Tajemnicą poliszynela jest upadek autorytetów. Niestety, nikogo już nie dziwi, że osobie uznawanej przez jakąś grupę za autorytet zdarza się sięgnąć po język godny rynsztoka, cóż dopiero wspomnieć byle-jakość argumentacji. Od dawna już nad siłą argumentu triumfuje argument siły
Jeszcze gorzej, bo owa uliczna retoryka rozpanoszyła się nie tylko w kuluarach, ale i na arenie publicznej debaty politycznej. Może nie najlepszym, ale zapewne najświeższym tego przykładem była prezentacja komitetu poparcia dla kandydatury Bronisława Komorowskiego na prezydenta w warszawskich Łazienkach z udziałem takich znakomitości jak: sam Komorowski, Donald Tusk, Władysław Bartoszewski, Andrzej Wajda i Marek Majewski.
Uczestnicy tego spotkania wykazali się doprawdy niezwykłym pojmowaniem kultury zarówno osobistej, jak i politycznej. Andrzej Wajda jako członek honorowy komitetu wyborczego Komorowskiego przemówił walecznie: „To jest wojna domowa, to jest walka o wszystko! Żołnierze PO nie są jednak w walce samotni. Mamy przyjaciół w TVN, wspiera nas też druga prywatna telewizja...”. Wajda zaryzykował nawet kłamstwo wsparte przywołaniem rzekomych słów biskupa przemyskiego, który, jakoby miał żałować, że w Katyniu nie spadł samolot rządowy, ale 7 kwietnia.
Z właściwym sobie zacięciem i butą przemówił najdostojniejszy członek Platformy, określany przez Donalda Tuska, „najlepszym polskim życiorysem”, „lew światowych salonów”, specjalista od polityki zagranicznej i epitetów, sam prof. maturzysta Władysław Bartoszewski. Słynie on nie tylko z tytułu profesora przyznanego osobie bez tytułu magistra, ale i sofistycznej retoryki swoich wywodów kończonych często argumentem ad personam, określanym przez Schopenhauera jako ostatni sposób nieuczciwej argumentacji, stosowany przez ludzi niskiej próby, kiedy wszystkie inne argumenty im zawodzą i nie mają szans na wygranie sporu. Tym razem autor „dyplomatołków” posunął się nawet dalej sugerując, że Jarosław Kaczyński ma doświadczenie tylko w hodowaniu „zwierząt futerkowych” w przeciwieństwie do Komorowskiego, ojca pięciorga dzieci. Przekonując, o potrzebie „powołania Komorowskiego” (na prezydenta), zjednywał nam przyjaciół w Europie ostrzegając, by „Polska nie zeszła w opinii świata na miejsce między Grecją a Bułgarią i Rumunią pod względem stabilizacji, zaufania, szacunku, możliwości”.
Całość spuentował satyryk Marek Majewski „Charyzmę zbyt często mają psychopaci. Więc brońmy Bronka. Naszego. Normalnego”, nawiązując do kampanijnego przekazu PiS i słów prof. Jadwigi Staniszkis, że Bronisław Komorowski jest w przeciwieństwie do Jarosława Kaczyńskiego pozbawiony charyzmy.
W 2007 roku politykom PiS i PO udało się podzielić scenę polityczną pomiędzy dwie partie. Zachwytom nie było końca. Wyeliminowanie ze sceny parlamentarnej, m.in. LPR i Samoobrony miało być gwarancją podniesienia jakości uprawiania polityki na poziom europejski. Teraz wyborcy przekonują się, że jednym z przejawów europejskości jest przyzwolenie na bezkarne publiczne opluwanie konkurenta. Może argument siły jest jedyną zaletą naszych „elyt”?
Za: Aspekt Polski