Drukuj
Kategoria: Komentarz polityczny
Odsłony: 1562

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 
W czasach stanu wojennego „Żydów noszono na rękach”. Bo rzeczywiście, gen. Jaruzelskiego, zabiegając o zniesienie bojkotu reżimu, zabiegał o ich poparcie - oskarżając „Solidarność” o antysemityzm. „Noszenie Żydów na rękach” i „Polacy to antysemici” odnosi się też do wszystkich rządzących po '89 ekip. Przypomnijmy: pomoc w transferze 40 tysięcy sowieckich Żydów do Izraela; zwrot mienia gmin żydowskich; budowa Muzeum Polin; medal dla Grossa; przepraszanie za Kielce i za Jedwabne. Przypomnijmy też, że odpowiedzią nie było przepraszanie (chociaż mają za co przepraszać), ale niezliczone przypadki złej woli: awantura wokół krzyża w Oświęcimiu; Szamir ze swym „Polacy wyssali antysemityzm z mlekiem matki”; Singer z groźbą „Będziemy nękać Polaków tak długo, dopóki Polska znów nie pokryje się lodem” i używanie sobie na Polakach na całego, z „polskimi obozami” i „nazistowskim językiem”.
Polakom próbuje się odebrać godność i honor. Służy temu świadomie prowadzona pedagogika wstydu. Po 1944 r. obelgą „antysemici” miotała żydokomuna. W żadnej „Trybunie Ludu”, podręczniku szkolnym, sentencji sądowego wyroku nie przepuszczano okazji, by użyć tego słowa. Tak ustawiony „zapluty karzeł reakcji” był bezbronny i łatwy do likwidacji przez sędziego Stefana Michnika. Pedagogika ta stosowana jest z przerwą na lata 1970-80, bo Gierkowi można wiele zarzucić, z wyjątkiem jednego - nigdy nie wpadł na pomysł wzbudzania w Polakach poczucia winy za niepopełnione zbrodnie. Dziś dożyliśmy czasów, kiedy rządzący na jednym oddechu wymawiają słowa „faszysta” i „polski”. Antykomunistycznym, przynajmniej w gębie, prezydentowi, premierowi i ministrom przypomnieć trzeba, że w latach 1956-1989 w żadnej szkole i w żadnej gazecie nie słyszało się o czymś takimi jak „polscy naziści”.

Czemu to wszystko służy? W czyim jest interesie? Dlaczego bierze w tym udział PiS? Wzbudzanie poczucia winy to najprostszy i najbardziej skuteczny sposób zastraszania Polaków. Ma on różne odcienie: od wmawiania, że Polska to brzydka panna na wydaniu, po nakaz wstydzenia się za powstańców warszawskich, „wrodzony antysemityzm” i stodołę w Jedwabnem. Wystraszenonymi łatwiej jest też sterować - uciekają pod skrzydła władzy i bez szemrania wypełniają polecenia. Na szczęście strach nie jest przywarą Polaków, stąd i powiedzenie „Strachy na Lachy”. Mają ciągle odwagę pytać: gdzie jest ta epidemia, w imię której zdewastowano gospodarkę, zastraszono Polaków, zgodzono się na potężną inwestycję Gatesa?

