Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 
„Nie może być tak, żeby tajne służby pisały scenariusze polityczne” – powiedział marszałek Sejmu Bronisław Komorowski po wyjściu z Belwederu, gdzie wraz z premierem na zaproszenie prezydenta, uczestniczył w spotkaniu poświęconemu „aferze hazardowej”. Co tu ukrywać – jakiś taki mało spostrzegawczy jest ten cały pan marszałek – albo tylko z ostrożności takiego matoła udaje. Bolesław Piasecki, prasłowiański władyka, który – jak pisał Leopold Tyrmand – ze swego gabinetu uzgadniał z semickimi czekistami z Koszykowej, komu dziś zrywamy paznokcie, a komu nie – otóż Bolesław Piasecki mawiał, że jeśli coś istnieje, to znaczy, że jest możliwe. Tymczasem marszałek Komorowski jakby do tej pory nie zauważył, iż tajne służby nie tylko napisały i odegrały spektakl sławnej transformacji ustrojowej, w którym również i on statystował, nie tylko, za pośrednictwem swoich kolaborantów, próbowały zablokować ujawnienie agentury w strukturach państwa w roku 1992, a gdy to się nie udało, obaliły rząd i ze swoich figurantów skleciły prowizorkę z premierem Waldemarem Pawlakiem, który „wyczyścił sobie (?) UOP” i obsprawił w skarpetki, męskie getry i różne inne galanterie, po czym został zastąpiony przez „Hanię Naszą Kochaną”, której szefował Jan Maria Rokita – też przecież – jak mówi Pismo Święte – „postawiony pod władzą”, która kazała mu inwigilować opozycję przy użyciu płk SB Jana Lesiaka. Nie tylko sprywatyzowały sobie państwo w latach 1993-1997 do tego stopnia, że AWS i Unia Wolności musiały powprawiać mnóstwo nowych klamek na których mogłoby uwiesić się ich polityczne zaplecze, a które przybrały postać czterech wiekopomnych reform charyzmatycznego premiera Jerzego Buzka, zarejestrowanego przez SB aż po dwoma pseudonimami…

Wreszcie – że tajne służby, najwyraźniej biorąc za dobrą monetę pogróżki Jarosława Kaczyńskiego, że wysadzi w powietrze „grupę trzymającą władzę” i zajmie jej miejsce - w okolicznościach wskazujących na koordynację z tajniakami zagranicznymi, wykorzystując agenturę w mediach i innych środowiskach opiniotwórczych, oraz mobilizację tajnych współpracowników i szmalu, umożliwiły Platformie Obywatelskiej uchwycenie w 2007 roku zewnętrznych znamion władzy. Jakby nie zauważa, że w związku z tym prawdziwym programem PO i rządu premiera Tuska jest odwdzięczenie się tajnych służbom, tubylczym i zagranicznym za powierzenie tychże zewnętrznych znamion i że to służby decydują, w jakiej formie ta wdzięczność ma być okazana. Inna sprawa, że co właściwie ma zrobić? Jakby się przyznał, że doskonale zdaje sobie z tego wszystkiego sprawę, to miałby dwie możliwości: albo strzelić sobie w łeb, albo zostać pustelnikiem. Ale łba szkoda, a pustelnikiem? W tym wieku? Kiedy zdążył już odzwyczaić się od ascezy? W takiej sytuacji sam instynkt samozachowawczy domaga się, by niczego nie zauważać. Nie bez kozery Rosjanie mają przysłowie, że „kto nie wie, ten śpi w poduchach, a kto wie, tego wiodą w łańcuchach”. Toteż po co marszałkowi Sejmu wiedzieć, że poseł Chlebowski meldował posłusznie o postępach w lobbowaniu swemu prawdziwemu zwierzchnikowi, podobnie zresztą, jak piastujący godność ministra spraw wewnętrznych w rządzie Jarosława Kaczyńskiego Janusz Kaczmarek – swojemu i to nawet o północy? Nie ma złej drogi do swej niebogi – a i pory zbyt późnej – też.

