Drukuj
Kategoria: Komentarz polityczny
Odsłony: 2227

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 

JEST KOSZERNY INTERES DO ZROBIENIA (1)

Na początek cytaty: „Jest koszerny interes do zrobienia”- te kultowe już słowa, które padły podczas wizyty Rywina u Michnika, to nie tylko motto procesu grabieży majątku narodowego, gdy po formalnym odzyskaniu niepodległości Polacy kilkakrotnie padli ofiarą rabunku na wielką skalę. To także motto polsko-izraelskiej love story w biznesie i handlu. „Tęsknię za tobą, Żydzie!”– wołała przed laty Warszawa z murów swoich kamienic. Ta artystyczna prowokacja Rafała Betlejewskiego pod pewnym względem ziściła się. Polska stała się Mekką izraelskiego biznesu. Wielu Izraelczyków upatrzyło sobie nasz kraj jako drugą ojczyznę.  Nie macie pewniejszego i bardziej lojalnego sojusznika, który wspierałby w Unii Europejskiej Wasze stanowisko i aspiracje w większym stopniu niż czyni to Polska - oświadczył Donald Tusk na wspólnej konferencji prasowej z izraelskim premierem Ehudem Olmertem. Towarzyszący Tuskowi Władysław Bartoszewski ujawnił, że „wszystkie” ugrupowania sejmowe są niezmiennie usposobione do Izraela przyjaźnie, co przekładając na język biznesu, było uspokajającą deklaracją, że bez względu na to, któremu ugrupowaniu „Gazeta Wyborcza” pozwoli wygrać, plan rewindykacji mienia pożydowskiego nie będzie zagrożony. Macie w Europie prawdziwego przyjaciela - powiedział tenże Tusk na wspólnej konferencji z premierem Benjaminem Netanjahu. Żydzi są niezatartą częścią historii Polski, a Polska jest taką samą częścią historii narodu żydowskiego.

Nasza wzajemna współpraca oparta jest o wspólne wartości oraz wspólną historię, jak również o aspiracje dotyczące przyszłości, w której to chcemy osiągnąć te same cele - ripostował Netanyahu. „Polska jest świetnym miejscem dla izraelskich firm” – uważa Elroy Knebel, właściciel kancelarii Knebel&CO, za pośrednictwem której rejestrowane są izraelskie spółki w Polsce. Nasz kraj okazał się bardzo gościnny. Żadni inni zagraniczni inwestorzy nie radzą sobie u nas tak dobrze jak Żydzi. A idzie im naprawdę nieźle, zwłaszcza w dziedzinie „wasze ulice, nasze kamienice”.

Co jest izraelskie w Polsce?

Często można usłyszeć opinię, szczególnie tych, którzy „wyssali antysemityzm z mlekiem matki”, że w posiadaniu Żydów jest połowa Polski. Nie uciekając się do kryteriów norymberskich, podajmy, co w Polsce jest formalnie w rękach Izraelczyków. Lista takich produktów i usług nie jest długa, ale jest na niej kilka istotnych. Wymienić należy firmę Strauss Ltd, która znajduje się w pierwszej dziesiątce największych na świecie firm handlujących kawą. W Polsce możemy kupić następujące produkty tej firmy: MK Cafe, Pedros, Fort, Sahara, Syropy Fabbri, a także herbaty Teartis. Ale i słodycze Sante z Sobolewa oraz chrupki kukurydziane ze Stodzewa to również Izrael. Ważną firmą izraelską jest Eden Springs Ltd. – dostawca wody i kawy. À propos - stojące w wielu  firmach i instytucjach dystrybutory wody należą do tej firmy. W wyliczance nie może zabraknąć pomarańczy Jaffa (chociaż od maja do listopada z nalepką tej firmy sprzedawane są cytrusy pochodzące z Afryki i Ameryki Południowej). À propos – gdy pojawiła się w Polsce inicjatywa promująca patriotyzm konsumencki i rzucono hasło „Jesteś Polakiem, Kupuj Polskie”, dziwnie zareagowała małżonka ówczesnego ministra spraw zagranicznych,  Anne Applebaum  - zrównała hasło z przedwojennym „Nie kupuj u Żyda”.

Zamiast bronić wody, nabrali wody w usta

„Prywatyzacja miejskich przedsiębiorstw wodno-kanalizacyjnych jest w Polsce nieuchronna. Na całym świecie funkcjonuje to już w ten sposób, samorządy mają dzięki temu dodatkowe środki na innego rodzaju inwestycje, a my mamy doświadczenie z innych rynków i wiemy jak tego typu inwestycje przeprowadzać i nimi zarządzać” - oświadczył Michael Reiss, prezes spółki Eko-Wark z izraelskiej grupy Tahal, która weszła na polski rynek. Tymczasem inny Reiss, a konkretnie Willem Buitler z Citygroup powiedział: Woda stanie się najważniejszym dobrem, o wiele ważniejszym od ropy, miedzi, zasobów rolnych, czy też metali szlachetnych”. „Woda, to ropa naftowa XXI wieku” - tak z kolei twierdzi Andrew Liveris, dyrektor generalny amerykańsko-żydowskiego koncernu chemicznego DOW. Jak ważny jest woda wie Izrael, który wodę reglamentuje, i który przejął milion kilometrów kwadratowych Patagonii, gdzie znajdują się najczystsze zasoby wody pitnej na świecie. Brak wody to także problemem Polski, gdzie na jednego mieszkańca przypada 1 600 litrów wody rocznie (przy średniej europejskiej 4 500 litrów), czyli mniej niż w półpustynnym Egipcie. Podczas izraelsko-polskiego forum rządowego, jeden z izraelskich ministrów wygadał się, że tematem rozmów były porozumienia dotyczące wspólnych projektów gospodarowania zasobami wodnymi i program „polonizacji izraelskiej technologii”. Rezultaty widzieliśmy już po roku - biznesmeni tego ubogiego w wodę, ale bogatego w geszefciarskie pomysły kraju, zabrali się za prywatyzację zasobów wody w Polsce; izraelska korporacja Tahal otworzyła siedzibę w Warszawie; a PortalSamorzadowy.pl obwieścił, że prywatyzacja polskich sieci wodociągowych, czyli ich przejęcie przez izraelskiego potentata jest nieuchronne. Rząd polski, zamiast chronić strategiczne z założenia  przedsiębiorstwa ujęć wody i sieci jej dystrybucji, oddał je w obce ręce, zamiast bronić wody, nabrał wody w usta. Według „Global Research”, sprawy mają się tak: Globalne spółki inwestycyjne, w tym Konsorcjum Rothschilda, przyspieszają działania na rzecz nabywania praw do eksploatacji wody i prywatyzowania usług sektora wody. Sam tylko Goldman-Sachs przeznaczył na wykup infrastruktury wodnej w różnych krajach 10 miliardów dolarów. Bank ten wykupił działające w 130 krajach i zatrudniające 10 tysięcy ludzi przedsiębiorstwo Ondeo Nalco. Wykupił też firmę Veolia, zaopatrującą w wodę 3,5 miliona mieszkańców północno-wschodniej Anglii (Veolia działa także w Polsce!). Według „NYT”, największe grupy kapitałowe, poczynając od Morgan Stanley, na inwestycje w „wodę” przeznaczyły 250 miliardów dolarów. W Polsce branża wodno-kanalizacyjna znajduje się głównie w rękach małych i bardzo małych przedsiębiorstw komunalnych, co w przetłumaczeniu na język polski oznacza, że Izraelczycy przejmą je z łatwością (czy jest bowiem w Polsce samorząd, który nie miałby kłopotów finansowych?), a po ich wykupieniu narzucą monopolistyczne ceny za wodę. Mogą też dostaw wody odmówić - na przykład antysemickim konsumentom (jak to czynią wobec Palestyńczyków). Grupa Tahal zamierza też wziąć udział w mającym  strategiczne znaczenie dla regionu Europy Środkowej Projekcie Odra, o budżecie 1,5 mld zł, współfinansowanym przez rząd Polski i Niemiec.

