Drukuj
Kategoria: Warto przeczytać
Odsłony: 2311
Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Twierdzenie rozprzestrzeniane przez przywódców NATO, że to islamski fanatyzm jest przyczyną „terroryzmu”, jest kłamstwem w służbie ich politycznych interesów.

Krwawe wydarzenia w Paryżu i Brukseli dowodzą, że polityka powstrzymywania wojen nie jest żadnym luksusem, ale pilną koniecznością – kwestią życia i śmierci. Każdy rząd, który wciąż prowadzi agresywne wojny – czyli najbardziej ekstremalny przejaw ekstremizmu – produkuje nam wrogów i naraża na wielkie zagrożenie własne społeczeństwo, które ponoć chce chronić.

Wielu z tych, którzy są „po drugiej stronie naszego celownika” będzie dążyć do zemsty na obywatelach świata, który toleruje i finansuje wojny, po czym kłamie na temat ich ofiar. [1].

Tłumaczenie z The Future of Freedom Foundation, tytuł oryginału: THE OPEN SOCIETY AND ITS WORST ENEMIES. Autor tekst Sheldon Richman, przez 15 lat redaktor The Freeman, wydawanego przez the Foundation for Economic Education in Irvington, New York. Tłumaczenie na polski Krzysztof Woźniak.

Jest bezdyskusyjnym faktem, że policja w mniej lub bardziej otwartych społeczeństwach (ostatnio jakby mniej niż bardziej) nie jest w stanie całkowicie zapobiec atakom w rodzaju tego na „Charlie Hebdo” i na koszerny supermarket Hyper Cacher. Niektórzy, lub nawet wszyscy zabójcy, byli na celowniku władz, prawdopodobnie spędzili jakiś czas w Syrii, Iraku czy Jemenie, w szeregach Al-Kaidy czy IS (Państwa Islamskiego) – organizacji, których albo tam nie było, albo nie istniały zanim G.W. Bush napadł na Irak w 2003 r. i zaczął bombardować muzułmanów w swej „Wojnie z Terrorem”. Obecnie zresztą podróż za granicę nie jest konieczna dla sprawców krwawych zamachów, bo Internet dostarcza kandydatom na morderców informacji potrzebnej do dokonania masakry. Ataki dokonywane przez „Wilków-Samotników” są w praktyce nie do wykrycia przed faktem bez względu na to, jak liczne są bataliony szpiegów i szantażowanych informatorów. czy jak wyrafinowane procedury podsłuchowe [2].

 

Spiski i konspiracje, sterowane z zagranicy lub te domorosłe, rekrutujące wyszkolonych dżihadystów lub zwykłych wkurwionych młodziaków z nożami kuchennymi, stanowią zagrożenie zbyt zróżnicowane i powszechne, by można im wszystkim zapobiec.

Jeśli nawet państwa w stu procentach policyjne nie są w stanie zapobiec wszystkim takim spiskom, społeczeństwa szanujące swobody obywatelskie są bez szans. Nie zniechęca to jednak rządów od podejmowania wysiłków w tym celu, na ogół z pełnym poparciem społeczeństw. Tymczasem ceną za ograniczanie wolności, jest zgoda na coraz bardziej agresywne metody kontrolowania obywateli. Co więcej, władza będzie zawsze w takich układach kuszona fabrykowaniem fałszywych incydentów [3], dla usprawiedliwienia alarmów, inwigilacji i rozdętych do absurdu budżetów „służb”.

Właśnie dlatego nadrzędnym zadaniem każdej społeczności przywiązanej do jakiej takiej otwartości i swobody powinno być powstrzymanie rządzących przed robieniem jej wrogów poprzez prowadzenie militarystycznej polityki. To jest naprawdę być albo nie być. Jak Richard Cobden nauczał 150 lat temu [4], największe bezpieczeństwo gwarantują nieinterwencja i wolny handel.

Zadaje to kłam twierdzeniom amerykańskich jastrzębi, neokonserwatystów i tzw. liberalnych interwencjonistów, że toczenie wojen ze światem islamu jest niezbędne do „obrony naszego stylu życia”. Wprost przeciwnie, taka polityka zagraża naszemu stylowi, nie wspomnieć o jej groźbie dla samego życia. Amerykanie powinni byli wyciągnąć prawidłowe wnioski z lekcji 9/11, a Francuzi nauczyć się tego 7-go stycznia 2015, jeśli nie zrobili tego wcześniej. Wbrew temu w co chce wierzyć wielu ludzi, historia nie zaczęła się przecież od tych dat. Ci, którzy głoszą, że islamistyczne ataki w Europie są post factum usprawiedliwieniem zachodniego militaryzmu i agresji prowadzą niebezpieczną grę!

Twierdzenie rozprzestrzeniane przez przywódców NATO, że to islamski fanatyzm jest przyczyną „terroryzmu”, jest kłamstwem w służbie ich politycznych interesów.

