Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 
Publikujemy artykuł nadesłany na konkurs: “III Rzeczpospolita - czas sukcesu czy zmarnowanych szans?“…
Czym jest socjalizm? Jest to bardzo ważne pytanie. Jedni powiedzą, że system, który panował w PRL-u, polegający na państwowej gospodarce i dyktaturze, inni, że sprawiedliwość społeczna i przyjaźń ze Związkiem Sowieckim. Odpowiedź Włodzimierza Lenina była następująca: „Co to jest socjalizm? “Socialis” to po łacinie “wspólny, społeczny”. Wspólne szkoły, szpitale i fabryki. Oto czym jest socjalizm.”.  Nie trudno oprzeć się więc  dziwnemu wrażeniu, iż po roku 1989 z komunizmu wyszliśmy – ale do kapitalizmu wciąż nam daleko.

Urodziłem się w roku 1993, nie widziałem więc czołgów na ulicach, zomowców bijących się z opozycją. Nie oglądałem transmisji Okrągłego Stołu, nigdy nie tknąłem „paprykarza szczecińskiego”, papier toaletowy nie jest już papierem deficytowym – w przeciwieństwie do sukcesów reprezentacji narodowej w piłce nożnej. Nie obserwowałem, jak dokonuje się lewych prywatyzacji, jak Adam Michnik nadaje tytuł „człowieka honoru” osobie, która w innych warunkach mogłaby się obawiać nie tyle o utratę wpływów politycznych, co o utratę życia decyzją wyroku sądu za zbrodnie, które ciążą na jej sumieniu. Nie przeżyłem szoku, gdy Lech Wałęsa decydował o wzmacnianiu „lewej nogi”.

Pierwszy rząd, jaki pamiętam, to gabinet Leszka Millera. Możliwe, że powinienem mu podziękować – podobnie jak Rywinowi, Kwiatkowskiemu, „lwicy lewicy” Jakubowskiej i innym barwnym postaciom z tego okresu za to, że dali mi możliwość obejrzenia złagodzonej wersji rządów pezetpeerowców.

Jednak III RP to kraj, w którym się narodziłem. Niestety, ciężko utożsamiać mi go z Polską – tą prawdziwą, wolną i niepodległą. Myślę więc, że jako tzw. „wolne pokolenie” mogę ocenić to wszystko, co mi III RP oferuje, jak powstawała i wreszcie- czy jest ona tą Polską, za którą setki tysięcy ludzkich istnień oddało życie.

Polska nie ma elit. To należy ustalić od razu, na samym początku. Kto bowiem miałby je stanowić? Były elektryk? Poeci, którzy w latach 50. pisywali piękne wiersze ku czci Stalina, socjalizmu i potępiającego amerykański kapitalizm? (ot, choćby wiersz Szymborskiej o Leninie – „Że w bój prowadził skrzywdzonych,/ Że trwałość zwycięstwu nadał,/ Dla nadchodzących epok/ Stawiając mocny fundament/ Grób, w którym leżał ten/ Nowego człowieczeństwa Adam/ Wieńczony będzie kwiatami/ Z nieznanych dziś jeszcze planet.”). A może Wojciech Jaruzelski, człowiek bez jakichkolwiek poglądów, którego jedynym zadaniem jest żyć wygodnie? Przypomnijmy, iż za młodu był on, podobnie jak klasowi koledzy, narodowcem, po wojnie zaś stał się wzorowym komunistą. Kto wie, dziś może nawet popiera tzw. „integrację europejską”?

Prawdziwych elit, moralnych, kulturalnych, nie ma. Jakże miały się bowiem narodzić, jeżeli w kraju nie ma sprawiedliwości? Wiemy doskonale, gdzie nasza przedwojenna arystokracja leży – w Palmirach i w Katyniu. Co się zaś stało z ich spadkobiercami? Przez lata byli niszczeni przez system, wytykano złe pochodzenie, itp. Czy w III RP zaznali sprawiedliwości? Czy państwo przywróciło należne im miejsce? Nie. Przykładem tego jest choćby reprywatyzacja - a raczej jej brak. W jaki sposób mielibyśmy zbudować kapitalizm, jeśli państwo może bezprawnie odebrać własność obywatelowi i jej nigdy nie zwrócić? Jest to zachowanie niemoralne, a także szkodliwe dla gospodarki – powszechnie wiadomo, że państwo nie troszczy się o swój majątek tak, jak pierwotny właściciel.

