Rząd Donalda Tuska nie zwalnia tempa w przygotowaniach do przyjęcia w Polsce euro. Mimo głosów rozsądku nawet swego koalicjanta Waldemara Pawlaka, który słusznie zauważył, iż „Polska unika recesji m.in. dzięki temu, że posiada elastyczny kurs walutowy, który poprawia atrakcyjność eksportu” - rząd nie zważając na nic, brnie do celu. Nikt nie ma wątpliwości, iż cała idea wspólnej waluty ma wyłącznie wymiar polityczny, bez uzasadnienia ekonomicznego.
Pogrąża się nieustannie Grecja, której na siłę podaje się kroplówkę pogarszającą tylko ogólny stan. Lecz Niemcy i Francja nie chcą pozwolić na rozłam strefy euro, którą będą ratować „za wszelką cenę”. Jeśli Grecja wróciłaby do drachmy, i co nie daj Boże, dzięki możliwości kierowania własną polityką monetarną wedle swych potrzeb, zaczęłaby powolne odbudowywanie swej gospodarki, cóż to byłby za przykład dla Hiszpanii czy Włoch? Oznaczałoby to, iż opłaca się czym prędzej porzucić utopijną wizję wspólnej waluty europejskiej na rzecz suwerennych polityk monetarnych. A na to duet Niemcy-Francja pozwolić sobie nie może. Grecja będzie więc dalej płacić za to, iż na własne życzenie dała się wpuścić w maliny.
Polska jest na etapie Grecji, która przymierzała się do wstąpienia do strefy euro-landu. Obecnie nic nie wskazuje na to, ażeby polski rząd wyciągnął wnioski z tych przykładów. Skoro przykład Grecji nie jest dość przekonywający, może problemy Włoch otworzą oczy Donaldowi Tuskowi?
Nie odbiła się większym echem w naszych mediach informacja, iż Włochy już nie są ósmą gospodarką świata, dotychczas wchodzącą w skład grupy G8. Jej miejsce zajęła Brazylia, a Włochy spadły na pozycję dziewiątą. Na najbliższym szczycie przedstawicieli państw G8 powinna więc zostać zaproszona Brazylia, zamiast Włoch. Naturalnie dla europejskich przywódców jest to nie do zaakceptowania. Zastosowano prosty manewr: Grupa G8 ma przestać istnieć a na jej miejsce zostanie utworzone G10. Wszystko po to, aby Włochy wciąż mogły brać udział w obradach. Jest to kolejne jaskrawe ostrzeżenie jakie skutki niesie za sobą zrzeczenie się prawa i możliwości kreowania własnej polityki monetarnej.
Oprócz zagrożeń, które dopiero są przed nami, Polska już tonie w długach, które nie topnieją a rosną. Warto z zainteresowaniem przyjrzeć się koncepcji wyjścia z „niemoralnego długu” jaką zastosował Ekwador.
12 grudnia 2008 roku Rafael Correa ogłosił, iż unieważnia wszystkie narodowe długi, gdyż zostały one zaciągnięte przez poprzednie rządy w drodze korupcji, ze złamaniem konstytucji. Przeforsował poprawkę o tym, iż „legitymowane przez prawo jest to, co służy społeczeństwu.” Międzynarodowy Fundusz Walutowy, któremu Ekwador był winien 11 mld euro oświadczył, iż „ten kraj jest [przez nas] izolowany”. Naturalnie Ekwador szybko został za to zrugany m.in. przez prezydenta George'a Busha, według którego podjęto „decyzję kryminalną” i wezwał do wykluczenia z ONZ. Prócz tego USA były gotowe do „opcji militarnej, aby zabezpieczyć amerykańskie interesy”. Czyli tak jak wszystkie inne wojny i konflikty zbrojne wywołane przez Stany Zjednoczone, za fasadą eksportu demokracji, chodziło o własne interesy. Dobrze jest to usłyszeć wprost.
Prócz wypowiedzenia spłaty długów międzynarodowym finansistom, Ekwador znacjonalizował działające u siebie korporacje The United Fruit Company i Del Monte & Associates za „niewolnictwo i zbrodnie przeciwko ludności”. W wyniku tego, cały przemysł bananowy, którego Ekwador jest największym eksporterem, znalazł się w rękach państwa. Dowiedziono, iż The United Fruit Company od wielu lat korumpowało polityków i nakazano zapłacić 6 mld $ tytułem odszkodowania. Prawnicy Ekwadoru w Nowym Jorku zaproponowali USA układ: albo Stany zaakceptują roszczenia rządu Ekwadoru wobec The United Fruit Company, albo zakwestionują żądania Ekwadoru, lecz tym samym zdelegalizują swoją własną politykę co do Iraku. A to wiązałoby się odszkodowaniom szacowanym na 250 mld euro plus odsetki za cztery lata. Prezydent elekt Barack Obama przekonał George'a Bush'a aby nie zaogniał sytuacji. To było zwycięstwo Ekwadoru.
Przed sąd trafiła cała klasa polityczna poprzedniego rządu. Dla większości zapadły wyroki więzienia. Średnio 10 lat. Majątki skonfiskowano i znacjonalizowano, przekazując np. ziemię spółdzielniom rolnym. W liście do Benedykta XVI, prezydent Rafael Correa, przedstawił się jako „zawsze skromny sługa Waszej Oświeconej Świątobliwości”. Prosił o „duchownych obdarzonych darem głębokiej duchowości i gotowych służyć potrzebującym”.