Polska padła ofiarą ciemnych sił, sytuacja jest beznadziejna, obrona nie mają sensu, bo o wszystkim decydują oni, a kto się temu przeciwstawia to „antysemita” lub „ruska onuca”. Taki obraz wytwarzają nie tylko wrogowie, ale także rządzący. Dlaczego ci pierwsi, wiemy. Ale dlaczego nie broni nas PiS? Powód jest prosty - Strach. Strach, by nie narazić się, Żydom, Niemcom, Ukraińcom, Litwinom, „Wyborczej” i Mosbacher. Uderzają przy tym buńczuczne wypowiedzi w kraju i tchórzliwe milczenie za granicą. Po nędznych rządach PO, mieliśmy nadzieję, że PiS podejmie walkę z hałastrą atakującą kraj. Dziś już po nadziei, i mocno trzeba zasłaniać oczy, by nie widzieć szemranych geszeftów z wrogami Polski oraz wmawiania, że najpilniejszą potrzebą RP jest „walka z antysemityzmem”.
Co robić? Może zastosować wobec oszczerców podobną metodę? Przypomnieć, kto witał wojska sowieckie wkraczające 17 września do Polski, i kto pomógł w wywózce do łagrów w bydlęcych wagonach 2 milionów Polaków? Przypominać zbrodnie żydowskiej policji w warszawskim getcie, a b
udynek, który w czasie wojny miał adres Leszno 13 przeznaczyć na muzeum getta i na jego frontonie zamieścić szyld, że mieścił się w nim komisariat żydowskiego gestapo? A może głosić, że stworzone po wojnie ubeckie katownie były „katowniami żydowskimi”? Może głosić, że łagier w Świętochłowicach nie był, jak utrzymuje Michnik, polskim, lecz żydowskim obozem? Bo jego komendantem był Salomon Morel, bo szefem więziennictwa był Wassersturm, szefem MO w pobliskim Będzinie Jurek Furstenfeld, a prokuratorem w Gliwicach Mietek Rosenkranz?

Daliśmy się zastraszyć, zepchnąć do defensywy. Sprawa „polskich obozów” jednak nie zniknie. Będzie raz po raz wytaczana, i czas najwyższy przystąpić do kontrataku.. Im więcej będziemy mówić o reparacjach wojennych, tym mniej oni będą mówić o „polskich obozach”. Temat nie tylko spycha ich do defensywy, ale otwiera oczy na renegatów, którzy się temu sprzeciwiają. Agresja powinna kosztować - wprowadźmy wizy dla obywateli Izraela, wstrzymajmy taśmowe wydawanie paszportów i anulujmy już przyznane. W uchwalonej w II RP ustawie stoi: „Obywatel polski przebywający za granicą, może być pozbawiony obywatelstwa, „jeżeli [...] utracił łączność z państwowością polską”. Autorzy ustawy mówili o „obywatelstwie szemranym”, których nosicieli z państwem łączył jedynie paszport. Głosili, że „celem ustawy jest podniesienie godności obywatelstwa polskiego, a przede wszystkim pozbycie się elementu niepewnego, destrukcyjnego”. Wydaje się przy tym, że odwołanie do sanacyjnego prawa powinno przyjść rządzącej formacji bez większego trudu. À propos – nie kto inny jak Piłsudski mawiał:  „Pokora i uległość tylko do wzmocnienia i utrwalenia niewoli prowadzi”.

Na straszenie odpowiadać tym samym. Trafnym ciosem byłoby wznowienie ekshumacji w Jedwabnem, bo oparta na tym kłamstwie pedagogika wstydu ległaby w gruzach. A że tak jest, świadczy lęk Grossa przed zbieraniem podpisów pod żądaniem ekshumacji. Tchórzy jednak nie brakuje. Jeden z nich napisał: „Nie wyobrażam sobie, aby państwo polskie chciało wejść w otwarty konflikt ze środowiskami żydowskimi [...] Czy warto dawać środowiskom żydowski do ręki tak potężny oręż”. Tymczasem „środowisko” to nikt inny jak „Wyborcza”, a „wchodzenie w konflikt” trwa już kilkadziesiąt lat. A tak w ogóle to Jedwabne, jak i cała Polska, wyszło obronną ręką z większych konfliktów – z Hitlerem i Stalinem. Ponadto, gdy przypomnimy światu, kto witał w Jedwabnem wkraczających bolszewików, sami się zreflektują, że lepiej nie atakować, bo straty mogą mieć większe niż zyski.
Karin Friedmann, żydowska antysyjonistka, opisując zaciekłą nietolerancję w stosunku do ludzi mających inne opinie, mówi: Amerykańscy Żydzi są od dzieciństwa szkoleni w kontaktach z nie-Żydami w sposób podstępny i skoordynowany, mający na celu emocjonalne zniszczenie krytyków. A nie-Żydzi są tresowani przez media i szkoły, że mają być wrażliwi na cierpienie Żydów. Gdy syjonista udaje oburzenie za podważanie jego poglądów, zastraszony nie-Żyd toczy walkę przeciwko swojemu „wewnętrznemu Żydowi”.  

