Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 
Tzw. Konstytucja Europejska, która miała uszczęśliwić obywateli nowo powstajacej potęgi została definitywnie odrzucona w 2005 roku po referendum we Francji i Holandii. Zawierała tak wiele norm sprzecznych z konstytucjami państw członkowskich, że było rzeczą oczywistą, iż każde referendum zakończy się podobnym wynikiem. Nastawiona była bowiem nie na obronę interesów państw członkowskich i ich obywateli, lecz na ochronę silnych, ponadnarodowych grup interesów, głównie finansowych.
I cóż zatem czynią nasi Możni?
Pewni swej bezkarności dochodzą do wniosku, że należy:
*
zrobić wszystko by uniknąć referendum
*
sprawić by „nowy” tekst był nieczytelny dla obywatela
Ich projekt przewiduje by zostawić Konstytucję Europejską nienaruszoną i by uniknąć referendum nazwać ją „traktatem”. Następnie, by nie dopuścić do odkrycia oszustwa, czyni się nowy dokument nieczytelnym, dodając tysiące odsyłaczy do innych przepisów, odnośników, notki, etc.
Były Prezydent Francji, Valery Giscard D'Estaing powiedział: „Traktat jest identyczny z odrzuconą Konstytucją. Tylko format jest inny, by uniknąć referendum”.

Parlamentarzysta europejski, Duńczyk Jens-Peter Bonde: „Premierzy byli całkowicie świadomi, że Traktat nie zostałby nigdy przyjęty gdyby został przeczytany, zrozumiany i poddany pod głosowanie ludowe. Ich intencją było doprowadzić do ratyfikacji bez konieczności brudzenia sobie rąk przed swoimi wyborcami”.
W 2007 roku wszystko było już gotowe i 13 grudnia (nomen omen...) szefowie rządów zebrali się w Lizbonie by podpisać Traktat, lub jak kto woli Konstytucję, odrzuconą w 2005 roku. Teraz brakowały tylko akty ratyfikacyjne poszczególnych państw.

Tym razem prawo to przysługiwało Parlamentom, co czyniło cały proces dziecinnie wręcz prostym. Historię oporu Irlandii i Czech wszyscy doskonale pamiętamy.

Polska ratyfikując ten dokument wyzbyła się resztek suwerenności w sprawach legislacyjnych, ekonomicznych, zdrowia, obrony i polityki zagranicznej na rzecz organów Uni, których nie wybierają obywatele w powszechnych wyborach. Jedyny obieralny organ, Parlament Europejski pozbawiony został jakichkolwiek istotnych uprawnień. Tak na marginesie, chciałbym przypomnieć żenujący spektakl medialny z okazji wyboru Jerzego Buzka na stanowisko przewodniczącego, przedstawiający to jako sukces narodowy prawie na miarę wyboru papieża.

Traktat zawiera wiele bardzo ciekawych zapisów. Jednym z nich jest tzw. Klauzula Solidarności.

Klauzula ta stanowi, że każde państwo europejskie zobowiązane jest do uczestnictwa w akcjach militarnych skierowanych przeciwko „akcjom terrorystycznym” na terenie jakiegokolwiek innego państwa. Problem polega jednak na tym, że nikt nie zdefiniował co rozumie się przez „akcje terrorystyczne”, kto zadecyduje kto jest „terrorystą” i dlaczego.

W ilu jeszcze wojnach będziemy zmuszeni uczestniczyć bo jakiś polityk, nie wybierany przez nikogo, zdecyduje się użyć słowa „terrorysta” lub „akcja terrorystyczna”?

Dziś starczy określić obywatela „domniemanym terrorystą” by móc pozbawić go praw człowieka, uwięzić a nawet torturować. Całe zdarzenie może potem zostać objęte „tajemnicą państwową”.

W ten sposób, gdy obywatele zdadzą sobie sprawę z tego, że stracili wolność, że o ich życiu decyduje oligarchia możnych, nie pochodzących z demokratycznych wyborów polityków, nie będą mogli nawet zaprotestować w obronie swoich praw.

Wystarczy jedno słowo by słuszny protest przekształcić w „akcję terrorystyczną”.

Można powiedzieć śmiało, że zrobiliśmy milowy krok ku świetlanej przyszłości.

Za: SpiritoLibero