Afera hazardowa, podobnie jak afera z Rywinem („Powiedz Lwie, no powiedz Lwie, kto do "Agory" wysłał cię?”) pozwala wprawdzie tylko na mgnienie oka zerknąć za kulisy, ale nawet to wystarcza do zweryfikowania poszlak, wskazujących, że skonstruowany przy „okrągłym stole” model „kapitalizmu kompradorskiego”, gdzie system prawny stoi na straży przywileju sitwy, której najtwardszym jądrem jest komunistyczna razwiedka wojskowa w otoczce późniejszych kolaborantów, stanowi temat tabu. Żadna partia establishmentu nigdy nie ośmieliła się podjąć próby zmiany tego stanu rzeczy, bo nawet Jarosław Kaczyński u szczytu swej potęgi, zanim, jak zwykle, potknął się o własne nogi, kapitalizmu kompradorskiego likwidować wcale nie chciał – tylko zająć miejsce dotychczasowych beneficjentów. W zamian za to razwiedka wspiera inicjatywy służące oligarchizacji sceny politycznej, bo jużci – demokracja powinna być w miarę możliwości jak najbardziej „przewidywalna”. W tej dziedzinie zbliżamy się już niemal do doskonałości, bo nietrudno przewidzieć nie tylko co zrobi, ale nawet co powie, dajmy na to, nie tylko Stefan Niesiołowski, ale i sam premier Tusk. No i właśnie powiedział – że to wszystko, to „gra polityczna”. Tylko patrzeć, jak doczekamy sytuacji, kiedy złapany na gorącym uczynku włamywacz też powie, że powadzą przeciwko niemu polityczną nagonkę.

Przy okazji potwierdziło się, że wszyscy jesteśmy podglądani i podsłuchiwani, bo skoro nawet potężny poseł Chlebowski, to cóż mamy myśleć my, skromni obywatele? Ano, nie wolno nam zapominać, że razwiedka interesuje się również skromnymi, zwłaszcza w sytuacji, gdy 7 oficjalnie działających w Polsce tajnych służb coś przecież musi robić – bo „rozwiązane” Wojskowe Służby Informacyjne wiadomo – z ramienia Naszej Pani Anieli, która właśnie wygrała wybory, już bez niepotrzebnej ostentacji sprawują w Polsce rzeczywistą władzę, kontrolując nie tylko polityczny Bandar-Log, ale przede wszystkim – dzięki kapitalizmowi kompradorskiemu – gospodarkę. Dlatego właśnie musimy „walczyć z korupcją”, a w tej walce – jak to w walce – padają ofiary. Okazało się, że przed niezawisły sąd może zostać zaciągnięty nawet Szef CBA Mariusz Kamiński. Ujawnił to minister sprawiedliwości Andrzej Czuma, który („policmajster powinność swej służby zrozumiał”) wprawdzie w Zbigniewie Chlebowskim żadnej winy nie znalazł, ale za to ujawnił, że Mariusz Kamiński „chciał aresztować” samą Jolantę Kwaśniewską. Chciał aresztować! Nooo, nie, tego już za wiele! To niesłychane rzeczy! Co za bezczelny i niebezpieczny konspirator! To świętokradztwo gorsze jest nawet od samobójstwa Barbary Blidy, chociaż, jak wiadomo, jest ona, a w każdym razie na pewno będzie santo subito - a jeśli w ogóle można porównać je z czymkolwiek, to chyba tylko z aresztowaniem w Szwajcarii Romana Polańskiego.

Ale, jak wiadomo, ponieważ jest rozkaz, żeby nasza demokracja była przewidywalna, a poza tym, nawet i bez tego u nas nic nie dzieje się naprawdę, to postulat powołania sejmowej komisji śledczej traktuje jako ofertę rozpoczęcia pojednawczych rokowań, które – ku zadowoleniu Naszej Pani Anieli – zgodnie z zasadą: my nie ruszamy waszych – wy nie ruszacie naszych - zakończą się zapewne wesołym oberkiem – bo przecież chyba wzajemnie się nie wyaresztują. Inna rzecz, że to świetny pomysł na „finis Poloniae”, ale to chyba zbyt piękne, żeby było prawdziwe. Starsi i mądrzejsi czuwają, czego najlepszą ilustracją jest straszliwy konflikt o rządy nad telewizją. Najpierw niezawisły sąd najwyraźniej nie wiedział, jaki jest rozkaz, bo pozostawił dwóch prezesów, a kiedy następnego dnia ktoś starszy i mądrzejszy sytuację wyjaśnił - wykreślił „byłego neonazistę” i wszystko już jest w jak najlepszym porządku. Oczywiście do następnego przecieku – ale przecież one tylko dla naszego dobra, bo i nam też coś się od tego życia politycznego należy.


Felieton  ·  tygodnik „Najwyższy Czas!”  ·  2009-10-09

 Stanisław Michalkiewicz
  www.michalkiewicz.pl


Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.