Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 

W Polsce toczy się wojna, wojna domowa w sferze komunikacji, a jej instrumenty mają jeden mianownik - ukrycie prawdy. Prawdy o rzeczywistej sytuacji Polski, jej zwasalizowaniu, o tym że kolejne pokolenia Polaków zmuszane są do emigracji, a na ich miejsce osiedlane miliony obcych. Ostrzegają przed cyberatakami Rosji, tymczasem wojnę przeciwko Polakom prowadzą oni sami, a jej podstawową bronią jest konspirowanie. Przypomnijmy: u zarania III RP Jaruzelski udzielił utajnionej pomocy w przerzuceniu Żydów sowieckich do Izraela. Sprowadzało to ogromne zagrożenia dla Polski, tymczasem Jaruzelski wolał zostać bohaterem świata żydowskiego, a nie bohaterem Polaków zagrożonych odwetem Arabów.

A propos - Bagsik, który finansował operację z ukradzionych przez Art-B pieniędzy, w swych zapiskach utrzymuje, że akcja była prowadzona w tajemnicy nie dlatego, że lękano się reakcji Palestyńczyków, ale dlatego, że obawiano się ciągle żywych antysemickich nastrojów. Przypomnijmy: w apogeum kryzysu, po zgodzie Kopacz na przyjęcie 7 tysięcy uchodźców, anonimowe źródło w ABW zdradziło: „służby chcą mieć pewność, że nie trafi do naszego kraju nikt związany z Państwem Islamskim; każdy przybysz będzie weryfikowany pod względem bezpieczeństwa; każdego arabskiego przybysza przesłucha Mosad, który w tych sprawach ma wyjątkową intuicję i wyjątkowe doświadczenie”.

I jeszcze jedno - premier Netanyahu w tym samym czasie zapowiedział, że nie przyjmie żadnych uchodźców. A najciekawsze było uzasadnienie: „służby Izraela nie będą w stanie oddzielić uchodźców od terrorystów”. Czyli u siebie nie potrafią, ale Polsce pomogą, i to z ochotą. Jedynym, który zachowała się trzeźwo był Macierewicz - informacje, że Polsce bezpieczeństwo zapewni Mosad, określił jako szaleństwo, które powinno skutkować dymisją osoby, która głosi takie tezy.