Będące w rękach żydowskich międzynarodowe firmy farmaceutyczne mają dziwnie brzmiące, ale wiele mówiące (nie tylko dla kabalistom) nazwy. Weźmy na ten przykład „Eli Lilly”. Eli to imię biblijnego kapłana i sędziego, a „Lilly” (pisane również Lillit lub Lilit) to nazwa występującej w księdze „Zohar“ demona od uśmiercania gojów. Nazwa, jak na firmę produkującą leki, nieco dziwna. Powiązana z kabałą jest także nazwa firmy zwącej się „AstraZeneca”, gdzie Astra nawiązuje do fenickiej bogini rozpusty, a Zeneca do kulminacyjnego momentu kopulacji. Bardzo ugruntowaną pozycję w naszym kraju ma firma farmaceutyczna Teva. Teva posiada fabrykę leków w Krakowie i szczyci się tym, że oferuje ponad 500 swoich produktów, wytwarza 4 miliardy tabletek i kapsułek rocznie, a jej leki w każdej minucie zażywa 145 pacjentów w Polsce. Do znanych produktów Tevy należy Aviomarin, Flegamina, Vibovit. Izraelską firmą jest też, będąca w założeniu połączeniem apteki, drogerii i perfumerii, Super-Pharm. Sieć jej 75 sklepów oplata wszystkie największe miasta w Polsce. „Do naszych sklepów przyciąga apteka. Tam jednak marże są ograniczone i regulowane. Najwięcej zarabiamy na sprzedaży w części drogeryjnej, przez którą muszą przejść klienci, idąc po zakup lekarstw” – tłumaczy właściciel firmy Leon Koffler. Koffler pierwszy raz odwiedził nasz region w latach 70. Nad Wisłą spodobało mu się najbardziej. Dziś wypracowuje tu 270 mln dolarów rocznych przychodów. Jak sam mówi, gdy przyjechał do Polski od razu trafił na swoich. Za przewodnika wziął sobie nieżyjącego już Yarona Brucknera. „Dostaliśmy wsparcie należącej do niego grupy Eastbridge, która w latach 90. stworzyła najbardziej spektakularną żydowską fortunę III RP” - wspomina. Yaron Bruckner kupił m.in. ulokowaną w miastach wojewódzkich całej Polski sieć Empik i Domy Towarowe Centrum. Był też o krok od przejęcia kontroli nad Elektrimem (a swe perfumeryjne biznesy rozwija w ramach sieci Sephora). Super-Pharm wciąż dynamicznie rozwija się, regularnie powiększa biznes o kilkanaście procent i o 100 mln przychodów rocznie. Do Izraelczyków należy też Polfa Tarchomin, no i Medicover, gdzie wiele instytucji państwowych wykupiło pakiety usług medycznych dla swych menedżerów.

Wasze ulice, nasze kamienice

Cinema City, właściciel prawie wszystkich kin w Polsce, jest własnością Mosze Greidingera. Mosze poza siecią kin posiada także park rozrywki w Mszczonowie, a do Polski przeniósł nawet swoje centrum operacyjne. Do niego należy też kontrolny pakiet udziałów w spółce budowlanej Ronson Europe, do której z kolei należą sale kinowe Cinema City. Izraelskie korzenie ma także otworzone niedawno w izraelskim CH Blue City w Warszawie kino Helios należące do wydawcy „Gazety Wyborczej”. Do izraelskiego kapitału należy większość działających w Polsce firm budowlanych, np. Plaza Centres, która wybudowała kilkanaście centrów handlowych w głównych polskich miastach. Inni izraelscy deweloperzy to: Longbridge, Olmont Invesments, Adgar, Yareal, Blue City, Asbud, Okam, Shiraz, Angel, Atrium, GTC (właściciel: CH Galeria Północna w Warszawie, Galeria Mokotów w Warszawie, CH Blue City, CH Galeria Jurajska w Częstochowie) i wymieniony już Ronson. Jeszcze do niedawna należała do nich grupa Robyg, bardzo ekspansywna w Warszawie i Gdańsku, przejęta przez spółkę z grupy Goldman Sachs. To ta sama, która hojnie wynagradzała niesławnej pamięci prezydenta Gdańska za korzystne dla niej decyzje dot. działek budowlanych). Deweloperka to branża, w której inwestorzy z Izraela wykazali się wielkim sprytem. Spółka Glob Trade Centre, przez lata kierowana przez Eli Alroya, nie tylko zbudowała Galerię Mokotów w Warszawie, ale „odkryła” dla warszawskiego rynku biurowego cały Służewiec Przemysłowy, z ul. Domaniewską jako jego osią. Eli najpierw zorganizował sobie miejscowych „przewodników”, i jak się ostatecznie okazało – dokonał dobrej selekcji. „W ten sam sposób działają inni deweloperzy izraelscy, którzy także znajdują lokalnych partnerów, i ta współpraca wychodzi im bardzo dobrze” – przyznaje Jarosław Szanajca, szef Dom Development. W przypadku wspomnianego Robygu, założonego przez izraelską grupę Nanette, współpraca polsko-żydowska idzie wręcz modelowo. Z jednej strony spółce szefuje Zbigniew Okoński, który wcześniej rozwijał biznes deweloperski Ryszarda Krauzego i jego słynne Miasteczko Wilanów, a z drugiej bardzo aktywny jest Oscar Kazanelson, szefujący radzie nadzorczej Nanette.

Towarzystwo ubezpieczeniowe Link4 powołali Izraelczycy. Potem sprzedali je Żydom angielskim z firmy RSA, a ostatecznie trafiło do polskiego PZU. Budynek siedziby Link4 ciągle należy jednak do firmy izraelskiej, która ciągnie z tego niezłe profity. Związek z tematem ma to, że trzy największe biura coworkingowe, czyli biura oferujące wspólne przestrzenie biurowe, są izraelsko-żydowskie: BrainEmbassy, MindSpace (szef firmy Dan Zakai zainwestował w biurowiec przylegający do warszawskiej Hali Koszyki) oraz WeWork. W ubiegłym miesiącu Wall Street Journal poinformował, że założyciel WeWork, Adam Neumann dołączył do ruchu Chabad-Lubavitch, a ściślej biorąc do należącego do ruchu Kabbalah Centre w Los Angeles, słynącego z kursów kabały dla gwiazd Hollywood. Według gazety, urodzony w Izraelu Neumann zamierza sprowadzić instruktorów Centrum do biur swej firmy, w celu szkolenia kadry kierowniczej. Matka Neumanna, Avivit zdradziła izraelskiemu radiu Channel103FM, że jej syn jest chabadnikiem, że religia go ubogaca, i że podczas szabatu śpiewa religijne pieśni. Neumann utrzymuje, że wiedza, którą zdobył w Kabbalah Centre jest dla niego inspiracją przy rozwijaniu firmy. Tymczasem Wall Street Journal poinformował niedawno: WeWork w III kwartale br. poniósł biznesowe straty w wysokości 1,5 miliarda dolarów i zwalnia 2 400 pracowników.

