Żydowskie kierownictwo oraz banki UE wykupują, dzierżawią, coraz większe obszary rolne w Ameryce Południowej. Firmy dystrybucyjne, będące własnością żydowskiego kapitału, będą decydowały o jakości, ilości i o cenach sprowadzanej z Ameryki do Europy żywności i będą czerpały z tego procederu wyłączne korzyści.
Traktat akcesyjny Polski do UE, wynegocjowany i podpisany przez żydowskie władze Polski, przewiduje redukcję polskiego rolnictwa z 1,95 mln gospodarstw rolnych (ilość gospodarstw w 2004r.) do docelowej liczby 200 tys. gospodarstw. Od 2004r., od roku przystąpienia Polski do UE, do roku 2010 w wyniku bankowego zadłużenia i celowo realizowanej przez żydo-władzę RP polityki nieopłacalności gospodarowania likwidacji uległo ok. 500 tys. gospodarstw rolnych.
Polska z eksportera płodów rolnych stała się ich importerem. Tzw. unijne dofinansowanie rolnictwa stanowi w Polsce maksimum 25% tego, co otrzymują rolnicy z państw starej UE (bez państw Europy Środkowo-wschodniej) przy zrównanych kosztach produkcji.
Należy pamiętać, że traktat akcesyjny został przyjęty wbrew obowiązującemu w Polsce prawu, wbrew Konstytucji RP, którą ustanowiły żydowskie władze RP, a którą same złamały. W traktacie akcyjnym żydowskie władze RP przyjęły zapis zobowiązujący Polskę do przyjęcia waluty € UE, a więc do ustanowienia EBC centralnym bankiem Polski, mimo istniejącego w Konstytucji RP zapisu, że centralnym bankiem Polski jest NBP.
Dariusz Kosiur
* * *
„Albo woda, albo rolnictwo”
autor – Krzysztof Losz Nasz Dziennik, 5.09.2012, str.10
Ministerstwo Środowiska chciałoby uznać cały kraj za obszar szczególnie narażony (OSN) na zanieczyszczenia azotanami. Protestują przeciwko temu rolnicy, bo to groziłoby obniżeniem produkcji żywności, a nawet likwidacją części gospodarstw
Problem jest rzeczywiście bardzo poważny. Chodzi o ograniczenie odpływu azotu ze źródeł rolniczych do wód, ponieważ z pól spływa najwięcej szkodliwych związków do rzek, jezior, stawów. Są one zawarte w odchodach zwierzęcych lub nawozach sztucznych. Minister rolnictwa Stanisław Kalemba mówił podczas posiedzenia sejmowej Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi, że minister środowiska Marcin Korolec chciałby uznać za obszary OSN całą powierzchnię kraju, na co nie chce zgodzić się resort rolnictwa. Pojawił się poważny spór, czego zresztą minister Kalemba nie ukrywał. – Powinniśmy utrzymać te 7,5 proc. powierzchni użytków rolnych, które obecnie jest przyjęte – deklarował minister Kalemba. Taki wskaźnik został zgłoszony jeszcze kilka miesięcy temu i ministerstwo rolnictwa nie chce go zmieniać. – Nie chcemy ustąpić – zapewnia Stanisław Kalemba.
Ministerstwo Środowiska, wspierane przez Regionalne Zarządy Gospodarki Wodnej, ma swoje racje. Chodzi o ochronę wód zanieczyszczanych związkami azotu i fosforu, bo ich zbyt duże stężenie prowadzi do zamierania życia biologicznego. Szkodzi nie tylko roślinom i zwierzętom, ale także ludziom. Minister Kalemba przekonuje jednak, że gdyby cały kraj objęto OSN, wówczas uderzyłoby to w gospodarkę rolną, bowiem właściciele ziemi musieliby ograniczyć nawożenie, a to oznaczałoby zmniejszenie plonów i dochodów rolników. Aby im to zrekompensować, trzeba uruchomić system wypłaty wysokich dotacji. Tym bardziej że stracą oni dużą część obecnych dopłat bezpośrednich, wynikających zwłaszcza z realizacji programów rolno-środowiskowych.