W Jerozolimie, na zamkniętym spotkaniu z byłymi żołnierzami, a właściwie z byłymi dezerterami Armii Andersa, Lech Kaczyński powiedział: […] dlatego, aby pokazać, że nam na stosunkach z Izraelem, na sojuszu, zależy w sposób szczególny, armia polska jest obecna w Iraku w dużym stopniu ze względu na nasze związki z waszym krajem. Nasza armia jest obecna, ale będzie obecna w znacznie większej liczbie w Libanie, z tych samych względów. Nasze odpowiednie służby, współpracują na licznych odcinkach z waszymi, też ze względu na to, o czym przed chwilą mówiłem”. Dyskretnym nie był nigdy, chociaż akurat wtedy powinien był być, chociażby przez wzgląd na bezpieczeństwo polskich żółnierzy. Wypowiedź odnotował Hezbollah. I miał powody podejrzewać Polskę o stronniczość w konflikcie z Izraelem. W listopadzie do Libanu wraca polski kontyngent wojskowy w ramach misji pokojowej ONZ. Wraca, bo do 2009 r. był jej częścią  Przypomnijmy, że „misją pokojową” była także inwazja na Irak, że w 2006 r. Izrael dokonał zbrojnej inwazji na południowy Liban i że przez miesiąc toczył wojnę z Hezbollah, którą zresztą przegrał. Czy polskim żołnierzom w Libanie, tak jak w przypadku uchodźców, pomoże Mosad? Czy i do tego odnosi się ocena: „Mosad w tych sprawach ma wyjątkową intuicję i wyjątkowe doświadczenie”? Czy wśród niosących Libańczykom „pokój” będą agenci Mosadu? Bo jest rzeczą oczywistą, że korzystając z żydolubności ekipy rządzącej i jedynej doktryny polityki bezpieczeństwa Polski, jaką jest „Testament Lecha”, Mosad ulokuje w polskim kontyngencie swoich agentów. Co do Iraku - na zaangażowaniu polskich wojsk w tym kraju Polska poniosła gigantyczne straty. Zginęło 17 polskich żołnierzy, koszty wyniosły kilka miliardów złotych. Na wojnie, czyli inwazji dokonanej w interesie Izraela, zarobili jedynie towarzysze z SLD - za organizację ośrodka tortur w Starych Kiejkutach od CIA dostali w kartonach 15 milionów dolarów; na intratną fuchę we władzach okupacyjnych Iraku załapał się ówczesny premier Marek Belka. Udział Polski w „pokojowej misji” zadekretował Aleksander Kwaśniewski, któremu w zamian obiecano stanowisko sekretarza generalnego ONZ, a tajemnicą po dziś pozostaje, dlaczego Lech oświadczył: „polski rząd przyjąłby z radością sukces A. Kwaśniewskiego w wyborach na sekretarza ONZ”. Tajemnicą pozostaje także, dlaczego Jarosław poparł kandydaturę Belki na stanowisko szefa banku EBOR. Co do Belki to przypomnijmy, że był wiernym sługą światowej finansjery, że niejednokrotnie zachowywał się wbrew polski interesom. Dwa wymowne przykłady: gdy w 2004 r. Sejm przyjął ustawę zobowiązującą rząd do starań o odszkodowania od Niemiec, Belka uznał ją za „niebezpieczną dla Polski”, a odszkodowania za „nie istniejące”; gdy proszony był o pomoc w odzyskaniu pożyczonego władzom okupacyjnym Iraku miliarda dolarów, odpowiedział „nie”. Przypomnijmy również, że był bohaterem afery taśmowej - z Bartłomiejem Sienkiewiczem spiskował ws. zmiany ustawy o NBP i zmiany ministra finansów. Nawiasem mówiąc, emocjonujemy się taśmami z knajpy „Sowa i Przyjaciele”, a co z taśmami z szabasowych kolacji? Bo co do tego, że są nie ma wątpliwości. Tak jak nie ma wątpliwości, że gospodarz kolacji jest agentem Mosadu. Na koniec postawmy pytanie - dlaczego w tajemnicy przed Polakami utrzymywana jest decyzja o udziale w wojnie perskiej, czyli w drugim Iraku?

A propos „Testamentu Lecha” - Izrael bezceremonialnie zdradza najlepszych sojuszników. Jonathana Pollarda, obywatela amerykańskiego, który dorastał w żydowskiej rodzinie w Teksasie „w poczuciu rasowej odpowiedzialności” wobec Izraela, skazano na dożywocie za przekazywanie Mosadowi tajemnic państwowych, w tym procedur zbierania elektronicznych informacji wywiadowczych oraz nazwisk tysięcy współpracowników wywiadu (które trafiły nie tylko do Tel Awiwu, ale także do Moskwy). Problem w tym, że agenci Mosadu, którzy działali przy nim, działają także w Polsce. Oficerem prowadzącym Pollarda był Rafi Eitan, późniejszy szef Mosadu, który po przejściu na emeryturę zajął się inną wojną - zdobywaniem pieniędzy dla „klepiących biedę ofiar holokaustu”. W 2011 r. ruszył z projektem HEART i odbył, jak ujawnił „Times of Israel”, serię tajnych spotkań z polskimi ministrami oraz liderami opozycji. Coś z nimi uradził, bo rozmowy określił jako „przełomowe”. Tymczasem Radek Sikorski oficjalnie uspokajał opinię publiczną, mówiąc, że Polska po wykonaniu układów indemnizacyjnych wywiązała się ze wszystkich zobowiązań wobec amerykańskich Żydów. A propos układów – stalinowscy władcy Polski zataili je przed Polakami w kraju i przed polską emigracją na Zachodzie, którzy umowami nie byli objęci. Objęci za to byli dekretami nacjonalizacyjnymi Minca i Bermana.