À propos branży nieruchomości, czyli zawołania „wasze ulice, nasze kamienice” - sprzedaż siedziby PiS przy ul. Nowogrodzkiej w Warszawie przez jej izraelskiego właściciela, odsłoniła kulisy polityki rządzącej partii. Słynna kamienica to dziś własność izraelskiej firmy Metropol NH, która nabyła ją od PiS w 2007 r. W związku z tym postawmy kilka pytań: Jak to możliwe, żeby partia, która wielokrotnie mówiło o narodowej godności, krytykowała swoich oponentów za chęć podporządkowania Polski sąsiadowi ze Wschodu, za wasalizację Polski przez Niemców oraz krytykowała Pawła Grasia za mieszkanie w domu należącym do niemieckiego przedsiębiorcy (złośliwie dodając, że pełnił tam rolę dozorcy), miała siedzibę w budynku należącym do cudzoziemskiej firmy? Innymi słowy - Graś mieszka u Niemca, a Kaczyński u Żyda. Sprawa ma jeszcze inny aspekt - mieszkając u kogoś, chcąc nie chcąc, jest się kontrolowanym. Bo trudno sobie wyobrazić, że Mosad nie korzysta z takiej okazji.

Formalnie nie ma w naszym kraju żadnej stacji telewizyjnej, radiowej, czy tytułu prasowego pod kontrolą izraelskiego kapitału. Jest za to dużo należących do Żydów - Agora z „Gazetą Wyborczą” i Radio TOK FM (à propos - swe nagrody rozdaje, czyli robi biznes, w utrzymywanym przez ministerstwo kultury Muzeum Polin) i kilkanaście innych. Głównymi twórcami, powstałej za pieniądze ukradzione z FOZZ, TVN byli Jan Wejchert i Mariusz Walter. Autorzy tego skoku na kasę nie ponieśli żadnego uszczerbku, a biorące w nim udział płotki dostali symboliczne kary, których nawet w połowie nie odsiedzieli (vide główna księgowa FOZZ Janina Chim, współpracownica Renaty Pochanke - matki prezenterki „Faktów”). Wejchert i Walter sprzedali TVN amerykańsko-żydowskiej Script Networks Interactive (za 800 mln dolarów), a ta odsprzedała ją Discovery Comunications, której szefuje David Zaslav pochodzący, jak wieść niesie, z warszawskich Nalewek. Media w Polsce należą w większości do Niemców. Ale to nie całkiem prawda - niedawno 43 procent akcji koncernu Ringier Axel Springer (Newsweek, Onet, Fakt, Forbes) kupił żydowski fundusz KKR z Ameryki. I czy nie dlatego PiS coraz rzadziej mówi o „polonizacji”, a wydaje piski o „dekoncentracji” mediów?

Czarne włochate kulki. Po banku toczą się srulki. Skaczą, skaczą nad biurkiem, targuje się srulek ze srulkiem. Srulek srulkowi uległ i biegnie do kasy srulek. Liczy drżącymi palcami i zmyka przed srulkami. W klubzeslach z dala od kasy siedzą srule-grubasy. Srulki z uśmiechem lubym kłaniają się srulom grubym. A w głębi - w ciszy - wielki jak król Duma sam główny Srul - Julian Tuwim.

JPMorgan, największy bank inwestycyjny na świecie, dostał od polskiego rządu dotację w wysokości 20,2 mln zł. To rekordowa w historii rządowa dotacja dla firmy z sektora usług finansowych. Za „pierwszego i drugiego Tuska” zagranicznym korporacjom rozdano łącznie 658,7 mln; za rządu PiS 251,4 mln, czyli wychodzi razem 910 milionów. Noblista Milton Friedman już w 1990 r. ostrzegał: „Zagraniczni inwestorzy nie będą inwestować w Polsce po to, by pomóc Polsce, lecz po to, by pomóc sobie. Cudzoziemców powinny dotyczyć takie same reguły gry, jakie obowiązują Polaków. Nie należy dawać im żadnych specjalnych przywilejów, ulg czy zwolnień podatkowych”. W przeszłości JPMorgan (i jego szef Jamie Dimon) grał przeciwko Polsce na rynkach walut, wielokrotnie rekomendował sprzedaż złotówek i wystawiał fatalne oceny naszej gospodarce, czym jej po prostu szkodził. Powodem miała być propozycja przekształceń kredytów we frankach oraz sytuacja wewnętrzna Polski. Bank walnie przyczynił się też do wywołania  przed dekadą światowego kryzysu gospodarczego. Przypomnijmy: kryzys zaczął się od załamania na amerykańskim rynku nieruchomości, gdy banki amerykańskie łamały  procedury i dawały kredyt każdemu. W procederze tym świadomie uczestniczył JPMorgan, za co amerykański Departament Sprawiedliwości nałożył na niego karę w wysokości 13 mld dolarów. Bank ma na sumieniu więcej grzeszków, w tym zachowania korupcyjne - zatrudniał niewydarzonych synów i córki chińskich decydentów, by ci patrzyli na nich przychylniejszym okiem, czyli przyznawali kontrakty. Na takiej „współpracy” bank zarobił 100 mld dolarów. I tu pytanie: czy u nas też tak zatrudnia i też tak zarabia? Dla porządku przypomnijmy, że w Polsce zagraniczne banki dorobiły się wielkich pieniędzy tylko i wyłącznie przy pomocy podobnej inżynierii finansowej, że prawdziwymi autorami polityki finansowej rządu Mazowieckiego i jego następców byli Jeffrey Sachs i George Soros, że utworzenie w Polsce sieci żydowskich banków firmowali aferzyści powiązani z Rockefellerem, i że ze spekulacji bankowych nie ma dobrobytu. Przypomnijmy też, że z JPMorgan związany był także premier „Mateusz”.

Tanio sprzedali, drogo odkupili

Mateusz rzucił hasło „Repolonizacja banków”, a my trzymajmy się za portfele. Co prawda  dziś nie mówi „repolonizacja”, lecz „udomowienie”, tsym niemniej robi jak mówi, i pierwsze efekty już widać. Weźmy na ten przykład PKO S.A W czasie rządów AWS-UW sprzedano 60 proc. udziałów Banku za 3,5 mld zł, z czego 50 procent nabył Unicredit. W czerwcu 2017, 32,8 proc. akcji Unicredit, za  kwotę 10,6 mld złotych kupił PZU. Innymi słowy – sprzedali za 3,5 miliarda, a odkupili za 11. W dodatku Unicredit zarobił w tzw. międzyczasie, tylko z tytułu dywidendy, 22,1 mld zł, zaś dzięki sprzedaży małych pakietów akcji kilka kolejnych. A poza tym, co to za „repolonizacja”, gdy PZU, które odkupiło udziały, jest tylko w 35 procentach własnością Skarbu Państwa, a reszta należy do zagranicznych funduszy emerytalnych. Co do PZU przypomnijmy: w 1999 roku 33 procent akcji firmy kupiła za 3,3 mld zł żydowsko-portugalska Eureko, mimo że wartość firmę wyceniono na 80 mld.  Czyli: Tanio sprzedali, drogo odkupili. A drogo odkupują ci, którzy tanio sprzedali.

