Drukuj
Kategoria: Warto przeczytać
Odsłony: 7871

Ocena użytkowników: 4 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Źródło: Jędrzej Giertych, O Piłsudskim, Londyn 1987, Nakładem własnym

Wydawca: Jędrzej Giertych, 175 Carlingford Road Londyn N. 15. 3ET

Printed by Inprint Ltd 39 Chiltem St London W1M 1HJ Tel. 0l- 935 7140

[Książka J. Giertycha, O Piłsudskim, na charakter popularyzatorski. Autor nie zaopatrzył jej -- jak inne swoje dzieła -- w szereg przypisów źródłowych i komentarzy. Jest zwięzła, by była tania, i by była łatwiejsza w czytaniu. Na str. 3 Autor dodał taki przypisek: Kto chce poznać dzieje Piłsudskiego dokładniej, winien zapoznać się z książkami obszerniejszymi i o charakterze źródłowym i o naukowej dokumentacji. Także i z moimi. Wymieniłbym z tych ostatnich rozdziały dotyczące Piłsudskiego, w książce „Tragizm losów Polski”, Pelplin 1936. „Rola dziejowa Dmowskiego”, Chicago, tom I, 1968. Józef Piłsudski 1914-1917”, Londyn tom I 1979, tom II 1982. „Rozważania o bitwie warszawskiej 1920 roku”, Londyn 1984. „Kulisy powstania styczniowego”, Kurytyba, 1965 i liczne mniejsze rozprawy, zwłaszcza w „Komunikatach Towarzystwa im. Romana Dmowskiego”, Londyn, tom I 1970/71, tom II

Polska w chwili obecnej przeżywa wiele klęsk i nieszczęść i narażona jest na wiele niebezpieczeństw. Została pod koniec drugiej wojny światowej wydana przez niewiernych sprzymierzeńców — układami w Teheranie i Jałcie — w ręce Rosji Sowieckiej. Narzucony Polsce został, na bagnetach rosyjskich i przy pobłażliwym przymrużeniu oczu przez Anglię i Amerykę, system komunistyczny, oparty na filozofii i ekonomii Marksa i Lenina. Polska została poddana sowieckiej eksploatacji, zmuszona do masowej produkcji swoich wytworów, — węgla, stali, okrętów i innych — dla Rosji, w taki sposób, że eksport ten przynosi nieustające straty i oznacza wyciskanie polskiej gospodarki jak cytryny. Niezależna polska myśl i życie duchowe są skrępowane, może się w Polsce ukazywać w druku tylko to, na co pozwala komunistyczna cenzura. W szkołach młodzież polska uczona jest pojęć fałszywych, dyktowanych przez komunistyczną propagandę.

Tysiące Polaków zwłaszcza w pierwszych latach po wojnie zostało przez sądy komunistyczne — albo i bez sądu poskazywanych za swoje uczciwie polskie i chrześcijańskie poglądy na śmierć i porozstrzeliwanych lub powieszonych, albo też skazanych na długoletnie więzienia albo powywożonych na Syberie. A przecież było to tuż po latach wojennych, gdy także miliony Polaków doznawały prześladowań od Niemców, ginąc masowo w obozach koncentracyjnych i masowych egzekucjach, albo znosząc wszelkiego rodzaj cierpienia jako więźniowie i robotnicy przymusowi, gdy Polska doznawała takich zniszczeń. W porównaniu do tego to, co tu napiszę, może się wydawać mało ważne.

A jednak jest to w istocie sprawa także ważna. I nie można jej lekceważyć. Nawet małe sprawy powinny być załatwiane, mimo, że są one błahe w porównaniu do spraw wielkich, a to nie jest sprawa ani mała, ani błaha.

Mówię o ogromnej propagandzie, prowadzonej w Polsce, zmierzającej da wypaczenia politycznego sposobu myślenia polskiego narodu i popchnięcia tego narodu w kierunku dla niego niebezpiecznym i szkodliwym, a nawet groźnym i wiodącym do katastrofy.

Propaganda ta usiłuje narzucić polskiemu narodowi jako rzekomy ideał i polityczny drogowskaz człowieka z niedawnej przeszłości, który był jednym z największych szkodników w polskiej historii, w znacznym stopniu narzędziem państw wrogich Polsce i kierunków politycznych szkodliwych dla Polski i który w czasie pierwszej wojny światowej w praktyce w wybitny sposób przeszkadzał odbudowaniu niepodległej Polski (mimo, że wielu Polaków uważało go za prawdziwego niepodległościowca a i on sam miał pad tym względem szczere złudzenia, wyobrażając sobie, że polityka jego prowadzi do zbudowania Polski, wykrojonej z części zaboru rosyjskiego, a potem także z zachodniej Galicji, a wiec do Polski wprawdzie maleńkiej, ale niepodległej), którego polityka w okresie międzywojennym doprowadziła — już po jego śmierci — do osamotnienia Polski w roku 1939, do nieprzygotowania do wojny, do katastrofy wrześniowej i do nowego rozbioru. Doprowadziła także w roku 1926 — po trzydniowej wszczętej przez niego wojnie domowej, w której poległo 379 Polaków, a 920 było rannych — do wielkiego zdemoralizowania i wyniszczenia Polski.

Człowiekiem tym jest Józef Piłsudski.

Istnieje wielu Polaków, zwłaszcza z najmłodszego pokolenia, wyobrażających sobie, że Piłsudski, który był w Polsce Naczelnikiem Państwa i formalnym wodzem naczelnym polskiej armii, a potem polskim dyktatorem jest symbolem Polski niepodległej. Tej Polski, która istniała faktycznie w latach 1916—1939 a formalnie trwała do roku 1945-go, mając swój emigracyjny rząd w Paryżu i Londynie, mając na zachodzie armię o blisko 300 tysiącach żołnierza, marynarkę i lotnictwo oraz miała pod sobą powstanie warszawskie. Są tacy, którzy myślą, że Piłsudski przyczynił się w pierwszej wojnie światowej do odbudowania niepodległej Polski — czy nawet te niepodległość odbudował — i że w bitwie warszawskiej w 1920 roku pobił Rosję. Ci co tak mysią, wyobrażają sobie czasem, że doszli do tych poglądów własnym rozumem i przestudiowaniem historii. W istocie, są oni ofiarami złej, szkodliwej dla Polski propagandy. Zostali przez tę propagandę przerobieni, a nawet w istocie, jakby zahipnotyzowani. Całe, niezliczone zastępy młodych Polaków zostały w ostatnich kilku latach całkowicie, jak posłuszne stado baranów, popędzone przez tę propagandę ku bezmyślnemu pochodowi w kierunku, wiodącym Polskę do nowych, możliwych katastrof.

Propaganda ta jest dziełem sił wrogich Polsce. Jej głównym celem jest spowodowanie, by większość Polaków uformowała się we front polityczny, posłuszny Niemcom. Piłsudski jest znakomitym symbolem poddania się Polaków polityce niemieckiej. Kto wierzy w Piłsudskiego jest już przez pół zdobyty dla polityki niemieckiej i jej celów. Wpływ niemiecki zresztą w chwili obecnej tylko w małym stopniu działa bezpośrednio. W znacznym stopniu posługuje się wpływem amerykańskim, który w obecnej chwili całkowicie popiera Niemców. Rozstrzygającą rolę odgrywa tu Radio Wolna Europa, które jest organem rządu amerykańskiego i finansowane jest całkiem oficjalnie, z amerykańskiego rządowego budżetu. Jak kropla drążąca skałę, dzień po dniu — radio to urabia miliony polskich mózgów. Sączy ona, kropla po kropli, hasła propagandowe, dogodne dla Niemców, a w istocie wrogie polskiemu narodowi. Wśród tych haseł, sączy ona uwielbienie Piłsudskiego i jego kult.

Ale na tym nie koniec. Legenda Piłsudskiego i kult Piłsudskiego są w Polsce szerzone przez marksistów. To był wielki rewolucjonista, socjalista, czciciel Marksa. To Rosja bardzo dyskretnie, ale bardzo umiejętnie i podstępnie dopomaga do szerzenia w Polsce kultu Piłsudskiego, bo kult ten jest dzisiejszej Rosji w Polsce potrzebny, gdyż przyczynia się do przerobienia Polski w duchu socjalistycznym i marksistowskim. Mimo odmiennych pozorów, zawsze — w ciągu Ostatnich, więcej, niż 40 lat — wolno było w Polsce głosić wielkość Piłsudskiego i wychwalać jego rzekome zasługi — wszędzie, na łamach gazet w przemówieniach publicznych, w wykładach uniwersyteckich, w nauce szkolnej, w powieściach i poezji. — mimo, że nie wolno było nic dobrego mówić o rzeczywistym twórcy polskiej niepodległości — Romanie Dmowskim i często i o innych zasłużonych ludziach, o Korfantym, czy Rozwadowskim, czy Witosie, czy innych. Tak samo jest w istocie i dziś.

Ta propaganda Piłsudskiego jest dla Polski niezmiernie szkodliwa. Trzeba jej się koniecznie przeciwstawić. Trzeba sprawić, by większości Polaków, a zwłaszcza Polakom młodym, spadło bielmo z oczu i by nareszcie zaczęli widzieć i rozumieć prawdę.

Napisałem tę książeczkę, by zastępom Polaków otworzyć oczy. Jest to książeczka, której celem jest mówienie prawdy. Mówienie o niedawnej przeszłości tego, jak ta przeszłość wyglądała naprawdę a nie w świetle kłamliwej opartej na fałszach propagandy. Nie jest to książeczka o całości nowożytnej polskiej historii. Jest to książeczka o jednej tylko, otoczonej kłamstwami, złowrogiej dla Polski postaci, o Józefie Piłsudskim.[1][1]

Źródło: Jędrzej Giertych, O Piłsudskim, Londyn 1987, Nakładem własnym

Wydawca: Jędrzej Giertych, 175 Carlingford Road Londyn N. 15. 3ET

Printed by Inprint Ltd 39 Chiltem St London W1M 1HJ Tel. 0l- 935 7140

Jędrzej Giertych, O Piłsudskim, Londyn 1987, Nakładem własnym, strony xx - xx.

[Książka J. Giertycha, O Piłsudskim, na charakter popularyzatorski. Autor nie zaopatrzył jej -- jak inne swoje dzieła -- w szereg przypisów źródłowych i komentarzy. Jest zwięzła, by była tania, i by była łatwiejsza w czytaniu. Na str. 3 Autor dodał taki przypisek: Kto chce poznać dzieje Piłsudskiego dokładniej, winien zapoznać się z książkami obszerniejszymi i o charakterze źródłowym i o naukowej dokumentacji. Także i z moimi. Wymieniłbym z tych ostatnich rozdziały dotyczące Piłsudskiego, w książce „Tragizm losów Polski”, Pelplin 1936. „Rola dziejowa Dmowskiego”, Chicago, tom I, 1968. Józef Piłsudski 1914-1917”, Londyn tom I 1979, tom II 1982. „Rozważania o bitwie warszawskiej 1920 roku”, Londyn 1984. „Kulisy powstania styczniowego”, Kurytyba, 1965 i liczne mniejsze rozprawy, zwłaszcza w „Komunikatach Towarzystwa im. Romana Dmowskiego”, Londyn, tom I 1970/71, tom II 1979/80.]

KTO TO BYŁ?

Aby zrozumieć kto to był Piłsudski, trzeba zdać sobie sprawę z jednego podstawowego faktu: że był to w istocie rosyjski rewolucjonista. Było wprawdzie w mentalności Piłsudskiego trochę wpływu polskich tradycji powstańczych, trochę tęsknoty za wspomnieniami powstania styczniowego 1863 roku, których tak wiele trwało w polskiej sferze ziemiańskiej na Litwie, z której pochodził, było także i trochę kultu Napoleona — ale przede wszystkim był w nim rosyjski wpływ rewolucyjny. Ten dawny student uniwersytetu w Charkowie — to był człowiek urobiony przez środowisko młodzieżowe rosyjskie, to samo, z którego wyrośli bolszewicy rosyjscy.

Myśl jego ukształtowana została przez te same książki, na których wykarmiona była rewolucyjna młodzież rosyjska. Rozczytywał się on w Karolu Marksie — którego dzieła czytał częściowo dwa razy, — w Bakuninie i w innych utworach tego typu.

Był on w początkowym okresie swego życia związany z kołami młodzieży rewolucyjnej rosyjskiej. Rzeczą znamienną jest, że był on zamieszany w roku 1887 w proces rosyjskiej grupy terrorystycznej, która usiłowała — bezskutecznie zresztą — dokonać zamachu na cara Aleksyn­dra III. W procesie tym pięciu spiskowców Rosjan, w ich liczbie Aleksander Uljanow, rodzony brat późniejszego wodza bolszewickiej rewolucji, Włodzimierza Uljanowa, czyli Lenina, skazanych było na śmierć i powieszonych w dniu 8 (czyli 20 maja) 1887 roku, a Józef Piłsudski, zamieszany w poszukiwanie środków chemicznych do bomby, którą miano użyć w tym zamachu, skazany został — nie wyrokiem sądowym, lecz zarządzeniem administracyjnym — na 5 lat zesłania do odległego zakątka wschodniej Syberii, gdzie przebywał na wolnej stopie, ale bez prawa wyjazdu. (Jego brat Bronisław został w tymże procesie skazany na 15 lat ciężkich robót na wyspie Sachalin). Tak więc Piłsudski spędził 5 lat na Syberii (w miasteczkach Kireńsk i Tunka w rejonie Irkucka) nie za sprawy polskie, ale za udział w ruchu konspiracyjnym rosyjskim.

Piłsudski był odstępcą od Kościoła katolickiego. W dniu 12 maja 1899 roku przystąpił do kościoła ewangelickiego, podpisując przy świadkach akt, w którym oświadczył, że „po dostatecz­nym przygotowaniu i pełnym wewnętrznego przekonania przeszedł z wyznania Rzymsko-katolic­kiego na wyznanie ewangelicko-augsburskie”. Uczynił to, aby móc się ożenić z rozwódką, Marią Kazimierą z Koplewskich Juszkiewiczową. Wbrew odmiennym twierdzeniom, nie jest prawdą, że w roku 1916 powrócił na łono kościoła katolickiego. Brak jest wiarogodnych dokumentów, które by to potwierdziły. Jego ślub W dniu 25 października 1921 w katolickim kościele, już po śmierci Marii z Koplewskich z Aleksandrą Szczerbińską, matką jego córek (Wandy urodzonej w roku 1918 i Jadwigi urodzonej w roku 1920) nie byt aktem przejścia na katolicyzm; ślub w kościele katolickim z katoliczką może zawrzeć i ewangelik.

Akt wystąpienia Piłsudskiego z kościoła katolickiego w roku 1889 był wielokrotnie w różnych książkach reprodukowany w fotokopiach i jest dobrze znany.

Nie jest prawdą mniemanie, że Piłsudski pojednał się z Kościołem katolickim na łożu śmierci. Nie wzywał on do swego łoża księdza ani nie wyraził zgody na sprowadzenie go. Ksiądz Korniłowicz przybył do niego, gdy był on już nieprzytomny; udzielił mu, nieprzytomnemu, ostat­niego namaszczenia w sposób warunkowy. Jest oczywiście możliwe, że z łaski Bożej Piłsudski się w ostatnich minutach życia nawrócił i pojednał z Bogiem, ale tego wiedzieć nie możemy. Przez całe życie jednak Piłsudski żył jako odstępca od Kościoła katolickiego. To nie znaczy jednak, że był naprawdę ewangelikiem. W rozmowie z generałem Józefem Hallerem powiedział: „Jestem bez­wyz­naniowy” i Haller zapisał to w swoich pamiętnikach. Był to w istocie człowiek nie wierzący.

Nie przeczy temu fakt, że żywił on rodzaj kultu dla wizerunku Matki Boskiej Ostrobramskiej. Nie był to akt wiary katolickiej, lecz rodzaj irracjonalnego traktowania tego wizerunku jako szczęśliwego amuletu.

Rządy Jego w Polsce były rządami masońskimi i niechętnymi religii katolickiej. Po przew­rocie majowym 1926 roku mianował on kolejno lub jego następcy mianowali po jego śmierci, 9 osób premierami, (w tym też i jego samego) z których 7 było masonami (Bartel, Switalski, Sławek, Prystor, Jedrzejewicz, Kozłowski i Zyndram‑Kościałkowski) a tylko dwóch nie było nimi, lub o tym nic pewnego nie wiadomo (Sławoj-Składkowski i sam Piłsudski).

Jakie było oblicze rządów Piłsudskiego, świadczy najlepiej dokonana przez te rządy zmiana herbu Polski. Przed wypadkami majowymi Sejm uchwalił ustawą z dnia 1 sierpnia 1919 roku, że herbem Polski ma być orzeł biały z krzyżem na koronie. Po przewrocie majowym dekretem Prezydenta Rzeczpospolitej i rządu (z podpisami prezydenta Mościckiego, premiera Józefa Piłsud­skiego i 13 ministrów, w ich liczbie Kazimierza Bartla, Sławojka‑Składkowskiego i Augusta Zales­kiego) z dnia 13 grudnia 1927 roku herb ten został skasowany i zastąpiony herbem innym, a miano­wicie białym orłem bez krzyża na koronie ale z pięcioramiennymi gwiazdami masońskimi czy też marksowskimi na koronie oraz na obu skrzydłach. Nie należy takiej symboliki lekceważyć. Ozna­cza ona postawę ideową tych, co się symbolami posługują.

Rządy Piłsudskiego i jego obozu, zwanego od 1926 sanacją były jakby przygotowaniem do dzisiejszych rządów komunistycznych. W swej istocie, były to rządy ożywione doktryną Marksa, tą samą, tyle tylko, że nieco złagodzoną, co rządy komunistyczne. Mimo zachowanych pozorów, były to rządy wrogie chrześcijańskiemu duchowi Polski i jej tysiącletnim tradycjom. Cała atmosfera tych rządów, pełna gwałtów i samowoli, przypominała rewolucyjne (a także i carskie) rządy rosyjskie i była wstępem do tego co nastąpiło po 1945 roku.

Przez swój duch niechrześcijański i nienarodowy rządy te były zarazem czynnikiem rozprzężenia i demoralizacji w narodzie. Nie przejmując się zasadami chrześcijańskimi i nie wie­rząc w nie, „sanacyjna”, piłsudczykowska „elita” żyła pojęciami obcymi surowym, chrześci­jań­skim i polskim tradycjom moralnym. Oburzające dla całego polskiego społeczeństwa były zwyczaje życia piłsudczykowskich dygnitarzy, częste rozwody (zamienianie się żonami), spędzanie płodu, niemoralne używanie życia, rozrzutność i przepych, także łapownictwo i nadu­życia pieniężne. Było to złym przykładem dla całej warstwy urzędniczej i oficerskiej. Wszystko to zdemoralizowało liczne grupy społeczeństwa i sprawiło, że ten styl życia dygnitarskiej i dorob­kiewiczowskiej „elity” rozpowszechnił się także i po drugiej wojnie światowej w Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Demo­ralizacja, niepraworządność i nieuczciwość w Polsce dzisiejszej jest dalszym ciągiem i naśla­dow­nictwem tych samych cech „elity” piłsudczykowskiej z lat 1926—1939. Przed rokiem 1926, oraz przed 1914, pod zaborami, nieznane było w polskim społeczeństwie łapownictwo, a czymś niezmier­nie rzadkim było rozprzężenie życia rodzinnego i rozwody. Poczynając od roku 1926 po dziś dzień, rzeczy te stały się w Polsce nagminne.

Piłsudski jako Naczelnik Państwa stanowił dla ogółu społeczeństwa polskiego zły przykład życia osobistego. Mimo, że wciąż żonaty (żona „nie chciała mu dać rozwodu”) żył „na Wiarę”, to znaczy bez ślubu z inną osobą, która była matką jego dwóch córek. To prawda, że ten stan rzeczy potem naprawił, żeniąc się po śmierci żony z tą osobą i nadając swoim córkom prawa ojcowskie.

Roman Dmowski napisał — w roku 1927, na 12 lat przed śmiercią własną, a na 8 lat przed śmiercią Piłsudskiego, że „katolicyzm nie jest dodatkiem do polskości, zabarwieniem jej na pewien sposób, ale tkwi w jej istocie, w znacznej mierze stanowi jej istotę. Usiłowanie oddzielenia u nas katolicyzmu od polskości, oderwania narodu od religii i od kościoła, jest niszczeniem samej istoty narodu”. Cały mniej więcej naród polski, po odzyskaniu niepodległości, a także przedtem, walcząc o nią, tak właśnie wyobrażał sobie Polskę i życie polskie. Działalność Piłsudskiego i jego obozu wyglądała tak, jakby chciała oblicze Polski ukształtować w duchu dokładnie odwrotnym.

UCZESTNIK REWOLUCJI ROSYJSKIEJ

Piłsudski był wybitnym uczestnikiem rewolucji rosyjskiej. Gdy w 1905 roku wybuchła w Rosji pierwsza duża rewolucja, która zresztą w końcu zwycięstwa nie osiągnęła, Piłsudski uważał, że polskie ziemie zaboru rosyjskiego winny wziąć w niej udział. Obóz polskich narodowców, czyli obóz Dmowskiego, miał pogląd odwrotny, uważał on, że ziemie polskie właśnie powinny się od wydarzeń rosyjskich oddzielić i odgrodzić i korzystając z zamieszek w Rosji, zorganizować się jako kraj od Rosji odrębny, żyjący życiem własnym i anarchii rosyjskiej się nie poddający.

Piłsudski uważał, że polski zabór rosyjski powinien uczestniczyć w rosyjskich strajkach, które zatrzymały w całym państwie koleje, wstrzymały prace w fabrykach i unieruchomiły życie.

Jak sobie Piłsudski wyobrażał działalność rewolucyjną, najlepiej pokazuje zorganizowana przez niego akcja bojowa na schodach kościoła Wszystkich Świętych, na placu Grzybowskim w Warszawie. Miała ona miejsce w niedziele 13 listopada 1904 roku, a wiec jeszcze na dwa miesiące przed właściwym wybuchem rewolucji rosyjskiej. Kierowana przez Piłsudskiego organizacja Polskiej Partii Socjalistycznej rozrzuciła w Warszawie ulotki wzywające robotników na godzinę dwunastą w południe w niedzielę na manifestację na Placu Grzybowskim. Chodziło nie o to, by ściągnąć tam tłum robotników, ale by zwrócić uwagę policji rosyjskiej. Gdy po niedzielnej Mszy św. z kościoła Wszystkich Świętych, jednego z największych, w Warszawie, zaczął wychodzić tłum wiernych, wśród tego tłumu zjawiła się uzbrojona w rewolwery bojówka socjalistyczna, rozwinęła czerwony sztandar i zaczęła śpiewać „Warszawiankę”. Przygotowany w bramie domu naprzeciwko kościoła oddział 70 czy 80 rosyjskich policjantów ruszył przeciwko tej bojówce. Bojówka wtedy wystrzeliła przeciwko policjantom salwę rewolwerową zabijając niektórych, oraz natychmiast wycofała się do kościoła, mieszając się z pobożnym tłumem. Wtedy rosyjscy policjanci dali salwę w pobożny tłum. W rezultacie tej manifestacji padło 3 zabitych policjantów i 11 zabitych spośród niewinnego tłumu. Członkom manifestującej bojówki nic się nie stało. Piłsudski po 25 latach opisywał tę rzekomo zręczną i sprytną manifestacje, jako „dowcipną” i napisał: „Grzybów należy mi do wspomnień, które nieraz pieszczę, należy do pieszczot mego życia”. Tak wiec „pieszczotą” Piłsudskiego była operacja ściągnięcia salw rosyjskiej policji na niczego się nie spodziewający tłum rodaków, także kobiet i dzieci, przy równoczesnym oszczędzaniu przez sprawców własnej skóry. Operacja ta została scharakteryzowana współcześnie przez wychodzący we Lwowie, a więc pod zaborem austriackim „Przegląd Wszechpolski” w następujący sposób: „Organizatorzy demonstracji tak się zachowali, jak banda przybyszów wśród obcego sobie całkiem środowiska, którego krew nic ich nie kosztuje i którego uczucia nic ich nie obchodzą.”