Polsce nie jest potrzebna żadna nowa ustawa, ale odwaga. W Kodeksie Karnym mamy art. 133, a w nim: „Kto publicznie znieważa naród lub Rzeczpospolitą, podlega karze pozbawienia wolności do lat trzech”. Za zaniedbania w obronie dobrego imienia Polski do odpowiedzialności nie został pociągnięty żaden minister (ba, niektórzy zostali za to wynagrodzeni). Tymczasem art. 231 KK wyraźnie mówi: jeśli funkcjonariusz publiczny nie dopełni obowiązków i naraża przez to państwo na szkodę, wówczas w grę wchodzi czyn karalny ścigany z urzędu. Antypolskie działania, jako żywo, wyczerpują też znamiona przestępstwa zdrady dyplomatycznej opisanego w  art. 129 KK.

A czego nie robić? Na pewno nie postępować, jak przy okazji „Arabowie pobili Izraelczyków!”. Wychodzący z nocnego klubu studenci izraelscy zostali pobici „przez napastników posługujących się j. arabskim” - reakcja władz była natychmiastowa, incydent potępiły, MSZ wydało oświadczenie, a ambasador RP w Izraelu obwieścił: „Ohydny akt barbarzyństwa. Nie ma uzasadnienia dla przemocy. Wierzę, że sprawcy zostaną wkrótce aresztowani. Życzę Yotamowi i innym szybkiego powrotu do zdrowia”. Z banalnego incydentu, którym powinien zająć się - co najwyżej - policyjny stójkowy, zrobiono dyplomatyczną aferę.
W gdańskiej synagodze wybito szybę, złapanie winnego (chorego psychicznie, który wcześniej zwandalizował kilka kościołów) zajęło kilka godzin. Głos potępienia zabrali prezydent, premier, koordynator służb specjalnych. Gdy na ogrodzeniu polskiej ambasady w Tel Awiwie namazano swastykę oraz graffiti „mordercy spieprzajcie” i „polskie gówno”, polskie MSZ tchórzliwie milczał. Nie dało się „sprowokować” nawet wówczas, gdy składający się z marcowych emigrantów, tj. byłych ubeków tłum wdarł się na teren ambasady. W tym samym czasie na publicznej plaży w Ejlacie kamieniami oraz wyzwiskami „Dobry Polak to martwy Polak” obrzucono polskich turystów. Opluto też ambasador RP w Izraelu. Milicja izraelska nawet nie udawała, że kogoś szuka. Głosu nie zabrał ani Netanjahu, ani Duda, ani sam opluty.

Czego nie robić? Na pewno nie postępować tak, jak przy okazji „urodzin Hitlera”. Prowokacja TVN była tak groteskowa, że oczywistym było, iż po wyczerpaniu się medialnego paliwo z „60 tysiącami nazistów maszerujących w Warszawie, zaledwie 300 kilometrów od Auschwitz”, padł rozkaz: „wytropić w Polsce nazistów!”. To był pokaz, kto w Polsce rządzi, i dlatego tchórzliwe zachowanie rządzących było antypolskie. Minister spraw wewnętrznych, zamiast sprawdzić z czyjego polecenia TVN działa, podziękował z sejmowej trybuny „dziennikarzom śledczym” TVN. Gdy „naród śląski” z Ruchu Autonomii Śląska napisał list do Putina, że gdyby wysyłał jakieś rakiety na Polskę, to niech „nie celuje na Śląsk”, minister nie reagował. A jak było z twitterem Mosbacher w obronie TVN? Zamiast przekazać do Białego Domu, że ambasador broni oszczerców Donalda Trumpa, tchórzliwie położyli ruki po szwam i pospieszyli z zapewnieniami o wolności słowa. Po prostu chciało się płakać.

