Drukuj
Kategoria: Komentarz polityczny
Odsłony: 1279
Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

"Jedynym kataklizmem, jaki gnębi Polskę od lat są idioci przy władzy."

W lutym 2018 r. Polska padła ofiarą agresji, która obnażyła w sposób bezceremonialny głupotę polskich polityków. Po przyjęciu przez Sejm nowelizacji ustawy o IPN, gdy izraelska ambasador zaatakowała Polskę w Auschwitz, gdy izraelski minister wywiadu obciążył odpowiedzialnością za holokaust cały naród polski, odgrażając się „My, Izraelczycy nigdy nie zapomnimy i nie wybaczymy”, gdy izraelski minister edukacji zapowiedział wprowadzenie we wszystkich szkołach zajęć o odpowiedzialności Polaków za Zagładę, gdy przywódca izraelskiej opozycji ogłosił, że „były polskie obozy i żadne prawo tego nie zmieni”, jedyną odpowiedzią były głupie gęby naszych polityków i kapitulacja, bez najmniejszej nawet próby obrony.

Katastrofa była wielka, ale korzenie miała płytkie. Każdy, kto widział wiceminister kultury bijącą brawo Izraelitce, musiał zdiagnozować poważną psychiczną przypadłość trawiącą rządzącą elitę. „Przede wszystkim musimy spokojnie rozmawiać” - kajał się wicepremier. „Chcemy mieć dobre relacje z Izraelem i będziemy bardzo zabiegać o to, aby te relacje odbudować” - to marszałek Senatu. Równie idiotyczna była wypowiedź marszałka Sejmu: „Chcemy prawdy. Prawdy chce też strona izraelska”.

Jacek Czaputowicz kwilił: „Nasze stosunki z Izraelem to stosunki sojusznicze, bardzo dobre […] To jest incydent dotyczący nieporozumień. Jedynym powodem był problem w komunikacji, i trzeba okazać dobrą wolę wobec wrażliwości strony żydowskiej, bo w Jedwabnem Polacy zabili Żydów i tego nikt się nie wypiera”. Do stronnictwa sejmowych idiotów wpisał się Paweł Kowal: „Zgoda na Nord Stream może być skutkiem przyjęcia noweli ustawy, gdyż w polityce zagranicznej różne tematy są powiązane”. Nałożyła się na to wypowiedź głupiej sejmowej baby, że ustawa jest „głupia”. Przy czym mówiła to po podpisaniu jej przez prezydenta RP, którego jest doradcą. Nieźle bredził Ryszard Terlecki: „Trzeba to wyprostować, trzeba zapomnieć o złych emocjach. Musimy wyjaśnić, nie tylko w Izraelu, co naprawdę zaszło i co było naszą intencją”. W tym miejscu bądźmy jednak wyrozumiali - mówił jak wyglądał, a wyglądał jak mówił, bo nawet cyrulik wie, że narkotyki (zwłaszcza opary z pasty do butów) niszczą komórki mózgowe.

Prezydencki doradca Andrzej Zybertowicz podzielił się spostrzeżeniem: W wielu krajach świata i wielu środowiskach żydowskich nie ma świadomości tego, że Polacy byli ofiarami niemieckich hitlerowców […] To jest zaskoczenie, daleko idące zaskoczenie i nie jest dla nas do końca jasne, jakie są tego powody”. Dowodem zidiocenia była wypowiedź innego profesora - wg Jacka Czaputowicza „rola Polski w czasie II wojny jest nieznana w Izraelu [...] Nie postrzegam tego, jako świadomej akcji Państwa Izrael”. I jeszcze to: „Profesor Gross jest naukowcem i ustawa go nie dotyczy. Jest swoboda prowadzenia badań naukowych i ma on prawo do swoich poglądów”. Czyli uniewinnił jednego z największych polakożerców, podszywającego się w dodatku pod profesora. Gdzie tu prawda historyczna, przyzwoitość - łkali. Jakże to tak! My ratowaliśmy Żydów w czasie wojny, a oni mają nas za pomagierów Hitlera! Przez lata robiliśmy wszystko, by umocnić sojusz polsko-izraelski, a oni niszczą go w tydzień! Uzgodniliśmy wszystko z rządem Izraela, a ten od wszystkiego się odciął! Żebranie o to, by rozgniewani Żydzi pozwolili im zachować twarz, było złe także z innego powodu - potwierdzało, że mamy nieczyste sumienie i błagamy o najniższy wymiar kary.