Gdy doszło do izraelskiego blitzkriegu w Sejmie, było oczywiste, że coś się wydarzyło za zamkniętymi drzwiami. Pilnie strzeżoną tajemnicę ujawniły media izraelskie – do żydowskiego zwycięstwa nad ustawą o IPN doszło po tajnych negocjacjach w siedzibie Mosadu. Co więcej, nie były to negocjacje, ale zwykła kapitulacja, i czarno na białym dowód, że za stanowionym w Polsce prawem stoją tajne izraelskie służby.Nie poszliśmy na kompromis, doprowadziliśmy do uchylenia ich prawa, rola polskich negocjatorów sprowadziła się do wysłuchania, co do przekazania miał Netanjahu, polska delegacja nie stawiała żadnych warunków” - pochwalił się w „Haaretz” jeden z negocjatorów. Potwierdził to Jossi Ciechanover: „Oto kraj, który szczyci się tym, że uchwalił ustawę, która przywróci narodowi honor, a pół roku później anuluje ją z podkulonym ogonem. Pozbyliśmy się tego prawa bez dawania im niczego w zamian”. Przy okazji wyszła na jaw inna skrywana tajemnica - projekt nowelizacji ustawy był nie tylko „już od dwóch lat” konsultowany z Izraelem i organizacjami żydowskimi, ale był przez nie zatwierdzony. „Wyborcza” nieprzerwanie piętnuje polskich antysemitów, którzy wszędzie, zawsze, za wszystkim widzi Mosad. Tymczasem taką teorię spiskową wsparł sam prezes PIS. A propos - rozmowy utajnia się przed wrogami. Tym razem nie chodziło jednak o Rosjan, Niemców i totalną opozycję, ale o kolegów z rządu i partii, którzy naiwnie uwierzyli w hasło „Nie oddamy ani guzika”. 

Prowadzili nieustanne zakulisowe rozmowy. „To są kontakty bardzo intensywne, mówimy nawet o kilkunastu rozmowach dziennie” – zdradził prezydencki minister Krzysztof Szczerski (co wywołało zapytanie: co jeszcze sobie z Żydami potajemnie konsultują). Na prawdziwą uwagę zasługują tajemnicze słowa prezydenckiego doradcy Andrzeja Zybertowicza, który sprawę wyłożył tak: „Prawda bardzo często w polityce przegrywa. Aby polityk mógł zabiegać o prawdę, musi zachować władzę, ażeby zachować władzę, często musi ulegać siłom zewnętrznym, które na to pozwolą i w tym pomagają”. Czyli, dokonując przekładu z ichniego na polski: zachować władzę, nawet za cenę zdrady interesów własnego państwa. Żeby było jeszcze śmieszniej lub jeszcze żałośniej, szef polskiego MSZ ogłosił, że jedynym powodem napięć w stosunkach z Izraelem jest „problem w komunikacji” (i dziw się człowieku, dlaczego pracownicy MSZ obdarzyli go ksywą „Ciaputowicz”). Władze ujawniły to, co dotąd skrzętnie skrywały, dopiero przyparte do muru, gdy erupcja żydowskiej buty wywołała wśród Polaków szok. Nic też dziwnego, że portal Forum Polskich Żydów, czyli forum młodego Wildsteina, zdradził tajemnicę: „Działania Izraela były tak nieprofesjonalne, że trudno wprost uwierzyć, że ten brak profesjonalizmu nie został zaplanowany i zainscenizowany”. I tak, zamiast ustawy zwalczającej „polskie obozy”, dostaliśmy ustawę o zwalczaniu antysemityzmu, a zamiast ustawy broniącej przed antypolonizmem, ustawę broniącą Grossa. Można też przewidzieć przyszłość – po krótkich, tajnych rokowaniach w siedzibie Mosadu rząd ogłasza sukces: Żydzi zgodzili się, abyśmy zapłacili za mienie bezspadkowe.

