Drukuj
Kategoria: Wiadomości
Odsłony: 1762
Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 
We Francji trwają burzliwe protesty społeczne. Wywołała je podwyżka akcyzy na paliwo. Na sobotę zaplanowano kolejną dużą manifestację. Protest tzw. żółtych kamizelek rozlewa się też na Belgię. Blokowane są dojazdy do niektórych centrów handlowych i część dróg. Od tygodnia w całej Francji trwają blokady dróg, mostów i stacji benzynowych. Tysiące protestujących ubranych w żółte, odblaskowe kamizelki domaga się od rządu rezygnacji z planu podniesienia akcyzy na benzynę o 15 procent, a na paliwo dieslowskie o 23 procent.

– Te podwyżki są szalone. Dobrze wiemy, na co pójdzie część tych podatków. Teraz paliwo kosztuje 1,5 euro. Za chwile znowu wzrośnie. O ile? – pyta Noel, mieszkaniec Paryża. – Nie chodzi tu tylko i wyłącznie o ceny paliw, ale o wszystkie rosnące podatki, które musimy płacić. Jeśli spojrzymy na paragony sprzed 10 lat, podatki były znacznie niższe. Mamy już tego wszystkiego dosyć. Nawet przy dobrej pensji ciężko jest nam dziś przetrwać cały miesiąc, do kolejnej wypłaty. To nie jest normalne. Mamy rodziny, małe dzieci, ciężko jest je utrzymać – zauważa Mika, uczestnik protestu. Ludzie organizują się oddolnie.
– Społeczeństwo francuskie bardzo często protestuje w obronie swych praw socjalnych. Po raz pierwszy mamy do czynienia z sytuacją, że ten protest jest niesterowany przez związki zawodowe. Nie ma przywódców, jest to protest spontaniczny – mówi politolog prof. Piotr Mickiewicz.  Od nowego roku, cena benzyny ma wzrosnąć o kolejne 3 eurocenty, a cena diesla o ponad 6 eurocentów. Prezydent Francji Emanuel Macron tłumaczy, że za wzrost cen na stacjach paliw odpowiada sytuacja na światowym rynku paliwa. Manifestanci jednak nie wierzą w te słowa.

– Jestem bardzo zawiedziony postawą Macrona. Głosowałem na niego i wierzyłem w niego. Ale teraz tego żałuję. Żałuję, że na niego zagłosowałem. Gdybym miał to zrobić ponownie, na pewno nie zagłosowałbym na niego – zaznacza Kamel, mieszkaniec Paryża.  

Popularność Emmanuela Macrona znacząco spada.

– Ostatni nasz sondaż pokazuje wyraźne osłabienie pozycji prezydenta. W tym miesiącu zadowolenie jego osobą spadło aż o 25 procent. To niezadowolenie nigdy nie było tak wysokie – wynosi 73 procent – wskazuje Frederic Dabi, analityk sondażowy.

Natomiast protesty mają duże wsparcie w społeczeństwie, sięgające prawie 80 procent.

– Jeden z socjologów wyraził opinię, że to bunt mas, prowincji pogardzanej przez elity, które reprezentuje Macron – mówi prof. Tadeusz Marczak.

Inni skłonni są widzieć to zjawisko na szerszym międzynarodowym tle.

– Ruch jest podobny do tych nastrojów, które opanowały mieszkaniowców wysp brytyjskich, które doprowadził do Brexitu, do tych nastrojów, które reprezentowali Amerykanie, którzy wybrali Trumpa – zauważa prof. Tadeusz Marczak.

W wyniku demonstracji, w czasie których dochodzi do starć z policją, rany odniosły setki osób. Zginęły dwie osoby. Francuski prezydent zapowiedział podjęcie „surowych kroków” wobec protestujących. Jak może rozwinąć się ta sytuacja?

– Protest ten będzie trudno wygasić, bo nie ma partnera do rozmowy ze stroną rządową. Jedynym rozwiązaniem Macrona jest wycofanie się z podwyżek i to w sposób taki, jaki zostanie zaakceptowany przez protestujących – zaznacza prof. Piotr Mickiewicz.

Profesor Piotr Mickiewicz wskazuje, że długofalowo protest może być jednak paradoksalnie pozytywnym sygnałem dla prezydenta, ponieważ pozwoli mu na wycofanie się z bardzo drogiej polityki ekologicznej, którą wymuszały na nim różne ugrupowania partyjne. Ta polityka zwiększa kosztochłonność francuskiej gospodarki, która i tak jest w recesji.

TV Trwam News/RIRM