Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 
Niektórzy Czytelnicy i Słuchacze kierują do mnie pretensje, że dzielę państwa na poważne i pozostałe. Po pierwsze – powiadają – wszystkie państwa są poważne, a po drugie – nawet gdyby tak nie było, to nie trzeba o tym głośno mówić, bo takie mówienie tylko odbiera ludziom resztki nadziei.

Ja oczywiście z takimi zarzutami się nie zgadzam. Państwa jak najbardziej można podzielić na poważne i pozostałe, podobnie jak można je podzielić na silne i słabe. Państwo silne, jak wiadomo, to takie, które ma sąsiadów słabszych od siebie. Państwo słabe – odwrotnie; sąsiadów ma silniejszych. Zatem jeszcze raz przypominam, że państwa poważne potrafią zdefiniować własny interes, a kiedy już raz to zrobią, to realizują go bez względu na okoliczności. Państwa pozostałe nie potrafią ani zdefiniować własnego interesu, ani – tym bardziej – go realizować. A oto ilustracja.

Jak wiadomo, jednym z głównych promotorów integracji europejskiej są Niemcy, a najlepszym tego dowodem jest fakt, że od całych dziesięcioleci zabawę w europejską jedność finansują. Wielu ludzi w Polsce myśli, że to z miłości do Portugalczyków, Greków, czy Polaków. Oczywiście nikomu nie można zabronić, żeby w ten sposób myślał, ale bardziej prawdopodobne wydaje się, że Niemcy traktują Unię Europejską jako inwestycję, która przyniesie im korzyści.
Ale trzeba przyznać, że potrafią zadbać o to, by te korzyści przypadły właśnie im, a nie komuś innemu. Właśnie niemiecki Trybunał Konstytucyjny wydał orzeczenie w sprawie zgodności traktatu lizbońskiego z niemiecką konstytucją. Stwierdził, że traktat jest wprawdzie zgodny, ale na razie ratyfikować go nie można, dopóki nie wyjdzie specjalna ustawa potwierdzająca, iż żadne unijne regulacje nie będą mogły na terenie Niemiec wejść w życie bez każdorazowej zgody niemieckiego parlamentu.

Tymczasem, jak pamiętamy, polski parlament tylko zezwolił prezydentowi na ratyfikację traktatu lizbońskiego, ale nie opatrzył swojej zgody warunkiem podobnym do niemieckiego, ani w ogóle – żadnym warunkiem. Na usprawiedliwienie posłów głosujących za tą ustawą trzeba dodać, że nie bardzo mogli jakieś warunki stawiać, bo art. 91 ust. 3 konstytucji przesądza, że unijne regulacje nie tylko mogą być na terenie Polski stosowane bezpośrednio, ale w dodatku mają pierwszeństwo przed ustawami polskimi. Krótko mówiąc – rezygnacja z suwerenności politycznej została przesądzona u nas już 12 lat temu przez tak zwaną „bandę czworga”, która tę konstytucję Polsce nastręczyła. Czy „banda czworga” wykonała zlecone zadanie, czy zrobiła tak z głupoty – dzisiaj nie ma to już znaczenia, bo w polityce nie tyle intencje się liczą, co skutki. A skutki na tym się nie kończą, bo uczestnicząc w lutym w sympozjonie poświęconym uczestnictwu Polski w unii walutowej na własne uszy słyszałem deklarację pani sędzi Jungnikiel, że polskie sądy będą stosowały prawo unijne nawet wtedy, gdy będzie sprzeczne z polska konstytucją.

Można by się zastanawiać, któż to wydał niezawisłym polskim sądom taki rozkaz, ale cóż nam z tego przyjdzie, gdybyśmy się nawet i dowiedzieli? A tymczasem niemieckie sądy będą stosowały wyłącznie prawo zatwierdzone przez niemiecki parlament. I taka jest różnica między państwem poważnym, a państwami pozostałymi.

Felieton  ·  Radio Olsztyn  ·  2009-07-04  

 Stanisław Michalkiewicz
  www.michalkiewicz.pl