Drukuj
Kategoria: Warto przeczytać
Odsłony: 2925

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 
[Umieszczę parę wyjątków z książki „Czarna Księga masonerii” Guido Grandt, wyd. Wektory, 2010. Związane jest to z faktem, iż np. loża P2 się pięknie odrodziła, tak we Włoszech, jak w Watykanie – no i  za granicami też..

 O czasach i kulisach śmierci jego wielebności Patriarchy Wszechrusi Nikodema w ramionach papieża Jana Pawła I dn. 6 września 1978 roku – z bliską śmiercią papieża dn. 28/29 września w tle – czytajmy doskonałą książkę „Gość Papieża”  Vladimira Volkoff’a , pisarza o dziwo francuskiego.  Tam główną rolę pełni Wielki Mistrz organizacji „Alveole” , „Lalkarz”.

Dopiero teraz, z książki „Czarna Księga masonerii” Guido Grandt’a , dowiaduję się , że „Lalkarz” to pseudonim Wielkiego Mistrza Loży Propaganda due (P2) , Licio Gelli. Obecna sukcesy BrataΔ Silvio Berlusconi wskazują na nową moc Loży P2. Guido Grandt  nie kryje swych poglądów lewicowych, ale w sferze faktów jest poprawny. MD]

[str. 146 i nn. md]


Guido Grandt   

W tamtym okresie [lata 70-te.  md] istniała jeszcze jedna scena, która ogniskowała wyda­rzenia i była ściśle związana z lożą P2 - Watykan. Po śmierci papieża Pawła VI nastał nowy Pontifex Maximus: Jan Paweł I, patriarcha Wenecji, którego świeckie nazwisko brzmiało Albino Luciani. Był człowiekiem, z którego twarzy nie schodził uśmiech. Nie był to jednak uśmiech sztuczny, wyuczony, lecz wyraz jego prawdzi­wej ojcowskiej postawy i troski, dlatego przeszedł do historii jako "uśmiechnięty papież". "Mały uśmiech jest lepszy od wielkiego przemówienia” powiedział kiedyś, dzięki czemu szybko zdobył miłość wiernych, którzy przyjmowali go wprost eufo­rycznie. Konserwatywni duchowni watykańscy raczej za nim nie przepadali, skoro wyrażał choćby takie opinie: "W Watykanie ciężko dostać dwie rzeczy: szczerość i filiżankę dobrej kawy".

"Papa" Luciani szybko dał do zrozumienia, że woli być pasterzem niż papie­żem i nie pochwala pompy. Zrezygnował na przykład z uroczystości koronacyjnej, odprawił tylko mszę inaugurującą pontyfikat, ponieważ: "Nie chodzi o władzę, lecz o służbę". Luciani marzył o ubogim Kościele dla biedaków. "Jego celem było” napisał David A. Yallop, "przywrócenie Kościoła do pierwotnego stanu, do prostoty i szczerości, do ideałów i przykazań Jezusa Chrystusa".

Luciani był odważny i otwarty, kochał biednych, był człowiekiem ludu i z ludu, nie doceniał jednak sił działających w Watykanie, z którymi musiał się zmierzyć. Jednak, jak wyjaśniał, "bez ryzyka nie da się przeprowadzić żadnych reform". Nie do końca chyba uświadamiał sobie, jak wysokie będzie to ryzyko.