Jeszcze przed owym wydarzeniem w Warszawie toczyła się na Dalekim Wschodzie w roku 1904 (i potem — 1905) wojna Rosji z Japonią, przy czym rewolucja rosyjska była właśnie skutkiem poniesionej w tej wojnie przez Rosje klęski. W czasie wojny tej Piłsudski jeździł do Japonii, co mu ułatwił wywiad angielski (Anglia w owym czasie była usposobiona wrogo wobec Rosji) i co zostało sfinansowane przez rząd japoński. Piłsudski będąc w Japonii proponował władzom japońskim, że zorganizuje w interesie japońskim polskie powstanie w zaborze rosyjskim.

W złożonym w tym celu władzom japońskim memoriale napisał, że celem projektowanej przez niego akcji jest „rozbicie państwa rosyjskiego” i „usamowolnienie przemocą w skład imperium wcielonych krajów”. Tak wiec celem tej akcji było przede wszystkim przebudowanie Rosji. Piłsudski troszczył się przede wszystkim o losy Rosji, którą chciał przeorganizować w duchu dążeń rewolucyjnych rosyjskich, a także w duchu ówczesnych dążeń angielskich. O prawdziwej niepodległości Polski nie mogło być w tych planach mowy, gdyż plany te nie dotyczyły zaborów pruskiego i austriackiego.

O dwa miesiące wcześniej, niż Piłsudski przyjechał wtedy do Japonii także i wódz polskiego obozu narodowego Roman Dmowski. Była to samodzielna wyprawa polska, opłacana z kasy Polskiej Ligi Narodowej, a nie przez rząd japoński. Jej celem było zbadanie w interesie polskim sytuacji stworzonej przez wojnę, w którą uwikłało się jedno z państw zaborczych. Dmowski i Piłsudski przypadkowo spotkali się ze sobą w Tokio. Odbyli tam 9 lipca 1904 roku dziewię­ciogodzinną rozmowę, w której Dmowski usiłował przekonać Piłsudskiego, że nie powinien wywoływać w Polsce powstania, które w ówczesnej sytuacji żadnego pożytku Polsce przynieść nie mogło, ale przyniosłoby ogromne szkody. Usiłowałem ich (Piłsudskiego i jego kolegę Filipowicza) przekonać, że to, co chcą zrobić jest nonsensem i zbrodnią wobec Polski — napisał później Dmowski — (...). W odpowiedzi dostałem porcję mętnych frazesów, wygłoszonych z ogromną pewnością siebie”. W rezultacie Dmowski przeciwstawił się planom Piłsudskiego u rządu i do­wódz­twa japońskiego, które przekonał, że polskie powstanie wcale nie leży w interesie Japonii, gdyż Rosja szybko polskie powstanie stłumi, a wtedy wojsko, które tam obecnie trzyma, będzie mogła przerzucić na front japoński. Japonia ostatecznie nie poparła planów powstańczych Piłsudskiego, natomiast wypłaciła niewielką subwencje na akcje szpiegowską, na rzecz Japonii. Za otrzymane pieniądze obóz Piłsudskiego zakupił pewną ilość rewolwerów w Anglii i przerzucił je przez Niemcy do zaboru rosyjskiego.

Gdy wybuchła rewolucja rosyjska, Piłsudski zorganizował w zaborze rosyjskim akcję bo­jówek, które napadały na rosyjskie urzędy, takie jak urzędy pocztowe i sklepy monopolu spirytu­sowego, po to, by zrabować im posiadane przez nie pieniądze. (Oraz, które zabijały przedstawicieli władzy rosyjskiej, przede wszystkim szeregowych policjantów). Zdobywane tą drogą pieniądze dostarczane były Polskiej Partii Socjalistycznej na cele prowadzonej przez nią akcji rewolucyjnej, a także na stałe pobory na utrzymanie działaczy tej partii, takich, jak sam Piłsudski. (Inne organizacje polityczne polskie, takie jak np. Liga Narodowa opłacały swoje wydatki — ale nie koszta utrzymania swoich działaczy, którzy musieli się utrzymać sami — ze składek swoich zwolenników). Bojówki Piłsudskiego rabowały nie tylko kasy państwowe, a więc rosyjskie, ale także kasy polskich ziemian i polskich fabryk. Otrzymywały także zasiłki od obcych rządów. Przejmujący obraz ówczesnej akcji bojówkarskiej Piłsudskiego i jego obozu zawarty jest w po­wieści Prusa „Dzieci”, a zwłaszcza w powieści Sienkiewicza „Wiry”. W listopadzie 1905 roku w Polskiej Partii Socjalistycznej nastąpił rozłam, a Piłsudski przeorganizował swoje bojówki w nową partię, pod nazwą Polskiej Partii Socjalistycznej - Frakcja Rewolucyjna.

Szczegółowe dane o przynajmniej niektórych wystąpieniach bojówek Piłsudskiego zgroma­dził historyk — piłsudczyk Wł. Pobóg‑Malinowski. Z danych tych wynika, że nie zawsze zdobycz bojowców w tych napadach była zbyt duża. Np. napad na urząd pocztowy w Samsonowie w Kielec­kiem w nocy z 6 na 7 czerwca 1907 roku przyniósł napastnikom tylko 2 ruble 7 kopiejek, a napad na kasę stacji kolejowej Suchedniów 102 ruble 55 kopiejek. Natomiast napad na urząd pocztowy przy ul. Wspólnej w Warszawie 22 lutego 1907 roku przyniósł 6427 rubli 94 kopiejek. Organizacja Piłsudskiego zorganizowała także dwa napady bardzo duże, na pociągi kolejowe, o których wiedziano, że przewożone są w nich duże sumy rosyjskich pieniędzy rządowych. Mianowicie napad 8 listopada 1906 roku na stację Rogów na linii Warszawa—Koluszki, przy czym napastnicy zagarnęli 39.155 rubli i 7 kopiejek, oraz napad na pociąg na stacji Bezdany pod Wilnem 26 września 1908, w którym zagarnięto wedle danych rosyjskich 477.408 rubli 84 kopiejek, z czego jednak do socjalistycznej kasy partyjnej wpłynęło mniej niż 300.000 rubli. W tym ostatnim zamachu brał osobiście udział — jako przywódca — Józef Piłsudski, oraz jego przyszła druga żona, Aleksandra Szczerbińska.

Propaganda piłsudczykowska przedstawia dzisiaj owe napady na urzędy pocztowe, sklepy spirytusowe i pociągi jako czyny bohaterskie. W istocie były to w całej pełni wystąpienia prze­stępcze. Żadna partia opozycyjna, czy innej narodowości nie ma prawa przywłaszczać sobie pie­niędzy zaborczego państwa gdyż są to pieniądze publiczne, służące potrzebom społeczeństwa, także i polskiego (które przecież posługuje się pocztą i kolejami i musi za to płacić) a ponadto są przecież cudzą własnością. Jest wypaczeniem pojęć moralnych i prawnych, wyobrażać sobie, że pieniądze takie można swobodnie, przy użyciu broni, zabierać. (Czym innym jest zdobycz na nieprzyjacielu w czasie wojny).

Organizacja Piłsudskiego zajmowała się także organizowaniem zamachów na przedstawi­cieli aparatu państwowego rosyjskiego. Tak np. w tak zwaną krwawą środę 15 sierpnia 1906 zabiła równocześnie w 19 miejscowościach 80 rosyjskich policjantów i żandarmów. Nie mogło to w ni­czym dopomagać do odzyskania przez Polskę niepodległości. Natomiast było czynnikiem składo­wym rewolucji rosyjskiej, usiłującej wytworzyć w całym państwie jak najwięcej anarchii.

Manifestacje podobne do dowcipnej manifestacji przed kościołem na pl. Grzybowskim w War­szawie, zmierzające do Prowokatorskiego ściągnięcia rosyjskich kul na polski nie spodzie­wający się tego tłum, odbyły się kilkakrotnie. To prawda, że nie jest dokładnie wiadomo, co organizowali piłsudczycy a co komuniści. 31 czerwca 1905 roku w Łodzi padło w takiej mani­fes­tacji 160 zabitych i 152 rannych, a 1 maja 1905 roku w Warszawie na rogu ulicy Żelaznej i Alei Jero­zolimskich 25 zabitych i 20 rannych, przy czym tłum składał się częściowo z kobiet i dzieci.

Zarówno Piłsudczycy, jak komuniści zabijali nie tylko rosyjskich policjantów, ale i polskich „burżujów” np. ziemian, albo dyrektorów fabryk oraz polskich przeciwników Politycznych. Szcze­gól­nie znamienne było zabijanie polskich robotników, którzy byli narodowcami. Zarówno piłsudczycy, jak komuniści uważali środowisko robotnicze za swój monopol polityczny i mścili się w sposób nieubłagany na robotnikach, którzy stali się narodowcami, a więc zadali postawą swoją kłam twierdzeniu, że robotnicy są z samej natury socjalistami.[2][2]

Mówi się, że Piłsudski za cel swojej działalności stawiał sobie niepodległość Polski. Jest to nie ścisłe. Owszem, jest prawdą, że Piłsudski i jego grupa różnili się od komunistów tym, że mieli w swoim programie hasło niepodległości, wprawdzie nie całej Polski, ale jakiegoś małego, pol­skie­go państewka, wykrojonego z części zaboru rosyjskiego. Komuniści takiego zamiaru nie mieli. A słyn­na komunistka, Róża Luksemburg, polska Żydówka, która działała najpierw w zaborze ro­syjskim, później Jako rewolucjonistka w Niemczech i została w roku 1919 zamordowana przez bojówkę oficerską niemiecką, głosiła otwarcie, że żadnej Polski niepodległej powinno nie być, a Po­lacy zaboru pruskiego powinni się rozpłynąć w żywiole niemieckim, a Polacy zaboru rosyj­skiego w żywiole rosyjskim. Piłsudski uważał jednak, że owa rzekoma niepodległa Polska powinna być ogniwem federacji rosyjskiej. Jeszcze 15 czerwca 1920 roku mówił przedstawicielowi „białych” Rosjan w Warszawie, generałowi G. Kutiepowowi, że gdy Rosja przekształci się w państwo federacyjne, jego zdaniem do tego „Związku narodów przyłączą się w sposób swobodny Finlandia i Polska”.

Jest moim przekonaniem, że istotnym celem życiowym Piłsudskiego było przebudować Rosje w wielkie, obejmujące szóstą część świata państwo federacyjne, w którym Piłsudski byłby takim — tak samo nie rosyjskim, lecz reprezentującym jedną z mniejszości narodowych — dyktatorem, jakim się w końcu stał Gruzin Stalin. Zamiar utworzenia takiego zreorganizowanego, ogromnego państwa, oraz zdobycia w tym państwie — w Moskwie — naczelnej władzy, osta­tecz­nie się Piłsudskiemu nie udał. Piłsudski musiał się zadowolić osiągnięciem mniejszej skali jakim było zostanie dyktatorem w Polsce. Piłsudski był w istocie z tego osiągnięcia niezadowolony. Nazywał Polaków „narodem idiotów” Był to człowiek niesłychanej pychy. Jego marzeniem było zostanie czymś więcej niż dyktatorem Polski. Ale okoliczności historyczne oraz pomoc niemiecka i angielska sprawiły, że osiągnął choć tyle. I korzystał z tej osiągniętej pozycji jak mógł.

W dążeniu swoim do stworzenia federacji rosyjskiej współpracował z wpływowymi kołami angielskimi i niemieckimi. Z wywiadem angielskim był w kontakcie już poczynając od XIX wieku. Jeździł w latach przed rewolucją rosyjską 1905 roku do Londynu 7 razy, przy czym, przez dłuższe okresy mieszkał w Londynie mniej więcej stale. Główne centrum działalności P.P.S. było długi czas w Londynie, a czołowe pismo P.P.S. „Przedświt” wychodziło przez 11 lat, mianowicie w la­tach 1891-1902 w Londynie, zanim zostało przeniesione do Krakowa. Oczywiście, same te fakty nie są jeszcze dowodem związków Piłsudskiego z polityką angielską, ale te związki ilustrują. Głównym łącznikiem Piłsudskiego z wywiadem angielskim byli Tytus Filipowicz i Witold Jódko‑Narkiewicz.

Z polityką niemiecką Piłsudski wszedł w związki o wiele później niż z wywiadem angiel­skim i reprezentowanym przez ten wywiad odłamem polityki angielskiej. Ale w praktyce, w okresie nieco późniejszym Piłsudski był wykonawcą dążeń polityki niemieckiej w większym jeszcze stopniu niż dążeń polityki angielskiej. W swym dążeniu do przekształcenia Rosji w wielkie państwo federacyjne w znacznym stopniu spełniał to, czego pragnęła polityka angielska a przynajmniej pewien jej odłam. Potęga carskiej Rosji była niebezpieczna dla pozycji brytyjskiej w Azji, a zwła­szcza dla jej panowania w Indiach. Było wiec życzeniem polityki brytyjskiej takie osłabienie im­perium rosyjskiego, by przestało ono posiadłościom brytyjskim zagrażać. Jeśli idzie o Niemcy, pragnęły one uczynić ziemie, będące częścią państwa rosyjskiego terenem swojej ekspansji, przy czym szczególnie pożądliwym okiem patrzały one na Ukrainę i na wszystko, co mogło być nazwane Rosją Południową: a więc tak samo jak Anglia były zainteresowane osłabieniem Rosji. Tak wiec dążenia angielskie i niemieckie wobec Rosji były w istocie zbieżne.

Później to się zmieniło, gdyż Anglia poczuła się nagle zagrożona przez niemiecką ekspansję morską i kolonialną. Aby móc pokonać Niemcy, Anglia zawarła w roku 1907 układ z Rosją o kompro­misowym załatwieniu spraw spornych, co było aktem ostatecznego uformowania się koalicji Francja—Rosja—Anglia i zapowiedzią zbliżającej się wojny światowej. W wojnie tej Piłsudski idąc z Austrią i Niemcami stał po stronie przeciwnej, niż Anglia. Ale nie było to przeci­wieństwo zasadnicze. Anglia chciała zniszczyć, lub przejąć niemiecką flotę wojenną oraz wyrzucić Niemców z obszarów kolonialnych w Afryce i gdzie indziej. Chciała także nie dopuścić Niemców w pobliże własne, to znaczy do Belgii i północnej Francji. Ale nie miała nic przeciwko temu, by Niemcy były potężne w Europie Wschodniej i była w istocie życzliwa wobec Austrii. Dlatego też utrzymywała przez cały czas wojny nieoficjalny kontakt z Piłsudskim, a zdaje się także i z Austrią. Wybitną role odgrywał tu przedstawiciel Piłsudskiego w Londynie August Zaleski, a także Józef Retinger, który był zdaje się łącznikiem angielsko—austriackim. Po wojnie Anglia popierała potęgę niemiecką na wschodzie i przybrała na nowo postawę antyrosyjską. Sprzeciwiała się temu co wydawało się hegemonią francuską w Europie i sprzeciwiała się systemowi wersalskiemu który był antyniemiecki, a którego filarem była Polska. Tak więc polityka Piłsudskiego zarazem proangielska i proniemiecka była nadal zjawiskiem całkiem naturalnym. Dzisiaj Anglia nie posiada już Indii i nie odgrywa większej roli w Azji. Ale, kierunek jej polityki z innych przyczyn, przejęła w znacznym stopniu Ameryka.

Szczególnie znamiennymi wystąpieniami politycznymi Piłsudskiego, zmierzającymi do urze­czy­wistnienia dążeń polityki angielskiej, czyli też pewnego jej kierunku, na gruncie rosyjskim, było powzięcie przez Piłsudskiego zamiaru zorganizowania przez Polskę w interesie Anglii wielkiego marszu na Moskwę, który alianci zachodni by sfinansowali, oraz próba sprzedania kapitałom angielskim całości polskiej sieci kolejowej.

Dnia 15 września 1919 roku na konferencji międzynarodowej w Paryżu Piłsudski ustami obecnego na tej konferencji a posłusznego mu wówczas Paderewskiego zaproponował rządom alianckim, a w praktyce Anglii, że Polska dostarczy aliantom 500.000 polskiego żołnierza celem marszu na Moskwę, pod warunkiem, że alianci pokryją związany z tym koszt, który wyniesie milion funtów brytyjskich dziennie. Francuski marszałek Foch obalił ten projekt. Był to projekt przedsięwzięcia akcji nie mającej nic wspólnego z interesem Polski, nie służącej także interesom narodu rosyjskiego, opłaconej krwią polskiego żołnierza oddanego jako żołnierz zaciężny za pie­niądze planom obcym.

Na tydzień przed 1 grudnia 1920 (data dokładnie nieznana) minister spraw zagranicznych Polski Eustachy Sapieha uczynił w imieniu Piłsudskiego propozycje posłowi brytyjskiemu sprzedania całości polskiej sieci kolejowej („the entire Polish railway system”) kapitałowi brytyjskiemu. W uzasadnieniu tej tajnej propozycji, powiedziane zostało Anglikom, że „ktokolwiek sprawuje władzę nad systemem kolejowym w Polsce i rozwija go jest we wspaniałej pozycji strategicznej (is in magnificent strategical position) do przedsięwzięcia jakiegokolwiek dzieła odbudowy Rosji — która musi kiedyś dojść do skutku — i będzie znacznie wyprzedzał każdego możliwego konkurenta”. Chodziło wiec o przygotowanie zreorganizowania Rosji, jakby w przyszłe imperium quasi kolonialne angielskie. To Polska miała być bazą dla takiej reorganizacji Rosji. Propozycja przewidywała także „dodatkową, równoległą koncesje” dotyczącą drzewa i ropy naftowej. Tak wlec miały być oddane kapitałowi angielskiemu także polskie lasy i kopalnie nafty. Także i ten pomysł Piłsudskiego ostatecznie do skutku nie doszedł. Trzymano go w tajemnicy przed innymi polskimi politykami.

Szczegóły dotyczące tych dwóch zamiarów Piłsudskiego zawarte są w ogłoszonych po drugiej wojnie światowej zbiorach brytyjskich dokumentów dyplomatycznych.

Wśród czytelników niniejszej książeczki mogą się trafić tacy, którzy będą uważali, że Piłsudski dobrze robił, chcąc odegrać czołową rolę w próbie przerobienia Rosji w duchu niebolszewickim. Odpowiadam na to, że do odegrania takiej roli Polska i to dopiero w drugim roku niepodległości, była za słaba. Żaden naród nie może się podejmować zadań, które przerastają jego siły. Obowiązkiem każdego narodu — i jego rządu — jest troszczyć się przede wszystkim o niepodległość, bezpieczeństwo i zdrowie własne. W ten sposób każdy naród przyczynia się do pomyślności całej ludzkości.

Byłoby absurdem, gdyby Polska w latach po pierwszej wojnie podejmowała się zadania ratowania Ormian, których Turcy wyrzynali, albo dzisiaj podejmowała się ratowania chrześcijan w Libanie, którym zagraża reakcja muzułmańska. Możemy i powinniśmy Ormianom i libańskim Maronitom współczuć, możemy także jakimś proporcjonalnym do naszych możliwości wkładem politycznym, pieniężnym czy innym wziąć udział w jakiejś rzecz Ormian, czy Maronitów libańskich akcji zbiorowej szeregu państw, ale to nie jest nasze zadanie rzucać bezpieczeństwo i niepodległość naszego narodu do walki samodzielnej w obronie Ormian czy libańskich chrześci­jan. Tak samo nie było rzeczą dopuszczalną, byśmy narażali byt naszego własnego kraju i narodu dla przebudowy Rosji. A rzucenie pół miliona naszych Żołnierzy do walki o Moskwę (także i poz­by­wanie się dla dobra przebudowy Rosji własności naszej sieci kolejowej), byłoby w sposób nieuchronny oznaczało wystawienie na niebezpieczeństwo naszej własnej świeżo odzyskanej niepodległości.

Co więcej, ów marsz pól miliona naszych żołnierzy na Moskwę wcale nie byłby przedsięwzięciem zbożnym. Nie chodziło tu o przyjście z pomocą rosyjskiemu narodowi, uciśnionemu przez bolszewicką tyranię. W walce miedzy rosyjskimi siłami narodowymi (zwłaszcza obozem generała Denikina) a armią czerwoną Piłsudski stał po stronie armii czerwonej i to jej życzył zwycięstwa. Nie chciał także skromnej i nie przekraczającej polskich sił współpracy z Denikinem. Chodziło o to, by podbić Rosję dla wielkich mocarstw i uczynić terenem ekspansji tych mocarstw. To po to miała być za angielskie pieniądze ofiarowana krew pół miliona polskich żołnierzy, by Rosja stała się podobnie jak to projektowano w Chinach, terenem podziału na sfery wpływów, okręgi koncesyjne i strefy obcego panowania, które wcale nie byłyby dla Rosji i dla całej ludzkości lepsze od rządów bolszewickich. A przy tym, nie łudźmy się, że bylibyśmy wówczas traktowani przez Anglie i inne mocarstwa jak równorzędny partner. Bylibyśmy traktowani z po­gardą jako dostawca zaciężnego żołnierza. Politycznie Anglia poszukałaby sobie całkiem innego partnera od nas, mianowicie Niemcy. To Niemcy zbieraliby główne owoce naszego marszu na Moskwę i stali się obok Anglii głównymi współrządcami Rosji. Nasza niepodległość by się przy tej okazji zawaliła, albo przekształciła w państwowość satelicką w granicach Królestwa Kongresowego i Galicji Zachodniej. Sam Piłsudski zrobiłby przy tej okazji wielką osobistą karierę jako mandatariusz i wykonawca polityki angielskiej i niemieckiej. Ale Polska byłaby nie tylko w obcej sprawie wykrwawiona, ale i podeptana.

*

Szczególnie znamiennym porównaniem obozu socjalistycznego z obozem narodowym, czyli inaczej z obozem polskiego narodu, jesz opis dwóch manifestacji w 1905 roku, w Warszawie, zrobiony przez piłsudczyka, ostatnio ambasadora polskiego w Turcji, Michała Sokolnickiego (1880—1967).

Wedle opisu Sokolnickiego, który sam był tym zaskoczony i wstrząśnięty — olbrzymia manifestacja socjalistyczna w dniu 1 listopada 1905 roku była niemal czysto żydowska. (Wśród ludności Warszawy Żydzi stanowili wtedy z górą jedną trzecią). Na manifestacji tej mówiono i śpie­wano niemal wyłącznie po rosyjsku. Manifestacja ta była demonstracją łączenia Warszawy z re­wolucją rosyjską. „Czułem się chory z przeżytych ciężkich wrażeń. (...) Warszawa zobaczyła w dniu 1 listopada socjalizmu” pisze socjalista i piłsudczyk Sokolnicki. „Warszawa jakimś instynktem zbiorowym (....) musiała się z tego koszmaru otrząsnąć”. 0dpowiedzą Warszawy na manifestacje socjalistyczną była 5 listopada o wiele większa manifestacja narodowa, w której wzięło udział 250,000 Polaków. Sokolnickiemu zaimponowała masowość tej polskiej manifestacji, ale jednak, jako piłsudczyk, pisze o niej niechętnie: „Wszędzie (...) śpiewano, raczej zawodzono, ciągle bez ustanku, jedną i te samą pieśń (Boże coś Polskę). (....) Poszczególne strofy tej pieśni (....) błagające o ojczyznę, modły o zwróconą narodowi wolność, wraz z tą upajającą, rozbrajającą, nudzącą w swej monotonii melodią, stopniowo przenikały wszędzie i wszystkich. (....) Wszędzie ze szlochem głębokiego wzruszenia przyjmowana ta pieśń, dźwięczała jak nieznośna skarga, jak wyznanie niemocy.(....) Uśpił się i ukołysał lud warszawski tą tak dawno słyszaną narodową baśnią i migotającym w oczach złudzeniem. Z pomiędzy dwojga oblicz Warszawy: rozdeptanej huśtawki rewolucji, (…) a Warszawy rozmodlonej i klęczącej (...) nie miałem, której wybrać.

