Co najmniej połowa Polaków zwolna przychodzi do siebie po emocjach  wywołanych wyborami tubylczego prezydenta. Jak wiadomo, żeby wybrać  takiego prezydenta, trzeba albo podjudzić do tego kilka milionów ludzi,  albo przekupić ich obietnicami, albo wreszcie – doprowadzić do stanu  onieprzytomnienia, w którym człowiek nie wie, co czyni – no a potem,  trzeba wszystkich jakoś z tego amoku wyprowadzić. Nawiasem mówiąc, jakiś  niezawisły sąd zamierza ukarać jakichś samorządowców, którzy  przekupywali wyborców wódką i kiełbasą. Wedle stawu grobla; pan  marszałek Komorowski wprawdzie wyborcom wódki nie stawiał, ale za to  naobiecywał im „
korzyści majątkowych” znacznie więcej – i nic.  Wynika z tego, że w kampanii wyborczej należy bezwzględnie unikać  konkretów, nawet w postaci wódki i kiełbasy, koncentrując się raczej na  korumpowaniu przy pomocy obietnic. Zanim korumpowani ochłoną, to  zapomną, bo wiadomo; ludzie maja dobrą pamięć, ale krótką. Toteż i pan  marszałek Komorowski, kiedy w wieczór wyborczy zaczęła rysować się przed  nim możliwość wygranej, nagle zauważył, że naród polski został  straszliwie podzielony i teraz trzeba ulepić go w jedną masę od nowa,  żeby zaczął normalnie funkcjonować i można było po staremu zdzierać z  niego podatki. Tedy tylko patrzeć, jak niezależne media i inspirowany  przez oficerów prowadzących salon zacznie teraz śpiewać, że „
wszyscy  Polacy to jedna rodzina” i zapanuje powszechna amikoszoneria. Zanim  jednak pogrążymy się w nawrocie do jedności-moralno politycznej narodu,  którą po raz pierwszy wynalazł i w ramach propagandy sukcesu faszerował  nas Edward Gierek, warto posłuchać, co się dzieje wokół Polski. Oto deputowany do Rady Najwyższej z ramienia Partii Regionów Jurij  Bołdyriew zauważył, że Ukraina ma same zgryzoty z Galicją i dopóki  będzie ona wchodziła w skład ukraińskiego państwa, dopóty również i tam  nie zapanuje upragniona jedność moralno-polityczna narodu. Deputowany  Bołdyriew nie jest w tym poglądzie odosobniony, bo podobnego zdania jest  inny ukraiński polityk Partii Regionów, minister oświaty Dymitr  Tabacznyk. Z kolei prezydent Wiktor Janukowycz, również wywodzący się z  Partii Regionów oświadczył, że nie ma mowy o tym, by Ukraina została  federacją. Jest jednolitym państwem i kropka. Jak pogodzić te z pozoru  sprzeczne koncepcje funkcjonujące w jednej partii, to znaczy – jak  zachować na Ukrainie unitarny charakter państwa, a jednocześnie izolować  od niej Galicję ze Lwowem?  
 Wyglądałoby to na kwadraturę koła, gdyby nie deklaracja rosyjskiego  polityka narodowości prawniczej („matka Rosjanka, ojciec prawnik”)  Włodzimierza Żyrynowskiego z roku bodajże 1995. Włodzimierz Żyrynowski  oświadczył wtedy, że jeśli Polacy zgodzą się zostać „Słowianami”  (a „Słowianin”, to taki Rosjanin, tylko oczywiście trochę gorszy,  słowem – „bliska zagranica”), to Rosja może się zastanowić nad  rozbiorem Ukrainy. Jeśli natomiast Polacy „Słowianami” być nie  zechcą, to Rosja może postawić na porządku dziennym sprawę politycznej  przyszłości Prus Wschodnich, co oznacza zaproszenie Niemiec do udziału w  rozbiorze Polski. Od tamtej pory wprawdzie minęło już 15 lat, ale każda  myśl rzucona w przestrzeń prędzej czy później znajdzie swego amatora.  Zwłaszcza, gdy prezydent Obama 17 września ub. roku oficjalnie dał nam  do zrozumienia, że USA na razie żadnych dywersantów w Europie Środkowej  nie potrzebują, co oznacza, że Ameryka zgadza się, by Europę Środkową  urządzali po swojemu strategiczni partnerzy, czyli Niemcy i Rosja. 
  Jak wiadomo, Niemcy mają z Polską nie załatwione remanenty po II wojnie  światowej i w maju ub. roku CDU i CSU w deklaracji dotyczącej wypędzeń  przedstawiły program zmiany stosunków własnościowych na części  terytorium Polski i części terytorium Republiki Czeskiej, zmierzający,  jak się wydaje, do pokojowej rewizji ustaleń konferencji czterech  mocarstw w Poczdamie. Oznaczałoby to dla nas realizację scenariusza  rozbiorowego, więc na wszelki wypadek lepiej byłoby zawczasu obmyślić  jakąś rekompensatę dla rozbrajanej w międzyczasie Polski, żeby tę gorzką  pigułkę przełknęła i nie traciła okazji do siedzenia cicho. Czy  ukraińskie rozterki na temat Galicji i Lwowa nie są przypadkiem odbiciem  refleksji, jakie snują na temat tej rekompensaty obydwaj strategiczni  partnerzy? Lwów za Wrocław? W końcu Partia Regionów uchodzi na Ukrainie  za nader prorosyjską, więc chyba nic dziwnego, że politycy akurat z jej  szeregów wypuszczają takie próbne balony – prawie identyczne z tymi,  które przed 15 laty wypuszczał Włodzimierz Żyrynowski. 
 Felieton  
•  „Nasz Dziennik”  
•   10 lipca 2010
Stanisław Michalkiewicz
 Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza z  cyklu „Ścieżka obok drogi” ukazuje się w „Naszym Dzienniku” w każdy  piątek.
Za: http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1692