Elity nie miały szansy się odrodzić. Na ich miejsce wtargnęli komuniści i, używając słownictwa rodem z „Gazety Wyborczej”, członkowie „konstruktywnej opozycji”. Doprawdy nie wiem, jak można było rozgrzeszyć „sto tysięcy razy” Jaruzelskiego i Kiszczaka za to, że usiedli do rozmów Okrągłego Stołu. Przekazanie władzy było wyjątkowo sprytnym zabiegiem – generałowie i rząd (w przeciwieństwie do starych marksistów szczerze wierzących w sterowaną gospodarkę) zrzucili odpowiedzialność za konieczne, acz nieprzyjemne dla społeczeństwa reformy, sami zostając „czyści”. Naturalnie widać to na przykładzie Balcerowicza, który dla wielu stał się synonimem ostatniego złodzieja – co zostało udowodnione na początku XXI wieku, gdy do parlamentu dostała się Samoobrona z życiowym mottem jej lidera – „Balcerowicz musi odejść!”. Nie było w tym nic z moralności czy etyki, żaden z generałów nie poczuwa się do winy. Oddali władzę, by ich formacja mogła ją odzyskać za kilka lat w demokratycznych wyborach.

Można to zresztą udowodnić w bardzo prosty sposób. Wystarczy zadać jedno proste pytanie – dlaczego nie oddali władzy już w 1981 roku, zamiast tego wysłali wojsko na ulice? Odpowiedź znamy wszyscy: bo Moskwa by nie pozwoliła. Kilka lat później „wielki brat” ze wschodu nie oponował. Dlaczego? Zapewne dlatego, że gospodarka socjalistyczna nie wytrzymała rywalizacji z wolnorynkową. Czyż więc Jaruzelski nie wykazał się wielkim sprytem, godząc się na wybory parlamentarne, chwilowe oddanie władzy, by za kilka lat postkomuna pod nazwą SLD w glorii i chwale powróciła? Do rządzenia, rzecz jasna, bo salonów nie opuściła nigdy.

Wszystkie układy „konstruktywnej opozycji” z komunistami doprowadziły do tego, że nigdy nie osądzono wielu zbrodni PRL-u. Były opozycjonista, więzień znający wiele peerelowskich cel, Adam Michnik, przed sądem bronił Jaruzelskiego, a francuskim dziennikarzom nakazał się od twórcy stanu wojennego „odpieprzyć”. Do dziś w więzieniu nie znalazł się Kiszczak, choćby za wydanie rozkazu użycia broni palnej przeciw górnikom z kopalni „Wujek” czy morderstwa dokonywane przez SB (nawet po obradach Okrągłego Stołu!) na opozycji i księżach. Jeśli ktoś twierdzi, że szef MSW o nich nie wiedział, to sugeruje, że były ubol w tamtych czasach mógł pobić, zabić, a jego szef o tym nie wiedział. A to jeszcze gorzej świadczy o PRL-u, konkretnie, że najważniejsi ludzie w państwie nie panowali nad własnymi pracownikami.

Obrona tych ludzi trwa po dziś dzień. Sprawiedliwości nie stało się za dość. Świeży przykład – gdy IPN stwierdził, że generał Jaruzelski wydał rozkaz zestrzelenia w 1975 roku polskiego samolotu lecącego nad Czechosłowacją (nie trudno się domyśleć, w jakim celu), „Gazeta Wyborcza” na drugiej stronie wielkimi literami informowała czytelnika, że Instytut nie zna się na swojej pracy. Czy inny, w miarę świeży tekst, „Wstyd mi za proces Jaruzelskiego” autorstwa Wojciecha Mazowieckiego. Widać środowisko GW, które ukształtowało III RP bardziej niż ktokolwiek inny, chce rozliczenia z historią jedynie poza granicami kraju – najlepiej w Chile i Hiszpanii.