Takie oto były dwa obozy w Polsce w roku 1905—tym. Jeden polski a drugi można śmiało powiedzieć antypolski. Piłsudski ze swoją organizacją, w owej chwili Polską Partią Socjalistyczną — Frakcja Rewolucyjna, stał po stronie tego drugiego obozu.

 

WYKONAWCA PLANÓW NIEMIECKICH. ROK 1914.


Największą winą Piłsudskiego wobec polskiego narodu jest, że całożyciową swoją działalnością wepchnął politykę dużego odłamu polskiego narodu, a potem polskie państwo na złą drogę polityki zagranicznej, mianowicie na drogę podporządkowania Polski dążeniom niemieckim. Polityka zagraniczna -- to była istota polskiego losu. Polska odzyskała w latach 1918-1919 niepodległość, bo przytła­cza­jąca większość polskiego narodu prowadziła dobrą, słuszną, prawidłową politykę zagraniczną. Niepodległość Polski zawaliła się w roku 1939 -- bo trzynaście lat rządów Piłsudskiego i piłsudczyków poprowadziły Polskę po drodze błędnej, samobójczej, bezpośrednio prowadzącej ku katastrofie, polityki zagranicznej. W życiu kraju o takim położeniu geograficznym jak Polska rzeczą najważniejszą -- ważniejszą od wszystkiego innego -- jest polityka zagra­niczna. Dobra -- albo zła. Od niej wszystko zależy.

Istotą położenia Polski w okresie porozbiorowym było to, że była ona podzielona pomiędzy Rosję a kraje niemieckie (Prusy i Austrię) a państwa zaborcze utrzymy­wały ze sobą nie tylko zgodę ale głęboką solidarność. Wojna światowa, samo zbliżanie się jej oznaczało zerwanie tej solidarności, przecież to była wojna miedzy zaborcami. W interesie Polski leżało, by się zaborcy nie pogodzili, a zanosiło się na to, że się mogą pogodzić. Leżało także coś jeszcze: by nie odniosła w ich wojnie zwycięstwa ta strona, której zwycięstwo było dla narodu polskiego szczególnie niebezpieczne.

Szczególnie niebezpieczna była dla Polski i polskiego narodu możliwość zwycięstwa niemieckiego. Naród niemiecki był w owej chwili w jednym ze szczytowych momentów potęgi w swej całej tysiącletniej historii. Dążył on do zapanowania nad Europą a może i nad Światem. A nieodzownym tego warunkiem było zmiażdżenie Polski. Tej Polski, która stała na drodze rozrostowi potęgi niemieckiej niezmiennie od tysiąca lat.

Długie lata niewoli sprawiły, że polskie społeczeństwo było pozbawione doświadczenia politycznego i politycznie niewyrobione i naiwne. Ogromna cześć Polaków, to byli ludzie wprawdzie kochający ojczyznę i nieraz żarliwie Polsce oddani, ale mający pojęcia polityczne niemal dziecinne i oceniający sprawy polityczne prymitywnymi formułami demagogicznymi, a nie założeniami politycz­nego rozumu. Ten naiwny i uczuciowy gatunek ludzi stał się podatnym materiałem do poczynań pozornie efektow­nych i budzących nawet zachwyt, ale w istocie przed­siębranych przez wrogie Polsce siły w ich interesie, a nie w interesie polskiego narodu. W oparciu o patriotycznie naiwne, a pozbawione politycznego rozumu siły w polskim narodzie udało się polityce niemieckiej wytworzyć w polskim narodzie obóz polityczny, pozornie patriotyczny, a w istocie będący narzędziem tej niemieckiej polityki i prowadzący polski naród ku zgubie. Wodzem tego obozu stał się Piłsudski.

Od czasu utworzenia -- w roku 1871 -- niemieckiego cesarstwa, wielkim niebezpieczeństwem, przed którym cesarstwo to stało była możliwość, że może się ono nagle znaleźć w wojnie na dwa fronty, przeciwko państwom, które czuły się wzrostem potęgi niemieckiej zagrożone. Osią możliwego, wrogiego Niemcom frontu byłyby Francja i Rosja, do których mogłyby się dołączyć także i inne państwa. Założeniem polityki niemieckiej było więc nie dopuścić do tego by Niemcy musiały toczyć wojnę na dwa fronty, to znaczy z Francją i Rosja, razem. Niemcy pragnęły bić się w razie potrzeby z pojedynczymi wrogami, każdym z osobna. Ale obawiały się, że mogą zostać pobite, jeśli wypadnie im bić się z nimi wszystkimi równocześnie. To była wielka, budząca niepokój w szeregach czołowych polityków niemieckich groza: "koszmar koalicji" i perspek­tywa wojny na dwa fronty.

Politycy niemieccy znaleźli na tę grozę lekarstwo. Znaleźli je już w krótko po utworzeniu niemieckiego cesarstwa. Jednym z wynalazców tego lekarstwa był istotny założyciel tego niemieckiego cesarstwa Otto von Bismarck (1815-1898). Lekarstwo polegało na tym, że trzeba użyć sprawy polskiej dla odciągnięcia Rosji od Francji i sprawić, że Niemcy nie będą się potrzebowały bić równocześnie z Francją i z Rosją, lecz z samą tylko Francją. A w walce z samą tylko Francją odniosą łatwe i pełne zwycięstwo. Będzie to początkiem do zawładnięcia przez Niemcy całej Europy. A także i kolonii francuskich -- przynajmniej niektórych -- poza Europą.

Trzeba, by w Polsce -- w zaborze rosyjskim -- wybuchło polskie powstanie przeciwko Rosji. W Rosji jest tyle nienawiści przeciwko Polakom, że wybuch takiego powstania od razu obróci uczucia rosyjskiego narodu, także rosyjskiej politycznej elity, przeciwko temu powstaniu. Zamiast bić się z Niemcami, Rosja skieruje swoje siły przeciwko temu powstaniu. Skutki tego mogą być rozmaite. W najmniej dla Niemców pomyślnym wypadku, Rosja pozostanie w zasadzie wierna sojuszowi z Francją, ale nie będzie podejmować żadnych kroków wojskowych przeciw­ko Niemcom, dopóki się z Polakami nie upora. Zapewni to Niemcom bezpieczeństwo od wschodu co najmniej na kilka tygodni. W ciągu tego czasu, Niemcy będą potrafiły rozprawić się z osamotnioną Francją drogą tak zwanej "wojny błyskawicznej", (Blitzkrieg) i dotrzeć już w 1914 roku, podobnie jak to się stało w 1940-tym do Oceanu Atlantyckiego i do granicy hiszpańskiej. Będą wtedy mogły dyktować swoją wolę nie tylko Francji, ale także i innym państwom, między innymi Anglii i Rosji. To w wypadku dla Niemiec najgorszym. Ale może się zdarzyć, że rzeczy potoczą się dla Niemiec jeszcze lepiej. Rosja może nie tylko zaniechać na czas pewien prowadzenia przeciw Niemcom działań wojennych, ale może się w ogóle z wojny wycofać, a więc zawrzeć z Niemcami pokój. Albo może nastąpić coś dla Niemiec najlepszego: tak jak to już raz miało w historii miejsce, mianowicie w czasie wojny siedmioletniej w 1762 roku, Rosja może dokonać całkowi­tego zwrotu w swej polityce i zmienić swe miejsce w wojnie, z wroga Niemiec stając się ich sojuszni­kiem. Oczywiście, Rosja w tej sytuacji zamieniłaby się bardzo szybko w niemieckiego wasala.

Do wszystkiego tego potrzeba było tylko jednej rzeczy: żeby Polacy zrobili przeciwko Rosji powstanie. Polacy są na tyle głupi, że gotowi są takie powstanie zrobić. Trzeba ich tylko umiejętnie do tego namówić.  Umożliwią tym Wielkie zwycięstwo niemieckie, a sami wcale nie muszą odnosić jakiejkolwiek korzyści. Nie trzeba im nic obiecywać. Po niemieckim zwycięstwie można ich będzie po prostu zmiażdżyć. A jeszcze lepiej, można będzie poz­wolić Rosji, by to ona ich zmiażdżyła, a więc swoich rąk tym nie brudzić, może się zresztą zdarzyć, że trzeba im będzie jednak czymś za ich wysiłki zapłacić. Może się zdarzyć, że po prostu trzeba im będzie pozwolić na utworzenie małego, wykrojonego z zaboru rosyjskiego, nominalnie niepodległego państewka. Państewko to byłoby niemieckim wasalem. Ale istnienia tego państewka nie trzeba będzie tolerować zbyt długo. Sam Bismarck powie­dział do ambasadora niemieckiego w Petersburgu księcia Henryka VII von Reuss, przewidując, że może powstać taka sytuacja, że "wskrzesimy Polskę", ale że "wtedy bę­dzie­my mogli po dwudziestu latach odnowić związek trzech mocarstw dla dokonania czwartego rozbioru".

Posiadamy już dziś dużo Informacji o tym, że już Bismarck myślał planowo o tym, że w razie niebez­pieczeństwa wojny na dwa fronty z Francją i Rosją, Niemcy będą się musiały posłużyć sprawą polską, aby Rosję od Francji odciągnąć. Ograniczę się tylko do powo­łania się na pamiętniki marszałka Alfreda von Waldersee (1832-1904), który był za czasów Bismarcka niemieckim szefem sztabu. W pamiętnikach tych, które zapewne nie były przeznaczone do druku, bo zostały wydane dopiero w roku 1925, a więc w 21 lat po śmierci autora, ten czołowy niemiecki dygnitarz wojskowy opisuje liczne poufne roz­mo­wy jakie miewał z Bismarckiem, a w których wciąż się przewija myśl o sprawie polskiej jako narzędziu do osiągnięcia zwycięstwa w wojnie z możliwą antyniemiecką koalicją. Na przykład w dniu 1 listopada 1886 roku, w 15 lat po utworzeniu niemieckiego cesarstwa i w 23 lat po powstaniu styczniowym, a na 28 lat przed wybuchem pierwszej wojny światowej Waldersee notuje streszczenie swej rozmowy z Bismarckiem i najwidoczniej słowa same­go Bismarcka: "Gdybyśmy mieli zostać uwikłani równo­cześnie w wojnę z Rosją i Francją, będziemy musieli mimo wszystkich zastrzeżeń jakie to budzi, odbudować Polskę. Mimo wszystko, lepsze, to, niż pójść na dno". W dwanaście dni później,12 listopada 1886 roku Waldersee napisał od siebie: "Obstaję przy tym, że odbudowanie Polski jest dla nas na wypadek gdybyśmy musieli prowa­dzić wojnę jednocześnie z Rosją i Francją, nieodzowną koniecznością. Ale łatwe to w każdym razie nie będzie, bo Polacy nie powstaną ot tak sobie, bez powodu (sich nlcht ohne weiteres erheben wurden) (...) Sprawa musiałaby być wzięta w rękę przez Austrię; my (podkreślenie Walderseego) nie ściągniemy pod broń nawet setki Polaków".

Akcja Piłsudskiego, przygotowująca powstanie przeciw-rosyjskie w Królestwie, a mająca oparcie w rządzie austriackim -- i w polityce austriackiej -- była właśnie urzeczywistnieniem pragnienia i planu Walderseego (a zarazem Bismarcka) by "sprawa musiała być wzięta w rękę przez Austrię", bo "my" sami bez Austrii doprowadzić jej do skutku nie zdołamy.

Jaką drogą Niemcy, czy też ich obóz natrafił na Piłsudskiego, tak, że mogli się nim następnie posłużyć? Nie mamy o dawniejszym kontakcie Piłsudskiego z obozem Bismarcka i Walderseego, czy ich późniejszych następców, takich danych, jak o jego kontakcie z wywiadem angiel­skim. Nie wiemy o nikim, kto byłby pod tym względem odpowiednikiem Tytusa Fillpowicza i Witolda Jodko-Narkiewicza. Jest możliwe, że spotkanie Piłsudskiego z ośrodkami, które kierowały planowaną polityką wojenną Niemiec i Austrii, było dziełem przypadku, albo nawet owocem inicjatywy samego Piłsudskiego. Choć jest faktem, że Piłsudski był już od samej swej młodości w kontakcie z rosyjskim rewolucjonistą Piotrem Struwe i nawet otrzymywał od niego subwencje pieniężne. A istnieją co do Struwego poszlaki, że reprezentował on wpływy niemieckie.

Trzeba stwierdzić, że Niemcy natknąwszy się na Piłsudskiego, mieli szczęście. Natrafili na człowieka cał­kiem dużego kalibru. Nie był to materiał na pospolitego małego agenta. Był to człowiek o wielkich zdolnościach i talencie, także i o wielkich osobistych ambicjach. Czynnik niemiecki go nie uformował, on go tylko znalazł. Piłsudski miał swoje własne cele i dążenia, tyle tylko, że się one z dążnościami niemieckimi zbiegły. Był on przede wszystkim rewolucjonistą w państwie rosyjskim. Miał w swoich planach także i dążenie do utworzenia państewka polskiego w obrębie ziem zaboru rosyjskiego, a także do utworzenia takiego państwa litewskiego, co wszystko łączyło się z zamiarem przebudowy Rosji. W dążeniach tych gotów był korzystać z pomocy każdego, kto mógł mu pomoc okazać, również i z pomocy rządowej państw wcale nie socjalis­tycznych, a więc z pomocy Japonii, Anglii, Niemiec czy Austrii. Był to człowiek wielkiej pychy, oraz o umie­jętności podporządkowania sobie ludzi i komendero­wania nimi. Miał właściwości osobistego czaru, który pociągał do niego ludzi. Miał także rodzaj zdolności hipnotycznych, które sprawiały że niektórzy ludzie ulegali mu w sposób irracjonalny, wcale nie dbając o to, jakie są rozumowe podstawy jego polityki. Przy tym, był to nie tylko rewolucjonista, wyznawca Marksa i sojusznik i stronnik rewolucjonistów rosyjskich. Był to także swojego rodzaju romantyk, ożywiony irracjonalnie uczuciami, które wywo­dziły się -- poprzez środowisko szlacheckie na Litwie, z którego wyszedł -- ze wspomnień powstania styczniowego, a także i polskiej poezji romantycznej. Wszystko to sprawiło, że budził on w pewnych kołach sympatie i potrafił pozyskać duże zastępy zwolenników idących za nim w sposób uczuciowy i wytworzyć z nich całkiem duży obóz polityczny. Na obóz ten składali się rewolucjoniści, socjaliści, stronnicy Marksa. Składali się także romantycy, romantyczni miłośnicy dążeń powstańczych, gorący i naiw­ni patrioci, wyobrażający sobie, że "czyn" typu powstań­czego Jest właściwą drogą do wyzwolenia Polski. I składali się ludzie, którzy przede wszystkim nienawidzili carskiej Rosji i dla których obalenie w Rosji caratu było celem ważniejszym od wyzwo­lenia Polski. Wszyscy razem stali się w polskim narodzie wielkim obozem proniemieckim. Obozem, którym w istocie kierował wpływ polityczny niemiecki.

W czasach Bismarcka i Walderseego, a więc w roku 1886 i w latach przed dymisją (1890) i śmiercią (1898) Bismarcka i dymisją (1891) i śmiercią (1904) Walderseego, Niemcy tak bardzo się obawiały wspólnego frontu Francji i Rosji, że godziły się z myślą utworzenia wykrojonego z ziem zaboru rosyjskiego polskiego państewka. Natomiast w roku 1914 czyli w 28 czy też 24 lata potem tak już urosły w potęgę, a także w pewność siebie i pychę, że już nie myślały o tym, by Polakom czymś za zrobienie powstania zapłacić. Uważały, że Polacy mogą zrobić powstanie, ale wcale nie przewidywały że ma to za sobą pociągnąć utwo­rzenie jakiegoś polskiego państewka. Dopiero po z górą dwóch latach niepowodzeń wojennych, w dniu 5 listopada 1915 roku, cesarze niemiecki i austriacki ogłosili, że utworzone będzie Królestwo Polskie, obejmujące okrojone terytorium Królestwa Kongresowego (utworzo­nego przez Kongres Wiedeński 1815 roku), wprawdzie nie "niepodległe", ale "samodzielne" (co oznaczało położenie takich krajów, jak Bawaria i Saksonia). W roku 1914 z chwilą wybuchu wojny, ani Niemcy, ani Austria nie zrobiły najmniejszego kroku w kierunku uczynienia czegoś dla choćby najbardziej ograniczonego dobra polskiego narodu. Także i myśl wysuwana przez niektórych członków obozu Piłsudskiego, by zapowiedzieć przyłączenie Królestwa do Galicji i uczynienia z tego połączonego obszaru trzeciego, podobnego do Węgier członu w monarchii Austro-Węgier­skiej została przez czynnik austriacki odrzucona.

W dniu 29 września 1906 roku, a wiec w 20 lat po dniu, gdy Bismarck i Waldersee dochodzili do wniosku, że to Austria musi się zająć zorganizowaniem polskiego powsta­nia przeciw Rosji, Józef Piłsudski i Witold Jodko-Narkiewicz zgłosili się u austriackiego pułkownika Franza Kanika, szefa sztabu austriackiego 10 korpusu w Przemyślu i zwierzchnika ośrodka wywiadowczego tamże i ofiarowali swoje usługi wywiadowcze austriackiej armii. Oświadczyli przy tym, w sposób zupełnie zresztą niezgodny z prawdą, że partia, którą reprezentują (P.P.S.) dysponuje w Królestwie Kongresowym liczbę 70.000 uzbrojonych ludzi, a w razie otwartej walki potrafi wystawić 200.000, przy czym ponadto poprą ją i inne niesocjalistyczne elementy polskie. Od owej chwili trwał stały kontakt między orga­nizacją Piłsudskiego a wywiadem austriackim. Począt­kowo, Austriacy byli w tym kontakcie ostrożni i obawiali się widocznie, że Piłsudski i jego ludzie mogą się kiedyś jakoś pogodzie z rządem rosyjskim i zdradzić mu, że byli w konszachtach z wojskiem austriackim na temat przygoto­wań powstańczych w Królestwie, co byłoby dla rządu austriackiego bardzo w czasach pokoju kompromitujące. Potem jednak, Austriacy jakoś przesiali się czegokolwiek obawiać i stosunki z organizacją Piłsudskiego zacieśnili, opierając je na stałych podstawach. Być może zamach na pociąg pod Bezdanach 27 września 1907 roku, w którym brał osobiście udział Piłsudski, uspokoił Austriaków, gdyż uczynił niemożliwym jakiekolwiek ułożenie się stosunków między Piłsudskim, a rządem rosyjskim, a więc także i niedyskrecję Piłsudskiego wobec władz rosyjskich.

Władze austriackie zezwoliły na założenie pod zaborem austriackim związanej z Piłsudskim organizacji "Strzelca", działającej legalnie, a zajmującej się ćwicze­niem kadr przyszłego powstania w Królestwie przeciw Rosji. Setki dzielnych chłopców zapisywały się do tej organizacji, wyobrażając sobie, że przygotowują się do wydarzenia, mającego utorować drogę do wyzwolenia Polski. W istocie, przygotowywali się do przedsięwzięcia, które miało umożliwić Niemcom zwycięstwo w wojnie światowej.

W dniu 5 sierpnia 1914 roku w przededniu wybuchu wojny austriacko-rosyjskiej, austriacki kapitan Rybak, wy­wiadowczy zwierzchnik Piłsudskiego wezwał Piłsud­skiego do siebie i udzielił mu w imieniu sztabu austriac­kiego zlecenia, by w dniu następnym 6 sierpnia wkroczył ze swoimi "Strzelcami" do Królestwa i rozpoczął tam akcję powstańczą. (Wojna austriacko-serbska wybuchła 28 lipca 1914, wojna niemiecko-rosyjska 1 sierpnia, wojna nie­miecko-francuska 3 sierpnia, wojna brytyjsko niemiecka 4 sierpnia, ale wojna austriacko-rosyjska dopiero 6 sierpnia). W wyniku tego w dniu następnym 6 sierpnia pierwszy oddział "Strzelców" z Krakowa, tak zwana "kompania kadrowa" przekroczył granicę między zaborem austriackim i rosyjskim, i wkroczył do Królestwa, przy czym dowódca tego oddziału zaopatrzony był w austriacką przepustkę, zezwalającą jemu i jego oddziałowi na przekro­czenie granicy. (W dniu następnym poszły za tym oddzia­łem następne, a wraz z nimi sam Piłsudski. W sumie były to oddziały o łącznej sile około 400 ludzi). Propaganda głosząca w Polsce chwałę Piłsudskiego obwieszcza przez całe ubiegłe z górą 70 lat tę datę 6 sierpnia, jako dzień wielkiego wydarzenia w historii Polski. W istocie, owo wydarzenie, to było wykonanie zlecenia udzielonego Piłsudskiemu przez kapitana austriac­kiego wywiadu, w tym celu, by wywołać wbrew interesom Polski powstanie, stanowiące część wielkiego planu strate­gicz­nego niemieckiego.

Zarówno Austria jak Niemcy wiedziały o tym, że przedsięwzięta zostaje próba wszczęcia w dniu 6 sierpnia 1914 roku polskiego powstania w zaborze rosyjskim. Niemiecki polityk hrabia Kuno Westarp pisał do przy­wódcy konserwatystów niemieckich, noszącego nazwisko Heydebrand und der Lasa właśnie w dniu 6 sierpnia, że "dzisiaj ma wybuchnąć w Rosji polskie powstanie". (Heute der polnische Aufstand In Russland ausbrechen würde"). Szef niemieckiego sztabu generał Moltke, donosił 5 sierpnia niemieckiemu Urzędowi Spraw Zagranicznych, że przygotowana jest polska akcja powstańcza w Królestwie. Już 2 sierpnia austro-węgierski minister spraw zagranicz­nych Leopold hrabia Berchtold miał w Wiedniu rozmowę z polskim politykiem zaboru austriackiego, narodowcem, profesorem Stanisławem Głąbińskim (1862-1943), byłym prezesem Koła Polskiego w Parlamencie wiedeńskim i byłym austriackim ministrem kolei (zmarłym potem jako eks-więzień i wygnaniec w Rosji) i powiedział mu "czy już wszystko przygotowane do wywołania powstania; (...) Powstania na tyłach armii rosyjskiej?" Głąbiński odpowie­dział mu, że żadnego takiego powstania nie będzie. Berchtold na to: "Ależ na Boga (...) takie powstanie być musi, zostało mi Święcie przyrzeczone, ja przyjąłem wobec sztabu stanowcze zobowiązanie, sztab na nie rachuje" i " (...) Ależ to nie może być, na to już wszyscy rachują". To są cytaty z pamiętników Głąbińskiego (późniejszego męża stanu polskiego).

Piłsudski wywołać powstania w Królestwie nie zdołał. Usiłował to robić przez 10 dni, miedzy 6 a 16 sierpnia, a miał swoją bazę w Kielcach. Usiłowania jego były bezsku­teczne. Niemiecki pułkownik, późniejszy generał Sauberzweig, kwatermistrz niemieckiego czołowego wodza, generała Hindenburga powiedział w dniu 1 paź­dziernika 1914 roku przedstawicielowi Piłsudskiego Michałowi Sokolnickiemu w tonie wyrzutu: "Przewidy­wane powstanie w Polsce nie wybuchło" Niemiecki plan strategiczny zamienienia wojny dwufrontowej na jed­nofron­­tową się nie udał.

