Drukuj
Kategoria: Pamięć Walka i Męczeństwo
Odsłony: 3394
Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

"Na początku 1990 r. terenowe jednostki Biura Paszportów MSW w urzędach spraw wewnętrznych ponownie znalazły się pod kontrolą MO. Podczas przekształcania Milicji Obywatelskiej w Policję funkcjonariusze wydziałów paszportów WUSW nie zostali objęci weryfikacją, lecz w większości podjęli służbę w wydziałach paszportów komend wojewódzkich Policji pod bezpośrednim nadzorem Ministra Spraw Wewnętrznych."  (za wikipedia)
Przypominamy
Ubek skazany na 4 lata za sadystyczne torturowanie AK-owców

fot. Marcin Pegaz/Gazeta Polska

fot. Marcin Pegaz/Gazeta Polska

środa, 18 września 2013
Choć prokurator domagał się 6 lat to były funkcjonariusz bezpieki Henryk W. za bestialskie torturowanie w 1945 roku żołnierzy AK w Bydgoszczy został skazany na 4 lata więzienia - bez zawieszenia. Tak orzekł Sąd Rejonowy w Bydgoszczy.

O sadystyczne znęcanie się nad przesłuchiwanymi przez niego aresztantami oskarżono Henryka W. już w 1992 roku. Przez długi czas proces nie mógł się rozpocząć, gdyż były funkcjonariusz zasłaniał się złym stanem zdrowia. Pierwszy wyrok w tej sprawie sąd zdołał wydać dopiero w 2010 roku. Orzeczona wówczas kara sześciu lat więzienia została jednak uchylona i sprawę skierowano do ponownego rozpatrzenia.

Henryka W. skazano za wyjątkowo brutalne znęcanie się nad trzema uczestnikami podziemia niepodległościowego, których przesłuchiwał na początku 1945 roku. Według poszkodowanych, z których końca procesu dożył tylko jeden, W., znany wówczas wśród ofiar UB jako "Rączka", bił przesłuchiwanych rękoma, bykowcem (łańcuchem obszytym skórą), pałką gumową i prętem, dusił pętlą zaciskaną na szyi, kopał i nagich kazał przetrzymywać w zimnym karcerze wypełnionym wodą.

Jak poinformowano w bydgoskim sądzie okręgowym, podczas powtórnego procesu, który toczył się od maja, ponownie uznano 92-letniego Henryka W. winnym większości zarzucanych mu czynów. Sędzia Jakub Kościerzyński wymierzył mu łączną karę czterech lat więzienia.

Jak podkreślił sędzia w uzasadnieniu wyroku, kara jest stosunkowo niska, gdyż wyrok trzeba było wydać na podstawie przepisów kodeksu z 1932 roku. Za czyny zarzucane byłemu funkcjonariuszowi przewidywał on znacznie niższy wymiar kary niż obecnie obowiązujące przepisy.

Henryk W. po wojnie całe życie zawodowe związany był z resortem spraw wewnętrznych i zakończył pracę w 1988 roku jako naczelnik jednego z wydziałów Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Toruniu.

 

 

Autor: JW
Żródło: niezalezna.pl, PAP

Za: http://wolnapolska.pl/index.php/Prawo/2013091817443/ubek-skazany-na-4-lata-za-sadystyczne-torturowanie-ak-owcow/menu-id-310.html


Zobacz, kto pracował w aparacie terroru.Kierownicza kadra UB i SB z Kujawsko-Pomorskiego w najnowszym wydawnictwie bydgoskiej Delegatury IPN


Jak przez 45 lat działała w regionie tajna policja polityczna, kim byli ludzie, którzy tworzyli "tarczę i zbrojne ramię" narzuconej nam przez Sowietów władzy? O najnowszej książce zatytułowanej "Twarze bezpieki 1945-1990. Obsada stanowisk kierowniczych Urzędu Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa w województwach pomorskim/bydgoskim, toruńskim i włocławskim" "Pomorska" rozmawia z dr. Markiem Szymaniakiem, historykiem z Delegatury IPN w Bydgoszczy, pod redakcją którego ukazała się ta publikacja.

- Czy znamy już wszystkie "twarze bezpieki" z naszego regionu? - Nie. Jeszcze nie. Ale to nie znaczy, że nie poznamy. Przypomnę, że ta książka nie jest pierwszą publikacją na ten temat. W 2005 roku ukazał się tom pierwszy pt. "Aparat bezpieczeństwa w Polsce. Kadra kierownicza", który obejmował lata 1944-1956. Potem wyszły następne tomy.

- Tam też znalazły się nazwiska ubeków z Kujaw i Pomorza.

- W tabelach wymieniono tylko szefów lokalnych struktur organów bezpieczeństwa. W obecnie wydanej książce mogliśmy już podać informacje o pełnym przebiegu służby funkcjonariuszy UB i SB, ich awanse oraz dane personalne, w tym datę urodzenia i imię ojca.