Odezwali się idioci z rządowych mediów, bredzący o dyplomatycznym incydencie, o anonimowym ataku, o żydowskiej wrażliwości, o przyjaciołach, którzy z nieznanych powodów nie rozumieją, że Polska nie jest odpowiedzialna za holokaust. Gdy w państwie żydowskim grzmiały propagandowe armaty, a lonty podpalał osobiście Netanjahu, ubolewali: to faux pas pani ambasador, której należy wytłumaczyć, że popełniła gafę. Podejścia nie zmienili nawet wtedy, gdy ambasador wygadała się: „Ja mówiłam, dlatego, że musiałam”, czyli przyznała, że antypolska retoryka jest jądrem polityki Izraela, a nie babską paplaniną.

Zamiast pokazać istotę kłamstwa, że Polacy byli pierwszymi ofiarami Hitlera, że mamy swoich męczenników, że Auschwitz był przeznaczony najpierw dla Polaków, że miliony polskich ofiar od żydowskich gorsze nie są, polski premier starał się wykazać jak bardzo chce bronić pamięci żydowskiej, i że zrobi to lepiej od samych Żydów i że „szerzenie prawdy o Holokauście to nie tylko zadanie Izraela. To również zadanie Polski”. Ekonomista z niego marny, co można zrozumieć. Ale że idiota, to już nie. Bo czy magister historii może nie znać mądrości Aleksandra Fredry: Naród, który nie zna i nie dba o własną, a troszczy się o cudzą historię, o cudze mity, skazany jest na zagładę.

Szczególnie głośno bredził Jarosław Kaczyński. Na pytanie, czy zaskoczyła go reakcja Izraela, rzekł: Nie było żadnych powodów do tak gwałtownej reakcji. Były rozmowy w MSZ z ambasador […] i nikt słowa na ten temat nie powiedział. Wreszcie była serdeczna wizyta przedstawicieli naszego rządu z panią premier Szydło na czele w Izraelu, z półprywatnym spotkaniem z Netanjahu w jego mieszkaniu, z jego żoną itd., podczas której również ten temat się w ogóle nie pojawił. Przecież gdyby to był tak palący problem, to byłby wówczas sygnalizowany. Równocześnie biadolił: „my nie mamy żądnej przyszłości, jeżeli będziemy narodem oskarżonym o Holokaust”, a przed pomnikiem synagogi w Białymstoku potępił: „falę antysemityzmu koncentrującego się na atakach na Państwo Izrael, które jest przyczółkiem naszej kultury w tamtym świecie”.

Najbardziej dziwiło przekonanie, że w całej sprawie chodziło o ustawę. Bo nawet ignorant wie, że celem działań Izraela nie jest „prawda historyczna”, lecz grabież polskiego mienia, że zmiana przecinka w ustawie nie miała dla Żydów żadnego znaczenia, że cokolwiek byśmy nie uchwalili, co nie byłoby w stu procentach zgodne z ich zakusami na nasz majątek, będzie złe. Wyjaśnienie jest jedno: mieliśmy do czynienia z idiotami niezdolnymi do rozpoznania najprymitywniejszej intrygi. „Jesteśmy przerażeni najnowszymi wydarzeniami i obawiamy się o nasze bezpieczeństwo, jako że sytuacja w naszym kraju staje się coraz bardziej niebezpieczna”- tuż przed rozróbą alarmowali w manifeście skierowanym do Kaczyńskiego. I tylko głupiec nie mógł skojarzyć tego z projektem ustawy reprywatyzacyjnej przygotowanym przez ludzi Z. Ziobry, zakładającym zwrot utraconej własności tylko tym, którzy w momencie nacjonalizacji żyli w Polsce i mieli polskie obywatelstwo. Zarówno „genialny strateg”, jak i prezydent Polin, prawidłowo jednakże zrozumieli podszepty - utrącili dalsze prace nad ustawą.