Szczególną jaczejkę tchórzy mamy w MSZ. Jacek Czaputowicz poddał się naciskom Kijowa i zablokował pokaz filmu „Wołyń”. Wcześniej MSZ, kierowany przez „dzielnego wojaka Szwejka spraw zagranicznych”, nie protestował przeciwko zamieszczeniu na stronie Parlamentu Europejskiego oszczerczego filmu o Polakach degeneratach, rasistach i faszystach. A czy nie z tchórzostwa IPN wzbrania się przed wznowieniem śledztwa ws. Jedwabnego i Kielc? Dlaczego premier B. Szydło w liście do Kielczan podtrzymała tezę o pogromie dokonanym przez polską antysemicką tłuszczę? Dlaczego pozbawiono Małgorzatę Sołtysiak miejsca w zarządzie Stowarzyszenia Ruch Społeczny im. L. Kaczyńskiego, gdy protestowała wobec „żydowskiej hucpy”, gdy list premier uznała za antypolski, antyhistoryczny i wiernopoddańczy, a wygłoszony przy okazji obchodów wiersz Juliana Korhausera za „obraźliwy i obrzydliwy”?

Za słowa Piotra Glińskiego „język, którym mówi się o PiS, [...] mamy być tak traktowani, jak Żydzi przez Goebbelsa” – kijem wicepremiera obiła ambasador Azari: Ja po prostu nie chciałabym widzieć więcej takich cytatów. Gliński (jak i jego pryncypał) tchórzliwie milczał. Nawiasem mówiąc, skąd tyle pogardy wobec prożydowskiego fanatyka, który dał 100 milionów na żydowski cmentarz i drugie tyle na żydowski teatr? Czemu miała służyć ta ostentacja? Czy nie pokazaniu, że tchórzami gardzą? A tak w ogóle - państwo, które nie ma odwagi sprzeciwić się poniewieraniu własnych ministrów, nie jest państwem poważnym i nigdy nie będzie cieszyć się szacunkiem. Dyrektor warszawskiego biura Amerykańskiego Kongresu Żydów wydała komunikat, że powołanie b. prezesa organizacji nacjonalistycznej na wiceministra ds. cyfryzacji zaskakuje. Czyli strofowała, było nie było, premiera 40-milionowego państwa. Tymczasem polski MSZ nie protestował, gdy ministrem w Izraelu zrobiono Israela Katza, autora wypowiedzi: „Polacy wyssali antysemityzm z mlekiem matki”, a ministrem obrony Naftali Bennetta, znanego z oświadczenia: „Polacy współdziałali z nazistami przy Holokauście”!
Stare polskie przysłowie mówi Na pochyłe drzewo to i koza wlezie:
1. Ambasador USA obwieszcza, że z szefem loży B'nai B'rith (przy okazji otwarcia loży) omawiał „kwestie związane z Radiem Maryja i Telewizją Trwam”.

2. Obama mówi o „polskich obozach śmierci”, a obecny przy tym Daniel Rotfeld milczy. Reaguje jedynie internauta: „To jest k… polski minister spraw zagranicznych?”.

3. Ambasadorowie 26 państw podpisują list wspierający paradą pederastów; ambasador Szwecji składa kwiaty przy tęczy na Placu Zbawiciela; ambasador USA obściskuje się publicznie z Robertem Biedroniem, a ambasador Irlandii (razem ze swym mężem) pląsa pod tęczową flagą.

4. Ambasada Holandii finansuje publikację „Mowa nienawiści”, brutalnie ingerującą w wewnętrzne sprawy Polski i nawołującą do represji karnych wobec obrońców dobrego imienia Polski.
5. Ambasador Izraela wzywa do bojkotu ministra edukacji za to, że na listę lektur szkolnych wpisał książkę Dobraczyńskiego, a ADL zaleca: „z koalicji usunąć Samoobronę i LPR, bo „niedopuszczalne, żeby w kraju członkowskim UE funkcjonowały ksenofobiczne partie”.

6. Ambasador Rosji szarogęsi się przy pomniku sowieckiego generała, który decyzją miejscowego samorządu miał zostać rozebrany, bo generał był odpowiedzialny za mordy i zsyłkę do łagrów setek żołnierzy wileńskiej AK.
7. Prezydent Wrocławia przyznaje, że interwencja Policji wobec demonstrujących na wykładzie Baumana odbyła się na żądanie konsula Niemiec.

8. Mike Pompeo uznaje funkcjonariusza NKWD za polsko-amerykańskiego bohatera, a Jacek Czaputowicz nabiera wody w usta, trzymając tchórzliwie ręce na przyrodzeniu.