Bohaterami zakulisowych rozmów byli eurodeputowani PiS. Wiemy już, że ich rola polegała na wysłuchaniu wytycznych Mosadu. Gdy domagaliśmy się wyjaśnień i ukarania winnych, nastała cisza, a propagandyści PiS podsumowali: dzięki nim uniknęliśmy wielkiego zła - pogorszenia, a nawet zerwania stosunków z Izraelem. Tymczasem jeden z negocjatorów, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, zamiast infamii i oburzenia ze strony kolegów profesorów został europosłem, a drugi szefem kampanii wyborczej PiS. A propos wypowiedzi Zybertowicza - podzielenie się z amerykańskimi Żydami majątkiem gmin żydowskich, obok udziału Polski w operacji „Most” oraz przeproszenia za Jedwabne było częścią strategii uzyskanie legitymacji do rządzenia Polską. O co chodzi dziś? O pomoc w utrzymaniu się przy władzy? Przypomnijmy też inną myśl doradcy prezydenta: „Izraelski Mosad dlatego jest jedną z najlepszych tajnych służb, gdyż w swoich międzynarodowych akcjach może liczyć na współpracę osób pochodzenia żydowskiego na całym świecie”. Dorzućmy do tego znaczący szczegół – okazuje się, że z Kancelarii Prezydenta błyskawicznie przeciekają poufne informacje do „Gazety Wyborczej”. Dobrze poinformowani zauważyli, że istnieje swego rodzaju „gorąca linia” z gazetą, jak i to, że w Kancelarii wszyscy są z „Wyborczej” lub byli członkami UW, czyli partii Geremka.

Tak się jakoś składa, że Eitan puka dziś do resortów cyfryzacji i technologii, nad którymi bezpośredni nadzór przejął sam Morawiecki, a jego kierownictwo obsadził menadżerami kultury. Jadwiga Emilewicz-Szyler z impetem rzuciła się do podpisywania porozumień z Izraelem, oznajmiając przy okazji: „Polska jest największym sojusznikiem Izraela w Europie”. Obserwując regularne pielgrzymki Netanjahu do Putina, musimy zadać pytanie: jak bezpieczna jest Polska w rękach takiego sojusznika? A propos - w czerwcu 2015 r. Eitan brał udział w konferencji MOST, i wydaje się, że od tego czasu pertraktacje na temat restytucji pożydowskiego mienia są prowadzone na poziomie tajniaków. Podejrzenia co do penetracji naszego kraju przez tajne służby Izraela wzmogło przyznanie honorowego obywatelstwa b. szefowi Mosadu Meirowi Daganowi. Nie wiadomo za jakie zasługi, bo gdy kierował Mosadem, zajmował się głównie programem atomowym Iranu i wojną cybernetyczną. Obywatelstwo nadano w tajemnicy, a ujawnił to izraelski portal Walla, co skłania do niecnych podejrzeń, że coś ważnego dla kogoś w Polsce dokonał skoro trzeba było to trzymać w tajemnicy, a przecież wszyscy Polacy cieszyliby się, że otrzymał je esbek z bratniego Izraela. A propos Mosadu – ani na moment z ekranu TVN nie znika gęba Michała Kamińskiego, b. szefa aparatu propagandy PO (a wcześnie b. szefa aparatu propagandy PiS). Problem w tym, że pracował dla izraelskiej firmy wywiadowczej. Do czego był firmie potrzebny? Podejrzenie, że pracuje dla izraelskiego wywiadu obrócił w żart minister-koordynator, bo ABW sprawą się nie zajęła.

