof. Rzepliński. Poprzez Fundację Batorego finansuje Forum Obywatelskiego Rozwoju Leszka Balcerowicza, którego współpracownikiem jest Ryszard Petru. W otoczeniu Balcerowicza i przy nazwisku Petru zawsze czai się Soros. Założona przez żonę Balcerowicza fundacja CASE, której członkiem jest Petru, też dostaje pieniądze od Sorosa. Członkiem rady naukowej CASE jest Jeffrey Sachs, który przy pomocy Fundacji Batorego wdrażał terapię szokową Balcerowicza. Nawiasem mówiąc, szef Fundacji Batorego Aleksander Smolar to czołowy ideolog środowiska i potomków tych, którzy przywędrowali do Polski z NKWD, zmienili nazwiska  i  wprowadzili  stalinowski terror. Jego ojciec Hersz Smolar był członkiem Centralnego Żydowskiego Biura KC Komsomołu i później, z przydziału Kominternu, sekretarzem Komunistycznej Partii Zachodniej Białorusi. Władze II RP skazały go na 6 lat więzienia, z którego 17 września uwolniła go Armia Czerwona i zrobiła redaktorem dziennika „Białystokier Sztern” - żydowskiego organu komitetu obwodowego sowieckiej kompartii. W PRL był redaktorem naczelnym organu KC PZPR „Fołk Sztyme”. Członkiem władz Fundacji nie przypadkiem jest Konstanty Gebert. Jego z kolei ojciec pełnił szczególnie wredną rolę w USA jako sekretarz generalny radykalnej kryptokomunistycznej organizacji finansowanej przez NKWD. Zagrożony aresztowaniem ucieka w 1947 r. do PRL na pokładzie Batorego” (czy nie stąd nazwa Fundacji?).

Fundacje Sorosa szczodrze korzystają z pieniędzy instytucji rządowych. Żadna w wyrafinowanej inżynierii finansowej nie dorównuje jednak Fundacji Batorego. Jej działania programowe dotuje Fundacja Solidarności Międzynarodowej, która sama finansowana jest w 100 procentach przez MSZ RP. Korzysta także z funduszy pomocowych dla Polski w ramach Mechanizmu Finansowego Europejskiego Obszaru Gospodarczego i, w ramach programu zwanego „Obywatele dla Demokracji”, rozdziela 150 milionów między wybrane organizacje pozarządowe w formie dotacji i grantów. Nadmieńmy, że fundusze te z założenia służyć miały wzmocnieniu gospodarki Polski, że poprzedni rząd miał problemy z ich wykorzystaniem przy budowie autostrad i torów kolejowych, a nie miał żadnego problemu z ich wykorzystaniem przy budowie „społeczeństwa obywatelskiego”.   Inny przykład – fundacja Otwarta Rzeczpospolita, monitorująca „przestępstwa popełnione przez neofaszystów i skrajną prawicę”, finansowana jest przez Fundację Batorego, rockefellerowski Trust for Civil Society, Ministerstwo Kultury i Fundację Judaica. Ale Fundacja Judaica utrzymuje się z grantów Ministerstwa Kultury. David Harris, dyrektor wykonawczy Amerykańskiego Komitetu Żydowskiego, wyrażając zaniepokojenie stanem demokracji w Polsce, przywołał partnerstwo z fundacją Forum Dialogu. Jeśli Forum będzie dalej kwitło to będzie to pozytywny znak. Jeśli nie, wszyscy będziemy zaniepokojeni - groził. Forum finansowane jest przez Fundację Batorego, a także MSZ, Kancelarię Premiera i Teatr Wielki (ale ten ostatni w 100 procentach dotowany jest przez Ministerstwo Kultury!). Harrisowi wtórował Dawid Warszawski: Jeśli demokracja w Polsce będzie ograniczana, życie żydowskie zamrze, nasza przyszłość stanie pod znakiem zapytania. A Dawid to członek Rady Fundacji Batorego. Krótko mówiąc, fundacje Sorosa są pozarządowe, bo wykonują polecenia płynące spoza rządu, ale środki na utrzymanie mają od rządu.

PiS mówi o śmiertelnym zagrożeniu rządu ze strony Komisji Weneckiej, choć to gruba przesada. Nie mówi natomiast o grożącej Polsce kolorowej rewolucji. Wyprowadzanie ludzi na ulicę i buńczucznie zapowiadany przez Petru drugi Majdan w Warszawie nie są fikcją. O takich planach mówiły już knajpiane taśmy, a na „obronę demokracji w Polsce” odłożone są miliony dolarów. Na przykładzie pozarządowych (czytaj: antyrządowych) organizacji jak w soczewce widać „układ”, wokół którego przewija się dziwny krąg ludzi podpiętych pod zagraniczne źródła fiansowania, czasami wprost pod budżet obcego państwa. Kolorowa rewolucja nie zawsze ma na celu obalenie rządu. Często chodzi o zwiększenie nad nim kontroli, wymuszenie kolejnych ustępstw lub osłabienie jego narodowego komponentu. Przykładem niech będzie Grecja, gdzie premiera zmieniano kilkakrotnie, by w końcu na czele rządu umieścić człowieka Sorosa. Szkopuł w tym, że stojący u steru władzy w Polsce nie zdają sobie z tego sprawy, nie znają mechanizmów „kolorowych rewolucji”, a zagrożenia próbują „neutralizować” coraz dalej idącymi ustępstwami na rzecz reżyserów owych rewolucji. Jak z tym walczyć? Najlepiej pytać, skąd biorą dolary, uznać za obcych agentów wpływu i stosownie do tego traktować. Jak wojna – to wojna. Weźmy na ten przykład KOD - lista płac jest długa i znana, nie tylko służbom. Dlaczego rząd nie kontratakuje i nie mówi, że Rzepliński był na liście płac Sorosa? Dlaczego zamiast demaskować krzykaczy i demontować V kolumnę „demokratów”, bredzi o „zgodzie narodowej”? I wreszcie, dlaczego sprawę gmatwa swymi analizami nawiedzony członek rządu, że za demonstracjami KOD stoi... Putin? Poczucie zawodu było szczególnie duże, gdy wicepremier (na wyraźne polecenie Prezesa) przeprosił stypendystów Sorosa i obiecał im jeszcze więcej pieniędzy. Autorzy kombinacji z „obroną demokracji”, uderzają celnie. Wiedzą, że bracia Kaczyńscy wygłaszali niegdyś prelekcje w Fundacji Batorego. Wiedzą co jest piętą achillesową rządzących, że prędzej potępią Kukiza, niż demokratów z KOD. PiS coraz bardziej gubi się w polityce kompromisów. Z jednej strony oburzają go ingerencje Brukseli w wewnętrzne sprawy Polski, z drugiej zaś kaja się przed macherami Sorosa. Za jaką cenę? Traci nie tylko wiarygodność, ale i realną władzę. A przypomnieć trzeba, że w 2007 r. oddał władzę w podobnych okolicznościach i tej samej antypolskiej zbieraninie.

 

Krzysztof Baliński

Tekst ukazał się w "Warszawskiej Gazecie" 




Szukaj