Dlaczego rząd wycofał się z ustawy, która utrudniała rabunek mienia i komplikowała działania geszefciarzy? Dlaczego z dnia na dzień dał się uwikłać w kombinację? O odpowiedź nie trudno. Idioci nie wiedzieli, że kreowanie w oczach świata Polaków na morderców Żydów to element konsekwentnie realizowanej agendy, że wprowadzenie kary za pomawianie Polaków o niemieckie zbrodnie utrudnia wymuszenie haraczu, że geszeftu nie da się zrobić bez kłamstwa, bo łatwiej zbudować koalicję światową wokół pamięci o holokauście niż wokół ordynarnego przekrętu? Do idiotów nie dotarło, że Izrael skutecznie narzucił światu dogmat o „wyjątkowości żydowskiego cierpienia” i nie dopuszcza na tym polu do żadnej konkurencji. Status największej ofiary w dziejach ludzkości wiąże się bowiem z bardzo konkretnymi i namacalnymi korzyściami. Idioci nie dostrzegli też, że Netanjahu traktuje prawdę historyczną na sposób żydowski, i przypisywanie Polakom miana „wspólników Holokaustu” traktuje jako środek nacisku w negocjacjach biznesowych.

Wspieramy Izrael w ONZ. W UE jesteśmy jego bezkrytycznym ambasadorem. Nasz konsulat w Tel Awiwie co roku wydaje paszporty kilkunastu tysiącom Żydów. Idioci wykoncypowali „genialną” myśl: za wsparcie polityczne, za popieranie w walce z arabskim otoczeniem, za podlizywanie się, uzyskamy status „brata w wojennym cierpieniu”. A tu nagle okazało się, że to lipa i gra pozorów, że idea taka jest Żydom obca. W całej pełni ukazał się fałsz legendy o wspólnocie dziejów oraz prawdziwe oblicze Żyda, dla którego liczy się tylko interes, a nie sentymentalne jasełki z zapalaniem chanukowych świec. Okazało się, że jedyną rzeczą, której Izrael od nas oczekuje jest całkowita i bezwarunkowa kapitulacja.   

Strategii nie było. Były za to głupie ruchy, dla wkupienia się w łaski oszczerców. Była wizyta prezydenckiej pary w przedszkolu żydowskimi (i ujawnienie przez rabina Schudricha, że dzieci premiera uczyły się w żydowskiej szkole). Było powołanie Schnepfa i Rotfelda na członków Rady Muzeum Polin. Gdy przez świat przelewała się fala antypolskiego hejtu, rząd zajmował się futrowaniem antypolskich środowisk, przy zdumieniu Polaków - jesteśmy obrażani we własnym kraju, a paszkwilantów hojnie obsypujemy złotem i zapewniamy komfortowy warsztat pracy w państwowych uniwersytetach. Bo to nie Izrael wypłacił 400 milionów na Muzeum Polin. To nie Kneset przyznał 100 milionów na renowację cmentarza w Warszawie. To nie Netanjahu wstrzymał ekshumację w Jedwabnem. A kto zamroził procedowanie ustawy o Polakach ratujących Żydów, by „nie urazić żydowskiej wrażliwości”? Ani Netanjahu, ani Gross, tylko idioci w polskim Sejmie. Układ Monachijski Winston Churchill skomentował tak: „Głupcy, mieli do wyboru wojnę lub hańbę. Wybrali hańbę, a wojnę i tak będą mieli”. Rząd hańbę już dostał. Wojnę też.