Spotykają się na tajnych konwentyklach, za zamkniętymi drzwiami w siedzibie PiS na Nowogrodzkiej. Bierze w nich udział Jacek Kurski (ten co to z ramienia prezesa PiS polonizuje media narodowe, wprowadzając do nich nowe twarze takie, jak Dawid Wildstein i Samuel Pereira). Tymczasem szefem tuby propagandowej opozycji jest jego ukochany braciszek Jarosław. O resztę dba obca służba – właścicielem siedziby PiS jest izraelska spółka. Ile kieliszków wódki konsumuje dziennie minister-koordynator? Co on takiego koordynuje i jakie tajemnice chroni? Szokowała odsłona sejmowej komisji weryfikacyjnej. Spec od odzyskiwania warszawskich nieruchomości - mówiąc o „parasolu ochronnym”, jaki miała roztoczyć nad nim CBA w zamian za 30 procent zysków - przywołał opowieść urzędnika warszawskiego Ratusza o imprezach w ABW, gdzie dochodziło do takich pijaństw, że niejaki Mariusz Kamiński chodził na czworaka i całował się z psem.

Mało kto pamięta, że 12 maja w izraelskich mediach pojawiło się doniesienie o izraelskiej delegacji omawiającej w Warszawie żydowskie mienie bezspadkowe. Polski MSZ informację buńczucznie zdementował. Tym niemniej do rozmów doszło. Odbyły się w Emowie, w ośrodku ABW, a ze strony rządu udział w nich wzięli: Jarosław Sellin, Adam Bielan i Piotr Wawrzyk. Równie szybko „Jerusalem Post” ujawnił, że rozmowy na temat roszczeń trwają od początku kadencji obecnego rządu, co oznacza, że prowadzone są w tajemnicy przed Polakami. Równocześnie premier wykpiwał „różne teorie spiskowe”. Tymczasem doświadczenie wskazuje, że gdy dochodziło do spotkań przedstawicieli Netanjahu z przedstawicielami Morawieckiego, interes Polski był brutalnie sprzedawany, a bezpieczeństwo państwa naruszane. Przykład – tajne rozmowy w ośrodku Mosadu pod Tel Awiwem i wycofanie się rządu z nowelizacji ustawy o IPN. Nawiasem mówiąc, jeżeli jakaś grupa osób – bez względu na to, jakiej narodowości - „dogaduje się” zakulisowo, aby pozbawić innych prawa do decydowania o swym państwie, to czy nie mamy do czynienia ze spiskiem, czyli z przestępstwem?

W styczniu 2009 WikiLeaks ujawniło niejawną depeszę ambasadora USA, relacjonującą spotkanie z Jarosławem Kaczyńskim na temat restytucji mienia żydowskiego. „Prawo będzie przyjęte. Decyzja już zapadła. Nikt wpływowy w polskiej polityce nie będzie tego kwestionował. To jedynie kwestia czasu” - powiedział. Głośno powątpiewał też, czy przewidziana w ustawie 20-procentowa rekompensata będzie „satysfakcjonująca”. Poparł też plany prywatyzacji polskich przedsiębiorstw dla spłaty roszczeń i otwarcie deklarował zgodę na dostosowanie polskiego prawa do oczekiwań środowisk żydowskich. Z innej ujawnionej depeszy wynika, że kilka dni później Bronisław Komorowski stwierdził: „premier Tusk zmusi niepokornych ministrów, m.in. rolnictwa i ochrony środowiska, by ‘dołożyli się do rekompensat’, sprzedając państwowe lasy i nieruchomości”. I jeszcze jedno - jeśli zamiar sprzedaży państwowych lasów nie jest zdradą stanu, to co nią jest? Co innego mówią publicznie, a co innego za zamkniętymi drzwiami. Na spotkaniu z organizacjami żydowskimi Tusk podjął zobowiązanie do wypłaty odszkodowań z pieniędzy pochodzących ze sprzedaży lasów. „Sam poruszył problem, był bardzo otwarty” - zdradził Kalman Sultanik. Nawiasem mówiąc, na jawnie izraelskie zakusy na polskie mienie rząd Tuska zareagował próbą zachowania wszystkiego w tajemnicy, poprzez uchwalenie na ostatnim posiedzeniu Sejmu w 2011 r., ustawy o tajemnicy państwowej, z zapisami umożliwiającymi utajnienie umów i porozumień z Izraelem poprzez  klauzulę, że nie będą publikowane.