Zbratanie się obydwu środowisk powoduje nie tylko to, że nie dosięgnie zapewne nigdy ręka sprawiedliwości morderców patriotów, którzy walczyli z komunistycznym okupantem. Spowodowała coś gorszego – dla przeciętnego człowieka stan wojenny był koniecznością. Tak wynika z sondaży. Co gorsza, nie da się ich podważyć- ludzie naprawdę tak myślą. A przecież wystarczyło powiedzieć Polakom prawdę, zacytować rosyjskich (wcześniej sowieckich) generałów, iż wcale do Polski Ludowej wchodzić nie chcieli. Kto czytał „Michnikowszczyznę” Ziemkiewicza ten z pewnością wie, jak wiele kłamstw, jak wiele głupich teorii pojawiło się na łamach GW, zostało wypowiedzianych z ust byłych opozycjonistów, wydrukowanych w wywiadach dla zachodnich gazet. Zatruto dusze Polaków i proces ten trwa dalej. Ot, choćby w grudniu ubiegłego roku, gdy wydrukowano serię artykułów o życiu Jaruzelskiego. Przeciętny człowiek czytał, czytał i dochodził do wniosku: „kurczę, ten Jaruzel to jednak biedny człowiek był”.

Aby postkomuna mogła umocnić swą pozycję, potrzebna była prywatyzacja. Dobrze wiemy, iż przeciętny Polak nie był w stanie wykupić państwowego zakładu. Zabrakło też powszechnego uwłaszczenia. Jedynymi osobami, które naprawdę mogły posiadać pieniądze byli partyjniacy oraz ludzie chodzący na pasku esbecji. Dokonano jej w sposób, mówiąc językiem brukowców, złodziejski. Przykładowo, wykup państwowych mieszkań przez liderów lewicy z Aleksandrem Kwaśniewskim na czele – w 1998 (sic!) roku kupił on od gminy Wilanów 77-metrowe mieszkanie za 1235 zł i 17 gr. Łącznie, przy ulicy Marconiego i Wiedeńskiej (tzw. „aleja czerwonych świń”) czołowe twarze lewicy wykupiły za śmieszne pieniądze 45 mieszkań. Oczywiście nikogo nie dziwi, że śledztwo w tej sprawie umorzono.

Prawdziwa prywatyzacja odbywa się zawsze przez licytację. Każda inna służy „ustawieniu” polityków i ich kolegów. Osławiona jest już sprawa zakładów w Krzywym Rogu na Ukrainie, sprywatyzowanych po upadku komunizmu w podobny sposób jak i u nas – sprzedano je za 800 mln $. Sęk w tym, że prezydent Juszczenko znacjonalizował je i urządził licytację – tak jak zaraz po upadku systemu chciały „oszołomy” typu UPR. Przebicie nieprawdopodobne – drugi raz zakłady sprzedano za 4,8 mld $.

Oczywiście po tej jakże służącej polskim interesom i naszej gospodarce prywatyzacji nastał kapitalizm. Przejawia się on w kilku aspektach: braku wolności gospodarczej, wysokich podatkach, przymusowym korzystaniu z usług państwa, które są nieopłacalne, biurokracji, państwowych spółkach.

Kapitalizm bez wolności gospodarczej – oksymoron, lecz w III RP nic nas nie zadziwi. Sięgnijmy do danych Centrum im. Adama Smitha. Wg przygotowanego przez niego i innych wolnorynkowych organizacji z całego świata, lokujemy się na 69 miejscu na 141 państw. Rok wcześniej była to 66 lokata, a dwa lata wcześniej 58. O zgrozo, zamiast liberalizować rynek, idziemy w odwrotnym kierunku. Jeszcze mniej optymistycznie nastraja indeks wolności ekonomicznych przygotowany przez „The Wall Street Journal” i „The Heritage Foundation”. Znajdujemy się na 82 miejscu, za Mongolią i Madagaskarem, ledwo łapiąc się do kategorii „w zasadzie wolny”. Do niedawna uznawani byliśmy za kraj „w zasadzie bez wolności”.