Harmonogram idiotycznych poczynać był taki: Przy cichej zachęcie i inscenizacji Izraela przeprowadzają nowelizację ustawy o IPN. Diaspora żydowska nakręca antypolską kampanię o globalnym zasięgu. Rząd prowokację toleruje, a nawet promuje. Gross pręży pierś z polskim orderem, a manufaktura antypolonizmu w PAN dostaje tłusty grant naukowy. Na Marszu Żywych Duda, otorbiony izraelskimi notablami, wchodzi do obozu Auschwitz, a zamykające pochód Żydówki ustawiają tablice „This is polish concentration camp”. Dyrektor muzeum pozwala, by tablice wisiały na obozowej bramie, a minister kultury nie usuwa dyrektora. Podyktowane przez Netanjahu zmiany w ustawie Sejm zatwierdza w groteskowym tempie. Zamiast ustawy zwalczającej „polskie obozy” dostajemy ustawę o zwalczaniu antysemityzmu, a zamiast ustawy broniącej Polskę ustawę broniącą Grossa.

Schemat jest od lat taki sam: Dziennikarz na Zachodzie, zawsze o żydowskich korzeniach, ogłasza tekst, w którym przypisuje Polakom odpowiedzialność za Holokaust. Podnoszą się nieśmiałe protesty ze strony polskiej ambasady. Do operacji dołączają idioci w Polsce, tłumacząc się w formule „Polacy zabijali, ale i ratowali”. Największy entuzjazm rodzimych idiotów wzbudza wieść, że krytyczną opinię wyraziła jakaś drugorzędna organizacja żydowska lub trzeciorzędny Żyd. Autor paszkwilu twierdzi, że został źle zrozumiany. Nie przeprasza, no bo musiałby sam być idiotą, żeby idiotów przepraszać. Przy czym nie oszukujmy się. To jest przemyślany doskonały system. On tylko tak idiotycznie wygląda. I nie zrobili go idioci, ale dobrzy fachowcy „od idiotów” dla idiotów, o których wystarczającą liczbę zadbali autorzy systemu edukacji Polaków oraz autorzy hasła wyborczego: Bądź patriotą – głosuj na idiotów! Przy czym sytuacji w niczym nie polepszyło szczere hasło kandydata do sejmiku wielkopolskiego: „Idioci już byli – czas na Głąba”.

Jak tylko Światowa Organizacja Restytucji Mienia Żydowskiego opublikowała na swej stronie list Antoniego Blinkena z poparciem dla żydowskich roszczeń majątkowych, Masha Gessen napisała w „New Yorker”: Aby oczyścić naród z zarzutu zamordowania trzech milionów Żydów, polski rząd posuwa się do ścigania za zniesławienie dwojga naukowców, prof. Jana Grabowskiego i prof. Barbary Engelking. Zaprotestował ambasador w Waszyngtonie: „świadczy to  o braku podstawowej wiedzy historycznej publicystki”. Po tym poszło kajanie się: „Nie było systemowego współudziału w Holokauście ani ze strony narodu polskiego, ani państwa polskiego. Jednostki w całej okupowanej przez Niemcy Europie - kierując się przymusem, strachem, antysemityzmem, oportunizmem i chciwością - współpracowały na różne sposoby z niemieckimi okupantami i dopuszczały się potwornych czynów, także w okupowanej Polsce”. Na koniec dyplomata zaprasza Gessen do odwiedzenia Muzeum Auschwitz-Birkenau, „by dowiedziała się więcej o nazistowskich niemieckich obozach śmierci, Holokauście i milionach ludzi zamordowanych podczas II wojny światowej”, a rządowe media entuzjastycznie komentują: Dobre posunięcie polskiej ambasady!

Artykuł skrytykował Komitet Żydów Amerykańskich. Ale nie tyle Komitet, co jego oddział na Europę Środkową z siedzibą w Muzeum Polin. I nie tyle w oświadczeniu, co we wpisie na Twitterze. „Skrytykowaliśmy polski rząd za lukrowanie prawdy o postawach Polaków wobec Żydów w czasie II wojny światowej. Ale twierdzenie, że Polska rozumiana jako wspólnota etnicznych Polaków i państwo polskie są winne śmierci 3 milionów Żydów jest wypaczeniem Holokaustu. W kolejnym tweecie Komitet nie omieszkał dorzucić: „Tysiące Polaków szantażowało, denuncjowało, a nawet mordowało Żydów własnymi rękami”.  I tak z całej „krytyki” zostało: To nieprawda, że Polacy winni są śmierci 3 milionów Żydów, ale 2 milionów to już tak, a 200 tysięcy to już na pewno.