We wszystkich przypadkach MSZ milczał, choć były to niedopuszczalne, zdarzające się jedynie w odniesieniu do państw o statusie kolonialnym, przypadki mieszania się w wewnętrzne sprawy   Polski oraz przejawy chamstwa i buty.
Newshungary.com doniosło: szef węgierskiej dyplomacji Péter Szijjártó wezwał ambasadorów Danii, Finlandii, Islandii, Norwegii oraz Szwecji, tj. krajów które wygłosiły indywidualne oświadczenia do listu sekretarza generalnego Rady Europy insynuującego, że węgierski rząd „buduje dyktaturę”. „Węgrzy są ponad tysiącletnim narodem i odrzucają żałośnie pełen hipokryzji protekcjonalizm” - oświadczył minister. Podkreśli też, że „Węgrzy są w stanie decydować, czego chcą, a czego nie chcą”, a ministrowie z pięciu krajów „lepiej pilnowaliby własnych interesów”.
W  listopadzie 2016, w Izraelu, Beacie Szydło przydarzyła się przygoda - kolizja z pojazdami z kolumny wiozącej premier. Dowód, że była to próba zastraszenia - żałośliwy ton jej oficjalnych wystąpień oraz meldunek złożony Netanjahu, że będzie ze zdwojoną energią zwalczała „antysemityzm” w naszym kraju. Innymi słowy, powodowana panicznym strachem zobowiązała się prześladować obywateli polskich wskazanych przez rząd izraelski. Rezultat był widoczny już dnia następnego - sędzia Marek Górny skazał Piotra Rybaka na 10 miesięcy bezwzględnego więzienia za spalenie „kukły Żyda”, chociaż prokurator żądał 10 miesięcy prac społecznych. Premier RP zabrakło natomiast odwagi, aby żądać od premiera Izraela zaprzestania popierania rosyjskiego sojusznika w sporze z polską narracją historyczną. Bo, gdyby to zrobiła, czy Putin nazwałby polskiego ambasadora Draniem i antysemicką świnią, i poparły go w tym izraelskie gazety, Jad Waszem i naczelny rabin Rosji?
Czym więcej ustępują, tym bardziej są poniewierani. Okazuje się, że wszystko na nic. Na nic akademie ku czci „wypędzonych” i udostępnienie Wawelu na obrady Knesetu. Na nic rekordy filosemityzmu i budowanie żydowskich muzeów. Są, używając słów klasyka, w mylnym błędzie, sądząc że odsuną od siebie żydowskie groźby. Panujące w polsko-żydowskim „dialogu” zasady gry są bezlitosne, nie przewidują żadnego kompromisu, żadnej linii granicznej, po osiągnięciu której będą bezpieczeni. Tragizm takich postaw doświadczył Lech Kaczyński, który wobec diaspory żydowskiej poszedł na wszelkie ustępstwa, a ta go porzuciła. À propos - na pogrzebie prezydenta Polski nie było nikogo. Na pogrzebie Peresa, byłego prezydenta małego Izraela byli wszyscy, w tym prezydent Duda.  
Naciski i szantaż to w polityce rzecz normalna. Nikt nie jest od nich wolny. W lepszej sytuacji są jednak ci, którzy odważnie stawiają im czoła. Za przykład niech posłużą , nie słynący skądinąd z waleczności i bohaterstwa, Czesi. Przyjęli ustawę reprywatyzacyjną, która zakładała, że dla odzyskania majątku trzeba spełniać dwa warunki: być obywatelem czeskim i mieszkać w Czechach.  Twardo obronili swe interesy, nie merdali ogonkami. A atak szedł na nich nie tylko ze strony  Żydów, ale i Niemców. „Nie pozwólmy, by Soros śmiał się ostatni” - głosi rozwieszony na ulicach Budapesztu plakat. Orbàn nie dał się też uderzyć Tuskowi. W odpowiedzi na atak wypomniał mu dziadka w Wehrmachcie.
Co do odwagi - Amerykanom można pozazdrościć prezydenta. Nigdy nie przechodzi do defensywy, zawsze szuka słabych punktów przeciwnika i wygrywa (także z mediami, które próbują zapędzić go do kąta nieustannymi zarzutami o ksenofobię). Ponadto - Trump to po angielski „zuch”, „chwat”, a u nas wszystko zeszło do takiego poziomu, iż każda łajza czuje się uprawniony do wtrącania się w polskie sprawy, pouczania, straszenia. À propos „naszych” - jak się nazywają? Łajza, Pupka, Budka, Tusk. Przy tym nazwisko tego ostatniego znaczy po kaszubsku „kundel”.   