A teraz czas na brutalne porównanie: Słowacja i Czechy – odpowiednio 36. i 37. miejsce. Litwa – 30. , Łotwa – 45. , Estonia – 13, zaś Węgry 44. lokata. Można było wprowadzić prawdziwy kapitalizm – ale najwyraźniej komuś na tym nie zależało. Gdy co jakiś czas pojawia się w publicznej debacie co bardziej liberalny pomysł (podatek liniowy, prywatyzacja, obcięcie świadczeń socjalnych) postkomunistyczne towarzystwo zaczyna wrzeszczeć, że to skandal, a „Gazeta Wyborcza” straszy tzw. „dzikim kapitalizmem”. Doprawdy, jest to zaskakujące, iż propozycja nawet nie prawdziwego wolnego rynku, takiego jak w Hong Kongu, Irlandii czy Liechtensteinie, ale jedynie delikatnego popchnięcia naszej gospodarki w prawą stronę odbierane jest jako próba wyzyskiwania Polaków przez tłustych, palących kubańskie cygara imperialistów, wpędzenie narodu w nędzę i reaktywację dziewiętnastowiecznej Łodzi rodem z „Ziemi Obiecanej”.

Z wyjątkiem Łotwy, wszystkie wspomniane wyżej kraje przegoniły nas w rankingu państw PKB per capita. Jest to z całą pewnością najlepszy dowód na to, iż zmarnowaliśmy swoją szansę – zwłaszcza, że nie byliśmy najbiedniejszym barakiem w obozie socjalistycznym. Widząc sąsiadującą z nami Słowację na 40 miejscu, z zarobkami 22,040 $ na głowę, podczas gdy nasza Ojczyzna jest 10 pozycji niżej z 17,482 $, można jedynie zapłakać… lub wpaść we wściekłość na tych, którzy do tego doprowadzili. Nawet Litwa, przed wojną jej terytoria klasyfikowane jako Polska B, nieszczęsna Litwa okupowana tyle lat przez Sowietów w ramach Sowieckiego Sojuza – prześciga nas w tym rankingu o 1,5 tys. $. Ona zaś o 1300$ prześcignięta została w roku 2008 przez Estonię.

Jeszcze jeden ranking. Międzynarodowy Indeks Poszanowania Własności. III RP zajmuje 54. lokatę. Węgry 35., nasz wschodni sąsiad- Słowacja – 35.

Pewne są tylko dwie rzeczy w życiu – śmierć i podatki. Powiedzenie Amerykanów z całą pewnością jest prawdziwe. Nie sposób jednak nie popaść w frustrację płacąc daninę na rzecz państwa w III RP. A jest ich od groma – PIT, VAT, akcyza, od nieruchomości, od posiadania psa. Ile Polak w rzekomo kapitalistycznym kraju oddaje urzędowi skarbowemu? Ciężko wyliczyć. Najmniej pesymistyczna  wersja – ok. 83%. Najbardziej korzystna dla nas – niecałe 50%.

Teoretycznie w Rankingu Przyjazności Systemów Podatkowych nie wypadamy aż tak źle. Na 181 państw lokujemy się na 76. pozycji. Teoretycznie nieźle. Czesi wyprzedzają nas zaledwie o 1. pozycję. Gorzej jednak, gdy spojrzymy na kraje bałtyckie. Najgorzej wypada tu Łotwa – jest 29. Węgry są 41., a Słowacja 36. Nic dziwnego, wprowadzili wszak podatek liniowy, który u nas traktowany jest jako niesprawiedliwość. Ot, taki paradoks – teoretycznie mamy kapitalizm, ale bogacze powinni mieć wyższy procent do oddania fiskusowi. Czy tylko mnie tu wieje Keynesem?