Niemcy i Austria nie zdecydowały się jednak na całkowite zaniechanie zamiaru posłużenia się w wojnie politycznym faktem posiadania po swojej stronie grupy Polaków, demonstracyjnie służących zbrojnie sprawie niemiecko-austriackiego zwycięstwa. Likwidacja prób powstańczych i przekształcenia niedoszłych powstańców w polski legion w ramach armii austriackiej została przez władze austriackie postanowiona w rozmowie szefa sztabu generalnego austriackiego, generała Conrada von Hoetzendorfa z austriackim podpułkownikiem Janem Nowakiem w dniach 15 i 16 sierpnia 1914 roku i potwierdzona rozkazem wodza naczelnego armii austriac­kiej arcyksięcia Fryderyka Habsburga z dnia 27 sierpnia. Rozkazem tym stworzone zostały Legiony Polskie w ra­mach armii austriackiej, składające zwykłą przysięgę austriackiego Landsturmu (pospolitego ruszenia), ale noszące odrębne mundury, tyle tylko, że z austriacką czarno-żółtą opaską na ramieniu, oraz używające jako języka urzędowego i komendy języka polskiego. Dotych­czasowi niedoszli powstańcy w Kielecczyźnie zostali tym rozkazem przekształceni w jeden pułk a dowódcą tego pułku został mianowany Józef Piłsudski. Dalsze trzy pułki utworzone zostały z ochotników galicyjskich w Krakowie i Lwowie. Dowódcą całości legionów mianowany został austriacki generał narodowości polskiej, Baczyński.

W trzy miesiące później, 15 listopada 1914 roku innym rozkazem tegoż wodza naczelnego armii austriac­kiej, arcyksięcia Fryderyka Habsburga "Komendant 1 pułku legionu polskiego" Piłsudski został awansowany na bry­gadiera, "z uposażeniem 1 grupy". Został później dowódcy 1-szej brygady legionów. (W sierpniu 1915 roku legiony składały się z trzech brygad. 1-sza pod dowództwem Piłsudskiego liczyła 5.5 tysiąca żołnierza, 2-ga 5 tysięcy, 3-cia 6 tysięcy. Warto z tymi liczbami porównać armię Hallera, kilka lat później, we Francji, która liczyła 90.000 żołnierza, w czym 20.000 ochotników polskich z Ameryki.

Piłsudski złożył przysięgę austriackiego Landsturmu, na wierność cesarzowi austriackiemu, 5 wrześ­nia 1914 roku, w Kielcach. (Większość legionistów 4 września w Krakowie). Ochotnicy ze Lwowa, tworzący początkowo tzw. Legion Wschodni, którzy przemaszerowali ze Lwowa do Mszany Dolnej na Podhalu, odmówili, dowiedziawszy się, że mają być częścią austriackiego Landszturmu i mają składać przysięgę na wierność cesarzowi austriackiemu, złożenia takiej przysięgi. 5 i pół tysiąca tych ochotników wystąpiło z Legionu Wschodniego, tylko 350 złożyło ją i wstąpiło ostatecznie do stanowiących cześć wojska austriackiego Legionów.

Legioniści mieli świadomość, że idą przeciwko narodowi. Cały naród szedł w pierwszej wojnie światowej przeciw Niemcom i popierał koalicje, złożoną z Francji, Anglii, Rosji, Włoch, a w przyszłości także i Ameryki. Ale legioniści bili się po stronie Niemiec i Austrii. Dema­gogiczna propaganda przekonała ich, że to nie oni nie idą "w nogę" z narodem, ale, że to naród nie idzie w nogę z nimi, bo naród jest bierny i bezmyślny, a także tchórzliwy, a tylko oni wiedzą co jest dobre dla Polski i po bohatersku Polsce służą. Wielu z nich to byli wprawdzie chłopcy ideowi i dzielni, ale nauczono ich mieć naród polski w pogardzie, a nawet nienawidzieć go. Nauczono ich pieśni, która stała się jakby ich hymnem, pod tytułem "My, pierwsza brygada", której treścią było znieważanie polskiego narodu:

Nie chcemy już od was uznania,

Ni waszych mów, ni waszych kies.

Bo minął już czas kołatania

Do waszych serc, ....... was pies.

W pieśni tej legioniści mówili także "I szliśmy tak osamotnieni", to znaczy wbrew narodowi.

W interesie polskiego narodu leżało przede wszystkim pokonanie Niemiec. Polska to nie było tylko tak zwane Królestwo, z dodatkiem zachodniej Galicji, ale to był kraj od gór aż do morza, obejmujący wszystkie trzy zabory. Kluczową rolę w życiu polskiego narodu miał zabór pruski. Nie tylko dlatego, że Wielkopolska, że (Gniezno i Poznań to była kolebka polskiego państwa, polskiego narodu, polskiej kultury i polskiego Kościoła, ale i dlatego, że poprzez zabór pruski Polska miała dostęp do morza. Naród tej wielkości, co Polska i w takim położeniu geogra­ficznym, co ona nie może być naprawdę niezależny, nie mając dostępu do morza. Szwajcaria i Czechy mogą być niezależne, mimo, że nie mają do morza dostępu, bo są małe i otoczone górami. Ale Polska, jeśli miała być odcięta od morza, nie mogła istnieć. Dlatego rzeczywiste dążenie do niepodległości Polski musiało mieć za podstawę dążenie do odzyskania Pomorza, a więc zaboru pruskiego. W dodatku zabór ten był najbardziej zagrożony. Zarówno niemieckie osadnictwo na ziemiach zaboru pruskiego jak nacisk germanizacyjny, zmierzający do zniemczenia tam dzieci i młodego pokolenia, zagrażały dużej części zaboru pruskiego niebezpieczeństwem utraty polskiego charakteru. A więc jeśli widoki na odzyskanie przez Polskę swego miejsca wśród narodów Europy nie miały być zaprze­paszczone na zawsze, trzeba było przede wszystkim ratować zabór pruski, jako najbardziej narażony na zagładę a więc trzeba było ten zabór spod władzy pruskiej wyzwolić. Gdy zanosiło się, na wojnę między zaborcami -- dążeniem narodu polskiego -- musiało być przede wszyst­kim pokonanie Niemiec. Ewentualna klęska Niemiec w tej wojnie dawała widoki na zjednoczenie Polski, całej od gór aż do morza. A zjednoczona Polska w sposób nieunikniony musiała stać się osobnym państwem, to znaczy albo od razu, albo etapami odzyskać niepodległość. (Carska Rosja, która już i przedtem nie dawała sobie rady z panowaniem nad ziemiami polskimi swojego zaboru, nie byłaby w stanie pochłonąć Polski zjednoczonej).

Natomiast, gdyby w nadchodzącej wojnie stroną zwy­cięską były Niemcy, Polska byłaby zmiażdżona. Prawdo­podobnie żaden twór państwowy by nie powstał, prze­ciwnie, uległby wszędzie zwiększeniu ucisk polskości. Nie tylko, że zaborowi pruskiemu zajrzałoby w oczy widmo śmierci, ale także i Królestwo Kongresowe i Galicja zostałyby w swym życiu polskim ograniczone i politycznie okrojone i podzielone. A gdyby nawet okoliczności tak się złożyły, że Niemcy byłyby zmuszone zgodzić się na utworzenie polskiego państewka z części ziem Królestwa Kongresowego, państewko to terytorialnie mocno okrojone byłoby niemieckim wasalem, całkowicie zależnym od Niemiec, gospodarczo i politycznie i być może częścią Rzeszy Niemieckiej. Byłoby karykaturą polskiego życia państwowego i w dodatku byłoby zagrożone bliskim całkowitym skasowaniem. A zwycięskie Niemcy zapano­wałyby nie tylko nad całą wschodnią połową Europy ale i nad dużą częścią Świata.

Myślący polscy politycy już na szereg lat przed wojną wiedzieli -- i głosili -- że w nadchodzącej wojnie naród polski musi stanąć w obozie antyniemieckim i musi dążyć do tego, by wojna zakończyła się całkowitą klęską Niemiec.

W sposób formalny postawa ta została uchwalona na tajnym zjeździe w majątku Pieniaki pod Lwowem w dniach 15-19 września 1912 roku, w którym wzięło udział czołowe kierownictwo druzgocąco przeważającej części polskiego narodu, mające tytuł do nadawania kierunku polityce polskiego narodu. Przewodniczył na tym zjeździe Roman Dmowski, do niedawna prezes Koła Polskiego w parla­mencie rosyjskim (Duma) i nadal tamtejszemu Kołu przewodzący. Uczestniczyli w tym zjeździe Władysław Seyda, prezes Koła Polskiego w parlamencie niemieckim i Stanisław Głąbiński jeszcze rok przedtem prezes Koła Polskiego w parlamencie austriackim, (to prawda, że w owej chwili, po nowych wyborach, przewodzący tylko mniejszości tego Koła, a więc reprezentujący tylko mniej niż połowę polskiej ludności zaboru austriackiego) oraz 15 innych czołowych polskich polityków. Było to rzeczywiste przedstawicielstwo polskiego narodu, którego tytuł do przewodzenia temu narodowi oparty był na wyborach mniej więcej powszechnych. Zjazd ten uchwalił, że w nadchodzącej wojnie naród polski -- cały we wszystkich trzech zaborach -- stać będzie po stronie przeciwnej Niemcom. Zjazd zakończony został wspólnym wypiciem toastu na cześć "Najjaśniejszej Rzeczypospolitej Polskiej".

To była wola polskiego narodu i polityczny nakaz jego politycznego kierownictwa. Kto się temu -- jak Piłsudski i jego legioniści -- sprzeciwiał, ten szedł przeciw polskiemu narodowi i był manipulowany przez wpływ niemiecki w niemieckim strategicznym interesie dla zapew­nienia niemieckiego panowania nad Polską, i nad światem.

Gdy wojna wybuchła, stanowisko polskiego narodu obwieścił światu oświadczeniem w Dumie (parlamencie rosyjskim), przedstawiciel Koła Polskiego, jedyny obecny w Petersburgu wybitny polski polityk, a poseł do Dumy i członek tego Koła, Wiktor Jaroński. (Było to w samym środku letnich wakacji. Romana Dmowskiego i innych polskich polityków w Petersburgu nie było. Ale Jaroński działał dokładnie tak jak było trzeba i w myśl polityki Dmowskiego).

Jaroński złożył w dniu 8 sierpnia 1914 roku (w chwili gdy Piłsudski usiłował w Kielcach organizować powstanie) deklarację w imieniu nie tylko Koła Polskiego w Dumie, ale całego polskiego narodu, że w zaczętej wojnie naród ten staje przeciw Niemcom, że opowiada się po stronie Słowiańszczyzny (to znaczy Rosji i Serbii) że pragnie nowego Grunwaldu, to znaczy wielkiej klęski niemieckiej i że celem jego w wojnie jest "połączenie rozdartego na trzy części narodu polskiego". W oświadczeniu tym Jaroński nie wysunął postulatu niepodległości, choć wspomniał, że naród polski jest "pozbawiony samoistności". To było przedwczesne. Trzeba było wpierw osiągnąć zjednoczenie -- a do tego potrzeba było udziału w wojnie Rosji, której nie trzeba było straszyć wysuwaniem postulatu niepodległości, do którego opinia rosyjska nie była jeszcze przygotowana.

Rosja odpowiedziała na deklarację posła Jarońskiego w 6 dni później manifestem wodza naczelnego armii rosyjskiej, stryja cesarskiego wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza, do Polaków. W manifeście ogłoszonym dnia 14 sierpnia, rosyjski wódz powtarzał niemal dosłownie niektóre wyrażenia z oświadczenia posła Jarońskiego, mówił o potrzebie nowego Grunwaldu i wysuwał jako cel wojny zjednoczenie ziem polskich, stwierdzając, że od półtora wieku "żywe ciało Polski zostało rozdarte", że " niechaj znikną granice, dzielące naród polski, czyniąc z niego jedną całość". Dodawał do tego rzeczy, których w deklaracji Jarońskiego nie było, że zjednoczona Polska dozna "odrodzenia" i "zmartwychwstania" i że uzyska "samorząd", to znaczy "autonomiczną odrębność" pod berłem cesarza Rosji. Mówił także o "męce narodów", a więc i polskiego, a więc pośrednio uznawał winy Rosji, popełnione wobec Polaków. Manifest ten zapowiadał rzecz najważniejszą: program zjednoczenia Polski w jedną ca­łość, w odrębny polityczny organizm. Był to w istocie pierwszy krok na drodze przyjęcia przez antyniemiecką koalicję za program postulatu zjednoczonej Polski niepod­ległej. Mianowicie po tym manifeście nastąpiły deklaracja rosyjskiego cara z 25 grudnia 1916 roku, zapowiadająca, że "wolna Polska będzie mleć własny ustrój państwowy z własnym rządem, parlamentem i armią", potem deklaracja rządu Rosji republikańskiej z dnia 30 marca 1917 roku, uznająca pełną niepodległość Polski i kilkakrotne dekla­racje mocarstw koalicyjnych zachodnich, uznające niepod­ległość Polski zjednoczonej z dostępem do morza za jeden z celów wojennych. Deklaracja Jarońskiego i manifest Mikołaja Mikołajewicza stanowiły jakby niepisany, milczący sojusz miedzy Polską a carską Rosją. Były także maleńkim krokiem na drodze polityki, prowadzonej w imieniu polskiego narodu przez Romana Dmowskiego, który już w roku 1916, w lutym ustnie wobec rosyjskiego ambasadora w Paryżu, a dnia 2 marca 1916 na piśmie, w memoriale dla rządu rosyjskiego zakomuniko­wanym w odpisach i innym rządom alianckim, oświadczył, że jest rzeczą potrzebną, by rządy koalicji antyniemieckiej łącznie z Rosją ogłosiły, iż zmierzają do ustanowienia Polski, nie tylko zjednoczonej, ale i całkowicie niepodległej i że będzie on odtąd w swej akcji politycznej stawiać sobie Polskę niepodległą za cel.

Po stronie koalicyjnej naród polski nie tylko prowadził akcję dyplomatyczną. Prowadził obok tego działania, które miały wpływ na przebieg wojny. Jednym z tych działań było przeciwstawianie się próbom wywołania przeciw Rosji powstania. To był wybitny czyn: nie dopuścić do tego, by Piłsudski powstanie wywołał. Legioniści Śpiewali później: "i szliśmy tak osamotnieni". Byli w narodzie osamotnieni, bo naród się ich akcji przeciwstawił, uznając te ich akcję za szkodliwą i korzystną tylko dla sprawy niemieckiej w wojnie.

Drugim z tych działań było poparcie, udzielone Rosji i kierowanie Rosji ku okazaniu pomocy Francji.

Istniał na szczytach hierarchii państwowej rosyjskiej potężny obóz przyjaciół Niemiec. Wprawdzie badania historyczne wykazują, że cesarzowa rosyjska (żona cara Mikołaja II-go), która była Niemką, nie odgrywała w roku 1914-tym większej roli pod tym wzglądem, ale wybitną role proniemiecką odegrał Sergiej Witte, jeden z czołowych rosyjskich polityków, w latach 1905-1906 rosyjski premier. A przede wszystkim -- wielką potęgę stanowił obóz przyjazny Niemcom -- wśród rosyjskiej generalicji. Istniał w śród tej generalicji spisek, na którego czele stał w istocie generał Suchomlinow, rosyjski minister wojny. Spisek ten doprowadził do tego, że wojsko rosyjskie szykowało się w przeddzień wybuchu wojny nie do przedsięwzięcia przewidzianej w rosyjsko-francuskich układach sojusz­ni­czych natychmiastowej ofensywy przeciwko Niemcom, ale do wycofania się na pozycje obronną mniej więcej na linii Niemna i Bugu (Kowno-Grodno-Brześć). W chwili wybuchu wojny toczyła się na szczytach hierarchii państwowej rosyjskiej walka o to, kto, ma być rosyjskim wodzem naczelnym: stronnik Francji, wielki książę Mikołaj Mikołajewicz, czy utajony przyjaciel Niemiec, generał Suchomlinow. Walka w tej sprawie była w istocie zacięta, choć krótka. Wodzem tym został ostatecznie Mikołaj Mikołajewicz. Musiał on w wyniku tego stoczyć, i inną jeszcze walkę: o to, czy robić, czy nie robić ofensywę przeciwko Niemcom, by odciążyć Francję walczącą na za­chodzie z Niemcami. Przeprowadził swoje: mimo nieprzy­gotowania armii rosyjskiej do tego, zdołał zorga­nizować zaimprowizowaną ofensywę rosyjską na Prusy Wschodnie, w postaci ataku dwóch armii, jednej pod dowództwem generała Samsonowa, złożonej ze z góra 7 korpusów od południa od strony Warszawy i drugiej pod dowództwem generała Rennenkampfa od wschodu od strony Suwałk i Kowna też złożonej z kilku korpusów.

Nie byłoby to możliwe, gdyby zwolennikami walki z Niemcami nie byli Polacy. Postawa narodu polskiego ode­grała tu decydującą role nie mając przeciwko sobie wro­gości Polaków, koła antyniemieckie w Rosji mogły z całą siłą myśleć o walce z Niemcami. Odegrał tu rolę fakt nega­tywny, że nie udało się Niemcom wywołać w Królestwie polskiego powstania, i także i fakt pozytywny: że naród polski zajął jawnie postawę antyniemiecką. Zajął ją już od szeregu lat przed wojną, manifestując ją na różne sposoby, zajął ją polityką Koła Polskiego w Dumie rosyjskiej już od roku 1907 i zajął ją w szczególności deklaracją posła Jarońskiego w Dumie 8 sierpnia 1914 roku.

Mikołaj Mikołajewicz został wodzem naczelnym dnia 2 sierpnia. Dnia 10 sierpnia -- w dwa dni po deklaracji posła Jarońskiego, a w 8 dni po swojej nominacji wydał dyrektywę do podległych sobie wojsk, zarządzając, że "przeżegnawszy się krzyżem świętym" mają w najbliższych dniach wyruszyć do ofensywy na Prusy Wschodnie. Postanowił, że ofensywa ta ma się rozpocząć 13 sierpnia. Dnia 14 sier­pnia podpisał wymieniony wyżej manifest do Polaków. Zaraz potem armie rosyjskie przekroczyły granice Prus Wschodnich, zajmując w ciągu kilku dni dużą ich część. W dniach 25-30 sierpnia stoczona została przez rosyjską armie Samsonowa z niemiecką armią generała Hindenburga bitwa, zwana drugą bitwą pod Grunwaldem (Tannenbergiem). Była ona druzgocącą kieską rosyjską. Wojska niemieckie otoczyły armie generała Samsonowa, wybijając niektóre oddziały prawie do nogi, a biorąc inne do niewoli. Generał Samsonow, widząc, że poniósł kieskę, popełnił samobójstwo. W dniach 5-15 września również i armia generała Rennenkampfa poniosła kieskę w bitwie nad Jeziorami Mazurskimi i musiała się z Prus wycofać.

Bitwa pod Grunwaldem była wielką, straszliwą kieską armii rosyjskiej. Ale zarazem przyczyniła się w sposób wybitny do tego, że koalicja antyniemiecka odniosła zwycięstwo w wojnie. Waga historyczna tej bitwy polegała nie na tym, kto te bitwę wygrał, ale na tym, że ta bitwa się w ogóle odbyła.

Ofensywa rosyjska na Prusy Wschodnie sprawiła, że dowództwo niemieckie wycofało z frontu zachodniego i rzuciło kolejami do Prus Wschodnich dwa korpusy i jedną samodzielną dywizję. Wojsk tych zabrakło Niemcom w decydującej bitwie z Francją i korpusem ekspedycyjnym brytyjskim nad rzeką Marną. W dniach 7-10 września (zaczętej w 8 dni po zakończeniu bitwy pod Grunwaldem i w dwa dni po rozpoczęciu bitwy nad Jeziorami Mazur­skimi). Bitwa nad Marną została przez Niemców przegrana i tym sposobem niemiecki plan zwyciężenia Francji w krótkiej wojnie błyskawicznej się nie udał. W istocie w bitwie nad Marną rozstrzygnięta została wojna światowa, choć na razie zmieniła się w wyniku tej bitwy w początkowo nierozegraną wojnę pozycyjną, i zakończyła się pełnym zwycięstwem aliantów zachodnich dopiero w z górą cztery lata później. Bo gdyby Niemcy byli tę bitwę wygrali, wojna byłaby się zakończyła pełnym niemieckim zwycięstwem już w roku 1914-tym. Bitwa nad Marną niemiecki plan generalnego, wojennego zwycięstwa błyskawicznego przekreśliła.

Zwycięstwo francuskie nad Marną było wynikiem ofensywy rosyjskiej na Prusy Wschodnie. To nie tylko bohaterstwo żołnierza francuskiego (także i niedużej grupy angielskiej) było przyczyną tego zwycięstwa. Przyczyniła się do tego zwycięstwa także i ofiara wojsk rosyjskich, które poniosły straszną, krwawą klęskę po to, by odciągnąć ku sobie cześć wojsk niemieckich z Francji i przez to dać Francji możność pokonania niemieckiego najazdu w głównej rozstrzygającej bitwie.

Jest faktem, uznanym przez wszystkich historyków i także przez takich mężów stanu, jak Anglicy Churchill i Lloyd George, albo jak francuski generał Dupont, że zwycięstwo francuskie nad Marną było możliwe tylko dlatego, że odwody niemieckie, zamiast być użyte w tej bitwie, zostały wysłane na wschód, bo Niemcy zostały najechane przez armię rosyjską. To znaczy, że zwycięstwo francuskie nad Marną osiągnięte zostało wspólnym wysiłkiem Francji, Anglii i Rosji, a nie tylko samej Francji z jej bliskimi sojusznikami. Jest to twierdzenie niekom­pletne. Do osiągnięcia tego zwycięstwa przyczynił się jeszcze jeden czynnik, mianowicie naród polski.

Naród polski nie posiadał własnego państwa, więc jego dokonania nie znalazły odbicia w doku­men­tach dyplomatycznych. Ale dokonał on osiągnięcia takiego, jakby był państwem niepodległym: wywarł wpływ roz­strzy­gający na bitwę pod Grunwaldem, a więc pośrednio na bitwę nad Marną. To znaczy już w początkowym okresie pierwszej wojny Światowej wywarł wpływ na przebieg i wynik tej wojny. Gdyby nie naród polski i jego postawa, ataku rosyjskiego na armię niemiecką w Prusach Wschodnich byłoby w ogóle nie było, czyli, że wojna przybrałaby całkiem inny obrót; prawdopodobnie, zakoń­czyłaby się -- już w roku 1914-tym pełnym zwycięstwem niemieckim.

Naród polski wywarł na ofensywę rosyjską w Prusach Wschodnich wpływ dwojaki. Po pierwsze, umożliwił tę ofensywę swoją postawą polityczną, pozwolił na to, że czołowi ludzie aparatu wojskowego i politycznego rosyj­skiego mogli się na przedsięwzięcie tej ofensywy zde­cydować. (Rola polska jest tu mało widoczna i dla powierzchownych obserwatorów niedostrzegalna, ale była bez wszelkiej wątpliwości wielka, a nawet wręcz rozstrzygająca. Bo mając naród polski przeciwko sobie Rosjanie by się na takie śmiałe przedsięwzięcie nie odważyli).