We wrześniu 1978 roku Mino Peccorelli, dziennikarz i mason, który popadł w niełaskę loży P2, opublikował na łamach macierzystego "Osservatore Politico" artykuł pod tytułem Wielka Loża Watykanu, zawierający listę stu dwudziestu jeden nazwisk wysokich rangą prałatów, kardynałów i biskupów, członków watykańskiej loży "Ecclesia". Na liście znajdowali się między innymi Paul Marcinkus i Donato de Bonis, szef IOR, a nawet Pasquale Macchi, sekretarz papieża Pawła VI, a także sekretarz stanu kardynał Jean Villot (w loży znany jako Jeanni pod numerem 041/03, przyjęty w Zurychu 6 sierpnia 1966 roku), osobisty sekretarz Jana Pawła I, "minister spraw zagranicznych" kardynał Agostino Casaroli, kardynał Ugo Poletti, wikariusz Rzymu, kardynał Sebastiano Baggio, przewodniczący Kongregacji Bi­skupów i zastępca redaktora naczelnego "Osservatore Romano”, "tuby Watykanu”. Całe osobiste otoczenie Lucianiego składało się z członków loży P2.


Nowa głowa Kościoła uznała zatem, że najwyższy czas zająć się lożą, wyso­kimi urzędnikami i finansami Watykanu. Szybko zorientował się w rozmaitych powiązaniach i wzajemnych zależnościach, postanowił więc działać szybko i dokonać pewnych "zmian personalnych", mając na myśli zwolnienie z piasto­wanych urzędów wszystkich watykańskich członków loży P2. Przykładowo, Jean Villot miał się podać do dymisji, ponadto papież uznał też za konieczne zerwanie wszystkich kontaktów z Roberto Calvim oraz związków z Banco Ambrosiano, za pośrednictwem którego Bank Watykański brał udział w spekulacyjnych i krymi­nalnych operacjach finansowych.

Luciani miał złe doświadczenia z Calvim jeszcze z czasów, gdy był kardynałem. Sytuacja Marcinkusa wyglądała równie nieciekawie, ponieważ miał odejść wraz ze swoimi najbliższymi współpracownikami, Men­ninim i De Stroblem. Marcinkus wiedział, że jego ewentualny następca szybko wpadnie na trop licznych nielegalnych i sprzecznych z prawem "interesów”, co poważnie zaniepokoiło kierownictwo loży P2 - Licio Gellego i Roberto Calviego. Zastanawiano się, co z tym fantem zrobić, kierując się prostą zasadą, że rozpacz­liwa sytuacja wymaga rozpaczliwych rozwiązań. Gdyby nowy papież "nagle" zmarł, wszyscy zainteresowani odetchnęliby z ogromną ulgą. Yallop napisał, że wielki mistrz loży P2 powiedział mu kiedyś, że "problem można opanować, więc zostanie opanowany”. Tak, "problem" został nie tylko opanowany, ale i ostatecznie usunięty z tego świata.

A wszystko stało się "przez przypadek” zrządzeniem niebios, a raczej piekieł: 28 września 1978 roku, gdy papież Jan Paweł I zjadł kolację, wypił kieliszek wina i wypowiedział ostatnie słowa: Buona notte. A domani. Se Dio vuole (Dobranoc. Do jutra. Jeśli Bóg pozwoli). To wówczas ostatni raz widziano go żywego. Rankiem znaleziono go martwego w łóżku! Po trzydziestu trzech dniach władza Lucianiego została przerwana. Przemocą, jak wielu sądzi, ponieważ natychmiast pojawiły się podejrzenia, że papież został otruty.

Brytyjski dziennikarz David S. Yallop wyraził taką oto opinię:

 

Jego zwłoki znaleziono następnego ranka. Konkretne okoliczności związane z tym odkryciem bezapelacyjnie świadczą o tym, że Watykan coś zatuszował. Za­częło się od kłamstwa, z niego zrodziły się kolejne i utworzyły misterną sieć. Kła­mali w drobnych sprawach. Kłamali w ważnych sprawach. A wszystko miało tylko jeden cel: zatuszować fakt, że gdzieś między 21:30 wieczorem 28 września a 4:30 rano 29 września 1978 roku Albino Luciani, papież Jan Paweł I został zamordo­wany.