Zaprzeczył, by Polska ograniczała swobodę prowadzenia badań nad Holokaustem, bo wiele z nich finansowanych jest z publicznych pieniędzy. I rzeczywiście – to rząd, a konkretnie idiota, który pełnił funkcję wicepremiera, przyznał Engelking i Grabowskiemu kilkumilionowy grant naukowy. Słowa ambasadora skrytykował (w dodatku w rosyjskim Sputniku) prof. Paweł Śpiewak, dyrektor finansowanego w 100 procentach przez państwo polskie Żydowskiego Instytutu Historycznego, którego pracownica dr Alina Cała, przed 12 laty oznajmiła: „Polacy są w pewnym sensie winni śmierci wszystkich Żydów”. Przy czym jej naukowe odkrycie poszło w świat, bo na kłamstwo nie było żadnej reakcji władz polskich. Gessen musiała oprzeć się na ustaleniach zorganizowanego i sfinansowanego przez PAN, czyli polski rząd, kolokwium naukowego w Paryżu, w którym udział wzięli Engelking i Grabowski. Musiała też zapoznać się z przemyśleniami Olgi Tokarczuk, której książka o Polakach mordujących Żydów w XVIII wieku, przetłumaczona została na angielski z pieniędzy przyznanych przez idiotę pełniącego funkcję wicepremiera. I wszystko przebiegło według przećwiczonego schematu: W zaplanowanej i dobrze przemyślanej akcji oskarżają; my pocieszymy się, że to tylko błąd niedouczonej dziennikarki; artykuł „krytykuje” jakaś żydowska organizacja; w świat idzie przesłanie: Polacy mordowali Żydów.  I wszystko jak w żydowskiej facjacie o „Kozie rabina”.

Izraelski portal „Ynet” doniósł, że Jarosław Kaczyński wysłał sygnał chęci „normalizacji stosunków dyplomatycznych” z Izraelem, i chce też, aby do Warszawy przyleciał izraelski minister. Wybaczył zatem i przyznał rację Israelowi Katzowi za wredne słowa: „Polacy wyssali antysemityzm z mlekiem matki” i dał przyzwolenie na kolejne plucie. Informacja szokuje także dlatego, że Izrael przyjął apel „z zainteresowaniem”, ale zwrócił uwagę na „skazanie polskich historyków za pisanie o Holokauście”. Przekaz był jasny: wielkodusznie puszczamy mimo uszu bezczelne żądania przeprosin za Katza i zapominamy o sprawie, jeśli Kaczyński zdyscyplinuje IPN, aby pokornie przyjmował bzdury wypisywane przez żydowskich historyków. Nie można też wykluczyć, że niezawisły sąd II instancji unieważni niesłychanie zuchwały wyrok, i przykładnie ukarze Filomenę Leszczyńską, nakazując jej zapłacenie obojgu „światowej sławy polskim historykom” stosownego odszkodowania.

