Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 
Jak nazwać dziennikarza, który wykorzystując swoją pozycję i zawód zaufania publicznego staje po stronie władzy i świadomie uczestniczy w największym  kłamstwie III RP? Czy miano to przysługuje komuś, kto na „niezależnym” portalu masowo stosuje cenzurę, ukrywa treści niewygodne dla rządzących i nagłaśnia antypolską, sowiecką narrację? Jaka zasada dziennikarstwa pozwala ukrywać i blokować opinie rzetelnych naukowców pracujących nad wyjaśnieniem narodowej tragedii – tylko dlatego, że ich tezy  przeczą rządowo – sowieckiej wersji, skrojonej na miarę logiki imbecyla? Czy ta sama zasada każe propagować ordynarne paszkwile i bełkotliwe „polemiki” - pisane przez zadaniowaną agenturę i niedouczonych pismaków?

Jeśli dziennikarskim obowiązkiem jest przedstawianie rzeczywistości - szczególnie tej, którą obecny reżim chciałby ukryć przed wzrokiem społeczeństwa – do jakiego zawodu zaliczyć ludzi narzucających Polakom kłamstwo – w imię obrony grupy rządzącej i własnych, zafajdanych interesów?  Jeśli prawem dziennikarza jest stawianie władzy niewygodnych pytań i ujawnianie mechanizmów zła – kim są osobnicy zatrudnieni w firmach medialnych, którzy wspólnie z tą władzą oszukują Polaków i zabiegają, by prawda o śmierci polskiej elity nie dotarła do świadomości obywateli?

 „Język polityki - pisał Orwell - obliczony jest na to, by kłamstwo brzmiało wiarygodnie, by morderstwo uczynić godnym szacunku, a czystym frazesom nadać pozory rzetelności i solidności". Ludzie mieniący się dziś dziennikarzami nie znaleźli własnego języka, a przez 20 lat hybrydy III RP nie potrafili pozbyć się piętna niewolnictwa i odrzucić dialektykę „panowania i służebności". Nadal używają słów i obrazu dla osiągnięcia politycznych celów i wciąż uznają wyższość „pana”  - podporządkowując mu wszystkie aspiracje i dążenia. Mając do wyboru wyboistą ścieżkę rzeczników społeczeństwa i gościniec przywilejów władzy – rzesze niedouczonych medialnych wyrobników podążyły za głosem „pana”.

Niech nikt się nie łudzi, że znajdzie w nich sprzymierzeńców, bo służąc temu „panu” otrzymali od niego posady małych demiurgów i mają w pogardzie tych, którym przed egzekucją zakryto oczy. Jest to pogarda na miarę tchórzy i niewolników - przekonanych, że tylko bycie po stronie „pana”, daje gwarancję bezpieczeństwa i bezkarności.

Nie nazywajcie ich więc publicystami, bo obrażacie ludzi uczciwie wykonujących ten zawód i uwłaczacie pamięci takich postaci, jak Jacek Kwieciński czy Maciej Rybiński. Nie nazywajcie ich dziennikarzami, bo zniesławiacie tych, nielicznych ludzi mediów, którzy nie wywiesili nad głową „czerwonej latarni”.

Trzeba się pytać: ile razy jeszcze muszą nas oszukać, byśmy znaleźli dość odwagi i nazwali tych ludzi po imieniu? Ile doświadczeń musi nas powalić, byśmy dostrzegli zbrodniczą rolę   pomocników kłamstwa?

To dzięki nam funkcjonuje ten załgany układ, w którym byle ćwierćinteligent uzurpuje sobie pozycję mędrca, a zakompleksiony tuman sili się na pozę wojownika. Tylko dzięki nam możliwe są występy bełkoczących „analityków” i partyjne agitki pismaków, odznaczanych przez rasę „panów” za "wybitne zasługi dla rozwoju niezależnego dziennikarstwa".

Kto dopuścił do tego, by prymitywni  sługusi udający piewców demokracji i wyznawców wolności kształtowali kolejne pokolenia imbecyli - czerpiących wiedzę o świecie z migoczącego ekraniku i jałowych propagitek? 