PO wspólnie z PiS i całą resztą przegłosowało w Sejmie ustawę, która śmiało mogła mieć nazwę „Żyd-plus”. Dzięki niej od 2015 roku, 50 tysięcy Izraelczyków otrzymuje wypłacane przez ZUS emerytury w wysokości 100 euro miesięcznie, „z tytułu szkód doznanych ze strony nazistów i bolszewików w czasie wojny i w okresie stalinowskim”. Uprawnieni do pobierania emerytury są  małżonkowie i dzieci. Emerytury otrzymują także byli funkcjonariusze bezpieki, a prawo do nich przechodzi także na wdowy i ich potomstwo. PiS, kupując głosy polskich emerytów i rencistów, uchwalił przed eurowyborami program Emerytura-plus. Jak podkreślał premier, intencją rządu była „poprawa losu polskich emerytów”. Ustawę napisał jednak tak, że trzynastkę dostały również tysiące Żydów w Izraelu. Nie wymaga bowiem od beneficjentów ani obowiązku mieszkania w Polsce, ani posiadania polskiego obywatelstwa, jak również nie uzależnia od tego, czy beneficjent pobiera świadczenie emerytalno-rentowe z innej niż polska instytucji. Ten ostatni wymóg postawiono co prawda w ustawie 500-plus wobec dzieci cudzoziemców (świadczenie pobiera ponad 4,5 tysiąca ukraińskich dzieci, które mieszkają w Polsce), ale nie obejmuje on dzieci Żydów z polskimi paszportami. À propos - 1 października 2017 weszła w życie tzw. ustawa dezubekizacyjna. Na jej mocy emerytury i renty byłych funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa zostały radykalnie obniżone. Ustawa nie objęła jednak pobierających polskie emerytury i renty żyjących w Izraelu!

Żydowskim biznesom pomaga to, że „nasi” posłowie w „naszym” ustawodawstwie zagwarantowali wyznawcom judaizmu przywileje stawiające ich ponad narodem gospodarzy. W Ustawie z dnia 20 lutego 1997 stoi: [...] Gminy żydowskie są zwolnione od opodatkowania podatkiem od nieruchomości przeznaczonych na cele niemieszkalne. Nabywanie i zbywanie rzeczy i praw majątkowych przez gminy w drodze czynności prawnych oraz spadkobrania, zapisu i zasiedzenia, jest zwolnione od opłaty skarbowej, jeżeli ich przedmiotem są: Rzeczy i prawa nie przeznaczone do działalności gospodarczej, sprowadzone z zagranicy maszyny, urządzenia i materiały poligraficzne oraz papier. Nabywanie i zbywanie rzeczy oraz praw majątkowych jest zwolnione od opłat sądowych. Wolne od opłat celnych są przesyłane z zagranicy dla gmin żydowskich dary: przeznaczone na cele kulturowe i rytualne, charytatywno-opiekuńcze i oświatowo-wychowawcze. Krótko mówiąc, podatków praktycznie w Polsce nie płacą, bo wiele podciągają pod działalność sakralną. À propos - PIS ustawą zabronił kupna ziemi rolnej Polakom, w zamian każdy rabin i każdy podopieczny rabina może jej kupić, ile chce, i to bez podatku.

Zamach na PLL LOT trwa od dawna. Jego częścią było posadzenie, za czasów Tuska, Bartoszewskiego na stolcu przewodniczącego rady nadzorczej firmy, chociaż ten znał się na lotniczych przewozach pasażerskich tyle, co Joanna Mucha na sporcie (a propos - obecny szef LOT wcześniej pracował w firmie kolejowej z żydowsko-angielskim kapitałem). Sprawę załatwiono daleko od Polski (i od wścibskich oczu dziennikarzy), bo aż w australijskim Sydney, gdzie podpisano memorandum o współpracy z izraelskimi El Al. Czy nie zapowiada to przejęcia LOT według sprawdzonego scenariusza – doprowadzenie do bankructwa i wykupienie firmy przez „Kogoś” za grosz? Hipotezę taką potwierdza uwijanie się przy spółce Jojne Danielsa. À propos finansowego standingu LOT - Zarząd dziwnie dysponuje funduszami, w czerwcu 2018 r. współfinansował żydowską Celebrate Israel Parade w Nowym Jorku. W kontekście sejmowej komisji ds. Amber Gold wyszło na jaw, że za machlojkami krył się zamiar przejęcia firmy przez żydowskich oligarchów z Ukrainy, że Plichta był  figurantem firmującym podsuniętą mu przez ciemne, działające z ukrycia siły machinację finansową, i że nikt nie próbował tych sił zidentyfikować. Operetkowa komisja śledcza zakończyła swe prace odkrywczą konkluzją: „powstanie i ekspansja Amber Gold były wynikiem słabości państwa”, a politycy wszystkich opcji nabrali wody w usta.

Mechanizm powstania „Amber Gold”, czyli wyprowadzenia 600 mln z kont klientów, to skutek porozumienia zawartego poza granicami Polski, przenikania się świata tajnych obcych służb, żydowskich oligarchów i państewka leżącego w Palestynie, w którym Amber Gold miało być narzędziem służącym do przejęcia kontroli nad LOT. O prywatyzacji LOT jest mowa od 2011 r. To wtedy wysłannicy Igora Kołomojskiego, właściciela  linii lotniczych AeroSvit (odkupionych od izraelskiego inwestora) i największego prywatnego banku na Ukrainie, pojawili się w spółce pracowniczej LOT AIR, umieszczając w niej swoich ludzi. Można zatem przypuszczać, że triumfalne wejście na polski rynek zakupionej przez Amber Gold linii lotniczej OLT Express miało osłabić LOT i popchnąć go w ramiona AeroSvit. Kołomojski nie działał sam, jego protektorem był Vadim Rabinowicz (też obywatel Izraela) i, co bardziej niepokojące, Izrael. Przy czym Kołomojski to wyznawca i główny sponsor Chabad-Lubawicz na Ukrainie, z którą powiązani są (zapewne przypadkowo) prezydent i premier rządu polskiego. Co do LOT - na lotnisku Okęcie w Warszawie operują uzbrojeni żołnierze Izraela. To nie żart - mają tamu swoje służby, wydającą Polakom polecenia policję i oznakowane auta na sygnałach. Jeżeli dodamy do tego agentów Mosadu w Auschwitz oraz uzbrojonych „ochroniarzy” przy wycieczkach izraelskiej młodzieży i pielgrzymkach chasydów, to czy nie mamy do czynienia z państwem w państwie?

Dużym (a kto wie czy nie największym)s biznesem izraelskim w Polsce jest „Przedsiębiorstwo Holokaust”, ale nie mniejszym - polowanie na „antysemitów”. Bo z akcji polowania na „polskich antysemitów” Żydzi czerpią ogromne zyski. Wynaleźli perpetuum mobile:  ustawicznie i świadomie podsycają nastroje antysemickie i tak machina napędza się sama. Dla przykładu - przy zabiegach o przejęcie polskich Azotów, prezes rosyjskiej spółki Acron Wiaczesław Mosze Kantor publicznie szantażował warszawskie władze sugestiami, że przyczyną blokowania jego biznesowych zakusów może być jego żydowskie pochodzenie, izraelskie obywatelstwo, i to że przewodniczy Europejskiemu Kongresowi Żydów. A czy nie z szantażu oskarżeniami o antysemityzm biorą się granty dla Engelking na badanie naukowe, 20 mln dla JPMorgan, 100 mln na żydowski cmentarz, renty dla dożywających swych dni w Izraelu zbrodniarzy z MBP, no i zwrot mienia bezspadkowego? George Rapaforth, właściciel holdingu kontrolującego większość izraelskich biznesów w Polsce, pytany przez  „Times of Israel”  o antysemityzm Polaków odpowiedział: „Antysemityzm? W Polsce? Jest – oczywiście. Z tym, że ten szary lud nie zdaje sobie sprawy, że w tym momencie 70 procent polskiego biznesu jest kontrolowane przez nas – oczywiście nie jest to widoczne na pierwszy rzut oka – trzeba wiedzieć jaka spółka jest z jaką powiązana, do kogo należy, kto jakie firmy skupuje itd. To państewko bez nas by jeszcze raczkowało – dzięki nam się rozwija – jeśli wycofamy pieniądze wybuchnie krach”. Ale o Rapaforthie i raczkującym państewku, więcej za tydzień.