Nasi politycy i dyplomaci, i to zarówno ci polscy jak i z Polski, mają wyrobiony odruch warunkowy psów Pawłowa – na dźwięk słowa „antysemityzm” rzucają się do przepraszania Żydów, zanim ustalą o co naprawdę chodzi. W Gdańsku rozbito szybę w synagodze. Podczas XI Zjazdu Gnieźnieńskiego do kilkuset gości z całej Europy podniosłe słowa wygłosił Andrzej Duda. Połowę swego wystąpienia, w założeniu poświęconemu Gnieznu, źródłu, z którego wypływa historia Polski, chrztu Mieszka i końcowemu Szczęść Boże na 100-leciu Niepodległości, poświęcił wybitej szybie: Z ogromnym bólem przyjąłem akt barbarzyństwa, do którego doszło w Gdańsku, kiedy ktoś rzucił kamieniem w okno synagogi w czasie modlitwy. Tak ogromnie boleję, że stało się to u nas, w kraju, w którym przez stulecia była tolerancja religijna. Z pewnością nazwą to aktem antysemityzmu, ale dla mnie to barbarzyństwo, który musimy potępić. Bo potrzeba nam umocnienia wspólnoty na poziomie ogólnoludzkim, jak i państwowym. Niespotykaną rangę nadano ceremonii w synagodze, podczas której odsłonięto wstawioną szybę. Udział wzięli przedstawiciele kościołów, rabini i katolicki biskup, zaś zebrani wznieśli transparent „Nigdy Więcej”. Media o „barbarzyńskim” akcie mówiły jak o pogromie Żydów i początku Kristallnacht, dopóki nie okazało się, że u sprawcy zdiagnozowano chorobę psychiczną, i że kilka miesięcy wcześniej analogicznego czynu dopuścił się względem kościoła parafialnego. Zachowanie idiotów było tym bardziej absurdalne, gdy porówna się wybryk do namazania na ogrodzeniu Ambasady RP w Tel Awiwie swastyki i napisów „polskie gówno”, „mordercy spieprzajcie”. Polskiej policji złapanie winnego zajęło jeden dzień. Izraelska nawet nie udawał, że kogoś szuka. Na temat incydentu nie zabrał głosu ani tamtejszy Duda, ani tamtejsi rabini i dziennikarze.

Gdy 20 stycznia 2018 r. o godzinie 19:00, z cynicznym uśmieszkiem na twarzy, lektor „Faktów” ogłosił, że polscy neonaziści świętowali urodziny Hitlera w krzakach w Wodzisławiu Śląskim, TVN odniosła niebywały sukces - jej reportaż zmobilizował prezydenta do publicznego wystąpienia. Nad Polakami z troską pochylił się też były prezydent, dla którego „Polacy mają problem z antysemityzmem” (polemizował z nim bloger - nawiązując do troski, z jaką Kwaśniewski pochylił się w Charkowie nad mogiłami Polaków pomordowanych przez NKWD, napisał: „Polacy mają problem z antysemityzmem, a Kwaśniewski z alkoholem”). Po kilku dniach zreflektował się ważny minister i zaczął uspokajać, że w Polsce są neonaziści i chodzą po lesie, ale jest ich „bardzo mały margines”, czyli są, ale jest ich mało, zbyt mało. Na rewelacje TVN, jak nakręcane małpki z pudełka wyskoczyli marszałek i wicemarszałek Sejmu, odgrażając się, że „będą delegalizowali nazistowskie organizacje”. Epizod wart, co najwyżej, odnotowania w kronice wybryków chuligańskich osiedlowej gazetki, całkowicie zdominował polską scenę polityczną, z Sejmem włącznie. Wszyscy prześcigali się w buńczucznych zapowiedziach, że polskich neonazistów uduszą własnymi rękami. Przynętę złapał nawet premier dźwigający na swych wątłych barkach zadanie polonizacji gospodarki. Nie zajmowali się niczym innym, a Michnik przecierał oczy ze zdumienia, jak łatwo dali się podpuścić. Okazali się użytecznymi idiotami, wzięli udział w przedstawieniu, skwapliwe odegrali rozpisane z góry przez reżyserów role, zatańczyli tak, jak im zagrała antypolska orkiestra.

Prowokacja była tak groteskowa, że było oczywiste - padł rozkaz: „wytropić w Polsce nazistów!”. Tym bardziej, że wyczerpało się medialne paliwo z „kukłą Żyda” i transparentami z Marszu Niepodległości. Było oczywiste, że to dalszy ciąg operacji propagandowej o „60 tysiącach nazistów maszerujących w Warszawie zaledwie 300 kilometrów od Auschwitz”. Zachowanie idiotów było uderzeniem w polską rację stanu, a wizerunkowi Polski wyrządziło szkody trudne do oszacowania. Jest i druga strona medalu - przepraszają za wszystko, za rasistów, za antysemitów, za nazistów, a ci, którzy za tym stoją kalkulują sobie: przepraszajcie, a my będziemy podrzucać kolejne śmierdzące sprawy - jak nie o rasiście na przystanku we Wrocławiu, to o ciemiężycielu sprzątaczki ukraińskiej. A gdyby i oni zawiedli, zawsze „nazistowską” można będzie nazwać procesję Bożego Ciała.