To na nas spada odpowiedzialność za urojenia witkiewiczowskich Puczymordów, którym śnią się „papawerdy zakrapiane oblikatoryjnymi fąframi” i nie ma żadnego usprawiedliwienia, gdy przyzwalamy na władzę miernot przeświadczonych o własnej wyjątkowości.

Nie warto szukać wrogów na zewnątrz, gdy w nas samych tkwi największy nieprzyjaciel i z tchórzostwa lub głupoty - nie pozwala wykrzyczeć o bezmiarze łajdactwa. 

Jestem przekonany, że ludziom wykonującym zadania funkcjonariuszy medialnych musi towarzyszyć lęk. Wielu z nich wie, jak wygląda prawda o reżimie i jaką cenę płacą za niewolniczą posługę. Tym zaś, którzy zatracili nawet to rozeznanie – my sami musimy przypominać, że bać się powinni.  Jeśli nie dziś, to za rok, dwa lub dziesięć lat – gdy Polacy poznają prawdę i rozliczą tych, którzy bronili do niej dostępu.

Włodzimierz Odojewski w "Milczący, niepokonani. Opowieść katyńska"  napisał:

 „Mimo nakazu milczenia, totalnego zakłamania, fałszowania faktów, wymazywania z historii wydarzeń, cenzury, fizycznego i psychicznego przymusu i całej łżepropagandy [...] Las Birnam idzie, choć odgłos jego marszu jest niedosłyszalny. Idzie w przyszłość [...] Gdyby ten, kto zabija, był zawsze zwycięzcą i nie musiał zdawać sprawy ze zbrodni ani za nią płacić, świat byłby niedorzeczny”. 

Świat nie jest niedorzeczny, a przyszłość będzie należała do tych, którzy służą Polsce. Dzisiejsza rasa „panów” już została skazana, zaś do „onych” – przyjdzie „Las Birnamski”. I tego tylko oczekujmy. By się bali.

Dzisiejsze wydarzenia na Salonie 24 definitywnie przekreślają „dziennikarskość” tego miejsca, a jednocześnie – bezlitośnie obnażają intencje właścicieli. Bez wątpienia - są to te same intencje, które towarzyszą działaniom grupy rządzącej i zmierzają do ukrycia prawdy o największej tragedii III RP. W tym miejscu doświadczyłem ich wielokrotnie, czasem niezwykle mocno. Byłoby jednak hipokryzją, gdybym wyznał, że czuję się zaskoczony tą sytuacją. Kto rozumie, dokąd zmierza Salon24 i czyje interesy reprezentuje – nie może już odczuwać zdziwienia. Jeśli po tym tekście mój blog zostanie zablokowany – to również nie będzie zaskoczeniem.

Czuję się natomiast winny zbyt długiej tu obecności, a nawet temu, że ta obecność mogła sugerować, iż miejscu zarządzanemu przez Igora Janke przysługuje miano „niezależnego”. Nie przysługuje.  I nie pozwólcie sobie tego wmówić, choćby publikowały tu całe zastępy „prawicowych” blogerów, wspieranych przez właściciela.

Odejść stąd należało wcześniej - nim ukrywanie tekstów dr Nowaczyka czy cenzurowanie wiedzy o pracach prof. Biniendy - stało się nagminną praktyką, zaś nagłaśnianie łgarstw i  propagowanie łajdaków – codziennym procederem.  Za to zaniechanie i współuczestnictwo – szczerze przepraszam.

Wszystkim Państwu serdecznie dziękuję za odwiedziny i wspólne rozmowy. Za wielką życzliwość i wsparcie, których doświadczałem tu przez pięć lat blogowania.  Nie napiszę  - żegnam – bo mam nadzieję, że zechcecie mnie odwiedzać na blogu bezdekretu i tam będziemy mogli  rozmawiać  o Polsce.

 

Aleksander Ścios

 Za: http://cogito.salon24.pl/