         Krzysztof Baliński

 

++++++++++++++++++++++++++++++++++


JEST KOSZERNY INTERES DO ZROBIENIA (2)

Izraelska gospodarka jest w stanie rozkwitu. Izraelscy biznesmeni inwestują wszędzie na świecie. Na dzień dzisiejszy, wygraliśmy ekonomiczną niezależność i wykupujemy Manhattan, Polskę i Węgry [...] Dla małego kraju jak nasz, to jest naprawdę zadziwiające. Widzę, że wykupujemy Manhattan i wykupujemy Węgry i wykupujemy Rumunię i wykupujemy Polskę. Nie mamy z tym problemów. Dzięki naszemu talentowi, naszym kontaktom i naszemu dynamizmowi, mamy własność prawie wszędzie” - Szymon Peres podczas konferencji Stowarzyszenia Izb Handlowych w Tel Awiwie, 22 listopada 2007 r.

Rząd nie wykazał żadnego zainteresowania wypowiedzią. Przemilczały ją także media. Tylko węgierski Magyar Nemzet” zwrócił się do ambasady izraelskiej w Budapeszcie o wyjaśnienie. Gdy mowa o interesach rosyjskich w Polsce, nikt nie widzi w tym problemu. Z izraelskimi jest inaczej. Tajemnica tkwi w tym, że opisywanie interesów izraelskich zmonopolizowało środowisko tubylczych filosemitów. Inny powód to poprawność polityczna, bo wyłamanie się z niej i wkroczenie na teren żydowskich geszeftów, oznacza łatkę antysemickiego oszołoma. Słowa Peresa niepokoiły i nie można było przejść obok nich obojętnie, bo oznaczały dominujący udział Żydów w gospodarce Polski, stały w sprzeczności z interesami Polski i miały związek z restytucją mienia pożydowskiego.

Izrael to ziemia obiecana dla... oszustów, światowe centrum przekrętów finansowych, zatrudniające kilkanaście tysięcy obywateli. Wielu z nich to nowi imigranci, handlujący przez telefon i internet, często z „biur” mieszczących się w garażach i kotłowniach, spekulacyjnymi instrumentami finansowymi, kryptowalutami. Ofiary wabione są ofertami inwestycji, na których prawie zawsze tracą pieniądze. Szacuje się, że tylko przekręty na opcjach binarnych (tj. spekulowaniu na wzroście lub spadku cen aktywów w danym przedziale czasowym), przynoszą oszustom do 10 mld dolarów rocznie. Organy ścigania, często z państw Izraelowi przyjaznych, poświęcają wiele energii na zwalczanie oszustw kreowanych w Izraelu. Tymczasem Izraelczycy współpracy unikają, a nawet blokują takie działania. Mało tego – firmy należące do oszustów dostają rządowe dotacje. Przykładem, działająca także na terenie Polski, firma SpotOption - główny dostawca internetowych platform transakcyjnych. Przestępców przyciąga do Izraela „pobłażliwe egzekwowanie prawa i panująca korupcja” -  stwierdził wprost, w wypowiedzi dla „Times of Israel”, b. wysoki rangą oficer FBI. Mimo miliardów dolarów skradzionych ofiarom na całym świecie, mimo że zwalczanie tego typu przestępstw jest niezwykle łatwe, w stan oskarżenia nie postawiono żadnego oszusta, a biorąc pod uwagę sojusz polityczny między Tel Awiwem i Waszyngtonem, mało prawdopodobne jest nałożenie na Izrael sankcji za brak współpracy z międzynarodowymi organami ścigania. Kneset uchwalił, co prawda, ustawę zakazującą takiego procederu, a władze przyznały, że zorganizowana przestępczość na polu oszustw inwestycyjnych online wzrosła do monstrualnych rozmiarów, ale pozostawił w ustawie furtkę prawną, dzięki której oszuści mogą kontynuować działalność lub przenieść ją za granicę, między innymi do Polski.

Według izraelskiego Ministerstwa Finansów, tylko jeden na pięciu podejrzanych jest ścigany. Niekompetencja, czy coś gorszego? Według Transparency Int., 63 procent Izraelczyków uważa, że Kneset jest skrajnie skorumpowany, a jego członkowie to niewolnicy różnych lobby. Podobnie oceniane są organy ścigania, aparat urzędniczy i partie polityczne. Izraelski kodeks podatkowy, powszechnie znany jako „prawo Milchana”, sprawia, że Izrael stał się jednym z najgościnniejszych na świecie rajów podatkowych. Dla przykładu, zwalnia nowych imigrantów z płacenia, przez 10 lat, podatku od dochodów uzyskanych za granicą. Zwalnia ich także z wykazania źródeł dochodu. Prawo to stało się prawdziwym magnesem dla przestępców, sprzyjając napływowi brudnych pieniędzy. W ocenie policji, na tworzenie przestępczych syndykatów, pranie brudnych pieniędzy, a także zdobywanie, szczególnie przez przestępców z b. ZSRR, wpływów w systemie bankowym, w mediach i polityce, pozwala również prawo zapewniające obywatelstwo każdemu imigrantowi o żydowskich korzeniach. Parasol ochronny roztoczony nad oszustami, wywołuje szereg pytań: Ilu mają wspólników i podwykonawców za granicą, w tym w Polsce? Czy sztaby sterujące innymi przestępstwami finansowymi też ulokowane są w Izraelu? Czy parasol obejmował także przekręty takie, jak afera ART-B, a Bagsik i Gąsiorowski byli „słupami” oszustów z Izraela? I wreszcie: czy tak rozgałęziona struktura przestępcza może funkcjonować bez przyzwolenia najwyższych władz, w tym agend bezpieczeństwa?

Importowane do UE produkty pochodzące z izraelskich osiedli na terytoriach palestyńskich powinny być wyraźnie oznakowane – stwierdził, ku wściekłości Izraela, Trybunał Sprawiedliwości UE. Trybunał uznał, że produkty pochodzące z terytoriów okupowanych nie mogą być oznakowane jako wyprodukowane w Izraelu i muszą być łatwe do zidentyfikowania dla kupujących. Werdykt wpisuje się w politykę UE, która konsekwentnie wypowiada się przeciwko ekspansji izraelskiego osadnictwa na terenach okupowanej Palestyny. W tym samym czasie pojawiły się informacje, że izraelskie władze pozwoliły izraelskim firmom farmaceutycznym eksperymentować z palestyńskimi więźniami i testować leki na palestyńskich dzieciach. Zieloną strefą dla lukratywnej działalności izraelskich przedsiębiorstw łamiących prawo międzynarodowe stała się Polska. Przykładem giełdowa spółka ASBUD, własność izraelskiej Ashtrom, Shikun i Binui Group, która buduje w okolicach Konstancina i Piaseczna pod Warszawą oraz w Tarchominie. W Izraelu dostarcza materiały budowlane firmom stawiającym wzmocnione posterunki graniczne izraelskiej armii oraz buduje domy w nielegalnych z punktu widzenia prawa międzynarodowego i rezolucji ONZ osiedlach na terenie okupowanej Wschodniej Jerozolimy. Rozbudowuje także nielegalną kolonię Ramot. W 2006 r. Egged, najstarsza i największa izraelska firma autobusowa przejęła polską spółkę Mobilis. Obsługuje linie komunikacji miejskiej w Warszawie, Krakowie, Toruniu i Bydgoszczy i jest właścicielem 10 spółek PKS na terenie Mazowsza i Mazur. W Izraelu Egged jest udziałowcem projektu kolei łączącej nielegalne osiedla w okupowanej Jerozolimie oraz zarządza transportem autobusowym pomiędzy nielegalnymi osiedlami na Zachodnim Brzegu. Izraelska firma Eden Spring Ltd. jest drugim największym w Polsce dystrybutorem wody mineralnej. W Izraelu jej partnerska firma Mayanot Eden sprzedaje wodę mineralną pochodzącą ze źródeł Salukia na okupowanych od 1967 syryjskich Wzgórzach Golan. Polskie Ministerstwo Obrony podpisało kontrakt o wartości 16 mln dolarów z izraelską firmą Elbit Systems na dostawę systemu monitoringu dla polskiej armii, a firma ta zabezpiecza system obserwacyjny zamontowany na murze granicznym z terytoriami okupowanymi, który Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości uznał za nielegalny. Elbit jest również producentem uzbrojonych dronów Hermes 450, które zimą 2008 użyto wobec palestyńskiej ludności cywilnej. Aktywiści z organizacji Polska Kampania Solidarności z Palestyną umieścili w Alejach Jerozolimskich w Warszawie rzeźbę palmy, na której zawiesili palestyńską chustę (kuffiję). Protestowali w ten sposób przeciwko udziałowi polskiego rządu w łamaniu prawa międzynarodowego, jakim było oficjalne rządowe spotkanie z władzami Izraela na terenie okupowanej części Jerozolimy. W tym samym czasie palestyńskie organizacje humanitarne wysłały wspólny list do polskiego rządu, w którym apelowały, aby przestrzegał prawa międzynarodowego i prawa UE, i nie uprawomocniała okupacji Wschodniej Jerozolimy. Przeciwko spotkaniu protestowali również, w petycji do polskiego rządu, izraelscy nauczyciele akademiccy, prawnicy i aktywiści z organizacji Boycott from Within. W 2017 r. doszło jednak do kolejnego polsko-izraelskiego forum rządowego, które odbyło się na terenie okupowanej części Jerozolimy.

