W okresie międzywojennym Jezus Chrystus prosił wybrane dusze – św. siostrę Faustynę, sługi Boże: Rozalię Celakównę, Leonię Nastał, Kunegundę (Kundusię) Siwiec – o wynagradzanie za grzechy rozwiązłości. „Strasznie ranią Moje Najświętsze Serce grzechy nieczyste. Żądam ekspiacji. [...] Nasz Pan prosił o szczególne modlitwy za warszawian, ponieważ stolica Polski nie chciała pamiętać o prawach Dekalogu”. Wystarczy zajrzeć do pamiętników i wspomnień z tego okresu, o czym pisze o. Józef Maria Bartnik SJ w swojej książce Matka Boska Łaskawa a Cud nad Wisłą. „Luminarze życia społecznego i kulturalnego ostentacyjnie prowadzili rozwiązłe życie, zarażając tym stylem swoje otoczenie, a zwłaszcza podatną na wpływy młodzież. W okresie międzywojennym i w czasie wojny sytuacja moralna społeczeństwa polskiego była nie najlepsza [...]. Skandalistki odważnie psuły obyczaje. Dzięki piszącym propagatorkom wolnych związków, masoni szybko osiągnęli cel, jakim było odrzucenie przez część społeczeństwa polskiego zasad moralnych. Dokonywali w ten sposób także «wyciszania» religii katolickiej nie rozumowaniem, ale psuciem obyczajów. W 1936 roku JE kard. August Hlond ocenił sytuację pisząc, że fala wszelkiego rodzaju nowinkarstwa zabagni dziedzinę obyczajów. Podkopuje ona nie tylko moralność chrześcijańską, ale godzi wprost z etykę naturalną, szerzy nieobyczajność wśród młodzieży i dorosłych. Celem tej propagandy jest zachwianie idei katolickiej, aby zastąpić naukę chrześcijańską «masońskim naturalizmem».
[...] Koła liberalne i masońskie przypuściły atak na małżeństwa chrześcijańskie, sprowadzając je tylko do rangi kontraktu cywilnego, pozbawiając je celu nadprzyrodzoności”. [...] ”Masoni zdawali sobie sprawę z tego, że aby osiągnąć powszechne (na całym świecie) rozluźnienie obyczajów, potrzebna jest demoralizacja na wielką skalę. Starali się, żeby romanse i rozwody sławnych ludzi były nagłaśniane w bulwarowej prasie, tak by niemoralne zachowania przestały bulwersować, spowszedniały i powoli stały się obowiązującą normą. Pojawił się nowy zawód: fotograf-podglądacz, (paparazzi), którego zadanie polegało na dostarczaniu brukowcom dowodów romansów i zdrad osób postawionych na świeczniku. Masoneria postarała się, by celebryci stali się żywą reklamą zachowań amoralnych. Rozliczne biografie upowszechniały i propagowały rozwiązły styl życia, w którym biseksualizm bynajmniej nie należał do rzadkości.”