- Od kilku osób, które miały okazję przejrzeć tę publikację usłyszałam: "Nie ma tego, którego ja znałem, albo o którym słyszałem, że pracował w SB?

- Musieliśmy przyjąć jakieś kryteria - w tym przypadku jest to kadra kierownicza aparatu terroru... ...na ironię nazwanego aparatem bezpieczeństwa. - No właśnie.

Pokazujemy 527 sylwetek funkcjonariuszy UB i SB z lat 1945-1990. Wszystkich pracowników nie sposób było umieścić w jednym tomie. Musieliśmy dokonać jakiegoś wyboru. Jest to praca rozłożona na lata. Następny tom obejmie kierowników sekcji, działających w ramach poszczególnych wydziałów. Uważam, że w tej publikacji udało się pokazać ponad 90 proc. osób, które pełniły kierownicze stanowiska w UB i SB.

- Z jakim okresem funkcjonowania aparatu represji autorzy książki mieli największe problemy, bo brakowało dokumentów (pamiętamy akcje palenia akt w chwili, gdy kończyła się w Polsce epoka komunizmu)?

- Mamy luki w aktach z pierwszego okresu działalności UB czyli z lat 1945-1956 i za lata 1976-1990. Co do lat 80-tych - chodzi o funkcjonariuszy, którzy pracowali w wywiadzie.

- Może ich dokumenty znajdują się w zbiorze zastrzeżonym?

- Mogę się tylko domyślać. Mam jednak konkretne przykłady - przeprowadziłem kwerendę we wszystkich oddziałach IPN i nie znalazłem akt osobowych Andrzeja Wodzickiego, który był kierownikiem I Inspektoratu w Wojewódzkim Urzędzie Spraw Wewnętrznych w Toruniu. Posiadamy natomiast akta funkcjonariuszy, którzy pracowali w wywiadzie na szczeblu wojewódzkim, tak w Bydgoszczy, jak i we Włocławku. Co do pierwszego okresu działania aparatu bezpieczeństwa to też są luki. Wynika to jednak głównie z dużego niechlujstwa w prowadzeniu akt osobowych. Dodatkowy problem dotyczył rekonstrukcji przebiegu służby. Mieliśmy do czynienia z aktami wzajemnie wykluczającymi się. Ktoś pełnił już jakieś stanowisko, a po kilku miesiącach przychodził rozkaz, na mocy którego miał być usunięty, bo się nie nadawał. W tabelarycznym ujęciu musieliśmy ująć to stanowisko, ale już w nocie dotyczącej przebiegu służby nie podawaliśmy. Bardzo dobrze została natomiast zrekonstruowana obsada personalna za lata 1957-1975. W tym przypadku dysponowaliśmy prawie kompletem materiałów. - Kim byli ludzie, którzy przez 45 lat tworzyli wierną armię " pretorianów władzy ludowej"?

Czym się wyróżniali?

- Pierwszą kadrę kierowniczą WUBP i urzędów powiatowych na Kujawach i Pomorzu tworzyli ludzie ze szkoły oficerskiej, powstałej już w październiku 1944 r. w Lublinie. Przyjechali do naszego województwa w ramach grupy operacyjnej, na czele której stał Mieczysław Suchecki. Obsadzili najważniejsze stanowiska w WUBP i w powiatach. Za wystarczające wykształcenie uznano ów kilkumiesięczny kurs w Lublinie. Szkoła ta przestała działać w drugiej dekadzie stycznia 1945 r.; zastąpiła ją Szkoła Oficerska w Łodzi. W 1947 r. placówka ta została przeniesiona do Legionowa. Tam odbywali kursy ci funkcjonariusze, którzy w późniejszym okresie mogli obejmować kierownicze stanowiska.

- Z lektury pierwszego tomu, dotyczącego kadry kierowniczej pamiętam, że w początkowym okresie działalności szeregi aparatu represji zasilali ludzie bardzo kiepsko wykształceni, pochodzący ze wschodnich terenów kraju.

- Niskie wykształcenie i brak wychowania - to cecha charakterystyczna wielu funkcjonariuszy z pierwszego okresu
działania aparatu bezpieczeństwa. Bardzo częste są przypadki dyscyplinarnego zwolnienia z pracy.