Bardzo wiele wskazuje, że tuż przed wojną rosyjsko-gruzińską, Izrael przekazał Putinowi kody do zakupionych przez Tbilisi izraelskich dronów, co sprawiło, że Rosjanie mogli je łatwo unieszkodliwić. W zamian Moskwa przekazała kody do rakiet przeciwlotniczych, sprzedanych parę lat wcześniej Iranowi. O tym wszystkim pisał raport związanego z CIA instytutu Stratfor. Bowiem każdy, kto produkuje broń na eksport, dba o zakodowanie w niej „haczyków”, umożliwiających zmniejszenie efektywności takiej broni - na wypadek gdyby kupującemu zechciało się nagle wojować z sojusznikiem sprzedawcy. Dodajmy tu także, że Izraelczycy nałogowo lubią handlować informacjami. Do transakcji doszło między państwami, które, wbrew temu co sądzą stratedzy PiS, nie są wcale wrogami. Obserwując regularne pielgrzymki Netanjahu do Putina, musimy zatem zadać pytanie: jak bezpieczna jest Polska w rękach takiego sojusznika, i czy ów modus operandi nie zastosuje wobec nas? Co z tego dla Polski wynika? Nie wystawiajmy polsko-izraelskich stosunków na próbę i nie kupujmy izraelskiej broni. Tym bardziej, że nasza zdolność do obrony przed penetracją swych struktur bezpieczeństwa i ochrony tajemnic jest minimalna.

Izraelczycy lubią głosić, że jesteśmy ich „koniem trojańskim” w UE. Tymczasem koń idzie tak, jak mu każe pan, inaczej dostaje batem. Przekonaliśmy się o tym wielokrotnie. Ostatni raz podczas akcji oczerniania Polski w związku z nowelizacją ustawy o IPN, kiedy to rządowe gazety izraelskie obwieściły: „Izrael rozpoczął zimną wojnę z Polską”. Czy w takiej sytuacji nie było głupotą zakupienie przez ABW aplikacji szpiegowskiej Pegasus, czyli sprowadzenie do Polski konia trojańskiego (bo Pegasus to też koń) z państwa, które prowadzi wobec nas hybrydową wojnę? Gdy dodamy do tego, że podczas szczytu NATO w Warszawie nieba nad stolicą chronił izraelski dron, a Polskie Sieci Energetyczne zabezpiecza przed rosyjskimi cyberatakami firma izraelska, to chce się bluznąć czymś brzydkim pod adresem ówczesnego ministra obrony, płomiennego patrioty i poszukiwacza ruskich agentów pod każdym krzakiem. Ogłoszony przez MON przetarg na 50 bezzałogowych robotów wygrała izraelska firma Reago Group, a przegrał Przemysłowy Instytut Automatyki i Pomiarów, który produkuje takie roboty od 20 lat i z powodzeniem wyposaża w nie wiele armii na świecie (m.in. Korei Południowej i Hiszpanii). Naszej armii drony dostarcza polski Impexmetal, ale w software wyposaża je firma izraelska. Izraelczycy regularnie oczerniają Polskę, a Polska regularnie nawiązuje z nimi współpracę wojskowo-przemysłową, czyli uzależnia się od technologii, sprzętu i kodów państwa, którego wojskowe elity żyją w duchu zemsty na Polakach. À propos „zemsty” - w utworzonym niedawno rządzie izraelskim tekę ministra obrony objął Naftali Bennett, który napisał niegdyś na Twitterze: „Wspólna deklaracja Izraela i polskiego rządu jest hańbą, przywracaniem kłamstw i szkodą na pamięci o Holokauście” […] Jako minister edukacji odrzucam ją całkowicie”. Chodziło o nowelizację przepisów ustawy IPN uchylającą kary więzienia za przypisywanie Polakom odpowiedzialności za zbrodnie III Rzeszy.

Największa polska firma informatyczna Asseco (zbudowana na Prokomie Ryszarda Krauzego), która realizuje wielkie kontrakty dla polskiej administracji, związała się z izraelską firmą Sapiens. Formalnie to Asseco przejęła za 145,3 mln dolarów pakiet kontrolny izraelskiej grupy. Skoro jednak - jak powiedział prezes firmy Adam Góral - „transakcję sfinansujemy kredytami”, i nie zaprzeczył, że są to kredyty z banków należących do „ofiar holokaustu”, to można mieć wątpliwości, kto przejął kogo. Gdy dodamy do tego, że większość firm ochroniarskich została przejęta przez firmy izraelskie, to istnieją powody, by martwić się o nasze bezpieczeństwo. Niepokój budzi zainteresowanie Izraela cyberbezpieczeństwem Polski oraz zdanie się na tym polu pod opiekę Izraela. Do resortu cyfryzacji pukają wysłannicy firmy założonej przez funkcjonariusza Mosadu Yossi Ciechanovera (tego samego, który w willi pod Tel Awiwem dyktował wysłannikom premiera Morawieckiego tekst „wspólnego oświadczenia”). Niepokój budzi dokonana przez Morawieckiego podmiana ludzi w tym resorcie, tj. obsadzenie jego kierownictwa menadżerką kultury i absolwentami pedagogiki. Dlaczego do podpisywania porozumień z Izraelem wyznaczono  dyletantów? Dlaczego, w czasie gdy Netanjahu dobija różnych targów z Putinem, klucze do bezpieczeństwa Polski powierzono krajowym talentom humanistycznym? Głupota, czy działania zamierzone? À propos talentów – czy to przypadek, że finanse Polski oddano w ręce ekipy składającej się z historyków. Bo historykiem jest premier i minister skarbu państwa, a ministrem finansów absolwent liceum i abiturient kursu biologii na Goldsmiths University of London? A może w tym wszystkim nie ma chodzić o fachowców, ale o kasjerów bankowych, którzy wypłacą 65 mld dolarów? Historykiem jest też b. premier Donald, który w młodości zajmował się malowaniem kominów i pewnie malowałby je do dziś, gdyby Merkel nie ściągnęła go z komina i nie zrobiła wybitnym ekonomistą. Jeszcze gdzieś po drodze był oksfordczyk z dyplomem historyka kupionym za 16 funtów, przy którym Nikodem Dyzma był geniuszem intelektu.