Przymus płacenia świadczeń. To kolejny temat-rzeka. Oczywiście, absolutnym hitem jest tutaj Zakład Ubezpieczeń Społecznych. Po pierwsze, Polacy zmuszeni są płacić składki na system, który raczej bliższy jest bankructwa niż świetności. Emerytury są żenująco niskie, na wysokie świadczenia liczyć mogą oczywiście jedynie była śmietanka kompartii, ubecy i prawnicy w rodzaju Stefana Michnika czy nieżyjącej już Heleny Wolińskiej. Jednak absolutną grandą, grabieżą jest fakt, że w przypadku przedwczesnego zgonu rodzina nie otrzyma pieniędzy, które zmarły przez całe życie wpłacał na państwowy fundusz. Gdyby kupił złoto, wpłacił te pieniądze do banku, zainwestował – zrobił z nimi cokolwiek, z pewnością bardziej sensownego, niż oddał je w opiekę państwa, nie przepadłyby. Niestety, III RP nie daje obywatelom wyboru.

A pracownicy ZUS-u mają dzięki temu ciepłą posadkę. Od roku 1998 liczba pracowników wzrosła o 16 tysięcy – z 32 do 48 tys. Co ciekawe, liczba ta rośnie mimo komputeryzacji. Z tego co mnie uczono na lekcjach historii, dawniej robotnicy protestowali przeciw maszynom w fabrykach, bo miały zabierać im pracę. Koszty utrzymania pracowników zakładu wynoszą 3 miliardy złotych.

Biurokracja, a konkretnie walka z jej istnieniem, to stały slogan wyborczy. Jest rozrośnięta do tego stopnia, że nie sposób ustalić, ile osób dokładnie pracuje jako urzędnik państwowy. Wg dwumiesięcznika „Polonia Christiana”, na 13 milionów pracujących Polaków 650 tysięcy zatrudnionych jest w urzędach. To daje nam 1 urzędnika na 20 aktywnych zawodowo. Oczywiście, co roku liczba ta się zwiększa – paradoksalnie, zupełnie inaczej niż przyrost naturalny. Rocznie polski podatnik oddaje 2200 złotych na ich utrzymanie.

Wspominałem o prywatyzacji. Miała ona miejsce jedynie tam, gdzie opłacała się postkomunistom. Jednoosobowych spółek skarbu państwa, jest wg strony Ministerstwa Skarbu, 463. Pomimo, że najczęściej nie osiągają one zysków lub są one minimalne, wydają znacznie więcej pieniędzy na pensje (które cały czas dynamicznie wzrastają!), niż w firmach prywatnych. Po dziś dzień istnieje ponad 100 firm, w których 100% udziałów ma Skarb Państwa!

Mawia się bowiem, że kapitalizm istnieje, bo Polak kupuje wszystko w prywatnych firmach. Na pewno? PSS „Społem” lub kioski „Ruchu” należą do państwa. Polak ogląda państwową telewizję (TVP, swoją drogą zatrudniającą o wiele więcej osób na kanał niż prywatne stacje. Wg „Najwyższego CZAS!-u” zanotowała ona wielomilionowe straty), słucha czasem państwowego radia (Polskie Radio), od czasu do czasu kupi należącą do państwa „Rzeczpospolitą”, zagra w loterię Totalizatora Sportowego… Nie wiedzieć czemu, państwo posiada nawet własną sieć komórkową (Plus). Nie wiem, czemu ma to służyć- jestem w stanie zrozumieć państwowe drogi, niech będzie – szpitale specjalistyczne czy uniwersytety, ale po co mi państwowa komórka?!

Na początku artykułu zacytowałem Lenina – socjalizm to wspólne szkoły, szpitale i fabryki. Szkolnictwo jest państwowe, podobnie jak i szpitale. Efekty znamy wszyscy. Fabryki – część została sprywatyzowana, ale wciąż wiele z nich jest w rękach III RP. Ale przede wszystkim – państwo uważa, że ma prawo dysponować majątkiem Polaka lepiej, niż on zrobiłby to samemu. Należy czekać na państwowy, „darmowy” Internet- w sumie to nic dziwnego, prawda? Skoro TP jest państwowa (z tą różnicą, że została rzeczywiście sprywatyzowana przez III RP – sprzedaliśmy ją France Telecom – francuskiej telefonii należącej do Republiki Francuskiej, więc różnica jest taka, że teraz wysokie opłaty ściągają Francuzi), poczta (fakt, że istnieją prywatni kurierzy, to już wielki „liberalizm”! Na prawdziwą pocztę, konkurującą z Pocztą Polską, obecnie nie ma co liczyć. Zapewne III RP nie chce utracić źródeł dochodu – po co nam odpowiednik amerykańskiego FedEx-u nad Wisłą?), to czemu i nie Internet? Wiadomo, obywatel nie potrafi samemu wybrać, czy chce radiową sieć, stałe łącze, szybkość transferu, itp. Państwo zawsze się dobrze zaopiekuje.