 

Zdaniem Yallopa, morderstwa dokonali watykańscy członkowie loży P2. Polemizuje z nim John Cornwell, który na zamówienie Watykanu napisał książ­kę A Thief in The Night. Według niego Jan Paweł I zmarł "wskutek niedowładu mięśnia sercowego” ponieważ stał się obiektem żartów ludzi ze swego otoczenia i nie dorósł do dźwigania ciężaru swego urzędu. Ale wiele osób wyrażało i nadal wyraża poważne wątpliwości co do tej tezy.

Przedstawione poniżej fakty dają do myślenia: ciało Jana Pawła I pochowano bez podpisanego przez lekarza aktu zgonu. Nie ustalono czasu zgonu i nie prze­prowadzono żadnych badań, aby go stwierdzić. Zobowiązano także do zachowania milczenia siostrę Vincenzę Taffarel, która o 5:30 rano (o tej porze zwykle wstawał) jak zwykle przyniosła kawę i znalazła martwego papieża. Powiedziała bowiem, że "papa" Luciani w okularach na nosie siedział na łóżku oparty o poduszki z głową przechyloną w prawo, jego twarz była skrzywiona jakby z bólu, miał lekko otwarte usta, tak że widać było zęby i ściskał w dłoni plik dokumentów.

Według oficjalnych informacji Watykanu chodziło o De imitatione Christi (O naśladowaniu Chry­stusa Tomasza z Kempis), ale później zdementowano tę wiadomość. Papież nie trzymał w dłoni pobożnej księgi, lecz sporządzone własnoręcznie notatki. Opinii publicznej podano także inne kłamstwo: pierwszą osobą, która ujrzała martwego papieża, miał być watykański sekretarz stanu, kardynał Jean Villot, który na liście nazwisk dostarczonej Janowi Pawłowi I jeszcze za życia figurował jako mason. "Jeśli Albino Luciani zmarł naturalną śmiercią, nie ma żadnych racjonalnych przesłanek, dlaczego Villot zrobił, co zrobił i wydał takie, a nie inne zarządzenia" - pisze David A. Yallop. "Jego zachowanie wydaje się w pełni zrozumiałe tylko wówczas, gdy założymy, że albo wiedział, albo był uczestnikiem spisku mającego na celu zamordowanie papieża, albo też znalazł w papieskiej sypialni jednoznaczne dowody morderstwa".

Członek mafii Villot, który dzięki śmierci papieża aż do wyboru nowego pełnił funkcję kamerlinga - urzędującego zwierzchnika Kościoła - natychmiast usunął wszystkie osobiste rzeczy zmarłego papieża: okulary, domowe pantofle, lekarstwa. Według późniejszych plotek, Luciani wymiotował przed śmiercią, co miało być dowodem przedawkowania leków. Zniknął także jego testament oraz lista zawierająca propozycje zmian personalnych w Watykanie. Villot wyjaśnił członkom domu papieskiego, że do chwili pojawienia się nowych instrukcji, śmierć papieża musi pozostać tajemnicą.

Nie przeprowadzono autopsji ani żadnych innych badań sądowych. Dr An­tonio da Ros, osobisty lekarz Jana Pawła I jeszcze z Wenecji, który badał go dwa tygodnie wcześniej i stwierdził, że stan zdrowia papieża jest nie tylko dobry, ale wręcz znakomity, nie został nawet dopuszczony w pobliże zwłok. Zamiast tego wezwano watykańskiego lekarza, który nigdy nie badał papieża, co nie przeszka­dzało mu stwierdzić zgonu wskutek nagłego ataku serca. Godzinę zgonu określił w przybliżeniu na 23-cią. Później rozpuszczono wieści o rzekomo słabym zdrowiu papieża. Jedną z osób, które podtrzymywały tę wersję, był ówczesny włoski premier Giulio Andreotti, który w czasie krótkiego pontyfikatu miał okazję się z nim spotkać. Andreotti utrzymywał, że papież bardzo źle wyglądał, pocił się i sprawiał wrażenie "kompletnie wykończonego".