Dodatkowe koszty dla rolników
Nie chodzi zresztą tylko o plony. OSN powoduje również dodatkowe koszty dla rolników, czego nie ukrywają eksperci. Gospodarze będą zobowiązani np. do wprowadzenia w gospodarstwie wielu skomplikowanych i kosztownych działań, jak opracowywanie bilansu azotu, planu nawozowego. Konieczna będzie ponadto budowa płyt obornikowych, zbiorników na gnojowicę i inwestowanie w nowe technologie produkcji kiszonek, aby nie dochodziło do wycieku soków do gruntu. Każde gospodarstwo byłoby oczywiście objęte systemem kontroli, a w razie stwierdzenia jakichś nieprawidłowości lub błędów na rolników spadałyby surowe kary finansowe.
To nas zniszczy
Nic więc dziwnego, że rolnicy w całym kraju protestują przeciwko planom resortu środowiska. Obawiają się, że poniosą największe koszty programu ochrony wód i nikt im tych strat nie zrekompensuje. Nie dziwi więc stanowisko Krajowej Rady Izb Rolniczych, od dawna protestującej przeciwko zwiększaniu obszaru Polski, który ma być objęty OSN. Zostaną bowiem do niego włączone gleby o najwyższych klasach bonitacyjnych. Zdaniem rolniczego samorządu, “utworzenie stref OSN w rejonach wysoce rolniczych ogranicza prawo własności oraz możliwość działania na prywatnych gruntach rolnych w związku z planowanym rozszerzeniem stref OSN, również na tak dużych, rozległych, oddalonych od cieków wodnych terenach”. Rolnicy zostaną obciążeni dodatkowymi obowiązkami, a ponadto te gospodarstwa, które znajdą się w strefie OSN, nie będą mogły korzystać z wielu unijnych programów pomocowych. – Można sobie wyobrazić i taką sytuację, że rolnik realizuje inwestycję, na którą dostał unijną dotację, ale w tym czasie jego gospodarstwo trafia do strefy OSN. Musi więc ponieść dodatkowe koszty, co zburzy cały biznesplan, jaki był zgłoszony przy ubieganiu się o dotację – mówi Michał Kujawski, doradca rolny. – To może być podstawą nawet do wstrzymania wypłaty pieniędzy unijnych, a wtedy bank może wymówić rolnikowi umowę kredytową i zażądać natychmiastowej spłaty długu. Dla niejednego gospodarstwa oznaczałoby to bankructwo – ostrzega Kujawski.
Państwa na to nie stać
Rolnicy są oburzeni planami rozszerzenia OSN, bo te strefy objęłyby wówczas tereny, gdzie poziom nawożenia, a przez to i zanieczyszczenia gleby i wód związkami azotu, jest bardzo niski. Przykładem mogą być okolice Płocka – wskaźnik zanieczyszczeń azotem wynosi tam mniej niż 10 mg/l wody i od lat stale spada. Nie ma więc powodów, aby na tym terenie stosować dodatkowe restrykcje. Podobnie jest w wielu innych regionach. W województwie zachodniopomorskim istnieje jeden OSN, ale zarząd gospodarki wodnej chce utworzyć kolejnych osiem. Rolnicy są temu przeciwni, bo obszary objęłyby najcenniejsze rolniczo tereny, w tym powiaty stargardzki, pyrzycki czy gryfiński.
Ekonomista Grzegorz Budzyński mówi, że strefy oczywiście można teoretycznie wprowadzić w całym kraju, tylko że państwa po prostu na to nie stać. Aby nie doprowadzić gospodarstw do ruiny, państwo musiałoby zwiększyć dotacje do rolnictwa – byłyby to setki milionów złotych rocznie. – Ale skąd je wziąć? Nie wiem, budżet takich funduszy nie ma – mówi Budzyński.
Minister rolnictwa Stanisław Kalemba przekonuje, że rolników na OSN nie stać, nie mają bowiem pieniędzy na zrealizowanie wielu niezbędnych inwestycji.
Krzysztof Losz
za: http://www.naszdziennik.pl/wp/9074,albo-woda-albo-rolnictwo.html
Podkreślenia w tekście – D.Kosiur
Za: http://wiernipolsce.wordpress.com/2012/09/05/miedzynarod-likwiduje-polskie-rolnictwo/