Jesienią 2016 r. przybył do Warszawy prezydent Izraela. Przed wizytą udzielił wypowiedzi o tym, że pamięta o żydowskich roszczeniach oraz o „złożonych obietnicach i podpisanych umowach”. I nikt z polityków nie przeegzaminował gospodarza wizyty, co na ten temat wie. O roszczeniach Duda milczał także, po tajnych rozmowach  w Nowym Jorku. Tajnych, bo opinia publiczna nie została o ich treści poinformowana, a jedyna informacja, że rozmawiano głównie o „roszczeniach”, pochodziła z wypowiedzi Abrahama Foxmana dla nowojorskich gazet. Podobne postąpił Morawiecki. O treści rozmów ze swego spotkania też nie poinformował. Milczał niczym kamienny posąg. Dyskrecją owiana została również wizyta całego rządu PiS w Izraelu. Co tam uzgodniono i do czego się zobowiązano ma dla polskiej opinii publicznej pozostać tajemnicą po wsze czasy. W sierpniu 2017 z przedstawicielami środowisk żydowskich spotkał się Jarosław Kaczyński. Oficjalny, natrętnie nagłaśniany komunikat mówił o spotkaniu „pełnym wzajemnego zrozumienia”, i o uczestnikach, którzy „byli pod wrażeniem głębokiego rozumienia historii, zwyczajów i religii żydowskiej przez prezesa PiS”. Sednem spotkania było jednak coś innego. Dowiedzieliśmy się o tym z łam „Washington Post”. Jesteśmy przerażeni najnowszymi wydarzeniami i obawiamy się o nasze bezpieczeństwo, jako że sytuacja w naszym kraju staje się coraz bardziej niebezpieczna” - alarmowali. I tylko głupiec nie kojarzył spotkania z kombinacją mającą na celu utrącenie właśnie przygotowywanej ustawy i uchwalenie nowej „sprawiedliwej wobec polskich Żydów”. W ślad za tym PiS wycofało się chybcikiem z prac nad „kontrowersyjną i antysemicką” ustawą. To była decyzja premiera Morawieckiego, który był przeciwny uchwalaniu ustawy w takim kształcie. Projekt trafił do kosza” – z satysfakcją ujawnił portalowi Wirtualna Polska Jacek Czaputowicz (przez współpracowników, nie bez kozery, zwany „Kaputowicz”). Ustawa została potajemnie zmieniona. Prokuratoria generalna potwierdziła istnienie dokumentu, przyznając jednocześnie, że nałożono na niego klauzulę niejawności. Trudno zatem oprzeć się wrażeniu, że temat żydowskich roszczeń stał się przedmiotem zakulisowych rozmów prowadzonych w konspiracji przed Polakami, że są kwestie, w których władza i totalna opozycja działają tak, jakby się umówili, że są sprawy, o których nie będziemy ciemny lud informować, i są takie, w których będziemy dezinformować.

