Drukuj
Kategoria: Komentarz polityczny
Odsłony: 2032
Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Felieton    Radio Maryja    30 marca 2017

Szanowni Państwo!

Ależ ta historia się powtarza! Jesienią 2014 roku marszałkowi Sejmu Radkowi Sikorskiemu przypomniało się, jak to w roku 2008 zimny rosyjski czekista Putin proponował premieru Tusku wzięcie udziału z rozbiorze Ukrainy w następstwie czego Polska miałaby odzyskać prastary Lwów i nawet podzielił się tymi wspominkami z panem Ben Judahem, redaktorem amerykańskiego pisma „Politico”, które te rewelacje opublikowało. Wybuchł straszliwy klangor, w następstwie którego marszałek Sikorski przypomniał sobie, że nie było żadnej takiej rozmowy, tylko że „zawiodła go pamięć”. Być może, że rzeczywiście go zawiodła, ale możliwe też, że ktoś starszy i mądrzejszy przypomniał mu, skąd wyrastają mu nogi, co podobno znakomicie poprawia pamięć. Bo dobra pamięć polega między innymi na tym, by w roku 2014 już nie pamiętać tego, co powinno się pamiętać w roku 2008.

Chociaż samokrytyka złożona przez skonfundowanego Radka Sikorskiego „ostatecznie zamykała” spekulacje wokół Ukrainy, to warto przypomnieć, że właśnie w tymże 2008 roku sekretarz stanu w administracji prezydenta Busha Kondoliza Rice oświadczyła, że Stany Zjednoczone już nie będą forsowały przyjęcia Gruzji i Ukrainy do NATO, a tylko dbały, by panowała tam „demokracja” - co w przełożeniu na język ludzki mogło oznaczać, że mają tam rządzić amerykańscy agenci. I rzeczywiście – Michał Saakaszwili, który po przetarciu się w Ameryce włączył się do gruzińskiej polityki, przyczynił się do obalenia prezydenta Edwarda Szewardnadze podczas tak zwanej „rewolucji róż” i nawet został prezydentem, który nie tyko rozpędzał demonstracje opozycji protestującej przeciwko korupcji, ale nawet wprowadził stan wyjątkowy - został ponownie wybrany na prezydenta Gruzji właśnie w roku 2008.


Z kolei na Ukrainie prezydent Wiktor Juszczenko pokłócił się z drugą faworytą Amerykanów, mianowicie Julią Tymoszenko o to, kto ma pełnić rolę Najukochańszej Duszeńki Stanów Zjednoczonych na Ukrainę. Miały nawet być przedterminowe wybory do Najwyższego Sowietu, ale prezydent Juszczenko jakoś dogadał się z Julią i wszystko zakończyło się wesołym oberkiem. Ale bo też nie było o co kruszyć kopii, bo już 17 września 2009 roku prezydent Obama, „namówiony” przez izraelskiego prezydenta Szymona Peresa, nie tylko wycofał elementy tarczy antyrakietowej ze Środkowej Europy, ale w ogóle wycofał Stany Zjednoczone z aktywnej polityki w tej części kontynentu, a powstałą w ten sposób próżnię wypełnili strategiczni partnerzy, tj. Niemcy i Rosja. 20 listopada 2010 roku na szczycie NATO w Lizbonie proklamowane zostało strategiczne partnerstwo NATO – Rosja, wskutek czego w stosunkach polsko-rosyjskich rozpoczęła się epoka „dyplomacji ikonowej”, uwieńczona w sierpniu 2012 roku podpisaniem przez Jego Świątobliwość Patriarchę Moskwy i Wszechrusi Cyryla i Jego Ekscelencję arcybiskupa Józefa Michalika, ówczesnego przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski, deklaracji o pojednaniu między narodami polskim i rosyjskim. Dzisiaj nikt już o tej deklaracji nie pamięta, co pokazuje, że chociaż pamięć mamy krótką, to jednak bardzo dobrą.

Ale jakże miałoby być inaczej, kiedy już w roku 2013 prezydent Obama, dotknięty do żywego niepowodzeniem w doprowadzeniu do ostatecznego zwycięstwa demokracji w Syrii, z irytacji na zimnego rosyjskiego czekistę Putina, wysadził w powietrze lizboński porządek polityczny wraz ze strategicznym partnerstwem NATO- Rosja, w następstwie czego Stany Zjednoczone powróciły do aktywnej polityki w Europie Środkowo-Wschodniej, co objawiło się zapaleniem zielonego światła dla przewrotu politycznego na Ukrainie, którego celem było wyłuskanie tego kraju z rosyjskiej strefy wpływów? W rezultacie Polska znowu przeszła pod amerykańską kuratelę, co objawiło się zarówno w przetasowaniu tubylczej sceny politycznej, jak i ponownym podjęciu się przez nasz nieszczęśliwy kraj roli amerykańskiego dywersanta na Europę Wschodnią. I tak już zostało do dzisiaj, zwłaszcza, że administracja prezydenta Donalda Trumpa, po chwilowym zawahaniu, kontynuuje aktywną politykę we Wschodniej Europie, co wyraża się m.in. w uznaniu za Wielką Nadzieję Białych w Rosji Aleksandra Nawalnego, którego mizerną podróbką jest u nas pan Ryszard Petru i w podgryzaniu złowrogiego Aleksandra Łukaszenki, którego pryncypialnie skrytykował właśnie sam pan prezydent Andrzej Duda, który dlaczegoś nie chce nam powiedzieć, o czym właściwie rozmawiał z przedstawicielami żydowskich organizacji w Nowym Jorku i co im tam naobiecywał. Najwyraźniej niczego się nie nauczyliśmy i nadal powtarzamy błąd prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który wcześniej też podjął się roli amerykańskiego dywersanta na Wschodnią Europę i też za darmo. Ale w roku 2009 prezydent Obama zrobił słynny „reset” w stosunkach amerykańsko-rosyjskich, a prezydent Kaczyński w kwietniu 2010 roku zginął w katastrofie smoleńskiej. Miejmy nadzieję, że prezydent Trump żadnego „resetu” nie zrobi, chociaż – jak widać – historia lubi się powtarzać.

Stanisław Michalkiewicz

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza z cyklu „Myśląc Ojczyzna” jest emitowany w Radiu Maryja w każdą środę o godz. 20.50. Komentarze nie są emitowane podczas przerwy wakacyjnej w lipcu i sierpniu.

Tu znajdziesz komentarze w plikach mp3 – do wysłuchania lub ściągnięcia.

 

Za: http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=3899



Zobacz jeszcze: TU