Po wtóre, naród polski wziął udział w owym rosyj­skim ataku na armię niemiecką, a więc w owym sukursie dla walczącej z najwyższym wysiłkiem Francji -- udział fizyczny. Bo Rosja nie była w stanie rzucić do walki z Niemcami w pierwszym miesiącu wojny wojsk złożonych z Rosjan. Do bitwy pod Grunwaldem, a w niemałym stopniu także i do bitwy nad Jeziorami Mazurskimi użyła wojsk, w dużej części złożonych z Polaków. Wojska, którymi dowodził nieszczęsny generał Samsonow składały się w znacznym stopniu ze zmobilizowanych rezerwistów. Rezerwiści stanowili dwie trzecie większej części wszystkich formacji, które wzięły udział w rosyjskiej ofensywie, a w niektórych formacjach liczba ich dochodziła do 80 procent. A wielkie odległości rosyjskie, oraz mała sprawność rosyjskiej sieci kolejowej sprawiały, że było fizycznym niepodobieństwem sprowadzić wielkie masy rezerwistów z głębi Rosji. Rezerwiści w pułkach, dywizjach i korpusach generała Samsonowa to byli polscy chłopi z Królestwa, a główna masa oficerów niższych stopni, to byli polscy inteligenci, oficerowie i podchorą­żowie rezerwy. Jeden tylko z siedmiu korpusów armii generała Samsonowa, -- trzynasty smoleński, -- zdążył przyjechać z rdzennej Rosji i składał się w całości z Rosjan. Pozostałe sześć -- to były korpusy z Królestwa i składały się głównie z Polaków. W dodatku Polakami byli w nich nie tylko rezerwiści: także i duża cześć żołnierzy poboro­wych, odbywających służbę regularną, to byli rekruci miejscowi, poborowi z Królestwa. Pola Grunwaldu spłynęły nie tylko krwią rosyjską -- krwią zawodowej rosyjskiej kadry oficerskiej i podoficerskiej. Spłynęły przede wszystkim krwią polską. A żołnierze, którymi generał Samsonow dowo­dził to nie byli ludzie bierni, posłuszni jak barany. Szli oni pod Grunwald zapowiedziany zarówno przez Jarońskiego, jak przez Mikołaja Mikołajewicza na 17 i na 11 dni przed początkiem bitwy, o czym po­wszechnie wiedziano -- z całą świadomością i nie małym entuzjazmem wiedząc, że choć ubrani w obce i wręcz nienawistne mundury, idą bić się za Polskę.

To żołnierze -- Polacy, także i podchorążowie ("praporszczycy") -- Polacy, bili się pod Grunwaldem, przychodząc tym z pomocą Francji i poświęceniem swoim przyczyniając się do tego, że pierwsza wojna światowa została wygrana przez koalicję antyniemiecką.

Naród polski odegrał wielką role w pierwszej wojnie światowej -- będąc niedostrzegalnie dla innych -- świadomym uczestnikiem wielkiej antyniemieckiej koalicji i przyczyniając się, już w pierwszym miesiącu wojny, w sposób wybitny do zwycięstwa tej koalicji nad Niemcami.

Piłsudski miał w tej wojnie całkiem inne zadanie. Miał on się przyczynić do totalnego zwycięstwa Niemiec, to taka była jego rola, wyznaczona mu przez strategię niemiecką. Roli tej nie spełnił. Nie potrafił. Sprawił Niemcom głęboki zawód. Bo miał naród polski przeciw sobie, bo był w tym narodzie, jak głosi pieśń "My pierwsza brygada" -- "osamotniony". To jego bezsilność sprawiła, że Niemcy wojny nie wygrali i że ich plan wojny błyskawicznej się załamał.

Chcę tu dodać jeden ciekawy szczegół. Bitwa zwana grunwaldzką, toczyła się na obszarze kilku powiatów i mogła być nazwana na różne sposoby. Pierwotnie nazywano ją bitwą pod Działdowem (po niemiecku Soldau). Ale naraz Niemcy zmienili nazwę tego swego zwycięstwa. Nadali temu swemu zwycięstwu nazwę drugiej bitwy grunwaldzkiej (po niemiecku Tannenberg) -- i cały świat te nazwę przyjął. Było to ironiczne nawiązanie do deklaracji Jarońskiego i do manifestu Mikołaja Mikołajewicza: chcieliście Grunwaldu, oto macie Grunwald. Ale było to zarazem tryumfalne obwieszczenie, że pierwszy Grunwald, ten z roku 1410-go został pomszczony i przekreślony. Przekreślony przez pobicie Rosji? Nie. Przez uderzenie w naród polski. Przez otwarcie na nowo drogi ekspansji niemieckiej na wschód, która została na 500 lat zamknięta przez wielkie polskie, grunwaldzkie zwycięstwo.

Wielkie zaszły wydarzenia w roku 1914 w życiu polskiego narodu. Ale Piłsudski w tych wyda­rzeniach nie uczestniczył. Starał się położyć im, w interesie niemieckim tamę. Tyle tylko, że mu się to nie udało.

 

WYKONAWCA PLANÓW NIEMIECKICH: ROK1916 i 1917

 


Klęska niemiecka nad Marna sprawiła, że nie­miec­ki plan wojny błyskawicznej ("Blitzkrieg") się nie udał. Wojna zaciąg­nęła się na walkę na przetrzymanie. A na dalszą metę, państwa walczące z Niemcami były od Niemiec (i ich sojuszników: Austro-Węgier, Bułgarii i Turcji) silniejsze. Państwa te miały więcej ludności i większe zasoby materialne. Także były -- przynajmniej niektóre z nich -- lepiej rozwinięte technicznie. Niemcy zaczęli sobie zdawać sprawę, że jeśli wojna potrwa długo -- to mogą ulec wyczerpaniu wcześniej, niż ich wrogowie i wskutek tego wojnę przegrać.

Doszli w wyniku tego do wniosku, że muszą z położenia swego znaleźć jakieś niespodziane wyjście. A tym wyjściem będzie to samo, co planowali w 1914 tym roku: posłużenie się sprawa polska.

Powzięli mianowicie zamiar utworzenia wielkiej armii polskiej i powierzenia tej armii -- pod czuj­nym dozorem niemieckim -- frontu wschodniego, to znaczy frontu walki z Rosją i przerzucenia lwiej części wojsk niemieckich, które pełniły służbę, na froncie wschodnim na front zachodni (francuski) i uzys­kanie na tym zachodnim froncie takiej przewagi liczebnej, że będą mogli silnymi uderzeniami fran­cuska linie obrony przełamać i odnieść zwycięstwo.

Podstawą tego planu było to, że Rosja wybrała z ziem polskich zaboru rosyjskiego w roku 1914 i na początku 1915 tylko cześć materiału ludzkiego, nadają­cego się do zmobilizo­wania, a w dodatku upływ czasu sprawił, że podrosły tam nowe roczniki mło­dzieży. Obliczano, że w zaborze rosyjskim znajduje się około miliona ludzi, nadających się do służby wojskowej, których dotąd nie zmobilizowano. Niemcy ocenili, że to właśnie tych ludzi mogliby zmobilizować, osiągając dzię­ki temu tę przewagę liczebną wojsk swojego obozu w wojnie nad wojskami obozu koalicyjnego, która dałaby im zwycię­stwo. (Niemiecki generał Ludendorf oceniał, że można by powołać w Królestwie 350 do 800 tysięcy polskich rekrutów).

Niemcy nie odważyli się jednak na to, by tych rekrutów wcielić do armii niemieckiej. Krok taki byłby jawnie sprzeczny z prawem międzynarodowym, które nie pozwalało przymuszać do służby woj­skowej w swo­im wojsku poddanych państwa nieprzyjacielskiego, a przecież Polacy z zaboru rosyjskiego byli poddanymi rosyjskimi. To jeszcze nie były czasy Hitlera, który o prawo międzynarodowe nie dbał. Niemcy cesarza Wilhelma starały się przynajmniej o pozory stosowania się do tego prawa. Ale rzecz ważniejsza: ci polscy rekruci byliby bardzo złym materiałem żołnierskim w wojsku niemieckim i złożone z nich formacje byłyby mało warte, a więc nie nadawałyby się do tego, by im trzymanie frontu wschodniego powierzyć. Niemcy mieli w szeregach swojej armii Polaków z zaboru pruskiego i jakoś dawali sobie z nimi radę. Ale wcielić do tej armii Jeszcze więcej Polaków, to już byłoby z ich punktu widzenia niebez­pieczne, zwłaszcza, że ci nowi Polacy mieliby świadomość, że objęcie ich niemieckim poborem jest bezprawiem. Nie chcie­liby w wojsku niemieckim służyć -- pilnowanie ich, przeszka­dzanie buntowi z ich strony, już nie mówiąc o potrzebie szkolenia ich przez niemieckich oficerów i podoficerów wyma­gałoby takiego udziału niemieckiego wojska, że cała operacja nie opłacałaby się.

Niemcy doszli do wniosku, że ten pobór w zaborze rosyjskim nie może być przeprowadzony przez nich samych, ale musi być przeprowadzony przez Polaków, pod hasłami polskimi i w imię rzekomego polskiego patriotyzmu, a utworzone z owych polskich rekrutów oddziały muszą mieć cechę polskiej armii, w mundurach całkiem od niemieckich in­nych i mających charakter polski, oraz posługiwać się językiem polskim, jako językiem komendy.

Wedle niemieckiego planu, musiałby się w zaborze rosyjskim zorganizować polski rząd, który występowałby jako rząd polskiego państwa -- i to ten rząd przeprowadziłby pobór do wojska. Wojsko to rze­ko­mo broniłoby samodzielności owe­go polskiego państwa, oderwanego od Rosji -- i jego zadaniem by­łoby pilnować, by Rosja na nowo tego państwa nie podbiła. To byłoby uzasadnieniem objęcia wschodniego frontu przez Polaków: w przekonaniu Niemców ta polska armia broniłaby swego własnego kraju przed niebezpieczeństwem ze strony Rosji i mogłaby wskutek tego być ogarnięta patrio­tycznym polskim zapałem i spełnić swoje zadanie skutecznie. Niemcy mogliby wskutek tego wycofać z frontu wschodniego na front zachodni lwią cześć swoich własnych wojsk.

Niemcy byli złymi psychologami i nie rozumieli polskiego narodu, o którym mieli pojęcie oparte o błędną ocenę polityczną. Nie zdawali sobie z tego spra­wy, że program ich wcale nie jest dla narodu polskiego korzystny i nie będzie przez lwią cześć tego narodu przyjęty. Program ten miał za podstawę Ideę stworzenia polskiego państwa, wykrojonego z samego tylko zaboru rosyjskiego i to jednej tylko jego części, miano­wicie Królestwa Kongresowego. Co więcej owo Królestwo Kongresowe miało być na rzecz Niemiec okrojone. Wiedziano już ogólnie współcześnie, że Niemcy mają zamiar zaanektować zagłębie węglowe wokół Dąbrowy Górniczej i Sosnowca, oraz Suwalszczyznę. A co po­dejrzliwsi z Polaków do­myślali się już wówczas, że także i inne obszary Królestwa były narażone na przyłą­czenie do Niemiec. Dzisiaj zaś wiemy już w sposób pewny, że Niemcy zamierzali także oderwać od Królestwa i przyłączyć do Rzeszy tak zwany "pas graniczny", obejmujący Kalisz, Włocławek, Ostrołękę i Łomżę, z którego ludność polska byłaby wysiedlona i zastąpiona przez kolonistów nie­miec­kich. A przecież naród polski pragnął zjednoczenia w jedną, niepodległą całość wszystkich trzech zaborów Polski, a więc uwol­nienia Poznania, Gniezna, Gdańska, Krakowa, Lwowa i owa rzekomo samodzielna Polska, pozbawiona tych miast, pozbawiona nawet Dąbrowy Górniczej, byłaby tylko drwiną z polskiego dążenia do niepodległości, a wcale nie jego urzeczy­wistnieniem.

Co więcej, Niemcy zgoła o tym nie myśleli, by wykrojo­nemu z części Królestwa Kongresowego państewku, mającemu przeprowadzić pobór nadać cechę maleńkiej niepodległej Polski. Całe przedsię­wzię­cie było oszustwem, obliczonym na polską naiwność i łatwowierność. Ogłaszając utworzenie owego państew­ka nie użyli nazwy "niepodległość", lecz tylko "samo­dzielność" (Selbstandigkeit), która w terminologii kon­stytucyjnej niemieckiej oznaczała położenie takich państw, jak Saksonia, Bawaria, i Wirtembergia, albo księstwa Meklemburgia, Oldenburgia i Hesja. Nie uznali także za stosowne nadać temu państewku cech samodzielności w jakiejkolwiek dziedzinie, a utrzymali w całej pełni porządek okupacyjny, -- w północnej, większej części Królestwa niemiecki, w południowej, mniejszej austriacki. Całe to, usta­no­wione przez Niemców Królestwo Polskie było fikcją.

Dnia 5 listopada 1916 roku cesarz niemiecki i austriacki ogłosili łącznie manifest o ustanowieniu "samodzielnego" Królestwa Polskiego na obszarach okupowanego przez wojska niemieckie i austriackie terytorium Królestwa Kongresowego. Nie określili jakie to "Królestwo" ma mieć granice. Nie orzekli także, jaki ono ma mieć rząd i w jakim zakresie w ręce Polaków ma być w nim oddana władza. Ogłosili jednak wokoło miesiąc później -- 6 grudnia -- że utworzą Tymczasową Radą Stanu, ciało doradcze, które będzie wyrażać polskie opinie o tym co należałoby w tym rzekomym Królestwie zrobić, a w szczegól­ności będzie rozważać zagadnienie utworzenia polskiego wojska. 11 stycznia 1917 roku Niemcy i Austria­cy ustanowili tę Radę. Nominację do tej Rady otrzymał wśród innych, sprzyjających Niemcom osób, Piłsudski i nominację tę przyjął. Został w tej Radzie Stanu przewodniczącym komisji wojskowej.

Niemcom zależało na tym, by to właśnie Piłsudski zasiadał w tej Radzie i odgrywał w niej czołową rolę w dzie­dzinie wojskowej. Chcieli oni, by idea utworzenia owego "samo­dzielnego" państewka i zwią­zana z tym idea wystawienia przez to państewko dużego polskiego wojska była wśród Polaków popu­larna, a wyobrażali sobie, że Piłsudski jest osobą bardzo wśród Polaków popularną i że myśl utworzenia tego wojska spopularyzuje. Nad wytworzeniem tej popularności -- i tego co nazywano "legendą" Piłsud­skiego -- pracowano już od dwóch lat: uporczywą propagandę, zmierzającą do zrobienia z Piłsudskiego wielkiego, zasłużonego człowieka uprawiał zarówno jego własny, niewielki, ale uprzywilejowany pod niemieckimi i austriackimi rządami obóz między Polakami, jak i sami Niemcy. Niemcy wyobrażali więc sobie, że wysuwając Piłsudskiego na czoło swojej akcji, zmierzającej do zorganizo­wa­nia dużego pol­skie­go wojska po swojej stronie, pozyskają cały polski naród. Oczywiście byli pod tym względem w błędzie.

Piłsudski już od początku lata 1916 roku, starał się rozluźnić stosunki swoje z Austrią, po to, by mieć swobodę, większego zbliżenia się do Niemiec. (Mimo, że Niemcy i Austria stanowiły jeden obóz w wojnie, były między nimi jednak niejakie różnice polityczne). Dnia 29 lipca Piłsudski złożył do władz austriackich podanie o dymisję i o zwolnienie go ze złożonej cesarzowi austriackiemu przysięgi. W dwa miesiące później 29 września 1916 roku, naczelne dowództwo armii austriackiej przyjęło tę dymisję i zwolniło go z legionów. Także i w legionach wielu oficerów, zwolenników Piłsudskiego podało się do dymisji 10 kwietnia 1917 roku, gdy Piłsudski był już od trzech miesięcy członkiem Tymczasowej Rady Stanu. Legiony -- ale z wyjątkiem tych żołnierzy i oficerów, którzy byli poddanymi austriackimi -- zos­tały przez Austrię przeka­zane Niemcom, -- mianowicie nie Tymczasowej Radzie Stanu lecz niemiec­kiemu generał-gubernatorowi w Warszawie, generałowi Hans von Beselerowi. Zostały one prze­kształ­cone w "Polską Siłę Zbrojną" (Polnische Wehrmacht), pod dowódz­twem niemieckim. Natomiast legio­nistów poddanych austriac­kich Austria przekształciła w formację, będącą dalszym ciągiem legionów, noszącą nazwę Polskiego Korpusu Posiłkowego.

Między Niemcami, reprezentowanymi przez generała Beselera, który był zarazem generał-gubernatorem niemieckim w Warszawie, oraz dowódcą Polskiej Siły Zbrojnej a Piłsudskim zarysował się spór, co do szczegółów wykonania planów utworzenia po stronie niemieckiej wielkiej polskiej armii. Obie strony były zgodne co do tego, że zaczątkiem tej armii mają być legiony: będzie to okazaniem, że armia ta nie powstaje z samej tylko inicjatywy niemieckiej. Obie także strony dążyły do zapewnienia Niemcom zwycięstwa w wojnie. Ale różniły się w tym, że Beseler -- zgodnie z życzeniem niemieckiego rządu i naczelnego dowództwa -- zmierzał do utworzenia wielkiej armii polskiej, opartej o przymusowy pobór powszechny, a Piłsudski obawiał się, że taka duża armia wymknie mu się z rąk i wobec tego dążył do utworzenia armii dużo mniejszej, nie większej niż jeden korpus, z tym, że armia ta powinna składać się z samych ochotników, co oczywiście oznaczałoby, że przeważaliby w niej jego polityczni zwolen­nicy. Oraz obie strony różniły się w poglądzie w tym, że Beseler uważał, iż armia ta musi mieć za dowódcę oficera niemieckiego, przy czym było jasnym, że tym oficerem będzie on sam generał Beseler, natomiast Piłsudski chciał, by to on, Piłsudski, był tym wodzem.

Beseler oceniał Piłsudskiego bardzo ujemnie jako kandydata na wodza. Uważał, że Piłsudski zupełnie się na sprawach wojskowych nie zna. A w raporcie o swej dwugo­dzin­nej rozmowie z Piłsudskim dnia 2 grudnia 1916 roku, określał go jako "dyletanta i demagoga". Mimo tego liczył się z Piłsudskim jako z atutem politycznym, który dopomoże do uczynienia akcji tworzenia tego wojska politycznym sukcesem. Jest bardzo możliwe, że gdyby Niemcom bez przerwy zależało na utworzeniu wielkiej polskiej armii, udałoby się obu stronom zgodzić się na jakieś rozwiązanie kompromisowe, na przykład na uczynienie Piłsudskiego nominalnym wodzem naczelnym i mianowanie go marszałkiem i otoczenie wszelkimi honorami, ale równocześnie przydzielenie mu Beselera jako szefa sztabu, którego "radom" Piłsudski musiałby być niezachwianie posłusznym i który byłby wodzem wprawdzie nie formalnym, ale faktycznym.

Ale nagle okazało się, że utworzenie wielkiej polskiej armii przestało być Niemcom potrzebne. W marcu 1917 roku wybuchła w Rosji rewolucja, przy czym 15 marca car Mikołaj II abdykował, a w ciągu kilku dni, w 4 i pół miesiąca po proklamowaniu przez Niemcy i Austrię owego "samodziel­nego" Królestwa Polskiego Rosja przekształciła się w republikę. Niemcy zaczęli liczyć teraz na to, że z rewolucyjną Rosją zawrą pokój, co pozwoli im mniej więcej całkowicie zlikwidować wschodni front i wojska swoje z tego frontu przerzucić na front francuski. Wobec takich możliwości nie zachodziła już dla nich potrzeba posługiwania się na wielką skalę Polakami. Bądź co bądź posłużenie się sprawą polską przedstawiało dla Niemiec różne niedogodności. O wiele lepiej było dla Niemiec dogadać się z Rosją i front wschodni zlikwidować, niż budować dla obsadzenia tego frontu wielką armie polską.

To prawda, że doprowadzenie do skutku owego pokoju z Rosją dokonało się w tempie wolniejszym, niż to byłoby dla Niemców dogodne. Rosja republikańska nadal była wierna sojuszowi z Francją i Anglią i nadal prowadziła wojnę. Niemcy umożliwili wielkiemu rewolucjoniście rosyjskiemu Leninowi (Włodzimierzowi Uljanowowi), który przebywał jako emigrant w Szwajcarii, przejazd przez Niemcy (podobno w zaplombowanym wagonie) do Szwecji, skąd mógł łatwo pojechać do Rosji i pojawić się w kwietniu w Piotrogrodzie, jako wódz tych rewolucjonistów (bolszewików) którzy chcieli wycofania się Rosji z wojny. 7 listopada pod wodzą Lenina "bolszewicy" objęli w Piotrogrodzie (Petersburgu, później Leningradzie) władzę, którą potem stopniowo rozciągnęli w zasadzie na całą Rosję. 15 grudnia 1917 roku Niemcy zawarli z Rosją rozejm, ale to jeszcze nie było ostateczne zaprzestanie działań wojennych. Rozejm ten został przez Niemców zerwany 17 lutego 1918 roku i działania wojenne zostały wtedy przez Niemców wznowione. Przedtem jeszcze, 9 lutego 1918 roku Niemcy i ich sojusznicy (Austria, Turcja i Bułgaria) zawarli w Brześciu Litewskim pokój z Ukrainą, oderwaną przy pomocy niemieckiej od Rosji. 3 marca 1918 roku zawarli też w Brześciu Litewskim pokój z bolszewicką Rosją właściwą. Mogli teraz prawie całkowicie skasować swój front wschodni i przerzucić wielką masę wojsk z tego frontu na front francuski. Zdobyli dzięki temu taką na tym froncie liczebną przewagę nad wojskami francuskimi i angielskimi, że front francusko-angielski przełamali i byli o krok od zwycięstwa w wojnie. Ostatecznie jednak tego zwycięstwa nie odnieśli, gdyż Stany Zjednoczone Ameryki Północnej dnia 2 kwietnia 1917 roku przystąpiły do wojny po stronie francusko-angielskiej i poświeciwszy trochę czasu na zorganizowanie i wyćwiczenie swej armii i przewiezienie jej przez ocean do Europy, wprowadziły tę armię do walki we Francji właśnie w okresie niemieckich zwycięstw, przez co sprawiły, że przewaga liczebna znowu przesunęła się na stronę przeciwną Niemcom. Był to początek końca wojny: Niemcy zdały sobie sprawę, że zwycięstwa osiągnąć nie są w stanie i że muszą zawrzeć pokój.

Tak wiec od chwili wybuchu rewolucji rosyjskiej, Niemcy już rozbudowy wojska polskiego nie potrzebowali. Nie potrzebowali też zawierania jakiegokolwiek układu z Piłsudskim. Ale Piłsudski jakoś nie zdawał sobie z tego sprawy, i wciąż wyobrażał sobie, że jest Niemcom nieodzownie potrzebny. A w rezultacie prowadził swoje targi z generałem Beselerem, tak, jakby miał w tych targach pozycje bardzo mocną.

Wszedł w końcu z Niemcami w wielki konflikt. Pretekstem tego konfliktu była sprawa przysięgi, jaką mieli teraz składać żołnierze legionów po oddaniu ich z rąk austriackich w ręce niemieckie. W przysiędze tej legioniści mieli przysięgać wierność "swojej ojczyźnie i swemu królowi" -- choć nie było jeszcze wiadome, kto i kiedy zostanie królem tego rzekomo "samodzielnego" Królestwa. Ale zarazem mieli przysięgać "dotrzymanie wierności sojuszniczej wojskom niemieckim i austro-węgierskim." Przysięgę tę legioniści mieli składać 9 lipca 1917 roku. Piłsudski doradził im tej przysięgi nie składać. W rezultacie większość legionistów odmówiła złożenia tej przysięgi. Wobec tego Niemcy aresztowali ich i umieścili jako internowanych w obozach jenieckich, oficerów w Benjaminowie, szeregowców i podoficerów w Szczypiornej. Piłsudski już 2 lipca 1917 roku podał się w Tymczasowej Radzie Stanu do dymisji. (W dniu 25 sierpnia 1917 roku cała Tymczasowa Rada Stanu podała się także do dymisji i przestała Istnieć).

Niemcy uznali dalszą swą polityczną współprace z Piłsudskim za niepotrzebną i w dniu 22 lipca 1917 roku go aresztowali. Po miesięcznym pobycie w kilku punktach przejściowych, mianowicie w Gdańsku, w Szpandawle pod Berlinem i w twierdzy Wesel na granicy holenderskiej został on w dniu 22 sierpnia umieszczony razem ze swoim bliskim współpracownikiem Sosnkowskim w twierdzy w Magdeburgu, gdzie przebywał potem do 8 listopada 1918 roku, czyli przez rok i dwa i pół miesiąca.