(Używam tu cudzysłowu z niechęci do powtarzania politycznego określenia terroru, sformułowanego tak, by nigdy nie można było go zastosować do akcji rządu USA).

Przywódcy mogą zapewniać, że nie toczą wojen z samym Islamem, tylko z „ekstremistami”, ale to co mówią, jest sprzeczne z kolonialną i neokolonialną naturą tych konfliktów i zawsze pozostawia wrażenie, że problem jest właśnie z Islamem (a w kontekście z Arabami i Persami).

Dopiero odrzucenie roli religii jako głównego czynnika motywacyjnego pomaga zrozumieć, że pretensje Arabów i muzułmanów do Zachodu dotyczą głównie kwestii politycznych i gospodarczo-społecznych. Chris Hedges dowodzi tego w artykule „A Message from the Dispossessed” [5], w którym cytuje słowa Moohama Abaka: „emigranta z Maroka, siedziącego z dwoma przyjaciółmi na ławce… podczas mojej wizyty w La Cité des 4,000” [blokowisko 4000 mieszkań, zbudowane w 1956, zburzone 2011-2012, getto emigrantów, w dzielnicy La Courneuve miasta Seine-Sant-Denis, Francja, Przyp. Tłum.]:

Mamy płakać nad zabitymi Amerykanami, którzy codziennie bombardują i zabijają Palestyńczyków i Irakijczyków? My chcielibyśmy by więcej ich zabito, żeby wreszcie nauczyli się jak to smakuje.

 

To co powiedział Abaka (podobne do słów Amedy Coulibaly we Paryżu [Podczas oblężenia koszernego supermarketu powiedział zakładnikom „urodziłem się we Francji. Gdyby nie atakowała innych krajów, nie byłoby mnie tutaj”, Przyp Tłum.] nie jest oskarżeniem Amerykanów o to, że są „niewiernymi” ale o to, że ci co nimi rządzą zabijają, albo jak w przypadku Palestyny finansują zabijanie przez Izrael ludzi, którzy nie wyrządzają im żadnej szkody. Jednak przez koncentrowanie się na religii zamachowców politycy nakazujący bombardowania z samolotów i dronów oraz programy tortur unikają konfrontacji z prawdą – że to właśnie oni doprowadzili do tego, że Amerykanom i innym na Zachodzie trzęsą się portki ze strachu przed uśpionymi komórkami (sleeper cells) i „domowym terroryzmem”.

Wszystko to sprowadza się do brutalnego wyboru pomiędzy pełnią prawdziwej wolności a Imperium [6]. I nie dotyczy to tylko i wyłącznie swobód obywatelskich. Skala sum wydawanych przez państwo na kompleks wojskowo-wywiadowczo-przemysłowy hamuje możliwość kreowania dobrobytu przez aktywność nie-militarną. Interwencjonistyczna polityka państwa odbija się bowiem na wszystkich dziedzinach życia. Chalmers Johnson [7] miał rację:

Kraj może być albo demokracją albo Imperium i nie może być równocześnie jednym i drugim. Jeśli będzie trzymać się imperializmu, prędzej czy później straci demokratyczny charakter na rzecz dyktatury, tak samo jak starożytna Republika Rzymska, z której pochodzi tak wiele elementów naszego systemu.

 

Rządząca elita i jej nadworni intelektualiści święcie zapewniają o dążeniu do zachowania równowagi pomiędzy wolnością a bezpieczeństwem. Zaraz potem obrażają naszą inteligencję nawołując do „publicznej dyskusji” o tym, gdzie wytyczyć pomiędzy nimi granicę. Tak naprawdę jednak nie chcą żadnej prawdziwej dyskusji. Bo to oligarchia decyduje, gdzie ją zakończyć, po kilku pokazowych pustych gestach w stronę „narodu”. Nawet i one jednak nic nie znaczą, bo taka równowaga jest złudzeniem i nie istnieje [8], a zatem nie ma o czym dyskutować. Jak pisał libertariański filozof Roderick Long:

Wszystko czego chcemy, to żeby nas nikt nie atakował, żeby nikt przemocą nie mieszał się w nasze sprawy. NIKT! Ani nasz własny rząd, ani rządy innych krajów, ani osoby prywatne. Tylko to można nazwać zarówno wolnością jak i bezpieczeństwem.

 

A zatem nie da się wymienić wolności na bezpieczeństwo, bo jest to jedno i to samo.

Politycy cynicznie wykorzystują łatwy do zrozumienia strach społeczeństwa przed przemocą, a medialni stenografowie, zawsze skorzy im dogadzać, by zachować dostęp do źródeł oficjalnych, ochoczo im pomagają, czasami porzucając nawet i fasadę twardego sceptycyzmu, za którą chowają się kiedy indziej (gdy np. omawiają Edwarda Snowdena). Publiczne apele rządzących elit o odwagę w obliczu zagrożeń można przetłumaczyć: „Obronimy was, jeśli nam zawierzycie i nie będziecie zadawać niewygodnych pytań”.