Właśnie! Powszechnie wiadomo, że TP ze wszystkich sił stara się monopolizować rynek. Efekty tego są następujące – nasze państwo jest obecnie najgorsze w UE pod względem potencjału internetowego. Czemu się dziwić? Sam fakt, że Neostrada posiada jakąkolwiek konkurencję, jest skandalem i dzikim kapitalizmem. A pomysł, by mogła zagrozić jej hegemonii – to wręcz jakaś ultraprawicowa herezja.

Nie dziwota, że po wejściu do UE tylu młodych wyjechało na Zachód. Czy mają tu okazję rozwijać się?

Gdy gospodarka jest w złym stanie, to w złym stanie musi być i społeczeństwo. Widać to wyraźnie choćby po frekwencji w wyborach, która jest niska i spada bardziej i bardziej… Rzeczywiście, w wyborach do parlamentu odnieśliśmy my, społeczeństwo, sukces - do urn ruszyło ponad 50% uprawnionych do głosowania. Osobiście sądzę, że takie zainteresowanie wyborami wynikło jedynie z jednego powodu – chęci odsunięcia PiS-u od władzy.

Problemem polskiej polityki jest to, jak pokazały choćby ostatnie wybory do Europarlamentu, że Polacy głosują cały czas na 4 partie. Nikt inny nie ma szans się przebić, jeśli nie będzie o nim głośno w mediach (i nie dysponują odpowiednim zapleczem finansowym – o PdP i Libertas.eu było dosyć głośno, lecz w przypadku tego ostatniego ciężko nawet mówić o jakiejkolwiek kampanii wyborczej). Wynika to z chorego systemu finansowania partii. Jest on po pierwsze szkodliwy – partia, która przekroczy próg wyborczy, ma zapewnione finansowanie, a więc szansę na przetrwanie. Małe, nawet jeśli przeprowadzą wśród członków „opodatkowanie”, to i tak nie są w stanie konkurować finansowo nawet z PSL-em. No, obecnie wyjątkiem jest SD, ale jego słynny majątek jest co najmniej dziwny…

Dlatego właśnie małe partie nie mogą zastąpić innych, tych większych. Nie mają szans, by się przebić medialnie wśród reklamówek, billboardów, konwencji, baloników i ulotek. Jednak finansowanie partii ma jeszcze jedną wadę - natury moralnej. Czytelnik, który płaci obecnie podatki, choć z pewnością jak ja SLD szczerze nienawidzi, finansuje jego działalność. Dlaczego? – to pytanie mnie nurtuje. Może po prostu ktoś nie chce, by inni weszli do gry? Są naturalnie alternatywne metody – choćby, ażeby wypełniając PIT-a podatnik podawał również, na którą partię chce przekazać parę złotych – ale widać, nikomu nie spieszy się, by zmienić system „czterowładzy”.

Polacy polityką są już najzwyczajniej znudzeni, mają jej dość. To złe. To największy grzech tych, którzy ulokowali się na Wiejskiej. Można wybaczyć złodziejskie prywatyzacje, kiepskie efekty gospodarcze, ale zabicie ducha w Polakach – tego wybaczyć nie można.

