Drukuj
Kategoria: Warto przeczytać
Odsłony: 2916

Ocena użytkowników: 3 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Po dwudziestu latach III RP wiemy na pewno, że sama niepodległość nie wystarcza. Dojrzały naród potrzebuje „taktyki wielkich idei”, potrzebuje wielkiego celu. Polski na bezideowość nie stać

Za nami 25. rocznica wydarzenia, które z wolnością nie miało wiele wspólnego. W zeszłym roku mieliśmy za to 150. rocznicę powstania styczniowego, a więc wydarzenia, które miało tylko jeden sens: walkę o wolność. Jak wiadomo, polskie państwo nie uczciło tej daty należycie, jakby się jej wstydziło. Wzgardziliśmy powstaniem styczniowym, lecz nie pozostało ono bezpańskie. Litewski biznesmen ufundował na Białorusi pomnik upamiętniający ten zryw. Dzieje pozostawiamy odłogiem; zbierają je nasi sąsiedzi – na Białorusi mocnym elementem budowy tożsamości staje się Wielkie Księstwo Litewskie. Tego procesu nie da się już zatrzymać. Można nim jednak – w jakiejś mierze – pokierować i próbować przewodzić.

Potrzeba celu

Po dwudziestu latach III RP wiemy na pewno, że sama niepodległość nie wystarcza. Dojrzały naród potrzebuje „taktyki wielkich idei”, potrzebuje wielkiego celu. Polski na bezideowość nie stać. Geopolityka i nawracający walec dziejów każą Polsce myśleć. Ukraina przypomina, że Polsce się spieszy.

Ogólnie rzecz biorąc, narody możemy podzielić na jednorodne, składające się z jednego ludu i tzw. wielkie narody. Te ostatnie wyłaniają się ze stopu różnych ludów przenikających się warstw etnicznych i kultur formujących w końcu jeden kształt. „Wielki naród jest zawsze w trakcie przyswajania i rozszerzania się. Skoro te procesy zanikną, gdy ustabilizuje się jego ludność, wielki naród traci swą aktywność i obumiera” – pisze Adam Doboszyński.


Autor ten pochodził z ziemiańskiej rodziny, był działaczem Obozu Wielkiej Polski. Po rozwiązaniu OWP nie przystał już do żadnej organizacji; w 1936 r. prowadzi słynną „wyprawę myślenicką”. Jako ochotnik bił się z Niemcami w 1939 r., potem przedostał się do Francji i później do Anglii, w której osiadł. Tam powstała koncepcja wielkiego narodu.

Tylko z narodowych mieszanin, twierdził Doboszyński, powstają dziejowe wielkości, podmioty zdolne odgrywać w historii doniosłą rolę. Po powrocie do Polski Doboszyńskiego torturuje sam Różański; na pokazowym procesie zapada wyrok – kara śmierci. Do dziś nie odnaleziono jego szczątków. Komuniści chcieli, by popadł w zapomnienie. Czas wydobyć z niepamięci chociaż jego myśl.

Od Francji do Jugosławii

Klasycznym przykładem wielkiego nowożytnego narodu jest Francja. Swoją nazwę wzięła ona od jednej ze swoich etnicznych cząstek. Lecz we francuskiej retorcie mieszały się przeróżne szczepy: mamy tu i Basków wraz z Katalończykami, i wpływy włoskie z Nicei, Sabaudii czy Korsyki, lecz także pierwiastek niemiecki – Alzację. Podobnie Niemcy stanowią wielki naród. Nie jest to monolit, jak wiadomo, ale twór scalenia różnorodnych materii: widzimy tu wielkie zróżnicowanie temperamentów i dialektów, mamy i Fryzów, i Bawarczyków, i Prusaków.

Dwie kolejne próby stworzenia wielkiego narodu to dwie nauczki dla Polaków. Próba stopienia w jedno Czechów i Słowaków, twierdzi Doboszyński, była od początku poroniona. Ich zjednoczenie – i równoczesna separacja od Słowian Zachodnich – zaowocuje w sumie zbyt małą jednostką narodową, aby koszty, jakie należy ponieść w związku ze scaleniem się w wielki naród, były opłacalne.