Trzeba było dopiero rabina, żeby do Polaków dotarła skrywana tajemnica. Stając w obronie Morawieckiego rabin Schudrich ujawnił: dzieci premiera uczyły się w szkole Laudera. Szkoła Lauder-Morasha w Warszawie to pierwszy żydowski zespół szkół w Polsce. W jego skład wchodzą szkoła podstawowa, gimnazjum, a także przedszkole. Naucza się w nich tradycji żydowskiej, języka hebrajskiego, uczniowie obchodzą żydowskie święta. Inny rabin uchylił rąbka innej tajemnicy: Morawieckiego, ówczesnego ministra finansów do mojego domu przyprowadził mój przyjaciel Jonny Daniels. To właśnie on przekonywał Morawieckiego o konieczności zmiany ustawy o IPN. A Polacy pytają: dlaczego nikomu nieznany sierżant sztabowy izraelskiej armii, człowiek znikąd, od którego na kilometr czuć Mosadem, bryluje na salonach politycznych, stroi w jarmułki ministrów, organizuje premierowi spotkania z nowojorskimi banksterami, żąda delegalizacji polskich partii, a o wznowieniu ekshumacji w Jedwabnem mówi: „nawet jeśli pod tą inicjatywą podpisze się 40 milionów, ekshumacji nie będzie”? W ślad za tym pytają też: Czy przypadkowo w zrekonstruowanym rządzie stołki zachowali tylko miłośnicy koszernych smakołyków serwowanych na szabasowych kolacjach? A tak w ogóle -  czy jest normalnym, że największe rządowe tajemnice zna każdy co pomniejszy Żyd, a nie polski poseł? Gdy w lutym 2018 r. Polska padła ofiarą zaplanowanej agresji, i gdy od samego początku wiadomo było, że jej celem bynajmniej nie jest „prawda historyczna”, lecz grabież polskiego mienia, co zrobił genialny strateg z Żoliborza? Jednym manewrem „restrukturyzacji rządu” oddał władzę stronie żydowskiej. Bez wyborów, drogą cichego zamachu stanu przekazał władzę partii, której formalnie, ani w Sejmie, ani w Polsce nie ma, a Sejmowi kazał działać pod dyktando Netanyahu. A propos Jedwabnego - z jakiego tajemniczego powodu ekshumację przerwał Lech Kaczyński? Czy nie było w tym drugiego dna? Prezes IPN Leon Kieres oświadczył wówczas, że zna tajemnicę Jedwabnego, ale zabierze ją do grobu. Czyli urzędnik państwowy wysokiego szczebla, który nadzorował śledztwo na wielką skalę, podważa wszystko, co na temat tego śledztwa opublikował kierowany przez niego IPN!

Radka Sikorskiego na scenę polityczną wprowadził pupilek Kaczyńskich Jan Parys, powierzając 28-latkowi z brytyjskim paszportem tekę wiceministra obrony. Do dziś powody tej nominacji pozostają tajemnicą. Musiał być w czymś bezkonkurencyjny w stosunku do tubylców. Potem został wiceministrem u Geremka, i wreszcie ministrem w rządzie PiS. Wkrótce okazało się, że to agent brytyjski i że jego wuj działał razem z Baumanem w stalinowskim KBW. Osobnik przeciętny, kiepsko wykształcony, o szemranej przeszłości, raz po raz zdradzający swych partyjnych patronów, ciągle pnął się w górę. Jego awans wynikał wyraźnie z czego innego – roztropnego ożenku, dzięki któremu zaczął obracać się w żydowskich kręgach Wschodniego Wybrzeża. Śledząc jego „sukcesy” można zatem pytać, czy aby ministrem nie został dzięki instytucji Esterki? Instytucja ta, w połączeniu z formułą, że Żydem jest każda osoba urodzona z matki Żydówki, skrywa wiele tajemnic polskiej sceny politycznej i mocno komplikuje nasze stosunki wewnętrzne. Już w Starym Testamencie mamy przykłady bohaterskich Żydówek, które żeniły się z gojami tylko po to, aby ich zjednać. Nawiasem mówiąc, podobny do takiej instytucji mechanizm stosowali w podbitych krajach Sowieci. Krótko mówiąc, Radka (i tym samym jego żonę) wylansował, czyli antypolską żmiję na własnej piersi wyhodował, „znany z niezależnych decyzji” Kaczyński, a dziś oglądamy cyrk, w którym Jarek bohatersko odpiera ataki Radka i jego żony.