Polacy głosują więc na PO, bo tak wypada. Zastanawia mnie cały czas, czy naprawdę 50% cały czas popiera rząd, bo wierzą w wizję tuskowego liberalizmu, czy też odpowiadają tak, „gdyż tak czynią ludzie na poziomie”? Tu jeszcze refleksja – media doprowadziły do chorej sytuacji – jesteś albo za PiS-em, albo za PO. Nikt nie przyjmuje do wiadomości, że można popierać coś, co w ogóle jest poza parlamentem. Polacy popierają UE, gdyż w telewizji puszczają reklamy na temat dotacji. Wejście III RP do struktur unijnych to temat na osobny nie tyle artykuł, lecz książkę. Każdy człowiek, który analizuje sytuację, dojdzie do dziwnego wniosku, że Polaków oszukano. Jak to?

Mówiono nam, iż Polska (tzn. III RP) nie utraci suwerenności. Nieprawda. Z rozbrajającą szczerością kandydat na europosła z ramienia „eurosceptyków” z PiS zachęcał do głosowania na swą osobę, gdyż w Brukseli stanowionych jest 80% (sic!) polskiego prawa. Nie wiem, czemu przypomina mi to sytuację z Królestwa Kongresowego. Mamy konstytucję, walutę (którą już chcą nam zabrać), władze – ale najważniejsze decyzje i tak idą: dawniej z Moskwy, dziś z Brukseli. Podobnie zresztą było w PRL-u : dziś nikogo nie pałują, nie ma cenzury, ale tak jak wtedy, o najważniejszych dla nas kwestiach nie możemy zdecydować sami.

Dalej: obiecywano nam mityczne dotacje. Rzeczywiście, takowe istnieją, nie można zaprzeczyć. Sęk w tym, że składka unijna i koszty biurokracji przewyższają liczbę wszystkich eurówek, które UE nam łaskawie wysyła. Do tego dochodzą koszty regulacji czy walki z osławionym ocieplaniem się klimatu.

Powiadano, że na Zachodzie nie ma żadnych nacisków. Dziś, obserwując zamieszanie w sprawie Traktatu Lizbońskiego, poznajemy prawdę. EPP grozi Czechom, że bez podpisu Klausa pod ratyfikacją dokumentu przez Pragę, utracą komisarza. W Irlandii odbędzie się drugie referendum (też mi demokracja). Delegacja unijna odwiedza prezydenta Czech i rozmawia z nim w podobny sposób, jak niegdyś do nas mówili członkowie KPZR. Co ciekawe, w naszym kraju poza prawicowymi pisemkami jak „Fronda” czy „Najwyższy CZAS!”, nikogo to nie obeszło. Pewnie, jak czegoś nie ma w TV, to nie istnieje.

Obecnie zaś nakłania się nas do wstąpienia do strefy euro, mimo, że będzie to dla naszej gospodarki szkodliwe. I co ciekawe, z najważniejszych polskich mediów Polak nie usłyszy ani jednego słowa o wadach eurowaluty. Za to będzie wiedział, że to takie wygodne, mieć jeden pieniądz na całym kontynencie, podobno to chroni przed kryzysem (jak widać na samym portalu Prokapitalizm.pl, Słowacja wcale na wstąpieniu do Eurolandu nie zyskała), a i handlujący z innymi krajami Unii będą mogli rozwijać interes (co jest wielkim kłamstwem – przedsiębiorstwa niemal wszystkich krajów waluty euro po jej przyjęciu zamiast pogłębić wzajemne kontakty handlowe, ograniczają je). Cóż, jak stwierdził Nicolas Gomez Davila, „nikogo nie obchodzi co mówi reakcjonista. Ani wtedy, kiedy to mówi, bo to absurdalne, ani po kilku latach, bo wtedy wydaje się to oczywiste”.