Uporczywa propaganda rozpowszechniała pogląd, że aresztowanie i internowanie Piłsudskiego przez Niemców było wynikiem przerzucenia się Piłsudskiego z obozu stronników Niemiec do obozu stronników przeciwniemieckiej koalicji. Jest to twierdzenie zupełnie nie prawdziwe. Piłsudski chwilami liczył się z możliwością, że Niemcy mogą wojnę przegrać, ale ani przez chwile nie zamierzał samemu stawać w obozie antyniemieckim. Przez cały czas, także i w okresie pobytu w Magdeburgu, był Niemcom wierny i dawał temu wyraz, np. w liście do księcia Lubomirskiego. Niemcy nie internowali go jako stronnika koalicji, ale jako niewygodnego im w owej chwili politycznego partnera. Uczynili to zresztą częściowo na jego własne życzenie. Wyraził je on w memoriale z dnia przypuszczalnie 17 lub 18 lipca 1917, do generała Beselera (prosił o pozwolenie dzielenia losów swoich podkomendnych) i ustnie w rozmowie 18 lipca z niemieckim pułkownikiem narodowości polskiej, przedstawicielem Beselera, Hutten-Czapskim. Obwieściła to już po śmierci Piłsudskiego prasa niemiecka w Gdańsku. (Został uwięziony "auf eigenen Wunsch", -- na własne życzenie). Internowanie go przez Niemców było bardzo dla niego korzystne politycznie. Komu­nis­tyczny historyk Arski pisze: "Popularność Piłsudskiego i piłsudczyków sięga w tym momencie dna (...). (Tymczasowa) Rada (Stanu) w opinii publicznej dawno jest już skończona. Od ostatecznej klęski uratuje Piłsudskiego Beseler. Jednym pociągnięciem pióra zrehabilituje go w oczach społeczeństwa, otoczy aureolą męczeństwa, spowije legendą". Społeczeństwo myślało, że aresztowanie Piłsudskiego było oznaką zajęcia przez Piłsudskiego stanowiska antyniemieckiego. W istocie było ono wynikiem różnic między Piłsudskim i Beselerem w sprawach szczegółowych, dotyczących organizacji armii w obozie wojennym niemieckim, a więc sporu w obrębie tej samej w zasadzie polityki.

Nie jest także prawdą, że pobyt Piłsudskiego w Magdeburgu miał charakter "męczeński". Pobyt ten to nie był obóz koncentracyjny, to nie był także "oflag" z drugiej wojny światowej. Oddano mu na mieszkanie domek w obrębie cytadeli, a w nim "trzy pokoje mieszkalne" (reszta puste), z których w jednym mieszkał Sosnkowski. Dom był otoczony ogródkiem, w którym Piłsudski i Sosnkowski mogli bez przeszkód spacerować. Obiady i kolacje "dobre" i "niezłe" otrzymywali z miasta z restauracji Magdeburger Hof. Otrzymywali żołd. Otrzymywali również miejscowe gazety. Pozwalano im także wychodzić z cytadeli na "spacery do miasta w dyskretnej asyście feldfebla", przy czym mogli "zwiedzać piękne parki, katedrę, muzeum i inne osobliwości miasta". Piłsudski mógł także w mieście "brać kąpiele" i "stosować różne zabiegi lecznicze". Było to więc internowanie całkiem wygodne i z honorami.

Działalność Piłsudskiego w omawianym tu okresie lat 1916 i 1917 nie ograniczała się do wysiłków ku zorganizo­waniu armii polskiej, mającej wesprzeć wysiłki wojenne nie­mieckie. Miała ona i swoją stronę odwrotną, którą było dążenie do przeszkodzenia zorganizowaniu armii polskiej po stronie antyniemieckiej.

Próby organizowania polskiej akcji wojskowej po stronie koalicyjnej czynione były od samego początku wojny. Mogło to być zrobione początkowo tylko w zaborze rosyjskim. Dawały one tylko bardzo skromne wyniki, gdyż władze rosyjskie były tym próbom przeciwne. We wrześniu 1914 roku politycy narodowi Jaroński i Balicki zwrócili się do władz rosyjskich z projektem utworzenia oddziałów polskich w odmiennych mundurach, z własnym sztandarem i polska komendą, rząd jednak rosyjski projekt ten odrzucił. W miesiąc później jednakże, dnia 18 października tegoż 1914 roku, utworzony został w Puławach polski legion w obrębie armii rosyjskiej, zwany potocznie legionem Puławskim. W rok potem legion ten, powiększony liczebnie, został przekształcony w "Brygadę Strzelców Polskich", następnie w Dywizje Strzelców Polskich.

Gdy republikańska Rosja uznała niepodległość Polski, uznano powszechnie, że nie ma uzasadnienia pozostawania w szeregach armii rosyjskiej Polaków, których -- w latach głównie 1914 i 1915 -- do tej armii, jako poddanych rosyjskich zmobilizowano, a więc, że trzeba ich przenieść do armii osobnej, będącej zaczątkiem armii Polski niepodległej. Było wówczas w armii rosyjskiej 700 tysięcy żołnierzy, około 20 tysięcy oficerów i 119 generałów wyznania katolickiego, a z nich większość, to byli Polacy. (Trochę było też Litwinów i innych).

Ponadto było w Rosji około 100 tysięcy Polaków, jeńców z armii niemieckiej i austriackiej, oraz spora ilość nadającej się do zmobilizowania polskiej ludności cywilnej. Była więc możliwość zorganizowania w Rosji polskiej armii półmilionowej lub mało co mniejszej od miliona. Same władze rosyjskie powzięły decyzję utworzenia od razu trzech polskich korpusów, to znaczy polskiej armii o sile większej niż 200 tysięcy żołnierza. Na początku zaczęto, poczynając od kwietnia 1918 roku, tworzyć jeden korpus, którego zalążkiem była wymieniona wyżej "Dywizja Strzelców Polskich" Dowódcą tego korpusu został mianowany generał rosyjski narodowości polskiej, Józef Dowbor Muśnicki.

Istniała w Rosji tajna Polska Organizacja Wojskowa (P.O.W.) związana z Piłsudskim i jego obozem. Została ona założona w Warszawie w roku 1914, czy też na początku 1915, gdy Warszawa była jeszcze pod rządami rosyjskimi i celem jej było organizowanie akcji, zwróconej przeciwko armii rosyjskiej, między innymi także i akcji wywiadowczej na rzecz armii niemieckiej i austriackiej. Gdy Warszawa została zajęta przez Niemców, organizacja ta przekształciła się w pół-jawną organizację pomocniczą Legionów, zajmującą się werbunkiem do nich, w istocie znaną władzom niemieckim i tolerowaną przez nie. Istniała potem pod rządami niemieckimi i austriackimi aż do końca wojny, przy czym w ostatnim okresie tej wojny zmieniła swój kierunek polityczny na antyniemiecki.

Natomiast komórki tej organizacji na dalekich Kresach Wschodnich i w głębi Rosji prowadziły także i po roku 1915-tym działalność konspiracyjną, zwróconą przeciwko armii rosyjskiej. Organizacja ta została zreorganizowana, a na czele jej na obszar całego państwa rosyjskiego na wschód od frontu rosyjskiego, mianowany został mieszkający w Piotrogrodzie (Petersburgu) inżynier Franciszek Skąpski.

Tajni przywódcy obozu Piłsudskiego w Rosji, komendant P.O.W. Franciszek Skąpski i przywódca P.P.S. Bronisław Siwik, udali się w końcu kwietnia 1917 roku do neutralnego Sztokholmu, by uzyskać instrukcje od Piłsudskiego, jak się mają zachować P.O.W. i P.P.S. w Rosji w zmienionej poli­tycznej sytuacji. Dla kontaktu z nimi przybył tam z Warszawy Włodzimierz Kunowski, członek Tymczasowej Rady Stanu, były polityk P.P.S. Frakcji Rewolucyjnej i zaufany człowiek Piłsudskiego, używany przez niego już poprzednio do wypraw z poufnymi instrukcjami organizacyjnymi. Instrukcja Kunow­skiego, udzielona Skąpskiemu i Siwikowi polegała na tym, że "w sposób najbardziej kategoryczny przeciwstawił się (on) idei tworzenia armii polskiej w Rosji, zalecając, aby zwolennicy obozu niepodległościowego wszelkimi siłami przeciwdziałali formowaniu tej armii". Oświadczył także, że "obóz niepodleg­łoś­ciowy, a przede wszystkim P.P.S. w kraju, nadal stoją po stronie państw centralnych i że rewolucja rosyjska w niczym nie zmieniła dawnego stanowiska obozu niepodległościowego w stosunku do Rosji". W wyniku tej instrukcji Polska Orga­nizacja Wojskowa w Rosji mimo swej nazwy stała się organi­zacją poświeconą nie tworzeniu polskiego wojska, ale przeciw­nie niszczeniu i rozbijaniu go. Uzasadnieniem tej postawy było to, że przecież tworzy się polskie wojsko w kraju po stronie Niemiec, to znaczy że naród polski w kraju idzie z Niemcami, a więc nie można tworzyć drugiego wojska polskiego, idącego przeciw Niemcom, a więc idącego przeciw krajowi. Oczywiś­cie była to argumentacja demagogiczna i fałszywa: kraj nie szedł z Niemcami, lecz przeciw Niemcom, a tworzone w Polsce wojsko było maleńką garsteczką, podporządkowaną Niemcom i idącą przeciw polskiemu narodowi i w narodzie tym "osamotnioną".

Pierwszym wystąpieniem P.O.W. w Rosji w myśl instrukcji, przywiezionej od Piłsudskiego przez Sztokholm, było rozbicie przez P.O.W. i P.P.S. Zjazdu Wojskowych Polaków w Piotrogrodzie.

Zgodnie z demokratycznym rytuałem Rosji republi­kań­skiej, przeniesienie żołnierzy Polaków z armii rosyjskiej do armii polskiej miało zostać uchwalone przez samych żołnierzy Polaków. W tym celu na dzień 7 czerwca 1917 roku zwołano w Piotrogrodzie zjazd Wojskowych Polaków, złożony z delegatów, wybranych przez żołnierzy-Polaków z mniej więcej wszystkich oddziałów armii rosyjskich, w których się Polacy znajdowali. P.O.W. było organizacją niewielką, ale jednak miała ona swoje komórki w szeregu oddziałów. Komórki te, w myśl instrukcji o przeciwdziałaniu formowania polskiej armii postarały się o to, że nie zorientowana politycznie masa żołnierska powybierała ich członków jako delegatów na zjazd. Wskutek tego zjawiła się na zjeździe spora, zdyscyplinowana grupa członków P.O.W. Na samym początku zjazdu tajny działacz P.O.W., podkapitan Ignacy Matuszewski, w przyszłości wybitny polityk obozu piłsudczyków w Polsce, minister skarbu, przez pewien czas szef oddziału II sztabu, czyli polskiego wywiadu, postawił wniosek o wybranie Józefa Piłsudskiego jako zasłużonego organizatora polskiego wojska na honorowego prezesa zjazdu. Obecni na zjeździe członkowie P.O.W. przyjęli ten wniosek oklaskami, a ogół uczestników zjazdu, często nawet nie wiedzących, kto to jest Piłsudski, przyłączył się do tych oklasków. Kierownicy zjazdu jakoś nie przeciwstawili się wnioskowi Matuszewskiego, uważając, że lepiej będzie go zbagatelizować, a więc wytworzyło się wrażenie, że wniosek przeszedł przez aklamację jednogłośnie. Obecni na zjeździe przedstawiciele rządu rosyjskiego i dyplomacji państw sprzy­mierzonych dowiedzieli się więc, że zjazd opowiada się po stronie organizatora wojska, właśnie w owej chwili tworzonego z Polaków przez Niemców, a więc po przeciwnej stronie w wojnie. Wkrótce potem członkowie P.O.W. i socjaliści wystąpili z mowami, wedle których tylko prawowity rząd w kraju, a w jego zastępstwie Tymczasowa Rada Stanu ma prawo tworzyć polskie wojsko, a więc zjazd obradujący na emigracji, tworzyć wojska nie ma prawa. Gdy zjazd opowiedział się w swej masie przeciwko tym poglądom, 64 członków opuściło zjazd, ogłaszając protest przeciwko tworzeniu wojska polskiego w obozie antyniemieckim powtarzając, że tylko Tymczasowa Rada Stanu -- przecież mianowana przez Niemców -- może wojsko polskie organizować. Zważywszy, że w zjeździe brało udział około 500 delegatów było to wystąpienie małej tylko grupy. Ale nie wszyscy członkowie P.O.W. i P.P.S. opuścili zjazd, -- nie opuścił go też i podkapitan Matuszewski. Wywią­zała się na zjeździe dyskusja co do tego, czy wojsko tworzyć czy nie tworzyć. Głównym argumentem przeciwników tworze­nia wojska było to, że nie można organizować wojska po innej stronie niż Tymczasowa Rada Stanu i Piłsudski.

Ostatecznie, nie uchwalono tego, co było celem zwołania zjazdu, mianowicie postanowienia, że żołnierze-Polacy mają być w całości z armii rosyjskiej przeniesieni do armii polskiej, uchwalono natomiast, że armia polska ma się składać tylko z ochotników. Przebieg zjazdu umocnił dążności przeciwpolskie w rządzie rosyjskim (na którego czele stał wówczas przeciwny Polsce Kiereński). Sprawił także, że delegaci zjazdowi rozje­chawszy się do swoich oddziałów przywieźli wiadomość, iż sprawa czy tworzyć czy nie tworzyć polskiego wojska jest sporna i że są pod tym względem różne zdania. Rezultatem było rozpowszechnienie wśród owych 500 czy 700 tysięcy Polaków w wojsku rosyjskim nastroju bierności, do czego przyczyniło się i to, że także i rosyjscy rewolucjoniści uprawiali propagandę przeciwko polskiemu wojsku i że żołnierze byli na ogół zmęczeni trzema latami wojny, a więc myśl, że nowy wysiłek nie jest z ich strony konieczny, często im odpowiadała.

W rezultacie, zamiast armii półmilionowej, lub większej stworzony został w Mińszczyźnie I Korpus, który 10 maja 1918 roku liczył 23. 661 Żołnierzy, II Korpus w Besarabli liczący 4000 żołnierza, III Korpus na Ukrainie 3.000 żołnierza i kilka oddziałów mniejszych (w Moskwie i Odessie), razem więc nie wiele więcej niż 30 tysięcy żołnierza. Co więcej, postawa polityczna tych oddziałów okazała się chwiejna w wyniku ukrytej propagandy P.O.W. Gdy Rosja bolszewicka oraz Ukraina, zawarły z Niemcami i ich sojusznikami pokój, legiony czeskie w liczbie około 70 tysięcy ludzi, stacjonujące na Ukrainie pomaszerowały -- na Syberie i tam połączyły się z wojskami koalicyjnymi i z "białymi" wojskami rosyjskimi, nie uznającymi rządów bolszewickich, ani pokoju z Niemcami. Sprawowały tam potem przez dwa lata większą część władzy, a później drogą morską powróciły w całości do Europy, zdobywając w obozie koalicyjnym wielki wpływ i ułatwiając przez to Czechosłowacji osiągniecie wszystkich swoich politycznych postulatów. Instrukcja polskiego Komitetu Naro­do­wego w Paryżu, będącego zaczątkiem polskiego nieza­leż­nego rządu, brzmiała, że polskie siły wojskowe, a przede wszystkim największa z nich, I Korpus Polski, stacjonujący w Bobrujsku na Białorusi, ma zrobić to samo. Ale utajona propaganda P.O.W. na której czele stał podkapitan Matuszewski, który był głównym, sprawcą rozbicia zjazdu Wojskowych Polaków w Piotrogrodzie, a który teraz służył w polskim I korpusie wzywała dowódcę korpusu generała Dowbor-Muśnickiego, by zerwał z koalicją antyniemiecką i przeszedł na stronę niemiecką oddając się pod władze mianowanej przez Niemców Rady Regencyjnej, (która zastąpiła Tymczasową Rade Stanu). Generał Dowbor usunął z Bobrujska p. Jerzego Zdziechowskiego, delegata władz politycznych polskich, usunął także misję wojskową francuską i 16 lutego 1918 roku przeszedł na stronę niemiecką, oddając się pod władze Rady Regencyjnej. Było to w 8 dni po wznowieniu wojny rosyjsko-niemieckiej, a na 5 dni przed podpisaniem w Brześciu Litewskim rosyjsko-niemieckiego pokoju. (Było to także w 7 dni po zajęciu Mińska przez Matuszewskiego, który wystąpił samodzielnie, odbierając Mińsk bolszewikom na czele oddziałów P.O.W. nie związanych z korpusem Dowbora i oddając to miasto w dwa dni później w ręce Niemców). I korpus polski generała Dowbora Muśnickiego znalazł się więc pod władzą Rady Regencyjnej w Warszawie, a w praktyce pod władzą niemieckiego generała von Beselera. Niemcy nie zamierzali jednak znosić tego, by stał na Białorusi korpus polskiego wojska i postanowili go rozbroić. Generał ponownie zmienił zdanie i szykował się do tego, by przygotowawszy mosty na Dnieprze pomaszerować na wschód kolejami przez zanarchizowaną i bezwładną Rosję i dołączyć do Czechów na Syberii. W dniu 21 maja 1918 roku Niemcy zażądali od generała Dowbora całkowitego rozwiązania i zdemobilizo­wania jego korpusu. Akurat w tym czasie obecni byli w Bobrujsku delegaci P.O.W. z kraju, byli oficerowie legionowi, Barthel de Weydenthal i Lis-Kula. P.O.W. w kraju, nie dowodzone obecnie przez Piłsudskiego, który od dłuższego już czasu przebywał w Magdeburgu, doszło do wniosku, że bezcelowym jest trzymanie się Niemiec, skoro Niemcy przegrywają wojnę i że trzeba przerzucie się na stronę antynie­miecką. W tym celu postanowiło wysłać swoich delegatów do Rosji -- wskutek zawarcia przez Rosje pokoju łatwo już było poprzez dawny front podróżować -- po to, by nawiązali oni łączność z wojskami polskimi w Rosji, by odwołali Instrukcję sztokholmską z zeszłego roku i by starali się objąć nad owymi formacjami polskimi władze w imieniu obozu piłsudczyków. Panowie Barthel de Weydenthal i Lis-Kula przybyli do Bobrujska nie tyle po to, by ten korpus namówić na ponowne przejście na stronę koalicyjną, co po to, by obalić w tym korpusie rządy generała Dowbor-Muśnickiego i samemu na czele tego korpusu stanąć. W tym celu przy pomocy miejsco­wych członków P.O.W. zorganizowali w korpusie spisek. Gdy Niemcy zażądali rozwiązania korpusu, panowie Barthel de Weydenthal i Lis-Kula, nie czekając co zrobi generał Dowbor (nie wiemy w istocie po dziś dzień, jakie były zamiary generała Dowbora, wszystko wskazuje jednak na to, że miał on zamiar przekroczyć Dniepr i poprowadzić korpus na wschód, w ślad za Czechami i wykonując -- z trzymiesięcznym opóźnieniem -- instrukcje przywiezione mu przez p. Jerzego Zdziechowskiego) ogłosili, że generał Dowbor chce rozwiązać korpus. W najbliższą noc (z 21 na 22 maja) zrobili w Bobrujsku zamach stanu i aresztowali generała Dowbora. Barthel de Weydenthal, który miał od niedawna rangę pułkownika, ogłosił się dowódcą korpusu. Zamachowcy nie mieli zamiaru maszerować na wschód, by połączyć się z wojskami koalicyjnymi, natomiast mieli zamiar uderzyć na Niemców, ściągnąć cały korpus do twierdzy bobrujskiej i pozostawać w niej, opierając się Niemcom tak długo, dopóki starczy zapasów żywności i amunicji, a więc w najlepszym razie parę tygodni. Zamach ich się nie udał, a generał Dowbor odzyskał władze w korpusie. Korpus został jednak zamachem tak zdezorganizowany, że o marszu przez Dniepr na wschód nie mogło być już mowy. Generał Dowbor w następnym dniu skapitulował przed Niemcami, a korpus jego uległ rozwiązaniu. Żołnierze tego korpusu, zdemobilizowani, zostali przewiezieni do Królestwa.

Tak wiec próba zorganizowania w Rosji wielkiej polskiej armii, która byłaby w chwili klęski wojennej niemieckiej, wielką siłą, zdolną narzucić stosunkom politycznym we wschodniej Europie wolę polskiego narodu, została przez piłsudczyków zgodnie z wolą Piłsudskiego wyrażoną w instrukcjach sztokholmskich, w kilku etapach unicestwiona, najpierw przez niedopuszczenie do wydzielenia ogółu Polaków z armii rosyjskiej, oraz przez propagandę w szeregach żołnierzy-Polaków za niewstępowaniem do polskiej armii, potem przez skłonienie jedynej dużej polskiej jednostki, jaką udało się w Rosji stworzyć, mianowicie I Korpusu generała Dowbora-Muśnickiego, do przejścia na stronę niemiecką, a wreszcie, gdy zanosiło się na to, że ten korpus jednak zerwie z Niemcami i przez bezwładną Rosję pomaszeruje ku znajdującej się w rękach koalicyjnych Syberii, korpus ten sparaliżowali i skazali na likwidację.

Musze tu jeszcze powiedzieć, co Niemcy zrobili w Królestwie Kongresowym po aresztowaniu Piłsudskiego w dniu 22 lipca 1917 roku i po rozwiązaniu 25 sierpnia 1917 roku Tymczasowej Rady Stanu. Nie mogli całkowicie przekreślić polityki organizowania rzekomo "samodzielnego" Królestwa Polskiego w obrębie części Królestwa Kongresowego, gdyż byłoby to z uszczerbkiem dla ich prestiżu. Poczynili więc dalsze kroki, które miały oznaczać, że trwają przy swoim dotychczasowym zamiarze. Dnia 12 września 1917 roku w 18 dni po rozwiązaniu Tymczasowej Rady Stanu, cesarz niemiecki i austriacki ogłosili, że ustanawiają dla Królestwa Polskiego Rade Regencyjną, złożoną z trzech osób, która w zastępstwie jeszcze nie wyznaczonego króla, pełnić będzie w tym królestwie w sposób zbiorowy rolę głowy państwa. W dwa dni potem mianowali członkami tej Rady arcybiskupa warszaw­skiego księdza Aleksandra Kakowskiego, człowieka nie zna­jącego się na polityce i dwóch polityków, znanych ze swej postawy, przyjaznej Niemcom, księcia Zdzisława Lubomir­skiego i ziemianina Józefa Ostrowskiego. Radzie tej udzielili zezwolenia na mianowanie w Królestwie polskiego rządu, z tym, że rząd ten obejmie w Królestwie rzeczywistą władze nad dwiema dziedzinami życia, mianowicie nad szkolnictwem i nad sądownictwem, chociaż nie będzie sprawować władzy nad polityką zagraniczną, nad sprawami wewnętrznymi, gospo­darczymi i wojskowymi.

Owe władze rzekomo "samodzielnego" Królestwa pozostały jednak zupełną fikcją. Formacja wojskowa Polskiej Siły Zbrojnej (Polnische Wehrmacht), wyłoniona z Legionów, nie podlegała ani Radzie Regencyjnej, ani mianowanemu przez nią rządowi, ale niemieckiemu generał-gubernatorowi, Beselerowi. Do prowadzonych w Brześciu Litewskim rokowań pokojowych owe władze nie zostały w ogóle dopuszczone. Niemcy i Austria uczyniły pierwszy krok w kierunku okrojenia Królestwa, mianowicie zawierając 9 lutego 1918 roku pokój w Brześciu z Ukrainą, uznały, że ziemia Chełmska i część Podlasia i Lubelszczyzny, wraz z Chełmnem, Zamościem, Hrubieszowem, Tomaszowem, Włodawą i Białą Podlaską przyłączone zostają do Ukrainy. Do traktatu pokojowego z Ukrainą dołączona została nadto umowa tajna, zapowiadająca, że Austria dokona podziału Galicji na prowincje polską, obejmującą Galicję Zachodnią, oraz prowincje ukraińską, obejmującą Galicję Wschodnią wraz z Bukowiną, która oddana zostanie pod zarząd Ukraińcom. O tej tajnej umowie Polacy dowiedzieli się niemal natychmiast.