[---] Osoby bliskie papieżowi i doktor da Ros, prywatny lekarz Jana Pawła I, mówili o wysportowanym miłośniku gór­skich wspinaczek, który nie cierpiał na żadne przypadłości zdrowotne. Edoardo, brat "papy" Lucianiego, zeznał do protokołu, że Albino przez całe swoje życie nigdy nie uskarżał się na serce. Domowy lekarz papieża powołał się na tajemnicę lekarską i nie udostępnił dokumentacji medycznej. "Nasuwa się podejrzenie, że diagnoza da Rosa była całkowicie błędna, a patriarcha Wenecji dobrze zrobił, szukając innego lekarza". W ten sposób Knopp i Dehnhardt, którzy chcieli zdyskredytować Yallopa,

stworzyli własną, niedającą się udowodnić spiskową teorię, tym razem o niekom­petentnym lekarzu. I, co ciekawe, sam Villot, mason i sekretarz stanu, powiedziało dniu poprzedzającym śmierć papieża: "Gdy wczoraj wieczorem widziałem sięz Jego Świątobliwością, był w jak najlepszym zdrowiu!". Ale mylił się, jak lapidarnie stwierdzili Knopp i Dehnhardt, przedstawiając trzech "swoich" świadków. Yallop utrzymuje jednak, że w trakcie zbierania materiałów do książki rozmawiał z pewnym watykańskim kardynałem, który opowiedział mu całkiem inną historię: "Powiedział mi (Villot], że to, co się zdarzyło, było tragicznym wypadkiem. Papież przez pomyłkę przedawkował leki. Kamerling (Villot) wyjaśnił, że gdyby przeprowadzono sekcję zwłok, na pewno potwierdziłaby przedawkowanie. Ale nikt by nie uwierzył, że Jego Świątobliwość padł ofiarą własnej nieuwagi. Jedni podejrzewaliby samobójstwo, inni morderstwo. Podjęto zatem decyzję o uniknięciu autopsji". Jeśli to prawda, byłoby przecież jasne, czy papież zmarł z przedawkowania leków, czy wskutek podania mu trucizny. Yallop rozmawiał również z lekarzem specjalistą, który zaordynował pa­pieżowi te lekarstwa. "Przypadkowe przedawkowanie jest praktycznie niemożliwe” powiedział profesor Giovanni Rama.

W każdym razie kilka minut po znalezieniu martwego papieża brat Villot kazał natychmiast wezwać braci Ernesto i Renato Signoracci z najbardziej reno­mowanego zakładu pogrzebowego Rzymu. O piątej rano, czyli jeszcze o świcie, wysłano po nich samochód, aby mogli jak najszybciej zacząć balsamowanie ciała Jana Pawła I. Wszystko odbywało się w watykańskiej kostnicy, za zamkniętymi drzwiami sali Clementina. Balsamowanie miało trwać trzy godziny. Braciom Si­gnoracci nie wolno było pobierać ani krwi, ani tkanki, co wykluczało możliwość stwierdzenia zarówno przedawkowania leków jak i otrucia.

Jako oficjalną przyczynę śmierci podano infarctus myocardii, czyli zawał mięśnia sercowego, ale specjaliści byli zdania, że bez sekcji zwłok nie da się stwier­dzić śmierci wskutek zawału. Watykan kategorycznie odrzucił możliwość autopsji, choć domagali się tego nawet przedstawiciele Kościoła. Powołano się przy tym na prawo kanoniczne, zgodnie z którym "ciała papieża się nie otwiera”. Podobno rodzina też nie życzyła sobie badania zwłok, ponieważ wierzyła w śmierć z przyczyn naturalnych i nie widziała powodu, aby przeprowadzać sekcję. W rezultacie nie sporządzono oficjalnego aktu zgonu, istniał jedynie "nieoficjalny': sporządzony przez Mario Fontanę, dyrektora watykańskiej służby zdrowia.

