Informacja,  że ok. 15 kwietnia 2010 roku Donald Tusk i Władimir Putin zawarli tajne  porozumienie na mocy którego wojskowe komisje – polską i rosyjską,  pracujące dotychczas w Smoleńsku, zastąpiono  rosyjską komisją gen. Anodiny, pozwala spojrzeć na działania strony polskiej z  całkowicie innej perspektywy. 
Pojawia  się bowiem podstawowe pytanie - o przyczynę takiej decyzji premiera  Polski. Co sprawiło, że prowadzone przez cztery dni postępowanie (według  porozumienia z 1993 r.), zostało nagle złamane i Polska odstąpiła od  korzystnego dla nas procedowania? Dlaczego wojskową komisję płk  Mirosława Grochowskiego, pracującą już efektywnie w Smoleńsku zastąpił  Edmund Klich? Z jakich powodów przyjęto nagle załącznik 13 konwencji  chicagowskiej jako nową podstawę prawną w sprawie badania katastrofy  smoleńskiej? 
Decyzja Donalda Tuska o oddaniu całego postępowania w ręce Rosji, pozbawiła nas  trwale jakiejkolwiek  możliwości samodzielnego działania i postawiła w kompromitującej roli petenta wobec płk Putina.  Co  więcej - 27 kwietnia 2010 roku zmieniono rozporządzenie MON w sprawie  organizacji oraz zasad funkcjonowania Komisji Badania Wypadków  Lotniczych Lotnictwa Państwowego, poszerzając kompetencje premiera w  sposób niezgodny z ustawą Prawo lotnicze. Na podstawie tak  spreparowanego rozporządzenia powołano następnie Komisję Badania  Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego (tzw. komisję Millera), która w  świetle obowiązującego prawa i tak nie ma kompetencji do badania  katastrofy smoleńskiej, skoro wcześniej (na podstawie załącznika 13)  wyrażono zgodę na działania rosyjskiej komisji MAK. 
W  ocenie ekspertów, sposób zawarcia umowy międzynarodowej Donalda Tuska z  Putinem stanowił tzw. delikt konstytucyjny i był niezgodny z polskim  prawem, w tym z Konstytucją RP. Tego rodzaju umowa wymagałaby bowiem  zgody Sejmu, Senatu i prezydenta oraz publikacji w Dzienniku Ustaw i  notyfikacji w ONZ.
Powyższe  ustalenia są efektem ostatniego posiedzenia Parlamentarnego Zespołu ds.  Zbadania Przyczyn Katastrofy z 10 kwietnia z udziałem prof. dr  hab.Marka Żylicza, członka rządowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych  Lotnictwa Państwowego i eksperta w dziedzinie międzynarodowego prawa  lotniczego. 
W  państwie demokratycznym, tak istotne informacje podane przez  przewodniczącego parlamentarnego zespołu największej partii opozycyjnej,  wywołałyby natychmiastową reakcję wolnych mediów i zmusiły premiera do  przedstawienia obszernego wyjaśnienia motywów  i  okoliczności swoich działań. Od tych wyjaśnień, zależałby los obecnego  rządu i ewentualny zakres odpowiedzialności karnej lub politycznej  urzędników państwowych. W posttotalitarnej III RP – państwie  wszechwładzy monopartii i ośrodków rządowej propagandy, byłoby absurdem  oczekiwanie na tego rodzaju odzew. Jesteśmy zatem zdani na samodzielne  wnioski. 
Wiemy, że istnieją tylko dwie możliwości. 
Pierwsza  zakłada skrajną nieudolność, niekompetencję, a wręcz głupotę polskiego  premiera, który w czasie największej próby dla państwa rezygnuje  dobrowolnie z korzystnych i prawidłowych rozwiązań prawnych i przystaje  na dyktat rosyjskiego premiera.  Dla  takiej decyzji, podjętej w warunkach błędnej oceny skutków, złego  doradztwa bądź fałszywej kalkulacji – nie ma politycznego  usprawiedliwienia, nawet przy zastosowaniu przesłanki dobrej woli . W  tej perspektywie - ludzie odpowiedzialni za politykę państwa są  ignorantami i nieudacznikami, a w ocenie Rosji kierują się  irracjonalnymi przesłankami przyjmując słowa i gesty władz rosyjskich,  jako oznakę rzeczywistych intencji. Taki rząd prowadziłby politykę  infantylną, oportunistyczną, kierując się doraźnym interesem lub  względami wizerunkowymi. Ocena działań takiego rządu musiałaby prowadzić  do określenia stopnia niedopełnienia obowiązków lub przekroczenia  uprawnień przez jego członków.
Druga  z możliwości, zakłada celowe i świadome odstąpienie od prerogatyw  suwerennego państwa, umyślne wprowadzenie w błąd polskiej opinii  publicznej i współuczestnictwo wraz z rządem obcego mocarstwa w  działaniach zmierzających do ukrycia prawdziwych okoliczności śmierci  polskiego prezydenta i najwyższych urzędników państwowych. Patrząc z tej  perspektywy - rząd Donalda Tuska i podległe mu służby z rozmysłem  przyjęłyby dyktat płk Putina i nie informowały Polaków o rzeczywistych  intencjach Rosji, utrzymując społeczeństwo w przeświadczeniu, że ma do  czynienia z państwem przyjaznym i prawidłowymi działaniami śledczymi.  Zgoda na wycofanie polskiej komisji wojskowej i oddanie całego śledztwa w  ręce Rosjan, stanowiłaby zatem najpoważniejszy akt  zdrady interesów państwa polskiego i wiązała się z pełną odpowiedzialnością karną. 
Ponieważ  polityka państwa musi kierować się realizmem i koniecznością obrony  własnych interesów, zaś decyzje podejmowane przez rządy muszą  uwzględniać fakty i racjonalne przesłanki – nie ma żadnej „trzeciej  możliwości” dla wyjaśnienia podłoża decyzji Donalda Tuska. Cokolwiek  ponad – będzie sofizmatem.
Jeśli  zaledwie popełnił błąd – minimalną konsekwencją winna być  natychmiastowa dymisja i odejście w polityczny niebyt. Ocena stopnia  owego błędu, w zakresie odpowiedzialności urzędniczej, należałaby do  organów sprawiedliwości. 
Jeśli natomiast działał z premedytacją na szkodę interesów własnego państwa  - musi mieć świadomość, że  niezależnie jak długo uda mu się utrzymać władzę, przyjdzie czas, gdy poniesie  odpowiedzialność karną. 
Tekst opublikowany w Warszawskiej Gazecie. 