Nie tylko żenujące, ale tajemnicze było skwitowanie przez rządzących nad Wisłą ustawy JUST 447 zdaniem: nic „nam” nie grozi. Tym bardziej podejrzane, że w ustach mającego zażyłe stosunki z Żydami prezesa PiS słowa: „nam”, „nasz,” „nasi” mają częstokroć zaskakujące znaczenie. Dla przykładu - „naszych” z paszportami wydawanymi w „naszej” ambasadzie w Tel Awiwie przybywa na potęgę. Inkryminowany Radek Sikorski wygadał się niegdyś w Senacie: „Ja uważam – i wiem, że w marginalnej prasie to, co w tej chwili mówię, będzie odsądzone od czci i wiary, że jeżeli dzisiaj na przykład amerykańscy Żydzi zaczynają się starać o polskie paszporty – wydajemy 25 tysięcy polskich paszportów w Stanach Zjednoczonych – to to jest dobrze, a nie źle”. Dopiero niedawno wyszło na jaw, że Polska podpisała Deklarację z Marrakeszu, w której „nasi” zobowiązują się przyjmować imigrantów z Afryki. Przed polską opinią publiczną zatajono także liczbę „2700”, tj. liczbę imigrantów przyjętych przez rząd z Niemiec. Ujawnił ją nieopatrznie Jacek Czaputowicz.

W stosunkach polsko-żydowskich jest wiele tajemnic. Nie tylko nie wiemy, jaką wartość mają nieruchomości zwrócone gminom żydowskim i o jaki majątek jeszcze zabiegają. Nie wiemy, czy poza lasami nie obiecali sprzedaży Wawelu, i czy nie zapadła decyzja o zaspokojeniu roszczeń żydowskich, a utrzymywana jest w tajemnicy, zanim wymyślona zostanie formuła, że to dla Polaków „dobra zmiana”. Niepokoi sekwencja wydarzeń i konsekwencja działań: Kwaśniewski zwraca mienie gminom wyznaniowym żydowskim; nie Niemcy a Polska wypłaca renty ofiarom holokaustu; rząd odbywa tajemniczą sesję wyjazdową w Jerozolimie; „dobra zmiana” nie przeprowadza audytu, do czego poprzedni reżim się zobowiązał i jakie umowy podpisał; premierem zostaje bankier, który zapowiada patriotyzm gospodarczy i wraca z Waszyngtonu z dobrą nowiną: rząd zaciąga kredyty w Banku Światowym; zaklęcia premiera o „polonizacji banków” i sprowadzenie J.P.Morgan oraz wypłacenie mu „na dzień dobry” 20 milionów. Tajemnicą pozostaje, dlaczego kraj, z którym nie mamy wspólnych interesów ani wspólnych wrogów jest „naszym strategicznym partnerem”. Próbujemy rozwikłać tajemnicę: Dlaczego udostępniono Wawel na obrady Knesetu, i dlaczego do Kielc, „stolicy polskiego antysemityzmu” przyjechało 150 izraelskich milicjantów w pełnym umundurowaniu, i dlaczego premierem w trybie nadzwyczajnym, ocierającym się o groteskę, zrobiono bankiera, a izraelskie gazety powitały go nagłówkiem - „świetny bankier o żydowskich korzeniach na czele rządu”? Gdzie jest ośrodek, w którym podejmowane są ważne decyzje? Na Nowogrodzkiej, na szabasowych kolacjach, czy w siedzibie Mosadu? Żydzi wrócą, wytną polskie lasy, a na wykarczowanych terenach zbudują kibuce. Buntujmy się przeciwko temu. Będą tego miliony. Nie damy rady. Jak dziś nie dajemy rady z tymi z „Wyborczej”. Nie naśmiewajmy się z blogera, bo może mieć rację.

 Krzysztof Baliński