Jugosławia z kolei musiała się rozpaść, bo rozrywały ją dwie siły: pruski i rosyjski srebrnik. Różnice cywilizacyjne, wynikające z różnic wyznaniowych i wpływów kolejnych okupacji (tureckiej i węgierskiej), były podsycane i wzmagane przez potęgi, dla których wielki naród w tym miejscu Europy byłby przeszkodą (ostatnia wojna na Bałkanach i związana z nią działalność wywiadu niemieckiego jeszcze bardziej w tym utwierdzają).

Stąd płyną dwie lekcje dla Polaków. Potrzeba wielkości – to raz. Dwa – nasze położenie geopolityczne naraża nas na działanie sił, którym ta wielkość przeszkadza. Stąd rosyjska propaganda o tym, jakoby w Kijowie rządził Prawy Sektor (której niemieckie media chętnie przyklaskują). Stąd paraagenturalne niemieckie działania na Litwie, których ukoronowaniem była niemiecka Nagroda Karola Wielkiego dla podejmującej antypolskie działania Grybauskaitė. Wyróżnienie, przypomnijmy, przyznawane tym, którzy przyczyniają się wybitnie do „pokoju i jedności w Europie”.

Dwa nacjonalizmy

Nacjonalizm może być bowiem ruchem zbierania, łączenia i tworzenia całości. Może być też kawałkowaniem i wykrajaniem z całości tworów bezpodstawnych, niezdolnych do samodzielnego przetrwania. Ta druga, niższa płaszczyzna nacjonalizmu jest bronią stosowaną przez naszych sąsiadów – Niemcy i Rosję – wobec Słowian Zachodnich. W polu intelektualnym przybiera ona postać tego, co Doboszyński nazywa „nacjonalistycznym doktrynerstwem”. Ów pogląd upiera się, że każdej grupie etnicznej, nieważne jak małej i nieznacznej, przysługuje prawo do samodzielnego bytu państwowego.

Dlatego Ślązacy mają otrzymać autonomię – wesprze ich w tym tłum pożytecznych idiotów – byleby osłabić Polskę. Mniejszościom nie powinny przysługiwać jednak przywileje narodowe, twierdzi Doboszyński, lecz prawa humanitarne: nie powinno się ich ani tępić, ani prześladować, za to powinny one mieć prawo do zachowania odrębności, o ile nie zagraża ona jedności państwa.

Autor „Teorii narodu” zaleca raczej, abyśmy nacjonalistyczne doktrynerstwo wykorzystywali jako broń. Przeciw Niemcom można wygrywać różnice pomiędzy poszczególnymi landami, wzmacniając ich odrębność. Jeszcze mocniej można tym samym sposobem uderzyć w Rosję, którą wchłonęła w siebie wiele grup etnicznych i przez to nie jest tak jednorodna jak Niemcy. Tam, na wschodzie, potencjał do wywołania sił odśrodkowych i separatystycznych jest znacznie większy.

    „Oprzyjmy się chęci grania na prymitywnym nacjonalizmie tłumów polskich, któremu zawsze oddźwięczy echem nacjonalizm tłumów ościennych”

Wielkim celem Polaków ma być nowa unia. Federacja Słowian: Ukraińców, Białorusinów, Czechów, Słowaków oraz Bałtów: Litwinów, Łotyszy, Estończyków. To naturalny ciąg naszych dziejów, które już raz wyłoniły podobny kształt: Rzeczpospolitą Jagiellońską. Nie była ona „współżyciem narodów pod jednym dachem, to był proces powstawania wielkiego narodu. Proces bardzo daleko posunięty w chwili rozbioru Rzeczypospolitej”. Nie był to też zbiór narodów połączonych lojalnością wobec jednej głowy państwa, zachowujących swoje odmienne i odrębne języki i zwyczaje, zespolony po to tylko, by zapewnić sobie obronę i bezpieczeństwo.

A przecież dzisiejsza Unia Europejska nie zapewnia nawet bezpieczeństwa. Nigdy nie wytworzy jednego, wielkiego narodu, z prostego powodu: jest tworem czysto biurokratycznym, a więzi między narodami ograniczają się do posłuszeństwa wobec niektórych instytucji i umów handlowych. To sztuczna wspólnota, w której związki są spreparowane.