[...]. Maryja, Matka Łaskawa, Patronka Warszawy, apelowała do ludu stolicy, aby przez przemianę życia, respektowanie praw Dekalogu i pokutę wiszące nad miastem nieszczęście oddalić. Bogurodzica prosiła Warszawę o modlitwę powszechną, taką jak w 1920 roku, kiedy to lud Warszawy leżąc krzyżem przed wizerunkiem Strażniczki Polski, żarliwie błagał Boga za pośrednictwem Łaskawej Strażniczki Polski o ocalenie Warszawy i Polski przed bolszewikami. W roku 1920 warszawianie ufali, że wzywając Boga Najwyższego, będą w stanie pokonać pięciokrotnie liczniejszych bolszewików. Wiedzieli, że gdy będą współpracować z Bogiem, siła i moc będą po ich stronie. Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam? (Rz 8, 31). Wymodlono cud Jej publicznego ukazania się, który w konsekwencji zmienił wynik wojny. A gdy Marszałek Józef Piłsudski w sierpniu 1920 roku wyjeżdżał na front, powiedział do żony: „Wszystko jest w ręku Boga”. Po dwudziestu trzech latach, w roku 1943, w czwartym roku okupacji niemieckiej, sytuacja była diametralnie różna: nie lud błagał Maryję, Panią Warszawy i Strażniczkę Polski, o ustanie okropieństw wojny, lecz Ona sama zeszła z nieba, by osobiście wzywać warszawian do modlitwy, nawrócenia i pokuty, aby w ten sposób odwrócić od stolicy zapowiedziane nieszczęście! Nie będzie ono przejawem gniewu Boga wobec swego ludu, ale samozniszczeniem narodu poprzez grzech. Jedyną możliwością wyjścia z tej tragicznej sytuacji jest nawrócenie, wyznanie grzechu, pokuta i zadośćuczynienie. Jeśli się nie nawrócicie, wszyscy [...] zginiecie! (Łk 13, 5). „Proroctwa nie lekceważcie!” (l Tes 5, 20). Matka Boska Łaskawa, Patronka Warszawy, ukazała się 3 maja 1943 roku Władysławie Fronczakównej (obecnie Papis) na osiedlu Siekierki. Bogurodzica niebiańsko piękna zjawiła się wśród zieleni, na drzewie obsypanym kwieciem. Jej słowa brzmiały poważnie i złowieszczo: „Módlcie się, bo idzie na was wielka kara, ciężki krzyż. Nie mogę powstrzymać gniewu Syna mojego, bo się lud nie nawraca. Bóg nie chce ludzi karać. Bóg chce ludzi ratować przed zagładą. Bóg żąda nawrócenia”.
Ostrzeżenie, które w imieniu Boga Najwyższego Bogurodzica przekazała całemu ludowi stolicy podczas objawień na Siekierkach, nigdy do niego nie dotarło. Powstanie Warszawskie wybuchło 1 sierpnia 1944 roku. Młodych warszawian rozpierała chęć walki ze znienawidzonym wrogiem. Ruszyli więc naprzeciw potędze militarnej Niemców z gorącymi sercami, z butelkami napełnionymi benzyną, ale bez błogosławieństwa Bogurodzicy. Dowództwo Armii Krajowej nie zawierzyło bowiem oficjalnie akcji zbrojnej Patronce miasta. Owszem, prywatnie zawierzano się Maryi Łaskawej, modlono się na różańcu, uczestniczono w Mszach świętych – o czym w swojej książce wspomina Maria Okońska – lecz oficjalnego, jak za Marszałka Piłsudskiego, zawierzenia akcji zbrojnej Bogu Najwyższemu, przez ręce Patronki Warszawy, nie było!
Jan Brzechwa w pierwszych dniach sierpnia 1944 roku pisał o nadziejach powstańców:
„Pomścimy wreszcie lata zgrozy i egzekucje i obozy.
Dzielności naszej się poszczęści i sprawiedliwy, wielki Bóg
Pobłogosławi naszej pięści.”
Chciano, by Bóg „pobłogosławił pieści”, ale Go o to nie proszono. Zapomniano o starej zasadzie, że jeśli ktoś chce uzyskać łaskę od króla, to powinien wcześniej zwrócić się do królowej. Pierwszego sierpnia 1944 roku, w dniu wybuchu Powstania Warszawskiego, Hitler z Himmlerem wydali rozkaz, który przesądził o losie „zbuntowanej” Warszawy: każdego mieszkańca należy zabić, nie wolno brać żadnych jeńców. Warszawa ma być zrównana z ziemią i w ten sposób ma być stworzony zastraszający przykład dla całej Europy. Natomiast Matka Łaskawa w ciągu szesnastu miesięcy na Siekierkach wielokrotnie uprzedzała, że tym sposobem zapewniającym pokój i zakończenie wojny są nawrócenia, modlitwa i pokuta. Jednakże młodzi warszawianie bezgranicznie wierzyli w moc pięści, nie widząc konieczności zawierzania swoich planów Bogu. Zachowali się jak przemądrzałe dzieci, które chcą wszystko robić bez pomocy Mamy! Nie chciano pamiętać, że to, co dzieli zwycięstwo od klęski, to nie moc oręża, przeważające siły czy strategia nawet najgenialniejszych dowódców, lecz wola Boga Najwyższego, który zawsze wszędzie sam o wszystkim decyduje, i jedynie od Niego zależy, czy ludzkie plany zaowocują sukcesem, czy zakończą się porażką. Dowódcom AK nie brakowało bojowej odwagi, ale zabrakło im wiary, by los Powstania oficjalnie, przez ręce Maryi, powierzyć Bogu.