Warto zauważyć, że traktat Niemiec i Austrii z Ukrainą wywołał natychmiastowe protesty ze strony przytłaczającej większości polskiego narodu. Nieliczni Polacy, wciąż jeszcze wyznający nadzieje, że korzystne dla narodu polskiego jest współdziałanie z Austrią przerzucili się na stronę antynie­miecką i antyaustriacką, odsyłając władzom austriackim swe austriackie ordery i podając się do dymisji jako austriaccy urzędnicy czy dygnitarze. (Np. podał się do dymisji austriacki generał-gubernator w Lublinie w okupowanej przez Austrie części Królestwa Kongresowego generał Szeptycki, z narodo­wości Polak). Szczególnie dobitnym aktem protestu dotych­czasowych, polskich wyznawców "orientacji austriac­kiej" było zerwanie z Austrią dawnej II brygady legionów, stanowiącej w owym czasie główną część Polskiego Korpusu Posiłkowego. Brygada ta ogłosiła, że Austria popełniła wobec narodu polskiego akt zdrady, że wobec tego uznaje się za zwolnioną ze złożonej Austrii przysięgi i przechodzi do obozu antynie­mieckiego. Pod wodzą swego dowódcy, brygadiera Józefa Hallera, ongiś, jeszcze w 1914 roku austriackiego kapitana w stanie spoczynku, uderzyła dnia 15 lutego 1918 roku, pod Rarańczą na wojska austriackie i przebiła się na Ukrainę przez dawny front. Połączyła się następnie z tamtejszym II Korpusem wojsk polskich i we wspólnej sile 7.000 ludzi pod łącznym dowództwem brygadiera Hallera pomaszerowała ku Dnieprowi, by przekroczywszy go, maszerować na wschód ku Syberii, lub Kaukazowi. 11 maja 1918 roku została zaatakowana pod Kaniowem nad Dnieprem przez przeważające wojska niemieckie i po krwawej bitwie zniszczona. Generał Haller zdołał się samotnie przedostać przez Moskwę i Murman do Francji i dnia 4 października 1918 roku został mianowany przez Polski Komitet Narodowy w Paryżu wodzom naczelnym wszystkich wojsk polskich walczących z Niemcami. (III Korpus wojsk polskich został w nocy z 9 na 10 czerwca 1918 roku zniszczony przez wojska austriackie). Jest nieprawdą, że Piłsudski jeszcze przed aresztowaniem usiłował przedostać się do Rosji i przejść na stronę aliancką.

Z postawą antyniemiecką przytłaczającej większości pol­skiego narodu nie zgadzała się grupa ludzi z otoczenia Rady Regen­cyjnej i mianowanego przez nią rządu. Rząd ten (rząd Steczkowskiego) ogłosił 13 czerwca 1918 roku manifest pro­testujący przeciwko deklaracji tzw. wersalskiej z dnia 3 czer­wca 1918 roku Francji, Wielkiej Brytanii i Włoch, ogłaszającej program Polski niepodległej, zjednoczonej i z dostępem do morza. W sierpniu 1918 roku -- na dwa i pół miesiąca przed końcem wojny -- przedstawiciele Rady Regencyjnej i jej rządu, książę Janusz Radziwiłł i hrabia Ronikier odwiedzili kwaterę główną Niemiec i Austrii w Spa w Belgii i przebywających tam cesarzy niemieckiego i austriackiego i konferowali z nimi na temat trwałego sojuszu polsko-niemieckiego, połączonego z konwencjami wojskowymi, kolejowymi i gospodarczymi i na tematy terytorialne, przy czym wciąż jeszcze była tam mowa o możliwości okrojenia Królestwa Kongresowego na rzecz Niemiec za cenę rozszerzenia na skrawek ziem wschodnich, mianowicie na Białystok z okolicę.

Propaganda wychwalająca Piłsudskiego, głosi dziś, że Piłsudski nie miał nic wspólnego z Radą Regencyjną i z polityką jej i mianowanego przez nią rządu. Pozornie, jest to pogląd uzasadniony, bo Piłsudski przez cały czas urzędowania Rady Regencyjnej przebywał w Magdeburgu. W istocie, Piłsudski odpowiada za postawę i politykę Rady Regencyjnej, jej rządów i jej przedstawicieli, gdyż po pierwsze w listopadzie 1918 roku przyjął z jej rąk nominacje na wodza naczelnego i dyktatora, a więc uznawał prawomocność jej istnienia. Po wtóre, jego przedstawicielem w Londynie był przez prawie cały czas wojny p. August Zaleski, który był także przez czas pewien przedstawicielem Rady Regencyjnej i jej rządu: w dniu 29 sierpnia 1918 roku skierował do rządu brytyjskiego memoriał, popierający wyniki wizyty księcia Radziwiłła i hrabiego Ronikiera w Spa, a w szczególności program utworzenia Polski, wykrojonej tylko z zaboru rosyjskiego i związanej licznymi węzłami z Niemcami i Austro-Węgrami, a wiec p. Zaleski był łącznikiem między Piłsudskim a Radą Regencyjną. Po trzecie, po wojnie Piłsudski nie tylko nie odciął się w żadnej formie od polityki Rady Regencyjnej i jej agentur, ale przeciwnie udzielał stale poparcia czołowym osobistościom z jej obozu: w szczególności Augusta Zaleskiego uczynił w dniu 15 maja 1926 roku -- nazajutrz po przewrocie majowym -- ministrem spraw zagranicznych i utrzymał w tej roli przez z górą 6 lat prawie do końca roku 1932-go księcia Janusza Radziwiłła uczynił w latach 1928-1935 przewodniczącym komisji sejmowej spraw zagranicznych i w latach 1935-1936 senatorem; innych polityków z obozu Rady Regencyjnej ostentacyjnie popierał, np. Antoniego Ponikowskiego, który od 27 lutego do 4 kwietnia 1918 roku był premierem z ramienia Rady Regencyjnej, a przez cały bez przerwy czas istnienia Rady Regencyjnej był ministrem w rządach tej Rady, Piłsudski dwukrotnie mianował, wbrew sejmowi, premierem jako "męża zaufania marszałka Piłsudskiego" (19 września 1921 - 5 marca 1922 i 10 marca - 6 czerwca 1922). Polityczni stronnicy dawnej Rady Regencyjnej byli potem w Polsce niepodległej stron­nikami Piłsudskiego i Piłsudski okazując im stale poparcie, okazywał, że popiera także ich dawną działalność.

W okresie, gdy trwała w stanie na razie nierozegranym wojna światowa (w latach 1914-1918), Piłsudski dokonał wielkiego wysiłku, by pomagać Niemcom w osiągnięciu wojennego i politycznego zwycięstwa, oraz stale pracował nad tym, by utrudnić narodowi polskiemu zdobycie miejsca w obozie stronników antyniemieckiej koalicji.


 

SPRAWCA WOJNY DOMOWEJ 1926 ROKU

 

Piłsudskiemu nie udało się zrobić zamachu stanu w grudniu 1922 roku po zabójstwie Naru­to­wicza, nie udało się także niczego osiągnąć wystąpieniami rewolucyjnymi w roku 1923 (t.zw. wypadkami krakowskimi, oraz wybuchami bombowymi w Warszawie i innych miastach, a także oder­waniem się grupy posła Bryla od partii Witosa). Nie jest mi wiadome o jakichkolwiek próbach zamachu stanu Piłsudskiego w latach 1924 i 1925. Natomiast nowy zamach stanu, odrazu prze­kształcony w krótką wojnę domową, Piłsudski przedsięwziął w maju 1926 roku i tym razem osiągnął pełne zwycięstwo, zdobywając władzę dyktatorską dla siebie aż do swojej śmierci w 1935 ro­ku, to znaczy na lat 9, a dla swoich zwolenników i wspólników, Mościckiego, Rydza-Smigłego, Becka i innych aż do katastrofy wrześniowej 1939 roku, to znaczy na dalszych lat 4, czyli razem lat 13. Owocem trzynastoletnich rządów Piłsudskiego i piłsudczyków stał się w 1939 roku nowy roz­biór Polski, oraz stała się w roku 1945, mimo osiągnięcia zwycięstwa nad Niemcami przez świa­tową koalicję państw przez hitlerowskie Niemcy zagrożonych, odbudowanie Polski, będącej satelitą sowieckim, a więc nie w pełni niezależnej, oraz pozbawionej Ziem Wschodnich z takimi ważnymi cen­trami polskości jak Lwów i Wilno, to prawda, że z drugiej strony wzmocnionej przez odzys­ka­nie takich ośrodków jak Wrocław, Szczecin, Gdańsk i 0lsztyn.

W swoim uwieńczonym w 1926 roku powodzeniem dążeniu do pochwycenia w Polsce pełni władzy, Piłsudski doznał poparcia przez politykę Wielkiej Brytanii. Wielka Brytania nie życzyła so­bie odbudowania "wielkiej Polski". Jej polityka, od chwili odniesienia w 1918 roku nad Niemcami wo­jennego zwycięstwa zmierzała do położenia tamy dążeniom do złamania niemieckiej hegemonii na europejskim kontynencie. Polityka ta liczyła się z prawdopodobieństwem narodzenia się na tym kon­tynencie hegemonii francuskiej i stawiała sobie na czasy powojenne za zadanie zorganizować w Eu­ropie koalicję sił, przeciwnych tej hegemonii. W myśl tego dążenia starała się obronić Niemcy przed zbyt wielkim uszczupleniem ich potęgi i utrzymać ich znaczenie jako przeciwwagi wobec owej rzekomej hegemonii francuskiej. To się wyraziło w dążeniu do utrzymania Austro-Węgier, ja­ko państwa może uszczuplonego terytorialnie i ogólnie osłabionego, ale jednak wciąż trwającego, zachowującego charakter niemiecki (oraz węgierski) i sprzyjającego Niemcom, a nie należącego do obozu antyniemieckiego, jaki ostatecznie przybrała Czechosłowacja, Rumunia i Jugosławia. Bry­tyj­ski premier Lloyd George w wielkiej mowie, wygłoszonej 5 stycznia 1918 roku, a więc zaledwie na 10 miesięcy przed końcem wojny, oświadczył, że "Razczłonkowanie Austro-Węgier nie należy do naszych celów wojennych". I zapowiedział, że pozycja Austro-Węgier będzie zapewne musiała być uszczuplona o tyle tylko, że żyjące w tym państwie nieniemieckie i niewęgierskie narodowości (zapewne chodzi tu przede wszystkim o Czechów i galicyjskich Rusinów) otrzymają "rzeczywisty samorząd", że pewne terytoria odpadną od Austro-Węgier na rzecz niepodległej Polski, oraz, że Austro-Węgry zostaną okrojone także na rzecz Włoch i Rumunii, (przez zaspokojenie "upraw­nio­nych roszczeń włoskich" i sprawiedliwość dla "ludzi rumuńskiej krwi i mowy"). Zapewne Llyod George liczył się także i z tym, że niektóre prowincje takie jak Bośnia i Hercegowina, odpadną na rzecz Serbii. To znaczy, że w programie Lloyd Georga utrzymane być mają jako Austro-Węgry obszary dzisiejszej Austrii, krajów czeskich, Słowacji, Węgier, Słowenii, ziem chorwackich i dużej części Siedmiogrodu. Lloyd George nie wspominał o tym w swej mowie, ale domyślam się, że programem polityki brytyjskiej było utrzymanie przy Austro-Węgrzech także i Galicji Wschodniej.

Trwałą postawę polityki brytyjskiej wobec Austro-Węgier wyraził najlepiej, jeszcze w XIX wieku, jeden z najwybitniejszych brytyjskich mężów stanu, długoletni premier, A.J. Palmerston: "Im­perium austriackie jest rzeczą wartą uratowania, jego zachowanie leży w interesie całej Europy, a najwięcej ze wszystkich krajów w interesie Anglii". Napisałem w roku 1979, że "Zniknięcie Austro-Węgier z mapy Europy jest w Anglii po dziś dzień opłakiwane, jako wielka dziejowa kata­stro­fa."

Polityka brytyjska dążyła w czasie pierwszej wojny światowej do  uratowania  Austro‑Wę­gier od  zagłady,  a także sprzeciwiała się temu, by Francja rozszerzyła swoje panowanie w formie bez­pośredniej, czy pośredniej na lewobrzeżną część Nadrenii, to znaczy na dużą część niemieckich posiadłości na lewym brzegu Renu.

Rzecz prosta, że Anglia sprzeciwiała się zbudowaniu także i silnej Polski. Roman Dmowski napisał, że "na Konferencji Pokojowej dowiedzieliśmy się w aż nadto dobitny sposób, że Anglia jest wrogiem Polski". Odbudowanie wielkiej Polski oznaczało duże osłabienie Niemiec. Anglia nie chcąc pozwolić na poważne osłabienie Niemiec, sprzeciwiała się odbudowaniu dużej, silnej Polski. A obok tego była przeciwna Polsce z zasady jako krajowi katolickiemu.

Anglia godziła się z koniecznością odrodzenia się polskiego państwa, obejmującego mniej więcej Królestwo Kongresowe i Zachodnią Galicję. Ale robiła co mogła, by nie dopuścić do objęcia przez Polskę ziem wschodnich zaboru rosyjskiego i wschodniej Galicji i była autorką pomysłu wschodniej granicy Polski, znanego jako "linia Curzona". (Linię tę obmyślił wróg Polski w służbie angielskiej, rzekomy ekspert od spraw polskich, Żyd Berstein-Namierowski, czyli Namier, a usiło­wał wcielić w życie, premier brytyjski Lloyd George, życząc Polsce klęski w wojnie polsko-bol­sze­wickiej). Wiele oznak wskazuje, że polityka brytyjska przeciwna była zwróceniu Polsce zaboru prus­kiego, choć musiała się pogodzić z odzyskaniem przez Polskę przynajmniej niektórych ziem tego zaboru. To polityka brytyjska sprawiła, że Polska nie odzyskała Gdańska - który jako wolne miasto, oficjalnie nie mające nic wspólnego z Rzeszą Niemiecką, faktycznie rządzony był przez biu­ro­krację związaną z tą Rzeszą; nie odzyskała także niektórych skrawków terytorium takich, jak Malbork, Piła, czy Babimost, musiała się zgodzić z zarządzeniem plebiscytu na Warmii i Mazurach, a wreszcie musiała ustąpić przed angielską w istocie decyzją, na żądanie niemieckie, przepro­wa­dze­nia plebiscytu także i na Górnym Śląsku, a potem na nieprzyjazną Polsce interpretacje wyników tego plebiscytu, pod wpływem polityki angielskiej.

Jakie były dążenia brytyjskie, dotyczące Polski, zanim opracowany został (a potem pod­pi­sany) traktat wersalski, świadczą w sposób szczególnie znamienny dwa fakty. Pierwszy, to jest me­mo­randum brytyjskiego Foreign Office (Ministerstwa Spraw Zagranicznych) z dnia 9 grudnia 1918 roku, a więc z okresu już po niemieckiej kapitulacji 1i zawarciu rozejmu (11 listopada 1918 roku), pro­ponujący, by przyłączyć do Polski enklawę, złożoną z Pucka, Wejherowa, Helu i Nowego Portu gdańskiego, ale bez samego miasta Gdańska i właściwego gdańskiego portu, - z tym, że enklawa ta nie będzie terytorialnie z Polską połączona, lecz stanowić będzie oddzielną polityczną wyspę. Drugi - to jest tajny memoriał polityczny podpisany przez powieściopisarza Conrada-Korzeniowskiego, nie przeznaczony do ogłaszania, lecz do pokazywania - (oczywiście działaczom politycznym) "tylko poufnie" (to be shown privately), podsunięty Conradowi po to, by miał cechę wystąpienia polskiego, lecz w istocie pochodzący z inspiracji angielskiej (Conrad pisze o tym tekście, ogłoszo­nym już po wojnie na str. 173-183 w tomie 18-tym swoich "Pism zbiorowych" w przedmowie na str. X-XI, że wystąpienie to zrobione zostało "na życzenie przyjaciela", "at the request of a friend", a więc nie jest dziełem własnej inicjatywy Conrada. Jest w tej przedmowie Conrada jakby ostrożne odcięcie się od poglądów zawartych w memoriale. Z odczytu Aleksandra Janty o Józefie Retingierze, wygłoszonego dnia 17 kwietnia 1971 roku w Londynie, dowiedzieliśmy sie, że memo­riał ten był w istocie napisany przez Retingera, a tylko przez Conrada podpisany. O Retingierze wiadomo jest, że choć Polak, był on w dużym stopniu agentem polityki brytyjskiej, często przez ośrodki polityczne brytyjskie używanym do wysuwania w sposób nieoficjalny postulatów i po­glą­dów polityki brytyjskiej.)[3][3] Data dokładna memoriału Retingera i Conrada nie jest w dziełach Conrada podana, ale z treści wynika, że memoriał pochodzi z końca lipca 1916 roku. W memoriale tym Retinger i Conrad proponują uczynić z Polski "Protektorat angielsko-francuski", z tym, że faktyczną władzę w tej Polsce sprawowałaby Anglia, a Rosja w jakiejś formie musiałaby "jako aliant" w zarządzaniu tą Polską "zająć miejsce na takiej stopie, by rozproszone zostały jej możliwe wątpliwości". Memoriał nie określa, jakie miałyby być granice tej Polski, powiada tylko, że "trzy mocarstwa ustalą granice". Jest jednak widoczne z tekstu, że będą to granice szczupłe, praw­do­po­dobnie obejmujące Królestwo Kongresowe z enklawą nad morzem: "z miastem Gdańskiem (wol­nym portem) i odcinkiem wybrzeża morskiego". Polska ta najwidoczniej nie miałaby być zbyt duża, gdyż jak Retinger i Conrad piszą, istnieć ona będzie, "jako bariera, lub być może lepiej (z uwagi na swoja odosobnioną pozycję) jako posterunek Mocarstw Zachodnich, ulokowany pomiędzy wielką po­tęgą słowiaństwa (...) a zorganizowanym germanizmem". Polska ta rządzona by być musiała przez "Wysokich Komisarzy trzech Mocarstw Protektorów (Protectoring Powers)". Jest jasne, że główną role odgrywać w niej by miał Wysoki Komisarz brytyjski, dwaj pozostali odgrywaliby role mniej więcej dekoracyjną.

To taką Polskę proponował niewątpliwy agent brytyjski Retinger i podsunął do podpisania Conradowi na blisko 4 miesiące po złożeniu przez Dmowskiego - 2 marca 1916 roku - rządowi rosyjskiemu (z odpisem złożonym innym rządom alianckim) innego memoriału, stwierdzającego, że Polska domaga się pełnej niepodległości w granicach, obejmujących wszystkie trzy zabory i z peł­nym dostępem do morza. To taka była polityka brytyjska wobec Polski latem 1916 roku. Nie inna była już po zawarciu rozejmu z Niemcami w 1918 roku, jak świadczy memorandum brytyjskie z 9 grudnia 1918 roku. Koncepcja rozwiązania sprawy polskiej jest w obu dokumentach identyczna: mały twór polityczny, bez terytorialnego dostępu do morza, ale z nadmorską enklawą na kaszub­skim wybrzeżu. Był to najwidoczniej trwały program brytyjski w sprawie polskiej, zapewne jakoś nieoficjalnie uzgodniony z jakimiś ośrodkami polityki niemieckiej, bo niemal identyczny choć tro­chę dla Polski hojniejszy, co w tym samym czasie instrukcje rządowe niemieckie dla posła nie­miec­kiego Kesslera: "to właśnie, w myśl instrukcji mego rządu, zaproponować, lub zaakceptować. Pra­wo tranzytu drogą lądową, połączone z linią kolejową, zneutralizowaną i zagwarantowaną przez umo­wę międzynarodową, oraz port nad Bałtykiem, w pobliżu Gdańska, pod suwerennością Polski".[4][4]

To taka była w latach 1916 - 1918 polityka brytyjska wobec Polski. Zapewne nie inna była ta polityka wiosną 1926 roku, a więc w niecałe 8 lat później. Wielka Brytania podpisała w 1919 roku traktat wersalski, w swoich klauzulach polskich wywalczony przez Dmowskiego przy pomocy francuskiej i amerykańskiej, ale trudno wątpić - i liczne dowody i okoliczności to potwierdzają - że uwa­żała to za uchwałę tymczasową i że na dalszą metę dążyła do rewizji tego traktatu. Zapowiedzią ta­kiej rewizji był już układ w Locarno z października 1925 roku, na 7 miesięcy przed przewrotem ma­jowym w Polsce, uznający, że granice w Europie Zachodniej są nienaruszalne, ale granice Polski i Czechosłowacji takie nie są. Układ ten był dziełem polityki brytyjskiej i proniemieckiego skrzydła polityki francuskiej. Podpisał ten układ w imieniu Polski minister Aleksander Skrzyński, były dy­plo­mata austriacki.

Leżało w interesie polityki brytyjskiej, w sytuacji stworzonej przez układ w Locarno, by rządy w Polsce sprawowali ludzie, będący stronnikami Anglii, a przeciwnikami Francji, oraz nieza­leżnej polityki polskiej. Takim człowiekiem był Piłsudski. To nie znaczy, że Anglia dążyła do re­wizji "systemu wersalskiego" w Europie w sposób szybki. Cele polityki brytyjskiej są długofalowe i osiągane powolnym wysiłkiem długich lat. Terytorialne zasady "systemu wersalskiego" zostały oba­lone dopiero układem monachijskim 1938 roku: Istotą tego układu był rozbiór Czechosłowacji i po­zostawienie przy życiu tylko jej bezsilnego szczątka, czeskiego państewka, skazanego na to, że bę­dzie satelitą niemieckim. Istotnym twórcą układu monachijskiego był brytyjski premier Neville Chamberlain. (Niedotrzymanie tego układu przez Hitlera stało się powodem przestawienia się poli­tyki brytyjskiej na przeciwną hitlerowskim Niemcom, a w rezultacie druga wojna światowa. Współ­twór­cą "systemu monachijskiego" był polski minister Beck, wykonawca polityki nieżyjącego już Piłsudskiego, który przez umieszczenie Polski w obozie zwolenników rozbioru Czechosłowacji uniemożliwił Czechom zbrojny opór i opóźnił o jeden rok wybuch drugiej wojny światowej, która wskutek tego wybuchła w sytuacji dla Polski prawie beznadziejnej).

Układ w Locarno stworzył dla Piłsudskiego warunki do pokuszenia się raz jeszcze o władzę, mimo beznadziejności jego dotychczasowych wysiłków zamachowych i niepowodzenia jego wiel­kiej próby w grudniu 1922 roku, oraz jego nikłych prób w 1923 roku i mimo jego bezradności i bra­ku wszelkich prób w 1924-tym i dużej części 1925 roku. Poczynając od zawarcia układu w Locar­no, to znaczy w październiku 1925 roku Piłsudski rozpoczął na nowo - i na wielką skalę - przygoto­wania do zrobienia w Polsce zamachu stanu. Od 27 listopada 1925 roku ministrem spraw wojsko­wych został w Polsce stronnik Piłsudskiego, generał Lucjan Żeligowski, który przez przesunięcia miejsca postoju oddziałów wojskowych przygotował Polskę do zamachu stanu Piłsudskiego i do woj­ny domowej.