- Pewnie z powodu nałogów i kradzieży. - Rzeczywiście - pijaństwo, pobicia, skandale obyczajowe to główne powody. Alkohol był najczęstszą przyczyną zwolnień. Były także przypadki pobić osób aresztowanych i gwałtów dokonywanych na więźniarkach, np. w więzieniu na Wałach Jagiellońskich. Znany jest przypadek oficera śledczego o nazwisku Janicki, który dopuścił się gwałtu. Zwalniano również w powodu nie wywiązywania się z elementarnych obowiązków służbowych - przez tydzień funkcjonariusz nie pojawiał się w pracy i nie uznał za konieczne, by usprawiedliwić swoją nieobecność. Zdarzały się całkowicie wymyślone sprawozdania z działalności, co było na bieżąco weryfikowane. Za coś takiego również zwalniano dyscyplinarnie. Krótko mówiąc - przyjmowano ludzi, którzy do pracy w aparacie bezpieczeństwa byli kompletnie nieprzygotowani. Liczyło się bezmyślne i bezkrytyczne wykonywanie rozkazów.

- Lata 80. to już inna "jakość" bezpieki. Pracę w SB podejmowali absolwenci szkół wyższych. - Zmiana jest ewidentna, choć "nowe" zaczęło pojawiać się już w latach 60. Bardzo trudno było zdobyć stanowisko naczelnika wydziału lub zastępcy nie mając wyższego wykształcenia, choć zdarzały się odstępstwa od reguły.

Przykładem Henryk Wątroba, który był naczelnikiem wydziału paszportów w WUSW w Toruniu w latach 1975-1988, choć miał tylko wykształcenie średnie (zaoczna matura). Do pracy w SB szli najczęściej absolwenci prawa, historii, poloniści. Wielu z nich kończyło jeszcze kurs oficerski w Akademii Spraw Wewnętrznych w Warszawie lub w Studium Podyplomowym ASW w Świdrze. Dla przyszłych awansów ten kurs bardzo się liczył. Wśród funkcjonariuszy były nawet osoby z doktoratem - najbardziej znana postać to doktor socjologii Stanisław Łukasiak, szef WUSW w Toruniu. To właśnie Łukasiak powołał grupę operacyjno-śledczą, która w latach 80. dokonywała porwań działaczy "Solidarności". Łukasiak uważał, że dotychczasowe osiągnięcia SB w walce z "S" są niewystarczające, że trzeba działalność zintensyfikować, a nawet doprowadzić do likwidacji struktur solidarnościowych w województwie toruńskim.

- We wstępie do książki "Twarze bezpieki" można przeczytać, że jeszcze w latach 80. niektórzy funkcjonariusze pisali podania, prosząc przełożonych, by wysłali ich do Moskwy na kurs. Tam chcieli podnosić swoje kwalifikacje, by "lepiej służyć socjalistycznej ojczyźnie".

- Traktowano ten wyjazd jako wielkie wyróżnienie. Chciałbym podkreślić, że w latach 80. pełnymi garściami czerpano z sowieckich wzorców, jeśli chodzi o pracę operacyjną. W książce wymieniamy nazwiska kilkunastu osób, które na taki kurs pojechały. Trwał on od 3 do 10 miesięcy. Na przeszkoleniu w Moskwie był np. Ryszard Walkowski, zastępca naczelnika Wydziału Śledczego bydgoskiej bezpieki. On był odpowiedzialny za postępowania przygotowawcze dotyczące działaczy bydgoskiej "Solidarności", którzy po przygotowaniu procesowym wykonanym przez funkcjonariuszy wydziału śledczego SB byli sądzeni przez sąd. Walkowski i jego zwierzchnik Witkowski są postaciami znanymi, więc dobrze, że zostali pokazani. W książce - niestety - nie ma Stanisława Urbańskiego, kierownika sekcji I Wydziału Śledczego SB... - Pamiętam, że był pokazany na wystawie "Twarze bydgoskiej bezpieki".

- To był on. Jednak nie ma go w tej publikacji, po wykraczał poza przyjęte przez autorów ramy. Był kierownikiem sekcji. To nie oznacza, że został pominięty. Będzie w kolejnym tomie. - Po 10 latach istnienia IPN ciągle niewiele wiemy o tajnych współpracownikach, bez których aparat represji byłby "ślepy i głuchy", więc dobrze, że choć poznajemy nazwiska i twarze etatowych funkcjonariuszy. - Czasami spotykam się z zarzutem, że publikowanie takich książek to element rewanżyzmu czy zemsty. Nic podobnego. Takie argumenty formułują przeciwnicy ujawniania prawdy o PRL-u. Tego typu wydawnictwa mają służyć wypełnieniu luki, która przez 45 lat wypełniona być nie mogła, bo ktoś o tym zadecydował. Społeczeństwu nie pokazywano funkcjonariuszy UB i SB.

Czytaj więcej: http://www.pomorska.pl/kujawsko-pomorskie/art/7164935,zobacz-kto-pracowal-w-aparacie-terrorukierownicza-kadra-ub-i-sb-z-kujawskopomorskiego-w-najnowszym-wydawnictwie-bydgoskiej,id,t.html