Wśród kontaktów premiera Morawieckiego, obok rabina Schudricha, niewątpliwie najciekawszym jest Lejb Fogelman. Z podsłuchanych w restauracji „Sowa & Przyjaciele” rozmów wynika, że panowie są ze sobą po imieniu, i że Kaczyński chciał, by „Mateusz” został ministrem w rządzie Tuska, a Fogelman był przeciw. Czyli: Morawiecki nie posłuchał Kaczyńskiego, a posłuchał Fogelmana i... został ministrem, a potem premierem w ekipach rządowych Kaczyńskiego. Nazwisko Fogelman pojawia się w bardzo ciekawych rozdaniach, a jego częste wizyty na ul. Nowogrodzkiej nie muszą koniecznie wynikać z tego, że chodził do liceum z braćmi Kaczyńskimi. Jest partnerem w międzynarodowej, czyli internacjonalistycznej kancelarii adwokackiej Greenberg Traurig, która towarzyszyła wszystkim największym transakcjom „polskiej” transformacji po '89, różnym fuzjom i prywatyzacjom. Na imponującej liście jego klientów są praktycznie wszystkie banki i instytucje finansowe (w tym te związane z Morawieckim): Citigroup, Getin Bank, Crédit Agricole, Bank Zachodni WBK, Bank Pekao, PKO BP, Kulczyk Oil Ventures Cyfrowy Polsat, Empik. Jego klientami były też Ministerstwo Skarbu Państwa, PZU, PKN Orlen. Na imponującej liście klientów „Lońki” jest też JPMorgan, z którym związany jest premier „Mateusz”. À propos – kancelaria, którą Lejb vel „Lońka” reprezentuje w Warszawie, wzięła 300 milionów za sfinalizowanie transakcji przejęcia przez KGHM kopalni miedzi w Chile. KGHM to ósmy producent miedzi na świecie o rocznych przychodach 14 mld zł i zasobach złóż wystarczających na 40 lat. Pomimo tego, pod kierownictwem niejakiego Wirtha Herberta, koncern non stop angażował się w poszukiwania złóż miedzi za granicą. Na poszukiwaniach takich stracił 40 mln dolarów w Kongu. Następnym w kolejce była Kanada, gdzie egzystowała sobie malutka spółka, o malutkich złożach, przynosząca milionowe straty. Wobec takiej to firmy i takich złóż światowy gigant wykazał internacjonalistyczną postawę. Zamiast kupić zdychającą firmę za przysłowiowe „piwo”, czyli za jednodniowe obroty KGHM, założył z nią joint venture, polegające na zainwestowaniu 4,5 mld USD w kopalnię miedzi w środku chilijskiej pustyni. Jakby tego było mało - KGHM przejmował spółkę w czasie, kiedy inna kanadyjska firma skutecznie ubiegała się o koncesję na wydobycie miedzi w Polsce. W Polsce pojawił się też amerykański miliarder Thomas Kaplan, zainteresowany otwarciem kopalni miedzi w Polsce, który wywiera skuteczne naciski na rząd Morawieckiego, aby zniósł wprowadzoną w 2012 r. specjalną opłatę, która podnosząc stawkę podatkową dla inwestorów w tej branży do poziomu 89 proc., zabezpieczyła pozycję państwowego KGHM. NIK obliczył straty KGHM na 20 mld zł. Ale czy chodziło o straty, a nie celowe i zorganizowane wyprowadzenie z Polski ogromnych pieniędzy? W proces oceny i w decyzję o zakupie kanadyjskiej spółki zaangażowane były światowe firmy audytorskie i doradcze – w tym  Rothschild. Wirthowi doradzał też Wiesław Rozłucki b. prezes GPW, a dziś doradca Rothschild Polska. À propos” - Herbert Wirth, były już prezes koncernu, otrzymał niedawno, z nadania prezydenta Dudy, tytuł profesora.  

Lońka Fogelman urodził się w rodzinie żydowskiego krawca w Legnicy. A w Legnicy stacjonowały oddziały Armii Czerwonej; z Legnicy wywodzą się różne ciekawe firmy powiązane z Rosją, a Lońka przemilcza studia na uniwersytecie Łomonosowa w Moskwie. Na taśmach z „Sowa & Przyjaciele” pada wypowiedź, że przychodził do kierownictwa PKO BP i o coś zabiegał. Czy aby nie o przejęcie banku przez rosyjsko-żydowski Alfa Bank? Nazwisko Fogelman stało się znane dzięki komisji śledczej ds. PKN Orlen. Według zeznań lobbysty M.Dochnala, w procesie podejmowania decyzja o oddaniu sektora petrochemicznego rosyjskiemu Łukoilowi miała brać kancelaria Lejby Fogelmana, działając w imieniu Kwaśniewskiego oraz Kulczyka. Kancelaria Greenberg Traurig pełniła też rolę głównego doradcy prawnego ówczesnego szefa banku Unicredito (właściciela Banku PKO S.A.) Alessandro Profumo, który po oskarżeniach o pranie brudnych pieniędzy wylądował w Radzie Nadzorczej Gazpromu. À propos – za usługi, z których korzystał PKN Orlen, Fogelman liczył sobie, jako stawkę godzinową wynagrodzenia, 550 euro.

Kontaktem Morawieckiego jest Jojne Daniels, przybłęda z Izraela, który z impetem wszedł na warszawskie salony, ubrał w jarmułki połowę rządu i publicznie przyznaje, że jest opłacany przez polski rząd - fundusze trafiają do jego firmy public relations i pochodzą z LOT, zatrudniającego go za 15 tysięcy euro miesięcznie za to, że - jako sam mówi - „pomaga budować wizerunek LOT-u za granicą”. Wydaje się jednak, że nie tyle wizerunek LOT-u, co polityków PiS, i nie za granicą, co w nowojorskich synagogach. Inna sprawa, że swą „pomoc” podsumował tak: „Jeśli chodzi o amerykańskich Żydów, to potrzeba jest więcej pracy i starań, by zrozumieli polską historię, jak to wszystko wyglądało”. À propos – w charakterze świadka w ramach śledztwa dotyczącego podejrzenia korupcji przy sprzedaży akcji PLL LOT był przesłuchiwany Fogelman. Na swoje konto w banku UBS w Zurychu otrzymał 380 tysięcy dolarów z zarejestrowanej w Liechtensteinie spółki Draco Corporation. To właśnie przez ten podmiot – zdaniem śledczych – przepłynęła łapówka za sprzedaż akcji naszego narodowego przewoźnika. A propos - czy nie warto zastanowić się nad stosowaniem w odniesieniu do naszych polityków, wzorem IPN-owskiego terminu „oficer prowadzący”, terminu „rabin prowadzący”? Bo, jak widać z powyższej wyliczanki, w Polsce każdy znaczący polityk ma takowego.