Tak więc, przeciw komu ludzie kierują swój gniew po atakach – czy przeciw rządzącym, którzy stworzyli wrogów – terrorystów (czyli obecnie oczywiście muzułmanów)? Wszyscy powinni znać odpowiedź na to pytanie, łącznie ze sprawcami. Bowiem celem terroryzmu zmarginalizowanych grup jest przecież zawsze sprowokowanie reakcji i podziałów, które ona powoduje. Zacytujmy znów Cockburna:

Gdyby Bin Laden ukrywał się na strychu Białego Domu, wydając potajemnie instrukcje reszcie budynku, nie byłby w stanie wymyślić koktajlu nonsensów mogących bardziej pomóc jego sprawie.

 

Powinniśmy więc w końcu zrozumieć, kto stworzył to zagrożenie, bardzo zresztą przesadzone [9] i wybór jaki przed nami stoi. Możemy mieć albo autentycznie otwarte społeczeństwo, albo militarystyczną politykę zagraniczną.

Ale nie możemy mieć jednego i drugiego.

——————————-

Odnośniki

[1] Sheldon Richman „Understanding Paris Violence” („Zrozumieć atak w Paryżu”) http://fff.org/explore-freedom/article/understanding-paris-violence/

[2] Partick Cockburn, „Paris Attacks: Don’t Blame These Atrocities on Security Failures” (“Ataki w Paryżu: Nie oskarżajcie niezdarności służb za te zbrodnie”) http://www.unz.com/pcockburn/paris-attacks-dont-blame-these-atrocities-on-security-failures/

[3] Deirdre Fulton, FBI Entrapment Created ‚Illusion’ of Terrorist Plots: Report „ (“Raport o prowokacji FBI tworzącej iluzję spisku terrorystycznego”) http://www.commondreams.org/news/2014/07/21/fbi-entrapment-created-illusion-terrorist-plots-report

[4] Richard Cobden, Stephen Davies, “Richard Cobden: Ideas and Strategies in Organizing the Free-Trade Movement in Britain”http://oll.libertyfund.org/pages/lm-cobden

[5] Chris Hedges „A Message from the Dispossessed” (“Przesłanie Wywłaszczonych”),http://www.truthdig.com/report/item/a_message_from_the_dispossessed_20150111

[6] Sheldon Richman “Boomerang Effect”: How Foreign Policy Changes Domestic Policy” (“Bumerang: Jak polityka zagraniczna wpływa na politykę wewnętrzną”) http://fff.org/explore-freedom/article/tgif-the-boomerang-effect-how-foreign-policy-changes-domestic-policy/

[7] Chalmers Ashby Johnson, 06/08/1931 – 20/11/2010, profesor Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego, autor trzech książek analizujących objawy i skutki amerykańskiego imperializmu: “Blowback”, “The Sorrows of Empire” i „Nemesis: The Last Days of the American Republic”.

[8] Sheldon Richman, “The Phony Trade-Off between Privacy and Security” (“Fałszywy kompromis pomiędzy prywatnością a bezpieczeństwem”)http://fff.org/explore-freedom/article/the-phony-trade-off-between-privacy-and-security/

[9] Ronald Bailey, “How Scared of Terrorism Should You Be?” (“Czy powinieneś bać się terroryzmu”)http://reason.com/archives/2011/09/06/how-scared-of-terrorism-should.

Statystyki zawarte w powyższym artykule warte są krótkiego streszczenia: W ciągu 10 lat po 9/11 na terenie USA zginęło w atakach terrorystycznych 30 Amerykanów. Poza granicami kraju zginęło w latach 2005 – 2011 158 amerykańskich cywili, głownie w Iraku. W sumie, prawdopodobieństwo śmierci przeciętnego mieszkańca USA z rąk terrorystów to ok. 1:20 milionów. Śmierci w wypadku samochodowym – 1:19.000, w pożarze 1:99.000, przez utonięcie w wannie 1:800.000, od pioruna 1:5,5 mln. W ciągu tych 10 lat rząd USA wydał na „obronę przed terrorem” około biliona (USA tryliona, 1 z 12 zerami) USD, bez wliczenia wojen w Afganistanie i Iraku. Nawet po dodaniu 3000 ofiar 9/11 do ww. 188, wychodzi po ok. 200 USD milionów na każdą ofiarę terroru. [Od tłumacza: „bezpieczeństwo” stało się maszyną do robienia pieniędzy i znaczącym źródłem zatrudnienia. Byłoby interesujące zrobić podobne podsumowanie dla Europy. Dla porównania, liczbę bliskowschodnich ofiar zachodnich interwencji ocenia się na ponad milion, w przytłaczającej większości cywili.]

Autor: Sheldon Richman
Tłumaczenie: Chriz Zwon

Za: http://mediumpubliczne.pl/2016/04/spoleczenstwo-otwarte-najwieksi-wrogowie/

Za: http://www.wicipolskie.org/?p=17373