Różnica miedzy próbą zamachu stanu w grudniu 1922 roku, a zamachem w maju 1926 była ta, że pierwsze z tych przedsięwzięć zmierzało do objęcia przez Piłsudskiego rządów drogą skom­pli­kowanej, osłoniętej pozorami intrygi politycznej, a drugie było czystym zamachem wojskowym, opartym o przewagę wojskową w rejonie Warszawy i nie szukającym zbytnich uzasadnień. W pier­wszym wypadku Piłsudski występował w roli czynnika rzekomo neutralnego, mającego wkroczyć w roli arbitra pomiędzy skłóconych narodowców i socjalistów, w drugim wystąpił jawnie i pod swoim nazwiskiem jako powstaniec przeciwko istniejącej w Polsce władzy Prezydenta Rzeczy­pos­politej, Rządu i naczelnego dowództwa wojskowego. Podstawą powodzenia zamachu stanu Piłsud­skiego było poparcie brytyjskie.

O tym, że zamach stanu Piłsudskiego był inspirowany przez Wielką Brytanie, mimo, że brak jest dokumentów, które by to stwierdzały w sposób urzędowy, istnieją tak liczne poszlaki, że uznać to trzeba za fakt bezsporny. Niektórzy publicyści i historycy polscy usiłowali obalić rozpow­szech­nione w polskim społeczeństwie mniemanie, że to Anglia spowodowała w Polsce przewrót majowy, stwierdzając - po zbadaniu brytyjskich archiwów dyplomatycznych, - ze dyplomacja brytyjska nie przyłożyła do zorganizowania tego przewrotu ręki. Ale jest rzeczą oczywistą, ze przewroty poli­tyczne w obcym państwie z reguły nie są dziełem dyplomacji, której zadaniem jest utrzymywanie poprawnych stosunków z istniejącym, obcym rządem, - natomiast bywają dziełem - lub przy­naj­mniej wynikiem częściowym, - intryg o wiele staranniej ukrytych i osłoniętych, prowadzonych przez wywiad wojskowy, przez koła finansowe i przez kontakty towarzyskie, masońskie i pry­watne.

Istnieje mnóstwo poszlak, wskazujących na to, że zamach majowy był dziełem inicjatywy brytyjskiej. Poszlaki te są pośrednie i na pozór niepewne, bo zamachowcy i stojący za nimi wpływ obcego mocarstwa byli na tyle ostrożni, by śladów za sobą, a w szczególności dokumentów pisa­nych nie zostawiać. Ale są dostateczne, by uznać, że sprawa jest udowodniona. Ograniczę się tu do przytoczenia dwóch tylko z tych poszlak.

Kajetan Morawski, który był przez czas krótki tymczasowym ministrem spraw zagra­nicz­nych w rządzie narodowo-ludowcowym w 1926 roku, oraz wiceministrem skarbu w latach 1936-1939 w rządach sanacyjnych, a potem w latach 1944-1945 ambasadorem polskiego rządu londyń­skiego w Paryżu, ogłosił w 1957 roku w polskim czasopiśmie w Londynie[5][5] informacje, że w erze wypadków majowych 1926 roku otrzymał poufny odpis "depeszy okólnej, wystosowanej (...) przez Foreign Office", która wpadła w ręce pewnego polskiego dyplomaty na Bliskim Wschodzie a za­wia­damiała, na krótko przed przewrotem majowym, że rząd Witosa "zostanie siłą usunięty i (...) że taki obrót rzeczy odpowiada interesom brytyjskim". Kilku polskich historyków wypowiedziało w spo­sób stanowczy opinie, że p. Morawski się myli, gdyż takiego okólnika w archiwach brytyjskich nie ma, oraz że w ciągu 31 lat, jakie oddzieliły datę wypadków majowych 1926 roku od daty pierwszego ogłoszenia przez p. Morawskiego wiadomości o brytyjskim okólniku (1957) p. Moraw­ski nie może sprawy tego okólnika dokładnie pamiętać.[6][6] Trzeba te bagatelizujące opinie odrzucić jako bezzasadne. To, że jakiegoś dokumentu nie znaleziono w archiwum, nie jest dowodem, że ta­kiego dokumentu nie ma. A Kajetan Morawski, były minister i ambasador, jest źródłem informacji zbyt poważnym, by można mu nie wierzyć, albo przypuszczać, że ważnej informacji politycznej nie pamięta w ciągu około 30 lat ją jeśli nie zapomniał, to i przekręcił. Relacja Morawskiego o tym bry­tyjskim okólniku jest nie budzącym wątpliwości dowodem, że rząd brytyjski wiedział z góry o pla­no­wanym zamachu stanu Piłsudskiego i temu zamachowi sprzyjał.

Druga relacja, którą chce tu przytoczyć, to jest zwierzenie dawnemu legioniście, ale nie piłsudczykowi, lecz narodowcowi, pułkownikowi Aleksandrowi Kędziorowi uczynione w Londynie już po drugiej wojnie światowej, przez jego kolegę pułkownika Miszewskiego, też legionisty, ale piłsudczyka i uczestnika zamachu majowego. Pułkownik Miszewski w przystępie szczerości, spo­wo­dowanej zarówno klęską polską w drugiej wojnie światowej jak i tym, że był on stronnikiem zmar­łego śmiercią samobójczą pułkownika Sławka i stał w przededniu wojny w opozycji do mar­szał­ka Rydza-Śmigłego i prezydenta Mościckiego, opowiedział pułkownikowi Kędziorowi szereg tajemnic, dotyczących zamachu majowego. Opowiedział miedzy innymi, że zamach ten, nazywany przez niego "błędem", dokonany był "z poduszczenia angielskiego" i przez Anglików sfinanso­wa­ny. Anglicy postawili "dużą subwencje pieniężną" do dyspozycji Piłsudskiego na "zorganizowanie przewrotu majowego" na koncie w banku Szereszewskiego, żydowskiego przemysłowca, fabry­kan­ta zapałek, właściciela tartaków i kupca drzewnego, a zdaje się że i fabrykanta papierosów, mają­cego też i własny bank. Konto umieszczone zostało w banku Szereszewskiego, a nie w żadnym in­nym banku, dlatego, że "był to jedyny w Polsce bank bez żadnych powiązań rządowych, a więc da­ją­cy gwarancję zachowania tajemnicy". Pułkownik Kędzior dnia 9 lutego 1968 roku opowiedział mi to, co dowiedział się od pułkownika Miszewskiego. Następnego dnia spisałem relację pułkownika Kędziora do moich zbiorów. Dopiero w około roku później poprosiłem pułkownika Kędziora, by swoją spisaną przeze mnie relacje potwierdził na piśmie, co pułkownik Kędzior uczynił, zaopatrując swoje potwierdzenie podpisem dnia 31 marca 1969 roku i dodając na piśmie kilka szczegółów dodatkowych.

Niezależnie od powyższego, pułkownik Kędzior ogłosił w dzienniku "Narodowiec" w Lens we Francji dnia 18 stycznia 1959 roku, a więc o 9 lat wcześniej niż opowiedział sprawę w roz­mowie między innymi i ze mną, te same informacje, co wyżej podane, ale nie podpisał swego artykułu nazwiskiem, lecz tylko inicjałami A.K.K. W artykule tym podał szczegół, którego nie wymienił w rozmowie ustnej, mianowicie, że postawiona w banku Szereszewskiego do dyspozycji Piłsudskiego suma wynosiła 3 miliony, 800 tysięcy złotych. Być może w 9 lat później już tej liczby nie pamiętał.[7][7]

Nie przeczę, że relacja pułkownika Kędziora, będąca ustnym powtórzeniem, po latach, także ustnej relacji pułkownika Miszewskigo jest relacją nieformalną. Normalnie, w ustalaniu faktów historycznych poszukuje się dowodów ściślejszych. W innych czasach i warunkach należałoby zbadać papiery banku Szereszewskiego, a może przepytać i dawnych pracowników tego banku. Ale to jest w dzisiejszych warunkach niemożliwe. Tak więc dylemat przed którym dziś stoimy polega na odpowiedzeniu sobie na pytanie, czy informacja, którą otrzymaliśmy drogą ustną Miszewski-Kedzior jest prawdziwa, czy fałszywa. Jest niewątpliwe, że nie mogąc przeprowadzić uzupeł­nia­ją­cych badań musimy przyjąć jako hipotezę jedną z dwóch możliwości: że informacja jest prawdą, lub kłamstwem. Wybierając między tymi dwiema możliwościami, w sposób nieunikniony przyjąć musimy możliwość pierwszą, a odrzucie drugą. Pułkownik Kędzior (zarówno on jak pułkownik Miszewski już nie żyją) jest informatorem skrupulatnym i wiarogodnym, a ma on do pułkownika Miszewskiego, jako informatora zaufanie. Skoro nie mamy dowodu, czy choćby poszlaki, że bądź pułkownik Kędzior, bądź pułkownik Miszewski kłamią, musimy przyjąć, że mówią oni prawdę.

Tak więc, wedle wiarogodnego źródła mamy ustną informacje, że Piłsudski był poparty w swych zamierzeniach zamachowych przez Wielką Brytanie i otrzymał na przeprowadzenie za­ma­chu dużą brytyjską subwencje. To znaczy, że zamach był w znacznym stopniu przez wpływ angiel­ski sfinansowany.

Przejdźmy teraz do przypomnienia sobie przebiegu zamachu.

Przewrót został przygotowany już od jesieni 1925 roku przez generała Lucjana Żeligow­skie­go, który był wówczas ministrem spraw wojskowych, przez przesunięcia oddziałów i nominacje, lub odwołania dowódców wojskowych. Około 11 maja 1926 roku gen. Żeligowski skoncentrował w rejonie Rembertowa, dalekiego przedmieścia Warszawy na północ od Pragi, na prawym brzegu Wisły, pod pozorem ćwiczeń wojskowych, kilka pułków i batalionów, dowodzonych przez ofice­rów, należących do piłsudczykowskiego spisku, przy czym całością tej grupy dowodził Piłsudski. (10 maja powstał nowy rząd, w którym generał Żeligowski już nie zasiadał. Ale wydane przez niego poprzednio rozkazy pozostały nadal w mocy. Na czele spisku zamachowego, obok samego Piłsudskiego i obok generała Żeligowskiego stali generał Orlicz-Dreszer, oraz pułkownicy Sławek, Prystor, Miedziński i Józef Beck).

Dnia 12 maja o świcie zgromadzona w Rembertowie grupa pomaszerowała z Piłsudskim na czele, na Warszawę, przy czym rozpowszechnione zostało przez Piłsudskiego fałszywe oskarżenie, że zrobiono na niego w Sulejówku nieudany zamach i że marsz owych pułków z Rembertowa jest odpowiedzią na ten zamach. Pułki te zamierzały przekroczyć Wisłę i wkroczyć do warszawskiego śródmieścia przez most Poniatowskiego i obaliwszy oparty o większość sejmu nowy rząd, objąć w sto­licy władze. Piłsudski skomunikował się z prezydentem Rzeczypospolitej Wojciechowskim, dotychczasowym swoim stronnikiem i zażądał od niego przekazania mu pełni władzy. Prezydent Wojciechowski spotkał się z Piłsudskim osobiście na obsadzonym, na rozkaz rządu, przez Szkołę Podchorążych moście Poniatowskiego i w słynnej rozmowie bezpośredniej odrzucił żądanie Piłsud­skiego. Świadkowie spotkania słyszeli strzępy tej rozmowy. Piłsudski powiedział: "Panie prezy­den­cie, niech mnie pan puści. Nic panu nie będzie" Wojciechowski odpowiedział: "To nie o mnie cho­dzi, tylko o Polskę". Poczem zwrócił się do podchorążych, wzywając ich do spełnienia swego obowiązku i odjechał. Piłsudski w chwilę później spytał obsadzających most podchorążych: "Bę­dzie­cie strzelali chłopcy?" a podchorążowie odpowiedzieli: "Mamy rozkaz pana prezydenta". Wte­dy i Piłsudski odjechał, w odwrotnym od Prezydenta kierunku. Wkrótce potem przejechał do cen­trum miasta przez most Kierbedzia i stanął na Placu Zamkowym. Zaczęła się wojna domowa. Pierwszymi jej ofiarami na Placu Zamkowym, byli rotmistrz Szymański, oraz bratanek redaktora "Kuriera Warszawskiego" porucznik Olchowicz. Zastrzelili ich "Strzelcy".

Na Placu Zamkowym, oprócz zbuntowanego wojska skupiły się bojówki cywilne, złożone ze "Strzelców" i z oddziałów bojowych P.P.S. Do spisku, oprócz grupy spiskowców wojskowych należało, kilku sprzymierzonych z Piłsudskim polityków socjalistycznych, oraz wybitny, młody komunista Gomółka, znany później (pod nieco zmienionym nazwiskiem Gomułka), jako polityk Polski powojennej, czołowy uczestnik rządów komunistycznych w Polskiej Rzeczypospolitej Ludo­wej. Spiskowcy cywilni, oprócz wystąpienia grup bojowych i rewolucyjnego tłumu, sprawili, że część kolejarzy ogłosiła strajk kolejowy, w którego wyniku opóźniony został przyjazd do War­szawy oddziałów wojskowych spieszących na pomoc Prezydentowi Rzeczypospolitej i rządowi, a natomiast ułatwiony został przyjazd dodatkowych oddziałów, których dowódcy należeli do spisku i które prowadzone były do walki po stronie buntu Piłsudskiego.

Tylko część Warszawy, wokół Belwederu, gdzie rezydowali Prezydent i rząd, oraz wokół lot­niska znalazły się w ręku wojsk, wiernych Prezydentowi Rzeczypospolitej i prawowitemu rzą­dowi. Około godziny drugiej w nocy nadeszły w rejon Belwederu wezwane telefonicznie posiłki w postaci 10 pułku piechoty z Łowicza. Pozbierały się i inne, mniejsze oddziały, oraz trochę ochotników cywilnych, głównie studentów. Grupa wojsk, broniących Prezydenta Rzeczypospolitej i rzą­du oraz konstytucji i prawowitego porządku prawnego, a także i woli większości polskiego narodu, znalazła się otoczona przez grupę wojsk zbuntowanych, której towarzyszyły rewolucyjne oddziały cywilnych piłsudczyków, socjalistów i komunistów. Wojna domowa, raz rozpoczęta, trwa­ła potem trzy dni, do nocy miedzy 14 i 15 maja. Poległo w tej wojnie, po obu stronach i razem z niewielką liczbą przypadkowych zabitych spośród ludności cywilnej, 379 ludzi, a odniosło rany 920. (To są liczby ogłoszone urzędowo. Wedle nieoficjalnych danych, zgromadzonych przez his­to­ryka-piłsudczyka Pobóg-Malinowskiego, liczba zabitych sięgnęła 400-tu, a rannych 1000-ca).

Ten rozlew krwi bratniej i to nagłe krwawe skłócenie w narodzie są bezsporną winą Piłsud­skiego. Tym rozlewem krwi Piłsudski doszedł w Polsce do dyktatorskiej władzy. Nie sposób jednak znaleźć żadnego powodu, któryby zamach Piłsudskiego usprawiedliwił. Oczywiście polska krótka wojna domowa była wyrazem woli polityki brytyjskiej. Ale to nie jest żadnym usprawiedliwieniem dokonanego zamachu stanu. Zamach ten miał wyłączną przyczynę w tym, że Piłsudski chciał wła­dzy. I chciał odsunąć od władzy prawowite przedstawicielstwo polskiego narodu, pochodzące z wy­borów powszechnych i wyrażające jego uczucia patriotyczne i jego dążenia. A udało się Piłsud­skie­mu pociągnąć za sobą sporą grupę wojska, gdyż dowódcami tej grupy pomianowani zostali w os­tat­nim półroczu członkowie spisku, fanatycznie wierzący Piłsudskiemu i bardziej troszczący się o za­pew­nienie powodzenia swej klice, niż o dobro Polski. A żołnierze dali się poprowadzić do walki swoim należącym do spisku dowódcom, gdyż powodowali się chwalebnym duchem wojskowej dyscypliny. Za zbuntowanymi oddziałami poszły także bojówki partyjne socjalistyczne i komunis­tyczne, oraz podburzony przez nie tłum rewolucyjnego odłamu robotników.

Większa część polskiego, regularnego wojska była oczywiście gotowa do stłumienia rebelii. Pomimo strajku kolejowego i pomimo zamieszania wśród wyższych dowódców, spowodowanego przez spiski, liczne oddziały wojskowe przyjechały pod Warszawę, by spisek stłumić. Najsilniej­szym zgrupowaniem wojsk, przybyłych z odsieczą Prezydentowi Rzeczypospolitej i rządowi było zgrupowanie w Ożarowie, tuż pod Warszawą, pod dowództwem generała Ładosia, złożone z wojsk, przybyłych z Poznańskiego i częściowo z Pomorza, złożone jak pisze generał Rzepecki z 8 pułków pie­choty, 2 pułków kawalerii i 2 pułków artylerii, a jednomyślne w uczuciach wierności do prawo­witego rządu i w pragnieniu unicestwienia rebelii, godzącej w porządek prawny odrodzonej Polski.

Narazie walki w Warszawie przyniosły doraźne powodzenie rebeliantom. Okazało się nie­moż­liwym dalsze bronienie się w rejonie Belwederu. Prezydent i rząd opuścili Belweder i piechotą przemaszerowali do pobliskiego Wilanowa, który na kilka godzin stał się stolicą Polski. Dotarły do nich wiadomości o niepokojących poruszeniach wojsk w państwach ościennych. Zanosiło się na to - przynajmniej tak w Wilanowie przypuszczano, - że wojska sowieckie i niemieckie wkroczą do ob­ję­tej wojną domową Polski. 14 maja wieczorem odbyła się w pałacu wilanowskim narada Prezy­denta Rzeczypospolitej, rządu i dowództwa wojskowego. Oceniono na tej naradzie położenie poli­tyczne i wojskowe Polski. Wydawało się mniej więcej pewnym, że na dalszą metę władze prawo­wite odniosą zwycięstwo i że bunt Piłsudskiego zostanie dość szybko stłumiony. Liczono się jednak z możliwością, że przewidywania te mogą się, jak się to na wojnie czasem zdarza, nie spełnić i że wojna domowa, zamiast zakończyć się całkowitym zwycięstwem prawowitych władz w ciągu kilku dni, może się zaciągnąć na okres dłuższy. Co wtedy?

Mocarstwa wrogie Polsce mogą skorzystać z tego, by pokusić się o położenie kresu trwającej dopiero niecałe 8 łat polskiej niepodległości. Zwycięstwo wywrotowej kliki Piłsudskiego jest perspektywą bardzo dla Polski groźną, ale perspektywą jeszcze groźniejszą jest wkroczenie do całkowicie w owej chwili nie przystosowanej Polski wojsk niemieckich i sowieckich i skorzystanie z osłabienia Polski wojną domową dla dokonania rozbioru. Było prawdopodobne, że nikt nie przyj­dzie w owej chwili z pomocą Polsce, która okazała taką polityczną nieroztropność i słabość, i że Polska tak do zewnętrznej wojny w warunkach wojny domowej nie zdolna, zostanie w krótkim cza­sie pobita i podbita. Prezydent Wojciechowski wziął na siebie trudną, tragiczną decyzję: lepiej, by obalona została konstytucja i konstytucyjny ład, oraz by zagarnął w Polsce władze uzurpatorski, wywrotowy spisek, niż by Polska uległa ponownemu rozbiorowi. Przed północą z 14 na 15 maja zdecydował się zaprzestać dalszej walki i zrezygnować ze swego urzędu. Wraz z dymisją prezy­denta upadł i powołany przez niego rząd.

Piłsudski stał się w Polsce dyktatorem. Dyktatura jego i jego stronników ustanowiona zos­tała w Polsce na 13 lat. Te 13 lat - to było powolne, ale wyraźne staczanie się ku nowemu roz­bio­rowi. Początkiem drogi ku rozbiorowi była doraźna klęska wiernych przysiędze żołnierskiej - wier­nych Polsce - wojsk polskich w dniach 12, 13 i 14 maja i kapitulacja prawowitego polskiego Prezy­denta i rządu w noc z 14-go na 15-ty maja 1926 roku, zanim zdołano siłę zbrojną Polski w pełni uruchomić.

Owe 13 lat dyktatury Piłsudskiego i piłsudczyków zakończyły się we wrześniu 1939 roku nowym całkowitym rozbiorem Polski i wkroczeniem wojsk niemieckich do Warszawy, Krakowa, Poznania i Gdyni, oraz wojsk sowieckich do Lwowa, Brześcia i Wilna. Na szczęście ogólna sytuacja polityczna nie była tak pomyślna dla Niemiec i Rosji, jak się to wydawało na pozór. Nowy rozbiór Polski nie stał się faktem, uznanym przez społeczność międzynarodową. Państwo polskie przetrwało formalnie, mając w Paryżu, potem w Londynie swe władze naczelne, a więc Prezydenta i Rząd i mając pod swoją władzą liczne wojsko, marynarkę i lotnictwo i odrodziło się pod innymi władzami, okrojone na wschodzie, ale rozszerzone na zachodzie, w roku 1945-tym.

----------------------------------------


[1][1] Kto chce poznać dzieje Piłsudskiego dokładniej winien zapoznać się z książkami obszerniejszymi o charakterze źródłowym i o naukowej dokumentacji. Także i z moimi. Wymieniłbym z tych ostatnich rozdziały tyczące Piłsudskiego w książce „Tragizm losów Polski”, Pelplin 1936. „Rola dziejowe Dmowskiego”, Chicago tom I 1968. „Józef Piłsudski l914-1917”, Londyn tom I 1979, tom II 1982. „Rozważania o bitwie warszawskiej 1920 roku”, Londyn 1984. „Kulisy powstania styczniowego”, Kurytyba 1965. I liczne mniejsze rozprawy, zwłaszcza w „Komunikatach Towarzystwa im. Romana Dmowskiego”, Londyn, tom I 1970/71, tom II 1979/80.

[2][2] Historyk Ligi Narodowej, Kozicki, podał spis nazwisk robotników — narodowców w łodzi, którzy zostali zastrzeleni przez socjalistów w czasie od września 1905 do kwietnia 1907 roku. Są to: Jan Besinger, Hipolit Majer (z fabryki Gayera), Jen Glonek, Jan Gay, Jan Kurek, M. Olszewski, Tomasz Józefiak, Józefa Budzińska, St. Mucha, Kolembiak, Łuczek, Mikołajczyk, Antoni Zaleszczyk, Legard Świerczyński, Kurowski, Śniady (w Pabianicach), Grocholski, Owsinek, Michalak.

[3][3] O memorandum Foreign Office z 9 grudnia 1918 roku pisałem w rozdziale "Plany niemieckie wobec Polski w chwili niemieckiej klęski", będącym częścią większej rozprawy w "Komunikatach Towarzystwa imienia R. Dwom­skiego. tom I na str. 150 i w artykule "Plany Piłsudskiego w 1914 roku" tamże, tom I str. 60. 0 memoriale Retingera, pod­pisanym przez Conrada-Korzeniowskiego, w artykule "Nowe wiadomości o Retingerze", tamże, tom I, str. 640‑643. W artykułach tych nie tylko podałem informacje o obu wystąpieniach w istocie polityki brytyjskiej, ale dałem inter­pre­tacje ich znaczenia.

[4][4] Kessler "Germany end Europe", New Haven 1923. Yale University Press, str. 33. Jak widzimy, instrukcje rządu nie­miec­kiego dla Kesslera nie przewidywały oddania Polsce Pucka i Wejherowa, a więc przyszłej Gdyni, co przewidy­wało memorandum brytyjskie.

[5][5] "Wiadomości", luty 1957, powtórzone w księżkach "Tamten brzeg" (Paryż 1962) i "Wczoraj" (Londyn 1967).

[6][6] Omówiłem sprawę tego okólnika obszerniej w mej pracy "Piłsudski i Anglia", "Komunikaty Tow. im. R. D." - tom I. Londyn 1970/1971, na str. 494-497.

[7][7] Dane powyższe ogłosiłem w artykule "Piłsudski i Anglia" w "Komunikatach Tow. im. Romana Dmowskiego" w to­mie pierwszym 1970/1971, na str. 502-503.

 

Za:  http://www.wicipolskie.org/index.php?option=com_content&task=view&id=10958&Itemid=138438434266

 

Nadesłał: Adam