W Polsce wszyscy, w tym antysemici, przeszyci są strachem. Przekonani, że Żydzi rządzą światem, że jeśli nie będziemy siedzieć cicho, to stosunki z Ameryką na tym ucierpią. Inny mit: Żydzi tworzą  Judeopolonię, a pomagają im w tym rozlokowane w licznych bazach amerykańskie wojska, które pacyfikują tubylców sprzeciwiających się Żydom. Wierzą, że Ameryką rządzi niepodzielnie lobby żydowskie, że Trump wykonuje rozkazy Netanjahu, frymarczy interesami Ameryki, że trzeba wykonać każde polecenie z Tel-Awiwu, bo jak nie to Amerykanie wycofają swoje wojska i zostawią nas na pastwę Putina i Merkel. Do tego dochodzą podpowiedzi z Łubianki, że przed lobby żydowskim trzeba uciekać pod opiekę Rosji, bo okupacja żydowska będzie jeszcze gorsza niż sowiecka. To bzdury, bo z Żydami można wygrać! USA mają swoje interesy i interesów tych pilnują; Izrael jest na łasce Waszyngtonu w kwestii swego bezpieczeństwa i przetrwania; Amerykanie są obecne w Polsce w swoim interesie, bo muszą przeciwdziałać sojuszowi niemiecko-rosyjskiemu i blokować Jedwabny Szlak.

Sojusznikiem naszego sojusznika jest Izrael, ale Izrael sojusznikiem Polski nie jest! Dzielą nas fundamentalne różnice: przedsiębiorstwo holokaust, antypolonizm i to że w sporze z polską narracją historyczną stał się sojusznikiem Rosji. USA są naszym sojusznikiem, ale to nie znaczy, że mamy we wszystkim sojusznikowi ulegać. Ponadto problemem w stosunkach  z USA nie jest Trump, bo to nie on żąda od nas 30 miliardów, ale zbędni i szkodliwi pośrednicy, wmawiający nam (i Amerykanom), że „nic przeciw Żydom, nic bez Żydów, a wszystko z Żydami”. Dowodem na skretynienie (i tchórzostwo) rządzących jest tolerowanie tłustego kurdupla Jojne Danielsa, który straszy Polaków Mosadem i wykrzykuje im buńczucznie w twarz: „Nawet jeśli pod inicjatywą podpisze się 40 milionów osób, ekshumacja w Jedwabnem nie odbędzie się”. W stosunkach polsko-amerykańskich izraelski sierżant nie jest nam do niczego potrzebny (a jeśli, to jak czyrak na tyłku). Z Trumpem dogadamy się sami. Zwłaszcza gdy zamiast rozbijać, wzmocnimy lobby polonijne.  
 
Mamy MSZ. Mamy Ministerstwo Kultury i jego rozmaite „narodowe” instytuty. Mamy rząd, choć bezmyślny, pozbawiony ekspertów, bez własnej strategii, ślepo wykonujący polecenia z zewnątrz, skupiający się na utrzymaniu władzy (która i tak nie wykracza poza opłotki dzielnicy rządowej). Mamy nędzne, zakompleksione elity, tabuny tchórzy i nieudaczników. Tymczasem wystarczy grupka mądrych i odważnych ludzi, bez „certyfikatu koszerności”, odróżniających polskie interesy od tych podpowiadanych przez zagranicę. Wystarczy jasna strategia i wizja, i przede wszystkim odwaga. Żadnego kajania się. Wstać z ringu, otrzepać się, i głośno za kardynałem Stefanem Wyszyńskim powiedzieć non possumus, a za ojcem Rydzykiem alleluja i do przodu.

        Krzysztof Baliński