"Watykan oddycha, plotkuje i kłamie” twierdzi David Yallop, dziennikarz ­detektyw, którego książka o rzekomym zamordowaniu Jana Pawła I ukazała się po raz pierwszy w 1984 roku i została sprzedana w ponad czterdziestu krajach w nakładach przekraczających sześć milionów egzemplarzy. "Watykan kłamał, kto znalazł ciało. Watykan kłamał na temat dokumentów, które trzymał dłoniach martwy papież. Watykan kłamał o stanie zdrowia papieża, kłamał w sprawie niedo­szłej autopsji i nadal kłamie!". Potwierdził to zresztą człowiek bliski loży P2, czyli Giulio Andreotti, mówiąc: "Pierwszy błąd popełnił sekretarz stanu Villot, kiedy powiedział, że papież zmarł, trzymając w ręce książkę O naśladowaniu Chrystusa. Gdy zaczyna się od kłamstwa, robi się coraz trudniej".

W czerwcu 1996 roku wielki mistrz loży P2, Licio Gelli, powiedział, że wie o "spisku mającym na celu otrucie Jana Pawła 1". Według pogłosek, do lekarstwa przyjmowanego przez papieża dodano bezbarwną i bezwonną truciznę, która działa jak trująca naparstnica.

Mimo to Guido Knopp i Sebastian Dehnhardt nie chcieli uwierzyć w mor­derstwo: "To bajka! Oparła się próbie i żyje nadal własnym życiem. Rzeczywistość wyglądała inaczej. Albino Liciani, «uśmiechnięty papież», nie został zamordo­wany. Załamał się pod ciężarem piastowanego urzędu. Zabił go zakrzep, który spowodował niedotlenienie serca i zawał. Taki wniosek wyciągnęli ze swoich badań i poszukiwań, uznając go za fakt. Warto się jednak zastanowić nad choć­by jednym aspektem tej sprawy: podobnie jak inni, nie mieli oni dostępu do dokumentacji medycznej domowego lekarza papieża. Spekulują na temat jego rzekomej niekompetencji, ponieważ nie rozpoznał lub zbyt późno rozpoznał choroby, na które cierpiał Jan Paweł I, "oczyszczając" w ten sposób inne osoby, jak choćby Paula Marcinkusa, wobec którego włoskie władze śledcze sporządziły nakaz aresztowania w związku z zarzutami o "współudział w doprowadzeniu do bankructwa", defraudacji i innych przestępstwach gospodarczych związanych z działalnością Banco Ambrosiano. Knopp i Dehnhardt odnieśli się do tego krótko, zwięźle i z lekceważeniem: "Czy tylko dlatego, że arcybiskup jest współwinnym upadku banku, stał się przestępcą? ". Moim zdaniem nie świadczy to o poważnym dziennikarskim podejściu do sprawy. Ale to jeszcze nie wszystko: autorzy ani razu nie wspomnieli, że główne postacie watykańskiego dramatu, odpowiedzialne za przebieg wydarzeń, na przykład sekretarz stanu kardynał Jean Villot, były również członkami masońskiej loży P2. Zamiast tego uznali, że nikt z zewnątrz nie mógł się dostać na teren Watykanu, aby zamordować papieża. Z tym że nikt o tym nie mówił, ponieważ wrogowie pojawili się przypuszczalnie nie z zewnątrz, lecz byli na miejscu, w Watykanie! Osoby z najbliższego otoczenia papieża, w tym także sekretarz stanu kardynał Villot, mieli stały dostęp po papieskich apartamentów. A jak wiemy z listy Peccorellego, owo najbliższe otoczenie było "obsadzone" przez masonów, którym Jan Paweł I nie był na rękę z przyczyn, o których wspomniałem na początku tego rozdziału.

 

Za: http://dakowski.pl//index.php?option=com_content&task=view&id=15296&Itemid=138438434287