Nie prosili Patronki Warszawy, by skruszyć strzały Bożego gniewu. Nie byli z Maryją, więc nie mogli doświadczyć skutków Jej solennej obietnicy, że nic wam się nie stanie. Słowa Matki Boskiej, które padły z Jej ust na Siekierkach, to klucz do zrozumienia klęski Powstania Warszawskiego: „Jak wy jesteście ze mną, to Ja jestem z wami i nic wam się nie stanie”. Tak więc w 1943 roku dowódcy AK nie poszli w bój z błogosławieństwem Matki Boskiej Łaskawej tak jak w 1920 roku Piłsudski. Nie zawierzył Opatrzności kler i lud Warszawy. Należy zaznaczyć, że głowa polskiego Kościoła, Sługa Boży Prymas Polski kard. August Hlond, nie był obecny w Polsce – przebywał na przymusowej emigracji we Francji i 15 lutego 1944 został aresztowany przez Gestapo.
Zastanawiając się nad przebiegiem i upadkiem Powstania Warszawskiego, „rodzi się pytanie – skąd taka krótkowzroczność, zlekceważenie pomocy Boga i Maryi w Polsce, która w owym czasie uważała się za kraj katolicki? I dalej pytamy, czy tak musiało się stać? Należałoby odpowiedzieć, naturalnie że nie, bo przyjrzyjmy się sytuacji, jaka w tym samym czasie miała miejsce w Rzymie. Dnia 4 czerwca 1944 roku czołgi brytyjskie ruszyły, by zdobyć centrum miasta. Niemcy wyczekiwali momentu, by wysadzić zaminowane miasto w powietrze. Lud Rzymu, w przeciwieństwie do mieszkańców Warszawy, nie sposobił się do akcji zbrojnej, lecz dzień i noc trwał na modlitwie na placu przed Bazyliką św. Ignacego, w której znajdował się obraz Madonny del Divino Amore. Papież Pius XII nakazał, by przed tym obrazem została odprawiona nowenna o ocalenie miasta. Tak więc Rzymianie zawierzali Matce Bożej Miłości los Wiecznego Miasta. I oto Niemcy, w nocy z 4 na 5 czerwca, po cichu opuścili Rzym, nie detonując założonych ładunków”. O. Józef Maria Bartnik SJ, w swojej książce Matka Boska Łaskawa a Cud nad Wisłą, uświadamia nam, Polakom, katolikom, jak można i powinniśmy oceniać ważne wydarzenia historyczne, które nie są wynikiem czy splotem pewnych okoliczności bądź zdarzeń, lecz wolą Bożą. Tylko podejmowane działania na kolanach, z wiarą, że tylko Bóg jest Panem Wszechmogącym, przynosi owoce, prowadzi do zwycięstwa, tak jak miało to miejsce niejednokrotnie w przeszłości. Brak reakcji na znaki, jakie daje nam w danym momencie Stwórca, jest wynikiem naszej powierzchownej pobożności, zarozumiałości czy pychy. W efekcie takie działania, kończą się klęską. I w chwili obecnej wyciągnijmy z tego przesłania wnioski, żeby nie było za późno. Dlatego módlmy się za pośrednictwem Matki Boskiej Łaskawej i św. Andrzeja Boboli, naszego i Polski Patrona, o wzrost wiary i ocalenie Ojczyzny przed bezbożnością, rozluźnieniem norm moralnych zarówno w życiu rodzinnym, jak i osobistym czy społecznym.
Barbara Zdanowska
http://aniol-ave.blogspot.com/
Nadesłał: Jacek