Zamiast energicznie zwalczać antypolonizm, energicznie zwalczali antysemityzm. Gdy Sejm zmienił ustawę o IPN, Kaczyński pouczał: „Dzisiaj diabeł podpowiada nam pewną bardzo niedobrą receptę, pewną ciężką chorobę duszy, chorobę umysłu – tą chorobą jest antysemityzm. Musimy go odrzucać, zdecydowanie odrzucać”. Przy czym nakazywał to Polakom wówczas, gdy byli opluwani i lżeni za... antysemityzm. Kaczyńskiemu zabrakło natomiast odwagi, by zaapelować do Żydów o odrzucenie „ciężkiej choroby antypolonizmu”. Kolejny strzał w stopę oddał minister spraw wewnętrznych, powołując rządowy zespół ds. przeciwdziałania propagowaniu faszyzmu, czyli do przekonywania międzynarodowej publiki, że problem z faszyzmem w Polsce jest tak poważny, że rząd zmuszony był powołać specjalną instytucję do jego zwalczania. I tu pytanie: czy nie bardziej użytecznym było powołanie zespołu do ustalenia, ilu w rządzie jest idiotów?

Kiedy Netanjahu w rozmowie z Morawieckim powiedział: „Polacy w sposób systemowy uczestniczyli w holokauście” i ani razu nie wymienił Niemców (a premier reprymendę odparował „ciętą” ripostą, że sprawiedliwi Polacy uratowali mu ciotkę), ujawnił się podstawowy problem naszych mężów stanu - idiotyzm. Jak powinien był postąpić? Powinien był wskazać na „systemowy” udział Żydów w holokauście Polaków. Tak jak to zrobiła Krystyna Pawłowicz na Twitterze: Holokaust Polaków trwał też po II wojnie. Światło, Różański, Berman, Fejgin, St. Michnik, H. Wolińska, L. Brystygierowa i podobne bestie mordowały w katowniach i sądach tysiące polskich Patriotów w latach 50-tych. Powinien był napiętnować zdrajców i sprzedawczyków, bo operujący zza granicy, bez użytecznych idiotów na miejscu, niewiele by wskórali. Potrzebna była odwaga, a nie tchórzliwe merdanie ogonkiem, gdy walili nas w pysk na odlew. Potrzebne były procesy wytoczone oszczercom i areszt, gdy pojawią się w Polsce po odbiór kamienic. Pokazał ignorowanie podstawowej zasady - nie przyjmować bitwy na warunkach przeciwnika, przygotować się solidnie, ale nie do obrony, tylko do ataku, przypominając światu, że polski holokaust nie był mniejszy od żydowskiego i że po wojnie był Berman. Ale o tym można tylko pomarzyć, bo władza, uwikłana głęboko w filosemicką retorykę i praktykę, ma poważny problem nawet z nazwaniem rzeczy po imieniu.

Nie licz na rząd. Oni nic nie zrobią. Bo są sparaliżowani strachem, przekonani, że tylko kapitulacja może ich ocalić. Rejterada idiotów i nieudaczników to nie klęska Polski, bo na szczęście Polacy potrafią działać bez państwa. I żadnego kajania się! Wstań z ringu, otrzep się, i jasno za Stefanem kardynałem Wyszyńskim powiedz non possumus, a za ojcem Rydzykiem alleluja i do przodu! Przy tym działajmy mądrze, spokojnie, bez bicia piany, za to konsekwentnie. Aż ludzie na całym świecie dowiedzą się, że gdzieś tam na krańcach Europy jest kraj, który się nie daje, który nie wyrzeka się pamięci o własnych ofiarach, nie rezygnuje ze swej tożsamości, który wstał z kolan i chodzi z podniesioną głową. I tu chciałoby się powiedzieć: Polska nie jest biednym, pustynnym krajem. Polska nie jest nękana przez kataklizmy. Jedynym kataklizmem, jaki gnębi Polskę od lat są idioci przy władzy.

Krzysztof Baliński