W rzeczywistości bowiem dwa czynniki spajają narody: pragnienie połączenia się i pokrewieństwo. Chęć można wytworzyć, lecz sploty zadzierzgane między narodami, między regionami, między ich mowami, literaturą, kulturą, węzły zaciskające się na ich dziejach, by ustanowić jedność, to praca wieków. Ukrainie – czy raczej Rusi południowej – „powodziło się – czasem świetnie, czasem jako tako – tylko w oparciu o Rzeczpospolitą. Krótki okres własnej państwowości, urozmaicony walkami z Połowcami, Chazarami, Jadźwingami itd., skończył się na pożodze najazdów tatarskich. Ruś rozkwita ponownie z chwilą oparcia się na Rzeczypospolitej. Epoka chmielnicczyzny – tak przecież krótka – sprowadza potworną ruinę. Po rozbiorze Polski prowadzi Moskwa Ukrainę do katastrofy bolszewizmu”.

Oduczmy się pazerności


Stąd lekcja dla Ukraińców: że wszelka nienawiść wobec Polaków obraca się przeciw nim samym. Doboszyński mówi, że pomimo działań zaborców wzniecających wzajemne antypatie pozostałości wielkiego narodu, jaki tworzył się w ramach Rzeczypospolitej, pozostawały widoczne. „Jeśli w sto lat po rozbiorach na Litwie właściwej (kowieńskiej) wspomnienia o Rzeczypospolitej panowały wszechwładnie; jeśli Wileńszczyzna, najwierniejsze z województw kresowych, była na drodze do ostatecznego zlania się z Rzeczpospolitą; […] jeśli na Ukrainie spis bolszewicki z roku 1926 wykazał jeszcze 450 tys. Polaków, w tym kilkanaście tysięcy Polaków mówiących w domu po ukraińsku”, to oznacza, że zjednoczenie wielkonarodowe – zatrzymane i rozbijane przez zaborców – osiągnęło bardzo zaawansowany etap.

Nie da się zbyć tego zjawiska zarzutem o polszczeniu niepolskiej populacji zamieszkującej Rzeczpospolitą. Był to ciąg wymiany i wzajemnego przenikania, przeobrażeń we wspólny i zróżnicowany twór. Wzniesienie się na wyższą płaszczyznę nacjonalizmu, mające na celu narodziny wielkiego narodu, to idea, która powinna nas prowadzić, wierzy Doboszyński. To zadanie ciężkie jak każde wielkie zadanie. Musimy oduczyć się narodowej pazerności, walki o wyłączność: Mickiewicz, Moniuszko, Słowacki czy Kościuszko nie byli tylko Polakami. Byli kimś więcej. Byli synami Rzeczypospolitej i znów muszą stać się wspólnymi bohaterami tych, którzy powinni się w tej Rzeczypospolitej połączyć. Tak właśnie twierdzi autor „Gospodarki narodowej”. Wielki cel to wielka, wspólna kultura i wielka polityka. Tylko razem możemy oprzeć się zagrażającym nam siłom; tylko wielki naród oprze się napaści fizycznej ze strony Wschodu i napaści duchowej ciągnącej z Zachodu.

Naturalnie, wiele ran musi się jednak wygoić. Nie wiadomo, czy dokona się to w tym pokoleniu. Może w przyszłym albo dopiero w następnym, lecz musi się to dokonać, bo w pojedynkę jesteśmy na straconej pozycji. Doboszyński pisze, że ta wspaniała myśl – idea wielkiego narodu – może się wydawać utopią. I pisze to, gdy Polski nie ma na mapie świata. Mówi jednak, że Polacy mają obowiązek wzniesienia się ponad zaszłości, iż to zadanie żąda od nas rozwagi i trzeźwego spojrzenia na inne narody, ponieważ tylko nas w regionie na takie spojrzenie stać. „Oprzyjmy się chęci grania na prymitywnym nacjonalizmie tłumów polskich, któremu zawsze oddźwięczy echem nacjonalizm tłumów ościennych” – pisał mądrze. Należy pchnąć nacjonalizm na wyższy poziom, a u kresu „mit Rzeczypospolitej zapali wyobraźnię i porwie serca na tych bezmiernych przestrzeniach, na których nie ma miejsca dla małości”.

 Krzysztof Tyszka

 

 Za: http://www.nowakonfederacja.pl/wielki-narod-albo-smierc/

  INTERNETOWY TYGODNIK IDEI, NR 29 (41)/2014, 17–23 LIPCA, CENA: 0 ZŁ

 

 Redakcja wsercupolska.org nie zawsze zgadza się z wieloma poglądami i tezami, ale publikujemy teksty, które uważamy za ważne lub ciekawe.