Izolacja wyzwolonego Ekwadoru była odczuwalna, ale solidarność sąsiadów okazała się wzorowa. Wenezuela oświadczyła, że będzie zaopatrywać Ekwador w ropę i gaz za darmo przez 10 lat. Brazylia przekaże 100 ton dziennie pszenicy, ryżu, soi oraz owoców. Argentyna dołączyła do wsparcia oddając 3% swej produkcji wołowiny. Boliwia udzieliła nieoprocentowanej pożyczki w wysokości 5 mld $ płatną w ciągu 10 lat, w 120 ratach.
Swoistej rewolucji dokonał Rafael Correa. Absolwent Harvarda na kierunku ekonomii i planowania ekonomicznego, sam siebie określa „chrześcijańskim socjalistą”.
Ekwador jak i cała Ameryka Południowa przeciwstawiła się kolonializmowi, niewolnictwu i wyzyskowi ze strony USA i Europy, które tuczyły się kosztem Latynosów.
Polska niestety nie może liczyć na wsparcie kogokolwiek, gdyby postanowiła nagle zrzucić kajdany. Może natomiast po części brać przykład z Ekwadoru. Choćby oczyszczając własne podwórko z panującej klasy politycznej, której dziełem są m.in. sprywatyzowane całe gałęzie gospodarki znacznie poniżej swej wartości, wzrost bezrobocia i rozwarstwienie społeczne.
Jest też inny przykład, znacznie bliższy.
Jesienią 2008 roku załamał się sektor bankowy Islandii. W praktyce oznaczało to bankructwo. Trzy duże banki islandzkie oferowały lokaty z wysokim oprocentowaniem. Dalszy scenariusz był podobny do znanego nam, wprowadzonego przez Marcina P. Banki nie były w stanie wypłacić należności swym klientom, gdy ci szturmem chcieli je odzyskać. Plan naprawczy rządu obejmował znacjonalizowanie tych banków i negocjowanie spłaty wierzytelności obywatelom Wielkiej Brytanii i Holandii, którzy w Islandii inwestowali. Islandczycy, którzy nie akceptowali takich zamierzeń, na tyle skutecznie potrafili wyrazić swój sprzeciw, że w rezultacie cały rząd upadł. W referendum (gdyż Islandia, w przeciwieństwie do polskich rządów, pyta swych obywateli w sprawach wysokiej wagi) 93% obywateli opowiedziało się przeciwko spłacaniu zagranicznych pożyczek zaciągniętych przez prywatne banki islandzkie, które doprowadziły do ekonomicznej katastrofy państwa. Nowy gabinet zagwarantował zwrot zobowiązań banków jedynie wobec obywateli Islandii i rodzimych firm. Najbardziej godnym podziwu, z polskiego punktu widzenia, jest pociągnięcie do odpowiedzialności osób, które odpowiadały za taki stan rzeczy. Były premier został oskarżony o rażące zaniedbanie obowiązków i nie wprowadzenie działań naprawczych w sektorze bankowym. Sekretarz ministra finansów, za wykorzystywanie poufnych informacji służbowych do osiągania prywatnych korzyści finansowych, został skazany na dwa lata pozbawienia wolności. Dwaj prezesi banków otrzymali karę czterech i pół roku pozbawienia wolności.
Takie działania szybko przyniosły odpowiednie efekty. Pod koniec 2010 roku zahamowano wzrost bezrobocia oraz spadek PKB. Obecnie bezrobocie jest jednym z najniższych w Europie, na poziomie 5%. Prognozy wskazują na utrzymanie 3% wzrostu PKB. Warto dodać, iż średnia w euro-landzie to 0,3%. Międzynarodowe instytucje finansowe podniosły ratingi Islandii. W strefie euro takie indywidualne działania naprawcze nie byłyby możliwe. Polityka monetarna jest jedna i wspólna dla wszystkich, toteż brak możliwości takiego nią kierowania, aby służyła państwu. Stąd różnica między Grecją a Islandią. Gdy ta pierwsza pogrąża się coraz bardziej, Islandia równie poważny krach ma już za sobą.
Rząd Islandii sam zaleca wprowadzenie ich modelu naprawczego w państwach Europy. Tyle że Islandia jest poza Unia, więc jest suwerenna. My taki komfort zaprzepaściliśmy. Nawet postawienie do odpowiedzialności ludzi odpowiedzialnych za finansowe matactwa jest u nas zwykle nierealne.
Dwa wyżej opisane przykłady obrazują różną drogę wyjścia z kryzysu. Najpierw ukaranie winnych. W efekcie - odbudowa gospodarki. W Polsce możemy czekać całe lata na wyroki sądowe ws. Amber Gold i osób z tym procederem powiązanych. W międzyczasie doczekamy u nas kolejnych Mistrzostw Europy, a może nawet Świata. Paraliż wymiaru sprawiedliwości, stare, lecz wciąż silne układy, skutecznie blokują postęp. Chyba że mamy na sumieniu kradzież pietruszki z warzywniaka.
Maciej Wydrych
Artykuł publikowany w tygodniku "Myśl Polska" nr 45-46
oraz na portalach m.in. konserwatyzm.pl
Źródło: www.owp.pl