Przed chwilą zreflektowałem się i słowo „Polska”, poprawiłem na III RP. Nie jest to przypadkowe. Powątpiewam bowiem, czy kraj ten rzeczywiście dba o dobre imię narodu polskiego, naszą kulturę, interes przede wszystkim nasz, wspólny, dopiero potem elit czy tzw. Europy. Przykłady nasuwają się same. Choćby finansowanie filmów – nie mam pojęcia, jakim prawem dofinansowano (pardon) gniot tvn-owski o nazwie „Kochaj i tańcz”. Przełomowe dzieło, opowiada o, powiedzmy, bitwie warszawskiej, życiu Traugutta, jest ekranizacją jakiejś ważnej dla naszej kultury powieści? Nie, jest to zwyczajny, komercyjny film, o płytkiej fabule. Na chwilę obecną nie otrzymał jeszcze „pomocy” film „Tajemnice Westerplatte”, mający na celu szkalowanie polskich żołnierzy broniących się dzielnie przed atakiem narodowo-socjalistycznej barbarii. Niedawno zaś na łamach „GW” Pasikowski narzekał, iż nie otrzymał pieniędzy z budżetu na realizację filmu „Kadisz”, opowiadający o pogromie w Jedwabnem.

Jeśli chodzi o pogrom w Jedwabne, to uznam za skandal, jeśli Żydowski Instytut Historyczny nadal będzie otrzymywał pieniądze z naszych podatków. Jakim prawem instytucja, pomawiająca nas o współudział w holocauście i innych zbrodniach dokonanych na Żydach, ma być finansowana przez polskiego podatnika? Trudno nie oprzeć się wręcz wrażeniu, że atak ten jest połączony z apelem Dawida Pelega, byłego ambasadora Izraela w Polsce, by III RP dołączyła do grona państw płacących za zbrodnie hitlerowskie. Pan ambasador jest nawet taki miły, że zaproponował rozłożenie, jak sam się wyraził, „miliardów dolarów”, na raty.

Jest jeszcze jedna kwestia, która zatruwa nasze państwo. To brak lustracji. Teczki należy ujawnić raz. Skończyć z tym! Przestańmy bawić się w kotka i myszkę, pomawiać pojedyncze osoby o współpracę z bezpieką. Otwórzmy archiwum, niech nawet przez parę miesięcy w Polsce rozpęta się istne piekło – ale przynajmniej zakończymy bezkarność SB i, z całą pewnością, koszmar tych, którzy „coś podpisali”. Trzeba być głupcem, by nie wierzyć, że ubowcy szantażują swe ofiary jakimiś kwitami, by umacniać swą pozycję, wymuszać na posłach (z pewnością część z nich „coś podpisała”) stworzenie odpowiednich ustaw (jak pokazała Afera Rywina, swego czasu ustawę o mediach można było kupić za 17,5 mln $), itp. Dzięki ujawnieniu, kto, co i kiedy podpisał, będziemy wreszcie znali prawdę o historii najnowszej, a także, czy dzisiejsze elity nie są powiązane z typami spod czarnej gwiazdy (trudno uwierzyć, by SB, pomimo rozwiązania, nie zakończyła całkowicie swej żywotności, a byli agenci zaprzestali kreowania polskiej rzeczywistości).

Czy są jednak rzeczy, które III RP zrobiła dobrze? Wstąpiliśmy do NATO. Nie ma już państwowej cenzury, nie jesteśmy nareszcie uzależnieni od Rosji. Możemy podróżować po całej Europie (poza wolnym handlem, to jedyny argument za UE).

Pomimo to nie uważam, by III RP miała prawo nazywać się Polską, tą prawdziwą, o którą walczono i oddawano życie. III RP to państwo, które nie ma prawdziwych elit, utrudnia życie obywatelom, zabiera więcej pieniędzy, niż to potrzebne, wreszcie, które odstaje w statystykach od swych sąsiadów, bądź co bądź również znoszących niegdyś trud realnego socjalizmu.

Może kiedyś nadejdzie dzień, że III RP zacznie naprawdę dbać o Polaków? Słowo „Polska” przed „Rzeczpospolita” nie będzie jedynie ozdobnikiem, ale rzeczywistym potwierdzeniem, że ma być ona mieszkaniem Polaków, dbać o ich bezpieczeństwo, pielęgnować jakże piękną tradycję i gwarantować tak cenioną przez ten naród wolność? Wciąż w to wierzę.

Michał Szymański

Za: http://www.prokapitalizm.pl/iii-rzeczpospolita-%E2%80%93-ale-czy-polska.html