Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 
Funkcjonariusz komunistycznej bezpieki oskarżający dziennikarzy i niezależnych historyków to kuriozum godne twórczości Franza Kafki

Edward Kotowski, b. etatowy pracownik Służby Bezpieczeństwa, zarejestrowany przez komunistyczny wywiad pod ps. "Pietro", pod którym pełnił funkcję rezydenta Departamentu I SB w Rzymie w latach 1979-1983, złożył niedawno pozew do Sądu Okręgowego w Sokółce na Białostocczyźnie. Oskarża w nim dziennikarza i redaktora naczelnego jednego z ogólnopolskich dzienników o popełnienie przestępstwa z art. 212 par. 2 kodeksu karnego i domaga się, aby skazano ich na "1 rok pozbawienia wolności, z warunkowym zawieszeniem jej wykonania na okres próby wynoszący 5 lat". Występuje także, co w tym wypadku jest oczywiste, o zasądzenie dla siebie pieniędzy.

Co skłoniło esbeckiego emeryta do takiego kroku? Otóż jedna z zaskarżonych osób przeprowadziła ze mną wywiad, w którym opisałem rolę, jaką odgrywał rezydent "Pietro" w infiltracji polskiego środowiska kościelnego w Watykanie. Nawiasem mówiąc, część "zasług" owego rezydenta opisałem także trzy lata temu w książce "Księża wobec bezpieki", ukazując jego związki z kontaktem informacyjnym o ps. "Fermo", pod jakim zarejestrowano późniejszego abp. poznańskiego Juliusza Paetza. W innych publikacjach opisywałem także jego związki z kontaktem informacyjnym o ps. "Cappino", pod jakim zarejestrowano obecnego nuncjusza abp. Józefa Kowalczyka, o którym do dziś wyraża się on zawsze z wielką atencją. Jednak ani tej książki, ani tych publikacji były esbek nigdy nie zaskarżył. Co więcej, w omawianym pozwie wyłączył mnie z oskarżenia. Czemu postępuje tak niekonsekwentnie? Pewnie dlatego, że wie, iż mikrofilmy posiadanych przeze mnie dokumentów, wyszperanych w wyniku żmudnej kwerendy, to prawdziwa puszka Pandory, na której otwarciu nie powinno zależeć ani byłym rezydentom SB w Wiecznym Mieście, ani tym bardziej abp. Kowalczykowi, który tak wytrwale zabiega, i to bez żadnej kozery, o prymasowski urząd. Rzecz intrygująca, temu ostatniemu list skierowany do mnie Kotowski wysłał w pierwszej kolejności. Przypadek? Absolutnie nie.

Co do owych rezydentów, to żaden z nich nie był niewinną owieczką, na jaką kreuje się autor pozwu. Jako agenci służący reżymowi komunistycznemu byli oni raczej wilkami krzywdzącymi swymi działaniami Kościół katolicki. Ich głównym figurantem, czyli osobą przeznaczoną do rozpracowania, był papież Jan Paweł II. Dr Sławomir Cenckiewicz, wytrawny badacz akt wywiadu, tak napisał o nich: "Warto wspomnieć, że zwłaszcza od czasu wyboru kardynała Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową rezydentura rzymska należała do najważniejszych placówek wywiadowczych PRL. Rzymscy rezydenci Departamentu I MSW o pseudonimach Canto (1975-1980), Bralski (1980-1984), Dis (1984-1988) oraz Irt (1988-1990) należeli do najlepszych oficerów wywiadu PRL". Z analizy innych historyków wynika, że ich raporty trafiały na biurka nie tylko w Warszawie, ale i w Moskwie, bo działania polskie SB, zwłaszcza w kwestii Watykanu i osoby Jana Pawła II, było przedłużeniem działań wywiadu sowieckiego. Tak czy siak, proces w Sokółce zapowiada się ciekawie. Inna sprawa, że dla Sokółki, tego sympatycznego miasta, znanego ostatnio z cudu eucharystycznego, będzie to wątpliwa reklama.

Co do działań bezpieki wobec pasterzy Kościoła, warto w tym miejscu zachęcić wszystkich do odwiedzenia wystawy o ks. Władysławie Gurgaczu, otwartej w tych dniach w Bibliotece Wojewódzkiej przy ul. Rajskiej 1 w Krakowie. Wystawa ta, doskonale przygotowana przez IPN, ukazuje męczeństwo kapelana antykomunistycznego podziemia, zamordowanego w 1949 r. przez UB. Kapłan ten do niedawna był postacią zapomnianą, również przez władze kościelne. Dziś, ukazany w pełnym blasku, staje się idealnym kandydatem na ołtarze.

Jeżeli jesteśmy przy męczeństwie polskich duchownych, to informuję, że na placu przy kościele Matki Boskiej Królowej Różańca Świętego w Dzierżoniowie odsłonięto i poświęcono pomnik upamiętniający rzymskokatolickich księży pomordowanych na Kresach II Rzeczypospolitej w latach 1939-1947 przez - jak głosi napis - "faszystowskie bandy OUN i UPA". Męczennicy ci także byli autentycznymi pasterzami, którzy bronili w czasie II wojny światowej swych owczarni przed najróżniejszej maści wilkami. Pomnik powstał przy pomocy dobroczyńców, samorządowców i duchownych. W czasie uroczystości Edward Bień, prezes stowarzyszenia "Kresowiacy", powiedział: "Ponieważ odchodzą świadkowie historii czasu wojny, dlatego tak ważne są inicjatywy utrwalające pamięć". Z kolei ks. proboszcz Zygmunt Kokoszka zaznaczył: "To bardzo ważne dla młodych pokoleń, które potrzebują jasnych dowodów prawdy, jaka tworzy historię naszej ojczyzny".

Warto też odnotować starania o nadanie jednemu z bulwarów we Wrocławiu imienia rotmistrza Witolda Pileckiego, także zamordowanego przez UB. Animatorem tych działań jest Dolnośląska Inicjatywa Historyczna, która prosi wszystkie osoby, również spoza stolicy Dolnego Śląska, o pisemne wsparcie. Na adres przewodniczącego Rady Miejskiej prof. Jacka Ossowskiego: 50-107 Wrocław, ul. Sukiennice 9, można wysyłać dowolne deklaracje, byleby znalazło się w nich sformułowanie: "Zdecydowanie popieram inicjatywę powołania we Wrocławiu bulwaru Rotmistrza Witolda Pileckiego między ul. Krupniczą a ul. Świdnicką".

Można także podpisać się pod apelem na stronie internetowej: www.takdlapileckiego.pl

ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, Gazety Polska, 16 grudnia 2009.