Afer z udziałem czynnika etnicznego było w powojennej Polsce co niemiara. Najważniejsza to „Bitwa o handel” z lat 1945-1950 pod dowództwem Hilarego Minca, kiedy to Polacy zostali wyzuci z majątku. Po '89 afery posypały się jak z dziurawego wora:  FOZZ (na wykupienie długów przeznaczono 1 mld 700 mln dolarów, a odzyskano milionów 80); Art-B (i przy okazji zniszczenie Ursusa); NFI (z „przekształceniem” 1600 zakładów przemysłowych, zniszczeniem polskiego przemysłu zbrojeniowego i wyeliminowaniem Polski z rynków arabskich); Bank Śląski (z udziałem Borowskiego-Bermana i Kawalca); Domy Towarowe Centrum; OFE; Amber Gold i wreszcie, przewyższająca wszystkie, afera KGHM. Tak jak w dobie stalinizmu nie było żadnej zbrodni na polskich bohaterach, gdzie w tle nie kryłby się cień żydowskiego kata, tak dzisiaj nie ma żadnej afery, za którą nie kryłby się w cieniu izraelski geszefciarz. Tymczasem regułą stało się, że gdy PiS lub raczej prezes partii natrafia w kontekście afer na przedstawiciela pewnej mniejszości narodowej, jego radykalizm słabnie, a pochodzenie aferzysty staje się okolicznością łagodzącą i usprawiedliwia największe biznesowe przekręty. W dodatku, prezes PiS, który zapewnia wszem i wobec, że Polska to kraj kwitnącego społeczeństwa obywatelskiego, nie może rozliczyć żadnego aferzysty, bo ten poleci ze skargą do Sorosa, że jest ofiarą „antysemickiego pogromu”. Bo przypomnijmy, że dla zyskownego biznesu polowania na „polskich antysemitów”, antysemickim jest prześwietlanie interesów żydowskiej firmy i mówienie o sitwach u władzy.

Bracia Kaczyńscy od samego początku swych politycznych karier korzystali z finansowania żydowskich instytucji. Dużym darczyńcą pieniędzy dla komitetu wyborczego Lecha Wałęsy, którym kierowali, była spółka Art-B. Po wyborach bywali w pałacyku Art-B w Pęcinach, gdzie zdobyli fundusze na swoją spółkę „Telegraf”. Zakończyło się to w 2005 r. karą 2.5 roku pozbawienia wolności dla ich bliskiego współpracownika Macieja Zalewskiego, szefa BBN w kancelarii Wałęsy (kierowanej przez Lecha), który ostrzegł oszustów z Art-B przed aresztem i pozwolił im uciec do Izraela wraz z ukradzionymi milionami. Inspektorzy NIK za prezesury Lecha Kaczyńskiego wykryli aferę w PZU - prezes firmy udzielał bezprawnie bezzwrotnych wielomiliardowych pożyczek na rzecz spółki „Laktopol”, a spółka wyprowadzała pieniądze do Izraela. Przelała między innymi 39 milionów dolarów na prywatne konta Bagsika i Gąsiorowskiego. Aferę zamieciono pod dywan. 29 czerwca 2007 r. PiS sprzedał za 34 mln zł dwie działki z budynkami przy ulicy Nowogrodzkiej (część majątku „S”, gdzie mieści się siedziba PiS) zagranicznej spółce o kapitale izraelskim i żydowskim z Holandii, założonej 2 dni przed transakcją. Spółka do dziś działa na warszawskim rynku nieruchomości, jest właścicielem 30 proc. „Błękitnego Wieżowca”, stojącego w miejscu Wielkiej Synagogi i budynku, gdzie urzęduje prezes PiS.

I tu dochodzimy do odpowiedzi na pytania: Dlaczego Kaczyński nie rozliczył choćby jednej złodziejskiej prywatyzacji, na przykład banków? Dlaczego w tak oczywistej sprawie, jak mafijna prywatyzacja PZU, po raporcie sejmowej komisji śledczej nie złożył wniosku o unieważnienie tej umowy? Czy dlatego, że bał się konfrontacji z portugalsko-żydowską Eureko? Dlaczego nie sprzeciwił się wypłaceniu Eureko 9 mld zł, tytułem rekompensaty za straty wynikające z „niedokończenia” procesu prywatyzacji PZU? Dlaczego nic nie zrobił, aby zlikwidować pośrednika w dostawach ropy z Rosji przez spółkę J&S, należącą do Grigorija Jankelewicza? Co było w nim tak etnicznie atrakcyjnego, że chciał handlować ropą tylko za jego pośrednictwem i tylko jemu płacić marżę? Jakim rachunkiem ekonomicznym kierował się Lech Kaczyński, kupując za 5 miliardów dolarów największą kupę złomu w Europie, rafinerię w Możejkach (a później pompując w nią 40 mld zł)? Czyżby dlatego, że współwłaścicielem Możejek był Michaił Chodorkowski? Przykładem bariery etnicznej, na którą rządzący natrafiają przy rozliczaniu aferzystów jest GetBack. Jej główni bohaterowie mają dziwne powiązania z Izraelem. Aresztowany po przylocie z Tel Awiwu, b. szef spółki Konrad K., to ekspert ds. cyberbezpieczeństwie w służbach specjalnych i wojsku. Zamieszany w aferę Piotr B. o przydomku „sztukmistrz z Lublina”, to prezes spółki Bramson Arms specjalizującej się w cyberbezpieczeństwie i antyterrorystycznych programach szkoleniowych opartych na współpracy z Ministerstwem Obrony Izraela. Spółka, po wygenerowaniu strat w wysokości 1,3 miliarda, zaangażowała się nagle w rozmowy z państwowym funduszem na temat „współpracy z Izraelem”. A czy związku ze „sprawą” nie miała dezercja PiS ws. nowelizacji ustawy o IPN? Przecież od samego początku wiadomo było, że Izraelowi nie chodziło o karanie za „polskie obozy”, lecz o grabież polskiego mienia poprzez znowelizowanie, przy pomocy takiej samej kombinacji operacyjnej, ustawy reprywatyzacyjnej. Tak jak wiadomo było, że nie przestraszyli się zapisów o karalności, bo mają w Polsce immunitet absolutny i żaden nie został skazany nawet za miliardowy przekręt, a cóż dopiero za „naukowe” badania holokaustu.

W stosunkach polsko-izraelskich jest zbyt wiele tajemnic. Nie tylko nie wiemy, jaką wartość mają izraelskie biznesy w Polsce i o jakie jeszcze zabiegają. Pojawia się pytanie, czy nie zapadła już decyzja o spłacie roszczeń żydowskich i jest utrzymywana w tajemnicy zanim wprowadzony zostanie w życie pomysł Szewacha Weissa, który dla „Rzeczpospolitej” powiedział: […]  Wiemy, że nie może oddać wszystkiego. Dlatego też już dawno proponowaliśmy, by powstała polska fundacja, która szybko wypłaciłaby pieniądze – powiedzmy 5 miliardów dolarów – starszym ludziom, którzy jeszcze żyją. Drugie pokolenie mogłoby dostać specjalne bony, których spłata byłaby rozłożona na 10-20 lat, chyba że inwestowaliby w Polsce, to wtedy otrzymaliby je szybciej. Dzięki temu pieniądze zostałyby w Polsce, gdzie by pracowały i tworzyły nowe miejsca pracy. Głowa żydowska i głowa polska mogą wymyślić wiele rozwiązań. Lepiej późno niż nigdy”.

„Jest koszerny interes do zrobienia”, apierwszy milion trzeba ukraść” - te kultowe już zawołania to motto transformacji majątku narodowego, gdy po formalnym odzyskaniu niepodległości Polacy padli ofiarą rabunku na wielką skalę, nie wiedząc, że był to skutek zawartej pod auspicjami Rockefellera umowy Jaruzelski-Geremek, w myśl której masa upadłościowa została sprawiedliwie podzielona między ludźmi Kiszczaka, a środowiskiem zbliżonym etnicznie i biznesowo do Rockefellera. To także zapowiedź szykowanego kolejnego zamachu na mienie Polaków – zwrot bezspadkowego mienia pożydowskiego, jako rekompensaty dla „ubogich ofiar holokaustu”, i modus operandi tego zamachu: „trzeba doić, strzyc to bydło, a kiedy padnie – zrobić mydło”.

 

Krzysztof Baliński