Pogodny, słoneczny dzień na lotnisku „Siewiernyj” w Smoleńsku. 11 kwietnia 2010 roku. Premier Władimir Putin żegna trumnę z ciałem polskiego prezydenta Lecha Kaczyńskiego, przyjechał tu specjalnie w tym celu. Na płycie lotniska dwa pododdziały rosyjskiej armii – kompania honorowa wojsk lądowych i marynarki wojennej. Ta ostatnia ze sztandarem z Krzyżem św. Andrzeja. Putin kładzie obok trumny wiązankę kwiatów, potem przed polskim prezydentem defilada rosyjskich żołnierzy i marynarzy. Scena jest aż nadto symboliczna.
Lech Kaczyński przez cały okres swojej prezydentury był przeciwnikiem polityki rosyjskiej, stał się nawet sztandarem dla obozu polskiej rusofobii, choć chyba tak naprawdę został na takie pozycje zepchnięty przez otoczenie. W rzeczywistości, jak się teraz okazuje, wcale ideowym rusofobem nie był. W ostatnim nie wygłoszonym przemówieniu wzywał do pojednania – to było główne przesłanie tego tekstu. Zaledwie kilka linijek, ale jakże ważnych. Jeśli więc ta śmierć ma owocować dobrem, to tak właśnie powinniśmy to interpretować.
Trzeba o tym głośno mówić, bo już pojawiają się głosy starające się wykorzystywać tę tragedię do dalszego jątrzenia, zatruwania naszych umysłów i serc, do siania, nie bójmy się takiego stwierdzenia, nienawiści. Już pewien poseł, znany nam dobrze z poglądów prawicowych – udziela niewyobrażalnie głupiego i kompromitującego wywiadu zamieszczonego w dzienniku katolickim [A co tam, walniemy po nazwisku: Artur Górski z PiS w "Naszym Dzienniku" 12.04.2010 - admin]. Już w TVP pokazuje się fragmenty przemówienia Lecha Kaczyńskiego z pominięciem pojednawczych fragmentów, już pewien znany chorobliwy rusofob obwieszcza w… kościele, że to katastrofa to był zamach, rzecz jasna rosyjski.
W chwili, kiedy mamy wielką szansę na polsko-rosyjski przełom znowu będziemy musieli się zmagać z takimi ekscesami. Nadzieje budzi fakt, że jak do tej pory spotykają się one z jednoznacznym osądem – Polacy chcą normalności i przyjaznych relacji z Rosją. Z nadzieją patrzą na to, jak na naszą tragedię reaguje Rosja, ta oficjalna i zwykli obywatele. Być może dopiero ta tragiczna katastrofa przełamała bariery, które do tej pory wydawały się nie do pokonania. Nie dopuśćmy, by jad, zacietrzewienie i głupota zmarnowały tę rodzącą się nadzieję.
Jan Engelgard, Nowa Myśl Polska
Od admina: Pod tezami tego artykułu podpisuję się oburącz.
Za: http://marucha.wordpress.com/